Author: Irena Wilczek Sowa
Siostra Regina śpiewała psalm podczas Eucharystii sprawowanej w Kaplicy Objawień w Fatimie
Nasza Siostra Regina udała się na pielgrzymkę do Fatimy. Tam miała ten zaszczyt, iż dwukrotnie zaśpiewała psalm podczas Eucharystii sprawowanej w Kaplicy Objawień.
Kaplica Objawień to serce Sanktuarium Fatimskiego. Stoi ona dokładnie w miejscu, w którym Matka Boska objawiała się trojgu pastuszkom. Tu wydarzyło się pięć z sześciu objawień Maryi (w maju, czerwcu, lipcu, wrześniu i październiku 1917 r.). Powstającą na prośbę Maryi kaplicę, budowano od kwietnia do czerwca 1919 r. 13 października 1921 r. odprawiono w niej pierwszą Mszę św. Rankiem 6 marca 1922 r. Kaplica Objawień została wysadzona przy użyciu dynamitu; odbudowano ją i ponownie zainaugurowano 13 stycznia 1923 r.
Pielgrzymka Siostry Reginy to też Santiago de Compostela i inne miejsca, w których w swoich modlitwach obejmowała swoją zmarłą Mamę oraz naszą tymbarską parafię.
IWS
Parafia Tymbark – Msza św. na parafialnym cmentarzu w intencji zmarłych
W Parafii Tymbark co roku w drugą niedzielę lipca (i za zwyczaj jest to tak samo upalna niedziela jak dzisiaj) sprawowana jest Msza święta na parafialnym cmentarzu w intencji zmarłych.
Dzisiejszej Eucharystii przewodniczył ks.proboszcz dr Jan Banach. W koncelebrze Msze św.sprawowali księża rodacy: ks.Franciszek Malarz, ks.Stefan Duda, ks.Antoni Augustyn, ks.Bogusław Binda, ks.Tomasz Atłas, ks.Marcin Natonek oraz księża Robert Berdychowski oraz Jerzy Nawłoka.
Homilię wygłosił senior ks.Szczepan Depowski.
Modlitwa za zmarłych zgromadziła bardzo dużą ilość wiernych, cmentarz był wypełniony, a po zakończonej Mszy św. długo trwał wyjazd samochodów z przycmentarnego parkingu.
IWS
IWS
Jubileusz 25-ciu lat w Parafii Tymbark Piotra Taczanowskiego oraz zakończenie czynnej organistowskiej pracy – podziękowania i życzenia
Z okazji jubileuszu 25 -ciu lat pracy tymbarskiego organisty Piotra Taczanowskiego w Parafii Tymbark (w Wielkim Poście minęło 25 lat), jak też faktu zakończenia przez Niego czynnej pracy organistowskiej, w niedzielę o godz.11.30 sprawowana był Eucharystia w Jego intencji.
Po zakończeniu Mszy św. Ksiądz proboszcz oraz przedstawiciele parafii złożyli podziękowania Piotrowi Taczanowskiego wraz z życzeniami na dalsze lata.
Mszę św.koncelebrowanej przewodniczył proboszcz tymbarskiej parafii ks.dr Jana Banach, który też wygłosił homilię. W koncelebrze Mszę św. sprawował nasz rodak ks.dr Tomasz Atłas.
Śpiewał Chór Parafii Tymbark, który prowadził przez 25 lat Piotr Taczanowski. Jubilat Piotr Taczanowski grał na organach, jak też dyrygował chórem.
IWS
Niewidoma święta Cecylio
nie ma rozpaczy
jest muzyka
co po ciemku
Boga zobaczy
Nasz Drogi Panie Piotrze.
Rozpoczęliśmy tym krótkim wierszem Księdza Jana Twardowskiego o świętej Cecylii męczennicy – patronce muzyki, organistów, chórów, scholii i zespołów muzyki kościelnej, gdyż chcemy dzisiaj podziękować Panu Bogu za dar Twojej 25-letniej posługi organisty dla wspólnoty parafialnej pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Tymbarku oraz za wieloletnie prowadzenie chóru parafialnego. Te kilkadziesiąt lat z Pana aktywnym udziałem w życiu religijnym naszej wspólnoty to był piękny, szlachetny i dobry czas w historii tymbarskiej parafii.
Drogi Panie Piotrze. Przez ostatnie 25 lat ściany tej świątyni przeniknęły głęboko dźwiękami Pana głosu, głosów chórzystów śpiewających pod Pana dyrekcją oraz organów towarzyszących pieśniom i modlitwom wznoszonym przez nas do Boga i Matki Najświętszej. Dzięki Panu, mury naszego kościoła zapamiętały z pewnością wiele pięknych, poruszających serca i umysły podniosłych uroczystości przeżywanych tutaj z okazji różnych parafialnych i okolicznościowych świąt oraz związanych z udzielaniem sakramentów świętych, ale również celebracji Ofiary Eucharystycznej w powszednich dniach roku liturgicznego – których przeżywanie nie byłoby pełne w swej duchowej głębi bez udziału organów i śpiewu wiernych.
Kardynał Joseph Ratzinger napisał kiedyś, że „gdzie człowiek spotyka Boga, tam samo słowo już nie wystarcza” wskazując, iż naszym zadaniem jest odkrycie i wyśpiewanie zapisanego we wszechświecie hymnu uwielbienia. Głos ludzki jest przecież najpiękniejszym instrumentem, a śpiew przy akompaniamencie organów stanowi jedyną w swoim rodzaju formę wspólnotowej modlitwy do Boga. Ponieważ jak powiedział Pan Jezus: „gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w moje imię, tam jestem pośród nich”, a według Świętego Augustyna: „kto śpiewa, dwa razy się modli” – wartość Twojej posługi Panie Piotrze miała bardzo ważne znaczenie dla duchowego przeżywania przez nas uczestników zgromadzeń liturgicznych, modlitw wspólnotowych i nabożeństw.
Za te przeżycia duchowe i wszelkie dobro jakie otrzymaliśmy poprzez Pana organistowską posługę, oraz za to, że oddałeś tak wiele serca i czasu na prowadzenie chóru parafialnego, prosimy Cię Drogi Panie Piotrze o przyjęcie od naszej wspólnoty parafialnej najprostszych, lecz serdecznych słów podziękowania. Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział, że: „człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to kim jest; nie przez to co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”. Dziękujemy Ci więc, że te talenty, które otrzymałeś od Boga i rozwinąłeś dzięki swojej pracy, poświęciłeś na pomnażanie Chwały Bożej i ku pożytkowi wiernych Kościoła.
Życzymy zatem Panie Piotrze, aby Pan Bóg obdarzał Cię wszelkimi łaskami i dobrym zdrowiem. Niech Matka Najświętsza nieustannie czuwa nad Tobą i osłania Cię od wszelkich niebezpieczeństw. Polecamy Cię opiece świętego Piotra Twego patrona i opiekuna od Chrztu Świętego oraz świętej Cecylii – Twojej zawodowej patronki, aby byli orędownikami we wszystkich prośbach i intencjach, które zanosisz do Boga. Życzymy Ci pogody ducha w codziennym życiu oraz samych dobrych, życzliwych osób w swym otoczeniu. Wraz z tymi życzeniami przyjmij od nas szczere i serdeczne modlitwy w swojej intencji.
Drogi Panie Piotrze, mimo, iż nadszedł teraz dla Ciebie czas zasłużonego odpoczynku i zadbania o swoje zdrowie, my się z Tobą nie żegnamy, bo mamy nadzieję nie tylko na częste spotkania w naszej świątyni, ale również, że od czasu do czasu przy odpowiednich okazjach, jeszcze nam zagrasz i zaśpiewasz.
Za wszystko serdeczne Bóg zapłać. Szczęść Boże na każdy dzień Twego życia.
IWS
“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (3)
Link do drugiej części artykułu: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas
Z Koszar w wojnie obronnej brał udział m. in. Julian Musiał. Był siódmym dzieckiem Rozalii z d. Róg i i Michała. Chłop na schwał. Gdy stanął do poboru to otrzymał 20 zł nagrody za postawę, wysportowanie, ogładę (kupił sobie za to ubranie i zrobił zdjęcia). Poszedł do wojska w 1938 r. i przepadł bez żadnej wieści. Po wojnie szukała go rodzina przez PCK.
Odezwał się z Anglii, do kraju nie mógł powrócić, walczył na Bliskim Wschodzie, brał udział w bitwie o Monte Cassino. Napisał: – „Proszę mnie nie szukać, bo tam w kraju możecie mieć przez to kłopoty!”- Julian Musiał.
W 1939 r. prawdopodobnie dostał się do sowieckiej niewoli, udało mu się przeżyć i wyjść z wojskiem Andersa.
Piestrzyńską z trojgiem dzieci. Razem mieli drugą trójkę. Kiedy przyszli z sołtysem Janem S. i zaczęli się odgrażać, że muszą wysłać kogoś do Niemiec, Franciszek powiedział: „Wiesz co, Hanka, byłem w Rosji 14 lat, dałem sobie radę, więc i tam może poradzę i jeszcze przyślę coś”. Nie poradził, trafił na wieś koło Stuttgartu. Prosił Niemca, aby go dał do szewca, bo on się na tym zna. Niemiec wyjął broń i zastrzelił go – spoczął na obcej ziemi. Wieści rodzinie przyniósł jego współtowarzysz.
Stanisław Nowak pojechał za Kazimierza Załubskiego. W zamian Załubski wywdzięczył się rodzinie Stanisława produktami rolnymi. Pani Biedroń z Koszar pracowała w zakładach lotniczych, powróciła. Robotnicy przymusowi, którzy pracowali w zakładach zbrojeniowych w czasie likwidacji zakładu lub pod koniec wojny, przeważnie byli rozstrzeliwani przez Niemców. Na przykład we Frankfurcie nad Menem z Zakładów Zbrojeniowych rozstrzelano ok. 150 osób (polska kwatera na
cmentarzu). Drugie miejsce rozstrzelań to cmentarz żydowski.
Niemcy potrzebowali ludzi do pracy w Policji, którzy znają język niemiecki, aby mieli lepszy kontakt z miejscową ludnością. Zgłosili się Ludwik Karaś z Koszar. Pracował w Mleczarni, miał ukończoną Górską Szkołę Rolniczą, otrzymał przydział do Tymbarku. Ludwik Karaś był żonaty z Michaliną Musiał, siostrą Juliana. Miał syna Janka mieszkał na Kaliszówce.
Józef Golonka o Krzyża przydział do Rozwadowa. Wszyscy byli związani z Armią Krajową. Mieli przydział do poszczególnych dowódców, którym składali raporty o planowanych aresztowaniach, wszelkich zmianach, volksdeutschach, o donosach na gestapo, których byli przeważnie tłumaczami.
Odrębna rzecz to Poczta. Całość pracy Poczty w czasie okupacji przybliżyła mi Anna Maniowska z Limanowej. Jej mama, Julia Giza, pochodziła z Koszar – Rysiówka. Jestem w posiadaniu jej wspomnień z pracy na poczcie – gdzie napisała: „Praca Polaków poczcie w czasie okupacji była (…) trudna i niebezpieczna (…) Każdy pracownik pocztowy, Polak, współpracował z podziemiem (…) Sygnalizując partyzantom o ruchach wojsk niemieckich , zarządzeniach, represjach, aresztowaniach, kontyngentach (…) Były wychwytywane listy – donosy do gestapo, żandarmerii (…) . Koleżanki przy telegrafach podsłuchiwały często rozmowy i natychmiast dawały znać o niebezpieczeństwach”.
1943 r. SS-mani wyprowadzili z więzienia 20 osób, w tym Maniowską i Franciszkę Widomską z Sowlin, która była aresztowana przez Niemców za brata Edwarda, którego w tym czasie nie było.
Początkowo ludzie bali się, że to już koniec, że będą rozstrzelani, ale zawieźli ich na dworzec PKP, gdzie kazano się im położyć na peronie plecami do góry i przekazano w ręce żandarmów. Ci okazali się dobrymi ludźmi. Pozwolili wstać, a nawet przechodniom obdarować więźniów owocami i papierosami.
Jechali pociągiem, potem kilka kilometrów piechotą. „Pod wieczór w blasku zachodzącego słońca ujrzeliśmy napis „Arbeit macht frei” – byliśmy w Szebnie (obóz niedaleko Jasła). W obozie Anna została „blokową”. Musiała i chciała dbać o więźniów i kiedy Zygmunt Joniec z Limanowej zaproponował jej ucieczkę – odmówiła. „Bałam się, że za moją ucieczkę rozstrzelają ludzi”.
„Czasem szłyśmy pomagać ludziom np. przy wykopkach. Otrzymałyśmy worek ziemniaków. Po przywiezieniu do obozu połowę zabrał SS-man. Drugą połowę „wykąpałyśmy” i gotowały w łupinach, aby nic się nie zmarnowało. SS-man przyprowadził Żyda i kazał mu sikać do gotujących się ziemniaków – strasząc go bronią. Widziałyśmy przerażenie w oczach
Żyda. Nasikał, wtedy SS-man krzyknął: „Schweine” i go zastrzelił go.”Po likwidacji obozu w Szebnie nasze panie trafiły do Płaszowa, skąd szczęśliwie wróciły w kwietniu 1944 r. Po wojnie Anna Maniowska pracowała w Powiatowej Radzie, a po 1975 w Rejonie Dróg jako księgowa. Zmarła w lutym 2006 r., Spoczywa
w Limanowej. Franciszka wyszła za Wajdę i mieszkała w Koszarach, spoczywa w Łososinie Górnej.
Przyroda wokół nas – korzeniówka pospolita
zdjęcia nadesłane
Coś jak kwiat, a nie kwiat. Roślina pozbawiona chlorofilu. Takie rośliny żyją one w symbiozie z odpowiednim dla siebie grzybem, czerpiąc pokarm z gleby. Stąd korzeniówka rośnie tam, gdzie grzyby. Bezpośrednio z podłoża wyrasta niezwykle blada, mięsista, wyprostowana i krucha, bladożółta łodyga o wysokości kilkunastu centymetrów. Na wysokości kwiatostanu łodyga zagina się łukowato do dołu. Późnym popołudniem i wieczorem intensywnie pachną wanilią. Gatunek ten nie podlega ochronie.
„Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (2)
Link do pierwszej części artykułu: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas
Ciekawy epizod był na starej ławie obok szkoły.
Dwóch Niemców siedziało na ławie, nogi opuszczone nad wodę, trzeci kapał się w rzece. W pewnym momencie weszło dwóch mężczyzn uśmiechając się do Niemców. Kiwnęli im grzecznie głowami, nagle odwrócili się z bronią gotową do strzału, kazali
Niemcom skakać do wody zabierając ich broń – co Ci posłusznie uczynili. Dwóch w mokrych mundurach, a trzeci Niemiec nago, uciekli z wody w zarośla. Niemcy chcieli spalić domy pod Winnicą (przysiółek w Łososinie). Ledwo Piestrzyński uprosił i przekupił Niemców, aby tego nie robili. Niemcy jednak krótko po tym przyszli po Mariana Odziomka. Nie było w domu, wzięli jego ojca – Drogomistrza Stanisława, który nie powrócił z obozu. Na jego temat nie mogłem uzyskać już od nikogo informacji.
Wszystkich aresztowanych wywieziono do Auschwitz – największego obozu koncentracyjnego utworzonego przez Niemców na terenach okupowanej Polski. Zginęło w nim od 1-1,4 mln ludzi. Jan Mamak otrzymał Nr 81708, Stanisław Golonka Nr 93177.
Numeru Walentego Czopa nie ustaliłem, mimo iż rozmawiałem telefonicznie z jego synem Józefem ze Szczakowej, mimo to bardzo mu dziękuję za wiele cennych informacji. Nie ustaliłem numerów Franciszka Czopa i Stanisława Odziomka. Myślę, że były zbliżone do 90 000.
Takim szczęściarzem był Stanisław Golonka pracował w zakładach lotniczych.
zepsutą. Walek był tak głodny, że zjadł tej surowej kapusty dosyć dużo i rozchorował się”. Zginął 24 maja 1943 r. Osierocił dwóch synów Franciszka i Józefa od którego miałem część informacji.
Według opowiadań Stanisława Golonki, a przekazanych mi przez różnych ludzi, Franciszek Czop, Jan Mamak, Stanisław Golonka i dwie osoby podejmują próbę ucieczki z obozu w Dachau. Kopią tunel i wynoszą ziemię w rękawach i kieszeniach, jak się da. Nadchodzi sierpień 1944. Dowiedzieli się, że mają ich przenieść do obozu Mauthausen, wobec tego decydują się na ucieczkę. Mieli zapewnione ubrania cywilne (praca w zakładach zbrojeniowych, kontakt z cywilami). Niestety (jak się wtedy wydawało) Golonka bardzo się rozchorował. Pożegnał się z nimi prosząc, by gdy wrócą opowiedzieli to żonie i dzieciom. Ucieczka się udała, otrzymali cywilne ubrania. Sądeczanin, który razem z nim uciekał, odłączył się. Powiedział, że w pojedynkę łatwiej, pół roku wędrował do Nowego Sącza.
Pozostała trójka idzie razem. Śpią w lasach. Dwóch śpi, a jeden czuwa. Niestety czuwający zasnął. Znalazła ich Niemka zbierająca grzyby, zgłosiła Policji. Zostają aresztowani, skatowani tak, że nie można ich było poznać. Każdy więzień musiał podejść i popatrzyć. Staszek Golonka pyta, który jest Jasiek, niech ruszy palcem, kto jest Frankiem niech ruszy nogą. Po tym przyglądaniu się więźniowie ustawili się w szyku apelowym. Niemcy puścili psy, które rozszarpały uciekinierów na strzępy, na oczach więźniów. W dokumentach Jana Mamaka, które otrzymała rodzina, widnieje zapis „zmarł 13.04.1944r. w Mauthausen”.
Stanisław Golonka doczekał się wyzwolenia. 23. kwietniu 1945 r. Amerykanie wyswobodzili obóz.
Golonka powrócił niosąc tragiczne wieści. Jeszcze długo zrywał się w nocy, bo śniły mu się obozowe koszmary. Jednak Bóg nie dał mu odpoczynku. Na czerwonkę umarła mu jego córka. W 1947 r. trąba powietrzna zniszczyła mu dom, a w 1952 r. po ciężkich poparzeniach, jakich doznał w zakładzie pracy w Gorzowie Wielkopolskim, umiera jego jedyny kochany syn, mając 16 lat. Stanisław Golonka był trzynastym dzieckiem, urodził się 26 marca 1912 r., jako syn Marii z Domitrów i Jana Golonki. Zmarł w kwietniu 1973r. Zasłabł w kościele w Łososinie Górnej, podczas gdy niósł krzyż odprawiając Drogę Krzyżową. Zmarł w drodze do szpitala.
Z masywu góry Paproć z Zarębek, ale Suchej Sowliny, o krok od Łososińskiej Parafii, jest jeszcze jeden męczennik – ksiądz Stanisław Stanisz, ur. 27 grudnia 1877 r. Jego ojciec pochodził z Łososiny nr 41. Święcenia kapłańskie przyjął mając 35 lat w 1942 r. Aresztowany w Orlu. Numer obozowy miał 28050. Zmarł w obozie w Dachau z wycieńczenia i głodu 3 sierpnia 1942 r., mając 65 lat. Życiorys jego w Gazecie z Limanowskiej Wieży z 31 sierpnia 2003 r.
Przyroda wokół nas – sromotnik smrodliwy
Sromotnik ze względu na swój cuchnący zapach i nieprzyjemny smak jest niejadalny.
Informacje tym grzybie Urszula Olejnicka zawarła w artykule SROMOTNIK BEZWSTYDNY (PHALLUS IMPUDICUS) na portalu Lasów Państwowych.
SROMOTNIK BEZWSTYDNY (PHALLUS IMPUDICUS)
To grzyb, który doczekał się chyba największej ilości różnorakich nazw. Mówi się na niego sromotnik smrodliwy, sromotnik śmierdzący, sromotnik wstydliwy, bedłka pańska, jajczak, panna-bedłka, słupiak cuchnący, smardz cuchnący, smrodnik, smrodziuch, sromnik, śmierdziak, śmierdział, śmierdziel, śmierdziuch.
Warto poznać bliżej ten gatunek, bo mimo niefajnego zapachu jest bardzo ciekawy.
Naukowa nazwa grzyba nawiązuje do jego kształtu. Nazwa rodzajowa wywodzi się od greckiej nazwy prącia (φαλλός, w zlatynizowanej formie Phallus). Również polska nazwa sromotnik to staropolski wyraz oznaczający osobę okrytą hańbą lub siejącą zgorszenie. Nazwę polską nadał Józef Jundziłł w 1830 r.
Sromotnik ma swoje miejsce w Księdze Rekordów Guinnessa, jako najszybciej rosnący grzyb na świecie. Prędkość jego wzrostu osiąga 5 mm na minutę – rośnie w oczach. Docelową wielkość osiąga od 1,5 do kilku godzin.
Młody owocnik jest kulisty i przypomina kształtem małą białą piłeczkę. Przyrośnięty jest do podłoża grzybnią. W tym stadium rozwoju nazywa się go czarcim jajem.
Częściowo młode okazy są ukryte pod ziemią, dopiero później okrywa pęka i wydostaje się z niej trzon, który zakończony jest dzwonkowatym kapeluszem. Jest to tak zwany receptakl, czyli dojrzały owocnik. Młode owocniki mają słaby zapach, który przypomina zapach rzodkiewki.
Starsze owocniki cuchną okropnie – ich zapach przypomina rozkładające się ciało. Grzyb – a raczej jego główka – pokryty jest cuchnącym, zielonym śluzem, w którym znajdują się zarodniki. Tu do akcji wkraczają muchy, które pełnią bardzo ważną rolę w istnieniu grzyba.
Muchy zwabione pokusą przepysznego posiłku zlatują tłumnie, obsiadając go niczym czarna chmura, zjadają śluz i rozprzestrzeniają zarodniki grzyba. Po wyjedzeniu przez muchy śluzu, receptakl ma na powierzchni puste komory.
Grzyba można spotkać od maja do listopada. Występuje we wszystkich typach lasów. Rośnie w formie pojedynczej lub w grupach. Często znaleźć go można w parkach, ogrodach i zaroślach. Jest grzybem bardzo rozprzestrzenionym, występuje pospolicie wszędzie oprócz wyższych terenów górskich.
Sromotnik ze względu na swój cuchnący zapach i nieprzyjemny smak jest niejadalny. Chociaż w niektórych krajach po usunieciu śluzu, spożywa się go, co więcej uznawany jest za bardzo wykwintny przysmak. Według wierzeń ludwych, ludzie spożywający ten grzyb nie mają problemów ze zdrowiem.
Ze sromotnika robione są kremy, maści, nalewki do użytku wewnętrznego i zewnętrznego. Natomiast cuchnący śluz jest ponoć wspaniałym środkiem przeciwreumatycznym.
Ciekawostką jest również to, iż w środowisku grzybiarzy młode okazy smrodnika są wykorzystywane do przeprowadzenia chrztu dla nowo przyjętych członków towarzystwa grzybiarzy…
Ze względu na częste niszczenie przez ludność owocników w 1983 r. sromotnik smrodliwy został w Polsce objęty ochroną gatunkową jako jeden z pierwszych 20 gatunków grzybów. Z czasem, ze względu na znaczne rozpowszechnienie się tego gatunku, ochrona została zniesiona.