Tymbark miastem?
Ostatnio władze samorządowe sygnalizują podjęcie działań w kierunku powrotu dla Tymbarku statusu miasta. Poczytajmy co o takim pomyśle sądzili tymbarczanie dwadzieścia lat temu.
Przedruk artykułu Piotra Mysiora pod tytułem „Tymbark 2000”, opublikowanego w Gazecie Krakowskiej 30 listopada 1995 roku.
Mieszczanie mieli swoją dumę i szubienicę, którą szanowali. Nie pożyczyli wisielicy limanowianom. „To szubienica jest dla nas i dla naszych dzieci” – miał powiedzieć starożytny rajca tymbarski.
TYMBARK 2000
Wieś Tymbark chce odzyskać prawa miejskie, nadane przez Kazimierza Wielkiego w 1353 roku, a zabrane ustawą Sejmu II Rzeczpospolitej w 1934 roku.
Ludzie wyobrażają sobie uroczystość reaktywowania miasta. Gdyby zrobić wyciąg z kilkudziesięciu marzeń tymbarczan, to ceremonia odbyłaby się w 2000 roku i wyglądałaby tak: rynek ukwiecony, łzy, sztandary, tymbarska orkiestra gra marsza „Wszyscy wraz”, czterogłosowy chór parafialny śpiewa ,,O wszechpotężna pani”, maszerują strażacy w ciemnogranatowych mundurach i ,,strzelcy” w zielonych. Ponadto „Głos Tymbarku” wydaje numer okolicznościowy, a rzeźbiarze, malarze i poeci tworzą coś ku czci miasta. Uroczystość sponsoruje owocarnia”, to oczywiste. Powinien również przyjechać prezydent kraju, czego pragnie sołtys, chociaż to pragnienie sprzed II tury, więc nie wiadomo, czy jeszcze aktualne.
Tymbarczanie marzą oszczędnie. Romantyczne rojenia u stóp góry Paproć niemodne. Tymbarskim genius loci jest roztropność. Miejscowi to realiści.
Ostrożnie, bez zgiełku i drapania ran rozmyślają też o odzyskaniu praw miejskich. Na zebraniu wiejskim jednogłośnie uchwalili, że chcą mieć miasto i herb, kazimierzowskie ,k” w koronie. Aż dziw bierze jednak, gdy usłyszeć, że wystarczy im reaktywowanie miasta dopiero za kilka lat, gdy drogi wypięknieją, latarnie wystrzelą snopami światła, kolektor ściekowy pochłonie odchody, a wkoło zazieleni się i pokraśnieje.
Nawet największy orędownik ustanowienia w Tymbarku miasta uważa, że trzeba odczekać dwa lata.
Inni stawiają na magiczny, jubileuszowy, niechby więc jubileuszowy podwójnie, rok dwutysięczny.
Weźmy wójta, Tadeusza Parchańskiego. Stawia na hasło „Tymbark 2000″.
Uważam, że należy poczekać. Dokończyć kanalizację i wodociągi. Nie wystarczy sama nazwa „miasto”. Trzeba jeszcze, żeby każdy, kto tu wjedzie, widział, że jest w mieście – twierdzi wójt, spoglądając z gabinetu na płytę typowego, miejskiego rynku, lekko pochyłego, ale zgrabnego, kwadratowego, z kwietnikami, kioskiem ,,Ruchu” i pomnikiem.
Wskrzeszenia miasta w 2000 roku chcą niemal wszystkie napotkane ,,krzoki i ptoki”. Krzok to rodowity tymbarczanin, ale bez starożytnych korzeni. Ptok to osadnik.
Adam Ociepka, prezes Towarzystwa Miłośników Tymbarku, nowy i naczelny ,,Głosu Tymbarku”, krzok: – Lepiej być porządną wsią, niż byle jakim miastem.
Mieczysław Wawrzyniak, były naczelny „Głosu”, ptok (z Poznania): – Trzeba się starannie przygotować.
Stanisław Potoczny, soltys, krzok: – Byle pomału i rozważnie.
Kazimierz Dziadoń, prezes straży, mieszkaniec Zamieścia, a więc ani ptok, ani krzok: Do miasta chcemy, ale bez błota, smrodu i ubóstwa!
Podobnie myślą jeszcze: szef orkiestry Józef Sopata (ptok), emerytowany nauczyciel Stanisław Wcisło (krzok) oraz Julian Pawlak, prezes Podhalańskich Zakładów Przetwórstwa Owocowego Tymbark (ptok).
Rozbieżności w sprawie miasta tylko wśród pnioków, czyli tymbarczan zasiedziałych nad Łososinką od wieków. Jan Wątroba, stary mieszczanin, były sołtys i zarazem pniok opowiada się za rozwagą.
Najpierw trzeba zadbać o ulice – apeluje.
Ale już Stanisław Pachowicz, radny, członek nielicznej już tymbarskiej kasty pnioków z przydomkiem „ślakta” denerwuje się na opóźnianie planów.
-Żeby dostać prawa miejskie za 2 lata trzeba zacząć starania natychmiast! Nie czekać! – wzywa, informuje o tradycjach miejskich, pokazuje dokument przodka z 1741 roku, zabukowany w mieście ,,Tymbarg”.
Ślakty jednak mało, jak dawniej. Glos Pachowicza chyba nie przeważy. Tymbarczanie wybiorą raczej w wolniejszy wariant. Głosami ptoków, krzoków i niektórych pnioków.
****
Wójt jest przekonany, że Tymbark zostałby zauważony. Rozważano już kwestie finansowe. Jeszcze latem Zarząd Gminy zastanawiał się, czy Tymbark nie straci szans na dotację do wodociągów i czy nie spadnie wysokość budżetu dla szkół. To już nieaktualne.
Wszystko wskazuje na to, że finansowo mogłoby wyjść na to samo. Być może trudniej byłoby o wsparcie z fundacji, ale i dziś o to trudno – mówi wójt.Radny Pachowicz przekonuje, że wyczekiwanie na statusie wsi zemści się, gdy przyjdą powiaty. Tymbark trafi do Limanowskiego i wszyscy o nim zapomną. Będzie maciupką, nic nie znaczącą wioską w cieniu stolicy powiatu. A przecież Limanowa miastem dopiero od Jagiellonów. Tymbark zaś koronowany już za Piastów. Byłaby niesprawiedliwość! Prestiż jest wymierny. Mógłby pomóc Tymbarkowi wedrzeć się na mapy kartograficzne. Na razie na najpopularniejsze mapy trafiło tylko Zamieście, wieś przy głównej drodze. Radny Pachowicz krzyczy, że to skandal, że trzeba walczyć, siłą zdobyć kartografię. To prawda. Mapy są ważne chłodno potwierdza prezes „owocarni” Julian Pawlak, któremu nowe mapy z Tymbarkiem zdecydowanie w smak; każdy kontrahent słyszał o Tymbarku, ale jak ma przyjechać, to błądzi.Sławy starczyłoby też, żeby wypełnić dumą serca starych tymbarczan.
Miasto to zawsze miasto – rozczula się nad wspomnieniami Jan Wątroba, mężczyzna 75-letni, pamiętający razem z żoną czasy miejskiego Tymbarku, znanego w okolicy jako centrum handlowe; do 1939 roku co 2 tygodnie odbywały się tu jarmarki.
– Słyszałem gadkę ojców. Mówili, że szkoda, że żal, że niesprawiedliwość – przypomina Jan Wątroba.
Po wojnie podupadł tymbarski magnes – jarmark. Tymbark stałby się pełną gębą wsią, gdyby nie nowy magnes – zakłady przetwórstwa owocowego, założone jeszcze przed wojną przez inżyniera Józefa Marka.Miejskość Tymbarku przetrwała w świadomości mieszkańców. Do dziś mówią: ,,idę do miasta”.
Za miastem tęskno.Coś się utraciło i chciałoby się odzyskać. To ciągoty natury historycznej – tłumaczy Mieczysław Wawrzyniak, rencista, założyciel i przez 5 lat naczelny miesięcznika „Głos”, ideolog miejscowego „Strzelca”, historyk, a nawet filozof.
Żyje tymbarska duma. Rodowity tymbarczanin czuje się mieszczuchem, nie wypada go postawić w z jednym szeregu z mieszkańcem Piekiełka, czy Podłopienia. Nie dlatego, że lepszy. Dlatego, że inny, bardziej z miejska wyrażający się, osadzony korzeniami w królewskim grodzie.
Tymbarczanie z krwi i kości szczycą się swoim pochodzeniem – ocenia Stanisław Wcisło, dobry duch Towarzystwa Miłośników Tymbarku; znawca i tropiciel miejscowej historii; to on wyjaśnił kto ptok, kto krzok, a kto pniok.
*****
Tak więc za ustanowieniem miasta przemawiają: tęsknota mieszkańców, ich duma, miejski rynek i tradycje. Finanse neutralne.
Są możliwości. Żeby zostać miastem nie trzeba ani więcej ludności, ani obszaru. To dobrze, bo Tymbark mały. Dokładnie 2.639 mieszkańców i 9 km kw. powierzchni. Mniejszy od sąsiednich Słopnic (5,3 tys. mieszkańców, 5 razy tyle ziemi). Ale Słopnice rozwlekłe, przysiółkowate, nie mają rynku, and aspiracji.
Wielkość Słopnic trochę przytłacza Tymbark. Połowa radnych – ze Słopnic. Wpływy tamtejszych w gminie -znaczne. Chociaż przyznać trzeba, że Rada Gminy nadspodziewanie zgodna. Obowiązuje cicha umowa: nasz wójt, wasz przewodniczący rady. Wójt Parchański ze Słopnic Przewodniczący rady, Stanisław Przybylski, z Tymbarku. Porozumienie Tymbarku i Słopnic to dziś rzadkość. Rywalizacja dwóch wsi kończy się zazwyczaj podziałem gminy. Wspomnijmy rozwód Trzciany i Żegociny, albo Piwnicznej i Rytra. W Tymbarku realizują definicję modnego słowa consensus. To jeszcze jeden dowód roztropności mieszkańców.
-Można by zorganizować plebiscyt w Zamieściu, Piekiełku i Podłopieniu – podchwytuje zamysł, rozszerza go, folguje wyobraźni radny Pachowicz; przy kawie, w salonie tonącego w kwiatach, efektownego domu; radny jest ogrodnikiem.
Według Stanisława Pachowicza po zwycięstwie w plebiscycie Tymbark liczyłby 5 tysięcy ludzi. Liczba akuratna dla miasta.
Co jeszcze właściwe dla miasta?
Bloki! Typowych w Tymbarku nie ma. Jednak:
W najbliższych latach chcielibyśmy wybudować kilka komunalnych bloków. Są potrzebne. Ludzie szukają mieszkań – mówi wójt Parchański, mężczyzna rzeczowy, układowy, na ogół chwalony przez mieszkańców.
Wójt martwię innym kłopotem architektoniczym – gęstą zabudową wokół rynku. Stoją tam małe, niskie domy z miniaturowymi ogródkami. Ciasno. Uchwałą rady malizny postoją do śmierci technicznej. Potem, być może, stanie na ich miejscu coś nowoczesnego, szpiczastego, oszklonego i miejskiego. Oby było ładne.
Kto przygotowany do życia miejskiego? ,,Kto dorósł?” – pytając słowami Stanisława Wcisły.
Strażacy – prężni. Mają jedyną na całą okolicę sekcję żeńską, grubą kronikę i tradycje od 1878 roku. Mają też prezesa na schwał, Kazimierza Dziadonia i szanowanego naczelnika Jana Wątrobę, który prosił upublicznić istotną dla straży tymbarskiej wypowiedź:
Jan Wątroba: – Naczelnik OSP w Tymbarku pragnie wyrazić zadowolenie z druhów i dyscypliny.
Do czynów porywa strażaków rzutki prezes Dziadoń. Działa w straży, rozkręcił orkiestrę, użycza soczystego tenoru w chórze parafialnym. Sadził z druhami krzewy przed remizą.
– Tymbark musi być ładny – rozumuje Kazimierz Dziadoń,
Straż w Tymbarku nie zginie. Stoją za nią uczucia. Żona Jana Wątroby, Bronisława, wspomina swojego ojca. Leżał na łożu śmierci. Wybuchł pożar. Zawyły syreny. – Kazał nam biec i gasić – Bronisława szlocha.
Podhalańskie Zakłady Przemysłu Spożywczego Tymbark S.A: wizytówka i nadzieja miejscowości. Pracuje tu 800 osób. Największy zakład na Limanowszczyźnie. Produkuje soki owocowe, piwo i wino.
– Popieram aspiracje Tymbarku. Dostrzegam pewien kompleks wsi u mieszkańców i dobrze, żeby to się zmieniło. Ale nie ukrywam, że prestiżu zakładu nie będziemy budować na prawach miejskich Tymbarku – deklaruje prezes Julian Pawlak.
Zakłady dają pracę, za co okolica Bogu dziękuje, w sytuacji, gdy wszystkie duże firmy padły, albo rzężą (tartak!). Sadownicy mają gdzie sprzedać towar. I tak będzie dalej. Soki z Tymbarku podbiły rynek.
Zakłady sponsorują ,,Harnasia”. Piłkarze w czwartej lidze. Czołowy klub Nowosądeckiego. W zeszłym roku byli w trzeciej lidze. Działają na miarę miasta.
– Na meczu z Cracovią było 1200 osób – emocjonuje się Robert Nowak, członek zarządu ,,Harrasia”.
Tymbarczanie już z ponadregionalnym futbolem obyci. Poznali nawet kim są szalikowcy.
Dalej wyliczając: orkiestra tymbarska. Do życia w mieście gotowa!
Sam fakt, że orkiestra istnieje to fenomen. Dziś czasy, gdy orkiestry umierają. W Tymbarku powstała, chociaż jej wielki kreator Kazimierz Dziadoń usłyszał od kilku osób, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie…
Działają trzeci rok. Brakuje im werbli i obsady jednego basu. Kupią instrument, znajdą muzyka. Ulubiony marsz kierownika ,,Rzymek” musi mieć moc.
Wygląda na to, że dbałość o estetykę u tymbarczan w cenie. Wszyscy zapraszają, żeby przyjechać latem i sfotografować ukwiecony rynek. Zdaniem radnego Pachowicza w mieście będzie jeszcze piękniej.
– Miasto zdopinguje. Miasto musi być ładne – twierdzi.
Pachowicz szefuje miejscowemu PSL-owi. Partie kuleją. Ale czy to grzech? Może znak czasu?
PSL stopniał do 50 członków. Martwy. Prezes nie robił agitacji wyborczej Pawlakowi. Sam na Pawlaka też nie głosował, bo mu lider zbrzydł.
Istnieje jeszcze grupa odszczepieńców z PSL (20 osób) skupiona w prawicowym Stronnictwie Ludowo-Narodowym. Również o nich nie słychać.
Za to inne organizacje aktywne. W Towarzystwie Miłośników Tymbarku 50 osób. Szperają w przeszłości okolicy, dyskutują. Odremontowali zabytkową kaplicę Myszkowskich. Organizują „Dni Tymbarku”. W tym roku ,,dni” uświetniły wystawy rzeźby i malarstwa, koncerty organowe, a nawet pokazy gry w krykieta, dzięki współpracy z bliźniaczym miasteczkiem angielskim Whaley Bridge.
Kontakty z Anglikami układają się świetnie. Harcerze z Tymbarku odwiedzili Whaley Bridge. Z rewizytą przyjadę angielscy skauci. Znowu potem wyjedzie do Anglii orkiestra. Już ćwiczą nowy repertuar. Zagrają mazury i kujawiaki.
Dalej o aktywności tymbarczan: wydają kwartalnik ,,Głos Tymbarku”. Jak na pismo wiejskie – z klasą. Pierwszą stronę grafikami zdobi Jan Plata. W ,,Głosie” nie ma wierszówek. Pracują społecznie.
– Nasze pismo ma być lekturą na kilka dni, do poduszki – zaleca nowy naczelny ,,Głosu”, Adam Ociepka.
Dalej: działa Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Sołtys Potoczny należy. Zbierali niedawno odzież dla biednych. Chcą działać charytatywnie.
Jeszcze: funkcjonuje ,,Strzelec” – organizacja wychowująca młodych obywateli, pragnących służyć ojczyźnie” – jak definiuje komendant Mieczysław Wawrzyniak. ,,Strzelec” zrzesza 20 ,,orląt” (do 16 lat) i 5 ,,strzelców” (powyżej 16 lat).
– U nas ciągle się coś dzieje. Idea ,,Strzelca”, to budowanie zawsze aktywnego mrowiska – informuje komendant.
Żeby nie zapomnieć: w Tymbarku śpiewa mieszany chór parafialny, pod batutą Władysława Odziomka.
Śpiewają podczas świąt kościelnych i państwowych. Podobno ściany tymbarskiego kościoła drżały, gdy zaintonowali ,,Wśród nocnej ciszy”
Należy zauważyć, że nazwiska się powtarzają: Wawrzyniak, Dziadoń, i Pachowicz, Wątroba, czy Potoczny działają w wielu organizacjach.
No i wychodzi laurka dla tymbarczan.
Może prawidłowo. W końcu w Tymbarku harmider towarzystw i grup. Rojno jak nigdzie w okolicy.
Życie toczy się na spotkaniach. Drugi wtorek miesiąca – Towarzystwo Miłośników Tymbarku. Ostatnia środa miesiąca – Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. W każdy piątek – próba chóru. Do tego nieregularne ćwiczenia strażaków, okazjonalne zebrania partii, spotkania ekologów, zbiórki „Strzelca” i treningi piłkarzy.
Tymbarczanie aktywni. Może więc trzeba powiedzieć: w nagrodę miasto im się należy?!
*****
Zanim złożą wniosek o przywrócenie praw miejskich wyślą najpierw delegację do Nowego Wiśnicza, który w tym roku znów stał się miastem. Obejrzą, pomyślą, może zaczerpną natchnienie. Czyli znowu po tymbarsku – rozważnie.
Może przed opracowaniem wniosku wybudują basen (za rok wejdzie do planu). Może wyznaczą pole namiotowe nad Łososinką. Ściągną turystów. Zachęcą ich do zdobywania Mogielicy (najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego). Może wybudują nowy most na Słopniczance. Może też wystawią nowy ośrodek zdrowia. Przecież radny Pachowicz powiedział, że nie będzie radnym, jeżeli tego nie dopnie.
Wreszcie zawalczą o miasto. Ich wniosek rozpatrzy sejmik samorządowy, później wojewoda, a na końcu rząd. Prawa miejskie przyznaje się raz do roku. Jeżeli wygrają, będzie uroczystość. Reportaż zatoczył koło.
Uroczystość ma być najważniejszym wydarzeniem w życiu sołtysa Potocznego i naczelnika straży Jana Wątroby.
– Jeżeli dożyję – trapi się Wątroba.
A Kazimierz Dziadoń na to z humorem:
– Nasz naczelnik słaby w nogach, ale jak wskoczy w mundur, to krzepy nabiera i chodzi wyciągnięty jak struna. Na pewno dożyje. Pomaszeruje w defiladzie straży i orkiestry.
Zdjęcia: Andrzej KRAMARZ