Po zakończonych żniwach dawna wieś myślała nie tylko o orkach, siewach czy wykopkach. Czy mokra czy złota jesień to ludzie wiedzieli, że jest ona najlepszą porą swatań i weselisk. Bo czy kiedy indziej mogło być lepiej? Wiadomo: jesienią to już świniak podrósł, a to świeża mąka na kołacz, a to z grosz z tego czy owego i można śmielej myśleć o wydatkach. Kobiety prześcigały się w zestawianiu par i wyznaczaniu dat ślubów, ale nad tymi plotkami i domniemaniami górował gospodarz. To od niego to zależały najważniejsze decyzje. Pozwalał on, lub nie, synowi na żeniaczkę, a gdy miał córkę na wydaniu dawał znać ewentualnym kandydatom na zięcia, że mogą przysłać swatów. Działo się to czasami w ukryciu, tak, że matka z córką były zdziwione, ale sprawa była postanowiona: „tatuś chcą wesela”!
Pierwsza wizyta swatów w takim domu była wstępnym rozpoznaniem sytuacji i zwano ją stosownie do charakteru: swatami, zwiadami, zapytuśkami, poselinami, zmówinami. Panna wówczas obowiązkowa musiał schować się za piecem, przybysze zaś wnet wyciągali litrówkę i prosili o kieliszek. I tu następował rozstrzygający moment, albo bowiem kieliszek się znalazł i oznaczało, że chłopak może liczyć na przyjęcie, albo gospodarze grzecznie mówili, że gdzieś zaginął, a w rzeczywistości dawali do zrozumienia, aby kawaler szukał żony gdzie indziej. I szukał. Gdy nie podano kieliszka, goście żegnali się szybko i czasami jeszcze tej samej nocy zachodzili do innego, może łaskawszego, domu.
Jeżeli oczekiwany kieliszek się znalazł, zapytuśki przestawały być nieśmiałą rozmową.
Miłość? Czy młodzi ludzie się kochają? Czy jedno drugiemu się „widzi”?. Wbrew obiegowym opiniom, dawna wieś kojarzyła pary często z miłości, może nawet częściej niż w innych środowiskach. Ale i bywało tak, że panna młoda swojego męża poznała tuż przed ślubem, przy kościele.
W sprawie posagu panny, niestety, nie miały wiele do powiedzenia. Ale zanim posag został ustalony i doszło do zaręczynowej zgody, pytano co synowa przywiezie z sobą w malowanej skrzyni. A wiano? Często mylone jest teraz z posagiem. A to przyszły mąż wydzielał coś ze swojego majątku i zapisywał to przyszłej żonie.
Trzeba było też myśleć, kiedy zaręczyny, kogo zaprosić na wesele, czy wszyscy goście się zmieszczą. Kobiety organizowały się do wspólnej pracy i przestrzegały się wzajemnie, by wszystko zostało w tajemnicy. Oczywiście sąsiedzi wiedzieli już o wszystkim lub prawie o wszystkim…
IWS
w opracowaniu wykorzystano 'KALENDARZ POLSKI” Józefa Szczypka