Józef Wilczek, Owocarnia
Artykuł publikowany w „Echu Krakowa” 55 lat temu o działalności innowacyjnej Józefa Wilczka (1928-1988)
W przeddzień Dnia Ojca, który w Polsce obchodzony jest 23. czerwca, publikuję artykuł o Tacie śp. Józefie Wilczku, na temat Jego pracy, dzisiaj nazywamy ją pracą innowacyjną.
Irena Wilczek-Sowa
W zakładach przemysłu owocowo-warzywnego w trakcie rozmaitych procesów przetwórczych powstają znaczne ilości różnych odpadów. Z uwagi na dużą zawartość wody ulegają one szybkiemu gniciu i nie dają się transportować. A przecież te właśnie odpady mogą stanowić doskonałą paszę, czy też dodatek do pasz dla zwierząt hodowlanych. W samym tylko Tymbarku przerabia się rocznie ok. 14 tys. ton jabłek. Odpady powstające przy wytłaczaniu jabłek czyli tzw. wytłoki sięgają aż 25 proc, całej masy surowcowej. Początkowo, przynajmniej część tych wytłoków, przekazywano okolicznym rolnikom dla szybkiego zużycia w formie mieszanki do pasz. Momentem zwrotnym jednakże w zagospodarowywaniu tych odpadów stało się zainstalowanie — importowanej z zagranicy, nowoczesnej suszarki (drugą taką suszarkę otrzymały Zakłady przem. owocowo-warzywnego w Tarnowie). Wykorzystanie wytłoków poszło w dwu kierunkach. W przyzakładowym laboratorium w Tymbarku opracowano technologię wytwarzania z suszonych wytłoków, wysoko wartościowej pektyny. Znajduje ona szerokie zastosowanie w przem. spożywczym do produkcji galaretek, dżemów, konfitur, a ponadto w przem. farmaceutycznym dla specjalnej grupy leków i witamin. Półprodukt uzyskiwany z wytłoków wysyłany jest z Tymbarku do wytwórni w Jaśle, gdzie wytwarza się już produkt finalny. Nie pominięto też i drugiego sposobu wykorzystywania wytłoków jako dodatku do paszy dla bydła. Wytłoki, które przechodzą przez suszarkę, są o wiele bardziej dogodne da przechowywania i transportu, gdyż nie podlegają procesowi rozkładu i gnicia. Zapotrzebowanie na wytłoki jest duże;, zgłaszają się po nie tuczarnie trzody chlewnej i bydła, instytuty hodowlane, korzystają z nich stadniny zarodowe. Odbiorcami są też indywidualni hodowcy. Ostatnio odnotować możemy nowy sukces w zakresie polepszania sposobów żywienia zwierząt hodowlanych, co ma z punktu widzenia naszej gospodarki wielkie znaczenie. Otóż kierownik bazy ogrodniczej tymbarskich zakładów mgr inż. JOZEF WILCZEK opracował technologię suszenia serwatki i mieszania jej z suszonymi wytłokami owocowymi. Serwatka, bogata również w witaminy, białko, cukier, sole mineralne jest wysoko wartościową paszą zwierzęcą, jednakże z uwagi na dużą zawartość wody szybko się psuje i trudno ją transportować. Te niekorzystne właściwości serwatki można wyeliminować jedynie przez jej odwodnienie czyli po prostu wysuszenie. I to jest właśnie przedmiotem opatentowanego już wynalazku inż. J. Wilczka. Wysuszona serwatka połączona z wysuszonymi wytłokami owocowymi podlega jeszcze — zgodnie z opracowaną przez inż. J. Wilczka recepturą wytwarzania — czterokrotnemu procesowi uwalniania od resztek wody, przy pomocy gazów spalinowych w suszarniach bębnowych. Tak sporządzona mieszanka jest wręcz rewelacyjną paszą dla zwierząt. Z uwagi na to, że pow. limanowski ma stanowić, zgodnie z planami rozwojowymi, również rejon hodowli krów oraz bazę przetwórstwa mleczarskiego — wynalazek inżyniera z Tymbarku ma szczególnie duże tutaj znaczenie. Józef Wilczek z wykształcenia inżynier rolnik i magister zootechnik — ma na swym koncie także i inne opatentowane już wynalazki. Opracował on sposób wytwarzania paszy treściwej z odpadów przem. winiarskiego. Odpowiednio wysuszone wytłoki owocowe i drożdże winiarskie stanowią paszę równą pod względem odżywczym, pszennym otrębom. J. Wilczek opracował też sposób wykorzystywania odpadów zielonych przy sporządzaniu groszku konserwowego. I znów, we właściwy sposób odwodnione strąki groszku, zmieszane z innymi rodzajami pasz stanowią wartościowy pokarm dla trzody chlewnej karmionej z autoklawu. W ten sposób, z ogromnym pożytkiem dla hodowli, można wykorzystywać uciążliwe kiedyś odpady zarówno z fabryk przetwórstwa owocowego i warzywnego jak i mleczarskiego. Dodajmy, że nie wykorzystywane odpady z przem. mleczarskiego, odprowadzane do rzek, powodują zatruwanie i zanieczyszczanie wód. W sytuacji zaś, gdy istnieją tak duże trudności z zapewnieniem dostatecznej i odpowiedniej paszy dla zwierząt hodowlanych, co często przesądza o sprawie hodowli — Wynalazki mgr inż. Józefa Wilczka z Tymbarku szczególnie się liczą… . (bp)
Jak to było 40 lat temu – artykuł o bazie surowcowej Owocarni
1983 rok – artykuł opublikowany w czasopiśmie „Hasło ogrodnicze”, w jubileuszowym wydaniu (z okazji 50-lecia działalności „Hasła”)
W TYMBARKU u naszego rówieśnika
Podczas, gdy w Tarnowie rodziło się ,,Hasło Ogrodniczo-Rolnicze”, w niezbyt od niego odległym rejonie limanowskim przebywał już od paru lat inżynier Józef Marek. Napisanie „przebywał” jest zresztą wprost obraźliwe dla tego energicznego człowieka. Poprawmy więc: żył i pracował. Nad czym? Między innymi nad doprowadzeniem do tego, by chłop miał większy pożytek ze swej pracy. Pracując najpierw w Wydziale Powiatowym w Limanowej, a później ucząc w Górskiej Szkole Rolniczej w Łososinie Górnej, obserwował życie i pracę górali. Widział, że nie wszystko, co akurat można było zrobić, by sobie ulżyć już zrobiono. Między innymi widział, że owoce z podgórskich sadów bogacą nie właścicieli drzew, ale przeróżnych handlarzy skupujących towar za grosze i sprzedających go w Krakowie, a nawet w dalekim Wrocławiu za dobrą cenę. Dlaczego górale nie mieliby sami tego robić pytał inżynier Marek (też góral, spod Kalwarii Zebrzydowskiej). Tak długo chodził, przekonywał, namawiał i ,,pytoł” (czyli po góralsku „prosił”), aż doprowadził do zawiązania się Podhalańskiej Spółdzielni Owocarskiej w Tymbarku.
Stało się to w 1935 roku. Statut podpisało 26 członków założycieli. Pierwszy zarząd miał, jak na gusta pana starosty w Limanowej, stanowczo za dużo ludowców i wszelkich innych radykałów. Konieczne stało się więc przeprowadzenie nowych wyborów. Nowy zarząd spółdzielni (z właścicielką dóbr w Tymbarku -Zofią Turską, zamożnymi rolnikami Janem Macko i Władysławem Kucem oraz Józefem Markiem też już gospodarzem wżenionym w gospodarkę we wsi Piekiełko) doprowadził do końca korowody z rejestracją w sądzie i ostatecznie od 1937 roku spółdzielnia mogła zająć się już tylko swoimi sprawami. Otrzymała prawo zakupu i sprzedaży, przerobu owoców, dzierżawienia ogrodów owocowych, rozprowadzania narzędzi i sprzętu ogrodniczego. Statut zobowiązywał członków do działań na rzecz ,,podnoszenia dobrobytu członków, stanu ogrodów owocowych, współdziałania w rozwoju kulturalnym wsi i zrzeszeń ogrodniczych”.
Podhalańska Spółdzielnia Owocarska powstawała w terenie już przygotowanym do tego typu działalności. Tymbark miał już Kasę Stefczyka i Spółdzielnię Mleczarską. Były więc wzory, byli ludzie obeznani z tego rodzaju działalnością; mieszkańcy okolicznych wsi znali już tę formę wspólnego działania, Spółdzielnia rozpoczęła swoją pracę od brania jesienią owoców w komis. Chłop otrzymywał zaliczkę, a ostateczne rozliczenie następowało wiosną, po wyprzedaży zgromadzonych zapasów.
Pierwszy sezon przechowalniczy umożliwili sadownikom spółdzielcy mleczarze, odstępując dojrzewalnię serów na przechowywanie jabłek. Zarząd i główny księgowy Spółdzielni Owocarskiej pracowali społecznie, za darmo, Wkrótce, mając pierwsze wpływy, PSO przystąpiła do budowy własnej siedziby na parceli odkupionej od Zofii Turskiej. Zaczął powstawać budynek, w którego piwnicach mieściła się przechowalnia owoców, na parterze magazyny i hala produkcyjna, na piętrze biura, a poddasze zajmowane było przez mieszkania pracowników. Do wybuchu wojny jego budowy nie ukończono, ale produkcję marmolad i soków zdążono uruchomić. Obecnie w budynku tym mieści się administracja ,,Owocarni” , tak bowiem do dzisiaj ludność nazywa zakład.
Ale skąd wziął się duży zakład przetwórczy? Spółdzielnia, mając do tego prawo, zajęła się przetwarzaniem owoców, które podczas przechowywania straciły wartość handlową. Zamiast czekać aż zgniją – i wyrzucać, robiono powidła, marmolady, soki, wina. I tak zaczęła się historia przetwórstwa owocowego w Tymbarku. Spółdzielnia, a od 1951 roku Państwowy Zakład Przemysłu Owocowo-Warzywnego rozpoczęła od zagospodarowywania lokalnego surowca. Głównie były to jabłka i śliwki, które w regionie tym uprawiano już tak dawno, że najstarsi górale nie pamiętają od kiedy. ,,Owocarnia” rozrastała się zresztą, jak na polskie warunki nie tylko szybko, ale i harmonijnie. Dziś jest w miarę doinwestowanym wielkim przedsiębiorstwem produkującym dużo i nowocześnie. Wyposażenie techniczne umożliwia uzyskiwanie produktów najwyższej jakości oraz takie sposoby produkcji, przy których nie ma w Tymbarku np. sezonowości zatrudnienia (a utrzymanie stałej załogi jest w tym zakładzie szczególnie trudne z powodu wąskiego asortymentu produkowanych przetworów). Jak u początków istnienia, tak i dzisiaj wytwarza się tutaj soki owocowe, wina, powidła i marmolady. Od pewnego czasu doszły jeszcze koncentraty soków (np. z buraków ćwikłowych), mrożonki i soki w proszku.
Technologie dużego zakładu dyktują konieczność zmian w doborze surowca. W pierwszych, ręcznych jeszcze tłoczniach wyciskano sok z jabłek i moszcz winny. Tymbark chciał jednak produkować soki i wina szlachetniejsze, a do tego konieczny jest dodatek owoców kolorowych. Początkowo do lat pięćdziesiątych korzystano z owoców runa leśnego. Jednak ta baza surowcowa kurczyła się stale: przedsiębiorstwo ,,Las” krzepło, aż w końcu stało się monopolistą w pozyskiwaniu i przetwarzaniu tych gatunków. Nie było rady zakład czekał – należało stworzyć własną bazę surowcową.
Pierwsze próby upraw porzeczek i agrestu, które miały uszlachetniać tymbarskie soki i wina, rozpoczęto w 1954 roku. Po rozwiązaniu Polskiego Związku Ogrodniczego – działacze społeczni związani z ogrodnictwem, popierani przez władze młodego jeszcze państwowego przemysłu owocowo–warzywnego i z błogosławieństwem resortu rolnictwa przystępują do tworzenia kół plantatorów przy poszczególnych zakładach przetwórczych. Głównym realizatorem tej koncepcji był Władysław Fijałkowski. Niestrudzenie krążył po kraju przygotowując grunt pod powstanie nowej organizacji ogrodników, skupionych wokół zakładów przetwórczych.
Tymczasem w Tymbarku instruktor Józef Wilczek odwiedzał (na rowerze autobusy – były rzadkością) wsie rejonu Tymbarku i szukał ryzykantów, którzy ośmieliliby się żyć z porzeczek. Co prawda drzewa i krzewy (jak już wspomniano) nie były tu żadną nowością, ale też nie były podstawą egzystencji żadnego gospodarstwa. ,,Cóż to porzycki bedziesz jodł?”-pytali z prześmiewką sąsiedzi tych, którzy jednak się odważyli. W Szyku uprawiać zaczął porzeczki Franciszek Toporkiewicz, w Łukowicy Jan Wnękowicz, w Kostrzy Franciszek Piwowarczyk, w Lasocicach Stanisław Kowacz. Nieco później w Roztoce rozpoczął uprawę Stanisław Iwan, a w Wilkowisku Józef Papież.
Założone przez nich – dobrze prowadzone – plantacje miały odegrać ważną rolę. Kiedy okazało się, że ci pionierzy nie muszą sami jeść swoich porzeczek, lecz jeszcze mają z tego pieniądz – machina ruszyła. Zaczęto zawierać umowy kontraktacyjne, zbierać zamówienia na krzewy, rozprowadzać je.
Z innej, również z „porzeczkowej” wsi, pochodzi obecny prezes Koła Czesław Śliwa zawiadujący sprawami tymbarskich plantatorów od czerwca 1970 roku. Gdy obejmował-tę godność, ,,Owocarnia” skupowała rocznie około 900-1000 ton porzeczek i agrestu (pięć lat wcześniej, po 10 latach prowadzenia kontraktacji – 98 ton). Konsekwentna polityka zakładu wobec plantatorów zaczęła więc procentować. Zawsze dbano tu, by wytworzyć u producentów pewność, że ich owoce zostaną kupione i że otrzymają za nie godziwą zapłatę. Dlatego nawet w latach „klęsk urodzajów” zakład stara się wszelkimi sposobami utrzymać ustalone wcześniej z kołem plantatorów ceny. Udało się to również w 1982 roku z jabłkami, choć np. w sąsiedniej Kalwarii zakład odstąpił od umowy i jednostronną decyzją obniżył cenę skupu.
Oczywiście nie zawsze nad Tymbarkiem świeci radośnie słoneczko. Długa, dwudziestoletnia uprawa porzeczek w dużej koncentracji spowodowała, że stopniowo nasilały się choroby i szkodniki tego gatunku. Ostatnio problemem stał się tutaj wielkopąkowiec porzeczkowy. Kłopoty sprawia nie tylko to, że jest on szkodnikiem, którego występowanie trudno jest choćby ograniczyć (nie mówiąc już o całkowitym wyeliminowaniu z plantacji). Nie bardzo jest czym go zwalczać. Co prawda ostatnio łatwiej jest kupić Thiodan, ale nadal brakuje opryskiwaczy – nawet plecakowych, ręcznych. Jest to kolejna bariera w rozwoju bazy porzeczkowej. Pierwszą był problem zachwaszczenia plantacji. Instruktorzy zakładu pod kierunkiem dyrektora ds. surowcowych Józefa Wilczka zaproponowali mieszanie Gesatopu z nawozami mineralnymi. Z braku sprzętu do ochrony i ta metoda okazała się pomocna na małych obszarach. Drugi, znacznie groźniejszy kryzys w uprawie czarnych porzeczek jest związany z nieustannym, szybkim wzrostem kosztów robocizny. Bez zmechanizowania zbioru grozi Tymbarkowi regres – produkcja na słabszych plantacjach staje się nieatrakcyjna w porównaniu ze zbożami czy ziemniakami. Niestety, jest to już problem, którego nie rozwiąże dyrekcja z zarządem Koła Plantatorów. Zakład sprowadził co prawda 500 szt. wiertarek z Celmy, czeka teraz na końcówki otrząsające ze Skierniewic. Wypróbowuje się zestaw jasielski, śledzi prace ,,Rometu”. Skierniewicki KPS Łoś nie jest ,,zwierzęciem górskim” – potrzebuje dużych, płaskich terenów, których tu na lekarstwo.
I tak kłopotami dnia dzisiejszego zakończyliśmy wspólnie z prezesem Koła Plantatorów w Tymbarku Czesławem Śliwą i wicedyrektorem Józefem Wilczkiem wspominki z dziejów Tymbarku ,,Qwocarni” i związanych z nią ludzi: dawnych spółdzielców i dzisiejszych plantatorów. Nasz podhalański rówieśnik (Podhalańskie Zakłady Przemysłu Owocowo-Warzywnego w Tymbarku są o 2 lata tylko młodsze od ,,Hasła”) jest ciągle młody, krzepki, a jego naczelny dyrektor inż. Mieczysław Czeczótka – wychowany w duchu spółdzielczych ideałów – myśli o produkcyjnym jutrze: nowych asortymentach, nowych rynkach i nowych ludziach, którzy zechcą współpracować z zakładem.
Wspominki spisał: PIOTR GREL
„Dobre – bo z Tymbarku”, artykuł sprzed prawie 50 laty
Obchodzące w tym roku 40 lat swego istnienia Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku mogą być przykładem głębokich, przyjaznych związków zakładu produkcyjnego ze wsią. Związek ten przejawiał się w gospodarczej i społecznej aktywizacji terenu, w stworzeniu warsztatu pracy i rynku zbytu dla kilku tysięcy rodzin zamieszkujących ubogi region Podkarpacia. Artykuły z Tymbarku zna doskonale każda gospodyni zaopatrująca swój dom w najwyższej jakości przetwory owocowe. Zakład ma swoich wybitnych fachowców z zakresu uprawy warzyw i owoców, ich to wieloletnie wysiłki wpłynęły na wysoką jakość surowca dostarczanego przez rolników. Zakład w Tymbarku, przerabiający rocznie 25 tys. ton owoców, liczy się na gospodarczej mapie naszego województwa. W ubiegłym tygodniu Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku otrzymały list z wyrazami uznania od I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i premiera Piotra Jaroszewicza. Odpowiedzią na list będą dodatkowe zobowiązania podjęte przez załogę.
Z pracy prof. F. Bujaka ,,Galicja” wiadomo, że już w r. 1905 były w Limanowskiem szkółki drzewek, a nawet zatrudniono specjalnego instruktora sadownictwa. W 1927 r. został takim instruktorem inż. Józef Marek. Wspominają go ludzie dziś, że ,,umiał przemówić do nich, przekonywać, że się nie wynosił, lecz tak postępował, jakby chłopem był bez inżynierskiego dyplomu”. Ileż dróg przemierzyli: on, Jan i Józef Mackowie, inż. Jan Drożdż – dyrektor założonej w r. 1929 Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej, kształcącej sadowników i inni działacze.
Doprowadzili wreszcie w r. 1935 do powstania Podhalańskiej Spółdzielni Owocowo-Warzywnej, która wkrótce zajęła się nie tylko skupem i zbytem owoców, lecz także przetwórstwem.
Zbiorowym wysiłkiem powstawała „chłopska fabryka”, wznoszona przez ludzi, dostrzegających szansę rozwoju tego regionu w sadownictwie.
Śmiało sobie poczynali, nawet Sąd Powiatowy nie chciał przez dwa lata wpisać spółdzielni do rejestru.
Przechodzę przez obszerne, widne hale fabryczne w 40 równo lat od tamtych dni. Po taśmach produkcyjnych suną butelki i puszki z przetworami: soki pitne i koncentraty, wina (w których nawet wybredni Węgrzy zagustowali), zagęszczony sok z buraków. Automaty przesuwają je sprawnie z jednego stanowiska na drugie. Obsługują je robotnice w białych kitlach. Ich wprawne oko dostrzec musi wadę produktu czy maszyny, by na rynki krajowe i zagraniczne nie przedostał się produkt przynoszący ujmę zakładom z dwoma czupurnymi kogutkami w firmowym ,,herbie”. Jeszcze laboratorium zbada każdą partię obojętne czy trafić ma ona do Krakowa, Warszawy, Brukseli, Hamburga, Sztokholmu, Londynu, czy też nawet za Ocean do portów Ameryki Południowej. Wśród 600-osobowej załogi są jeszcze ludzie, którzy wraz z inż. Markiem kładli fundamenty pod zakłady, nawet dosłownie wraz z nim nosili kamienie na budowę: Stanisław Macko, Jan Jamróz, Wojciech Kulig, Jadwiga Kapturkiewicz, Walenty Skrzekut, Antoni Frączek i Józef Wątroba – dziś przewodniczący Rady Zakładowej. Są ci, którzy w czas okupacji potajemnie rozbudowywali ,,chłopską fabrykę”, co wspomagała polskich i radzieckich partyzantów zbiegłych jeńców i więźniów.
Jest wiele młodych kobiet, dla których tamte sprawy pozostają historią. Dniem dzisiejszym jest możliwość pracy w nowoczesnym zakładzie produkcyjnym, gdzie maszyna transportuje owoce, maszyna je myje i miażdży, przeciera i przetwarza i gdzie musi się ją doglądać, mieć bystre oko i wprawne ręce, bo znaków jakości nie przyznaje się wyrobom „dożywotnio”. Trzeba na nie co dzień zapracować.
Muszę raz jeszcze cofnąć się w przeszłość. W r. 1950 zakłady zostały upaństwowione. W trzy lata później stanowisko naczelnego dyrektora objął obecny poseł Ziemi Limanowskiej Stanisław Sznajder. Miał już wieloletnie doświadczenie w tej pracy i wiedział, że przemysłu rolno-spożywczego nie da się rozwijać w oderwaniu od rolników, lecz wraz z nimi; że następuje tu proces, który w cybernetyce nosi miano ,,sprzężenia zwrotnego”: rozwój przemysłu pobudza i nadaje kierunek aktywności produkcyjnej rolników, a to z kolei umożliwia uzyskiwanie dobrych wyników w przemyśle.
Były tradycje tej współpracy i kontynuowano ją, mimo rozgoryczenia wielu spółdzielców po upaństwowieniu zakładów. Do całkowitego porozumienia doszło po reaktywowaniu spółdzielczości w r. 1956. Ustalono kierunki działania, podzielono zadania między państwowymi zakładami i Spółdzielnią Ogrodniczą.
– Zakład stał się główną siłą gospodarczą w powiecie pozbawionym innego przemysłu stwierdza dyrektor Sznajder. Nie jest to stwierdzenie ,,na wyrost”. Dr Robert Toporkiewicz podaje w swej pracy ,,Przemiany społeczno-gospodarcze wsi pod wpływem rozwoju sadownictwa”, iż w badaniach ankietowych przeprowadzonych wśród rolników co drugi wskazał na tymbarskie zakłady, jako instytucję mającą największe znaczenie dla rozwoju sadownictwa i rolnictwa w powiecie.
– Nawiązywaliśmy do dobrych tradycji; ale one nie wystarczały. W 1950 roku w całym powiecie istniało tylko ok. 500 ha przeważnie rozproszonych wysokopiennych, często uprawianych „piętrowo” – dole zboże czy ziemniaki, górą owoce. A my musieliśmy wraz z rolnikami budować nowoczesną bazę dla nowoczesnego przemysłu.
Sięgnęliśmy po pomoc agrotechniczną do krakowskiej Akademii Rolniczej oraz Instytutu Sadownictwa w Brzeznej i Albigowej. Później trzeba było też znaleźć argumenty ekonomiczne, przemawiające za specjalizacją i wdrażaniem nowych kierunków koncentracją upraw, wydrzewieniem starych nasadzeń i zastąpieniem ich sadami niskopiennymi. Potrzebny był plan rejonizacji upraw, uwzględniający zarówno ekonomiczne potrzeby, jak agrotechniczne warunki.
Plan oparty na naukowych podstawach, a realizowany wspólnie z rolnikami.
– W latach sześćdziesiątych, po uzyskaniu opinii Akademii Rolniczej rozpoczęliśmy propagowanie uprawy czarnej porzeczki. Właśnie specyficzne warunki glebowo-klimatyczne tego regionu stwarzały szansę uzyskania wysokich dochodów z tej uprawy, zupełnie tu nieznanej. Dziś zajmuje ona ok. 1000 hektarów powierzchni i nie można wręcz nadążyć z zaopatrywaniem rolników w sadzonki. Przy średnim zbiorze ok. 3 tony z hektara plantatorzy uzyskiwali w ub. roku ok. 50 tys. zł dochodu.
Uzyskiwali i więcej. We wsi Krasne Lasocice wskazywano mi plantacje, gdzie plon porzeczek sięgał 10 ton, a dochód 150 tys. zł z ha.
Dobre wyniki pracy zakładów wysunęły je na pierwsze miejsce w województwie. Stały się przedsiębiorstwem wiodącym, a ich obecna nazwa brzmi: Krakowskie Zakłady Przemysłu Owocowo-Warzywnego z siedzibą w Tymbarku. Obejmują one zakłady przetwórstwa w Nowym Sączu, Tarnowie i oddział w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Dyrektor stwierdza: Takie połączenie jest korzystne, bo wtedy dopiero można mówić o zespolonym oddziaływaniu na kierunki produkcji ogrodniczej i sadowniczej; prowadzić politykę nie zamykając się w granicach powiatów, w dalszej perspektywie dojść do specjalizacji w przemyśle i rolnictwie.
Jest ona konieczna, gdyż nowoczesne maszyny i urządzenia są wydajne – więc wymagają dużych ilości surowca. Są też kosztowne, więc muszą być w pełni wykorzystane i mały, niespecjalistyczny zakład nie mógłby sobie pozwolić na ich zakup.
Rozmawiamy o planach na następne lata, w których przewidziano budowę nowych przetwórni w Żabnie (pow. dąbrowski) i Tarnowie (wyrób koncentratów pomidorowych, przetworów z truskawek i ogórków), o dalszej rozbudowie zakładów w Nowym Sączu i modernizacji pozostałych. W r. 1980 będą one mogły przetwarzać ok. 100 tys. ton owoców i warzyw, czyli dwukrotnie więcej niż obecnie. Na inwestycje te przeznacza się 1,2 mld złotych. Same zakłady w Żabnie kosztować będą ponad 700 mln zł i zatrudnią kilkuset ludzi.
– Nie odrywamy się od źródeł w terenie. Zakłady powstaną tam, gdzie są najlepsze warunki do rozwoju określonej produkcji warzywniczej czy sadowniczej. Już dziś przygotowujemy rolników do podjęcia z nami współpracy.
Zbyt na wyroby mamy zapewniony. Moglibyśmy także zwiększyć eksport, ale przede wszystkim musimy zaspokoić potrzeby rynku wewnętrznego.
Widziałem plantacje i sady limanowskie, gdy tu najwcześniej i w przyległej Sądecczyźnie owocować zaczęła myśl o specjalizacji i tworzeniu zespołów. Teraz śnieg legł wśród drzew i krzewów. Trwa jednak okres szkoleń i narad; przygotowują się już sadownicy i plantatorzy do wiosny. Odwiedzam ich wraz z mgr Józefem Wilczkiem z tymbarskich zakładów. Jesteśmy w rejonie Jodłownika, skąd pochodzi jedna piąta owoców dostarczanych do przetwórni.
Aleksander Szczypkowski ze wsi Krasne Lasocice już przed dwoma laty założył zespół pielęgnacyjny. Trudno mu przypomnieć sobie, kiedy ,,tak poważnie wziął się za sadownictwo”. To chyba jakoś wtedy, jak umarł inżynier Marek – mówi wreszcie.
To był rok 1958. Do dziś ma 1.200 krzewów porzeczki i 450 drzew w sadzie. Razem ponad 2,5 hektara upraw owocowych. Są w powiecie więksi niż on potentaci”: Józef Toporkiewicz w Szyku z 8-hektarowego gospodarstwa przeznaczył pod plantacje 6 ha, Jan Wnękowicz z Łukowicy ma 5 ha krzewów, Józef Papież z Wilkowiska-wychowanek gackiego Uniwersytetu Ludowego ma 4 ha samej porzeczki.
Szczypkowski mówi nie tylko o korzyściach współpracy z zakładami: stałej pracy instruktorów, dotacjach, dostawach sadzonek, sprawnym odbiorze (z większych plantacji bezpośrednio); mówi także o trudnościach.
Stwierdza, że brak jest sprzętu do ochrony małych plantacji jagodowych, zdarzają się też, jak w ubiegłym roku – opóźnienia w dostawach niezbędnych środków chemicznych – ,,simazinu”, ,,topsinu” i ,,siarkolu”. Krytykuje złe zaopatrzenie w nawozy przez GS w Jodłowniku, gdzie jesienią kolejki stały przed pustym magazynem. Krytykuje również system ubezpieczeń, który nie chroni plantatorów przed ryzykiem przymrozków wiosennych i takich chorób roślin, wobec których chemia jest bezsilna.
Wreszcie porusza sprawę najistotniejszą: „Posadziłbym jeszcze dwa hektary porzeczek. Ale zbierać bez maszyn nie da rady. Tu w okolicy jest wielu takich jak ja…”
I oto dochodzi do swoistej umowy: mgr Wilczek zobowiązuje się w imieniu zakładów do wyposażenia plantatorów w sprzęt, który wprowadzany będzie w ciągu najbliższych lat doświadczalnie przez tymbarskie zakłady i Akademię Rolniczą. Jedyny warunek: plantacje powinny być zblokowane. Maszyna do zbioru porzeczki ma dzienną wydajność 10 ha, jest kosztowna, musi zapracować na siebie.
Szczypkowski podejmuje umowę: – Porozmawiam z innymi. Jakby to się dało zrobić, to by była ogromna ulga…
Jest w Limanowskiem już 6 zblokowanych plantacji. Czy powstanie następna? Wiem, że praca rolnika ma swą specyfikę. Istnieją jednak prawa ekonomiczne rządzące zarówno rolnictwem jak przemysłem: wysokowydajny i kosztowny sprzęt musi się opłacać. W zakładach podejmuje się specjalizację. Tu na limanowskich zboczach trzeba dostosować do nich strukturę upraw.
EDWARD NASTALEK
Spotkania z historią – Kolekcja Prywatna Tymbark
SPOTKANIE IX
„TYMBARK – OWOCARNIA”
Tymbark na starej pocztówce – Owocarnia
W zbiorach przedwojennej starej ” tymbarskiej ” pocztówki nie może zabraknąć tego co sławi imię naszej miejscowości w świecie od czasu powstania. Tymbarska ” Owocarnia „. Przez minione lata zmian ustrojowych i gospodarczych funkcjonująca pod różnymi nazwami do dzisiaj w mowie i pamięci szczególnie starszych mieszkańców jest tak określana. Na łamach portalu Tymbark.in w ubiegłym roku publikowana była historia naszej ” Owocarni ” oraz osoby jej głównego twórcy inż.Józefa Marka autorstwa Pana Stanisława Wcisło. I nic więcej co do treści dodać do tej pracy nie można jedynie kolejny raz chylić czoła i dziękować Autorowi za ocalanie pamięci o historii Tymbarku. W dzisiejszym spotkaniu ośmielę się jedynie zaprezentować archiwalne materiały z czasów tworzenia się idei powstania i budowy ” Owocarni ” w Tymbarku. Pierwsza z prezentowanych w spotkaniu to pocztówka wydana w roku 1939 przez Stanisława Pyrcia. Pięknie zachowany, bezobiegowy egzemplarz przedstawia Tymbark z widocznym pierwszym przedwojennym budynkiem „Owocarni”. Kolejne dawne pocztówki były już prezentowane w naszych poprzednich spotkaniach – przypomniane w dzisiejszym gdyż dają nam obraz pierwotnych owocarskich terenów z dawnych lat.
Górska Szkoła Rolnicza w Łososinie Górnej
W roku 1939 ukazała się monografia Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej napisana przez inż.Jana Drożdża wydana z okazji dziesięciolecia istnienia szkoły.Prezentowane powyżej zdjęcia przedstawiają niektóre strony i fragmenty tego wydawnictwa.Inżynier Józef Marek był zatrudniony w tej szkole od roku 1929. To tam właśnie jak możemy przeczytać powstała inicjatywa przedsięwzięcia które urzeczywistniane w następnych latach dzięki ciężkiej pracy i pasji inż Józefa Marka doprowadziło do założenia w Tymbarku ” Owocarni „. Grupowa fotografia przed nieistniejącą niestety już szkołą w Łososinie to oryginał z lat 30-tych. Poniżej mamy możliwość zobaczyć widok pierwszego owocarskiego budynku z czasów budowy reprodukowany w monografii łososińskiej szkoły.” Kolekcja Prywatna Tymbark ” przy okazji tematu dzisiejszego spotkania przedstawia nigdy szerzej nie publikowane niezwykle cenne oryginalne fotografie dokumentujące te dawne już czasy.Fotografia robotników porządkujących teren to rok 1937 . Kolejne zdjęcie to już rok 1938 – budynek w stanie surowym.
Owocarnia 1937 – 1938
W naszych spotkaniach z historią już wspominaliśmy wielce zasłużonego dla Tymbarku księdza Józefa Szewczyka. Szczęśliwie zachowała się do naszych czasów oryginalna fotografia tego kapłana tematycznie związana z tytułem dzisiejszego spotkania. Szkółka drzewek owocowych na plebańskich polach w Tymbarku.Ksiądz Józef Szewczyk oraz młodzież z K.S.M.M. ( Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej ). W tle widoczne zbocza Zęzowa – przed rokiem 1935.
Ksiądz Józef Szewczyk i K.S.M.
W roku 1967 ukazała się piękna książka. ” Góry zakwitną sadami ” – autor Józef Macko. Biografia Józefa Marka oraz dzieje i historia tymbarskiej ” Owocarni ” spisana przez świadka tamtych minionych czasów. Niepozorna, wydana w siermiężnych latach – bezcenna dla zachowania pamięci o Wielkim Człowieku. O Józefie Marku.
„Góry zakwitną sadami”
OBJAŚNIENIA:
1) Pocztówka St.Pyrcia ” Tymbark – dwór, stacja kolejowa i owocarnia” to widok Tymbarku ze zbocza Paproci. Na pierwszym planie Słopniczanka i solidna drewniana kładka dla pieszych. Dawna nazwa tej przeprawy to ” Ława pod Karolakiem ” ( widoczne zabudowania nieistniejącego już gospodarstwa ).Tędy prowadziła najbliższa droga pomiędzy polami od Węglarki w stronę rynku.
2) Zachowana kompletna monografia Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej z roku 1939 to wielka rzadkość i cenne wydawnictwo. Okładka i strona tytułowa ozdobiona jest pięknym oryginalnym drzeworytem Wincentego Gawrona.
3) Fotografie z czasów budowy tymbarskiej owocarni to unikaty. Ten pierwszy powstały w latach 1937 – 1938 budynek obecnie już nie istnieje. Szkółka drzewek owocowych na plebańskich polach w Tymbarku to widoczny i namacalny efekt działalności Józefa Marka na górskich terenach ziemi limanowskiej w latach 30-tych XX w.
4) W roku 2005 ukazała się bardzo wartościowa pozycja – „Owocarnia – Historia Zakładu w Tymbarku 1935 – 1999 ” autorstwa Krystyny Wilczek. Celowo pominięta i nie przedstawiana w naszym dzisiejszym spotkaniu, gdyż to rola i powinność jakże gościnnego nam portalu. Pani Redaktor – dla Świętej Pamięci Mamy – kopiować, skanować, publikować i robić co tylko się da żeby takie rzeczy były przedstawiane i przypominane bez przerwy szczególnie młodemu pokoleniu. To jest nasza tożsamość, to historia naszej Małej Ojczyzny. Zapewniam że większość naszych Szanownych Czytelników z wielkim zainteresowaniem kolejny raz lub być może pierwszy zagłębi się w strony tego opracowania.
MATERIAŁY:
1) Pocztówki, fotografie do 1939 – zbiór pocztówek historycznych, albumy, archiwum – ” Kolekcja Prywatna Tymbark ”
2) Drożdż Jan ” 10 lat działalności Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej 1929 – 1939 ” Łososina Górna 1939 – księgozbiór – ” Kolekcja Prywatna Tymbark ”
3) Macko Józef ” Góry zakwitną sadami ” Instytut Wydawniczy PAX Warszawa 1967 – księgozbiór – ” Kolekcja Prywatna Tymbark „.
SPOTKANIE IX
Przedstawione materiały mogą służyć wyłącznie celom poznawczym i edukacyjnym – chronione są prawem autorskim. Kopiowanie i rozpowszechnianie do celów komercyjnych jest niedopuszczalne. Kojarzenie zdarzeń i nazwisk do osób współcześnie żyjących jest nieuzasadnione.
SPOTKANIA Z HISTORIĄ – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK
Szanowni Czytelnicy Tymbark.in. ” Kolekcja Prywatna Tymbark ” zaprasza do pasjonującej przygody z historią i do następnego spotkania !