O działalności Władysława Kuca, związanej z jego pozycją w gminie podczas wojny, pisze jego syn Stanisław Kuc: Po pierwsze jako urzędnik ojciec mógł wydawać fałszywe kenkarty (dowody tożsamości) dla osób ukrywających się. Poza tym dzięki znajomości niemieckiego mógł ostrzegać AK przed niebezpieczeństwami, a wiadomości miał czasem nawet ze spotkań u władz nowosądeckiego okręgu administracyjnego. Trzeba też pamiętać, że każdy przyjazd do Tymbarku urzędników niemieckich w towarzystwie SS-manów był zawsze powodem powszechnego strachu, a nawet paniki.
Z reguły ojcu udawało się wydobyć od gości jakąś informację lub przynajmniej zażegnać większe niebezpieczeństwo. Tak stało się, gdy pewnego dnia podczas wizyty Niemców pewien młody Polak stojący w tłumie nie wytrzymał nerwowo i zaczął uciekać. SS otworzyło do niego ogień i kule dosięgły go niestety w momencie, gdy już prawie dobiegał do kryjówki. Niemcy uznali go natychmiast za partyzanta i chcieli mścić się na większej liczbie mieszkańców, ale szczęście w nieszczęściu, że ojcu udało się ich przekonać, iż był to młody rolnik ze Słopnic, który bał się wywiezienia na roboty do Rzeszy i pozostawienia rodziny w trudnej sytuacji. Ojciec ratował więc z opresji, dawał mieszkańcom pewne poczucie bezpieczeństwa, dlatego też gdy zdarzało się, że nie było go w urzędzie gminy, a zjawiali się groźni goście, natychmiast po niego posyłano.
29 lipca 1944 roku na rynku w Tymbarku patrol egzekucyjny podporucznika Władysława Kukli „Zagoszcza”, dowodzony przez podchorążego Władysława Juszczaka „Kostrzewskiego”, przeprowadził zamach, w wyniku którego, jak podają wszystkie dostępne źródła, miał zginąć komendant miejscowego posterunku policji Müller. W skład grupy wchodzili Juszczak, Kukla, Józef Zając i Władysław Sowa „Dunin”.
Komendant Müller w towarzystwie wójta Tymbarku Władysława Kuca oraz miejscowego organisty stał na tymbarskim rynku. Według relacji świadków, strzały padły zza murku kościelnego. Inny przekaz (artykuł Rolanda Mielnickiego w ,„Jednodniówce w Tymbarku”, wyd. na początku lat 90. ubiegłego wieku) wskazuje, że w towarzystwie wójta i Müllera był przedwojenny strażnik gminny, łącznik AK, Józef Kapturkiewicz, który szczęśliwie uniknął śmierci, bowiem jedna z kul przeszyła daszek jego czapki. Według tej relacji strzelano z odległości kilkunastu metrów – zza rogu organistówki. Różnie opisywany jest także przebieg zamachu, tak jakby każdy ze świadków widział coś innego. Pewne jest, że Müller został postrzelony w ramię, natomiast ciężko ranny został wójt Tymbarku. Mimo, że dość szybko został przewieziony do oddalonego o blisko czterdzieści kilometrów szpitala w Nowym Sączu, lekarzom nie udało się go uratować. Zmarł następnego dnia, 30 lipca 1944 roku.
Zamachy na funkcjonariuszy okupanta były zwykle karane represjami. Stosowano zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Za zabicie Niemca rozstrzeliwano dziesiątki mieszkańców danej miejscowości lub cale rodziny. Po zamachu Müller wyjechał z Tymbarku, a niemieckie władze nie represjonowały w żaden sposób miejscowej ludności. Była to sytuacja dosyć niezwykła, pojawiały się więc pojedyncze głosy, poddające w wątpliwość, czy na pewno komendant policji miał paść ofiarą zamachu.
Śmierć Władysława Kuca dała podstawy do przypuszczeń, że to właśnie jego zaplanowano zabić, zwłaszcza, że nie zachowały się żadne dokumenty świadczące o zleceniu zamachu przez władze AK. Nietrudno znaleźć motywy dla tej teorii. Wójt był podczas wojny urzędnikiem okupanta. Jego zadaniem było między innymi rozdzielanie pomiędzy mieszkańców, nałożonych na gminę podatków oraz obciążeń wynikających z kontyngentów. Był także odpowiedzialny za wyznaczanie ludzi do pracy przymusowej. Miał również obowiązek wskazywania osób ukrywających lub współpracujących z partyzantami. Było to zadanie bardzo trudne. Łatwo było narazić się przy tym zarówno Niemcom jak i miejscowym.
Wszelkie wątpliwości rozwiewa Maria Zubek, wdowa po dowódcy 9 Kompanii trzeciego batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK,
majorze Julianie Zubku „Tatarze”. Pani Maria „Tatarzyna”, która była w partyzantce od 1942 roku, pamięta jak do kompanii dołączył Władysław Sowa. Był on jednym z czterech członków grupy egzekucyjnej biorącej udział w akcji w Tymbarku. Władysław Sowa ,,Dunin” opowiadał jej jaki przebieg miała ta akcja. To był dzień skupu bydła i wiadomo było, że Niemiec będzie obecny na tymbarskim rynku. Kiedy tam przyszedł w towarzystwie kilku osób, w tym wójta, partyzanci byli już gotowi do strzału. Widok broni w ich rękach wywołał poruszenie wśród zebranych na placu ludzi. Müller, który był przyzwyczajony do ciągłego zachowywania ostrożności oraz szczególnie wyczulony na wszelki ruch mogący wskazywać na zagrożenie, zauważył, że dzieje się coś niedobrego. To były ułamki sekundy, w momencie, gdy Niemiec zobaczył partyzantów z bronią, gwałtownie się schylił, natomiast wójt odwrócił się w stronę żandarma. Wtedy padły strzały, które zamiast Müllera dosięgły wójta. Pani Maria Zubek jest pewna, że wójt zginął przez przypadek. Władysław Sowa, który opowiadał jej tę historię, mówił, że jest mu bardzo przykro z powodu tak tragicznej w skutkach pomyłki.
Pogrzeb Władysława Kuc odbył się 2 sierpnia 1944 roku na cmentarzu w Tymbarku. Wójta żegnały tłumy żałobników – mieszkańców miasta i okolicznych wsi. W uroczystościach wzięło udział wielu księży, między innymi brat wójta, młody ksiądz Edward Kuc.
Zarząd gminny w Tymbarku wystosował pismo, w którym czytamy: Tragizm dzisiejszy dotknął naszą gminę boleśnie, zabierając nam tego, który cały okres tych wielkich zmagań wojennych chronił nas w granicach własnych sił, był nam siłą, wiarą i pomocą i dawał ze siebie ogrom swego doświadczenia, ludzkości i wiary. Odszedł od nas jako bohater, gdyż poległ na swoim stanowisku.
Pogrzeb Władysława Kuca w Tymbarku, 2 sierpnia 1944
“Władysław Kuc” – historia życia przedwojennego wójta Tymbarku (część pierwsza)