Siedli se ano krzesny Michal przed swoją chałupą w niebie i fajkę pokurzują. Ale smutno in było, bo od kielku juz roków gór nie widzieli.
– Ej, Miełyz Mocny!. kie by se tak na ziem zejść! – pedzieli sami do siebie, nie za glośno, co by nikt nie slysoł. O pore od nich kroków spacerowaly młode cepry. niedowno z cyśca wypuscone, wesołe telo ze jej!.. Poniektórzy z nich grali na organkach krakowiaki i mazurki i pieknie im slo. Z góralami ale zoden by się z nich mierzyć nie mógl… zeby górole hawoj byli. A nie było ich temu, ze z Poniezusem pojechali ku cyścowi, bo ta znowuś gromada Podhalańców miała być tymi casy do nieba wprowadzona po długim prazeniu sie za ziemskie grzechy. Toz to i otucno, nijako tak jakosi było na dusy krzesnemu Michałowi.. Spomniały im sie ziemskie casy, kie to po holak za owcami se chodzowali, wiersyckom śpiewali, a one im te śpiewki odciskowały seroko…
– Hej, zeby tak zejść, a obocyć to jesce roz, Miely Boze, – zatrubowali sie znowu, ino juz glośno. A prawie wtedy seł pobok święty Jan i usłysoł ich..
– Coz to, Michalku, coz to? spytał grzecnie bardzo, a takim głosem, jak by muzycka z Dunajca najpiekni zagrała.
– Do gór haw cnię, – rzeką krzesny.
– Niby ze tesknis?…
– Po cepersku to sie ta moze i tęskni, po naskiemu sie cni…
Uśmiechnął sie wesoło Jan święty:
– Kwardy z wos góral, krzesny! Ale cemuz to na ziem se nie zejdziecie?..
– Zebych to mógl..
– Mogę to lo wos zrobić, ino..
Krzesny mu ani skońcyć nie dali, telo sie tym uciesyli.
– O, ranyści!.. Moge zejśé!?
– Ino mi masła z Podhol i serków mocie przynieść !. Bo to sie, wicie, imieniny moje nabliżają. a tu i te góraliki nowe z cyśca przychodzą… Trza by ich przecie jakosi przyjąć godnie… Spragnione to to syćkiego długim biedowaniem..
– Ba, ale jakoz jo wom masła i serków przyniesem, kie haw nimom pieniędzy?…zatroskał sie krzesny.
– Mos tu miesek. Zapłacis kielo padnie, ino mi dobrych serków a masła przynieś! – pogrozili święty Jan krzesnemu, który juz sie po góralsku obroł i na ziem se seł kwardym krokiem, jaz ta w niebie dudniało.
Na Podholu w tym casie było juz po połedniu i ludziska z jarmarku z Nowego Targu śli i jechali, jak komu padło. Krzesny Michal napatrzyli sie Tatrom a potem stanęli se w mieście na placu, przed pomnikiem Orkana, co go ta w skali wyrobili, i pozierają, cy kany znajomka nie obocą. Nikogo przecie ze swojaków doźryć nimogli. Roz w roz ino nawija im się przed ocy to taki to zaś siaki obtarganiec. Nojbardzi uzolili sie nad dziewcęsiskiem siumnem, w pietnostu rokach moze, co na geślickach gralo podhalańskie, spaniałe nucicki. Spomnieli se o miesku, co go w zanadrzu mieli i usuli przygorztek śrybla, a recysko mieli serokie jak powała.
– Naści,- rzeką. Gęślorecka ocnalo ze skóry nie wyskocyła na widok telich piniędzy, ze sie ludzie zlecieli cudować. Nojwięcej zesło sie dziadów, co na jarmark ściągnęli i kazdy łape wyciągo, a krzesnemų zol było, toz to i suł śrebniki, ze to stuł. A luda coraz więcy sie garnie i kazdy zęby wyscyrzo, jakby krzesnego razem z tym mieskien i śrebnikami keiol zjeść.
I niewiada na cymby się to syćko skoncylo, kieby nie jeden Tymbarcon, śwarny chłopak, co sie prawie nawinał i krzesnego za rekaw ulapil.
– Cor kces? – pytaja krzesny, myśląc ze i on kce piniedzy, a nie mioł pozioru na obtargańca.
– Nie poznajecie mie to krzesny? Dy my u wos sześć roków temu bycka kopili. Pociez na bok, bo rany świecie!…
Kcący nie kcący wyśli z nim z tłumu, na zotyłki sie skryli i dopiero do mowy!
– Skądze wyšcie telo piniedzy dorwał, he? Dy tu juz po ziandarów pośli, coby wos wzieni. jako podyrzanego.. Dobrze zeście ze mną uciekli,- godo mlodziacek. A nie wiedzioł ta wcale, ze krzesny juz nie zyje i z nieba tu przyseł.
– Skąd mon to mom, a tobie nic do tego. Alem ci wdzieęczność winien, boby mie te urwisie ziandarom daly.. Podź na jednego!.
Młodziocek ale nie spieszył sie nikany. Jak ta stoł przý peręcy tak stoi.
– Coz to?! Podź-ze!…
– Nie pijem!
– He!?
– Nie pijem, godom wom i pieknie za dobro wole dziękuje! – 1zece.
Poźro roz krzesny, poźrą drugi, Kie licho! …. Dyć to chłop z gęby! ..
– Chłopeś cyś nie chłop? – spytają.
– A chłop.
– I nie pijes?
– A nie.
– Tacy jak jo nie pijaja, po coz caz tracić po próżnicy i zdrowle, a jesce i piniądze.
– A jaki-ześ to ty jes?
– Spółdzielca.
– He?
– Spółdzielca. Jes nos takiech cało gromada. Piniązków my wiela tela złozyli, masinki zakupili i masło takie robimy, ze hyr o nos idzie seroko!..
– Kaz to?
– W Tymbarku.
Zatrubował sie Tymbarcanek, ale nie na długo.
No, i wiecle, zawieźli Tymbarcanie dziesięć fur masła i sera do samego nieba!