Day: 10 lipca 2017
„Blachy na dachy” – wspólnie z Parafią Podłopień pomóżmy w budowie kościoła na Filipinach!
„Blachy na dachy” to akcja mająca na celu zbiórkę pieniędzy, które zostaną wykorzystane na budowę kościoła na Filipinach we wspólnocie ks.Jana Krzyściaka. M.in. dlatego 16 lipca br. (w najbliższą niedzielę) parafianie w Podłopieniu będę gościć księdza Janusza Burzawę- misjonarza pracującego od 23 lat na Filipinach. Ksiądz Janusz jest, tak jak ks.Jan, księdzem w Zgromadzeniu Księży Sercanów. W Parafii Podłopień wygłosi kazanie, a zebrana składka będzie właśnie przeznaczona na budowę tegoż kościoła.
Ale nie tylko podłopieńscy parafianie będą mieli możliwość wsparcia budowy kościoła w kraju , który od kilku dekad boryka się z muzułmańskimi rebeliantami. Co gorsza, jedno z ugrupowań muzułmańskich fundamentalistów, które już wcześniej było znane z brutalnych ataków i porwań, już od dłuższego czasu przysięgło lojalność kalifowi utworzonego w Syrii i Iraku Państwa Islamskiego.
Każdy kto chce pomóc może zrobić przelew na konto Grupy medialnej Profeto prowadzonej przez Księży Sercanów.
Na przelewie konieczny jest dopisek : Ks. Krzyściak Filipiny.
Dla przelewów z Polski: 74 1600 1462 1847 3641 5000 0001
Dla przelewów zagranicznych: IBAN: PL 74 1600 1462 1847 3641 5000 0001
BIC: PPAB PLPK
A tak księdzu Januszu Burzawie napisała Katarzyna Dobrowolska w artykule „Z Dobrą Nowiną na Filipinach”:
„Największe skarby, jakie wyniósł z domu rodzinnego w Siedliszowicach nad Dunajcem, to na pierwszym miejscu wiara – ufna i głęboka, bez zbędnych pytań, dywagacji oraz szacunek do innych ludzi. – Nigdy nie słyszałem, aby w domu mówiło się źle o Niemcach czy Rosjanach, choć przecież dziadkowie i rodzice pamiętali okupację. Naszymi sąsiadami byli Żydzi, kiedy mama otrzymywała paczkę z Ameryki, babcia prosiła, aby wybrała sobie najładniejszą sukienkę, reszta szła dla sąsiadów – opowiada. – Może dlatego nie postrzegałem człowieka przez pryzmat ubrania czy bogactwa. Filipińczycy mówią mi, że mają kompleksy, bo mają ciemną skórę i płaski nos. Ja odpowiadam im: „A mnie się właśnie tacy podobają”.
Zakon to wspólnota i drugi współbrat
Życie na wsi nauczyło go uczciwej, solidnej pracy. Tutaj kto nie pracuje, ten nie je. Trzeba było najpierw włożyć wiele wysiłku, aby coś wyrosło. Niedziela była czasem tylko dla Boga. Priorytetem – Msza św., potem w dalszej kolejności zabawa czy gra w piłkę. O powołaniu zakonnym pomyślał już pod koniec szkoły podstawowej. – Nie planowałem dużo. Z natury jestem nieśmiały. Poszedłem do Seminarium w Stopnicy na rozmowę. Myślałam: „Jeśli taka wola Boża, On to jakoś poukłada”. Przyznaje – poszło sprawnie. W 1983 r. wstąpił do Nowicjatu w Stopnicy, wybrał zakon sercanów. – Seminarium dało mi wykształcenie intelektualne i religijne. Miałem dobrych profesorów, przekazywali mi wiedzę, która pozwala mi dziś dobrze pracować – tłumaczy. Otrzymał święcenia kapłańskie w 1990 r. Podkreśla, że zakon daje poczucie wspólnoty, jest drugi współbrat, jest jak w rodzinie. Po święceniach trafił do parafii w Lublinie. Dobrze mu się pracowało. Podczas dnia skupienia dla księży sercanów, ksiądz prowincjał powiedział, że szuka kandydatów na misje na Filipiny. – Coś mi piknęło, może uda się pomóc – pomyślał. W tym samym dniu napisał list, w którym wyraził chęć wyjazdu na misje.
Podzielą się wszystkim, co najlepsze
Trafił na Mindanao, do diecezji Pagadian i miejscowości Dumalinao. Uczył się Filipin. Musiał przywyknąć do dwóch pór roku: suchej i deszczowej. Na szczęście nie ma tu huraganów jak na Luzonie. Pierwszym zadaniem misjonarza było opanowanie języka cebuano, którym posługuje się tutejsza ludność. Półtora roku pobytu (w tym 6 miesięcy szkoły) wystarczyło, aby móc rozpocząć pracę duszpasterską. Filipiny ukształtowała katolicka Hiszpania – wraz z wyprawą Ferdynanda Magellana w 1521 r. rozpoczęła się kolonizacja hiszpańska i chrystianizacja. Po wojnie hiszpańsko-amerykańskiej w 1898 r. wyspy zostały oddane pod władzę amerykańską. Podczas II wojny światowej Amerykanie toczyli walki o Filipiny z Japończykami. W 1946 r., 4 czerwca, oficjalnie ogłoszono niepodległość. Filipiny to republika z dość fasadową demokracją. Po Amerykanach zostało szkolnictwo i administracja. O ludności ks. Burzawa mówi: – Filipińczycy są bardzo życzliwi, nie szukają zwady, omijają konflikty, potrafią się cieszyć z tego, co mają i podzielą się wszystkim, co najlepsze.
Dom dla Filipińczyka nie jest największym bogactwem. Zbudowany ze znalezionych desek i materiałów drewnianych, z pokryciem z twardych łodyg palm, zazwyczaj jednoizbowy z matą do spania, przetrwa najwyżej kilka lat. Po tym czasie rozsypie się i trzeba będzie wznieść nowy. Ale nie lokum jest najważniejsze, a rodzina, najczęściej z pięciorgiem, sześciorgiem dzieci i żyjąca więcej niż skromnie. Podstawowym składnikiem diety jest ryż, jedzony w dużych ilościach, i ryby, od święta jakieś mięso typu drób lub wieprzowina. Południowa część Mindanao to obszar głównie rolniczy. Na pagórkach powulkanicznych, małych poletkach o schodkowym ukształtowaniu uprawia się kukurydzę, w dolinie, gdzie jest odpowiednia wilgotność, rzeki – rośnie ryż. Na utrzymanie pracują wszyscy od najmłodszych po najstarszych.
Na terenie pierwszej parafii, w której zdobywał doświadczenie misjonarza, istnieją 24 wioski, w każdej z nich jest skromna kaplica. Kościół i miasteczko zniszczone było po pożarze i zamieszkach za rządów dyktatora Markosa w latach 70. Ks. Janusz mieszkał na plebanii wraz z dwoma misjonarzami. W parafii nawet udało się wybudować kościół. Kolejną parafią był obszar z 31 kaplicami i 13 tys. wiernych. Dużą część mieszkańców stanowią tutaj muzułmanie. – Współżycie katolików i muzułmanów układa się poprawnie. Na ogół w szkołach muzułmańska dyrekcja doceniała współpracę z katolickim duchownym. Obie strony respektowały swoje prawa, choć nie brak było punktów zapalnych. W tej części Filipin dość częste zdarzały się porwania dla okupu. Ofiarą porywaczy padł współbrat ks. Janusza – Włoch o. Giuseppe. W parafii został sam ks. Janusz. Giuseppe był przetrzymywany przez sześć miesięcy. Kiedy pytano go, jak to zniósł, odpowiedział, „że były to najdłuższe rekolekcje w jego życiu”. Po tym fakcie misjonarze jednak musieli opuścić wioskę.
Praca misjonarza wiąże się nie tylko udzielaniem sakramentów świętych i posługą duszpasterską. Świadczy on o Chrystusie samą swoją obecnością. Na Filipinach przeciętna, uboga rodzina na wsi nie ma samochodu. Wszelki pojazd to luksus. – Bardzo często służymy ze współbraćmi mieszkańcom naszym wysłużonym jeepem. Woziłem i wożę chorych i kobiety rodzące do szpitala, pomagam w czasie wypadków czy strzelaniny (co nie jest tutaj rzadkością), odwożąc rannych do lekarza. Oni wiedzą, że zawsze otrzymają pomoc od księdza – mówi ks. Janusz. Wsparcie ma wieloraki sposób – kogoś nie stać na zakup lekarstw, komuś spłonął dom, ktoś inny ma zdolne dziecko, ale nie ma pieniędzy, by zapewnić mu dalszą edukację. Wtedy pomaga parafia.”