Franciszek Bolisęga – milicjant, który był Człowiekiem

W 15-tym numerze Głosu Tymbarku, z 1993 roku, ukazał się artykuł, w związku ze śmiercią śp.Franciszka Bolisęgi – m.in. komendanta Posterunku Milicji w Tymbarku. W artykule tym autor, który podpisał się  skrótem (Stw), przedstawił postać śp.Franciszka Bolisęgi.

Poniżej przedruk artykułu oraz zdjęcia.

Franciszek Bolisęga

“WSZYSTKO DLA INNYCH – NIC DLA SIEBIE”

Dnia 21 lipca br. w parafialnym kościele w Jurkowie odbyło się nabożeństwo żałobne przy trumnie śp. Franciszka Bolisegi. Kościół i jego otoczenie nie pomieściły wszystkich uczestników nabożeństwa, wielu musiało stać poza murami otaczającymi kościół. Jak powiadają Jurkowianie – takiego pogrzebu nikt nie pamięta.  Nawet pogrzeb księdza nie ściągnął takiego tłumu. A tłum był mieszany. Obok księży i si6str zakonnych- spora grupa policjantów umundurowanych i nieumundurowanych. Starzy i młodzi, sporo dzieci. Ludzie miejscowi i  z przeróżnych innych miejscowości, a wśród nich spora grupa mieszkańców Tymbarku.
Kimże więc był Franciszek Bolisęga, że jego pogrzeb ściągnął tak licznie tych, którzy pragnęli w ten sposób złożyć mu hołd i wyświadczyć ostatnią przysługę?
Urodził się 28 kwietnia 1934 roku w Chyszówkach – wsi u podnóża Mogielicy i Łopienia. Jego rodzice byli ubogimi rolnikami, jednakże dobrze wychowującymi swe dzieci, w miłości do Boga i 0jczyzny. Od pierwszych dni życia wpajali te zasady w serca swoich dzieci. Wychowany w takiej atmosferze Franek – bo tak zwykł był zawsze mówić o sobie od najmłodszych lat starał się być wierny tym zasadom. W rodzinnych Chyszówkach ukończył zaledwie cztery klasy szkoły podstawowej, by w 1947 r., jako małoletni chłopiec, wyjechać na Ziemie Odzyskane, do Nowej Soli, gdzie podejmuje pracę jako robotnik tartaczny. Pragnie w ten sposób ulżyć rodzicom i nieco odłożyć “na przyszłość”. Po kilkunastu miesiącach wraca do rodzinnego domu, gdzie pomaga rodzicom w pracy na roli, a jednocześnie kończy wieczorową szkołę podstawową. Po jej ukończeniu powt6rnie wyjeżdża na Dolny Śląsk, gdzie podejmuje pracę w fabryce porcelany w Bobrowicach. Po pewnym czasie zostaje powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Los rzuca go do Białegostoku, gdzie w formacji KBW służy do końca pobytu w wojsku. Służbę wojskową kończy w stopniu plutonowego. Nafaszerowany ówczesną ideologią patriotyczną pragnie służyć Ojczyźnie jako milicjant. Gorliwie spełnia swe obowiązki sądząc, że w ten sposób godnie służy narodowi.  Nie korzysta z wielu intratnych propozycji, a nawet rezygnuje z założenia własnego życia rodzinnego na rzecz służby, w słuszność której wierzy w prostocie swojego serca.  Większość z nas pamięta jego postępowanie, kiedy  to pełnił funkcję komendanta posterunku w Laskowej, Ujanowicach i w Tymbarku. Trwało to tak długo, dopóki nie zrozumiał 1 nie przekonał się, o czym nieraz wspominał, że inne są paragrafy dla partyjnych, inne zaś dla pospólstwa. Zrozumiawszy to postanawia nadal pracować w milicji, jednakże jako główny cel stawia sobie z jednej strony niesienie pomocy potrzebującym jej, a z drugiej tępienie wszelkich rzeczywistych nieprawowości.  Staje się bardzo aktywny na wszystkich odcinkach życia społecznego. Jako komendant posterunku w Tymbarku (gdzie pracował do chwili przejścia na emeryturę) działa w tych okolicach niemal we wszystkich przedsięwzięciach tego terenu. Nie na rękę to jego przełożonym i działaczom partyjnym, którzy zaczynają “uprzyjemniać” mu życie przez nasyłanie przeróżnych komisji i kontroli, do ministerialnej włącznie. Żadna jednak nie ma podstaw, by postawić mu zarzuty, dzięki którym można by było odsunąć go od dotychczasowej działalności.
Jego prawdziwe patriotyczne oblicze daje się poznać w okresie powstania “Solidarności”, a potem w okresie stanu wojennego. To dzięki niemu
szereg osób zostało uchronionych przed internowaniem, więzieniem czy innymi represjami. To dzięki niemu otrzymywały ostrzeżenia osoby, u których miano przeprowadzać rewizje i aresztowania. Wystarczy tu przypomnieć dzień 13 grudnia 1981 roku. Już po ogłoszeniu stanu wojennego w Domu Kultury w Tymbarku odbywało zebranie “Solidarności”. Cały przebieg zebrania był jednakże nagrywany na taśmie magnetofonowej przez podstawionego przez SB człowieka. Nagranie to miało stanowić podstawę aresztowań. Jakież jednak było zdziwienie funkcjonariuszy SB, kiedy taśma okazała się nieczytelna. Była to zasługa śp. Franciszka, który narażając siebie (u niego bowiem na posterunku taśma była przechowywana) uwalniał w ten sposób innych. A takich przykładów można podać znacznie więcej. Nie chodzi tu jednak o ilość, wystarczy samo stwierdzenie faktu. Mam nadzieję, że w jego biografii szczegóły te znajdą dokładniejsze opisy.
Tu natomiast pragnę jeszcze ogólnikowo podkreślić jego zaangażowanie w pracach społecznych na terenie komitetów: budowy dróg, gazyfikacji, elektryfikacji, telefonizacji, w Radzie Przyjaciół Harcerstwa, Komitecie  Antyalkoholowym, w Kołach Łowieckich i szeregu innych.
Na osobne podkreślenie zasługuje jego pomoc osobom indywidualnym, zwłaszcza dzieciom i młodzieży, których wszelkimi sposobami nakłaniał do kształcenia się. To on wyszukiwał szkoły, troszczył się, by pozytywnie zdali egzaminy, a potem pomagał w kompletowaniu podręczników i innych pomocy naukowych.
Trudno tu wymienić wszystkie zasługi śp.Franciszka, ale myślę, że to co napisałem mówi już samo przez siebie, jakim był naprawdę. Zawsze
spokojny, uśmiechnięty, gotowy na każde wezwanie pomocy, a nawet pomagający bez wyraźnego wzywania – stał się symbolem miłości bliźniego. Jego dewizą było: wszystko dla innych, nic dla siebie. I to właśnie daje podstawę, by powiedzieć o nim, że był naprawdę Człowiekiem,
Człowiekiem przez duże “C”.

CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI !

(Stw)