„MATKA” (I) – ks. Władysław Pachowicz
Przedruk wspomnień pt. „Matka” śp.Władysława Pachowicza o swojej Matce Wiktorii Pachowicz
PRZEDMOWA
Odpowiadając na apel ks. Romana Szczygła z początkiem roku 1978 napisałem życiorys mojej Matki i posłałem go na jego adres dnia 2 marca 1978 r. Długo czekałem na opublikowanie tego życiorysu. W roku 1982 wyszła wreszcie drukiem w Wydawnictwie Pallotynów w Poznaniu książka pt. Sylwetki Matek Kapłanów, zawierająca 128 życiorysów matek kapłanów, napisanych przez wdzięcznych synów – kapłanów. Wśród tych życiorysów znajduje się także życiorys mojej Mamy, Wiktorii Pachowicz (str. 428-442) pod tytułem „Otwarła swą dłoń” Przyp. 31.20. Po wyjściu drukiem tej książki chciałem jeszcze dodać do życiorysu mojej Matki parę wydarzeń z życia mojego ojca i mojej Matki, opowiedziane mi przez mojego brata Antoniego.
Ponieważ nie mogłem liczyć na drugie wydanie Sylwetek, w których umieściłbym to uzupełnienie, dlatego decyduje się na osobne wydanie tego krótkiego życiorysu. Niech służy ku zbudowaniu zwłaszcza młodych matek, przeżywających w dzisiejszych czasach różne trudności nie tylko materialne, aby nie uległy podszeptom zlej propagandy, godzącej w ich szczęście prawdziwe, ale wiernie stały na straży swojej godności jako Matki i Polki.
WSTĘP
Można śmiało powiedzieć, że u kolebki każdego powołania kapłańskiego i zakonnego stała matka, Nie tylko dlatego, że to dziecię na świat wydała, ale i dlatego, że ona pierwsza otwierała jego serce na głos Boży i uczyła stawiać pierwsze kroki na drodze do Boga. Ona stwarzała taką atmosferę w domu rodzinnym, dzięki której ten dom rodzinny stawał się pierwszym seminarium duchownym, gdzie budziło się i rozwijało powołanie duchowne. Tak było i w mojej drodze do kapłaństwa. Moja Matka wymodliła mi łaskę powołania. Ona przez swoje niezwykłe poświęcenie doprowadziła mnie do ołtarza Pańskiego. Ona wspomagała mnie do końca życia swoimi modlitwami w pracy kapłańskiej. Ufam, że i dziś zza grobu wspiera mnie swoim wstawiennictwem u tronu Bożego. I dlatego chciałbym poświęcić jej to wspomnienie, by choć w drobnej części spłacić ogromny dług wdzięczności, względem niej zaciągnięty.
ŻYCIORYS
Wiktoria Pachowicz z Kapturkiewiczów urodziła się 28 października 1885 r. w Zawadce, należącej do parafii w Tymbarku w dawnym powiecie limanowskim, jako córka Wojciecha Kapturkiewicza i Anny Binda. Pochodziła z rodziny liczącej dwanaścioro dzieci, z których troje zmarło w dzieciństwie. Rodzice jej byli rolnikami. Posiadali około dziewięciu hektarów ziemi górskiej i nieurodzajnej. Oprócz bydła chowali większe stado owiec. Moja matka już jako dziecko musiała te owce paść od wczesnej wiosny do samej zimy. Przy tym zajęciu nie miała czasu na chodzenie do szkoły. Przez dwie zimy chodziła do szkółki w Zawadce, nieraz nawet boso i w jednej sukienczynie, jak sama wspominała. Nic dziwnego, że do końca umiała tylko podpisać się, ale umiejętności pisania nie posiadała, mimo że odznaczała się bystrym umysłem i dobrą pamięcią. Umiała czytać tylko pismo drukowane. Od dzieciństwa poznała, co to głód i niedostatek i to zapewne było powodem, że do końca życia miała serce otwarte dla każdego głodnego i biednego. Z domu rodzinnego wyniosła też zamiłowanie do pracy. Praca „paliła się” Jej po prostu w rękach. W poszukiwaniu pracy i zarobku dwa razy wyjeżdżała na roboty sezonowe do Niemiec na Dolny Śląsk. Pierwszy raz pojechała mając szesnaście lat. I wtedy mimo młodego wieku potrafiła dorównać starszym robotnicom w pracy akordowej w czasie żniw i przy wybieraniu buraków. Dnia 27 lipca 1910 r. wyszła za maż za Jana Pachowicza, zamieszkałego również w Zawadce, ale na końcu wsi pod górą Zęzów, na osiedlu zwanym Zarąbki. Z tego małżeństwa przyszło na świat dwóch synów: Antoni, urodzony 13 lutego 1912 r. i ja urodzony 20 lipca 1913 r.
RODZINA PACHOWICZÓW
Rodzina Pachowiczów mieszkała w Zarabkach przynajmniej od roku 1785, gdyż od tego czasu dochowały się metryki w kancelarii parafialnej w Tymbarku, które wymieniają w tym czasie Pachowiczów na Zarąbkach. Dom rodzinny, drewniany, zamieszkały do dzisiaj, postawiony był w roku 1891 na prymicje mojego stryja O. Ludwika Pachowicza z Zakonu Franciszkanów. Ten dom rodzinny w ciągu stuletniego swojego istnienia nawiedzały zdarzenia radosne, ale częściej jeszcze bolesne i smutne. Do radosnych między innymi należały prymicje mojego stryja Ludwika w roku 1891 i moje w roku 1938.
Do bolesnych należały: śmierć mojego dziadka Jakuba w roku 1908 i śmierć w sile wieku mojego stryja O. Ludwika, gwardianina w Krośnie, zmarłego w szpitalu w Krakowie w roku 1909, oraz śmierć w młodym wieku mojego ojca Jana w roku 1914 i wreszcie śmierć mojej babki Anny w roku 1916. Jeśli do tego dodać pierwszą wojną światową ze wszystkimi jej trudnościami materialnymi od 1914–1920 r., to łatwo wyobrazić sobie można, w jakich smutnych i trudnych czasach przeżywałem swoje dzieciństwo i młodość.
cdn.