Wiosną 1977 roku dwójka sympatyków gry w tenisa ziemnego zmaterializowała swoje marzenia – na terenie obiektu KS „Harnaś”, na boisku do piłki ręcznej o nawierzchni ceglanej (obecnie płyta lodowiska), za pomocą: szpadla, grabek i klubowego walca przygotowali kort tenisowy.
Jako słupki do siatki, służyły przywleczone ze złomowiska, dwie metalowe rury wbite w ziemie. Siatki do gry w tenisa ziemnego nie były dostępne w sklepach, w związku z tym zastosowano, początkowo jeden potem dwa sznurki połączone folią, które przy większym wietrze unosiły się w górę i nie zdawały egzaminu. Próbowano także wykorzystać do tego celu siatkę do gry w siatkówkę, tu z kolei zbyt szerokie oczka powodowały niepotrzebne spory przy zaliczaniu problematycznych piłek. W sprzedaży detalicznej były wówczas siatki do badmintona, za krótkie przy końcach ale spełniały swoją funkcję i były na stałe stosowane podczas dalszej działalności. Linie kortowe, znaczono za pomocą wózka do malowania linii boiska.
Gospodarz obiektu, pan Kazimierz Mroczek, z zaciekawieniem obserwował poczynania młodych tenisistów i zawsze służył pomocą przy rozwiązywaniu tenisowych problemów. Udostępniał walec, narzędzia gospodarcze a także wózek do malowania linii wraz wapnem.
Z różnych powodów, nie zawsze, nowo utworzony kort był dostępny (deszczowa pogoda, odbywające się treningi piłkarskie) toteż młodzi tenisiści szukali rozwiązań alternatywnych. Próbowano grać na boisku asfaltowym do piłki ręcznej przy Szkole Podstawowej w Tymbarku, gdzie za słupki do siatki służyły ławki zewnętrzne przytrzymujące wspomnianą siatkę do badmintona. Lepszym rozwiązaniem okazało się jednak wykorzystanie do tego celu, bocznego boiska do siatkówki (obecnie parking) tymbarskiej podstawówki. Na asfalcie można było grać nawet podczas deszczu i bezśnieżnej zimy – i grano.
Kolejnym problemem pierwszych tymbarskich tenisistów był sprzęt do gry (rakiety i piłki). Czas gierkowskiej odwilży poprawił sytuację w polskich sklepach, pojawiały się produkty wyższej klasy a także towary zagraniczne. Jednak był to czas daleki od dzisiejszych standardów zaspakajania potrzeb. Można było zaopatrzyć się w piłki tenisowe. Kupowane na sztuki, były to piłki o prymitywnych parametrach i jakości – dwoma trzema piłkami grano cały sezon, zawsze były łyse (jak kolano)
Rakiety tenisowe – na początku grano rakietami drewnianymi (popularne Nefryty), które zdobywano nie wiadomo skąd i za ile. Potem na targu w Limanowej, kupowane były rakiety metalowe od „ruskich” z okrągłymi główkami po 50 zł – dla Nas były bardzo dobre i wytrzymałe. Lata 80-te to już reklamowane przez Wojciecha Fibaka wysokiej klasy rakiety Stomil typu „Polonez” – prezentowały nowoczesny wygląd, miały aluminiowe ramy z małymi główkami. Problem pojawiał się ze strunami do rakiet, te dostępne z jelit wielbłąda, były dobre ale drogie i mało wytrzymałe, przy naciąganiu domowym sposobem, łamały się i pękały. W Naszym tymbarskim zasięgu nie było serwisów do obsługi sprzętu tenisowego, toteż naciąganie rakiet odbywało się we własnym zakresie. W sklepie z artykułami gospodarczymi, kupowało sią pleciony sznurek do bielizny, miał odpowiednią długość 12 metrów i kosztował 12 zł. Naciąganie rakiety odbywało się w dwie osoby, za pomocą siły mięśni, rękawic, szpikulca i kombinerek. Efekt był piorunujący, rakieta była sprężysta i wytrzymywała cały sezon.
Sama rywalizacja tenisowa przebiegała zgodnie z przepisami gry w tenisa ziemnego. Rozgrywaliśmy partie do dwóch wygranych setów, z respektowaniem wszelkich szczegółowych punktów regulaminu gry.
cdn.