“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (4)
link do części trzeciej: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas-niech-to-wspomnienie-bedzie-zaplata-dla-moich-rozmowcow-i-ocalili-od-zapomnienia-tych-co-zgineli-cykl-artykulow-zenona-duchnika-3/
Jednym z tragiczniejszych wydarzeń lat okupacyjnych była „wsypa w Kisielówce”. We dworze Jadwigi Szwabe było spotkanie dowódców poszczególnych oddziałów. (z opowiadań) Noc była piękna księżycowa. Niemcy byli prowadzeni torami przez łączniczkę, która wpadła w ich ręce. Oddział widoczny z daleka. Niestety warta się pospała. Byli zabici i ranny został pułkownik Jan Cieślak „Maciej”.
Właścicielkę dworu, Jadwigę Szwabe, aresztowano i osadzono w obozie. Zginęła w Rawensbrück w styczniu 1945 r. Jej symboliczna mogiła znajduje się na cmentarzu w Nowym Rybiu.
Pułkownik Jan Cieślak „Maciej” dosyć długo ukrywał się w Piekiełku u Duchników. Nad rzeką w cieniu leciwych lip była kapliczka i piwnica „sypaniec”, gdzie została przeniesiona radiostacja z Bałażówki od Guzików.
narażanie mieszkańców na odwet ze strony Niemców (spalenie domów, wymordowanie ludzi, jak to miało miejsce w Skrzydlnej, Porąbce, Gruszowcu), ognisko się zakończyło.
rolnych. Złodzieje zagrozili, że jak zięć Michała dalej będzie w Policji, to spalą dom. W napadzie brali udział koledzy szkolni nie tylko Ludwika Karasia.
zastrzelono też czteroletnie dziecko. Pani Tajdusiowa (Ryś z panieństwa) poznała po głosie dawnych swoich zalotników. Złodzieje swojego kompana pochowali na stokach góry Paproć (nad Strachowym potokiem). Woda wypłukała zwłoki, nikt się nie zgłosił po nie. N.N.
Mülerowi nie oddał. Ludzie z okolicznych domów też nie zdradzili nazwiska, co uchroniło rodzinę przed aresztowaniem. Jan został pochowany w Nowym Rybiu jako N. N. Ktoś wstawił krzyż.
Pana „Ka” przesłuchano i wypuszczono.
a potem strzał. Jan S. zginął na miejscu.
Czerwiec 1944 r., w stronę Wilkowiska-Zagórze woźnica wiezie komendanta Mülera i dwóch policjantów. Wezwani są, bo złodzieje okradli dom. Jednym z policjantów jest Ludwik Karaś. Padają strzały. Müler ucieka, woźnica się potyka i wywraca. Karaś go podnosi, znów strzały, tym razem dosięgły Karasia. Krótko po tym, 29 czerwca, umiera.
Krótko po tym wydarzeniu dowództwo AK wezwało do Słopnic Pawła i jeszcze dwóch, których imion nie zapamiętałem, odczytano w imieniu RP wyrok – karę śmierci. Polacy ich nie rozstrzelali. Kazali im na Przylaskach zatrzymać niemieckie samochody. Zginęli na miejscu pochowani skromnie, na miejscu straceń Żydów.
Pytam „Czy mógłbym to wziąć, kupić?” Michalina odpowiedziała „Ludwik mi to przynosił i mówił, „gdyby mi się coś stało, a wojna się skończy, to zanieś te papiery władzom to dostaniesz rentę, ale wie jak było. Ja musiałam uciekać, bo ci co kradli to mścili się. Teraz to szkoda, bo wyrośli nowi ludzie, może są lepsi, ty pewno byś to opisywał”. Więc mimo, iż zebrałem dużo materiału, nie wszystko można, niech to zostanie potomnym.
Alfred bił, nie żałował. Gdy złodzieje się wynieśli Kubatkowa obolała wstała, ale chusta jej nogi uratowała. Mąż jednak odszedł, została sama z dwoma córkami: wówczas 8-letnią Janiną (która opowiadając mi to łzy jej z oczu leciały) i jej 4-letnią siostrą.
Albert właściwie Józef Z. z Sowlin, kiedy przyszli po niego Niemcy, to po prostu im uciekł. Jednego uderzył w twarz tak silnie, że się przewrócił. Drugi zdrętwiał, zaczął strzelać i postrzelił przez przypadek Bulandę. Ten stracił rękę, a Albert uciekł. Po wojnie prowadził m.in. pogrzeby, ale musiał wypić wcześniej ćwiartkę wódki. Głos miał donośny. Kiedy przechodzili koło
jakiegoś domu, ludzie patrzyli, przez okno śpiewał: „a dusze z czyśćca przez okno wyglądają” , robiąc wymowny gest.
Zenon Duchnik