Author: Irena Wilczek Sowa
Parafia Podłopień – Eucharystia dziękczynna za siedemnaście lat posługi proboszcza ks.Wiesława Orwata
Decyzją Biskupa Ordynariusza ks.Andrzeja Jeża dotychczasowy proboszcz Parafii Podłopień ks.Wiesław Orwat podejmie od 13.08.23 obowiązki proboszcza w Łęgu Tarnowskim. Wspólnota parafialna, która przybyła dzisiaj na Mszę św.o godz.11 swoją modlitwą dziękowała Bogu za 17 lat (2006 r.) posługi ks.Wiesława Orwata w Parafii Podłopień.
Za księdza Wiesława, który przewodniczył nabożeństwu, modlili się kapłani sprawujący w Eucharystię koncelebrze tj. ks.kanonik Franciszek Malarz, ks.Stefan Duda, ks. Jerzy Berdychowski oraz ks.Jan Krzyściak. W imieniu wiernych podziękowania i życzenia złożyli przedstawiciele parafii. Podziękowania i życzenia składał Stanisław Puchała, na koniec przyłączyli się wszyscy śpiewając „Życzymy, życzymy” wraz z Chórem Parafii Podłopień „Iskra Miłosierdzia” , przy melodii granej przez Strażacką Orkiestrę Dętą Tymbarski Ton.
Chór kierowany przez organistę Lucjana Bożka oraz orkiestra pod kierownictwem Ryszarda Gawrona zapewniła oprawę muzyczną nabożeństwa. W kościele obecne były też poczty sztandarowe OSP Podłopień oraz OSP Zawadka,
IWS
Wizyta rodziny Turskich sprzed siedemnastu laty
W połowie czerwca Urząd Gminy w Tymbarku poinformował o wizycie potomków rodziny Myszkowskich i Turskich w Tymbarku. „W miniony piątek 16 czerwca (2023) w Tymbarku przebywali potomkowie rodów Myszkowskich i Turskich – Barbara Turska wraz z córkami i ich rodzinami, który przyjechali ze Szwajcarii, Australii i Francji. Na trasie wizyty znalazły się miejsca związane z historią i przodkami rodu, takie jak: Kaplica Myszkowskich, grobowiec rodzinny na cmentarzu parafialnym, czy spacer w parku im. Zofii Turskiej. Ponadto spotkali się z władzami samorządowymi, złożyli wizytę w Mleczarni oraz odwiedzili izbę pamięci w naszej bibliotece, w której znajdują się pamiątki związane z historią właścicieli dóbr tymbarskich. Podczas pobytu towarzyszyli gościom: Józef Banach z rodziną oraz Maria Wasilewska-Wcisło.” – mogliśmy przeczytać w na stronie Urzędu i w mediach społecznościowych (źródło zdjęcia: UG Tymbark).
Nie była to jedyna wizyta rodziny Myszkowskich i Turskich w Tymbarku. Była ona też równo 17 lat temu, 6 sierpnia 2006. Spotkanie to opisał Stanisław Wcisło w Głosie Tymbarku (nr 55).
„… Po porozumieniu się z rodziną ustalono datę – 6 sierpnia br. W tym dniu, o godzinie 11 w kościele parafialnym w Tymbarku, odprawiona została specjalna Msza św. za zmarłych członków rodziny Myszkowskich i Turskich, związanych z tymbarskim dworem. Przed i po Mszy św. poszczególne grupki uczestników uroczystości odwiedzały kaplicę Myszkowskich oraz grobowiec Turskich na cmentarzu parafialnym, gdzie zapalano znicze, składano kwiaty, a przede wszystkim modlono się. Wśród uczestników zwróciliśmy szczególną uwagę przede wszystkim na jedyną wnuczkę śp.Zofii Turskiej, panią Barbarę Zych, która wraz z mężem i synem jest jakby klamrą spinającą rody Myszkowskich i Turskich. Pani Barbara przyjechała do Tymbarku z mieszanymi uczuciami – radości i smutku. Radości z powodu odwiedzenia miejsca, w którym urodziła się i spędziła dziecinne lata oraz – przede wszystkim – z powodu spełnienia ostatniego życzenia babci, która ją wychowywała. Radosne uniesienie przyćmiewał jednak smutek, jaki wynikał ze wspomnień. Pani Barbara pamięta bowiem doskonale ów dzień – 16 marca 1945 r. – kiedy wraz z innymi członkami rodziny straciła nie tylko dach nad głową, ale także tragicznie zmarłych członków rodziny (..), a przede wszystkim (szczęśliwie tylko czasowo) ukochaną babcię, którą aresztowała Służba Bezpieczeństwa. Dokonali tego rodacy, swoi, którzy w imię nowego ustroju postępowali gorzej aniżeli niemieccy żołdacy. Nic więc dziwnego, że łzy płyną po twarzy pani Barbary, przypominającej sobie dni poniewierki.
Inni członkowie tych rodów równie głęboko przeżywali te chwile. Przed wejściem do kaplicy stoi wraz z żoną zadumany pan Andrzej Myszkowski. Okres okupacji wraz z rodziną przetrwał właśnie w Tymbarku. Spogląda na tablicę pamiątkową poświęconą swemu ojcu – Ludwikowi, który niemal od pierwszych dni wojny prowadził tu utajoną walkę z najeźdźcą, organizując tajne komórki Ruchu Oporu. Zdradzony, w marcu 1942 r. został aresztowany przez gestapo i po kilkutygodniowym okresie bolesnych przesłuchań skierowany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Tam, po ponadrocznej męce, w sierpniu 1943 r. został zamordowany. Pan Andrzej pamięta również matkę, która wraz z mężem brała czynny udział w walce z okupantem, codziennie konno dokonując objazdu wyznaczonego terenu, niosąc pomoc rannym partyzantom i chorym z ich rodzin; jej pracę w szpitaliku partyzanckim, który zorganizowano w domu Antoniego Pachowicza na osiedlu ,,Zarąbki”, po drugiej stronie zalesionego Zęzowa. Szczególnie zaś pamięta ten straszny dzień, kiedy dotarła do nich hiobowa wieść o zamordowaniu ojca. Wtedy to matka zupełnie załamała się i zostawiwszy go i brata Jerzego oraz siostrę Ewę pod opieką cioci Zosi (Turskiej), udała się do klasztoru, gdzie pozostała do śmierci. Nic więc dziwnego, że ukradkiem ociera łzę z oka.
Wspomnienia i rozrzewnienia członków rodu Myszkowskich i Turskich udzieliły się również i innym osobom, które wzięły udział w tej uroczystości. Były to osoby nie tylko z Tymbarku, jak np. byli pracownicy dworscy, czy koleżeństwo młodych wówczas mieszkańców dworu, lecz także byli partyzanci, wspólnie biorący udział w różnych akcjach. Na przykład Pan mgr Ludwik Kowalczyk – były partyzant i więzień obozu w Oświęcimiu, mimo podeszłych lat i słabego zdrowia specjalnie przyjechał tu z Krakowa, zaś pani Teresa Bujakowa – z Zakopanego. Trudno wymienić wszystkich obecnych. Zaznaczyć jednakże należy, że była też spora liczba członków Towarzystwa Miłośników Tymbarku, które czynnie włączyło się w zorganizowanie tej uroczystości. Prezes TMT, a zarazem dyrektor Zespołu Szkół im. KEN w Tymbarku, Pan mgr Józef Piętak udzielił gościny uczestnikom tej uroczystości w internacie. Spotkanie przy wspólnym uroczystym obiedzie miało bardzo przyjemny, serdeczny wydźwięk. Wszyscy mogli podzielić się swymi wspomnieniami i przeżyciami związanymi z latami, kiedy istniał i tętnił życiem dwór. Tego jednak nie da się opisać w tak krótkim artykule.
Wszystko co przyjemne, szybko mija – tak też było w tym przypadku. Trzeba było zakończyć miłe rozmowy, by wrócić do swych domów i zajęć – do Warszawy, Gdańska, Szczecina i innych miejscowości.
Żegnając się wszyscy i jednak wyrażali nadzieję na podobne spotkanie w przyszłym roku. Do tego czasu musi wystarczyć im pamięć przeżytych tu chwil wzruszenia i wspomnień związanych z główną bohaterką uroczystości – śp. Zofią Turską z Myszkowskich, która jest szanowana i żywa w pamięci Tymbarczan. I oby tak pozostało jak najdłużej. (…)
zdjęcie: Roland Mielnicki
Parafia Tymbark – Różaniec Fatimski
W pierwszą sobotę sierpnia w kościele parafialnym w Tymbarku zgromadzeni wierni odmówili Różaniec Fatimski (pogoda nie pozwoliła na procesję różańcową, ulewny deszcz i burza rozpoczęła się podczas nabożeństwa). Różaniec prowadził i rozważania różańcowe – na podstawie nauki św.Jana Pawła II – przygotował ks. Jakub Kuchta – diecezjalny wizytator nauki religii z Wydziału Katechetycznego Kurii Diecezjalnej w Tarnowie. Różaniec zakończył się odśpiewaniem pieśni „Maryjo Królowo Polski”
Ksiądz Jakub Kuchta przewodniczył wieczornej Eucharystii oraz wygłosił kazanie.
IWS
Wakacje DSM w Jastarni
Pobyt DSM-u nad morzem pomału dobiega końca. Dziewczęta dzień rozpoczęły od Mszy świętej. Potem były wspólne gry i zabawy.
Wieczór to czas podsumowań i podziękowań.
Nasza kolonistka Asia ułożyła wiersz o Jastarni, który chcemy na koniec zadedykować s. Jullitcie.
Wiersz o Jastarni
Jastarnia to miejsce pełne zwiedzania i nowych sił nabierania.
Przede wszystkim znajduje się tu morze, które ogrzać się słońcem pomoże,
Szum morskich fali, być może pochwalisz.
Znajdziesz tu muszelek dużo, które później na ozdobę w domu ci posłużą.
Nie zapomnij o zobaczeniu jastarskiego molo, gdzie wieczorem od paralotni roi się sporo.
Zostań tam do końca, a zobaczysz przepiękny zachód słońca.
Na koniec twojej podróży nie zapomnij także o kupieniu pamiątek i tych małych i tych dużych.
Podaruj je komuś bliskiemu i sobie samemu.
Gdy będziesz na nie spoglądał to myślami wyobraźni będziesz te morskie widoki oglądał.
W 60-rocznicę kapłaństwa jezuity śp. ks.Stanisława Musiała wspomnienia spisane przez Zenona Duchnika
O. Stanisław Musiał (1938-2004), jezuita, publicysta, redaktor „Tygodnika Powszechnego”, rzecznik dialogu katolicko-żydowskiego. Był m.in. członkiem Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem. Od 2009 r. wręczana jest coroczna Nagroda im. ks. Stanisława Musiała za zasługi na rzecz pojednania polsko-żydowskiego.
Zenon Duchnik opublikował swoje wspomnienia o księdzu Stanisławie Musiale w czasopiśmie parafii Łososina Górna „Nasza Wspólnota” w kwietniu 2007 r.
5 marca mija rocznica śmierci Ojca Stanisława Musiała SJ., którego nazwano niepokornym. O tym, że 12-to letni chłopiec – Stanisław Musiał z Dzielca poszedł do Klasztoru Jezuitów w Nowym Sączu było głośno w parafii, choć nikogo szczególnie nie dziwiło. Inne to były czasy. Dzieci i młodzież miały w domu więcej obowiązków, pasienie krów (jedna z lżejszych prac – można było czytać książki), sadzenie ziemniaków, pielenie jarzyn, pomoc przy sianokosach i żniwach, omłoty, starsi dojenie krów, a wiosną i jesienią zbieranie kamieni. Były to największe i najcięższe plony naszych pól. Dzieci i młodzież pracowały nie tylko u siebie, ale pomagały także sąsiadom. Więc decyzję młodego człowieka, który wybrał naukę u Jezuitów kwitowano – ukończy szkołę średnią i będzie kimś. Kim to już się nie zastanawiano, bo kto miał maturę był kimś, to zobowiązywało – było się dorosłym w pełnym słowa znaczeniu, miało się mądrość, takt.
z domu Dębska (Stara Wieś). Był dzieckiem zdolnym, wrażliwym jak sam o sobie pisał „lubię nabożeństwa i książki religijne”.
(Być może dostarczał mu je jego stryj, który był proboszczem w Rajbrocie). Dostrzegała to jego nauczycielka p. Maria Odziomek, siostra kierownika szkoły w Łososinie Górnej. Ona to zaczęła pisać do różnych zakonów, żeby przyjęli Staszka na naukę. Tylko Jezuici z Nowego Sącza zgodzili się go przyjąć, Tam też kończy szkołę podstawową im. Adama Mickiewicza.
Na wakacje w 1954 roku Staszek przyjeżdża do swojego domu i tu otrzymuje list, że część budynków Klasztoru przejęło UB (Urząd Bezpieczeństwa Publicznego) wraz z nimi pojawili się murarze i część budynków zaadoptowano na dom starców. Jedynym rozwiązaniem władz zakonnych było, aby ci co chcą, wstąpili do nowicjatu. Z Stanisławem Musiałem był kłopot – nie miał 15 lat, a to było wymagane.
Stanisław tak wspomina swój wyjazd z Łososiny w 1952 r. do nowicjatu: „Szedłem z domu rodzinnego na stacje (PKP) w Łososinie z niewielkim tobołkiem z moimi rzeczami osobistymi w ręku. Nikt mnie nie odprowadzał. Nie napotkałem też nikogo ze znajomych po drodze. Było już późne popołudnie. W remizie strażackiej (Dom Parafialny), koło której prowadziła droga, odbywała się zabawa, grano w tym momencie jakąś rzewną melodię – lub tak tylko mi się wydawało. Przystanąłem.
Rozpłakałem się. Do dziś, gdy słyszę dźwięki wiejskiej kapeli, muszę walczyć… by powstrzymać łzy”.
W ciągu 14 lat pobytu za granicą w Polsce spędził tylko kilkanaście dni.
1985 r. Po powrocie z zagranicy podejmuje dalszą pracę w Tygodniku Powszechnym.
Cały czas Ojciec Musiał współpracował z Tygodnikiem Powszechnym. Był przełożonym domu zakonnego i dyrektorem
Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy w Krakowie, członkiem i sekretarzem Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem 1986-1995r. Był członkiem zarządu organizacji „United Nations Watch” z siedzibą w Genewie. Zasiadał w Komisji Nagrody Literackiej NIKE. Opublikował kilka artykułów naukowych z historii renesansu we Francji. Swoje artykuły publikował
w Tygodniku Powszechnym, Rzeczpospolitej, Wprost, i Polis, Horyzontach Wiary, Życie duchowe, Gazecie Wyborczej i innych.
Wiele razy w swoim życiu próbowałem nawiązać kontakt z ojcem Stanisławem Musiałem. W 1991 r. był w Tymbarku na zaproszenie Komitetu Obywatelskiego Solidarności w Tymbarku z odczytem „Moralne podstawy demokracji.” Po spotkaniu wywiązała się długa dyskusja. Uczestnicy do dziś wspominają ojca Stanisława i mówią: „ten człowiek to był encyklopedyczny zbiór wiadomości, z tym, że posiada ogromny dar zastosowania tych wiadomości i umie zachować spokój ducha.” Niestety mnie nie było, prowadziłem wtedy wycieczkę.
Trzeba też wspomnieć Międzynarodowe Sympozjum w Księżówce w Zakopanem na temat „Cyganie na peryferiach miast i społeczeństw”, w którym brał udział Ojciec Stanisław Musiał, który oprócz własnych referatów pełnił rolę tłumacza „z i na” angielski, włoski, niemiecki, francuski. Ponadto Ojciec Stanisław znał jeszcze łacinę, hebrajski i rosyjski, o czym dowiedziałem się będąc z gośćmi w Zakopanem.
Jest czerwiec 1998, niedziela – biorę udział w pogrzebie Bronisławy Musiał. Uczestniczył w nim też Ojciec Stanisław. Po pogrzebie, już przy bramie, podszedłem do niego i przedstawiłem się i proszę, aby za tydzień, w ostatnią niedzielę czerwca,
podczas Mszy św. na Paproci, którą organizuje klub krajoznawczy z Piekiełka, wygłosił homilię na temat „Bezpieczne lato – czyste środowisko”.
– Gdzie to jest? – pada pytanie – Na wierzchołku tej góry – pokazuję. Ojcu Musiałowi oczy się zaświeciły, powiedział: – Tam musi być pięknie, ale kto mnie przywiezie, nie mam samochodu. Ja Cię przywiozę – powiedział mój kolega szkolny, pułkownik WP Stanisław Musiał – kuzyn ojca Musiała. Bardzo się ucieszyłem, jeszcze tylko powiadomić księdza proboszcza ks. Stanisława Ryszarda Stasika. Tego nie zastałem – dopiero we wtorek mówię mu. Proszę się nie gniewać, nasz rodak , tęgi umysł. Proboszcz skwitował: Dobrze, że mi, choć teraz powiedziałeś.
Ojciec Stanisław nie tylko wygłosił piękną homilię, podczas której poruszył wszystkie problemy z ochrony środowiska,
poprzez wielki problem dzikich wysypisk, poruszył problem alkoholu, narkotyków, papierosów, ale też sprawował Mszę świętą. W komunii wspomagał go nasz proboszcz.
Niestety „Pan” zabrał ojca Stanisława Musiała 5 marca 2004 roku w Krakowie, w 66 roku życia, w 52 roku życia zakonnego, 41 kapłańskiego. W Łososinie Górnej odbyła się Msza Święta żałobna za spokój duszy Ojca Stanisława SJ.
Wydawnictwo Literackie wydało dwie książki „Czarne jest czarne” oraz „Dwanaście koszy ułomków.” Są to zbiory artykułów publikowanych wcześniej w Tygodniku Powszechnym i innych periodykach.
Natomiast w 2006 roku Świat Książki wydał książkę Krzysztofa Burnetko i Witolda Bereś „Duchowny niepokorny. Rozmowy z księdzem Stanisławem Musiałem”. Osobiście polecam rozmowy z księdzem Stanisławem Musiałem, zawarte w tych tomikach, z których po części korzystałem pisząc ten artykuł.
Limanowa uczciła pamięć księdza. Jedna z nowo powstałych ulic nosi nazwę księdza Stanisława Musiała.
Wniosek złożył Jan Dudek w imieniu Komitetu Osiedlowego Łososiny Górnej, dzielnicy Limanowej.
Fot. Adam Koprowski, Uniwersytet Jagielloński, materiały prasowe
źródło zdjęcia ks.Stanisława Musiała: https://krakow.dlastudenta.pl/
–
Z naszych ogrodów – wiciokrzew
Wiciokrzew, inna nazwa to: suchodrzew, są to rośliny wieloletnie należące do rodziny przewiertniowatych. Utarło się zwyczajowe określenie, że rośliny zielne i pnące nazywane są wiciokrzewami, a krzewy i niewielkie drzewa – suchodrzewami. Wiciokrzewów jest około 180 gatunków, występują na całej półkuli północnej, od Meksyku, Filipin przez Europę, Azję aż do północnej Afryki. W Polsce występują trzy gatunki rodzime: wiciokrzew pomorski, czarny i pospolity. Najpopularniejsze sa wiciokrzewy pomorskie, stosowane jako rośliny ozdobne i okrywowe, występują różne odmiany barwne, najpopularniejsze są o kwiatach różowo- fioletowych z białymi wtrąceniami, charakterystyczną cechą tych roślin jest wyjątkowo mocny zapach (bardzo przyjemny) najintensywniejszy wieczorowa porą, wyróżnia się długim okresem kwitnienia, na jednym krzewie w tym samym czasie są zarówno kwiaty jak i owoce. Uważa się owoce za lekko trujące, chociaż są podobno kurzym przysmakiem, a liście szczególnie kozy sobie upodobały (nazwa naukowa podobnego gatunku – wiciokrzewu przewiercienia (L. caprifolium) oznacza dosłownie „kozi liść”).
Ciekawostką jest o czym mało kto wie, że jako roślinę owocową uprawia się u nas wiciokrzew siny znany pod nazwą jagody kamczackiej. Jagoda kamczacka jest krzewem dorastajacym do 2 m, jest odporna na mróz, wytrzymuje do minus 45 stopni, a kwiaty znoszą krótkotrwałe przymrozki do -8 stopni. Zakwitają wyjątkowo wcześnie, bo nawet w lutym, a owoce dojrzewają już w połowie maja, bywa, że wcześniej (trudno by było znaleźć u nas inne rośliny jadalne tak wcześnie owocujące). Jednak z uwagi na nietypowy sposób dojrzewania są raczej rzadko spotykane w handlu. Kłopot ze zbiorem polega na tym, że zaraz po dojrzeniu owoce ( ciemnofioletowe) opadają kiedy inne są jeszcze zielone. Owoce mają korzystne oddziaływanie na organizm człowieka, nazywane są „witaminową bombą”.
Opis znaleziony w Internecie tego wyjątkowego owocu – „Jagoda kamczacka przez Japończyków nazywana jest „jagodą długiego życia i dobrego wzroku”. Warto ją jeść nie tylko dlatego, że dobrze smakuje, ale także wspomaga walkę ze złym cholesterolem, zmniejsza ryzyko wystąpienia cukrzycy i pomaga obniżyć ciśnienie tętnicze krwi. W porównaniu z czarną borówką zawiera 50 proc. więcej polifenoli, czyli niezwykle cennych antyoksydantów. Ponadto to prawdziwa bomba witaminowa. W składzie znajdują się witaminy A, C, B1, B2, B9, B6, E, P, K oraz magnez, bor, sód, potas, wapń, fosfor, mangan, miedź, bar, krzem, jod. Jagoda kamczacka wspiera odporność, działa przeciwbakteryjnie, wzmacnia serce oraz wzrok. Pomaga także przy infekcjach pęcherza i poprawia pracę mózgu. Owoce jagody kamczackiej mają także właściwości odtruwające.”