Czy marzenia o wolności się ziściły? przedruk artykułu autorstwa Pana Zenona Duchnika

Poniższy tekst ukazał się 2005 roku w 55 numerze (przedostatnim) kwartalnika Głos Tymbarku.

 Czy marzenia o wolności się ziściły?

26 sierpnia 2005 roku. W Mogile, przy kościele Cystersów tłok. Cały czas nadciągają nowi ludzie. Poczty sztandarowe stoją w szeregu. Jest w tym coś wzruszającego. Szukam znajomych, tych z pierwszych spotkań przed 25 laty i tych, z którymi byłem internowany w Załężu.

Święto małopolskiej Solidarności. Właśnie tu, w Mogile, gdzie z inicjatywy NSZZ „Solidarność” 1 marca 1981 roku poświęcono krzyż i umieszczono w hali Walcowni Gorących Blach Huty im. Lenina. W latach pięćdziesiątych ub. wieku, w obrębie Mogiły powstało nowe miasto – Nowa Huta. Miało w nim nie być żadnego kościoła, ludzie, którzy tam mieli zamieszkać wabiono dobrymi zarobkami, mieszkaniami… mieli tylko zapomnieć o Bogu. Czy to się udało? Chyba nie…

Tu właśnie, 20 sierpnia 1980 roku wybuchły strajki na różnych wydziałach Kombinatu. Zakład otoczył kordon funkcjonariuszy ZOMO. W środku robotnicy formułowali postulaty strajkowe: podwyżka płac, niekaranie za strajk, ale również żądania polityczne. Czekali na wieści z Lublina, Szczecina i Gdańska – gotowi w każdej chwili wesprzeć strajkujących tam kolegów…

Dzisiaj młodzi ludzie niewiele wiedzą o tamtych czasach, a starszych często ogarnia amnezja – zapominają, że pod koniec lat siedemdziesiątych i w latach następnych XX wieku wszystko było reglamentowane (sprzedawane na przydziałowe kartki), że sprzęt AGD i meble były dostępne tylko dla „młodych małżeństw” (do lat 30), na materiały budowlane była rejonizacja, a ich otrzymanie na inwestycje lub remont graniczyło z cudem. Zapominają, że samochód i telefon na wsi był rarytasem, nie mówiąc już o drogach, których praktycznie nie było. Nie można było studiować ani uczyć się w szkołach średnich wieczorowych czy zaocznych bez skierowania. Któż dzisiaj pamięta sklepy, w których były tylko sól, zapałki i ocet, czasem musztarda, a w sklepach mięsnych „nagie haki” i salceson zwany „cwaniakiem”, bo nie dał się wywieźć za wschodnią granicę? Kto dziś opowie o tym, że wówczas kwitła turystyka handlowa do Sącza, Rabki, Nowego Targu czy Krakowa by kupić grysik dla dziecka, skarpety czy coś lepszego do ubrania lub jedzenia (w miastach były nieco większe przydziały towaru do sklepów)? Kto przypomni, że milicja i wojsko miały własne restauracje i sklepy, do których był zakaz wstępu normalnym śmiertelnikom, że górników traktowano jak nadludzi – mieli sklepy „Nur für górnik” zaopatrzone we wszystko czego dusza zapragnie, byle tylko wydobywali węgiel dla Związku Radzieckiego…