„Legenda o powstaniu gór”
Było to bardzo dawno temu, kiedy w okolicy Dobrej żyli ludzie zwani wielkoludami. Władcą tych okolic był niejaki Łopień, człowiek średniego wzrostu. Żoną jego była Mogielica, dużo wyższa od niego. Łopień był bardzo dobrym gospodarzem i żył w zgodzie ze wszystkimi sąsiadami. Jednym słowem był złotego serca i nazwano go „Łopień-Złotopień”. Mogielica natomiast była bardzo niedobra: nerwowa, wybuchowa, niezgodna. Z tego też powodu nazwano ją wiedźmą.
Mieli bardzo piękną córkę i dobrą jak ojciec. Była dziewczyną zgrabną i wysoką, a swoją dobrocią zjednała sobie wszystkich w posiadłości swego ojca i poza jej granicami. Na imię miała Śnieżniczka. Wielu kawalerów spoglądało za nią, ale niedobra matka zasłaniała Śnieżniczkę mgłą przed ich wzrokiem. Pewnego razu dowiedział się o Śnieżniczce piękny, przystojny młodzian imieniem Ćwilin. Przyszedł
z dalekich stron i pokłonił się pięknie Mogielicy i Łopieniowi-Złotopieniowi prosząc o rękę ich córki. Łopieniowi od razu Ćwilin się spodobał i zgodził się na jego ślub ze Śnieżniczką. Ale matka Mogielica zapałała nienawiścią do Ćwilina i nie pomogły perswazje Łopienia ani prośby Cwilina i Śnieżniczki. Odszedł smutny kawaler, a za nim szła, odprowadzając go, smutna i zapłakana Śnieżniczka. Nie mogli jednak odejść od siebie, bo bardzo przypadli sobie do gustu i kiedy ostatni raz spojrzeli na siebie, serca ich nie wytrzymały i pękły wraz. Ich mogiłom świeżym i wysokim jak góry przypatrywali się rywale Ćwilina: Turbacz, Luboń, Jasień, Ciecień i inni.
Łopień był bardzo przygnębiony stratą córki i niedoszłego zięcia. Ciągle przesiadywał koło mogił ukochanych dzieci, a do swojej żony nie odzywał się wcale. Z biegiem czasu mogiły pokryły się mchem i krzewami, a potem wyrósł na nich las. W ten sposób powstały piękne góry, które do dziś dnia nazywają się Śnieżnica i Ćwilin.
Ludzie w Dobrej do dzisiaj śpiewają śpiewkę:
Ćwilinie, Ćwilinie, coześ tak osowioł?
Cy cie mgła przyległa, cy cie dyscyk poloł?
Dyscyk mnie nie poloł, mgła mnie nie przyległa,
Ino ta Śnieżniczka łode mnie odbiegła…
Łopień ciężko przeżył stratę ukochanych i to stało się przyczyną jego choroby. Położył się obok ich mogił i wnet zakończył swoje życie. Jego grób pokryły lasy i krzewy, a z czasem powstała na nim trzecia góra, zwana do dziś „Łopieniem”.
Mogielica została sama, nielubiana przez nikogo, zżerana przez zgryzoty i wyrzuty sumienia. Kiedy czuła, że jej koniec bliski, położyła się w pobliżu mogiły swojego męża Łopienia-Złotopienia od strony południowej. Jej grób również pokryły krzewy i lasy i powstała z niego najwyższa góra Beskidu Wyspowego – „Mogielica”.
Z tej góry wytrysły źródła, które dały początek rzece zwanej Łososinka. Podobnie jak kiedyś Mogielica, złości się i pieni i porządnie daje się we znaki okolicom, przez które przepływa.
Mogielica, kiedy jeszcze żyła, była łysa ze starości i złości. Szczyt obecnej góry Mogielicy też jest goły, a w każdą świętojańską noc zlatują się tam czarownice i wiedźmy z całych Gorców na naradę. Na skale prostej jak ściana wydrapuję pazurami znaki, żeby świadczyły o ich pobycie.
Tak wyglądało powstanie naszych pięknych gór: Śnieżnicy, Ćwilina, Łopienia i Mogielicy.
Legenda spisana przez Władysława Dudzika z Dobrej pochodzi z pracy Edwarda Wojtusiaka „Kultura ludowa z dolinie Górnej Łososiny”
fotografia: Robert Giza