“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (3)
Link do drugiej części artykułu: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas
Z Koszar w wojnie obronnej brał udział m. in. Julian Musiał. Był siódmym dzieckiem Rozalii z d. Róg i i Michała. Chłop na schwał. Gdy stanął do poboru to otrzymał 20 zł nagrody za postawę, wysportowanie, ogładę (kupił sobie za to ubranie i zrobił zdjęcia). Poszedł do wojska w 1938 r. i przepadł bez żadnej wieści. Po wojnie szukała go rodzina przez PCK.
Odezwał się z Anglii, do kraju nie mógł powrócić, walczył na Bliskim Wschodzie, brał udział w bitwie o Monte Cassino. Napisał: – „Proszę mnie nie szukać, bo tam w kraju możecie mieć przez to kłopoty!”- Julian Musiał.
W 1939 r. prawdopodobnie dostał się do sowieckiej niewoli, udało mu się przeżyć i wyjść z wojskiem Andersa.
Piestrzyńską z trojgiem dzieci. Razem mieli drugą trójkę. Kiedy przyszli z sołtysem Janem S. i zaczęli się odgrażać, że muszą wysłać kogoś do Niemiec, Franciszek powiedział: „Wiesz co, Hanka, byłem w Rosji 14 lat, dałem sobie radę, więc i tam może poradzę i jeszcze przyślę coś”. Nie poradził, trafił na wieś koło Stuttgartu. Prosił Niemca, aby go dał do szewca, bo on się na tym zna. Niemiec wyjął broń i zastrzelił go – spoczął na obcej ziemi. Wieści rodzinie przyniósł jego współtowarzysz.
Stanisław Nowak pojechał za Kazimierza Załubskiego. W zamian Załubski wywdzięczył się rodzinie Stanisława produktami rolnymi. Pani Biedroń z Koszar pracowała w zakładach lotniczych, powróciła. Robotnicy przymusowi, którzy pracowali w zakładach zbrojeniowych w czasie likwidacji zakładu lub pod koniec wojny, przeważnie byli rozstrzeliwani przez Niemców. Na przykład we Frankfurcie nad Menem z Zakładów Zbrojeniowych rozstrzelano ok. 150 osób (polska kwatera na
cmentarzu). Drugie miejsce rozstrzelań to cmentarz żydowski.
Niemcy potrzebowali ludzi do pracy w Policji, którzy znają język niemiecki, aby mieli lepszy kontakt z miejscową ludnością. Zgłosili się Ludwik Karaś z Koszar. Pracował w Mleczarni, miał ukończoną Górską Szkołę Rolniczą, otrzymał przydział do Tymbarku. Ludwik Karaś był żonaty z Michaliną Musiał, siostrą Juliana. Miał syna Janka mieszkał na Kaliszówce.
Józef Golonka o Krzyża przydział do Rozwadowa. Wszyscy byli związani z Armią Krajową. Mieli przydział do poszczególnych dowódców, którym składali raporty o planowanych aresztowaniach, wszelkich zmianach, volksdeutschach, o donosach na gestapo, których byli przeważnie tłumaczami.
Odrębna rzecz to Poczta. Całość pracy Poczty w czasie okupacji przybliżyła mi Anna Maniowska z Limanowej. Jej mama, Julia Giza, pochodziła z Koszar – Rysiówka. Jestem w posiadaniu jej wspomnień z pracy na poczcie – gdzie napisała: „Praca Polaków poczcie w czasie okupacji była (…) trudna i niebezpieczna (…) Każdy pracownik pocztowy, Polak, współpracował z podziemiem (…) Sygnalizując partyzantom o ruchach wojsk niemieckich , zarządzeniach, represjach, aresztowaniach, kontyngentach (…) Były wychwytywane listy – donosy do gestapo, żandarmerii (…) . Koleżanki przy telegrafach podsłuchiwały często rozmowy i natychmiast dawały znać o niebezpieczeństwach”.
1943 r. SS-mani wyprowadzili z więzienia 20 osób, w tym Maniowską i Franciszkę Widomską z Sowlin, która była aresztowana przez Niemców za brata Edwarda, którego w tym czasie nie było.
Początkowo ludzie bali się, że to już koniec, że będą rozstrzelani, ale zawieźli ich na dworzec PKP, gdzie kazano się im położyć na peronie plecami do góry i przekazano w ręce żandarmów. Ci okazali się dobrymi ludźmi. Pozwolili wstać, a nawet przechodniom obdarować więźniów owocami i papierosami.
Jechali pociągiem, potem kilka kilometrów piechotą. „Pod wieczór w blasku zachodzącego słońca ujrzeliśmy napis „Arbeit macht frei” – byliśmy w Szebnie (obóz niedaleko Jasła). W obozie Anna została „blokową”. Musiała i chciała dbać o więźniów i kiedy Zygmunt Joniec z Limanowej zaproponował jej ucieczkę – odmówiła. „Bałam się, że za moją ucieczkę rozstrzelają ludzi”.
„Czasem szłyśmy pomagać ludziom np. przy wykopkach. Otrzymałyśmy worek ziemniaków. Po przywiezieniu do obozu połowę zabrał SS-man. Drugą połowę „wykąpałyśmy” i gotowały w łupinach, aby nic się nie zmarnowało. SS-man przyprowadził Żyda i kazał mu sikać do gotujących się ziemniaków – strasząc go bronią. Widziałyśmy przerażenie w oczach
Żyda. Nasikał, wtedy SS-man krzyknął: „Schweine” i go zastrzelił go.”Po likwidacji obozu w Szebnie nasze panie trafiły do Płaszowa, skąd szczęśliwie wróciły w kwietniu 1944 r. Po wojnie Anna Maniowska pracowała w Powiatowej Radzie, a po 1975 w Rejonie Dróg jako księgowa. Zmarła w lutym 2006 r., Spoczywa
w Limanowej. Franciszka wyszła za Wajdę i mieszkała w Koszarach, spoczywa w Łososinie Górnej.