“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (5)
cd spisanych przez Zenona Duchnika dziejów naszych okolic. Treść odcinka 5. oraz 6.publikowana była w 2011 roku
link do części czwartej: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas-niech-to-wspomnienie-bedzie/
Byli w każdej wsi. Czasem w jednym domu dwie, a nawet trzy osoby zajmowały się tym procederem. W napadach brały też udział kobiety przebrane za mężczyzn.(…)
W napadach brali udział sąsiedzi, a nawet krewni, którzy byli częstymi gośćmi okradanych. Oni nie brali udziału bezpośrednio, tylko byli przewodnikami. Potem czekali na podział łupów. Co było przedmiotem kradzieży? Przede wszystkim żywność, pieniądze, pościel, ubrania, bydło. W zasadzie co wpadło w ręce. U Anny Duchnik ukradziono basy. I cóż z tego, że wiedziała kto. Na pytanie, skąd tak dokładnie zna niektóre szczegóły, pewna Pani odpowiedziała: „Jeden z napastników prowadził swoistą buchalterię – kiedy, gdzie, na kogo, z kim i kto był przewodnikiem oraz jaki był podział łupów. Zeszyt taki znaleziono podczas rozbierania odziedziczonego domu. Niech Pan nie szuka, bo może Panu nieszczęście przynieść” dodaje Pani na odchodne.W wojnie obronnej brał udział Kazimierz Załubski z Gizówki. Opowieść syna: „Kiedy oddział skapitulował, Niemcy docenili ich waleczność. Kazali zdać pozostałości amunicji, dali im przepustki i puścili wolno. Żołnierze byli zaskoczeni, ale była to ogromna uciecha dla nich. Niestety jeden z żołnierzy zachował jedną sztukę amunicji i w czasie podróży wystrzelił. Zostali wszyscy aresztowani. Sprawca zastrzelony. Reszta trafiła do obozu jenieckiego, skąd Załubski trafił do Bauera – za niego pojechał Nowak” (pisałem o tym poprzednio). Józef Musiał z Koszar (brat Juliana), jedyny z rodziny miał małą maturę. Przed wojną ożenił się w Żbikowicach, z Małgorzatą Firlej. Pojechali do Zakopanego, gdzie pracowali w sklepie.
Niestety po wkroczeniu do Zakopanego Niemców, zaczęło się zmuszanie ludności do przyjęcia „listy Goralenvolka”. Wobec tego powrócili do Żbikowic, gdzie pomagali prowadzić rodzinny sklep. Józef, zagorzały turysta, nie raz wspominał te czasy: „Miałem stałą przepustkę. Sklep trzeba było zaopatrzyć, aby ludzie mogli wykupić przydzielony na kartki towar. Niemcy też zaglądali. Byłem łącznikiem ZWZ AK. Nosiłem meldunki, między innymi do księdza Pawła Szczygła, który mieszkał w Roćmielowej, w swoim domu. Jego gospodyni miała dwie córki. Młodsza chadzała z Niemcami. Szedłem z meldunkiem, gdy go Niemcy prowadzili. Błogosławił ludzi skutymi rękami”.
Po aresztowaniu męża, Genowefa wysłała swojego kilkuletniego syna Tadeusza na Oślak do rodziny. Tadziu chciał sobie skrócić drogę. Wpadł w ręce partyzantów, wśród których rozpoznał Ludwika Górszczyka (od mostu kolejowego).
Zdziwił się, bo w domu mówili, że ten przystał do Niemców (był granatowym). Partyzanci podjęli decyzję: „Rozstrzelać!” Pod Tadziem- ugięły się nogi. Błagał i prosił, że nic nie powie. Wreszcie, może po dwóch godzinach, puścili go wolno, ale jeżeli piśnie słowo spalą dom i zabiją. Tadziu wrócił do domu. „Mamuś, ciesz się, że żyję” iopowiedział matce, co go spotkało. Tadeusz Wójtowicz zmarł kilka lat temu. Spoczywa na cmentarzu w Limanowej. Górszczyk po wojnie wyjechał w Polskę.
Kiedy zaczęły się rozmowy polsko-niemieckie na temat odszkodowań, znajomi i rodzina namówili ją o napisanie wniosku. Napisała. Nie mogła iść. Poprosiła sąsiada, aby jej wysłał i dała mu 5 zł (opłata: list zwykły kosztował 60 groszy, polecony 1,55zł). Niestety sąsiad list podarł i wrzucił do rzeki, a sam w Łososinie pijąc piwo chwalił się, że mu Staszka dała na piwo.
Jakakolwiek rekompensata za 3 lata poniewierki, strachu, poniżania i głodu ją ominęła.
Udzielali mu też gościny Wiktoria i Stanisław Gizowie. Od nich został zabrany przez pełniących wartę, Jana M. i Jana N.
Przyprowadzili go do sołtysa Antoniego P. W tym czasie przyszedł do sołtysa Pan Nowak i widział całą scenę. Potem opowiadał o tym w domu. Opowiada jego synowa: „Jankiel padł na kolana. Prosił i błagał ze łzami w oczach, że on nic nie powie, nikogo nie zdradzi. Darujcie mi, ja też jestem człowiekiem”. Niestety sołtys wydał: „Odprowadzić!” Otrzymali paczkę papierosów za Jankiela.