Wspomnienia o śp.księdzu prałacie Eugeniuszu Piechu – spisane przez Stanisława Wcisło

“Wspomnienia o śp. księdzu prałacie Eugeniuszu Piechu, które życie poświęcił Bogu, ludziom i Ojczyźnie oraz cierpiał za niezdradzenie tajemnicy” – to opracowanie, z 2002 roku, Pana Stanisława Wcisło, o księdzu Eugeniuszu Piechu (1919 – 1987), który był wikariuszem w Parafii Tymbark od 21.04.1947  do 01.08.1952, a następnie  proboszczem w Parafii Muszyna.

Część pierwsza

Minęło 60 lat od czasu kiedy diakon Eugeniusz Piech, leżąc krzyżem w katedrze tarnowskiej prosił Boga o przyjęcie go w poczet kapłaństwa Chrystusowego.

Jego gorąca prośba został wysłuchana i w dniu 9 sierpnia 1942 roku, z rąk biskupa Edwarda Komara otrzymał święcenia kapłańskie, Został wreszcie kapłanem. Ziściło się jego największe marzenie. Radość przeniknęła jego serce. Jednakże radość, jaka w nim zapanowała szybko została przygaszona z chwilą otrzymania depeszy. Treść jej nie była oczekiwana. Rodzina przysłała telegram. Lecz nie z gratulacjami i życzeniami, a przyniosła smutną wiadomość – oto matka zmarła. Jego matka, która tak kochał. Matka, która z wielkim zaparciem i wieloma wyrzeczeniami robiła wszystko, by jej Genio został księdzem. Kiedy zaś został, ona nagle odeszła.

Marzyli kiedyś- ona- jaka to będzie radość, kiedy jej ukochany synek, Gienuś, już jako ksiądz, udzieli jej prymicyjnego błogosławieństwa. On również z wielkim utęsknieniem czekał, by wraz z błogosławieństwem kapłańskim, podziękować jej za wszelkie trudy, kłopoty i zmartwienia, jakich dostała, aby ziściły się jego zamiary, by zostać księdzem.

Kapłanem, dzięki Panu Bogu, został. Jego największe marzenie spełniło się, lecz radość ze spełnienia nie była pełna. Ta najdroższa osoba, jaka dla niego istniała – matka- nie pobłogosławiła już księdza Gieniusia, kiedy wychodził z domu, by odprawić mszę prymicyjną. Uczyniła to matka jego matki – babcia Maria Żaczek. Smutne były te prymicje. Smutne i skromne, „gdyż był to już 3 rok wojny, a Niemców wszędzie pełno” – jak pisała siostra księdza Piecha, pani Ludwika Piotrowska z Lipnicy Murowanej.

Tak więc ksiądz Eugeniusz Piech rozpoczął swe życie i pracę kapłańską – w służbie Boga, Ojczyźnie i bliźnim. Zaś po 45 latach mogliśmy przeczytać w Tygodniku Powszechnik (Nr 8/87 z 22.02.1987 r.) nekrolog:
Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w dniu 29.01.1987 r. zmarł w wieku 67 lat, w 45 roku kapłaństwa ś+p Ksiądz Prałat Eugeniusz Piech długoletni proboszcz parafii św.Józefa w Muszynie, w czasie okupacji wykładowca Tajnego Nauczania i kapelan I Zgrupowania Obwodu Dębickiego AK w sekcji „Burza”, niezmordowany duszpasterz i wykładowca, całym sercem oddany sprawom Kościoła i Ojczyzny.

Uroczystości pogrzebowe z udziałem J.E.ks.bpa Józefa Gucwy odbyła się w dniu 31.I.br. na cmentarzu parafialnym w Muszynie. – Rodzina i przyjaciele.”

Życie człowieka o nazwisku Eugeniusz Piech trwało 67 lat i kilka miesięcy, zaś życie i praca kapłana nie całe 45.Zdawać by się mogło, że żył i umarł – koniec. Okazuje się, że jednakże nie, gdyż w rok później zwiedzając Muszynę, wstępując przy okazji do kościoła parafialnego pod wezwaniem św.Józefa przy  wejściu rzuca nam się w oczy duża tabli­ca z brązu. Jest to tablica epitafijna, poświęcona pamięci tamtejszego proboszcza, śp.ks. prałata Eugeniusza Piecha.

W górnej części tablicy, po jej lewej stronie widnieje popiersie księdza Eugeniusza, zaś w stylizowanym polu epitafium napis: Sp.Ks. Prałat Eugeniusz Piech 1919 – 1937.Urodzony w Lipnicy Murowanej. W latach 1956 – 1987 Proboszcz Parafii św.Józefa w Muszynie. Założy­ciel Parafii i Budowniczy Kościoła Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej w Muszynie-Folwarku. Kapłan według Serca Bożego Gorliwy Duszpasterz a w latach okupacji ofiarny Kapelan Armii Krajowej. W I Rocznice Śmier­ci – Parafianie i Żołnierze A.K.”

Zasłużona to postać skoro w zaledwie rok po śmierci społeczeństwo Muszyny oraz Kombatanci Armii Krajowej fundują rak okazałą tablicę pamiątkową dla uczczenia Jego pamięci.

Warto więc przypomnieć Jego sylwetkę tym, którzy go znali oraz ukazać młodym i tym, którzy go nie znali, albo słyszeli o nim w zupełnie innym świetle, jakie tworzyła Służba Bezpieczeństwa i pracownicy aparatu partyjnego PRL. Zwłaszcza w okresie 1947 – 1956.

Księdza Eugeniusza Piecha poznałem jesienią 1948 r. w Tymbarku, gdzie pracował jako wikary tej parafii. Wkrótce zaprzyjaźniliśmy się i przyjaźń ta trwała do końca Jego ziemskiej wędrówki. Dzięki tej znajomości miałem możność bliżej poznać Jego charakter oraz dowiedziałem się sporo o Jego życiu i poczynaniach. Pragnę więc, chociaż nieudolnie, ukazać Jego sylwetkę. Mam nadzieję, że inni uzupełnią ten opis i ta wspaniała postać ukażą hardzieć wyraziście. Mnie zaś cho­dzi tylko o to, aby ta szlachetna postać nie zatarła się w naszej pamięci.

“Błogosławieni, którzy w Panu umierają, bo idą wraz z nimi ich czyny” – te słowa to motto Pożegnalnej mowy, wygłoszonej przy trumnie śp.księdza Piecha przez bpa Józefa Gucwę, który żegnał zmarłego w dniu Tego pogrzebu.

I chyba w tych kilku słowach zawarta została cała prawda o życiu i Pracy zmarłego. Był to bowiem człowiek przez duże C, który nogami mocno trzymał się ziemi, lecz głową zawsze był w niebie. To On podał mi kiedyś prawdziwy kompas drogi życiowej, mówiąc: “Pamiętaj Staszek,jeśli chcesz dobrze przejść przez życie to pracuj tak, jak byś miał żyć wiecznie, ale postępuj tak, jakbyś za chwilę miał umrzeć.”

Tak też i sam postępował. Dlatego przez wielu był szanowany i doce­niany – nawet przez swych wrogów. W towarzystwie był lubiany za swe pogodne usposobienie i radosny uśmiech,jaki zawsze błąkał się na Je­go ustach. A przecież życie Jego nie było usłane różami. Owszem,być może różami, lecz nie ich barwnymi ,pachnącymi kwiatami, a jedynie ciernistymi pędami z kolcami, które często kaleczyły Jego serce. Nigdy jednak nie narzekał, ani się uskarżał. Nawet w najtrudniejszych chwilach mówił z uśmiechem: “Cóż to jest wobec cierpień Chrystusa? A przecież mamy Go naśladować.”

Aby lepiej poznać osobę księdza Piecha i zrozumieć Jego postępowanie w życiu należy zacząć “ab ovo”,czyli od lat najmłodszych i środowiska w jakim się wychował.

Ks.Eugeniusz Piech pochodził z Lipnicy Murowanej. Z tej Lipnicy, która znana jest jako ziemia rodząca ludzi świętych, błogosławionych gorących patriotów, a przede wszystkim ludzi o szlachetnych sercach. Lipnica Murowana to przecież ziemia błogosławionego Szymona oraz rodziny słynnych Ledóchowskich, a szczególnie błogosławionej Marii Teresy i Urszuli oraz Włodzimierza – generała oo Jezuitów.

W tej to ziemi i w takiej atmosferze Eugeniusz od lat najmłodszych swego życia starał się naśladować te postacie.

Urodził się dnia 14 listopada 1919 r., jako najmłodszy syn Anny, z domu Żaczek i Jana Piecha. Rodzice Eugeniusza tworzyli małżeństwo już z “przeszłością”. Matka po raz pierwszy wyszła za mąż za wdowca, Piotra Piekarczyka, z którym miała dwóch synów: Jakuba i Jana. Po dziesięciu latach małżeństwa, w dniu 25 kwietnia 1904 r. zmarł jej maż. Po kilku latach wyszła za mąż po raz wtóry. Również za wdowca,

Jana Piecha,ur.31 lipca 1859 r. Jan z pierwszego małżeństwa miał pięciu synów: Jana, Franciszka, Karola, Wojciecha i Stanisława. Tak więc, jak na nowe małżeństwo, państwo Piechowie, w chwili zawarcia te­go związku, mieli już siedmioro dzieci. Samych synów. U nowym małżeństwie gromadka ta powiększyła się jeszcze o dwoje, ti. o córkę Ludwikę,ur.3.08.1914 r. i syna Eugeniusza,ur.14.11.1919 r.

Eugeniusz urodził się już w wolnej, niepodległej Polsce, jednakże od dzieciństwa nie zaznał prawdziwej radości, gdyż raz po raz spada­ły na niego – bezpośrednio, czy pośrednio – kłopoty i zmartwienia, które nie pozwoliły na spokojne, radosne życie. Jedyne jaśniejsze pro­mienie, jakie przeświecały przez zasłane czarnymi chmurami jego życie to uzyskiwanie założonych przez niego celów.

W 1921 r., kiedy miał zaledwie dwa lata, umiera mu ojciec. Od tej pory pozostaje pod bezpośrednią opieką matki, która, mając tak sporą gromadkę dzieci, nie może zapewnić małemu Gieniusiowi takiej opieki, jaką pragnęłaby otoczyć. Należy bowiem pamiętać, że dopiero co skoń­czyła się I wojna światowa, która bardzo zubożyła ludność. Samotnej kobiecie, mającej na utrzymaniu dziewięcioro dzieci, trudno było utrzy­mać się z pracy na roli. By zapewnić im możliwy byt, a przynajmniej jego minimum, poza gospodarstwem rolnym prowadzi handel galanterią i dewocjonaliami. Ze swym straganem wędruje po okolicznych jarmarkach i odpustach.

Taka sytuacja uniemożliwia jej poświęcenie dostatecznej ilości czasu małemu Cieniowi, z którym jest bardzo zżyta. Jednak od najwcześ­niejszych dni życia kierowała. Jego myśli i uwagę na sprawy boskie. Zabierała go do kościoła niemal na wszystkie nabożeństwa, w których ona uczestniczyła. Takie wychowanie niewątpliwie miało duży wpływ na różniejsze życie Eugeniusza.

Pani Ludwika Piotrowska – siostra ks.Eugeniusza – w swych wspom­nieniach podaje jako  ciekawostkę, epizodzik ,kiedy to malutki Gieniek, będąc z matka w kościele (mając może 4 lata),podążył za nią przed ołtarz, gdzie kapłan rozdawał komunię św. Kiedy ksiądz nie podał mu “opłatka”,Gieniek z płaczem powrócił, skarżąc się na takie potraktowanie.

Na religijne wychowanie Eugeniusza wpłynęło niewątpliwie i lip­nickie środowisko, w jakim się urodził i wychowywał, bo już jako kapłan często je wspominał, szczególnie zaś błogosławionych: Szymona, Marię Teresę i Urszulę. Modląc się często zwracał się do tych lipnic­kich patronów, wypraszając potrzebne łaski dla siebie i dla innych. Pamiętał o nich do końca życia, dając temu wyraz, między innymi –  przyjmując, jako partyzant, pseudonim “Szymon” oraz budując kościół w Muszynie-Folwarku pod wezwaniem Marii Teresy Ledóchowskiej .

W wieku 6 lat Eugeniusz rozpoczął naukę w miejscowej,4-klasowej szkole podstawowej. Naukę po prostu chłonął. Po ukończeniu tej szkoły, matka Eugeniusza, widząc jego wielkie pragnienie dalszej nauki, oddaje go do gimnazjum w Bochni. I tak, nie mając jeszcze ukończonych 10 lat życia, Gienio znalazł się w gimnazjum.

Życie w Bochni nie było jednak łatwe dla niego. Musiał zamieszkać na stancji wraz z sześciu innymi kolegami, ale już starszymi, którym musiał niejednokrotnie usługiwać oraz znosić ich dokuczanie. Mimo takich warunków na stancji i przy oderwaniu cd życia rodzinno-domowego, dzielnie przetrwał pierwszy rok nauki otrzymując promocję do następnej klasy.