XIX wiek w historii Tymbarku – fragment „Zarysu dziejów..” Franciszka Leśniaka

Fragment rozdziału „Zarys dziejów Tymbarku do roku 1918” Franciszka Leśniaka

….

Rzemiosło tymbarskie w końcu XVIII i na początku XIX wieku reprezentowane było przez najprostsze zawody. Najliczniejszą grupę stanowili szewcy, których w Tymbarku zwykle pracowało trzech. W miasteczku znajdował się także kowal, rodzina Urbańskich trudniła się garbarstwem, Atłasiewicz krawiectwem. Źródła notowały również stolarzy, gorzelników, młynarzy i szklarzy.
Z urzędników pracujących w Tymbarku należy wymienić leśniczych – Józefa i Jana Marcinkowskich, dróżników – Marcina Fabry i Józefa Kosika. Przez pewien czas mieszkał w miasteczku chirurg kameralny, Michal Rideli (1826-1830).

W tymże czasie Tymbark zdobył się na spory wysiłek: na miejscu starego, drewnianego kościółka wybudowano w szybkim tempie murowany, który oddany został do użytku w 1824 roku.

Burzliwe lata rewolucji krakowskiej 1846 roku, rabacji oraz Wiosny Ludów doprowadziły w cesarstwie austriackim do uwłaszczenia chłopów. W Galicji reformą tą zajmowała się Ministerialna Komisja Indeminizacyjna, której prace objęły także i Tymbark. Mimo sprzeciwu kilku osób, m. in. plebana tymbarskiego, Komisja sfinalizowała uwłaszczenie.
Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XIX stulecia to jeszcze zastój w życiu gospodarczym miasteczka. Tymbark ,,leczył rany” po niedawnych epidemiach i po wielkim pożarze, jaki przeżyli mieszkańcy w nocy 22 września 1852 roku. Spłonęło wtedy 20 domów mieszkalnych (prawie 1/3 wszystkich domów w miasteczku), 9 stajen i 11 stodół z całym dobytkiem.

Od lat siedemdziesiątych obserwujemy jednak powolne ożywianie się życia miasteczkowego. Świadczy o tym m.in. powiększająca się liczba rzemieślników oraz różnorodność zawodów. Zaczął się rozwijać również handel. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy był masowy napływ do Tymbarku pod koniec XIX wieku ludności żydowskiej.

W tych latach wystawiona została przez Tytusa Sławikowskiego na sprzedaż majętność dworska w Tymbarku.

Oto jak reklamował ją w ogłoszeniu sprzedający: „Majętność w obwodzie sądeckim, przy gościńcu cesarskim i cyrkulnym położona, zawierająca w 2 folwarkach 200 morgów pola, 6 karczem, 250 morgów lasu przy którym dwa nowe tracze dom mieszkalny budynki gospodarcze po części nowe przy dwóch rzekach z wolnej ręki do sprzedania. W miasteczku, gdzie co trzy tygodnie targi bywają jest karczma. Propinacja czyni w tem państwie najmniej 1200 złr.”  

Oprócz dworskich szynków była w Tymbarku karczma, która należała do miejscowego probostwa. Odbudowana przez ks. Jana Szczurka i oddana w dzierżawę Michałowi Krzysiakowi o mało co nie zbankrutowała. Dopiero wtedy, gdy arendarzem został Żyd, Wolf Still, zaczęła dawać znaczne dochody.  Nie godziło się jednak, aby osoba duchowna była właścicielem domu, w którym nieraz dochodziło do gorszących scen; dlatego też pierwszym pociągnięciem nowego proboszcza, Szymona Kumorka, było jej skasowanie w 1890 roku.

W roku 1873 powstała, jako jedna z pierwszych w powiecie limanowskim gminna kasa pożyczkowa o skromnym kapitale zakładowym, wynosząca 240 złr. Celem jej było, jak stwierdzał statut ,,udzielać nieszczęściami dotkniętym gospodarzom zapomogę za pomocą pożyczek” .

W tym samym roku zaczął działać w miasteczku urząd pocztowy, a z chwilą uruchomienia linii kolejowej Chabówka. Nowy Sącz założono telegraf. Lokalizacja budynku poczty była również zależna od nowej trakcji; mieściła się ona na stacji kolejowej. 
 
Znakomitą sprawą dla mieszkańców Tymbarku było uzyskanie połączenia kolejowego z Nowym Sączem. Niewątpliwie na decyzji o budowie drogi żelaznej relacji Chabówka – Nowy Sącz zaważyła potrzeba ożywienia rejonów Galicji najbardziej zacofanych gospodarczo: podgórskich okolic Limanowej, Tymbarku i Mszany Dolnej.

W 1882 roku podjął się jej budowy niejaki Schwarc, przedsiębiorca, za 20 mln złr. W 1883 zakładano w Tymbarku tory kolejowe, a w 1885 oddano do użytku całą linię kolejową.

Wobec otwierających się perspektyw szybkiej komunikacji, ludzie zaczęli śmielej wyjeżdżać w inne strony. Udawali się więc młodzi i starsi tymbarczanie na poszukiwanie lepszej doli, często już nigdy do rodzinnego gniazda nie powracając. Symptomatycznym wydaje się być zjawisko, iż ogromna większość wyjazdów z Tymbarku rozpoczęła się po wybudowaniu kolei. Kierunek tego exodusu był na ogół jeden: Tymbarczanie głównie wybierali Budapeszt. Na jakie natrafiali tam warunki życia i pracy, świadczą najlepiej nazwiska i wiek zmarłych na obczyźnie.

Okazuje się, że tory kolejowe od samego początku przyciągały swym zimnym blaskiem zwolenników szybkiej ucieczki od codziennego życia. Najprawdopodobniej pierwszą ofiarą nowo wybudowanej kolei żelaznej Chabówka-Nowy Sącz, była pocztmistrzyni tymbarska, Olimpia Kleska, która rzuciła się 16 marca 1886 roku pod pociąg towarowy. 

Propinacja, karczma, szynk

Propinacja, karczma, szynk. Wszystkie te nazwy oznaczają jedno. Do naszych czasów w powszechnym użyciu pozostało określenie karczma. Propinacja – ustanowione z końcem XV wieku prawo, przywilej, który zezwalał i dawał wyłączność, posiadaczom majątków, ziemianom, dziedzicom, na produkcję w gorzelniach i browarach alkoholu, jego sprowadzanie, oraz handel nim i sprzedaż. Na ich podwładnych, w większości chłopów, nakładał obowiązek zakupu i spożywania tych procentowych pańskich produktów. Odbywało się to w karczmie, która rzecz oczywista była własnością dworu.  Prawo to zostało zniesione w Galicji dopiero w 1889 roku, lecz sama nazwa funkcjonowała  przez lata, jeszcze na początku XX wieku. Przykładem tego jest dawna pocztowa karta z Tymbarku.

Karta pocztowa „propinacja” oraz opis – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK 

 

Tymbarski Chór Parafialny wziął udział w XVII Zagórzańskich Spotkaniach Chórów

Osiem chórów wystąpiło na XVII. Zagórzańskich Spotkaniach Chórów „Laudate Dominum”, które odbyły się w Parafii p.w. Miłosierdzia Bożego w Mszanie Dolnej w niedzielę, 24 listopada. Wśród nich wystąpił Chór Parafii Tymbark, prowadzony przez Pana Wojciecha Czecha (organisty Parafii Dobra).  Chórowi towarzyszył proboszcz Parafii Tymbark dr Jan Banach.

(zdjęcia pochodzą ze strony oficjalnego serwisu Urzędu Miasta Mszana Dolna)

Fotografia z dworu sprzed 120 laty – Spotkania z historią Kolekcji Prywatnej Tymbark

 ALBUM Z DWORU 

Leżąca pośrodku fotografia jest niewielka w porównaniu do znajdujących się obok dużo większych zdjęć formatu gabinetowego.  Rozmiar około 6,5 na 10,5 centymetra.  Sygnatura fotograficznego atelier, a na zdjęciu dostojna, nobliwa pani. Jedna z najstarszych, zachowanych do naszych czasów fotografii związanych z historią Tymbarku. Wanda z Dunikowskich Marszałkowiczowa – matka Jadwigi z Marszałkowiczów Myszkowskiej – dokładnie babka ze strony matki Zofii Myszkowskiej ( Turskiej ) – ostatniej dziedziczki majątku Tymbark. Oryginał z albumu  z dworu w Tymbarku. Fotografia z dedykacją dla wnuczki Zosi. Proszę zobaczyć co jest napisane na odwrocie tej niezwykłej fotografii.

 

 
„Kochanej mojej Zosi Babunia – Tymbark 1904”. Czarno na białym – dokładnie czarnym atramentem na odwrocie fotografii. Niezwykły artefakt – historyczna pamiątka – osobista dedykacja od babci dla wnuczki – Zosi Myszkowskiej. Spośród szczęśliwie ocalonych w moich zbiorach fotografii z dworu w Tymbarku, te dzisiaj pokazywane zdają się być szczególnie wyjątkowe. Datowania i nazwiska – rody Dunikowskich, Myszkowskich i Marszałkowiczów – ziemiaństwo, właściciele majątków i dworów, dawna szlachta – ba, można śmiało powiedzieć arystokracja Ziemi Limanowskiej na fotografiach, które są już tylko niewielkim, lecz jakże cennym śladem naszej dawno minionej, odległej przeszłości.  Proszę spojrzeć w jak doskonałym stanie zachowały się tu, u nas w Tymbarku, te wiekowe, a nawet grubo więcej mające lat, pamiątki. Oczywiście to zdjęcie z dedykacją jest tylko pretekstem do przyglądnięcia się dokładniej leżącym obok gabinetowym kartonikom.

Kiedy babunia Wanda pisała dedykację Zosia miała dokładnie dziesięć lat. Na kolejnej fotografii z 1908 roku Zochna zda się być dorastająca panienką – ma przecież czternaście lat, co w tamtych latach zobowiązywało już do poważnego zachowania i snucia życiowych planów za dobrą radą i przykładem rodziców, dziadków i babć. Panienka z dworu z warkoczykami – kochana wnuczka Babuni – przepiękna fotografia z dawnych lat. 

 

Rodzice, babcia i wnuki. Wielopokoleniowa rodzina na fotografii z końca XIX wieku. Proszę zobaczyć – wszystko jest opisane. Mama – Jadwiga z Marszałkowiczów Myszkowska. Tata – Józef Myszkowski. Babunia – Wanda z Dunikowskich Marszałkowiczowa. U dołu dzieci – ciągnący wózek najstarszy Ludek ( Ludwik Myszkowski ) – w środku Zosia ( Zofia Myszkowska ) i Jurek ( Jerzy Myszkowski ). Dzięki tym dzieciom można mniej więcej ustalić datę powstania tej fotografii. Najmłodszy Jurek urodził się w 1895 roku – tutaj jak widać ma góra roczek, półtora – fotografia wykonana w 1896 lub 1897 roku. Niezwykła pamiątka, dokument z naszej historii Tymbarku. W tym miejscu należy jednak dodać, iż nie jest opisane miejsce wykonania tej fotografii. Józef Myszkowski dopiero za jakiś czas zostanie prawowitym właścicielem dóbr Tymbark. Według źródeł dzieci urodziły się w Stubnie, jednym z majątków Myszkowskich. Takie jednak szczegółowe rozważania pozostawmy sobie na inne spotkania. Popatrzmy na to zdjęcie jako na dokument z dawno minionych czasów. 

Postacie, ubiory, stroje, upięcia włosów, jakieś drobiazgi. Dostojnie i grzecznie. Dokładniej można to zobaczyć na powiększeniach. Nawet to, że mała Zosia coś tam sobie dobrego podjada. Co z tego, że to zdjęcie z Panią Babcią. Przy Babuni można było nieco odstąpić od dworskiej etykiety. Jak widać tak już było od wieków. Zapraszam do kolejnych wspomnień i spotkań. Być może odnajdą się jeszcze inne dziewiętnastowieczne fotografie. Dziadek Zosi Myszkowskiej ze strony ojca był swego czasu jednym z najhojniejszych kolatorów kościoła w Tymbarku. Czy ktoś kiedyś widział jego oryginalną fotografię?

 

” SPOTKANIA Z HISTORIĄ – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK „

 

Parafia Podłopień w Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata przyjęła nowych ministrantów oraz modliła się w intencji księdza proboszcza

W uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, która jest też świętem patronalnym Liturgicznej Służby Ołtarza, w podłopieńskiej parafii siedmiu kandydatów, na Mszy św. o godz.11, zostało przyjętych do służby ministranta. Aktu tego dokonał ks.proboszcz Janusz Balasa.

Msza święta była koncelebrowana. Ksiądz kanonik sprawował ją w intencji księdza proboszcza z okazji Jego dnia imienin z intencji Chóru Parafii Podłopień „Iskra Miłosierdzia”.  Z tej tej okazji przedstawiciele złożyli księdzu proboszczowi życzenia. 

Po Mszy św. została odmówiona Litania do Serca Jezusowego i Akt Poświęcenia Rodzaju Ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, za co, pod zwykłymi warunkami, można w uroczystość Króla Wszechświata uzyskać odpust zupełny. 

Śpiewał Chór Parafii Podłopień „Iskra Miłosierdzia”, przy organach Lucjan Bożek.

IWS

Przyjęcie nowych ministrantów:

Eucharystia:

 

IWS 

Listopad – rok 1914

Poniższy tekst stanowi fragment wspomnień autorstwa gen. F. Sławoj-Składkowskiego, pt. „Gdzie widziałem Komendanta nim Polskę wywalczył”, wyd. XI, 1938 r. (Zachowano oryginalną pisownię). Tekst ten był publikowany w GT nr 6 (1998 r.)

RANNY KOMENDANT NASZEGO BATALIONU-OBYWATEL SŁAW

Już dwa tygodnie bijemy się na Podkarpaciu z Moskalami, którzy dzięki nieudolności Austriaków, zajęli całą Małopolskę aż po Kraków. My trzymamy się przeciw przeważającym siłom Rosjan w okolicy miasteczka Limanowa. Niedużo Polskiej ziemi zostało już za nami: blisko Tatry, a za nimi już nie Polska, ale Węgry.
Obywatel Komendant postanowił, że tego ostatniego skrawka ziemi Polskiej już nie opuścimy, nawet gdyby Austriacy wycofali się z niego. Zostaniemy tutaj, choćbyśmy zamknąć się mieli w górach za Nowym Targiem i Zakopanem, choćby, przyszło nam zginąć z głodu, chłodu i kuli wroga a tego serdecznego górskiego kraju nie oddamy, chyba razem z życiem.

Tymczasem Moskale prą naprzód wielką masą piechoty i kawalerii z armatami i karabinami maszynowymi, których my nie mamy. Jest nas mało, brak nam butów i ciepłego ubrania, a tu już koniec listopada, mróz w nocy dobry bierze i śniegi spadły już obfite. Ale wiemy za to, że bijemy się pod Komendantem Piłsudskim za kraj, którego ludność tak bardzo nam sprzyja. W każdym osiedlu góralskim znajdujemy serca ludzi, dzielących się z nami wszystkim, co mają. Chleba ludność ma już niewiele, ale dostajemy za to na posiłek gorącego mleka. Młodzi górale chodzą na zwiady od wsi do wsi i donoszą nam, gdzie są Moskale, gdzie się na noc zatrzymują i jakie mają siły.
Późnym wieczorem dnia 25 listopada 1914 roku nasz Piąty Batalion stanął na kwaterach we wsi Stopnica Królewska (Słopnice Królewskie). Rozbierać się nie było wolno ze względu na bliskość Moskali, żołnierze suszyli więc przemoczone obuwie przy ogniu na kominie nie zdejmując butów z nóg. Potem, po wczesnej wieczerzy, kładli się gęsto na słomę, w płaszczach i rynsztunku, z karabinami przy boku.
Komendantem batalionu był wtedy młody, ale doświadczony już i waleczny żołnierz-obywatel porucznik Sław.
Kwatera nasza była w małym domku obok cmentarza, obwiedzionego murem kamiennym, prawie całkowicie zasypanym śniegiem. Noc przeszła spokojnie, dopiero o świcie Moskale uderzyli na nasze placówki, ubezpieczające wieś. Nasze kompanie szybko zajęły wyznaczone im wzgórza za wsią i wschodzące słońce zimowe oświetliło już bitwę w pełni rozwoju. Żołnierze okopywali się w śniegu, gdyż trudno było „ugryźć” łopatką zmarzłą, kamienistą ziemię. Do południa szło nam jeszcze nieźle. Trzymaliśmy się na wzgórzach za wsią, mimo przewagi Moskali, którzy koniecznie chcieli zepchnąć nasz batalion w kierunku wsi Jurków, gdzie były główne siły i Sztab Brygady. Batalionowy Sław, adiutant batalionu, ja i ordynansi bojowi i kompanij staliśmy za kamiennym murem cmentarza, obok chaty, w której spędziliśmy noc. Mieliśmy już kilku rannych, których odesłałem po opatrzeniu, gdy tuż popołudniu Moskale wprowadzili do bitwy karabiny maszynowe i armaty. My, niestety, mogliśmy odpowiadać na ich ostry ogień jedynie z naszych karabinów. Coraz gęściej szły kulki moskiewskie. Pociski artylerii padały na szczęście za nami. 
Obywatel Sław, by lepiej widzieć przez lornetkę ruchy Moskali, wyszedł na ośnieżone wzgórze, leżące obok chaty. W tej chwili został ranny w lewą nogą w okolicy stawu kolanowego. Pobladł, zachwiał się, ale z naszą pomocą dokuśtykał do
chaty. Szybko rozciąłem spodnie, opatrzyłem ranę od kuli karabinowej, krwawiącą z lekka i, ze względu na bliskość stawu kolanowego, nałożyłem szynę z tektury, którą wziąłem z jakiegoś obrazu.
W izbie panował już zmrok, gdy kończyłem opatrunek rannego obywatela Sława. Chciał dowodzić dalej bitwą, wyszedł nawet z nami przed chatę, ale osunął się na nasze ramiona i podstawione nosze. Słońce już zachodziło. Z prawego naszego skrzydła zaczął niepokojąco trajkotać rosyjski karabin maszynowy. Za chwilę nadbiegł łącznik z prawoskrzydłowej Kompanii z meldunkiem, że Moskale obchodzą nasze prawe skrzydło drogą od miasteczka Tymbarka. Obywatel Sław leżąc na noszach nakazał odwrót. Łącznicy pobiegli do kompanij. Już też zapadający zmrok osłaniał nasze ruchy odwrotowe. Żołnierze grupkami ściągali z pozycyj na drogę do Jurkowa omawiając żywo wielką przewagę sił moskiewskich.
Mimo zmroku karabin maszynowy moskiewski nie przestawał ostrzeliwać naszych oddziałów. Nadszedł komendant kompanii, obywatel Wir, i Sław polecił mu osłaniać odwrót. Już kolej na nas wycofać się ze wsi. Trzeba przejść przez pole obstrzału moskiewskiego karabinu maszynowego, który bije jak opętany. Chwytamy nosze z rannym obywatelem Sławem i zaczynamy biec po zmarzniętym gruncie wąskiej, kamienistej drogi górskiej. Byle tylko dobiec do najbliższych chałup wsi, potem już łatwo się schować.
Przy pierwszej chałupie leży wielka kupa nawozu. Tu jeden z sanitariuszy poślizguje się i pada z noszami. Chwytam drążki noszy i wpadamy za zburzoną chałupę mając koło głów roje dokuczliwych moskiewskich kulek. Tu odpoczywamy chwilę, spoceni serdecznie mimo chłodnego wieczoru. Obok nas zbierają się powoli kompanie batalionu. Żołnierze są pomęczeni całodzienną bitwą o głodzie, ale humor mają dobry. Już i strzelanina zaczyna cichnąć. Moskale spostrzegli nasz odwrót, ale nie gonią nas. Widocznie oni też mają duże straty, albo boją się w nocy iść za nami. Kompanie maszerują wąską, kamienistą drogą górską. Z początku żołnierze niosą obywatela Sława na zmianę, później jednak, gdy grunt staje się bardziej kamienisty, sadzamy rannego na konia, gdyż niosący żołnierze przewracają się co chwila, co sprawia rannemu ból niepotrzebny. Tak dochodzimy do wsi Jurkowa. Chcę towarzyszyć obywatelowi Sławowi do punktu opatrunkowego doktora Roupperta, ale ranny mój przełożony każe iść do Obywatela Komendanta, zameldować o przebiegu bitwy i konieczności wycofania się.

Po krótkich poszukiwaniach znalazłem kwaterę Sztabu Brygady. Zastałem Obywatela Komendanta w ciemnej chacie, gdyż brakło nafty i świec. Ogień na kominie oświetlał od  czasu do czasu postać Komendanta, siedzącego w swetrze przy stole. Zameldowałem, jak umiałem, przebieg bitwy, ilość naszych rannych i obejście nas przez Moskali od miasteczka Tymbarka. Nawet zapomniałem nazwy miasteczka, ale Obywatel Komendant mi ją podpowiedział. Szczegółowo opowiedziałem, na rozkaz Komendanta, o okolicznościach  zranienia obywatela Sława i niepokojącym stanie jego rany z powodu bliskości stawu kolanowego, po czym wyszedłem, by szukać we wsi rannego.

Zastałem go w jednym z sąsiednich domów, leżącego na łóżku, ogrzanego już gorącą kawą. Ranny nie myślało swojej ranie, lecz niepokoił się, czy dostatecznie umotywowałem przed Obywatelem Komendantem konieczność naszego odwrotu. Uspokajałem obywatela Sława, jak mogłem, ale widać było, że niemożność wytłumaczenia się przed Obywatelem Komendantem boli go więcej niż rana nogi.
Doktór Rouppert kazał zajechać saniami, by odwieźć rannego Sława do szpitala polowego, gdy otworzyły się drzwi i wszedł Obywatel Komendant w swoim kożuszku, otoczony chmurą groźnej mgły, idącej z dworu do chaty. Wielka radość odbiła się na twarzy rannego batalionowego Sława, chciał usiąść na łóżku, by godnie przywitać Komendanta, ale Obywatel Komendant siadając mówi:
-Leżcie, chłopcze, no jak się czujecie?
– Obywatelu Komendancie, melduję, że musieliśmy się wycofać, gdyż Moskale dużą siłą obchodzili nas od Tymbarka –
zawołał gorączkowo ranny szukając wzrokiem oczu Komendanta.
-Dobrze, dobrze, nie myślcie o tym -odpowiedział Komendant uspokajając rannego i aprobując jego zarządzenie..
Fala radości napłynęła wraz z rumieńcem znów na bladą twarz rannego.
Już weszli sanitariusze z noszami, by wynieść rannego do sań.
Obywatel Komendant podniósł się i pocałował batalionowego w czoło mówiąc:
-Wracajcie, Sław, prędko!
Ranny aż zamknął oczy pod ojcowskim pocałunkiem Komendanta. Sanitariusze okryli Sława kocami i nieśli do sań.
Na dworze księżyc świecił jasno oświetlając mroźne, ośnieżone wzgórza i chaty. Gdzieś z dala padały strzały naszych
placówek. Komendant odchodził wolno do Sztabu rzuciwszy ostatnie pożegnanie odjeżdżającemu saniami obywatelowi Sławowi.

KOMENDANT LEGIONÓW POLSKICH – ZAKOPANE 1914

Fotografia z KOLECKJI PRYWATNEJ TYMBARK 

Parafia Tymbark – modlitwa w intencji osób, dzięki którym w kościele brzmi muzyka

Z okazji wspomnienia św. Cecylii patronki muzyki kościelnej podczas Mszy św.o 17. modlono się w intencji Pani Barbary pełniącej funkcję organisty, o zdrowie Pana Piotra (emerytowanego organisty) oraz za członków Chóru Parafii Tymbark oraz Strażackiej Orkiestry Dętej Tymbarski Ton  – osób dzięki którym w tymbarskim kościele brzmi muzyka. 

Eucharystię sprawował ks.proboszcz Jan Banach.

Oprawa muzyczna: Chór Parafii Tymbark oraz Barbara Opach.

IWS

W dniu św. Cecylii – z historii (lata 1930-31) Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej (KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK)

22 listopada Kościół wspomina św. Cecylię – patronkę chórzystów, lutników, muzyków, organistów, zespołów wokalno-muzycznych.

ZESPÓŁ KATOLICKIEGO STOWARZYSZENIA MŁODZIEŻY MĘSKIEJ

 

Na przełomie lat 20-tych i 30-tych XX wieku przy Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży w Tymbarku zawiązał się zespół mandolinistów. W tym też czasie często odwiedzała rodzinę w naszej miejscowości piękna dziewczyna. Była nauczycielką a do tego cudnie grała właśnie na mandolinie. Chętnie dzieliła się swą wiedzą na temat tajników gry na tym instrumencie i dawała młodemu bądź co bądź zespołowi cenne wskazówki i rady. Jej gra i śpiew na oficjalnych występach czy też towarzyskich spotkaniach wywoływał podziw i zachwyt wszystkich, a szczególnie męskiej części słuchaczy. Z tego  okresu pochodzą przedstawiane fotografie. 

Fotografie i opis: KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK