Rozważania przed świętem: „3 Maja- moja retrospektywa” – artykuł Stanisława Wcisło

Przedruk z Głosu Tymbarku nr 18 z 1994 roku

„3 Maja- moja retrospektywa”

Myśląc o dniu 3 Maja sięgam pamięcią do najmłodszych lat dziecięcych, gdyż odkąd pamiętam – był on zawsze uroczyście obchodzony w mej rodzinie i rodzinnej miejscowości, jako święto kościelne i państwowe [od red.: p. Stanisław Wcisło mieszkał w Ostrowach nad Okszą, k. Częstochowy, był najmłodszy z ośmiorga rodzeństwa].
Cała rodzina brała zawsze aktywny udział w uroczystościach 3-Majowych, włączając się do wszystkich poczynań związanych z nimi; zwłaszcza ojciec, który jako prezes miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej wraz z innymi strażakami aktywnie uczestniczył w przygotowaniach i organizacji święta oraz starsza siostra, działająca w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Żeńskiej.
Moje osobiste zaangażowanie w uroczystości 3-Majowe zaczęło się od czasu rozpoczęcia nauki w szkole powszechnej, jako że wszyscy uczniowie zawsze brali żywy udział w obchodach tego święta. Dzień 3 Maja poprzedzany był licznymi próbami ćwiczeniami. Święto rozpoczynało się zbiórką na boisku szkolnym. Każde dziecko trzymało w ręku biało-czerwoną chorągiewkę. Stawaliśmy w długim dwuszeregu, klasami, z wychowawcami. Po sprawdzeniu obecności krótkim przemówieniu kierownika szkoły, przypominającym o znaczeniu święta 3 Maja, robiliśmy w prawo zwrot, tworząc czwórki kolumny marszowej, i ze śpiewem na ustach szliśmy do kościoła na uroczyste nabożeństwo. Tu łączyliśmy się z innymi organizacjami, jak Ochotniczą Strażą Pożarną, Sokołem, Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży Żeńskiej i Męskiej oraz licznie zebraną społecznością wioski. W czasie uroczystego nabożeństwa śpiewał chór kościelny oraz grała orkiestra strażacka, a także zespół muzyczny złożony z organisty i nauczycieli. Melodie i pieśni były odpowiednio dobrane do uroczystości. Wygłaszane było również specjalne kazanie o treści religijno-patriotycznej. Po zakończeniu nabożeństwa organizowano pochód do pomnika Tadeusza Kościuszki, którego popiersie stało na cokole na skraju wsi, w rozwidleniu głównych dróg. Pochód szedł główną ulicą wioski, która w dniu tym przybierała szczególny wygląd. Domy udekorowane były flagami narodowymi oraz brzozowymi gałązkami.
Czas przemarszu wypełniano wojskowymi marszami oraz pieśniami wojskowo-patriotycznymi. Przed pomnikiem, po złożeniu kwiatów, rozpoczynał się wiec, w czasie którego przemawiało kilka osób – miejscowych działaczy.
Treść przemówień dotyczyła dwóch zagadnień łączących się w jedno, a mianowicie: opieki Matki Bożej Królowej Korony Polskiej nad naszą ojczyzną oraz uchwalenie konstytucji zwanej Konstytucją 3 Maja. Po przemówieniach była część artystyczna o podobnej treści. Po zakończeniu wiecu wracano grupkami, śpiewając w dalszym ciągu pieśni patriotyczne.
W godzinach popołudniowych odbywały się imprezy sportowe: rozgrywki w piłkę siatkową, palanta, zawody strzeleckie, biegi itp. Wieczorem natomiast, w sali remizy strażackiej, odbywały się występy teatru amatorskiego, który wystawiał specjalnie
na ten dzień przygotowany spektakl.
Pamiętam z tego okresu sztuki pt. „Kościuszko pod Racławicami” oraz „Witaj Majowa Jutrzenko”.
W okresie okupacji dzień 3 Maja skreślony był jako święto oraz szczególnie kontrolowany przez władze okupacyjne, nie został jednak wymazany z pamięci polskiego społeczeństwa. W mojej rodzinnej miejscowości, mimo gróźb i represji ze strony władz okupanta, dzień ten zawsze akcentowało jakieś wydarzenie patriotyczne, co budowało społeczeństwo i umacniało je w wierze w powrót wolności Ojczyzny. Na przykład w czasie wieczornego nabożeństwa majowego intonowano pieśń „Boże coś Polskę”. Oczywiście przed kościołem znajdowała się czujka, która sygnalizowała niebezpieczeństwo i organista błyskawicznie zmieniał słowa na pieśń „Serdeczna Matko”, którą śpiewano na tę samą melodię. Bywały jednakże niestety donosy i proboszcz musiał tłumaczyć się władzom niemieckim oraz łagodzić sprawę w sposób odpowiedni do zaistniałej sytuacji.
W naszym domu w dzień 3 Maja zawsze dekorowano portret Tadeusza Kościuszki, który przez okres całej okupacji zawsze oficjalnie wisiał na ścianie. Wieczorem zbierała się młodzież – koleżeństwo siostry, która śpiewała pieśni patriotyczne, deklamowała takież wiersze, czytała wybrane fragmenty z książek lub po prostu wiadomości z tajnych gazetek.
Pamiętam też wieczór 3 Maja, kiedy to od strony lasu słychać było pieśni patriotyczno-żołnierskie, śpiewane przez partyzantów, których w tych okolicach, ze względu na bliskość puszczy działoszyńskiej, było sporo.
W okresie okupacji na terenie mej wioski zaczęto organizować Związek Harcerstwa Polskiego, do którego należałem i ja. Któregoś dnia, w maju (dokładnej daty nie pamiętam), odbywaliśmy zbiórkę zastępu w spalonym czołgu niemieckim, który znajdował się na terenie cmentarza. W trakcie zbiórki nagle ktoś z zewnątrz podniósł klapę włazu. Ku naszemu przerażeniu w otworze pokazała się twarz miejscowego żandarma, który wyciągnął nas na zewnątrz i zabrał na posterunek, gdzie poddano nas przesłuchaniu. Wszyscy zgodnie zeznawaliśmy, że bawiliśmy się w wojsko i chcieliśmy uruchomić czołg, by nim pojechać.
Tak było wcześniej ustalone i to nas ocaliło. Resztę dnia spędziliśmy na posterunku wykonując różne prace gospodarskie, jak zamiatanie, noszenie drewna opałowego, mycie korytarzy itp.
Wieczorem zaś jeden z żandarmów wymierzył każdemu delikwentowi odpowiednią ilość kijów na pośladki i puszczono nas do domu.
W 1944 roku mieliśmy w dniu 3 Maja już konkretne zadanie do wykonania.
Polecono nam mianowicie bawić się żandarmów w lasku tuż za wsią. Do zabawy dostaliśmy małe petardy „kanonenszlag”, które mój ojciec kupił w niemieckim sklepie. Tak upozorowana strzelanina spowodowała odciągnięcie niemieckich żandarmów wioski w naszą stronę, gdzie znów nas „aresztowano”, podczas, gdy w tym samym czasie w wiosce zorganizowano zbiórkę partyzantów związaną z akcją bojową wysadzenia pociągu w rejonie Cykarzewa.
Innymi objawami pamięci o święcie 3 Maja było wywieszanie chorągiewek biało-czerwonych lub wykonywanie na budynku posterunku żandarmerii napisów, np. „Witaj majowa jutrzenko”.
Wprawdzie wiele osób zapłaciło za to więzieniem, wywiezieniem na przymusowe prace do Niemiec, a nawet pobytem i śmiercią w obozach koncentracyjnych, dzięki jednakże nim dzień 3 Maja był pamiętnym i wzmacniał ducha narodu.
Po zakończeniu działań wojennych los przeniósł mnie do Świdnicy Dolnym Śląsku, gdzie kontynuowałem naukę w gimnazjum. I tam również dzień 3 Maja (1947 roku) dobrze utkwił mi w pamięci. Był to chyba jedyny rok i dzień, który naprawdę zjednoczył nasze społeczeństwo, przynajmniej w Świdnicy.
W godzinach rannych na rynku świdnickim, uroczyście udekorowanym, panował ożywiony, radosny nastrój.
Tu odbywała się zbiórka wszystkich organizacji społeczno-politycznych, młodzieżowych, młodzieży szkół średnich i podstawowych oraz obywateli miasta Świdnica. Po zorganizowaniu kolumny marszowej z pocztami sztandarowymi na czele, przy dźwiękach muzyki orkiestry kolejowej, pochód ruszył w stronę kolegiaty świdnickiej, gdzie ksiądz dziekan Marchewka celebrował mszę św. w intencji Ojczyzny. Najciekawszym faktem było to, że obok pocztu sztandarowego Sodalicji Mariańskiej stał poczet ze sztandarem PPR, obok sztandaru PKP – sztandar PPS itd. itp.
Po zakończeniu mszy św. i uroczystym odśpiewaniu „Boże coś Polskę” pochód wrócił na rynek, gdzie rozpoczęto wiec z przemówieniami przedstawicieli poszczególnych grup społeczeństwa oraz częścią artystyczną. Uroczystość zakończyło odśpiewanie „Roty” przez miejski zespół chóralny w połączeniu z chórami szkolnymi. Na podkreślenie zasługuje tu jeszcze i to, że pierwszy przemawiał do zebranych ksiądz Marchewka, a zaraz po nim – I sekretarz Komitetu Miejskiego PPR. We wszystkich przemówieniach dominował temat zwycięstwa- wolności i odnowy naszego kraju po latach okupacji. Wszyscy wierzyli w prawdziwą wolność i lepsze jutro. Niestety, wiara ta wkrótce uległa zachwianiu, kiedy po kilku tygodniach aresztowano księdza Marchewkę, a razem z nim szereg innych „wrogów socjalizmu i Polski Ludowej”. Był to ostatni 3 Maj, jaki zapamiętałem z lat młodzieńczych.
W pamięci utkwił mi jeszcze jeden 3. Maj, a mianowicie z roku 1957. Po wydarzeniach 1956 roku reaktywowano Związek Harcerstwa Polskiego. Założyłem więc i ja drużynę harcerską przy Zasadniczej Szkole Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku, gdzie pracowałem już jako nauczyciel. W ramach pracy z drużyną od 1 maja do końca roku szkolnego dzień zajęć rozpoczynaliśmy apelem porannym, w czasie którego wciągano na maszt flagę narodową, ściąganą w czasie capstrzyku wieczornego. Tak więc i dzień 3 Maja rozpoczęliśmy apelem i wciągnięciem flagi na maszt. Atoli około godziny dziesiątej w Dyrekcji Szkoły pojawił się ówczesny komendant posterunku MO w Tymbarku z kategorycznym żądaniem ściągnięcia flagi i ukarania winnego, czyli mnie, jako odpowiedzialnego za ten czyn. Długo trzeba było mu tłumaczyć fakt, że flaga wywieszona jest zgodnie z regulaminem i w uzgodnieniu z władzami oświatowymi. Wprawdzie komendant odjechał, jednakże przez długi czas miałem opinię wywrotowca i musiałem tłumaczyć się w Urzędzie Bezpieczeństwa w Limanowej.
 
Dzisiaj, kiedy znów można swobodnie organizować uroczystości związane z historycznym 3 Maja, jako świętem narodowym, mam nadzieję, że społeczeństwo Tymbarku uczci je godnie, nawiązując do dawnych tradycji.
 
Stanisław Wcisło