Zaproszenie na wykład

W środę o godz. 19.00, w Biblitece Publicznej w Tymbarku, w ramach Ludowego Uniwersytetu Kompetencji Społecznych, wykład wygłosi uczeń klasy III Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Limanowej Tymoteusz Zapała. Tytuł wykładu: „O początku świata”. Organizatorzy zapraszają, wstęp wolny.

LUKS

źródło: strona interentowa Bibiloteki Publicznej w Tymbarku

Nasz Bohater – odcinek 10

Dalsze epizody związane z osobą kpt. Tadeusza Paulone .

Wróćmy jeszcze do wielokrotnie cytowanego już, pisanego z francuskiej miejscowości Hauteville listu narzeczonej Tadeusza, wysłanego 20 września 1946 roku do Argentyny, gdzie mieszkała matka kapitana Paulone. W poniższym cytacie wspomina o tym, w jakich okolicznościach trafiły do niej ostatnie pamiątki po narzeczonym: „Przy egzekucji był atleta cyrku Staniewskich, który był strażnikiem bunkra. Wieczorem przed rozstrzelaniem, gdy Tadeusz wiedział już, że śmierć mu pisana, postarał się o przemycenie do p. Ber. Budyna książeczki i medalika z prośbą o doręczenie mnie. „To są jedyne rzeczy, które mogę jeszcze mej narzeczonej posłać”. Ostatnim jego życzeniem było, aby jego przełożeni dowiedzieli się, „że nie przyniósł ujmy mundurowi, który nosił i nie zawiódł oczekiwania jakie jego przełożeni w nim pokładali”. Jak więc Pani widzi umarł jak wielki Polak z myślą nie o rodzinie, i nie o mnie, ale o Polsce.”
I dalej pani Roma wyznaje:
„Byłam z nim przez siedem lat związana i bardziej może związało mnie z nim więzienie, niż okres szczęścia, jaki z nim przeżyłam. Bardzo być może, że ja też kiedyś znajdę kogoś, kogo będę mogła nazwać swoim mężem, niemniej jednak wątpię abym znalazła kogoś, kto stałby tak wysoko jak Tadzio. Tacy idealiści jak on nieczęsto się trafiają i gdy w dzisiejszych czasach przyglądam się różnym ludziom, widzę dokładnie różnicę miedzy nim, a innymi. Widziałam ją zresztą zawsze.”
W dalszej części listu pani Roma pisze, że spotkała osoby, które twierdziły, że Tadeusz nie został rozstrzelany, a jedynie wywieziony z karnym transportem do innego obozu. Czekała więc na jakieś pomyślne wiadomości. Kiedy jednak okazało się, że rozstrzelanie w Oświęcimiu było faktem, postanowiła przesłać matce Tadeusza jego książeczkę do nabożeństwa, pisząc: „To jest rzecz, która towarzyszyła mu i była pociechą we wszystkich cierpieniach i zwątpieniach życia obozowego. Oblałam ją kiedyś łzami, szczególnie, gdy odczytywałam najbardziej zniszczone miejsca – Litanię do Matki Boskiej i modlitwę duszy opuszczonej przez wszystkich. Trzy i pół roku więzienia niemieckiego to nie mało i ma Pani rację mówiąc, że przeszedł przez piekło. Do przetrzymania pomogła mu książeczka, którą przesyłam Pani oraz wiara w Boga i umiłowanie słuszności sprawy. Chciałabym bardzo aby żył bez względu na to, czy zostałby moim mężem, czy nie, uważam bowiem, że odrodzenie naszego narodu, a może nawet całej ludzkości leży w ludziach podobnych jemu.
Przepraszam, że list jest tak długi, ale nie chciałam go pisać na raty. Wolę mieć to już poza sobą. Już trzy lata prawie po śmierci Tadeusza, ale zawsze takie roztrząsanie jego życia jest dla mnie bolesne wstrząsające, tym bardziej, że długo w nią nie wierzyłam.”

Jakże niezwykłe i bogate przeżycia opisuje pani Roma – od bardzo bolesnych, jakich doznała, poprzez te najserdeczniejsze. Dzięki temu listowi bardziej wyraźnie widzimy postać kapitana Paulone i jego narzeczonej – Romy Sygnarskiej, a także rodziny Tadeusza – tej w Tymbarku i tej w dalekiej Argentynie, w której, mimo upływu tylu lat, nadal trwa pamięć o tych, którzy już odeszli – przechowuje się pamiątki po nich jak bezcenne skarby, czego najlepszym dowodem jest zachowany, a napisany blisko 70 lat temu list pani Romy. Jego kopię otrzymałem z Argentyny od bratanka Tadeusza – Rubena Pauloni. Dzięki tym pamiątkom i życzliwej pamięci wielu osób możemy poznać nie tylko postać „naszego bohatera” – kapitana Tadeusza Paulone o pseudonimie „Lisowski”, ale także i wiele innych zacnych ludzi, których losy związane zostały z jego życiem. Trudno tu wymienić wszystkich, by oddać im hołd i cześć – za trwanie w polskości, za okazywanie miłości i pomocy innym mimo własnych cierpień i upokorzeń, jakich doznali w czasie okupacji, a szczególnie w obozach i więzieniach. Jednakże życie ich nie poszło na marne, gdyż dzięki nim nasza Ojczyzna znów cieszy się wolnością. To dzięki nim również wielu ludzi „uszlachetniło się i odzyskało ludzką twarz” – przykładowo choćby Aufseherin Annelise Franz, kiedy wobec pani Zofii wypowiedziała „Schade um den Kerl”.

Stanisław Wcisło

cdn.

DEI REGNO SERVIRE 2015 dla Pani Joanny Sędzik

Dzisiaj z rąk biskupa tarnowskiego Andrzeja Jeża Pani Joanna Sędzik otrzymała medal „Dei Regno Servire” (Służyć Królestwu Bożemu).

Medal „Dei Regno Servire”  otrzymują osoby ( na wniosek proboszcza), które troszczą się o parafie, działają charytatywnie, działają w ruchach, organizują pielgrzymki, wydają gazety, prowadzą teatry i chóry.

Pani Joanna Sędzik dostała doceniona za bardzo duże zaangażowanie w życie parafialne, w tym za przewodniczenie parafialnemu  Caristas.

Serdeczne gratulacje dla Pani Joanny  wraz z życzeniem dalszej owocnej pracy składa portal tymbark.in.

Irena Wilczek-Sowa

nagggggrodzeni

źródło: oficjalna strona diecezji tarnowskiej

Nasz Bohater – odcinek 9

Historia medalika – część druga

I oto dalsza relacja pani Zofii:

„Medalik został sfotografowany w archiwum – Muzeum gromadzi eksponaty tego rodzaju, przejawy twórczości więźniów. Pani Jadzia Dąbrowska przejęta jego historią , przyrzekła dołożyć starań, aby ustalić, kto go wykonał. „Dzięki jej pośrednictwu poznałam panią Hannę Ulatowską, profesora uniwersytetu w Dallas, również byłą więźniarkę Auschwitzu, dokąd jako jedenastoletnia dziewczynka trafiła z powstania warszawskiego wraz z matką i bratem. Pani Hanna pisze pracę na temat twórczości więźniów, stąd jej częste wizyty w Muzeum w Auschwitz-Birkenau, a także spotkania z byłymi więźniami. Okazało się, że zna kogoś, kto mógłby coś wiedzieć na temat oświęcimskiego medalika z Chrystusem, bowiem w obozie zatrudniony był w pracowni, nazwijmy to artystycznej, w której więźniowie wyrabiali dla esesmanów różnego rodzaju przedmioty, dzieła i dziełka, poczynając od płaskorzeźb, drzeworytów, figurek, obrazów, a kończąc na biżuterii wytwarzanej z zagrabionych na rampie złotych monet. Ten ktoś mieszka w Gdańsku, jest rzeźbiarzem, twórcą kilku pomników. Nazywa się Tołkin. Pani Hanna (…) spotyka się także z Tołkinem, właśnie ze względu nas jego obozowe losy. Zagadnie go o medalik z Chrystusem.(…) Boże Narodzenie roku 2004 (…) Spotykamy się z panią Hanią. I słyszę, że Wiktor Tołkin bardzo się moim medalikiem zainteresował: jaki ma kształt? Czy nie ryngrafu? Ile uchwytów, Jeden, dwa? I wyraził pragnienie zobaczenia go. Cóż, że leży w szpitalu? Prosi żebym przyszła (…)

Wiktor Tołkin. Szczupły, siwowłosy, o pociągłej, zaskakująco młodej twarzy. Ile też miał lat tam? Padają rytualne między byłymi więźniami pytania: ilu cyfrowy numer, Auschwitz główny, czy Birkenau, blok, komando? Gdy słyszy nazwisko ofiarodawcy, nieruchomieje. „Lisowski? Paolone? Od niego pani dostała?” Jest zelektryzowany. „To by się zgadzało” mówi raczej do siebie, ledwo dosłyszalnie. Podnosi medalik do oczu, ręce mu drżą, drży głos”. „Paolone…To przecież on umożliwił mi… Byłem w kartoflarni, on był zastępcą kapo. Sprawnie mi szło obieranie, to sobie czasem pozwalałem na jakąś przyjemność – raz i drugi wyrzezałem z brukwi figurkę. Zobaczył to, powiedział: „Masz zdolności” i spowodował, że dostałem się do takiej grupy plastyków…” Milknie bardzo wzruszony. „Nieodżałowany człowiek…” W drżących palcach obraca medalik, znów go podnosi do oczu. „Jeszcze jeden podobny wykonałem z Matką Boską. Też dla niego”. „Nagłe rozwarcie w pamięci luku: stolik z buchalteryjną księgą, wyciągnięta nad nią dłoń, a na niej… tak, na niej dwa medaliki. „Wybierz, który wolisz.” Teraz i mnie drży głos. „Wiem, widziałam ten medalik. Otrzymała go koleżanka o imieniu Ellen”. Wiktor Tołkin. To jego palce , jak „rylec pisarza biegłego” wyrysowały w srebrnej blaszce bolesną twarz Chrystusa. Chrystusa Oświęcimskiego”.

Tak kończy się opowiadanie pani Zofii Posmysz o Chrystusie Oświęcimskim i o Tadeuszu – kapitanie Lisowskim – Paulone. Należy tu dodać, że w roku 1959 pani Zofia napisała słuchowisko pt. „Pasażerka”, które wywoławszy poruszenie w świecie literackim, zostało zaadoptowane dla teatru telewizyjnego, zaś wkrótce nasz wybitny reżyser Andrzej Munk zekranizował je, obsadzając w roli Lizy Aleksandrę Śląską. Na podstawie fabuły powieści „Pasażerka” A. Miedwiediew napisał libretto opery, do której muzykę skomponował Mieczysław Weinberg. Premiera tego dzieła miała miejsce w roku 2010 na festiwalu w Bregenz. Wszystkie te sztuki epizodycznie nawiązują do opowiadania „Chrystus Oświęcimski”.

cdn.

Stanisław Wcisło

„Tymbark Dance”

Nagranie z występu zespołu „Tymbark Dance” (w którym tańczą uczniowie  Społecznej Publicznej Szkoły Muzycznej w Tymbarku)  na I Ogólnopolskim Przeglądzie Zespołów Rytmicznych w Dobczycach. Tymbark Dance „wytańczył”  III nagrodę.

Tańczą: Jowita Krzyściak , Emilia Krzyściak, Amadeusz Trojanowski, Jan Rusek Katarzyna Rząsa, Klara Rokosz, Wiktoria Grzegorzek, Aleksandra Matras, Alicja Górka, Gabriela Lupa , Zuzanna Staśko.

nagranie pochodzi z archiwum Szkoły

Zopiski starego gazdy cd.

Ani się cłek nie łobejrzoł, jako wartko rozajcowo minoła, listopod się zbliżo ku kłońcowi, grudzioj, cyli poniekont Adwentowy miesionc jus na karku, to ji jus kacki i gynsi pozabijane, boć pszecio świotygo Morcina jus beło (11 listopada), a Kosprzycka godała ze:
Na świotygo Morcina  nojlepse: tłusto goś i dzbon wina.
I zabawa, i  chuloj dusa.
Na Morcina jak Kosprzycka zabiuła piyrsom gynś to zafse paczała jako ta gynś jes, jakom mo pierś, bo:
Pierś s Morcinkowe gynsi bioło, to ji  zima bydzie statkowało.

Ze świotym Morcinom to jesce miała takie powiedzonia:
Gdy Morcinowo gynś f wodzie Boze Narodzonie f lodzie, lebo na łodwrot,
     Gdy wiater łode połdnio f wilijo Morcina, bydzie lekko zima.

No Morcina jus momy za sobom, a jus se myślim ło zblizajoncym się casie chulanek, bo tero jus mozno hulać do zopust, cyli do postu, cyli do środy popielcowe. Co inksego downi, zacynali potajcofki f chałupak f świotom Katarzyne to jes 25 listopada, a kłońcyli ło pu nocy s soboty na niedziele pszet Adwyntom, i hulali bo Kosprzycka godała tak ze:
 „śfioto Katarzyna kluce pogubiuła, śfioty Jyndrzyj kluce znaloz i skrzypecki zamknoł zaroz”
bo to pszecio
    „świoto Katarzyna Adwynt zacyno, ale świoty Jyndrzej jesce mondrzej, cyli jus na gienałt kłoniec hulanki i picio gorzołecki, cza się zaconć beło umortfiać, pościć”
i skłońcyło sie ze:
świoty Jyndrzyj grzychom, a Kaśka śmiychom;
     bo pszecio świoto Katarzyno, Adwynt zacyno.

Ale listopod mioł jesce f sobie cosik jennego, na co wyglondały młode dziywki, ano s utynskniyniom cekały na wiecor Jyndrzyjowy, bo ftedy se wrozyły, a to loły wosk pszczeli, a musioł być tegorocny, cyli loły rostopiony wosk pszes dzoirke łot kluca, a kluc musioł być łot izby, a to  piekły takie małe placki s zytnie mołki umielone f zarnowce,  ale cza beło kryncić f drugom strone,cyli f lewom, i co poniekont beła sztuka umleć, bo kamiyj młyjski beł specyjalnie pokuty, cyli beł taki specyjalny łoskard, i  cza beło tak troski po łuku nakuwać te kamionie młyjskie, i tak ton co beł nieruchomy na spodzie mioł takie łuki , ze jak by sie krociuł f prawo to by zabiyroł do środka  zboze, ale ze łon beł nieruchomy, to tys te naciyncia spełniały inksom role. Wozne beło coby nie pomylić sie i nie nakuć źle gornygo kamionia, musioł być tako samo nakuty jak ton dolny, jak lezeli koło siebie, i ftej kiej sie go połozyło na wiyrchu, to wyglondało tak ze jedon pokuty beł f prawo a drugi f lewo, a to dlotygo ze ziorka fpodały f te rowecki i jak sie krynciuło f prawo to ziorko sie krusyło i coros bardzi zblizało sie do kraja. To tys lotygo beło sztukom umleć zbozo krynconć f lewo, bo jako by paczeć to nijako zboze nie kciało wylatywać na skraj, ino pchało sie do środka  tymi rofkami.

No ale jak jus ktoro miała  jus gorść umełtego  zyta, to, to musiała zarobić ciasto, coby upiyć takom małom gomułke, a zeby mieć ciasto cza mieć wode, a ło tom wode to nie beło trunno, gorzy jom beło przyniyś, bo cza jom beło f wiaderku nabrać ze studni i potym  przyniyś telo wody coby dobre ciasto zrobić, coby nie zbyło i coby nie brakło do te mołki. Problym s wodom polygoł na tym ze cza jom beło nabrać gymbom s wiaderka i f gymbie przyniyś do chałupy i wloć do tyj zytnie mołki, wyrobić placek i upiyc.
Kiej jus te placki beły upiecone, a kłozdo wiedziała ktory jes jyj, to fpuscały do chałupy wygłodniałego psa i cyj placek porwoł to ta poniekont miała scynście, a nojwiokse to ftej jak  pies  chapnoł i zezar  zaros placek, bo licyła ze pewnikom po Nowym Roku  nie bydzie jus pannom, tako samo jak pies s plackom polecioł f pole, to tys mogła licyć na wartkie wydanie, nojgorzy jak psiucha wjechała pod łosko, bo ftej groziuła śmierć właścicielce placka.

Beło tys wrozenie s misek, kładły dziywki trzy miski na stole do gory dnom i pod jenno fkładały rute,  lebo miyrt, pod drugom rozaniec, a pod trzeciom pieścionek złoty, i łobracało sie takom dziywkom co kciała se zawrozyć, łobracało sie niom, a potym s pomiysanyk misek wyciongała;  jak rozaniec to bydzie zokonnicom, jak miyrt, lebo rute,  to bydzie starom pannom, a jak pieścionek to wartko bydzie wesele.
I jesce łotuchy dodawały i kołki f płotak, co go to wiecor licyły, a jak kciały wiedzieć s ktore strony bedzie mieć chłopa to wiecor nasuchiwały s ktore strony usłysy piyrse scekanie psa…… hej

No, ale coby syćkie wrozby sie spełniuły i miały tom carownom moc, cza beło pościć cały, caluśki dzioj…… hej

stary gazda cdn…..

Nasz Bohater – odcinek 8

Dalsze epizody związane z osobą kpt. Tadeusza Paulone .

Historia medalika – część 1

Panią Zofię Posmysz – więźniarkę z obozu kobiecego, którą Tadeusz uczył buchalterii kuchennej – o aresztowaniu „Lisowskiego” poinformowała jej „opiekunka” z SS, o czym pani Zofia pisze w swym opowiadaniu „Chrystus Oświęcimski”:

”…Nazajutrz Aufseherin Franz zjawiła się w pracy wcześniej niż zwykle. Przez chwilę przyglądała mi się badawczo. „Mam nadzieję, że z nim nie korespondowałaś?” powiedziała. Udało mi się wydusić z siebie zdziwienie „Z kim?” oraz wytrzymać przenikliwe spojrzenie. „Z kim? Z tym Tadeuszem, który cię uczył.” Zaprzeczyłam. Zdawało mi się, że uwierzyła. „Nie tak dawno pytał jak sobie radzisz.” Wydawało mi się, że czeka na moją reakcję, a gdy milczałam , dodała: „Na, pass Blo.. auf. Er wurde verhaftet.” (…) Został rozstrzelany 11 października 1943 roku. Dowiedziałam się o tym nie od kogo innego, tylko od samej Aufseherin Franz. Raz jeszcze ukazała mi swą drugą twarz, twarz człowieka. „Schade um den Kerl” powiedziała cicho. To „Schade um den Kerl” zapadło mi w pamięci na zawsze. To była także Aufsseherin Annelise Franz. Potrafiła czasami nie pamiętać, że nosi mundur SS”.

Tadeusz Lisowski – Paulone został rozstrzelany. Wydawać by się mogło, że ten epizod w życiu Zofii Posmysz został zakończony. A jednak nie. Pozostała sprawa medalika, który otrzymała od niego ze słowami: „Strzeż go, donieś do wolności”. Tu rozpoczyna się nowa historia związana z tymi osobami – ofiarodawcą -Tadeuszem, a Zofią, która pragnęła spełnić jego prośbę – donieść medalik do wolności. Oto fragmenty „Chrystusa Oświęcimskiego” dotyczące tej historii: ”…Wiozłyśmy „fasung” z głównego magazynu. Popychając wózek dostrzegłam w pewnej chwili coś, po co się schyliłam. Medalik. Widać jakiś przerażony Zugang zobaczywszy na drodze esesmana, wyrzucił go w popłochu. Po wieczornym apelu obejrzałam medalik. Na metalowym łańcuszku, aluminiowa blaszka z wytłoczonym wizerunkiem Matki Boskiej Szkaplerznej. Przyszło mi na myśl, ze ten łańcuszek mógłby przygarnąć i mój skarb. Wydostałam go zza krokwi, spróbowałam czy zapinka przejdzie przez uchwyt ryngrafiku. Ściągnęłam z łańcuszka medalik. Po chwili jednak, nie wiedząc co z nim począć, w odruchu jakby litości, ponownie nań nawlekłam. Następnie zawiesiłam na szyi.”
I dalej: ”…Ten esesman skorzystał z okazji, że Aufseherin Franz wyjechała na obiad, aby wtargnąć do brotkamery. Wpadł do baraku z wrzaskiem „antreten” zaczął przetrząsać najpierw szuflady w jej kantorku, następnie półki z chlebem, wreszcie, gdy nic nie znalazł, rozkazał stojącym w szeregu więźniarkom pokazać ręce, odsłonić nadgarstki i szyje. Poczułam ziębnięcie twarzy i drobniutkie, obrzydliwe szczękanie zębów. „Zdjąć” rozkazał. Podniosłam ręce, dłonie jednak drżały, nie mogłam uporać się z zapięciem. „Los, runter damit!” ponaglił. Wtedy podbiegła Marta. Czułam na karku jej palce. A potem zobaczyłam. Zobaczyłam wpadający do worka łańcuszek. Tropiciel biżuterii odszedł, a ja wciąż siedziałam na ziemi. Nie na wszystko, jak mi się zdawało, byłam gotowa. Marta pomogła mi wstać, wprowadziła do kantorka. „Masz” wyciągnęła rękę. Na jej dłoni leżał medalik. Mój, z głową Chrystusa. „Jak? Jak to zrobiłaś?” Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. „Zsunęłam go z łańcuszka. Do worka trafił drugi”. Cud? Odżyła w pamięci chwila, gdy z błota Lagerstrasse podniosłam aluminiową blaszkę z wizerunkiem Matki Boskiej Szkaplerznej. Czy nie dlatego tam się zalazł, prawie pod moim butem, aby ocalić moją bezcenną pamiątkę, Oświęcimskiego Chrystusa? Do końca mojego pobytu w Birkenau, a i później, w Ravensbruck i Neustadt Glewe przechowywałam medalik a to w zakamarkach odzieży, a to w bucie, czasami w ciasno upiętych włosach, a raz, podczas szczególnie dokładnej rewizji w ustach. Doniosłam go do wolności. I zachowałam do dzisiaj.”

Na tym jednakże nie kończy się historia medalika. Pani Zofia była dociekliwa i postanowiła poznać bliższe okoliczności jego powstania. Kto i kiedy go wykonał – i to w Oświęcimiu? Jak trafił do rąk Tadeusza i dlaczego przekazał go właśnie jej z prośbą – „Donieś do wolności”. Rozpytywała więc znajomych więźniów z Oświęcimia, a także jubilerów, jednakże – zdaje się – bezskutecznie. Wszystko jednak ma swój czas. Po sześćdziesięciu latach – na prośbę kustosza muzeum Auschwitz-Birkenau – pani Jadwigi Dąbrowskiej – przyjechała znów do Oświęcimia, by wziąć udział w nagraniu filmowej relacji z pobytu w karnej kompanii w Budach. I oto dalsza relacja pani Zofii:

cdn.

Stanisław Wcisło

„Być od dziś przedszkolakami…”

 „Być od dziś przedszkolakami…”, tak zaczęli swoje przyrzeczenie mali przedszkolacy Publicznego Przedszkola Samorządowego w Tymbarku, którzy dzisiaj mieli  swoją bardzo ważną uroczystość i pierwszy publiczny występ.
 Prawie połowa, bo aż 41 dzieci, złożyło ślubowanie. Uroczystość jest jedną z corocznych imprez, która na stałe wpisana jest w kalendarz przedszkola. Dla maluchów było to ogromne przeżycie. Z tej okazji wraz z nauczycielkami przygotowały krótką część artystyczną. I zaśpiewały!!! I zatańczyły!!! Może troszkę zapłakały,   ale przecież to oznaka wrażliwości.
Przedszkolakom wielu radosnych chwil i zabaw w gronie koleżanek i kolegów życzy  Dyrekcja oraz Grono   Pedagogiczne Przedszkola
Do życzeń dołącza się również portal tymbark.in

No Images found.

zdjęcia: archiwum Przedszkola

Nasz Bohater – odcinek 7

Aresztowanie – rozstrzelanie

Kapitan Tadeusz Paulone – Lisowski został aresztowany. W jaki sposób gestapo poznało właściwe nazwisko „Lisowskiego”, nie jest wyjaśnione jednoznacznie. Jedni twierdzą, że był to przypadek – jakiś więzień, pochodzący z okolic Limanowej, poznał go i w okrzyku powitalnym zawołał: ”Paulone! Co ty tu robisz?” Usłyszał to jeden z SS- manów i wiadomość przekazał gestapo, które aresztowało Tadeusza, od wielu miesięcy poszukiwanego.

Ludwik Kowalczyk – więzień oświęcimski numer 121336, który w tym czasie pracował w obozowym szpitalu jako pielęgniarz, w swym „Kompendium o Oświęcimiu”, w rozdziale „Szpicle”, na str. 36, pisze: „Olpiński zadenuncjował Lisowskiego z Tymbarku, który był członkiem organizacji podziemnej w Auschwitz („Paolone”). Odbyło się to tak: Boger powitał Lisowskiego w bunkrze słowami: „Guten Abend Herr Leutnant Paolone”, po czym Lisowski został rozstrzelany.” W trakcie dalszego opisywania życia w obozie podaje: „W połowie września 1943 roku aresztowano 74 polskich oficerów z HKB – Rudolfa Diem, Ksawerego Dunikowskiego, Władysława Fejkiela, Stefana Frolicha (kapo z Schreibstuby), Edwarda Hulka, Kazimierza Kowalczyka, Hermana Langbeima, Henryka Sokołowskiego, Ludwika Worla, Paula Wienholda. Tadeuszowi Lisowskiemu udowodniono, że był zawodowym oficerem Wojska Polskiego i że się nazywa Paulone.  11 października 1943 wywołano tych więźniów na apelu i rozstrzelano na bloku 11.”

Natomiast Ludwik Rajewski – również więzień Oświęcimia – opisuje śmierć kapitana Paulone w swej książce „Oświęcim w systemie RSHA” – na str. 111: „Sprawa wojskowych w Oświęcimu : 25 września 1943 r. w sobotę, po apelu wieczornym wyczytani zostali przez blokowych różnych bloków więźniowie, których zaprowadzono przed kuchnię. 43 ludzi, pełnych wzruszenia , niespokojnych o swój los. – Polityczny oddział w obozie – to zły znak – to na pewno śmierć.- Oskarżenie wypłynęło od Bogera.- Krwawy zbir rzucił pod adresem tych ludzi oskarżenie, za które grozić mogła tylko śmierć. Oskarżeni o spisek wojskowy wewnątrz obozu. Płk Dziama, płk Gilewicz, mjr Bończa i kapitan Lisowski – Paulone, jako główni oskarżeni byli zamknięci tydzień wcześniej – a teraz pozostałych zamykali do bunkra, by rozprawić się jak należy (płk Stamirowski, adw. Szumański, kpt. Keler i wielu, wielu innych). – Śledztwo trwało 16 dni – 16 dni męki i świadomości, że stąd się nie wraca.- Pamiętam słowa wyryte w celi 18-ej, celi śmierci: „Ci, którzy weszli tutaj porzućcie wszelką nadzieję”. Piekło było przez te 16 dni.- Ile to razy wyciągały te zbiry naszych towarzyszy i prowadziły pod „ekran”.- Nie wszyscy byliśmy przesłuchiwani. Zbyszek Mosakowski (był tydzień w obozie), Karol Karp nr 626, Antek Szczulak, Henryk Kalinowski i wielu innych, bez przesłuchania, bez badania poszli pod ekran 11 października (Ekran – podobny do kinowego tylko czarny pod tą ścianą rozstrzeliwań. Tylko przypadek zrządził, że nas dwunastu zostało zwolnionych – dlaczego – trudno powiedzieć. Przecież szło zbirom o zniszczenie inteligencji polskiej, ewentualnych kierowników – przypuszczalnej samoobrony więźniów. I tak 11 października , miedzy godziną 10,20 a 11, gdy los nasz jeszcze niepewny, gdy kilku z nas czekało w politycznym, dokąd prowadzono z bunkra – nasz los jeszcze niepewny – w tym czasie rozprawiali się w krwawy sposób z ludźmi nieprzesłuchiwanymi, których winą mogło być tylko to, że byli Polakami. Inni przesłuchiwani: jak Gilewicz, Woźniakowski, Szumański, Lisowski-Paulone – bronili się tak samo jak i my przed zarzutem spisku wojskowego – ich odpowiedzi i wyjaśnienia były bez znaczenia. Sprawa zanim powstała była przesądzona.- Wyrok śmierci na kilkudziesięciu ludzi – to gwarancja spokoju w obozie.

Jako pierwsi szli pod ekran płk Dziama i kpt. Tadeusz Lisowski – Paulone. Szli jak przystało na żołnierzy. Gdy podeszli pod ekran, Dziama zwrócił się do katów – wykonujących wyrok śmierci, Steiwitza i Mauzena z prośbą o niestrzelanie w tył głowy z „wiatrówki”, lecz jak do żołnierzy z pistoletów i prosto w twarz. Widać docenili odwagę tych żołnierzy, bo uwzględnili ich prośbę. Paulone jeszcze krzyknął: „Niech żyje Wolna i Niep… i to było ostatnie jego słowo. Zginęli jak żołnierze, jak wierni synowie Tej, co nie zginęła”.

W kilka tygodni później po rozstrzelaniu, 20 listopada 1943 r., w obozie sporządzono akt zgonu Tadeusza Lisowskiego, w którym wpisano: „Tadeusz Lisowski, syn Franciszka Lisowskiego i Julii Lisowskiej, z domu Homa, ur. 23 lipca 1909 r. w Krzywczycach koło Lwowa, zmarł 12 października 1943 r. na zapalenie opłucnej i płuc, co stwierdził doktor medycyny w Oświęcimiu (podpis nieczytelny).” Akt przesłano do wiadomości rodzinie Tadeusza Paulone, a z Gestapo odebrała go Roma Sygnarska. Tak zakończył swą ziemską wędrówkę jeden z naszych bohaterskich rodaków – gorący patriota, który świadomie złożył na ołtarzu Ojczyzny najcenniejszy skarb – własne życie, dając w ten sposób przykład innym, jak należy żyć i postępować, w imię wyższych idei oraz wspólnego dobra, jakim jest Ojczyzna.

Stanisław Wcisło

cdn.