“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (4)

link do części trzeciej: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas-niech-to-wspomnienie-bedzie-zaplata-dla-moich-rozmowcow-i-ocalili-od-zapomnienia-tych-co-zgineli-cykl-artykulow-zenona-duchnika-3/

Jednym z tragiczniejszych wydarzeń lat okupacyjnych była „wsypa w Kisielówce”. We dworze Jadwigi Szwabe było spotkanie dowódców poszczególnych oddziałów. (z opowiadań) Noc była piękna księżycowa. Niemcy byli prowadzeni torami przez łączniczkę, która wpadła w ich ręce. Oddział widoczny z daleka. Niestety warta się pospała. Byli zabici i ranny został pułkownik Jan Cieślak „Maciej”.
Właścicielkę dworu, Jadwigę Szwabe, aresztowano i osadzono w obozie. Zginęła w Rawensbrück w styczniu 1945 r. Jej symboliczna mogiła znajduje się na cmentarzu w Nowym Rybiu.

Pułkownik Jan Cieślak „Maciej” dosyć długo ukrywał się w Piekiełku u Duchników. Nad rzeką w cieniu leciwych lip była kapliczka i piwnica „sypaniec”, gdzie została przeniesiona radiostacja z Bałażówki od Guzików.

W 1944 r. miał miejsce zamach na komendanta policji z Tymbarku Mülera przy Kopanej Drodze, tuż obok domu Józefa Ociepki. Mülerowi i policjantom udało się uciec. Niemcy zabrali Ociepkę, który został pobity tak, iż do śmierci miał blizny. O zamachu tym opowiadał, w czasie Rajdu AK w Szczawie, major Sowa z Nowego Targu. Gdy mu zarzuciłem bezmyślność i
narażanie mieszkańców na odwet ze strony Niemców (spalenie domów, wymordowanie ludzi, jak to miało miejsce w Skrzydlnej, Porąbce, Gruszowcu), ognisko się zakończyło.
Kolejny zamach na Mülera był w Tymbarku, przed kościołem, zginął wójt Kuc z Podłopienia. I tu Müler okazał się łaskawy i nie zwołał specgrupy SS.
Na ludność Niemcy nałożyli kontygenty.  Partyzanci nakładali kontrybucę – zostawiając pokwitowania.  Niemcy je respektowali.
 
Pseudopartyzanci kradli, a nawet mordowali. 
 
Jednym z pierwszych napadów był napad na sklep u Zelka. Następnie napad na Józefa Bulandę na Gizówce. Józef był człowiekiem bardzo pracowitym, życzliwym, nigdy nie odmówił pomocy. Do niego to pewnej nocy wtargnęli ludzie w maskach i zażyczyli sobie wódki i jadła. Józef co miał, to dał, ale ciągle mało. Gienek uparł się, że musi być jeszcze więcej, groziło przelewem krwi, ale wtedy Pawła ruszyło sumienie, odpuścili. Wiem, że Józef z Gienkiem nigdy przyjaciółmi nie zostali.
 
Głośny był napad na rodzinę Michała Musiała, pobicie i kradzież pieniędzy, pamiątkowego srebrnego zegarka, produktów
rolnych. Złodzieje zagrozili, że jak zięć Michała dalej będzie w Policji, to spalą dom. W napadzie brali udział koledzy szkolni nie tylko Ludwika Karasia.
 
Maj 1944 – napad na dom Stanisława Cichonia w Koszarach, tuż po urodzeniu trzeciego dziecka Franciszka. Złodzieje zabrali wszystko, co było przygotowane do chrztu, żywność, pieniądze.  Żona Stanisława – Maria – zrobiła w tygodniu pół litra masła, sprzedała na Rysiówce . W nocy przyszli złodzieje i musiała pieniądze oddać. Cichoń miał ogromny żal, poznał ludzi.
 
Tragiczny finał miał napad na rodzinę Tajdusia Zamieście, pod górą. Nie był to pierwszy napad na ten dom. Tajduś postanowił się bronić. Kiedy drzwi pod naporem puściły,  Tajduś rąbnął pierwszego złodzieja. Niestety został zastrzelony,
zastrzelono też czteroletnie dziecko. Pani Tajdusiowa (Ryś z panieństwa) poznała po głosie dawnych swoich zalotników. Złodzieje swojego kompana pochowali na stokach góry Paproć (nad Strachowym potokiem). Woda wypłukała zwłoki, nikt się nie zgłosił po nie. N.N.
 
W Piekiełku na Sowińskim okradziono sklep prowadzony przez Jana Smotra.  Potem artykułami kolonialnymi handlowano na Jackówce i na Koszarach. Następny raz szykowano się do napadu na ten sam sklep. Złodzieje najpierw zawitali do Rupniowa do Pana „Ka”,  ten ich prowadził. Niestety na Sowińskim czekał Müler z policjantami, wywiązała się strzelanina. Pan „Ka” podniósł ręce do góry i krzyczał „zmusili mnie, zmusili mnie”. Złodzieje rozpierzchli się. Poważnie ranny został jednak Jan G .z Koszar. Przyprowadzony przed Mülera wywrócił się chcąc wyciągnąć „obrzynek”. Müler był czujny, kopnął go tak, że koniec buta wszedł mu do ust – Jan nie żył. „Obszukać” – padła komenda. Ludwik Karaś wyciągnął zdjęcia, adresy, lecz
Mülerowi nie oddał. Ludzie z okolicznych domów też nie zdradzili nazwiska, co uchroniło rodzinę przed aresztowaniem. Jan został pochowany w Nowym Rybiu jako N. N. Ktoś wstawił krzyż.
Pana „Ka” przesłuchano i wypuszczono. 
 
Krótko ро tym Policja szła przez Węglarkę w stronę Piekiełka z jednego domu zaczął uciekać Jan S., rozległo się „halt, halt”,
a potem strzał. Jan S. zginął na miejscu.
 

Czerwiec 1944 r., w stronę Wilkowiska-Zagórze woźnica wiezie komendanta Mülera i dwóch policjantów. Wezwani są, bo złodzieje okradli dom. Jednym z policjantów jest Ludwik Karaś. Padają strzały. Müler ucieka, woźnica się potyka i wywraca. Karaś go podnosi, znów strzały, tym razem dosięgły Karasia. Krótko po tym,  29 czerwca, umiera.

Pogrzeb odbył się w Łososinie Górnej w lipcu, prowadził go ks. Jan Żurek.  Kiedy trumnę wpuścili do grobu salwa honorowa, jak to dziwnie służąc ojczyźnie Niemcy salut oddają. Ks. Żurek wrzucił grudkę ziemi, bo był w ruchu oporu i powiedział „słuchajcie, to był  bardzo dobry człowiek, bardzo dobry człowiek”, powtórzył, jakby niedowierzając, że już raz to powiedział. Pamiętam, jak potem po kolędzie chodził i mówił:  „Za dużo się cackali, to była niepotrzebna śmierć”.
Krótko po tym wydarzeniu dowództwo AK wezwało do Słopnic Pawła i jeszcze dwóch, których imion nie  zapamiętałem, odczytano w imieniu RP wyrok – karę śmierci. Polacy ich nie rozstrzelali. Kazali im na Przylaskach zatrzymać niemieckie samochody. Zginęli na miejscu pochowani skromnie, na miejscu straceń Żydów.
Po latach, chyba w 1996 r., poszedłem do Michaliny prosząc o zdjęcie Ludwika. Wyjęła siatkę, rozwijała pamiątki. Wypadł taki żółty rulonik papieru. Podniosłem, popatrzyłem i aż podskoczyłem. Były to kopie raportów Karasia do dowództwa AK informujące o volksdeutschach, konfidentach, pseudopartyzantach i monitach o ściganiu tych ludzi.
Pytam „Czy mógłbym to wziąć, kupić?” Michalina odpowiedziała „Ludwik mi to przynosił i mówił, „gdyby mi się coś stało, a wojna się skończy, to zanieś te papiery władzom to dostaniesz rentę, ale wie jak było. Ja musiałam uciekać, bo ci co kradli to mścili się. Teraz to szkoda, bo wyrośli nowi ludzie, może są lepsi, ty pewno byś to opisywał”. Więc mimo, iż zebrałem dużo materiału, nie wszystko można,  niech to zostanie potomnym.
Kto po śmierci Michaliny wziął te papiery, niech zachowa jako dokument tamtych czasów.
 
8 stycznia 1945 r. Zarębki – napad na dom Anny i Jana Kubatków. Wybili okno od kuchni. Jan został pobity ciężką lagą tak,  iż zmarł 21 stycznia. Anna jak się zorientowała, że złodzieje owinęła nogi chustką  (miała grubą chustkę wełnianą, taką jak dawniej kobiety przez plecy nosiły)  i weszła pod pierzynę.  Z pola słychać było: „Alfred jak masz bić – to bij! a nie baw się”.
Alfred bił, nie żałował. Gdy złodzieje się wynieśli Kubatkowa obolała wstała, ale chusta jej nogi uratowała. Mąż jednak odszedł,  została sama z dwoma córkami: wówczas 8-letnią Janiną (która opowiadając mi to łzy jej z oczu leciały) i jej 4-letnią siostrą.
 
Jeżeli ktoś pojedzie na Paproć przez Zarębki, to za kapliczką, co jest na pozostałości potężnej lipy, na zakręcie jest dom Kubatka.  Pośród świerków stoi i okno wybite, jakby wołało o pamięć okupacyjnych wydarzeń.
Albert właściwie Józef Z. z Sowlin,  kiedy przyszli po niego Niemcy, to po prostu im uciekł. Jednego uderzył w twarz tak silnie, że się przewrócił. Drugi zdrętwiał, zaczął strzelać i postrzelił przez przypadek Bulandę. Ten stracił rękę, a Albert uciekł. Po wojnie prowadził m.in. pogrzeby, ale musiał wypić wcześniej ćwiartkę wódki. Głos miał donośny. Kiedy przechodzili koło
jakiegoś domu, ludzie patrzyli, przez okno śpiewał:  „a dusze z czyśćca przez okno wyglądają” ,  robiąc wymowny gest. 
 
cdn.
Zenon Duchnik 
 
 
 

 

Wakacje w bibliotece – zajęcia plastyczne za nami!

Pierwsza połowa lipca w tymbarskiej bibliotece upłynęła pod znakiem zajęć plastycznych dla dzieci.

Warsztaty rozpoczęły się od pleneru malarskiego w Parku im. Zofii Turskiej. Doskonała pogoda oraz malownicza sceneria sprawiły ze przebywanie wśród zieleni było świetną formą relaksu i wypoczynku. Dzieci miały do dyspozycji sztalugi, blejtramy, farby akrylowe i pędzle oraz czujne oko plastyczki Wiesławy Frączek, która wprowadziła uczestników zajęć w zaczarowany świat barw i kolorów oraz zdradziła tajniki malarstwa krajobrazowego.

Kolejna grupa uczestników ćwiczyła swoje umiejętności plastyczne podczas szkicowania kompozycji z martwej natury oraz poznawała tajniki cieniowania, mieszania farb i nakładania na płótno, by uzyskać trójwymiarowy efekt.

Świetną zabawą dla wszystkich było przygotowanie dekoracji z wykorzystaniem papieru i ozdobnego kartonu. W efekcie powstały kolorowe motyle, biedronki, żaby oraz wianki. Powstałe podczas zajęć prace można było zabrać do domu.

W kolejnych tygodniach odbędą się kolejne zajęcia: kulinarne, iluminatorskie i z rękodzieła.

Dziękujemy za przyznane środki na zakup materiałów plastycznych  – Gminnej Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych oraz Firmie Tymbark za przekazane napoje dla dzieci.

Informacja/zdjęcia: Ewa Skrzekut 

W rocznicę zbrodni na Wołyniu i Galicji Wschodniej zapalmy światełko pamięci!

Jednostka Strzelecka nr 2007 im. kpt Tadeusza Paolone ZS „Strzelec” OSW w Tymbarku zwraca się do Państwa z apelem o zapalenie 11 lipca 2023 r. (wtorek) o godz. 21:00 światełka pamięci w oknach swoich domów, w związku z przypadającą w tym dniu 80 rocznicą zbrodni na Wołyniu i Galicji Wschodniej.

Pamiętajmy o tej strasznej zbrodni na ludności cywilnej (ok. 200 tys. osób) dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich i UPA – wśród których, poza Polakami, znaleźli się też obywatele polscy innych narodowości, w tym szlachetni Ukraińcy ratujący życie swoim sąsiadom.

Nigdy więcej wojny oraz nienawiści do drugiego człowieka i pamiętajmy o naszych rodakach pomordowanych na wschodzie – apelują tymbarscy Strzelcy.

st.insp. ZS Robert Nowak

więcej informacji o zbrodni: https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/167626,Filip-Musial-Rzez-Wolynska-ludobojstwo-zapomniane.html

zdjęcie: IWS

Siostra Regina śpiewała psalm podczas Eucharystii sprawowanej w Kaplicy Objawień w Fatimie

Nasza Siostra Regina udała się na pielgrzymkę do Fatimy. Tam miała ten zaszczyt, iż  dwukrotnie zaśpiewała psalm podczas Eucharystii sprawowanej w Kaplicy Objawień.

Kaplica Objawień to serce Sanktuarium Fatimskiego. Stoi ona dokładnie w miejscu, w którym Matka Boska objawiała się trojgu pastuszkom. Tu wydarzyło się pięć z sześciu objawień Maryi (w maju, czerwcu, lipcu, wrześniu i październiku 1917 r.). Powstającą na prośbę Maryi kaplicę, budowano od kwietnia do czerwca 1919 r. 13 października 1921 r. odprawiono w niej pierwszą Mszę św. Rankiem 6 marca 1922 r. Kaplica Objawień została wysadzona przy użyciu dynamitu; odbudowano ją i ponownie zainaugurowano 13 stycznia 1923 r.

Pielgrzymka Siostry Reginy to też Santiago de Compostela i inne miejsca, w których w swoich modlitwach obejmowała swoją zmarłą Mamę oraz naszą tymbarską parafię.

IWS

Parafia Tymbark – Msza św. na parafialnym cmentarzu w intencji zmarłych

W Parafii Tymbark co roku w drugą niedzielę lipca (i za zwyczaj jest to tak samo upalna niedziela jak dzisiaj) sprawowana jest Msza święta na parafialnym cmentarzu w intencji zmarłych. 

Dzisiejszej Eucharystii przewodniczył ks.proboszcz dr Jan Banach. W koncelebrze Msze św.sprawowali księża rodacy: ks.Franciszek Malarz, ks.Stefan Duda, ks.Antoni Augustyn,  ks.Bogusław Binda, ks.Tomasz Atłas, ks.Marcin Natonek oraz księża Robert Berdychowski oraz  Jerzy Nawłoka.

Homilię wygłosił senior ks.Szczepan Depowski. 

Modlitwa za zmarłych zgromadziła bardzo dużą ilość wiernych, cmentarz był wypełniony, a po zakończonej Mszy św. długo trwał wyjazd samochodów z przycmentarnego parkingu.

IWS

trzy pokolenia tymbarskich kapłanów: po lewej ks.Franciszek Malarz , po prawej ks.Bogusław Binda, w środku ks.Marcin Natonek (kaplica na tymbarskim cmentarzu)

IWS

Jubileusz 25-ciu lat w Parafii Tymbark Piotra Taczanowskiego oraz zakończenie czynnej organistowskiej pracy – podziękowania i życzenia

Z okazji jubileuszu 25 -ciu lat pracy tymbarskiego organisty Piotra Taczanowskiego w Parafii Tymbark (w Wielkim Poście minęło 25 lat), jak też faktu zakończenia przez Niego czynnej pracy organistowskiej, w niedzielę o godz.11.30 sprawowana był Eucharystia w Jego intencji.

Po  zakończeniu Mszy św. Ksiądz proboszcz oraz przedstawiciele parafii złożyli podziękowania Piotrowi Taczanowskiego wraz z życzeniami na dalsze lata. 

Mszę św.koncelebrowanej przewodniczył proboszcz tymbarskiej parafii ks.dr Jana Banach, który też wygłosił homilię. W koncelebrze Mszę św. sprawował nasz rodak ks.dr Tomasz Atłas.

Śpiewał Chór Parafii Tymbark, który prowadził przez 25 lat Piotr Taczanowski. Jubilat Piotr Taczanowski grał na organach, jak też dyrygował chórem. 

IWS 

Niewidoma święta Cecylio

nie ma rozpaczy

jest muzyka

co po ciemku

Boga zobaczy

 Nasz Drogi Panie Piotrze.

          Rozpoczęliśmy tym krótkim wierszem Księdza Jana Twardowskiego o świętej Cecylii męczennicy – patronce muzyki, organistów, chórów, scholii i zespołów muzyki kościelnej, gdyż chcemy dzisiaj podziękować Panu Bogu za dar Twojej 25-letniej posługi organisty dla wspólnoty parafialnej pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Tymbarku oraz za wieloletnie prowadzenie chóru parafialnego. Te kilkadziesiąt lat z Pana aktywnym udziałem w życiu religijnym naszej wspólnoty to był piękny, szlachetny i dobry czas w historii tymbarskiej parafii.

Drogi Panie Piotrze. Przez ostatnie 25 lat ściany tej świątyni przeniknęły  głęboko dźwiękami Pana głosu, głosów chórzystów śpiewających pod Pana dyrekcją oraz organów towarzyszących pieśniom i modlitwom wznoszonym przez nas do Boga i Matki Najświętszej. Dzięki Panu, mury naszego kościoła zapamiętały z pewnością wiele pięknych, poruszających serca i umysły podniosłych uroczystości przeżywanych tutaj z okazji różnych parafialnych i okolicznościowych świąt oraz związanych z udzielaniem sakramentów świętych, ale również celebracji Ofiary Eucharystycznej w powszednich dniach roku liturgicznego – których  przeżywanie nie byłoby pełne w swej duchowej głębi bez udziału organów i śpiewu wiernych.

Kardynał Joseph Ratzinger napisał kiedyś, że „gdzie człowiek spotyka Boga, tam samo słowo już nie wystarcza” wskazując, iż naszym zadaniem jest odkrycie i wyśpiewanie zapisanego we wszechświecie hymnu uwielbienia. Głos ludzki jest przecież najpiękniejszym instrumentem, a śpiew przy akompaniamencie organów stanowi jedyną w swoim rodzaju formę wspólnotowej modlitwy do Boga. Ponieważ jak powiedział Pan Jezus: gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w moje imię, tam jestem pośród nich”, a według Świętego Augustyna: „kto śpiewa, dwa razy się modli” – wartość Twojej posługi Panie Piotrze miała bardzo ważne znaczenie dla duchowego przeżywania przez nas uczestników zgromadzeń liturgicznych, modlitw wspólnotowych i nabożeństw.

 Za te przeżycia duchowe i wszelkie dobro jakie otrzymaliśmy poprzez Pana organistowską posługę, oraz za to, że oddałeś tak wiele serca i czasu na prowadzenie chóru parafialnego, prosimy Cię Drogi Panie Piotrze o przyjęcie od naszej wspólnoty parafialnej najprostszych, lecz serdecznych słów podziękowania. Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział, że: „człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to kim jest; nie przez to co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”. Dziękujemy Ci więc, że te talenty, które otrzymałeś od Boga i rozwinąłeś dzięki swojej pracy, poświęciłeś na pomnażanie Chwały Bożej i ku pożytkowi wiernych Kościoła. 

Życzymy zatem Panie Piotrze, aby Pan Bóg obdarzał Cię wszelkimi łaskami i dobrym zdrowiem. Niech Matka Najświętsza nieustannie czuwa nad Tobą i osłania Cię od wszelkich niebezpieczeństw. Polecamy Cię opiece świętego Piotra Twego patrona i opiekuna od Chrztu Świętego oraz świętej Cecylii – Twojej zawodowej patronki, aby byli orędownikami we wszystkich prośbach i intencjach, które zanosisz do Boga. Życzymy Ci pogody ducha w codziennym życiu oraz samych dobrych, życzliwych osób w swym otoczeniu. Wraz z tymi życzeniami przyjmij od nas szczere i serdeczne modlitwy w swojej intencji.

Drogi Panie Piotrze, mimo, iż nadszedł teraz dla Ciebie czas zasłużonego odpoczynku i zadbania o swoje zdrowie, my się z Tobą nie żegnamy, bo mamy nadzieję nie tylko na częste spotkania w naszej świątyni, ale również, że od czasu do czasu przy odpowiednich okazjach, jeszcze nam zagrasz i zaśpiewasz.

Za wszystko serdeczne Bóg zapłać. Szczęść Boże na każdy dzień Twego życia.

Piotr Taczanowski wraz z kapłanami oraz chórem parafialnym

IWS

 

 

 

 

“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (3)

Link do drugiej części artykułu: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas

Po aresztowaniach w 1942 r. w okolicy Łososiny padł strach na ludzi, poczuli bezsilność. Tym bardziej, że co rusz dochodziły wieści o egzekucjach. Rozstrzeliwani byli Żydzi: na Zamieściu-Przylaski, Stara Wieś -Pożary, a część Żydów z limanowskiego getta wywieźli i poprowadzili w kierunku Nowego Sącza. Rodziny darmo czekały na powrót ojców, synów z wojny, więzienia czy obozu.
Z Koszar w wojnie obronnej brał udział m. in. Julian Musiał. Był siódmym dzieckiem Rozalii z d. Róg i i Michała. Chłop na schwał. Gdy stanął do poboru to otrzymał 20 zł nagrody za postawę, wysportowanie, ogładę (kupił sobie za to ubranie i zrobił zdjęcia). Poszedł do wojska w 1938 r. i przepadł bez żadnej wieści. Po wojnie szukała go rodzina przez PCK.
Odezwał się z Anglii, do kraju nie mógł powrócić, walczył na Bliskim Wschodzie, brał udział w bitwie o Monte Cassino. Napisał: – „Proszę mnie nie szukać, bo tam w kraju możecie mieć przez to kłopoty!”- Julian Musiał.
W 1939 r. prawdopodobnie dostał się do sowieckiej niewoli, udało mu się przeżyć i wyjść z wojskiem Andersa.
 
W 1942 r. ruszyła masowa wywózka Polaków do przymusowej pracy w Niemczech, tak do przemysłu, jak i do gospodarstw rolnych. Była to praca ponad siły, dochodziło do konfliktów z powodu nieznajomości języka lub zawodu.  Franciszek Twaróg  z Piekiełka, który podczas I wojny światowej dostał się do rosyjskiej niewoli, zesłany na Syberię, gdzie pracował 14 lat jako szewc. Udało mu się powrócić do kraju, do rodzinnych Sowlin, gdzie już nikt nie czekał na niego. Ożenił się z wdową Anną
Piestrzyńską z trojgiem dzieci. Razem mieli drugą trójkę. Kiedy przyszli z sołtysem Janem S. i zaczęli się odgrażać, że muszą wysłać kogoś do Niemiec, Franciszek powiedział: „Wiesz co, Hanka, byłem w Rosji 14 lat, dałem sobie radę, więc i tam może poradzę i jeszcze przyślę coś”. Nie poradził, trafił na wieś koło Stuttgartu. Prosił  Niemca, aby go dał do szewca, bo on się na tym zna. Niemiec wyjął broń i zastrzelił go – spoczął na obcej ziemi. Wieści rodzinie przyniósł jego współtowarzysz.
Zabrali też moją siostrę, Henrykę, niespełna 16 lat miała. Pracowała w bardzo ciężkich warunkach i zapadła na chorobę płuc. W 1945 r. przyjechała do domu z chłopakiem, pobrali się, urodziła syna Zenka, zmarła w 1953 r. w Łodzi-Widzewie, gdzie spoczywa.
Stanisław Nowak pojechał za Kazimierza Załubskiego. W zamian Załubski wywdzięczył się rodzinie Stanisława produktami rolnymi. Pani Biedroń z Koszar pracowała w zakładach lotniczych, powróciła. Robotnicy przymusowi, którzy pracowali w zakładach zbrojeniowych w czasie likwidacji zakładu lub pod koniec wojny, przeważnie byli rozstrzeliwani przez Niemców. Na przykład we Frankfurcie nad Menem z Zakładów Zbrojeniowych rozstrzelano ok. 150 osób (polska kwatera na
cmentarzu). Drugie miejsce rozstrzelań to cmentarz żydowski.
Niemcy potrzebowali ludzi do pracy w Policji, którzy znają język niemiecki, aby mieli lepszy kontakt z miejscową ludnością. Zgłosili się Ludwik Karaś z Koszar. Pracował w Mleczarni, miał ukończoną Górską Szkołę Rolniczą, otrzymał przydział do Tymbarku. Ludwik Karaś był żonaty z Michaliną Musiał, siostrą Juliana. Miał syna Janka mieszkał na Kaliszówce.
Górszczyk(?) od mostu kolejowego (dziś ul. Drożdża) przydział do Limanowej.
Józef Golonka o Krzyża przydział do Rozwadowa. Wszyscy byli związani z Armią Krajową. Mieli przydział do poszczególnych dowódców, którym składali raporty o planowanych aresztowaniach, wszelkich zmianach, volksdeutschach, o donosach na gestapo, których byli przeważnie tłumaczami. 
 
Odrębna rzecz to Poczta. Całość pracy Poczty w czasie okupacji przybliżyła mi Anna Maniowska z Limanowej. Jej mama, Julia Giza, pochodziła z Koszar – Rysiówka. Jestem w posiadaniu jej wspomnień z pracy na poczcie – gdzie napisała: „Praca Polaków poczcie w czasie okupacji była (…) trudna i niebezpieczna (…) Każdy pracownik pocztowy, Polak, współpracował z podziemiem (…) Sygnalizując partyzantom o ruchach wojsk niemieckich , zarządzeniach, represjach, aresztowaniach, kontyngentach (…) Były wychwytywane listy – donosy do gestapo, żandarmerii (…) . Koleżanki przy telegrafach podsłuchiwały często rozmowy i natychmiast dawały znać o niebezpieczeństwach”.
Listonosze byli najlepszymi łącznikami. Często doręczając list, lub kartkę naprędce spreparowaną, ustnie przekazywali właściwą wiadomość. W Łososinie na poczcie pracowali: Aniela Musiał i jej mąż Stanisław (brat Juliana).
 
Anna Maniowska na poczcie pracowała od 4 marca 1941 do 8 maja 1943, kiedy to została aresztowana przez gestapo na skutek donosu konfidenta ze stacji PKP . Przewieziona do więzienia w Nowym Sączu, gdzie była przesłuchiwana. 20 sierpnia
1943 r. SS-mani wyprowadzili z więzienia 20 osób, w tym Maniowską i Franciszkę Widomską z Sowlin, która była aresztowana przez Niemców za brata Edwarda, którego w tym czasie nie było. 
Początkowo ludzie bali się, że to już koniec, że będą rozstrzelani, ale zawieźli ich na dworzec PKP, gdzie kazano się im położyć na peronie plecami do góry i przekazano w ręce żandarmów. Ci okazali się dobrymi  ludźmi. Pozwolili wstać, a nawet przechodniom obdarować więźniów owocami i papierosami.
Jechali pociągiem, potem kilka kilometrów piechotą. „Pod wieczór w blasku zachodzącego słońca ujrzeliśmy napis „Arbeit macht frei” – byliśmy w Szebnie (obóz niedaleko Jasła). W obozie Anna została „blokową”. Musiała i chciała dbać o więźniów i kiedy Zygmunt Joniec z Limanowej zaproponował jej ucieczkę – odmówiła.  „Bałam się, że za moją ucieczkę rozstrzelają ludzi”.
„Czasem szłyśmy pomagać ludziom np. przy wykopkach. Otrzymałyśmy worek ziemniaków. Po przywiezieniu do obozu połowę zabrał SS-man. Drugą połowę „wykąpałyśmy” i gotowały w łupinach, aby nic się nie zmarnowało. SS-man przyprowadził Żyda i kazał mu sikać do gotujących się ziemniaków – strasząc go bronią. Widziałyśmy przerażenie w oczach
Żyda. Nasikał, wtedy SS-man krzyknął: „Schweine” i go zastrzelił go.”Po likwidacji obozu w Szebnie nasze panie trafiły do Płaszowa, skąd szczęśliwie wróciły w kwietniu 1944 r. Po wojnie Anna Maniowska pracowała w Powiatowej Radzie, a po 1975 w Rejonie Dróg jako księgowa. Zmarła w lutym 2006 r., Spoczywa
w Limanowej. Franciszka wyszła za Wajdę i mieszkała w Koszarach, spoczywa w Łososinie Górnej.

cdn.