“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (6)
link do odcinka piątego: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas-niech-to-wspomnienie
Po wojnie Antoniego P. aresztowali. Jego druga żona z dziećmi (szesnaścioro) prosiła ludzi o wstawiennictwo. Mieszkańcy Pasierbca zlitowali się nad dziećmi i napisali petycję do władz. Sołtysowi ocalili życie. Być sołtysem w czasie okupacji… Jeżeli się nikt nie zgodził, Niemcy wyznaczali sami, najczęściej był to ten, co pełnił funkcję przed wojną. Do pomocy miał „zakładników”, jako Radę Sołecką. Niemcy wyznaczali kontyngent, a Rada musiała rozdzielić i zadbać o dostarczenie towaru
Niemcom. Z opowiadań znam, że najbardziej ucierpieli ci, których Rada się nie bała. Np. Anna Duchnik kupiła krowę za dwie kozy, 100 kg zboża i 10 kop siana. Odchowała ją i sołtys wyznaczył, że musi oddać żywicielkę. Rozgoryczona złorzeczyła Niemcom na spędzi i wygrażała ręką. Komendant Müller pyta, co ta kobieta tak krzyczy. Gdy usłyszał, że to jedyna krowa, powiedział krótkie 'Weg’. Krowa ocalona. To samo spotkało Władysławę Golonka. Poprowadziła krowę z płaczem. Müller też krowę wycofał.
Niedawno otrzymałem informację, że zdrajcą był brat dziewczyny Stanisława, który współpracował z Niemcami. Po wojnie uciekł z naszego terenu.
Kpt. Zygmunt Joniec, pseud. Zyg, bazę miał na Podupiskach w Jaworznej jako Jasiek Cabała.
Opowiadał: „Otrzymałem zadanie wysadzenia pociągu na odcinku Łososina – Tymbark, Zrobiłem rozeznanie. Stwierdziłem, że zbyt blisko jest szkoła (w Dworze Koszary). Niemcy mogą wziąć odwet. Pociąg towarowy został wysadzony. Niemcy znaleźli część umundurowania sowieckiego. Odwetu nie było”.
Z wieczorów spędzonych u Józefa Golonki w Piekiełku pamiętam, jak opowiadali o wysmarowaniu smarem szyn od Koszar, aż po Tymbark. Pociągi od Limanowej do Tymbarku nie mogły wyjechać. Zgoniono jednak ludzi i musieli tory czyścić.
Najokrutniejsi byli, przybyli z Dobrej bracia P. Na Kopanej Drodze pobity Jan Macko i postrzelony jego pracownik Szczepaniak. Sołtys wsi Koszary – Pachut, zdążył uciec. Pobito też mocno sołtysa Łososiny Górnej. Byłem świadkiem wielu rozmów od najmłodszych lat. Wielu ludzi zastanawiało się, co było powodem tych pobić, lecz nie mogli znaleźć ich winy, oprócz tego, że partyzanci byli pijani. Przez grzeczność i dla potomnych – nie wymieniam ich nazwisk.
Janinę Fedorowicz oraz Janinę Sobczak i jej siostrę Emilię Niemiec, poznaniaka (wysiedlonego w 1939 r. , mieszkał w obecnym domu Ludwika Załubskiego), doktora praw Józefa Mastyńskiego. Jego córka, Marysia, była lekarką i bardzo pomagała ludziom w czasie wojny. Po wojnie wyjechała do Poznania.
Pozostali spoczywają na cmentarzu w Łososinie Górnej.