„Zakochani w ludziach” – kilka fragmentów książki ks.Tomasza Atłasa (3)

PERU

Amazonia jest fascynująca. Zachwyca przyrodą, wytworami lokalnej kultury, swoistą wodną komunikacją. Zachwyca też zaangażowanie polskich misjonarzy, którzy tu pracują. Niektórzy są tutaj już długo, jak choćby pani Dominika Szkatuła, która mieszka tu od 24 lat. To ona właśnie jest mi przewodnikiem, a zarazem towarzyszem podróży. Zna poszczególne misje jak własną kieszeń. Równie dogłębnie zna też lokalne problemy. I pewnie dlatego z wielkim sercem wspiera tych, którzy bronią amazońskiej puszczy przed rabunkową wycinką. Dlaczego? Może cechuje ją ,,franciszkański” stosunek do stworzonego świata? Zapewne też. Ale Dominika widzi przede wszystkim bolesne konsekwencje rabunkowej gospodarki, których w pierwszej kolejności doświadczają rdzenni mieszkańcy tego regionu – Indianie.
Prace związane z eksploatacją niszczą bowiem naturalne środowisko Indian. Znikają tereny łowieckie, woda zanieczyszczona przez paliwa i smary nie dostarcza już zdrowych ryb i powoduje choroby skóry oraz przewodu pokarmowego, trudno o ciszę i spokój. Nic więc dziwnego, że Indianie decydują się na trudny krok. Opuszczają tropikalny las i osiedlają się na przedmieściach miast, np. Iquitos.
Ale niestety nie potrafią się tam odnaleźć – są wykorzystywani do niemal darmowej pracy, szybko wpadają w świat używek, pojawia się prostytucja, konflikty z prawem. Powoli zapominają o swoich zwyczajach, zaniedbują praktykowanie tradycji. Ich
życie religijne pozostawia wiele do życzenia. Cała ta sytuacja to wielkie misyjne wyzwanie dla Dominiki i pozostałych misjonarzy tu posługujących: bronić, uczyć, wychowywać, chronić kulturę, tożsamość, godność, nieść chrześcijańską nadzieję…

Podczas odwiedzin misjonarzy pracujących peruwiańskiej Amazonii nie mogło zabraknąć wizyty u księdza Marka Brulińskiego w Iquitos. Pracuje tutaj od kilku lat, wcześniej posługiwał na południu kraju. Opowiadając o swojej posłudze, o jej cieniach i blaskach, proponuje mi także, abym popołudniu pomógł mu w spowiedzi w ramach przygotowania do I Komunii św. Po obowiązkowej sjeście idziemy więc do kościoła. Dzieci, ale i kilkunastoosobowa grupa nastolatków, już czekają. Oczywiście obecność nowego księdza wzbudziła zainteresowanie i wywołała sporo szeptów. Nie zważając na nie, siadam w dostawianym konfesjonale na tyle kościoła i zaczynam spowiadać. Dzieciaki są dobrze przygotowane, wydaje się – patrząc na ich twarze – że rozumieją moje wskazówki i naukę. W pewnym momencie podchodzi do mnie dziewczyna, którą
zauważyłem już wcześniej, bo wyróżnia się i wzrostem, i wiekiem – ma ,,na oko” jakieś 12-13 lat. Pięknie się spowiada i widać, że spowiedź jest dla niej ogromnym przeżyciem, nie tylko emocjonalnym. Z uwagą wsłuchuje się w moje słowa, a z jej twarzy
można wyczytać, że nie chciałaby stracić żadnego słowa z mojej nauki. Kiedy uniosłem dłoń w geście rozgrzeszenia, z jej oczu popłynęły obficie wielkie łzy. „To ze szczęścia, tak bardzo się cieszę, bardzo czekałam na ten dzień…”.

ARGENTYNA

Były spotkania z misjonarzami na północy, w centrum, na południu Argentyny. Była też modlitwa w ich intencji w narodowym sanktuarium maryjnym w Lujan, odwiedziny u ojca Jerzego Twaroga OFM, rektora Polskiej Misji Katolickiej
w tym kraju, przesympatyczne rozmowy z polskimi emigrantami – odwiedziliśmy m.in. parę przygotowującą się do jubileuszu 70-lecia małżeństwa!
Przypominam sobie także, jak bardzo się zdziwiłem, kiedy w parafii księdza Krzysztofa Mońki zobaczyłem przed kościołem tłum ludzi i wysiadającą z pięknego samochodu młodziutką dziewczynę w sukni panny młodej. Co prawda podróżując po
Ameryce Południowej, brałem już udział ceremoniach zaślubin stosunkowo młodych osób, ale ta była wyjątkowo młoda, z twarzyczką dziecka. Po chwili jednak wszystko się wyjaśnia.
„To tak zwana piętnastka” – tłumaczy ksiądz Krzysztof. W jego regionie (później się okaże, że nie tylko tutaj), dziewczynka, która kończy piętnaście lat, ma prawo przeżyć wyjątkową uroczystość. Jest Msza św., ogromne przyjęcie, życzenia, przepiękna suknia ,,ślubna”, prezenty. Ponoć ta impreza nierzadko jest przeżywana huczniej, niż same zaślubiny. Słuchając tych wyjaśnień, myślę najpierw o naszych, polskich ,,osiemnastkach”, a za moment o tym, że tutejsza ,,piętnastka” w pewnym sensie jest zrozumiała. Znając trudną sytuację latynoskiej rodziny i małżeństwa, nietrwałość związków, bolesny
fakt niewierności, przemoc w rodzinie itp., być może lepiej, ,uczcić” piętnaste urodziny niż początek życia małżeńskiego.

Praca ewangelizacyjna w Argentynie ma różne oblicza. Inne są bowiem wyzwania czekające na misjonarzy w Patagonii, inne dla tych, którzy posługują w tropiku, czy na przedmieściach Buenos Aires. Wszyscy jednak potrzebują silnego, duchowego zaplecza. Mają je choćby w domu sióstr zmartwychwstanek, w stolicy, w Buenos Aires. Siostry prowadzą przedszkole, do którego trafia m.in. wiele dziewczynek zagrożonych moralnie. Zdarza się, że ich starsze rodzeństwo – wspomina z bólem
jedna z sióstr – jest zmuszane, by pomagać rodzicom ,,pracując” na ulicy.
Rozmawiamy jeszcze chwilę. Siostry gotują posiłek, a ja dotrzymuję towarzystwa starszej z nich. Ma bogate doświadczenie, jest tu bowiem od blisko trzydziestu lat. Trochę ubolewa, że jest mało przydatna, bo wiek, bo zdrowie. Trzy razy w tygodniu jedzie na dializę nerek. ,Jak tak leżę pod tymi aparatami, to bez przerwy odmawiam różaniec. Tyle mogę…”.

zdjęcia z cytowanej książki 

 

 

 

Narodowe Czytanie „Kordiana” Juliusza Słowackiego

 Biblioteka Publiczna w Tymbarku wraz z wójt Gminy Tymbark Paweł Ptaszek zaprosili na dzisiaj, na salę konferencyjną, na Narodowe Czytanie „Kordiana” Juliusza Słowackiego.

Była to już 13. Odsłona Narodowego Czytania. Prezydent RP Adam Duda skierował się do uczestników list, który w Tymbarku, odczytała Przewodnicząca Rady Gminy Tymbark Iwona Toporkiewicz. 

W programie m.in.: wspólne czytanie fragmentów dramatu przez uczniów i nauczycieli szkół podstawowych, młodzieży ze szkoły średniej oraz władz samorządowych naszej gminy. I tak, prolog, zaprezentowali: Jowita Janik, polonistka ze Szkoły
Podstawowej w Tymbarku, Wójt Paweł Ptaszek i Robert Kowalski oraz uczennica Laura Wilczyńska.
Fragmenty dramatu: – Akt 3, scena 1- uczniowie Szkoły Podstawowe w Tymbarku,
scena 3 – uczniowie Szkoły Podstawowej w Zawadce,
 scena 5 – młodzież z Zespołu Szkól im.KEN  w Tymbarku,
scena 7 – uczniowie ze Szkoły Podstawowej w Podłopieniu,
ostatnia scena – uczniowie z Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Piekiełku
Występem  uczennicy ZS Urszuli Mrowca-Kuscorz, która zaprezentowała Hymn Słowackiego ,,Smutno mi Boże”, zakończył się program.

Do zebranych z kilkoma słowa nawiązującymi na literatury Słowackiego zwrócił się do widzów Wójt Paweł Ptaszek.

Na zakończenie wszyscy biorący udział w czytaniu otrzymali okolicznościowy, pamiątkowy kubek. 

 

IWS

Harnasie zapraszają na sobotni mecz z Orkanem Szczyrzyc!

Tak piszą na swoim FB:

Nadchodzą Derby! ⚽️⚽️⚽️
Już w najbliższą sobotę o godzinie 16 na stadionie w Tymbarku dojdzie do derbowego spotkania pomiędzy Harnasiem Tymbark i Orkanem Szczyrzyc.
Jeszcze parę lat temu pojedynki tych dwóch drużyn dostarczały kibicom wiele emocji na poziomie 4 ligi. Teraz przyjdzie nam się zmierzyć w lidze okręgowej. Beniaminek z Tymbarku na początku sezonu prezentuje bardzo dobrą dyspozycje. Po 5 rozegranych kolejkach z 12 pkt plasujemy się w czołówce ligi, tracąc do lidera rozgrywek zaledwie 1 pkt. Nasz rywal ze Szczyrzyca w 5 rozegranych meczach zgromadził 6 pkt i na pewno będzie chciał udowodnić swoją wartość w pojedynku z Harnasiem. Zapowiada się arcyciekawe widowisko na naszym stadionie. Nie może Cię tam zabraknąć. Liczymy na waszą obecność i gorący doping z trybun! Do zobaczenia ⚽️
To spotkanie zapowiada się jako wyrównana rywalizacja, w której każda z drużyn będzie dążyć do zdobycia cennych punktów .
Data: Sobota, 7 września
⏰ Godzina: 1️⃣6️⃣:0️⃣0️⃣
Miejsce: Stadion w Tymbarku
Zapraszamy wszystkich kibiców do wspólnego dopingowania! Razem stwórzmy niepowtarzalną atmosferę i pomóżmy Harnasiowi sięgnąć po zwycięstwo!

Wystawa edukacyjna przy Miasteczka Rowerowym Tymbarku

Niespełna dwa dni temu w ramach szerszego projektu, który realizuje Urząd Gminy w Tymbarku zafunkcjonowała ciekawa plenerowa wystawa poświęconą historii rowerów. Jak wiemy w ostatnich latach ten środek transportu, ale i rekreacji, przeżywa swój niewątpliwy renesans. Wydaje się więc, przy okazji powstania nowej ścieżki rowerowej Tymbark – Podłopień, że warto poznać dość burzliwą historię bicykli, które na przestani dziejów mocno ewaluowały.

Serdecznie zatem zapraszamy i zachęcamy wszystkich zainteresowanych do obejrzenia do obejrzenia wystawy edukacyjno-historycznej pt. Przez historię na bicyklu. Od projektu Leonarda da Vinci do roweru elektrycznego”, która prezentowana jest na miasteczku rowerowym w Tymbarku.

Na wspomnianej ekspozycji można poznać pierwsze projekty bicykli, dwu-u i trój-śladów, ich rozwój od XVIII do XIX w., obejrzeć rowery wojskowe z okresu II RP oraz takie jakie towarzyszyły naszym rodzicom i dziadkom w czasach PRL. Nie zabrakło również prezentacji historii roweru górskiego oraz ebicykla czyli roweru elektrycznego.

Natomiast na podsumowującej planszy można zapoznać się fotografiami wykonanymi na terenie Tymbarku, Zamieściu czy Piekiełku. Te niezwykłe obrazy uchwycone w kadrze, pochodzą z udostępnionych  przez mieszkańców fotografii z rodzinnych albumów.  Zachęcam zatem odbycia podróży w czasie i przestrzeni w dość odległą, ale i stosunkowo niedaleką przeszłość.

Wystawę zorganizował Wójt Gminy Tymbark we współpracy z Polskim Towarzystwem Historycznym. Autorem opracowania i scenariusza jest Robert Kowalski z Urzędu Gminy Tymbark.

Informacja/zdjęcia: UG Tymbark

..

„Zakochani w ludziach” – kilka fragmentów książki ks.Tomasza Atłasa (2)

REPUBLIKA  KONGA

Popołudniami siedzę na werandzie z moimi ministrantami. Uczę się języka lingala. Czytam, próbuję składać proste zdania, dopytuję się o znaczenie kolejnych wyrazów. Moi „nauczyciele” są cierpliwi, a od czasu do czasu wybuchają śmiechem, kiedy coś przekręcę.

Któregoś dnia, wracając samochodem z jednej z wiosek, spotkałem na targu moich „mistrzów od lingala”. Chciałem ich pozdrowić i coś tam zagadnąć. Pomachałem ręką, powiedziałem i … usłyszałem salwę śmiechu. Śmiali się zarówno moi „nauczyciele”, jak i sprzedające na targowisku kobiety. Okazało się, że pomyliłem słowa i serdecznie ich pozdrowiłem, wołając: „złodzieje, złodzieje”…

…..

Na werandzie naszej plebanii, która najczęściej pełniła funkcję ,,kancelarii parafialnej”, pojawiło się trzech mężczyzn. Jednego z nich znam z widzenia, bo czasami widuję go w kościele. Wytłumaczyli, że reprezentują zawodników lokalnego klubu piłkarskiego,,Avenire” (Przyszłość) i mają ogromną prośbę. W związku z najbliższym, bardzo ważnym meczem proszą, aby pomodlić się za nich podczas niedzielnej Eucharystii. Obiecuję modlitwę, a potem siadamy, rozmawiamy o klubie, rozgrywkach itd. Dowiaduję się, że w Oyo funkcjonuje kilka drużyn, a ich zespół, niestety, zajmuje miejsce przy końcu ligowej tabeli.

Minął tydzień. Panowie znów zjawiają się na misji i ponownie proszą o duchowe wsparcie (wygrali ostatni mecz). Tym razem postanawiam iść nieco dalej. Umawiamy się więc na środę, aby wzajemnie się poznać. Zależy mi też na tym, aby dobrze wykorzystać ,,sytuację duszpasterską” i uniknąć jakiejkolwiek formy myślenia magicznego z ich strony. W czasie spotkania
okazuje się, że 80% drużyny to katolicy, ale rzadko pojawiają się w kościele, bo… i tutaj podają, jak to zwykle bywa, tysiące usprawiedliwień. Inni z oporami, ale przyznają, że modlą się w innych kościołach, czyli po prostu w sektach. Po wielu rozmowach ustalamy ostatecznie, że katolicy z ekipy będą przychodzić na niedzielną Eucharystię przed spotkaniem (chyba
że trafi się mecz wyjazdowy), pozostali dołączą do nich około godz. 11.30 (po zakończeniu celebracji) na wspólną modlitwę
na werandzie. Wszyscy bez wyjątku mają wyrzucić amulety. Zostałem też zaproszony, aby towarzyszyć piłkarzom ,,na ławce rezerwowych”. Doceniam to, ale zaraz wyjaśniam, iż będzie to możliwe tylko wówczas, kiedy nie będę z niedzielną posługą
w wioskach.
Mijają tygodnie.,,Avenire” nie tylko nie przegrywa żadnego spotkania, ale i bardzo szybko zyskuje kolejnych kibiców (naszych parafian, zwłaszcza ministrantów). To zrozumiałe, modlimy się za nich w każdej niedzielnej modlitwie wiernych,
a poza tym sukces przyciąga. Coraz częściej też pojawiam się na „ławce”, aby oglądać mecz i kibicować. Do czasu… Pewnej niedzieli jadąc w kierunku ,,stadionu”, natknąłem się na kilku chłopców, którzy zaczęli rzucać w moim kierunku kamieniami.
Co prawda szybko ich przegoniono, ale i tak czułem, że coś wisi w powietrzu. Nie myliłem się. Wysiadając z samochodu, zobaczyłem drugiego trenera, który z zakłopotaną miną zmierzał w moim kierunku .,,Słuchaj – mówi – atmosfera jest bardzo
napięta. Wiesz, stawka spotkania jest duża (walka o 3 miejsce w tabeli), a dodatkowo ci z przeciwnej drużyny rozpowiadają, że ,ten mały, czarny znad rzeki” (czyli ja) ma jakąś dziwną moc. Trochę się boimy o ciebie, lepiej czekaj na nas na misji”. Trochę ubawiony tym, że zostałem zaliczony w poczet lokalnych czarowników (i to wpływowych) postanowiłem się wycofać, aby nie stwarzać dodatkowych trudności. A drużyna,,Avenire” i tak wygrała ten mecz. I to nie tylko ten. Zakończyli sezon, wygrywając wszystkie spotkania, zdobywając pierwsze miejsce w grupie i awans do rozgrywek w regionie.
….

TOGO, BENIN

Cieszą mnie kolejne dni spędzane wśród polskich misjonarek i misjonarzy pracujących w Beninie i Togo. Księżą diecezjalni, Stowarzyszenie  Misji Afrykańskich, werbiści, franciszkanie, misjonarze Maryi, katarzynki , werbistki, misjonarki świeckie, w tym moja rodaczka Beata Obrzud. Jakże budujący jest sposób, w jaki dzielą się doświadczeniami. Widzą to również miejscowi pasterze, choćby ci z diecezji Kara i Sokode, których dane mi było odwiedzić. Cieszy mnie też fakt, że podobnie w tylu innych miejscach na świecie słyszę, że nie sądzili, że kiedyś pojawi się ktoś „z Warszawy, z Episkopatu”, który zechce ich odwiedzić, pobyć z nimi, przyjrzeć się pracy, osiągnięciom… To miłe, ale jeszcze milsze jest to, że jest ktoś,, kto wspiera misjonarzy „na miejscu” , choć na co dzień ma tyle swoich spraw. To pani Magdalena Ajavon, Polka, która wyszła za mąż za Togijczyka i pracuje w szpitalu w Lome. Ile ciepłych słów padło pod jej adresem z ust misjonarzy: gościnna, życzliwa, uczynna, a ile pomaga w zakresie opieki medycznej (wystarczy wspomnieć ewakuację do Polski księdza Mariana Szadkowskiego SMA). Nie ma wątpliwości, że zanim opuszczę Togo, odwiedzę ją, aby podziękować, wyrazić uznanie, ale pośrednio powiedzieć jej „Pani Magdo, tak trzymać”.

….

Umowa na wykonanie dokumentacji projektowej ronda na DK 28 podpisana!

Z końcem sierpnia 2024 r. Wójt Gminy Tymbark zawarł umowę z Pracownią Inżynieryjną „RENOWA” Krzysztof Waniczek z siedzibą: ul. Węgierska 146A, 33-300 Nowy Sącz, na „Wykonanie dokumentacji projektowej dla zad. Rozbudowa DK nr 28 wraz z rozbudową skrzyżowań z DP nr 1632K Kępanów – Tymbark i DG nr 2548262 Do Noku oraz DG nr 2548263 i 340666K w m. Tymbark” oraz pełnienie nadzoru autorskiego przy realizacji przedmiotowego zamierzenia inwestycyjnego w zakresie określonym w specyfikacji warunków zamówienia.

Koszt wykonania powyższego zadania to: 435 875,10 złotych brutto. Natomiast termin realizacji powierzonego zadania  ustalono na 18 miesięcy od dnia zawarcia niniejszej umowy tj. do dnia 22 lutego 2026 r.

Należy w tym miejscu wspomnieć, iż całe to przedsięwzięcie realizowane we współpracy ze Starostwem Powiatowym w Limanowej, z którym również dzielony jest koszt realizacji tego zadnia. Podpisanie powyższej umowy to niewątpliwie kolejny ważny krok na drodze do poprawy bezpieczeństwa na tym newralgicznym z punktu widzenia gminy skrzyżowaniu. Władze Gminy i Powiatu liczą, iż po opracowaniu dokumentacji projektowej Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad  zrealizuje to jakże ważne dla naszej gminy zadanie.

Informacja/grafika: UG Tymbark 

„Zakochani w ludziach” – kilka fragmentów książki ks.Tomasza Atłasa (1)

Kilka fragmentów książki ks.Tomasza Atłasa „Zakochani w ludziach, Zapiski z misją” wydanej w 2012 roku 

Wstęp

Przedziwne są drogi, którymi prowadzi nas Miłosierdzie Boże… Przed dziesięciu laty, 16 października 2002 roku, w kościele parafialnym w rodzinnym Tymbarku, z rąk biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca przyjąłem krzyż misyjny. Kilka dni później wyjechałem, aby rozpocząć misyjną posługę w Republice Konga. Jako misjonarz fideidonista* wchodziłem z pokorą i radością w przebogatą tradycję misyjnej posługi Kościoła w Polsce. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to dopiero początek fascynującej pracy, wspaniałych doświadczeń, a przede wszystkim odkrywania duchowego bogactwa tylu młodych Kościołów lokalnych i utwierdzania się w przekonaniu, że ,,wiara umacnia się, gdy jest przekazywana” (Redemptoris missio 2). Nie przypuszczałem też, że przyjdzie mi dość szybko opuścić Republikę Konga i podjąć – niespodziewanie – nowe zadania w Komisji Episkopatu Polski ds. Misji (delegat ds. misjonarzy, sekretarz ww. Komisji) i wreszcie obowiązki dyrektora Krajowego Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce. To właśnie wypełnianie tychże zobowiązań stało się okazją, aby być w tylu misyjnych miejscach i doświadczać radości wiary, wdzięczności dla polskich misjonarzy i wreszcie ufności w Boże Miłosierdzie.
Trudno jest objąć myślą wszystkie te spotkania, sprawy, wspomnienia… Wiele z nich trzeba pominąć milczeniem, bo były mi przekazywane w sekrecie i w zaufaniu. Nie wszyscy też misjonarze chcą,
aby mówić o nich, o ich pracy, poświęceniu, ofierze, wspaniałej relacji z ludźmi i umiejętnym dialogu z inną kulturą. Niemniej jednak, dopingowany przez moich przyjaciół i wspierany przez ważne dla mnie osoby, zdecydowałem się opisać to, co przeżyłem, widziałem i słyszałem. Oczywiście, niniejsza publikacja obejmuje tylko część wspomnień. Niektóre opatrzyłem komentarzem, inne pozostawiłem do interpretacji Czytelnikowi. Wszystkie jednak ,,przelałem na papier” po to, aby zachwyciły misyjnym światem, zainspirowały i zachęciły do refleksji oraz jeszcze bardziej rozbudziły misyjną świadomość, odpowiedzialność i zaangażowanie.

W ramach moich obowiązków przyszło mi odwiedzić blisko sześćdziesiąt krajów świata (wiele z nich parokrotnie), w tym te, gdzie spotykałem polskich misjonarzy: Republika Konga, Kamerun, Republika Środkowoafrykańska, Czad, Peru, Gwatemala, Salwador, Kazachstan, Togo, Benin, Boliwia, Ekwador, Panama, Argentyna, Burundi, Rwanda, Demokratyczna Republika Konga, Madagaskar, Brazylia, Republika Południowej Afryki, Kenia, Zambia, Paragwaj i Chile.

  • Fideidonista ksiądz diecezjalny, wysłany przez macierzysty Kościół do pracy misyjnej na tereny misyjne. Nazwa pochodzi od Fidei donum” (łac. dar wiary) encykliki Piusa XII z 1957 r., w której papież zaapelował do wszystkich biskupów świata, aby wysyłali do pracy na misjach kapłanów diecezjalnych.

REPUBLIKA KONGA (fragm,)

Rozpoczyna się moja misyjna przygoda. Razem z księdzem Tomaszem Kanią wysiadamy z samolotu na lotnisku Maya-Maya w Brazzaville. Czekałem na ten moment, bo wielokrotnie z ust księdza Andrzeja Kurka słyszałem, jak cudowny jest zapach Afryki. Faktycznie, uderza w nas gorące, wilgotne powietrze niosące nieznane zapachy. Z czasem dopiero będę mógł je określić. Odbierają nas ksiądz Józef Piszczek (proboszcz parafii Oyo, gdzie będę pracował) i ksiądz Józef Kordek (proboszcz Gamboma, gdzie będzie pracował ksiądz Tomasz Kania).
Zmęczeni docieramy do parafii Jezusa Zmartwychwstałego, gdzie proboszczem jest ksiądz Bogdan
Piotrowski. Trochę rozmawiamy, jemy kolację i wymieniamy badawcze spojrzenia, bo właściwie nasi
nowi proboszczowie są nam mało znani. Zmęczenie jednak dość szybko kieruje nasze kroki do łóżka. ,,Msza św. o 6.15″ – krzyczy za nami ksiądz Bogdan. Zasypiam…
Budzę się, szybka poranna toaleta, szukam alby i schodzę do kościoła. Po kilku minutach wychodzimy już do ołtarza. Najpierw liczna służba liturgiczna, potem celebransi i… szok! Kościół wypełniony niemal po brzegi falującym, kolorowym i rozśpiewanym tłumem. Trudno mi powiedzieć, ilu jest ludzi – dwieście, trzysta osób… Liturgia przygotowana fantastycznie, śpiewy, komentarze, porządek. Uwagę przykuwają jednakowe stroje poszczególnych grup modlitewnych. Ksiądz Bogdan patrzy na nas tym swoim ,,szelmowskim” spojrzeniem. Wiedział, że ten poranny widok zostanie nam w pamięci chyba na zawsze. I żeby nie było wątpliwości – w tej parafii to codzienność.
Przed moim wylotem do Afryki pan Grzegorz Brożek, redaktor tarnowskiej edycji ,,Gościa Niedzielnego”, zapytał, czym w sposób szczególny chciałbym zająć się w mojej misyjnej pracy. Zupełnie szczerze odpowiedziałem, że nie znam potrzeb misji Oyo, dlatego też będę chciał być dyspozycyjny wobec oczekiwań miejscowego biskupa, jak i mojego proboszcza, księdza Piszczka. Wspomniałem jednak, że gdzieś w głębi serca mam pragnienie, aby przyczynić się do rozszerzania kultu Bożego Miłosierdzia. Ku mojej radości, już po przybyciu do swej misji odkryłem, że w kościele, tuż nad tabernakulum, wisi obraz ,,Jezu, ufam Tobie”. Przywiozła go z Polski jedna z afrykańskich sióstr józefitek. Szybko więc zacząłem wiercić dziurę w brzuchu księdzu Józefowi, aby ,,zrobić coś” dla Bożego Miłosierdzia.

Nie było to jednak takie proste. Należało przetłumaczyć wybrane teksty z ,,Dzienniczka” na język lingala, zrobić fotokopie, rozdać obrazki, nauczyć tekstu koronki, opracować ,,strategię formacyjną”. Wielką
rolę odegrało tu misyjne doświadczenie księdza Józefa. Wreszcie jednak ruszyliśmy – najpierw spotkania z liderami grup modlitewnych i katechistami, potem rekolekcje dla całej parafii. Powoli, bardzo powoli docierały do nas wieści, że w tej czy tamtej grupie modlitewnej odmówiono koronkę. Nadszedł też dzień, aby zainaugurować Godzinę Miłosierdzia.
Postanowiliśmy bowiem w każdy piątek o godz.15 00 wystawiać do adoracji Najświętszy Sakrament,
adorować go w ciszy, a 15 minut przed 16. odmówić wspólnie Koronkę do Bożego Miłosierdzia i udzielić błogosławieństwa. Wyzwanie było ogromne. Nie wiedzieliśmy, czy nasi parafianie przyjdą (upał, bo
to przecież środek dnia), czy będą chcieli modlić się w ciszy, bo przecież wolą raczej śpiewać, klaskać…
Zlany potem (przez potworną wilgotność, ale może i z emocji) wystawiłem Najświętszy Sakrament. Zaczęła się Godzina Miłosierdzia. Klęcząc, jednym okiem zerkałem na ołtarz, a drugim w kierunku wejścia do kościoła.
Mijały kolejne minuty kompletnej ciszy. Przy końcu, udzielając błogosławieństwa, mogłem ogarnąć
wzrokiem ,,tłum” uczestników tego nabożeństwa: ksiądz Józef, siostra Maksymiliana, jedna postulantka i szef rady parafialnej. To wszystko. A przecież tyle było przygotowań…
Dużo kosztowało mnie to, aby w ten pamiętny dzień zaufać… Ale mijały kolejne dni, tygodnie. Na
piątkowej Godzinie Miłosierdzia z czasem zaczęło gromadzić się piętnaście, trzydzieści osób. Bywało
i osiemdziesiąt. Zbliżał się też czas mojego wyjazdu na urlop. Ostatnią Mszę św. celebrowałem w Oyo
dokładnie w Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Ze wzruszeniem patrzyłem jak cały kościół, w ramach
dziękczynienia po Komunii Świętej, pada na kolana i odmawia Koronkę. Następnego dnia ruszyłem do
Brazzaville, skąd poleciałem do Polski na urlop. Już w kraju dowiedziałem się, że nie wracam do Konga,
ponieważ zostałem powołany do pracy w Komisji Episkopatu Polski ds. Misji. Przypadek? A może
moja „kongijska misja” została wypełniona?

….

MADAGASKAR 

Kolejne dni na Madagaskarze mijają szybko i intensywnie. To przecież ogromna wyspa, a i polskich misjonarzy pracuje tutaj wielu. Z większością spotykamy się w domu księży oblatów w Antananarivo. Jest wiele radości, dyskusji i piękna, wspólnotowa modlitwa za ,,dwie ojczyzny”. Kolejnego dnia uczestniczę też w miłej uroczystości. Jedna z ulic malgaskiej stolicy otrzymuje bowiem imię Arkadego Fiedlera (inicjatywa Stowarzyszenia ,,Polka”). To miłe, że i w takiej formie polska obecność na Madagaskarze zostaje podkreślona i doceniona. 

Cieszę się, że większość czasu przychodzi mi tutaj spędzić z orionistką, siostrą Bronisławą Smoter. Wszak to moja rodaczka z Tymbarku, a poza tym mając wieloletnie doświadczenie pracy na Madagaskarze, dzieli się ze mną spostrzeżeniami na temat tego kraju, tutejszych Kościołów lokalnych, edukacji itd. To także z jej inicjatywy jedziemy do Marana, do ośrodka założonego przez bł. Jana Beyzyma. To mocne wewnętrzne przeżycie zobaczyć to miejsce, modlić się przy grobie Błogosławionego, o którym usłyszałem pierwszy raz jeszcze na katechezie w szkole podstawowej, celebrować Mszę św., używając pateny i kielicha, których on sam używał.
Opuszczając Marana, raz jeszcze zatrzymujemy się na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na położony w dole ośrodek dla trędowatych. Miejsce to zdobi drewniany krzyż pamiętający jeszcze czasy, kiedy bł. Jan Beyzym osobiście opiekował się chorymi. Postawiono go jednak w tym miejscu z zupełnie innych powodów. Aź do tego miejsca bowiem docierał przykry zapach gnijących ran…
Oby Pan dał nam więcej takich misjonarzy.

fotografie pochodzą z cytowanej książki 

na zdjęciu: ks.Tomasz Atłas oraz Siostra Krystyna Smoter, Tymbarczanka, pracująca przed laty na Madagaskarze