Aktualności
Akcja ratowinicza
Dzisiaj po 20., podczas burzy zapalił się dom mieszkalny na Zamieściu. W akcji ratowniczej brały udział jednostki ochotniczej oraz zawodowej straży pożarnej ( dwa wozy strażackie OSP Tymbark). Sprawna akcja ratownicza zapobiegła znacznym stratom.
zdjęcia: RM
Swaty, zmówiny…
Po zakończonych żniwach dawna wieś myślała nie tylko o orkach, siewach czy wykopkach. Czy mokra czy złota jesień to ludzie wiedzieli, że jest ona najlepszą porą swatań i weselisk. Bo czy kiedy indziej mogło być lepiej? Wiadomo: jesienią to już świniak podrósł, a to świeża mąka na kołacz, a to z grosz z tego czy owego i można śmielej myśleć o wydatkach. Kobiety prześcigały się w zestawianiu par i wyznaczaniu dat ślubów, ale nad tymi plotkami i domniemaniami górował gospodarz. To od niego to zależały najważniejsze decyzje. Pozwalał on, lub nie, synowi na żeniaczkę, a gdy miał córkę na wydaniu dawał znać ewentualnym kandydatom na zięcia, że mogą przysłać swatów. Działo się to czasami w ukryciu, tak, że matka z córką były zdziwione, ale sprawa była postanowiona: „tatuś chcą wesela”!
Pierwsza wizyta swatów w takim domu była wstępnym rozpoznaniem sytuacji i zwano ją stosownie do charakteru: swatami, zwiadami, zapytuśkami, poselinami, zmówinami. Panna wówczas obowiązkowa musiał schować się za piecem, przybysze zaś wnet wyciągali litrówkę i prosili o kieliszek. I tu następował rozstrzygający moment, albo bowiem kieliszek się znalazł i oznaczało, że chłopak może liczyć na przyjęcie, albo gospodarze grzecznie mówili, że gdzieś zaginął, a w rzeczywistości dawali do zrozumienia, aby kawaler szukał żony gdzie indziej. I szukał. Gdy nie podano kieliszka, goście żegnali się szybko i czasami jeszcze tej samej nocy zachodzili do innego, może łaskawszego, domu.
Jeżeli oczekiwany kieliszek się znalazł, zapytuśki przestawały być nieśmiałą rozmową.
Miłość? Czy młodzi ludzie się kochają? Czy jedno drugiemu się „widzi”?. Wbrew obiegowym opiniom, dawna wieś kojarzyła pary często z miłości, może nawet częściej niż w innych środowiskach. Ale i bywało tak, że panna młoda swojego męża poznała tuż przed ślubem, przy kościele.
W sprawie posagu panny, niestety, nie miały wiele do powiedzenia. Ale zanim posag został ustalony i doszło do zaręczynowej zgody, pytano co synowa przywiezie z sobą w malowanej skrzyni. A wiano? Często mylone jest teraz z posagiem. A to przyszły mąż wydzielał coś ze swojego majątku i zapisywał to przyszłej żonie.
Trzeba było też myśleć, kiedy zaręczyny, kogo zaprosić na wesele, czy wszyscy goście się zmieszczą. Kobiety organizowały się do wspólnej pracy i przestrzegały się wzajemnie, by wszystko zostało w tajemnicy. Oczywiście sąsiedzi wiedzieli już o wszystkim lub prawie o wszystkim…
IWS
w opracowaniu wykorzystano 'KALENDARZ POLSKI” Józefa Szczypka
W piątek inaugracyjny wykład w ramach Ludowego Uniwersytetu Kompetencji Społecznych w Tymbarku
W piątek wykładem ks.prof. dr.hab. Bogdana Węgrzyna rozpocznie drugi rok działalności Ludowy Uniwersytet Kompetencji Społecznych. Pomysłodawcą oraz organizatorem Uniwersytetu jest ks.Jerzy Smoleń. Wykłady mają charakter otwarty i odbywają się raz na miesiąc w Bibliotece Publicznej w Tymbarku. Informacje o terminie, osobie prowadzącej wykład oraz temacie można znaleźć na stronie internetowej Biblioteki www.biblioteka.tymbark.pl.
Ks. dr Jerzy Smoleń ( informacja oraz zdjęcie ze strony internetowej Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL )
– dr teologii, mgr psychologii, adiunkt w Katedrze Semiotyki i Retoryki Dziennikarskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II .
Urodził się 19.07.1968 r. w Dobrej k/Limanowej. Zainteresowania naukowe ks. Jerzego Smolenia obejmują: komunikację interpersonalną, psychologię mediów (manipulacja w mediach, oddziaływanie mediów, formy perswazji), współczesne formy przekazu wiary, public relations, retorykę, przepowiadanie w mediach, psychologię pastoralną, psychologię komunikacji. Ksiądz Jerzy prowadzi zajęcia z public relations, komunikacji interpersonalnej, psychologii komunikacji, psychologii społecznej oraz psychologii mediów.
XXII Rajd Górski „Szlakiem Walk Legionów Polskich Na Ziemi Limanowskiej”
Urząd Gminy w Tymbarku oraz Urząd Gminy w Słopnicach, Zespół Szkół Podstawowych wraz z Przedszkolem w Słopnicach Górnych, Starostwem Powiatowym w Limanowej, Zespołem Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej w Tymbarku, Jednostką Strzelecką nr 2007 im. kpt Tadeusza Paolone ZS „Strzelec” OSW w Tymbarku, Kołem PTTK „Tymbarskie Harnasie ” w Tymbarku są organizatorami XXII Rajdu Górskiego”Szlakiem Walk Legionów Polskich Na Ziemi Limanowskiej”. Rajd ten odbędzie się w dniach 08-09 października 2015r.
W rajdzie uczestniczyć będą szkoły podstawowe, gimnazja, szkoły ponadgimnazjalne powiatu limanowskiego oraz członkowie organizacji proobronnej „Strzelec” w Tymbarku.
Drużyny są pięcioosobowe, trasa dwudniowego rajdu przebiega z miejscowości Limanowa – Jabłoniec – Golców – Słopnice Górne (nocleg). Drugi dzień Słopnice Górne – Dzielec – Zaświercze – Tymbark. W Internacie Zespołu Szkół, odbędzie się podsumowanie tegorocznego rajdu.
Punktacja rajdowa obejmuje ocenę kronik rajdowych wykonanych przez poszczególne drużyny związanych z trasą i tematyką rajdu oraz zawody strzeleckie z broni pneumatycznej na strzelnicy sportowej w Zespole Szkół im. KEN.
Celem rajdu jest uczczenie pamięci poległych Legionistów w walkach na Ziemi Limanowskiej, popularyzacja turystyki pieszej i krajoznawstwa, kształtowanie postaw patriotycznych, rozwijanie współpracy międzyszkolnej, poznawanie walorów krajoznawczych Beskidu Wyspowego oraz promocja Obrony Terytorialnej – mówi sierż. ZS Józef Banach z jednostki tymbarskiego Strzelca.
Robert Nowak
Maruś – inż. Józef Marek ( część X i ostatnia)
Anegdotki związane z „Marusiem”
Zaraz po zakończeniu działań wojennych w „Owocarni” odnośnie inż. Marka nastąpiła jakaś przyjazna atmosfera. Mówiono o nim nie jak o przełożonym, kierowniku, lecz tak prosto, po swojsku, jakby z dziecinną radością zdrobniale „Maruś”.
Trudno dociec kto był pierwszym twórcą tego określenia – być może jakieś dziecko, ale określenie trafne i szybko przyjęło się wśród załogi przetwórni i wśród członków Spółdzielni. Także wesoło wspominano różne zachowania „Marusia”. Oto kilka z nich, podane przez ciocię „Marusia”, p. Bronisławę Szewczyk.
1/ Pierwsza próba gotowania słodzonego soku z wiśni. Gotowanie odbywało się na wolnym powietrzu. Eksperymentowi temu przyglądała się grupka „przetwórców”, wśród nich pani Bronisława Szewczyk – ciocia inżyniera Marka, a z zawodu nauczycielka – polonistka. Nad ogniskiem zawieszono kociołek z surowym sokiem wiśniowym. Powoli kociołek wraz z zawartością zaczął się nagrzewać. Wkrótce na powierzchni pokazały się pęcherzyki i sok zaczął „kipieć”. „Maruś” skoczył do kociołka, zaczął mieszać drewnianą łopatką, lecz to nie pomogło i kipienie z każdą chwilą było większe. Bezradny „Maruś” krzyknął w stronę p. Szewczyk: „Co robić, ciociu, co robić?’ „Trzeba nieco schłodzić wrzątek’ – odpowiedziała ciocia. By tego dokonać, Maruś chwycił kubeł z wodą, służącą do mycia rąk i „chlusnął do kociołka. Przestało kipieć. Maruś dosypał obliczoną ilość cukru, wymieszał, spróbował i zaczął częstować nim zebranych. Podszedł też z kubkiem świeżego soku do cioci mówiąc: „Pijcie, ciociu socek, pijcie, bo je bardzo dobry”. Co wszyscy przyjęli gromkim śmiechem. Produkcja była udana.
2/ Jeszcze inne zdarzenie. Będąc na pielgrzymce w Kalwarii Zebrzydowskiej z córką i siostrzenicą, maszerował wraz z innymi pielgrzymami po „kalwaryjskich dróżkach”, śpiewając wraz z innymi nabożną pieśń ku czci Matki Boskiej Kalwaryjskiej. Nagle zobaczył straganik z gruszkami. By nie stracić wątku pieśni, a jednocześnie kupić tych gruszek dla towarzyszących mu panienek śpiewał na melodię tej pieśni: „Gruski, kalwaryjskie gruski. Dobre kalwaryjskie gruski. Jydzcie dziopy gruski”. Za chwilę był inny straganik z kawą (zbożową). „Maruś” znowu nie przerwał melodii śpiewanej właśnie pieśni, lecz zmienił tylko słowa i śpiewał: „O kalwaryjska kawa. Dobra kalwaryjska kawa. Pijcie dziopy dobrą kalwaryjską kawę”, co wzbudziło wesołość otaczających go pielgrzymów.
3/ W szkole w Łososinie, poza sadownictwem Marek prowadził również lekcje z warzywnictwa, które jednak „nie leżały mu na sercu”. Kiedyś omawiając produkcję pomidorów (wtedy prawie jeszcze nieznanego warzywa w tym terenie) mówi i opowiada, aż nagle przerywa, mówiąc : „tom reszte to wom może opowiedzieć Markowo na Kisielówce, bo ona lepi się na tym zno. A my, chodoki idziewa do szkółki”.
4/ Będąc w Warszawie, w sprawie zatwierdzenia zgody na otwarcie w Tymbarku średniej szkoły o specjalizacji przetwórstwa i handlu ogrodniczego przy Spółdzielni znalazł się w sekretariacie ministra. Kiedy sekretarka oświadczyła, że pan minister jest zajęty, inżynier wykorzystał moment, kiedy jej uwaga skupiła się nad wykonywaniem jakiejś czynności biurowej inżynier wszedł do gabinetu ministra i bez pytania referował swą sprawę. Podszedł do biurka, przy którym siedział minister i klepiąc go po ramieniu powiedział: „Bo to wiecie ministrze, trza, żeby oświata krzewiła się na Podholu. Trza.” – I pan minister podpisał podłożone przez Marka pismo. (według relacji sekretarki ministra).
5/ Pewnego dnia pani Helena – żona „Marusia” – zaczęła mu zwracać uwagę, na jego niewłaściwe zachowanie, czy jakieś zaniedbanie obowiązków domowych, dość, że „Maruś” poczuł się dotknięty. W odpowiedzi na jej „potok” słów spokojnie odpowiedział: „Jużeście się to Markowo rozgdokali, inż.”! – I zabrawszy swój łobuk wyszedł z mieszkania.
6/ Kiedyś będąc w mieszkaniu nagle zainteresował się synem Jankiem, którego jakoś od pewnego czasu nie widział. Zapytał więc żony: „Markowo! Nie wiycie co się dzieje z tym chodokiem –bo go, jakoś ostatnio nie widuje?” Już od pół roku jest w wojsku – odpowiedziała pani Markowa. „Acha, to jest w wojsku” – uspokoił się Maruś.
Kiedyś pracownicy administracyjni „Owocarni” stwierdzili, że „Marusiowi” należy kupić nowe portki, bo te w których chodzi mają już za dużo dziur. Pracownica sekretariatu, panna Marysia Kordeczka, sporządziła listę pracowników i ruszyła z nią, by zebrać odpowiednią kwotę. Zaczęła od dyrektora Gwarka. Ten spojrzał na listę i bez słowa podpisał się oraz z uśmieszkiem i odpowiednim datkiem zwrócił ją Marysi. Ta z kolei podeszła do biurka, przy którym siedział „Maruś”. Na cóz to zbieros dziopino – spytał Marek biorąc do rąk podaną listę do podpisu, mimo iż w nagówku listy był napis: „Na nowe portki dla inż. Marka”. Maruś podpisał się i wręczając jej odpowiednią kwotę powiedział: „jak dlo bidoka to trza. To trza”. Wszyscy pracownicy mieli z tego powodu sporo uciechy. Śmiał się również i Marek, kiedy wręczono mu nowe spodnie i przypomniano moment zbierania składki.
To tylko kilka wybranych anegdotek, którymi „z rękawa” sypała pani Szewczyk bawiąc wesoło zebranych słuchaczy.
Stanisław Wcisło
całość pracy Pana Stanisława Wcisły o inż. Józefie Marku Maruś – inż. Józef Marek
Literatura:
1/ Batorski Antoni – Kronika Zakładów Przetwórstwa Owocowo- Warzywnego w Tymbarku
2/ Kulpa Józef – Wkład PSOW w Tymbarku w walkę wyzwoleńczą narodu w latach 1939 – 1945
3/ Macko Józef – Gdy góry zakwitną sadami
4/ Podhalańska Spółdzielnia Owocarsko – Warzywnicza im. Józefa Marka w Limanowej 1935 – 1975 5/ Protokoły z posiedzeń Rady Nadzorczej PSOW
Wywiady – rozmowy:
1/ Batorski Antoni – radca prawny PZPOW
2/ Józef Kulpa – były pracownik kierownictwa Spółdzielni 3/ Jan Marek – syn inż. Józefa Marka 4/ Inż. Józef Marek 5/ Bronisława Szewczyk – nauczycielka – ciocia inż. Marka 6/ Stanisław Szymański – dyrektor Spółdzielczego Liceum Przetwórstwa i Handlu w Tymbarku Anna 7/ Władysław Wietrzny – dowódca placówki Trzos AK. W Tymbarku 8/ Jan Dulęba – dyrektor Szkoły Ogrodniczej w Mszanie Dolnej 9/ Jan Macko – sadownik – współzałożyciel „Owocarni”/ 10 Franciszek Bubula – sadownik – działacz społeczny 11/ Stanisław Ceglarz – prezes Zw. Nauczycielskiego w Limanowej 12/ Stanisław Krzyściak – pracownik Podh. S-pni Owoc. – Warz. W Limanowej
13/ Anna Milli – Pikulska – nauczycielka Żeńskiej Szkoły Rolniczej w Koszarach