W pierwszą rocznicę śmierci ks.dra Andrzeja Jedynaka – Jego list z 2000 r.

5 stycznia mija pierwszą rocznica śmierci ks.dra Andrzeja Jedynaka, który w latach 70-tych był wikariuszem Parafii Tymbark (1976-1979). 

W ten dzień przypominam list (z 2000 r.)  nadesłany przez  ks.Andrzeja Jedynaka, w związku z Jego udziałem w uroczystości Zespołu Szkół w Tymbarku. List ten został opublikowany w  Głosie Tymbarku (Nr 42 z 2000 r.) w ramach artykułu „TABLICA PAMIĄTKOWA w Zespole Szkół w Tymbarku”. Całość artykułu to przypomnienie sylwetek osób, dzięki którym  powstała szkoła w Tymbarku. Okazją do wspomnień  było odsłonięcie tablicy pamiątkowej, które miało miejsce właśnie w 2000 r.

 

„… Uczestnikiem uroczystości był również ks. dr Andrzej Jedynak, który przesłał następujący list: 
Powróciwszy z Tymbarku, gdzie brałem udział w odsłonięciu pamiątkowej tablicy poświęconej ku czci  założyciela Tymbarskich Szkół Średnich – inż. Józefa Marka i pierwszych dyrektorów tych szkół, poczuwam się do obowiązku wyrażenia wdzięczności za otrzymane zaproszenie, a właściwie za okazaną mi pamięć. 
Tę pamięć cenię sobie tym bardziej, że w tym roku mija już 21 lat od mego wyjazdu z miejscowości, która położona jest u stóp Łopienia i Paproci… 

Mój przyjazd do Tymbarku był potrzebny nie uczestnikom tej uroczystości ale mnie, bowiem chwile tam przeżyte były dla mnie wspaniałą okazją
do przypomnienia tego wszystkiego, czym żyłem przed kilkunastoma laty będąc w Tymbarku.
Prawdą jest to, że z Tymbarkiem pożegnałem się już dawno, ale prawdą jest i to, że mimo oddalenia w czasie i w przestrzeni wciąż tam jestem obecny myślą i sercem, bowiem właśnie tam spotkałem tak wielu wspaniałych ludzi, z którymi mam kontakt do dnia dzisiejszego. Pogrążam się w tych rozważaniach i z tego względu, że osoby, których odlewy zostały uwiecznione na ścianie tymbarskiej szkoły.
Inż. Marka oczywiście nie znałem, bo znać nie mogłem, ale wiele o nim słyszałem. Często mówiono mi o jego „pestkach” i pobożności, wspominano o
jego wielkich zasługach i ludzkiej niewdzięczności, opowiadane o odsunięciu go od wszystkich urzędów, a w końcu nie omieszkano przypomnieć o tej ogromnej manifestacji, jaką był jego pogrzeb. W żaden sposób nie mogłem zrozumieć, jak w jego pogrzebie mogła wziąć udział tak wielka masa ludu. Stając przed domem parafialnym wyobraźnią dostrzegałem ten ogromny kondukt pogrzebowy, którego początek był już w kościele, podczas gdy trumna kryjąca doczesne szczątki śp. inż. Marka była jeszcze na terenie zakładu.
Skąd na terenie Tymbarku wziął się człowiek, którego wielkość ludzie ocenili dopiero po jego śmierci?…
Myślę także o śp. Juli Steczowicz. Jako ówczesny wikary wiele o niej słyszałem. Stosunkowo często spotykałam się z nią na herbatce u inż.
Rogozińskiego i jego żony Basi. Dziś trudno wierzyć, że tych ludzi nie ma już wśród żyjących. Jula, bo tak ją nazywali najbliżsi, żyła szkołą. O niej opowiadała i do niej wciąż w rozmowach wracała. Czasy komuny nie były łatwe. Księdza po kolędzie zawsze przyjmowała, dlatego kolęda była, chociaż z natury rzeczy, jedynie krótką okazją do spotkania się i wymiany zdań.
 
Najbardziej utkwił mi w pamięci pewien szczegół z jej życia. W czasie mojego wikariatu fachowcy z Tamowa kryli dach kościoła blachą miedzianą. Było to przedsięwzięcie nie tyle niebezpieczne, co kosztowne. Ludzie na ten cel rzucali na składkę. Sporo też było kopert. Ile  było w kopertach pieniędzy tego nie wiem. Wiem natomiast, że w tamtych czasach składka niedzielna wynosiła ok. 6-6,5 tys. złotych. Wiem to stąd, ponieważ każdej niedzieli wieczorem liczyła ją, niezwykle oddana ks. Prałatowi kucharka, którą wszyscy zdrobniale nazywali Magdzia.
W swoim więc czasie do ks. prałata Świątka przyszła pani dyrektor Steczowicz, która wręczyła mu 5 tys. złotych. Kiedy ksiądz prałat wzbraniał się z ich przyjęciem, ona odrzekła, że to jeszcze nie koniec i że przy kolejnej okazji dołoży resztę. „Ja jako parafianka również chcę mieć swój udział w tym przedsięwzięciu, które w parafii się dokonuje”.
Znane są słowa K.I. Gałczyńskiego:
„Chciałbym i mój ślad na drogach życia ocalić od zapomnienia”.
Myślę, że osoby, które wspominaliśmy w pamiętną środę-7 czerwca-ślad swego życia ocaliły od zapomnienia, właśnie poprzez swoje dzieło, które po nich na tymbarskiej ziemi zostało.
Wsłuchując się w to wszystko, co wtedy na gimnastycznej sali powiedziane zostało, przypomniały mi się słowa Karola Libelta, który powiedział: „Pamięcią wielkich w ojczyźnie ludzi krzepi się naród, dźwiga się duch”.
Takie i podobne uroczystości są nam wszystkim potrzebne. Pamięć o wielkich ludziach z małych ojczyzn ma zadanie krzepić ducha narodu, który upada, a którego wciąż i zawsze dźwigać trzeba.
Mysię też, że zasługą organizatorów tej uroczystości tkwi w tym, że potrafili oni dostrzec wielkość tych ludzi, którzy w czasach minionych starali
się ślad swojego życia pozostawić na tej ziemi, na której  dziś nam żyć przyszło.
                                                                Ks.dr Andrzej Jedynak”