Maruś – inż.Józef Marek (część VIII)

Śmierć i pogrzeb inż. Marka

Odetchnęli, jednakże nie na długo. Wczesnym rankiem inż. Marek podniósł się z łóżka i w tym momencie nastąpił nowy, bardzo silny atak serca, który spowodował, że serce to, które tak biło zawsze dla dobra innych nagle zamarło. Zamarło już na zawsze. Mimo natychmiastowej interwencji lekarzy, którzy usiłowali przywrócić mu życie, efekty ich pracy nie przyniosły pozytywnego wyniku. Inż. Marek zmarł. Wieść o śmierci inż. Marka lotem błyskawicy rozeszła się nie tylko po Limanowej i jego najbliższych okolicach, lecz obiegła również niemal cały kraj, a nawet znacznie dalej poza jego granicami. Kim był dla tego terenu – i nie tylko – można było przekonać się w dniu jego pogrzebu, który odbył się w dniu 6 czerwca 1958 r. w Tymbarku. Takich tłumów żegnających go i takiego płaczu Tymbark dotąd nie przeżywał. Przed pogrzebem ciało inż. Marka, w otwartej trumnie, wystawione zostało w Domu Kultury, przy „Owocarni”, by przybyli żałobnicy mogli złożyć mu pożegnalne słowa i słowa modlitwy. Do trumny jednak trudno było dojść z powodu nacierającego tłumu. Nie pomogła interwencja służby porządkowej. Jakaś wyższa siła pchała ludzi do wnętrza sali, w której spokojnie już spoczywał ten, który był im przewodnikiem, bratem, czy ojcem – jak go nazywano w podziękowaniach za wszystko ,co dla nich czynił. Głośny płacz i cichy szloch panował na sali, a także i poza nią. Uświadamiali bowiem sobie, że dobroczynne działania „Marusia”, jak nazywało go wielu jego przyjaciół, skończyły się, że „Maruś” już więcej „nie bedzie juz godoł”, nie uśmiechnie się i nie pocieszy. Żałowano go bardziej niż kogoś zmarłego ze swojej rodziny. Kiedy zaś wyniesiono trumnę, by przetransportować ją do kościoła rozciągnęła się długa kolumna „żałobników”. Trumna spoczywała już na katafalku w kościele, a tłum nadal dochodził do drzwi kościoła, który nie mógł pomieścić wszystkich uczestników. Również w kościele słychać było stłumione szlochy tych, którzy naprawdę go kochali. Podobnie było i na cmentarzu, gdzie spoczął na razie w zastępczej mogile. Lud żegnał swego dobrodzieja i opiekuna, swego nauczyciela i przyjaciela.
Józef Macko w swej książce pt. „Góry zakwitną sadami” – poświęconej pamięci inż. Marka, opisując jego pogrzeb, w zakończeniu pisze: „Tu złożono ją w tymczasowym grobie, który pokryły wieńce z kwiatów polnych, cetyny i gałązek przekwitającej jabłoni. Nad grobem żegnano Marka z trudem do ukojenia żalem. Towarzyszyła temu pożegnaniu świadomość, ze odchodzi działacz związany z Ziemią Podhalańską, najgłębiej troszczący się o jej losy. Rynek tymbarski zgromadził po pogrzebie tłumy chłopów, niezawodnych i wiernych towarzyszy Marka. Stali zadumani, panując nad wzruszeniem i nie przestawali przypominać sobie, jak Marek pracował z nimi i jakim był człowiekiem. Wszyscy wiedzieli, że Marek był „ich”, że do nich należał. Ubolewali serdecznie, że nie był za życia doceniany tak, jak mu się należało, i nie był kochany tak, jak na to zasługiwał. Wiedzieli, że dużo więcej można by było społem zdziałać za życia Marka, gdyby mu nie rzucano pod nogi tylu kłód.
Limanowa, Tymbark i Mszana Dolna nazwały ulice imieniem inż. Marka. Również Spółdzielnia przyjęła imię swego twórcy. Ster prac w Zarządzie Spółdzielni objął po Marku jego uczeń, mgr Józef Kulpa, który prowadzi tę placówkę w myśl wskazań swego wychowawcy i ideowego nauczyciela.

Stanisław Wcisło

cdn.

UROCZYSTOŚĆ Z OKAZJI PARAFIALNEGO ODPUSTU

Dzisiaj o godz.11 w parafialnym kościele w Tymbarku jubileusz pod wezwanie Narodzenia Najświętszej Maryi Panny odbyła się uroczysta suma odpustowa. Mszy Świętej przewodniczył pochodzący z Tymbarku Ks.mgr Jan Urbański, który w tym roku obchodzi Srebrny Jubileusz Kapłaństwa. Ks. Jan Urbański jest proboszczem parafii  Kraków -Osiedle Tonie  ks.Jan Urbański(obszar Krakowa wchodzący w skład Dzielnicy IV Prądnik Biały, dawna wieś podkrakowska, znajdująca się ok. 6 km. na północny zachód od centrum Krakowa). Od 2012 roku  Ksiądz Jan  pełni również funkcję  kapelana Ochotniczej Staży Pożarnej  Powiatu Krakowskiego-Grodzkiego oraz  od 2013 roku jest też duszpasterzem  pszczelarzy w Archidiecezji Krakowskiej.

ks.Jan Urbański Audiencja

ksiądz Jan Urbański z delegacją OSP u Księdza Kardynała Stanisława Dziwisza

http://osp.krakow.pl

zdjęcia: RM

Maruś – inż.Józef Marek (część VII)

Uznanie krzywdy, jakiej doznał Marek i dalszy ciąg jego działalności

W nr 19. tygodnika „Świat” – z dnia 15 maja 1955 r., zamieszczono artykuł znanych publicystów –
K. Dziewanowskiego i W. Nowakowskiego pt. „Krzywda inż. Marka”. Dziennikarze ci, którzy dowiedzieli się o działalności Marka, jaką od lat prowadził na terenie powiatu limanowskiego, o jego sukcesach i krzywdzie jakiej doznał, postanowili sprawdzić to osobiści. Przyjechali więc do Limanowej i rozpoczęli badać sprawę usunięcia Marka z życia publicznego od rozmów z przedstawicielami władz powiatowych oraz partyjnych, badając przyczyny takiej „nagonki”. W czasie tych rozmów twierdzili, że Markowi stała się krzywda, którą należy naprawić, co wielu przekonało.
Artykuł, jaki ukazał się w tygodniku „ŚWIAT” poruszył także opinię kół Frontu Jedności Narodu i spowodował, że postanowiono krzywdę tą naprawić. Marek zaś, kiedy zapoznał się z w/w artykułem spokojnie powiedział: „Nie dbam o siebie i bardziej bym się cieszył, gdyby została naprawiona krzywda, jaką wyrządzono Spółdzielni i całemu powiatowi.” Dzięki więc temu artykułowi zmienił się stosunek władz odnośnie dalszej działalności inż. Marka.
Należy tu podkreślić, że zasadniczą zmianę przyniosły dopiero uchwały VIII Plenum KC PZPR w 1956 r. które miały duży wpływ na życie całej polskiej społeczności –w tym również i dla inż. Marka.

„Odrodzenie” działalności Marka

By naprawić krzywdy, jakich doznał Marek, władze Frontu Narodowego , w uznaniu jego działalności społecznej i zasług, jakich dokonał dla dobra całego społeczeństwa, władze Frontu Jedności Narodu zaproponowały mu kandydaturę na posła do Sejmu. Było to dużym zaskoczeniem dla Marka.
Długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Zdawał sobie bowiem dobrze sprawę, jakie obowiązki i jaka odpowiedzialność spocznie na nim. Skłaniał się ku temu, by odmówić propozycji, jednakże wszyscy, a szczególnie spółdzielcy, prosili go, aby mandat przyjął. I to przeważyło.
W najbliższych wyborach został wybrany na posła. I tak rozpoczął swoją nową, aktywną działalność społeczną, która, niestety, okazała się już ostatnią.Jego pierwsze poselskie zadanie, jakie pragnął rozwiązać, to reaktywowanie Spółdzielni tymbarskiej. Sprawę tą przedstawił i omówił najpierw w Komisji Rolnej, w której pracował, zaś w dniu 25 kwietnia 1957 r. omówił ją na plenum Sejmu. Niestety, ponieważ Marek chciał odzyskać wszystkie zakłady, i gospodarstwa szkółkarskie, jakie kiedyś podlegały Spółdzielni – po wielu kontrolach i dyskusjach żądania te zostały odrzucone.
Udało się jednak Markowi uratować i utworzyć nową spółdzielnię pod starą nazwą „Podhalańska Spółdzielnia Owocarska”, która, dzięki Markowi, została zlokalizowana w Limanowej, w budynkach po dawnym browarze. Przejęła ona również i gospodarstwo ogrodnicze w Mszanie Dolnej. Cieszyło to Marka, lecz jednocześnie przysporzyło mu znowu sporo nowych zadań do realizacji, jako prezesowi Zarządu tejże Spółdzielni, na którego został jednomyślnie wybrany. Mimo wszystko Marek cieszył się i pracował nadal bardzo wiele. Zdawało się, że jednocześnie jest w kilku miejscach, gdzie swym uśmiechem i dobrym słowem obdarza wszystkich. Niestety, organizm zbyt eksploatowany zaczął odmawiać posłuszeństwa. Odezwała się choroba, którą dotąd tuszował i lekceważył. Jeszcze 2. czerwca z radością przyjął meldunek, że wszystkie prace związane z rozruchem nowej przetwórni Spółdzielni w Limanowej zostały zakończone i można rozpocząć produkcję. Uradowany tą wieścią pragnął podzielić się nią z innymi, nagle zasłabł. Przewieziono go do szpitala w Limanowej, gdzie po kilku godzinach pobytu poczuł się już znacznie lepiej. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

Stanisław Wcisło

cdn.