„Ahoj przygodo!” – zakończenie roku szkolnego w Przedszkolu U Cioci Agatki

Przedszkolaki U Cioci Agatki, które dzisiaj „zamieniły” się w  marynarzy i morskich piratów,  zaprosiły rodziców, dziadków na „morską przygodę”, czyli uroczystość zakończenia roku szkolnego 2023/2024.

Po części artystycznej, przygotowanej przez Panią Katarzynę Stawiarską, nastąpiło pożegnanie czterech absolwentów przedszkola, którzy od września rozpoczną naukę w szkole, oraz tych przedszkolaków, którzy do zerówek idą do innych placówek szkolnych.

Na zakończenie, po złożeniu podziękowań przez rodziców, wszyscy wzięli spotkali się przy słodkim poczęstunku.

Uroczystość prowadziła Dyrektor Przedszkola Pani Agata Kęska.

IWS

IWS 

„Nie samym chlebem człowiek żyje… Prywatne muzeum” – przypomnienie artykułu w rocznicę 20-lecia oficjalnego otwarcia muzeum Pana Zenka Duchnika

W lipcu 2024 roku mija 20 lat od oficjalnego otwarcia prywatnego muzeum Pana Zenona Duchnika w Piekiełku.

W czerwcu na łamach portalu były prezentowane fotografie Zbigniewa Kurka wykonane w tymże muzeum.

Poniżej przypominam artykuł z 2005 roku (GT Nr 54), w którym ówczesny redaktor naczelny Głosu Tymbarku Adam Ociepka przedstawił sylwetkę  Pana Zenka oraz opisał jego muzeum.

„Nie samym chlebem człowiek żyje… Prywatne muzeum”

Jan Zenon Duchnik – urodził się w roku 1945 w Piekiełku. Właściwie całe Jego życie związane jest z tą miejscowością. Ale do szkoły chodził w Łososinie Górnej. Kierownik szkoły, Stanisław Odziomek, był bardzo barwną postacią.
Służył w Legionach Piłsudskiego (również ojciec Zenka był legionistą). Malował, był modelarzem lotniczym, entomologiem, organizatorem wielu spotkań z ciekawymi ludźmi. Pan Odziomek (a właściwie jego zainteresowania) zaimponował małemu Zenkowi i to Mu zostało do dzisiaj. Pan Duchnik z wykształcenia jest elektroenergetykiem. I Jego praca była związana z tym
zawodem. W latach osiemdziesiątych XX w., pracował w SKR Stara Wieś.
Czas ten, był wiosną ludzi pracy.
Zapewne postacie Odziomka i Zenkowego Ojca, jako legionistów i współtwórców wolnej Polski miały kolosalny wpływ na postawę ideową Duchnika.
Wówczas powstawały struktury ogólnopolskiego zrywu – „Solidarności”. Zenon stał się gorliwym działaczem tego związku zawodowo-społecznego. Zaangażował się w pracę na terenie swojego zakładu oraz był działaczem Delegatury w Limanowej, był uczestnikiem strajku w sądeckim ratuszu i jednym z 12 przedstawicieli związku w rozmowach sądecko-rządowych.
Nadszedł grudzień 1981 roku. Stan wojenny. 13 grudnia, o godz. 0:30, załomotali do drzwi Jego domu przedstawiciele ówczesnej władzy i z polecenia SB zabrali i zawieźli do Załęża k/Rzeszowa. Tak zaczął się trzymiesięczny okres internowania
Duchnika. Tam poznał wielu wybitnych ludzi, którzy byli również skazani na przymusowe odosobnienie za to, że chcieli aby Polska wydostała się z prawie półwiecznej hegemonii „jedynie słusznych idei”. Po powrocie z internowania Duchnik nie otrzymał żadnej „państwowej” pracy.

Rozpoczął się okres jego wyjazdów „za pracą”. 2,5 roku spędził w okolicach Warszawy, pracując w prywatnej firmie. Będąc tam, uczestniczył w pracy konspiracyjnej (przecież to był okres przed 1989 rokiem). Brał udział w spotkaniach w Podkowie Leśnej u ks. Kantorskiego i w comiesięcznych mszach za Ojczyznę w kościele Stanisława Kostki na Żoliborzu. Spotkania te kreśliły przyszłość Polski po zmianie systemu, a służyły również wymianie nielegalnej „bibuły”.

Wróćmy do zainteresowań Zenona. „Od zawsze” interesował się geografią, folklorem, turystyką. Pasje te realizował zostając przewodnikiem beskidzkim, gorczańskim, tatrzańskim… Skupił wokół siebie młodych ludzi i zaszczepiał w nich miłość do własnych korzeni, do swoich małych miejscowości – utworzyli przy Szkole Podstawowej w Piekiełku grupę turystyczną pn. „Elita Włóczęgów” i tam realizowali w czasie różnych wycieczek i spotkań patriotyczno-krajoznawcze cele. Wielkim wyzwaniem postawionym sobie przez Zenka była budowa nowego domu mieszkalnego.

Wyspecjalizował się we wszystkich rodzajach robót budowlanych, a już marzył o tym, by w suterynach tego domu urządzić małą „Mekkę” dla turystów. I tak też się stało. Przez cały czas interesowały go stare, wychodzące z użytku przedmioty. Wielu bliższych czy daaalszych sąsiadów przeznaczało je na „straty” – Zenek pomagał im w tym, przewożąc do siebie ten szmelc i przekształcał go w perełki minionych czasów. W ubiegłym roku, na lipcowym spotkaniu Towarzystwa Miłośników Tymbarku nastąpiło oficjalne otwarcie Jego zbiorów. Takimi eksponatami mogłoby się poszczycić niejedno muzeum z prawdziwego zdarzenia. Proszę naocznie sprawdzić. Wystarczy telefonicznie (18 3325554) lub osobiście z Nim się umówić i… świat przeszłości stanie przed nami otworem.

Szczególnym „oczkiem w głowie” właściciela tego prywatnego muzeum są zbiory upamiętniające czasy „Solidarności” oraz gablota z eksponatami związanymi z turystyką – Jego drugą „miłością”. A co tam jeszcze jest?
Otóż są: narzędzia stolarskie,  kowalskie, bednarskie, przedmioty domowego i gospodarskiego użytku, obrazy na szkle malowane, kręciołki do liczenia, adaptery, radioodbiorniki, stare monety i medale…
Sprowadził nawet nieużywany kierat (czy ktoś pamięta co to było? proszę się zapytać starszych) i ma zamiar go uruchomić. Oddzielną wartość przedstawia zbiór książek Duchnika. Zawsze, gdy zarobi jakiś grosz, już ma upatrzoną pozycję w którejś z księgarń i to jest właśnie miejsce, w którym zostawia dużą część tego „grosza”.

Z Jego  księgozbioru i wiedzy korzystało już wielu uczniów i studentów.

Na poczesnym miejscu znajdują się również wszystkie numery naszego Głosu Tymbarku, w którym Zenon od czasu do czasu publikuje artykuły związane ze swoimi zainteresowaniami.

Ta krótka charakterystyka Człowieka nie wyczerpuje wszystkich Jego talentów. Wystarczy jeszcze przypomnieć, że powstanie kaplicy na  Paproci i organizowanie nabożeństw na rozpoczęcie sezonu turystycznego to była przecież jego inspiracja.

O ludziach nieprzeciętnych często niektórzy mówią z lekceważeniem, starając się ich zdyskredytować w oczach innych lub budować swój wizerunek na ich sukcesach.

Zenek zdaje sobie sprawę ze swojej wartości i to co robi, robi bezinteresownie, robi dla idei, które zaszczepili w nim w latach dzieciństwa Jego nauczyciel – Stanisław Odziomek i Ojciec – legionista.
AO

fotografie pochodzące z artykułu 

24 czerwca Kościół katolicki obchodzi święto św. Jana Chrzciciela. Życzenia dla Siostry Janiny

Jan Chrzciciel jako jedyny wśród świętych Pańskich cieszy się takim przywilejem, iż obchodzi się jako uroczystość dzień jego narodzin. U wszystkich innych świętych obchodzimy jako święto dzień ich śmierci – czyli dzień ich narodzin dla nieba. Ponadto w kalendarzu liturgicznym znajduje się także wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Jana Chrzciciela, obchodzone 29 sierpnia.
W Janie Chrzcicielu uderza jego świętość, życie pełne ascezy i pokuty, siła charakteru, bezkompromisowość. Był pierwszym świętym czczonym w całym Kościele. Jemu dedykowana jest bazylika rzymska św. Jana na Lateranie, będąca katedrą papieża. Jan Chrzciciel jest patronem Austrii, Francji, Holandii, Malty, Niemiec, Prowansji, Węgier; Akwitanii, Aragonii; archidiecezji warszawskiej i wrocławskiej; Amiens, Awinionu, Bonn, Florencji, Frankfurtu nad Menem, Kolonii, Lipska, Lyonu, Neapolu, Norymbergi, Nysy, Wiednia, Wrocławia; jest patronem wielu zakonów, m. in. joannitów (Kawalerów Maltańskich), mnichów, dziewic, pasterzy i stad, kowali, krawców, kuśnierzy, rymarzy; abstynentów, niezamężnych matek, skazanych na śmierć. Jest orędownikiem podczas gradobicia i w epilepsji.*

Św.Jan Chrzciciel jest patronem ks.proboszcza Parafii Tymbark dra Jana Banacha oraz Dyrektor Parafialnego Przedszkola Integracyjnego w Tymbarku (prowadzonego przez Siostry Nazaretanki) Siostry Janiny. 

Wierni szczególnie objęli modlitwą swojego Proboszcza podczas niedzielnej Eucharystii, a dzisiaj sprawowana byłą Msza św. w intencji Siostry Janiny. Dzisiaj też życzenia złożyła Siostrze społeczność Przedszkola Parafialnego oraz Liturgiczna Służba Ołtarza, jak też ks.proboszcz Jan Banach.

IWS

*za www.brewiarz.pl

od lewej: S. Regina  (zakrystianka), S. Leonika,  S. Janina Bąk (dyrektor Parafialnego Przedszkola),  s.Sara Wróbel (nauczycielka w Przedszkolu)

IWS

 

Przyroda wokół nas – ważka z gatunku żagnic

Ostatnio zaprezentowana była ważka płaskobrzucha chwilę po tym jak z larwy przekształciła się w imago. Dzisiaj mamy okazję zobaczyć inną ważkę z gatunku żagnic na tym samym etapie rozwoju. Ważki te występują w większości krajów Europy, w północnej Afryce, na Bliskim Wschodzie i w zachodniej Azji, aż po Syberię. Jej naturalnym siedliskiem są wszelkiego rodzaju zbiorniki wodne gęsto porośnięte roślinnością, bywa częstym gościem przy oczkach wodnych. Dorosłe owady można spotkać w znacznych odległościach od wody, zapuszczają się tam, aby polować na owady, są doskonałymi lotnikami, potrafią się minutami utrzymywać w tzw. „zawisie”. Są to jedne z większych ważek występujących w Polsce, długość smukłego „ciała” około 70 mm, a rozpiętość skrzydeł może osiągać ok 110 mm. Charakterystyczną cechą tych ważek jest dwoje dużych oczu (oczy złożone) przez co wyglądają jak miniaturowy śmigłowiec szturmowy typu Apache.

W Polsce imagines (owad dorosły, doskonały, nie przechodzi już linień) pojawiają się od połowy czerwca do początku listopada. Larwy (postać przed imago) znoszą krótkotrwałe susze zakopując się w wilgotnych warstwach dna lub w zalegających je warstwach liści.

materiał nadesłany

Przyroda wokół nas – ważka płaskobrzucha chwilę po przeobrażeniu (po wyjściu ze swojego “pancerza”)

Podróż z plecakiem – Jaszcze – Polana Łonna – Pomnik Liberatora – Przełęcz Pańska Przechybka – Magurki – Jaszcze

Katastrofa ciężkiego amerykańskiego bombowca B-24 J „Liberator”

 18 grudnia 1944 r. o godz. 12:45 pod przełęczą Pańska Przechybka rozbił się ciężki amerykański bombowiec typu B-24 J Liberator. Maszyna o numerze 42-51714 i imieniu własnym „California Rocket” należała do 757 Dywizjonu, 459 Grupy Bombowej, 304 Skrzydła, 15 Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych, operującej wówczas z terenu Włoch. Katastrofa ciężkiego amerykańskiego bombowca B-24 J „Liberator”
 
Ostatni lot 'California Rocket’

Załoga pod dowództwem por. pil. Williama Beimbrinka wraz z innymi bombowcami brała udział w misji nr 166, której celem było zbombardowanie niemieckich zakładów produkcji benzyny syntetycznej w Oświęcimiu.

Załogę bombowca stanowili:  Dowódca, pilot William J. Beimbrink drugi pilot Spencer P. Felt nawigator Thaddeus A. Dejewski bombardier Robert T. Nelson mechanik Edward J. Sich radiooperator Walter B. Venable dolny strzelec Jack F. Blehar przedni strzelec Clarence A. Dallas tylny strzelec William J. McCuttie strzelec boczny Bernard C. Racine.

Maszyna wystartowała ok. godziny 8.00 z bazy Cerignolla koło Foggi we Włoszech. Jeszcze przed dotarciem nad cel samolot został uszkodzony przez nieprzyjacielską artylerię przeciwlotniczą nad węgierskim miastem Györ i zapewne jeszcze później nad Słowacją. W wyniku uszkodzeń przestały pracować trzy silniki. W tej sytuacji samolot zrzucił 20 nieuzbrojonych bomb po 500 kg każda w bezpiecznym miejscu w rejonie Pszczyny i skierował się w stronę linii sowieckich, bowiem powrót do Włoch na jednym pracującym silniku był niemożliwy. Na prośbę nawigatora, por. T. Dejewskiego kurs samolotu został tak ustalony by ominąć większe skupiska ludności (Kraków) łukiem od strony południowej.

Amerykanie nie chcieli ryzykować przelotu przez silnie broniony obszar powietrzny, a w wypadku trafienia spowodować strat w okupowanym, polskim mieście. Na południowy wschód od Limanowej uszkodzony bombowiec natknął się na trzy niemieckie myśliwce Messerschmitt BF-109, które mogły być samolotami z JG III/52 z lotniska Kraków – Rakowice. Dowódca samolotu, William Beimbrink obrócił maszynę w kierunku niemieckiej formacji, tym samym decydując się na konfrontację. Jednak niemieckie samoloty nie podjęły walki – albo były bez amunicji, albo też piloci doszli do wniosku, że lecący na jednym silniku samolot i tak niechybnie się rozbije, nie ma więc sensu ryzykować walki z uzbrojonym w 10 karabinów maszynowych amerykańskim bombowcem. Myśliwce wykonały pętlę  za bombowcem i odleciały na zachód

Uszkodzony bombowiec ciągnął dalej na wschód. Niestety, nim udało się osiągnąć linię frontu podczas przelotu ponad Gorcami ostatni, mocno przegrzany silnik odmówił posłuszeństwa. Dziesięcioosobowa załoga bombowca zmuszona była opuścić maszynę skacząc na spadochronach. Ośmiu członków załogi bezpiecznie wyskoczyło z samolotu dzięki temu, iż pomimo ewidentnego ryzyka do ostatniej chwili za jego sterami pozostał pierwszy i drugi pilot. Podczas opadania na spadochronach część z lotników była ostrzeliwana przez niemieckie placówki graniczne. Kilku odniosło obrażenia podczas lądowania w gęstym lesie. Samolot rozbił się na południowym stoku grzbietu Kiczora-Przysłop-Gorc w rejonie polany Przechybka pod przełęczy Pańsk”

Z dziesięcioosobowej załoga bombowca dziewięciu spadochroniarzy zostało odszukanych dzięki szybko zorganizowanej akcji partyzantów Armii Krajowej. Jednak jako pierwsi do powietrznych rozbitków dotarli  mieszkańcy Ochotnicy, w kilku przypadkach ratując lotników przed zamarznięciem. Niestety, w czasie tej akcji, zginął od ognia niemieckiego patrolu jeden z Ochotniczan, Józef Franasowicz z osiedla Białówka. Lotnicy zostali przejęci przez partyzantów IV batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej (patrz artykuł o 1 PSP AK), zimujących w szałasach rodziny Czepieli na Kurnytowej. Batalionem dowodził kpt. Julian Zapała „Lampart”. W rejon katastrofy wysłano patrol który odnalazł kompletnie rozbite, dopalające się szczątki samolotu. We wnętrzu wraku nie odnaleziono nikogo z załogi. Ponieważ zdawano sobie sprawę, że katastrofa nie uszła uwadze posterunków niemieckich było jasne, że niebawem pojawi się w Ochotnicy patrol niemiecki. Szybko usunięto z samolotu wszelkie możliwe do wykorzystania przyrządy i przedmioty, wymontowano też kilka uszkodzonych karabinów maszynowych Browning M2.

W ciągu ok. 30 godzin udało się uratować dziewięciu amerykańskich pilotów z rozbitego samolotu. Jeden z nich, tylny strzelec William J. McCutie lądował w masywie Lubania w rejonie Runka-Mostkowego, częściowo na drzewie. Został odnaleziony i ukryty w domu rodziny Czajków w osiedlu Czepiele w Ochotnicy Górnej. Był kontuzjowany, miał skręconą nogę. Kolejnych sześciu skoczków schroniło się w gospodarstwie Urbaniaków w Kudowskim potoku, dokąd sprowadzili ich bracia Jan i Kazimierz Urbaniak. Następnego ranka partyzanci przewieźli ich saniami, główną drogą przez Ochotnicę Dolną i Górną, do osiedla Ustrzyk.

Stamtąd powędrowali pieszo w wysokim, kopnym śniegu w stronę Forendówek i Kurnytowej Polany, gdzie mieściło się dowództwo batalionu. Po drodze zauważyli ślady na śniegu, a w chwile później z pobliskich krzaków niepewnie wyszedł amerykański lotnik. Był to Spencer P. Felt, drugi pilot. Spędził on noc w szałasie, w okolicach polany Znaki, w grzbietowej partii Gorców, w pobliżu którego lądował. Był przekonany, że jego koledzy są prowadzeni jako jeńcy przez niemiecki patrol. Był przemarznięty i wyczerpany ale cały i zdrowy. Wszyscy szczęśliwie dotarli do obozu kpt. Lamparta. Pod wieczór patrol partyzancki przyprowadził dziewiątego członka załogi, Roberta T. Nelsona, przejętego od partyzantów radzieckich.

W obozie „Lampart” oddał lotnikom do dyspozycji izbę w dowództwie batalionu, gdzie mogli wypocząć oraz zebrać siły po ostatnich przeżyciach. Trzy dni później lotnicy zostali przeniesieni do kwatery sztabu 1 PSP AK w Bukówce nad Szczawą, w Dolinie Kamienicy.

Dołączyli tam do kilkudziesięciu innych rozbitków powietrznych i uciekinierów z obozów jenieckich, którzy znaleźli opiekę w jednostce partyzanckiej dowodzonej przez mjr. Adama Stabrawę – „Borowego”. Tam byli świadkami odbioru ostatnich zrzutów dla Armii Krajowej oraz poważnej potyczki w Dolinie Kamienicy, wygranej przez partyzantów. Na przełom 1944 i 45 roku przygotowywana była lotnicza operacja dwustronna – przylot 3 samolotów C-47 „Skytrain” z zaopatrzeniem dla AK, które miały zabrać w drogę powrotną wszystkich uratowanych lotników. Operacja o kryptonimie „Most V”, miała się odbyć z polowego lotniska pod Tymbarkiem, odbitego na pewien czas i utrzymywanego przez siły partyzanckie. Planowana akcja, najpierw z powodu pogody, a następnie ofensywy styczniowej armii sowieckiej, nie doszła do skutku. Lotnicy amerykańscy, wędrując pieszo w kierunku Krakowa, dostali się w ręce rosyjskie. Po wielu przygodach, kilkakrotnych aresztowaniach, a nawet próbie rozstrzelania przez Sowietów dotarli w końcu do punktu zbornego ewakuacji żołnierzy alianckich z w Odessie, skąd drogą morską wrócili do swych jednostek. Zadań bojowych już nie wykonywali, co było regułą nakazaną przez wywiad, ażeby w przypadku ponownego zestrzelenia i uwięzienia nie narażać na wydanie w przypadku tortur – poprzednich wybawicieli. Przetransportowano ich brytyjskim statkiem do Istambułu, skąd ostatecznie przez Egipt i Włochy dotarli do Stanów Zjednoczonych.

Warto dodać kilka słów o losie uzbrojenia wymontowanego z wraku Liberatora przez partyzantów AK – trzech (?) karabinach maszynowych Browning M2. Uszkodzone w katastrofie karabiny zostały naprawione oraz przyjęte na stan uzbrojenia IV Batalionu 1 PSP AK. W momencie rozwiązywania pułku jego dowódca mjr. Adam Stabrawa „Borowy” polecił ukryć („zamelinować”) broń pułku. Karabiny zostały ukryte w jednej ze skrytek (tzw. „melin”) w Forendówkach w Ochotnicy Górnej. Broń z tej skrytki została (za zgodą „Lamparta”) przejęta z początkiem 1946 r., przez „ogniowców”, czyli partyzantów Józefa Kurasia „Ognia”. Karabiny znów trafiły do „leśnych”. Dzieliły losy oddziału „Ognia” do 8 maja 1946 r., kiedy to obława wojsk Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) zaskoczyła oddział „Ognia” w obozie na polanie Pożogi pod Czubą Ostrowską (nad wsią Ostrowsko). Oddział zdążył się w porę wycofać, w ręce KBW wpadła jednak duża ilość broni i amunicji, w tym 3 Browning’i z L

Gdzie jest William Beimbrink ?

Niestety, nie udało się odszukać dziesiątego z lotników a zarazem dowódcy, pierwszego pilota Williama J. Beimbrinka. Do dziś nie są znane jego losy, do dziś też nie odnaleziono jego ciała. Wyskakiwał jako ostatni z samolotu, w miejscu najbardziej wysuniętym na południe, prawdopodobnie w rejonie polany Zielenica w masywie Kiczory. Po raz ostatni widział go drugi pilot Spencer P. Flet. Razem mieli wyskoczyć z samolotu, jednak w ostatniej chwili dowódca cofnął się znad otwartego luku bombowego i powrócił do kabiny. Co stało się potem, przez długie lata pozostawało tajemnicą. Snuto przeróżne domysły, m. in., że został rozszarpany przez dzikie zwierzęta lub pechowo trafił na członków bandy, którzy zamordowali go dla dolarów, które rzekomo miał przy sobie mieć. Dopiero niedawno pojawiły się nowe fakty, które pomogły w częściowym wyjaśnieniu zagadki zaginięcia porucznika. W lecie 2008 roku pojawili się w Gorcach dwaj Amerykanie z Biura ds. Więźniów Wojennych i Osób Zaginionych w Akcji, które poszukuje miejsc pochówku zaginionych amerykańskich żołnierzy w całym świecie i sprowadza ciała do Ameryki. Ich zadaniem było odnalezienie ciała por. Williama Beimbrinka. Dotarli do 84 – letniej dziś kobiety, która prawdopodobnie jako jedna z ostatnich widziała ciało Beimbrinka. Według jej relacji, tamtego dnia znalazła ciało porucznika w lesie w dolinie Łopusznej. Obok, jak mówi, było drzewo, z jednej strony ogołocone z gałęzi. Beimbrink miał głowę odchyloną do tyłu, był oparty o pień. Wokół dłoni miał owinięty przyrząd do otwierania spadochronu. Jej mąż miał go pochować w lesie w dolinie Łopusznej. Kobieta przekazała też oryginalne mapy, należące do dowódcy Liberatora „California Rocket”. Fakty te ostatecznie rozwiały wszelkie spekulacje. Wiemy już, że por. pil. William J. Beimbrink zginął przy skoku ze zbyt małej wysokości i w wyniku nieszczęśliwego splątania linek spadochronu. Jego ciało odnaleźli mieszkańcy Łopusznej i pochowali w tajemnicy przed Niemcami.

Pomimo prowadzonych poszukiwań miejsce pochówku porucznika nie zostało dotąd odnalezione. Porucznik pilot William J. Beimbrink nadal spoczywa gdzieś w polskich górach. Symboliczna mogiła pierwszego pilota Libratora z metalowym krzyżem i repliką odnalezionej we wraku samolotu jego wizytówki znajduje się na polanie Młacne.

Dokładnie 50 lat po katastrofie, w miejscu gdzie rozbił się samolot ustanowiono niewielki zespół krajobrazowy nazwany „UROCZYSKIEM PAMIĘCI”. Jest to zmontowany przy użyciu oryginalnych elementów tego samolotu fragment kadłuba „Liberatora”. Pomnik znajduje się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zatrzymał się rozbity samolot. Obok odwzorowano zarys skrzydła, dający pojęcie o rozmiarach samolotu. Wybudowano też drewniany szałas na którym zamontowano tablicę z opisem wydarzeń z dnia 18 grudnia 1944 r, jak również historii ruchu oporu w Gorcach. Odsłonięcia pomnika dokonało trzech żyjących wówczas jeszcze członków załogi„California Rocket” – Thaddeus Dejewski, Spencer Felt i Edward Sich w obecności licznych przedstawicieli władz Polski i USA, byłych partyzantów i środowisk kombatanckich oraz mieszkańców Ochotnicy.

Do miejsca pamięci prowadzi ścieżka edukacyjna „Dolina Potoku Jaszcze” (początek w Ochotnicy Górnej Jaszcze, przy stacji terenowej Uniwersytetu Jagiellońskiego).

W roku 2001 Ochotnicę odwiedzili ponownie: były nawigator „Californii” – Thaddeus Dejewski oraz drugi pilot – Spencer P. Felt, który sfinansował wyprawę do Polski swym wszystkim licznym dzieciom i wnukom, by pokazać im miejsce, gdzie „…dzięki Polakom narodził się po raz drugi”. Serdeczne związki miedzy weteranami USAAF, AK oraz mieszkańcami Ochotnicy trwają do dziś.

W roku 2003, dzięki wsparciu Województwa Małopolskiego, w Wiejskim Ośrodku Kultury w Ochotnicy Górnej powstała wystawa stała pt. „Lotnicze Ślady w Gorcach”.
 „… w walce o wolność ludzie poświęcają swe życie. Pochylmy sie nad postacią Tego, który zaginął – por, pil. Williama J. Beimbrinka. Niech Mu polska ziemia lekką będzie. Niech Mu śpiewa szum smreków i szmer naszych potoków. Prośmy Boga, abyśmy umieli uszanować wolność, którą nam przyniósł.” (z przesłania Ks. Prof. Józefa Tischnera do uczestników uroczystości odsłonięcia Znaku Pamięci w Uroczysku pod Przechybką w Ochotnicy Górnej – Jaszczem, 18 grudnia 1994).

(Oprac. W. Mulet na podstawie „Liberator w Gorcach”; prac. zb. redaktorzy K. Wielgus i R. Panek

źródło. Skansen Studzionki

Magurki (1108 m[1], 1101 m[2]) – szczyt w Gorcach, znajdujący się w bocznym grzbiecie pasma Gorca, pomiędzy dolinami potoków Jaszcze i Forędówka. Od Pasma Gorca Magurki oddzielone są przełęczą Pańska Przehybka (995 m). Północno-wschodnie stoki Magurek należą do Gorczańskiego Parku Narodowego, stoki południowo-zachodnie (Las Krempaski) znajdują się poza obszarem parku[2]. Wierzchołek i część stoków porasta las, ale od szczytu na południowo-wschodnim grzbiecie ciągnie się w kierunku Borsuczyzn polana Magurki. Na stokach opadających do doliny potoku Forędówki znajdują się polany PoniechaniecMierędzysko i Kurnytowa Polana, a na północno-wschodnich stokach grzbietu polany Tomaśkula i Szlagowa[1].

Nazwa jest pochodzenia wołoskiego (por. rum. măgura – „wolno stojący masyw górski”, prasłow. maguła – „mogiła”)[3]. Wieś Ochotnica (Dolna i Górna) założona została przez Wołochów, w nazewnictwie Gorców spotyka się więcej jeszcze nazw pochodzenia wołoskiego[4].

W 2015 r. ze środków unijnych wybudowano na Magurkach wieżę widokową. Jest to obiekt nowoczesnej konstrukcji drewnianej z obudowaną klatką schodową i pomostem widokowym, dzięki czemu mogą na nią wejść osoby z lękiem wysokości oraz dzieci[5]. Z doliny Potoku Forędówki wyznakowano na szczyt nową ścieżkę edukacyjną[6]. Widoki z wieży są dookólne i bardzo rozległe. Przy dobrej widoczności panorama widokowa obejmuje nie tylko Gorce, Tatry i sąsiednie pasma górskie, ale sięga aż po Wielką Fatrę na Słowacji. Na podeście widokowym zamontowano 4 opisane panoramy widokowe.

 Osobny artykuł: Wieża widokowa na Magurkach.

Magurki znajdują się w Ochotnicy Dolnej w województwie małopolskim, w powiecie nowotarskim[1].

Tworzy zamkniętą pętlę (start i koniec w tym samym miejscu):

 ścieżka edukacyjna „Dolina Potoku Jaszcze”: Jaszcze Duże (parking) – Jaszcze Małe – Łonna – Pańska Przehybka – Tomaśkula – Magurki – Polana Kurnytowa – Jaszcze Duże[7].
  1. ↑ Skocz do:a b c Geoportal. Mapa topograficzna i satelitarna [online] [dostęp 2021-08-13].
  2. ↑ Skocz do:a b Gorce. Mapa turystyczna 1: 50 000, Kraków: Compass, 2007, ISBN 83-89472-59-7.
  3.  A. Bruckner, Słownik etymologiczny języka polskiego, 1957.
  4.  M. Cieszkowski, P. LubieńskiGorce – przewodnik dla prawdziwego turysty, P. Lubieński (red.), Pruszków: Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, 2004, ISBN 83-89188-19-8.
  5.  Gmina Ochotnica Dolna [online] [dostęp 2019-07-31] [zarchiwizowane z adresu 2015-11-07].
  6.  Na podstawie tablicy informacyjnej ścieżki dydaktycznej.
  7.  Dolina potoku Jaszcze [online], Gorczański Park Narodowydata dostępu = 2022-01-01.

Opracowanie, zdjęcia: Grzegorz Stapiński 

..