Author: Irena Wilczek Sowa
Okruchy pamięci – foto sprzed siedmiu laty
zdjęcie: IWS
24 czerwca Kościół katolicki obchodzi święto św. Jana Chrzciciela. Życzenia dla Siostry Janiny
Jan Chrzciciel jako jedyny wśród świętych Pańskich cieszy się takim przywilejem, iż obchodzi się jako uroczystość dzień jego narodzin. U wszystkich innych świętych obchodzimy jako święto dzień ich śmierci – czyli dzień ich narodzin dla nieba. Ponadto w kalendarzu liturgicznym znajduje się także wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Jana Chrzciciela, obchodzone 29 sierpnia.
W Janie Chrzcicielu uderza jego świętość, życie pełne ascezy i pokuty, siła charakteru, bezkompromisowość. Był pierwszym świętym czczonym w całym Kościele. Jemu dedykowana jest bazylika rzymska św. Jana na Lateranie, będąca katedrą papieża. Jan Chrzciciel jest patronem Austrii, Francji, Holandii, Malty, Niemiec, Prowansji, Węgier; Akwitanii, Aragonii; archidiecezji warszawskiej i wrocławskiej; Amiens, Awinionu, Bonn, Florencji, Frankfurtu nad Menem, Kolonii, Lipska, Lyonu, Neapolu, Norymbergi, Nysy, Wiednia, Wrocławia; jest patronem wielu zakonów, m. in. joannitów (Kawalerów Maltańskich), mnichów, dziewic, pasterzy i stad, kowali, krawców, kuśnierzy, rymarzy; abstynentów, niezamężnych matek, skazanych na śmierć. Jest orędownikiem podczas gradobicia i w epilepsji.*
Św.Jan Chrzciciel jest patronem ks.proboszcza Parafii Tymbark dra Jana Banacha oraz Dyrektor Parafialnego Przedszkola Integracyjnego w Tymbarku (prowadzonego przez Siostry Nazaretanki) Siostry Janiny.
Wierni szczególnie objęli modlitwą swojego Proboszcza podczas niedzielnej Eucharystii, a dzisiaj sprawowana byłą Msza św. w intencji Siostry Janiny. Dzisiaj też życzenia złożyła Siostrze społeczność Przedszkola Parafialnego oraz Liturgiczna Służba Ołtarza, jak też ks.proboszcz Jan Banach.
IWS
*za www.brewiarz.pl
IWS
Przyroda wokół nas – ważka z gatunku żagnic
Ostatnio zaprezentowana była ważka płaskobrzucha chwilę po tym jak z larwy przekształciła się w imago. Dzisiaj mamy okazję zobaczyć inną ważkę z gatunku żagnic na tym samym etapie rozwoju. Ważki te występują w większości krajów Europy, w północnej Afryce, na Bliskim Wschodzie i w zachodniej Azji, aż po Syberię. Jej naturalnym siedliskiem są wszelkiego rodzaju zbiorniki wodne gęsto porośnięte roślinnością, bywa częstym gościem przy oczkach wodnych. Dorosłe owady można spotkać w znacznych odległościach od wody, zapuszczają się tam, aby polować na owady, są doskonałymi lotnikami, potrafią się minutami utrzymywać w tzw. „zawisie”. Są to jedne z większych ważek występujących w Polsce, długość smukłego „ciała” około 70 mm, a rozpiętość skrzydeł może osiągać ok 110 mm. Charakterystyczną cechą tych ważek jest dwoje dużych oczu (oczy złożone) przez co wyglądają jak miniaturowy śmigłowiec szturmowy typu Apache.
W Polsce imagines (owad dorosły, doskonały, nie przechodzi już linień) pojawiają się od połowy czerwca do początku listopada. Larwy (postać przed imago) znoszą krótkotrwałe susze zakopując się w wilgotnych warstwach dna lub w zalegających je warstwach liści.
materiał nadesłany
Przyroda wokół nas – ważka płaskobrzucha chwilę po przeobrażeniu (po wyjściu ze swojego “pancerza”)
Podróż z plecakiem – Jaszcze – Polana Łonna – Pomnik Liberatora – Przełęcz Pańska Przechybka – Magurki – Jaszcze
Katastrofa ciężkiego amerykańskiego bombowca B-24 J „Liberator”
Załoga pod dowództwem por. pil. Williama Beimbrinka wraz z innymi bombowcami brała udział w misji nr 166, której celem było zbombardowanie niemieckich zakładów produkcji benzyny syntetycznej w Oświęcimiu.
Maszyna wystartowała ok. godziny 8.00 z bazy Cerignolla koło Foggi we Włoszech. Jeszcze przed dotarciem nad cel samolot został uszkodzony przez nieprzyjacielską artylerię przeciwlotniczą nad węgierskim miastem Györ i zapewne jeszcze później nad Słowacją. W wyniku uszkodzeń przestały pracować trzy silniki. W tej sytuacji samolot zrzucił 20 nieuzbrojonych bomb po 500 kg każda w bezpiecznym miejscu w rejonie Pszczyny i skierował się w stronę linii sowieckich, bowiem powrót do Włoch na jednym pracującym silniku był niemożliwy. Na prośbę nawigatora, por. T. Dejewskiego kurs samolotu został tak ustalony by ominąć większe skupiska ludności (Kraków) łukiem od strony południowej.
Amerykanie nie chcieli ryzykować przelotu przez silnie broniony obszar powietrzny, a w wypadku trafienia spowodować strat w okupowanym, polskim mieście. Na południowy wschód od Limanowej uszkodzony bombowiec natknął się na trzy niemieckie myśliwce Messerschmitt BF-109, które mogły być samolotami z JG III/52 z lotniska Kraków – Rakowice. Dowódca samolotu, William Beimbrink obrócił maszynę w kierunku niemieckiej formacji, tym samym decydując się na konfrontację. Jednak niemieckie samoloty nie podjęły walki – albo były bez amunicji, albo też piloci doszli do wniosku, że lecący na jednym silniku samolot i tak niechybnie się rozbije, nie ma więc sensu ryzykować walki z uzbrojonym w 10 karabinów maszynowych amerykańskim bombowcem. Myśliwce wykonały pętlę za bombowcem i odleciały na zachód
Uszkodzony bombowiec ciągnął dalej na wschód. Niestety, nim udało się osiągnąć linię frontu podczas przelotu ponad Gorcami ostatni, mocno przegrzany silnik odmówił posłuszeństwa. Dziesięcioosobowa załoga bombowca zmuszona była opuścić maszynę skacząc na spadochronach. Ośmiu członków załogi bezpiecznie wyskoczyło z samolotu dzięki temu, iż pomimo ewidentnego ryzyka do ostatniej chwili za jego sterami pozostał pierwszy i drugi pilot. Podczas opadania na spadochronach część z lotników była ostrzeliwana przez niemieckie placówki graniczne. Kilku odniosło obrażenia podczas lądowania w gęstym lesie. Samolot rozbił się na południowym stoku grzbietu Kiczora-Przysłop-Gorc w rejonie polany Przechybka pod przełęczy Pańsk”
Z dziesięcioosobowej załoga bombowca dziewięciu spadochroniarzy zostało odszukanych dzięki szybko zorganizowanej akcji partyzantów Armii Krajowej. Jednak jako pierwsi do powietrznych rozbitków dotarli mieszkańcy Ochotnicy, w kilku przypadkach ratując lotników przed zamarznięciem. Niestety, w czasie tej akcji, zginął od ognia niemieckiego patrolu jeden z Ochotniczan, Józef Franasowicz z osiedla Białówka. Lotnicy zostali przejęci przez partyzantów IV batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej (patrz artykuł o 1 PSP AK), zimujących w szałasach rodziny Czepieli na Kurnytowej. Batalionem dowodził kpt. Julian Zapała „Lampart”. W rejon katastrofy wysłano patrol który odnalazł kompletnie rozbite, dopalające się szczątki samolotu. We wnętrzu wraku nie odnaleziono nikogo z załogi. Ponieważ zdawano sobie sprawę, że katastrofa nie uszła uwadze posterunków niemieckich było jasne, że niebawem pojawi się w Ochotnicy patrol niemiecki. Szybko usunięto z samolotu wszelkie możliwe do wykorzystania przyrządy i przedmioty, wymontowano też kilka uszkodzonych karabinów maszynowych Browning M2.
W ciągu ok. 30 godzin udało się uratować dziewięciu amerykańskich pilotów z rozbitego samolotu. Jeden z nich, tylny strzelec William J. McCutie lądował w masywie Lubania w rejonie Runka-Mostkowego, częściowo na drzewie. Został odnaleziony i ukryty w domu rodziny Czajków w osiedlu Czepiele w Ochotnicy Górnej. Był kontuzjowany, miał skręconą nogę. Kolejnych sześciu skoczków schroniło się w gospodarstwie Urbaniaków w Kudowskim potoku, dokąd sprowadzili ich bracia Jan i Kazimierz Urbaniak. Następnego ranka partyzanci przewieźli ich saniami, główną drogą przez Ochotnicę Dolną i Górną, do osiedla Ustrzyk.
W obozie „Lampart” oddał lotnikom do dyspozycji izbę w dowództwie batalionu, gdzie mogli wypocząć oraz zebrać siły po ostatnich przeżyciach. Trzy dni później lotnicy zostali przeniesieni do kwatery sztabu 1 PSP AK w Bukówce nad Szczawą, w Dolinie Kamienicy.
Dołączyli tam do kilkudziesięciu innych rozbitków powietrznych i uciekinierów z obozów jenieckich, którzy znaleźli opiekę w jednostce partyzanckiej dowodzonej przez mjr. Adama Stabrawę – „Borowego”. Tam byli świadkami odbioru ostatnich zrzutów dla Armii Krajowej oraz poważnej potyczki w Dolinie Kamienicy, wygranej przez partyzantów. Na przełom 1944 i 45 roku przygotowywana była lotnicza operacja dwustronna – przylot 3 samolotów C-47 „Skytrain” z zaopatrzeniem dla AK, które miały zabrać w drogę powrotną wszystkich uratowanych lotników. Operacja o kryptonimie „Most V”, miała się odbyć z polowego lotniska pod Tymbarkiem, odbitego na pewien czas i utrzymywanego przez siły partyzanckie. Planowana akcja, najpierw z powodu pogody, a następnie ofensywy styczniowej armii sowieckiej, nie doszła do skutku. Lotnicy amerykańscy, wędrując pieszo w kierunku Krakowa, dostali się w ręce rosyjskie. Po wielu przygodach, kilkakrotnych aresztowaniach, a nawet próbie rozstrzelania przez Sowietów dotarli w końcu do punktu zbornego ewakuacji żołnierzy alianckich z w Odessie, skąd drogą morską wrócili do swych jednostek. Zadań bojowych już nie wykonywali, co było regułą nakazaną przez wywiad, ażeby w przypadku ponownego zestrzelenia i uwięzienia nie narażać na wydanie w przypadku tortur – poprzednich wybawicieli. Przetransportowano ich brytyjskim statkiem do Istambułu, skąd ostatecznie przez Egipt i Włochy dotarli do Stanów Zjednoczonych.
Warto dodać kilka słów o losie uzbrojenia wymontowanego z wraku Liberatora przez partyzantów AK – trzech (?) karabinach maszynowych Browning M2. Uszkodzone w katastrofie karabiny zostały naprawione oraz przyjęte na stan uzbrojenia IV Batalionu 1 PSP AK. W momencie rozwiązywania pułku jego dowódca mjr. Adam Stabrawa „Borowy” polecił ukryć („zamelinować”) broń pułku. Karabiny zostały ukryte w jednej ze skrytek (tzw. „melin”) w Forendówkach w Ochotnicy Górnej. Broń z tej skrytki została (za zgodą „Lamparta”) przejęta z początkiem 1946 r., przez „ogniowców”, czyli partyzantów Józefa Kurasia „Ognia”. Karabiny znów trafiły do „leśnych”. Dzieliły losy oddziału „Ognia” do 8 maja 1946 r., kiedy to obława wojsk Korpusu Bezpieczeństwa
Gdzie jest William Beimbrink ?
Niestety, nie udało się odszukać dziesiątego z lotników a zarazem dowódcy, pierwszego pilota Williama J. Beimbrinka. Do dziś nie są znane jego losy, do dziś też nie odnaleziono jego ciała. Wyskakiwał jako ostatni z samolotu, w miejscu najbardziej wysuniętym na południe, prawdopodobnie w rejonie polany Zielenica w masywie Kiczory. Po raz ostatni widział go drugi pilot Spencer P. Flet. Razem mieli wyskoczyć z samolotu, jednak w ostatniej chwili dowódca cofnął się znad otwartego luku bombowego i powrócił do kabiny. Co stało się potem, przez długie lata pozostawało tajemnicą. Snuto przeróżne domysły, m. in., że został rozszarpany przez dzikie zwierzęta lub pechowo trafił na członków bandy, którzy zamordowali go dla dolarów, które rzekomo miał przy sobie mieć. Dopiero niedawno pojawiły się nowe fakty, które pomogły w częściowym wyjaśnieniu zagadki zaginięcia porucznika. W lecie 2008 roku pojawili się w Gorcach dwaj Amerykanie z Biura ds. Więźniów Wojennych i Osób Zaginionych w Akcji, które poszukuje miejsc pochówku zaginionych amerykańskich żołnierzy w całym świecie i sprowadza ciała do Ameryki. Ich zadaniem było odnalezienie ciała por. Williama Beimbrinka. Dotarli do 84 – letniej dziś kobiety, która prawdopodobnie jako jedna z ostatnich widziała ciało Beimbrinka. Według jej relacji, tamtego dnia znalazła ciało porucznika w lesie w dolinie Łopusznej. Obok, jak mówi, było drzewo, z jednej strony ogołocone z gałęzi. Beimbrink miał głowę odchyloną do tyłu, był oparty o pień. Wokół dłoni miał owinięty przyrząd do otwierania spadochronu. Jej mąż miał go pochować w lesie w dolinie Łopusznej. Kobieta przekazała też oryginalne mapy, należące do dowódcy Liberatora „California Rocket”. Fakty te ostatecznie rozwiały wszelkie spekulacje. Wiemy już, że por. pil. William J. Beimbrink zginął przy skoku ze zbyt małej wysokości i w wyniku nieszczęśliwego splątania linek spadochronu. Jego ciało odnaleźli mieszkańcy Łopusznej i pochowali w tajemnicy przed Niemcami.
Pomimo prowadzonych poszukiwań miejsce pochówku porucznika nie zostało dotąd odnalezione. Porucznik pilot William J. Beimbrink nadal spoczywa gdzieś w polskich górach. Symboliczna mogiła pierwszego pilota Libratora z metalowym krzyżem i repliką odnalezionej we wraku samolotu jego wizytówki znajduje się na polanie Młacne.
Dokładnie 50 lat po katastrofie, w miejscu gdzie rozbił się samolot ustanowiono niewielki zespół krajobrazowy nazwany „UROCZYSKIEM PAMIĘCI”. Jest to zmontowany przy użyciu oryginalnych elementów tego samolotu fragment kadłuba „Liberatora”. Pomnik znajduje się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zatrzymał się rozbity samolot. Obok odwzorowano zarys skrzydła, dający pojęcie o rozmiarach samolotu. Wybudowano też drewniany szałas na którym zamontowano tablicę z opisem wydarzeń z dnia 18 grudnia 1944 r, jak również historii ruchu oporu w Gorcach. Odsłonięcia pomnika dokonało trzech żyjących wówczas jeszcze członków załogi„California Rocket” – Thaddeus Dejewski, Spencer Felt i Edward Sich w obecności licznych przedstawicieli władz Polski i USA, byłych partyzantów i środowisk kombatanckich oraz mieszkańców Ochotnicy.
Do miejsca pamięci prowadzi ścieżka edukacyjna „Dolina Potoku Jaszcze” (początek w Ochotnicy Górnej Jaszcze, przy stacji terenowej Uniwersytetu Jagiellońskiego).
W roku 2001 Ochotnicę odwiedzili ponownie: były nawigator „Californii” – Thaddeus Dejewski oraz drugi pilot – Spencer P. Felt, który sfinansował wyprawę do Polski swym wszystkim licznym dzieciom i wnukom, by pokazać im miejsce, gdzie „…dzięki Polakom narodził się po raz drugi”. Serdeczne związki miedzy weteranami USAAF, AK oraz mieszkańcami Ochotnicy trwają do dziś.
(Oprac. W. Mulet na podstawie „Liberator w Gorcach”; prac. zb. redaktorzy K. Wielgus i R. Panek
Magurki (1108 m[1], 1101 m[2]) – szczyt w Gorcach, znajdujący się w bocznym grzbiecie pasma Gorca, pomiędzy dolinami potoków Jaszcze i Forędówka. Od Pasma Gorca Magurki oddzielone są przełęczą Pańska Przehybka (995 m). Północno-wschodnie stoki Magurek należą do Gorczańskiego Parku Narodowego, stoki południowo-zachodnie (Las Krempaski) znajdują się poza obszarem parku[2]. Wierzchołek i część stoków porasta las, ale od szczytu na południowo-wschodnim grzbiecie ciągnie się w kierunku Borsuczyzn polana Mag
Nazwa jest pochodzenia wołoskiego (por. rum. măgura – „wolno stojący masyw górski”, prasłow. maguła – „mogiła”)[3]. Wieś Ochotnica (Dolna i Górna) założona została przez Wołochów, w nazewnictwie Gorców spotyka się więcej jeszcze nazw pochodzenia wołoskiego[4].
W 2015 r. ze środków unijnych wybudowano na Magurkach wieżę widokową. Jest to obiekt nowoczesnej konstrukcji drewnianej z obudowaną klatką schodową i pomostem widokowym, dzięki czemu mogą na nią wejść osoby z lękiem wysokości oraz dzieci[5]. Z doliny Potoku Forędówki wyznakowano na szczyt nową ścieżkę edukacyjną[6]. Widoki z wieży są dookólne i bardzo rozległe. Przy dobrej widoczności panorama widokowa obejmuje nie tylko Gorce, Tatry i sąsiednie pasma górskie, ale sięga aż po Wielką Fatrę na Słowacji. Na podeście widokowym zamontowano 4 opisane panoramy widokowe.
-
Osobny artykuł: Wieża widokowa na Magurkach.
Magurki znajdują się w Ochotnicy Dolnej w województwie małopolskim, w powiecie nowotarskim[1].
Tworzy zamkniętą pętlę (start i koniec w tym samym miejscu):
- ścieżka edukacyjna „Dolina Potoku Jaszcze”: Jaszcze Duże (parking) – Jaszcze Małe – Łonna – Pańska Przehybka – Tomaśkula – Magurk
i – Polana Kurnytowa – Jaszcze Duże[7].
- ↑ Skocz do:a b c Geoportal. Mapa topograficzna i satelitarna [online] [dostęp 2021-08-13].
- ↑ Skocz do:a b Gorce. Mapa turystyczna 1: 50 000, Kraków: Compass, 2007, ISBN 83-89472-59-7.
- ↑ A. Bruckner, Słownik etymologiczny języka polskiego, 1957.
- ↑ M. Cieszkowski, P. Lubieński
, Gorce – przewodnik dla prawdziwego turysty, P. Lubieński (red.), Pruszków: Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, 2004, ISBN 83-89188-19-8. - ↑ Gmina Ochotnica Dolna [online] [dostęp 2019-07-31] [zarchiwizowane z adresu 2015-11-07].
- ↑ Na podstawie tablicy informacyjnej ścieżki dydaktycznej.
- ↑ Dolina potoku Jaszcze [online], Gorczański Park Narodowydata dostępu = 2022-01-01.
Opracowanie, zdjęcia: Grzegorz Stapiński
..
140 lat Galicyjskiej Kolei Transwersalnej 1884-2024, XII Galicyjski Piknik Kolejowy w Kasinie Wielkiej
W ramach Akcji Odkryj Beskid Wyspowy w Kasinie Wielkiej przy historycznym budynku stacji PKP odbył się XII Galicyjski Piknik Kolejowy w Kasinie Wielkiej. Wydarzenie szczególne, gdyż w roku 140-lecia Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, zwanej potocznie Galicjanką.
Było wspólne śpiewanie piosenka „kolejowych” w tym „Wars wita Was”, tradycyjnie wspólne zdjęcie, występów zespołów ludowych, min.Zespołu Ludowego „Skrzydlanie” ze Skrzydnej. Wystąpił też tymbarski zespół „Zośka C-dur”.
Całość wydarzenia prowadził również „tymbarski” Stanisław Przybylski, który przesłał specjalne pozdrowienia dla Czytelników portalu „Tymbark.in”.
Po części artystycznej uczestnicy pikniku mogli wysłuchać ciekawych wystąpień: red. Macieja Kwaśniewskiego, historyka prof. Jacka Purchla oraz Włodzimierza Zembola Dyrektora Zakładu Linii Kolejowych PKP PLK SA w Nowym Sączu, który poinformował min., o rozpoczęciu budowy nowej linii kolejowej w ramach projektu Podłęże – Piekiełko. Pierwszy przetarg na odcinek Szczyrzyc – Tymbark będzie ogłoszony w III tego roku. Planowany termin w dobrych warunkach 2028, przy problemach 2030.
Na zakończenie podziękowania złożył pomysłodawca i organizator Akcji Odkryj Beskid Wyspowy Czesław Szynalik.
IWS
..
Parafia Tymbark modlitwą objęła swojego ks.proboszcza Jana z okazji święta patrona!
W poniedziałek, 24 czerwca Kościół katolicki wspominać będzie św.Jana Chrzciciela. Z tej okazji wierni Parafii Tymbark otoczyli modlitwą, w tym w szczególności na Eucharystii o godz,11.30, swojego Księdza Proboszcza dr.Jana Banacha, który ma za swojego patrona tegoż świętego.
Mszy św. koncelebrowanej przewodniczył ks.Szczepan Depowski, który wygłosił homilię. Mszę św. sprawowali ks.proboszcz Jan Banach oraz ks. rodak Marcin Natonek.
Śpiewał chór Parafii Tymbark, który prowadzi organista Wojciech Jankowski oraz dziewczęta z DSM, których opiekunką jest s.Leonika.
Po zakończonej Mszy św. przedstawiciele parafii złożyli Księdzu Proboszczowi następujące życzenia.
O jako scynsliwolo nos
Godzina była,
Kiedyś se nos pod opieke
Maryjo wziena.
Ze ciynskieżyciy na ziemi
Maryjo bywo
Ty wiysło tym bo kozdyCiy
Na pomoc wzywa.
My pytomy, my błogomy
Maryjo Ciebie,
Bys nos zafse ratowała
W kozdyjpotrzebiy.
Królujze nom o Maryjo,
Króluj nom wiecniy
Ino z Tobom siycujemy
Matko bezpiycniy.
Księże Prałacie Janie, nasz Drogi Solenizancie.
Zwracając się do Ciebie, rozpoczęliśmy słowami wiersza w gwarze góralskiej Anieli Jamrych, poetki z Czerwiennego pod tytułem „O jako scynśliwolo nos”, który swą treścią i góralską prostotą bardzo pasuje do zbliżającego się święta Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy, przeżywanego corocznie w naszym Kościele Katolickim w dniu 27 czerwca. Cudowna ikona Maryi zwana wizerunkiem Matki Bożej Nieustającej Pomocy – patronki najbardziej smutnych i potrzebujących, znajduje się w rzymskim kościele Redemptorystów p.w. świętego Alfonsa Liguori, ale jest powszechnie znana i czczona na całym świecie w wielu świątyniach i domach. To właśnie to zawołanie: „Nieustająca Pomoc” jest jednym z najczęściej używanych przez nas wiernych wezwań i określeń Matki Najświętszej w chwilach smutku oraz ciężkiej próby – gdy potrzebujemy Jej miłości, wsparcia i opieki. Wówczas formą rozmowy z Maryją są przede wszystkim Różaniec Święty i Litania loretańska.
Ksiądz Jan Twardowski tak się kiedyś wyraził: „W czasach wojen, chwilach cierpień, chorobie, spotykają się z sobą dwie modlitwy: Różaniec i Litania loretańska. Obie zapadają w pamięć, nieraz podświadomie o nich myślimy. (…) Można powiedzieć obrazowo: Różaniec puka do drzwi domu Matki Bożej każdym przesuwanym ziarnem. A Litania loretańska, wołając: „Maryjo, Matko, Panno, Królowo” – przypomina wzywające dzwony. Kołatka i dzwony. W chwilach trudnych mamy kołatać i dzwonić do Matki Bożej o pomoc dla siebie, ojczyzny i całego świata, który przecież znajduje się na beczce prochu.”
Nasz Drogi Księże Janie. Jak co roku w dniu 24 czerwca wspominać będziemy dzień narodzenia Świętego Jana Chrzciciela, Twego patrona, pierwszego świętego czczonego w całym Kościele Katolickim i jednej z największych postaci wśród świętych Kościoła. Patrona o wyrazistym, mocnym charakterze, bezkompromisowo piętnującego zło, tak bardzo aktualnego na obecne czasy relatywizmu moralnego, zacierania się granicy dobra i zła, utraty głosu sumienia. Prosimy Cię więc Księże Janie, przyjmij dzisiaj od naszej wspólnoty parafialnej serdeczne życzenia imieninowe.
Życzymy Ci, abyś mógł wciąż – jak dotychczas -tak pięknie z prostotą i pokorą wypełniać swoje duszpasterskie powołanie. Jak kiedyś odpowiadając na wezwanie Pana Boga, poszedłeś za Jego głosem, nie widząc Go usłyszałeś i powiedziałeś Bogu „tak” – abyś często powtarzał to słowo idąc za Panem Jezusem Dobrym Pasterzem, aby ten Boży głos zawsze był w Tobie, aby ciągle pogłębiała się Twoja ufność pokładana w Bogu. Życzymy, abyś rozdając miłosierdzie Pańskie ludziom sam nieustannie pamiętał, że jako kapłan stałeś się dzieckiem Bożego miłosierdzia i sam jesteś nim obdarzony.
Niech Pan Bóg obdarza Cię pełnią swych łask, daje zdrowie i siły na dalszej drodze życia i służby Kościołowi, niech stale umacnia ten wielki dar Twego kapłaństwa. Niech Matka Najświętsza nieustannie wstawia się za Tobą do swego Syna i osłania Cię od wszelkich zagrożeń i niebezpieczeństw, a patron Święty Jan Chrzciciel niech będzie Twoim powiernikiem we wszystkich prośbach i intencjach, które zanosisz do Boga. A w misji proboszcza naszej tymbarskiej parafii niech Ci pomaga ten, który pozostawił po sobie niezwykły wzór życia i służby kapłańskiej – patron proboszczów Święty Jan Maria Vianney. Składając te życzenia imieninowe chcemy również wyrazić Ci serdeczną wdzięczność za opiekę duszpasterską nad naszą wspólnotą parafialną oraz za Twoją niezwykłą pracowitość i staranność w zarządzaniu parafią.
Za ten codzienny trud i pokorną służbę kapłańską, przyjmij Drogi Księże Janie nasze podziękowanie i modlitwy w swojej intencji.
Serdeczne Bóg zapłać za wszystko.
śpiewa Chór Parafii Tymbark
..
Artykuł publikowany w „Echu Krakowa” 55 lat temu o działalności innowacyjnej Józefa Wilczka (1928-1988)
W przeddzień Dnia Ojca, który w Polsce obchodzony jest 23. czerwca, publikuję artykuł o Tacie śp. Józefie Wilczku, na temat Jego pracy, dzisiaj nazywamy ją pracą innowacyjną.
Irena Wilczek-Sowa
W zakładach przemysłu owocowo-warzywnego w trakcie rozmaitych procesów przetwórczych powstają znaczne ilości różnych odpadów. Z uwagi na dużą zawartość wody ulegają one szybkiemu gniciu i nie dają się transportować. A przecież te właśnie odpady mogą stanowić doskonałą paszę, czy też dodatek do pasz dla zwierząt hodowlanych. W samym tylko Tymbarku przerabia się rocznie ok. 14 tys. ton jabłek. Odpady powstające przy wytłaczaniu jabłek czyli tzw. wytłoki sięgają aż 25 proc, całej masy surowcowej. Początkowo, przynajmniej część tych wytłoków, przekazywano okolicznym rolnikom dla szybkiego zużycia w formie mieszanki do pasz. Momentem zwrotnym jednakże w zagospodarowywaniu tych odpadów stało się zainstalowanie — importowanej z zagranicy, nowoczesnej suszarki (drugą taką suszarkę otrzymały Zakłady przem. owocowo-warzywnego w Tarnowie). Wykorzystanie wytłoków poszło w dwu kierunkach. W przyzakładowym laboratorium w Tymbarku opracowano technologię wytwarzania z suszonych wytłoków, wysoko wartościowej pektyny. Znajduje ona szerokie zastosowanie w przem. spożywczym do produkcji galaretek, dżemów, konfitur, a ponadto w przem. farmaceutycznym dla specjalnej grupy leków i witamin. Półprodukt uzyskiwany z wytłoków wysyłany jest z Tymbarku do wytwórni w Jaśle, gdzie wytwarza się już produkt finalny. Nie pominięto też i drugiego sposobu wykorzystywania wytłoków jako dodatku do paszy dla bydła. Wytłoki, które przechodzą przez suszarkę, są o wiele bardziej dogodne da przechowywania i transportu, gdyż nie podlegają procesowi rozkładu i gnicia. Zapotrzebowanie na wytłoki jest duże;, zgłaszają się po nie tuczarnie trzody chlewnej i bydła, instytuty hodowlane, korzystają z nich stadniny zarodowe. Odbiorcami są też indywidualni hodowcy. Ostatnio odnotować możemy nowy sukces w zakresie polepszania sposobów żywienia zwierząt hodowlanych, co ma z punktu widzenia naszej gospodarki wielkie znaczenie. Otóż kierownik bazy ogrodniczej tymbarskich zakładów mgr inż. JOZEF WILCZEK opracował technologię suszenia serwatki i mieszania jej z suszonymi wytłokami owocowymi. Serwatka, bogata również w witaminy, białko, cukier, sole mineralne jest wysoko wartościową paszą zwierzęcą, jednakże z uwagi na dużą zawartość wody szybko się psuje i trudno ją transportować. Te niekorzystne właściwości serwatki można wyeliminować jedynie przez jej odwodnienie czyli po prostu wysuszenie. I to jest właśnie przedmiotem opatentowanego już wynalazku inż. J. Wilczka. Wysuszona serwatka połączona z wysuszonymi wytłokami owocowymi podlega jeszcze — zgodnie z opracowaną przez inż. J. Wilczka recepturą wytwarzania — czterokrotnemu procesowi uwalniania od resztek wody, przy pomocy gazów spalinowych w suszarniach bębnowych. Tak sporządzona mieszanka jest wręcz rewelacyjną paszą dla zwierząt. Z uwagi na to, że pow. limanowski ma stanowić, zgodnie z planami rozwojowymi, również rejon hodowli krów oraz bazę przetwórstwa mleczarskiego — wynalazek inżyniera z Tymbarku ma szczególnie duże tutaj znaczenie. Józef Wilczek z wykształcenia inżynier rolnik i magister zootechnik — ma na swym koncie także i inne opatentowane już wynalazki. Opracował on sposób wytwarzania paszy treściwej z odpadów przem. winiarskiego. Odpowiednio wysuszone wytłoki owocowe i drożdże winiarskie stanowią paszę równą pod względem odżywczym, pszennym otrębom. J. Wilczek opracował też sposób wykorzystywania odpadów zielonych przy sporządzaniu groszku konserwowego. I znów, we właściwy sposób odwodnione strąki groszku, zmieszane z innymi rodzajami pasz stanowią wartościowy pokarm dla trzody chlewnej karmionej z autoklawu. W ten sposób, z ogromnym pożytkiem dla hodowli, można wykorzystywać uciążliwe kiedyś odpady zarówno z fabryk przetwórstwa owocowego i warzywnego jak i mleczarskiego. Dodajmy, że nie wykorzystywane odpady z przem. mleczarskiego, odprowadzane do rzek, powodują zatruwanie i zanieczyszczanie wód. W sytuacji zaś, gdy istnieją tak duże trudności z zapewnieniem dostatecznej i odpowiedniej paszy dla zwierząt hodowlanych, co często przesądza o sprawie hodowli — Wynalazki mgr inż. Józefa Wilczka z Tymbarku szczególnie się liczą… . (bp)