Przyroda wokół nas – poziomkówka indyjska, czyli „fałszywa” poziomka
Jak wskazuje polska nazwa, poziomkówka indyjska niemal do złudzenia przypomina poziomkę pospolitą. Jednak ma ona z nimi niewiele wspólnego. Poziomkówki rosną dziko, ale też są sadzone w ogrodach. Tylko trzeba bardzo uważać. Poziomkówka to roślina zadarniająca, ale może szybko „zadarnić” wszystko wokoło. Próby pozbycia się poziomkówki są beznadziejne. Tak, że dla jednych jest to ozdoba, a dla innych jeden z najbardziej uciążliwych chwastów.
Czy można jeść owoce poziomkówki, które są naprawdę podobne do poziomek i łatwo je pomylić? I tak i nie. Owoce poziomkówki nie są trujące, ani szkodliwe, ale są pozbawione smaku, nie mają też zapachu. Dlatego ich jedzenie nie jest szczególną atrakcją.
zdjęcia nadesłane
Parafia Tymbark: Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy
Nabożeństwo – Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, środa 12.07.2023
Strzelcy pamiętają o zbrodni na Wołyniu!
Wczoraj obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach.
W 80 rocznicę rzezi wołyńskiej Jednostka Strzelecka nr 2007 im. kpt. Tadeusza Paolone ZS „Strzelec” OSW w Tymbarku była organizatorem akcji zapalenia znicza pamięci.
Już otrzymaliśmy pierwsze potwierdzenia udziału w akcji naszych strzelców: sekcyjnej ZS Amelii Merwart i starszego strzelca Emilii Krzyściak – mówi insp. ZS Tadeusz Rybka, zastępca dowódcy tymbarskiego Strzelca.
Celem akcji było upamiętnienie ludobójstwa na Wołyniu i Galicji Wschodniej, gdyż „Nie o zemstę lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary” – podkreślają tymbarscy Strzelcy.
Również z inicjatywy Jednostki Strzeleckiej nr 2007 im. kpt. Tadeusza Paolone ZS „Strzelec” OSW w Tymbarku w dniu 11 lipca bm. w 80 rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i Galicji Wschodniej na terenie powiatu limanowskiego punktualnie o godz. 12.00 zawyły w remizach OSP syreny alarmowe. Serdeczne podziękowania za włączenie się do akcji pamięci upamiętnienia ofiar ludobójstwa, składamy strażakom z Państwowej i Ochotniczych Straży Pożarnych z terenu powiatu limanowskiego.
st.insp. Robert Nowak
Możesz spełnić marzenie Kasi z Nowego Rybia!
Kasia ma 5 lat. Mieszka w Nowym Rybiu. Każdego dnia mierzy się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Jej mózg każe mięśniom napinać się zbyt często i zbyt mocno. Intelektualnie rozwija się świetnie. Potrafi już czytać! Do 3 roku życia była dzieckiem leżącym. W kosztach ciągłej rehabilitacji Kasi wspomagali już Państwo, poprzez różne organizowane akcje oraz zbiórki.
Obecnie Kasia przemieszcza się na czworaka. Samodzielne chodzenie umożliwiłby dynamiczny pionizator N-F Walker .
To jej największe marzenie! Rodzice Kasi rozpoczęli zbiórkę środków finansowych za zakup sprzętu poprzez Fundację Siepomaga.
I Ty możesz pomóc spełnić marzenie Kasi!
Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/nowak-katarzyna
“Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika (4)
link do części trzeciej: https://tymbark.in/zyli-wsrod-nas-niech-to-wspomnienie-bedzie-zaplata-dla-moich-rozmowcow-i-ocalili-od-zapomnienia-tych-co-zgineli-cykl-artykulow-zenona-duchnika-3/
Jednym z tragiczniejszych wydarzeń lat okupacyjnych była „wsypa w Kisielówce”. We dworze Jadwigi Szwabe było spotkanie dowódców poszczególnych oddziałów. (z opowiadań) Noc była piękna księżycowa. Niemcy byli prowadzeni torami przez łączniczkę, która wpadła w ich ręce. Oddział widoczny z daleka. Niestety warta się pospała. Byli zabici i ranny został pułkownik Jan Cieślak „Maciej”.
Właścicielkę dworu, Jadwigę Szwabe, aresztowano i osadzono w obozie. Zginęła w Rawensbrück w styczniu 1945 r. Jej symboliczna mogiła znajduje się na cmentarzu w Nowym Rybiu.
Pułkownik Jan Cieślak „Maciej” dosyć długo ukrywał się w Piekiełku u Duchników. Nad rzeką w cieniu leciwych lip była kapliczka i piwnica „sypaniec”, gdzie została przeniesiona radiostacja z Bałażówki od Guzików.
narażanie mieszkańców na odwet ze strony Niemców (spalenie domów, wymordowanie ludzi, jak to miało miejsce w Skrzydlnej, Porąbce, Gruszowcu), ognisko się zakończyło.
rolnych. Złodzieje zagrozili, że jak zięć Michała dalej będzie w Policji, to spalą dom. W napadzie brali udział koledzy szkolni nie tylko Ludwika Karasia.
zastrzelono też czteroletnie dziecko. Pani Tajdusiowa (Ryś z panieństwa) poznała po głosie dawnych swoich zalotników. Złodzieje swojego kompana pochowali na stokach góry Paproć (nad Strachowym potokiem). Woda wypłukała zwłoki, nikt się nie zgłosił po nie. N.N.
Mülerowi nie oddał. Ludzie z okolicznych domów też nie zdradzili nazwiska, co uchroniło rodzinę przed aresztowaniem. Jan został pochowany w Nowym Rybiu jako N. N. Ktoś wstawił krzyż.
Pana „Ka” przesłuchano i wypuszczono.
a potem strzał. Jan S. zginął na miejscu.
Czerwiec 1944 r., w stronę Wilkowiska-Zagórze woźnica wiezie komendanta Mülera i dwóch policjantów. Wezwani są, bo złodzieje okradli dom. Jednym z policjantów jest Ludwik Karaś. Padają strzały. Müler ucieka, woźnica się potyka i wywraca. Karaś go podnosi, znów strzały, tym razem dosięgły Karasia. Krótko po tym, 29 czerwca, umiera.
Krótko po tym wydarzeniu dowództwo AK wezwało do Słopnic Pawła i jeszcze dwóch, których imion nie zapamiętałem, odczytano w imieniu RP wyrok – karę śmierci. Polacy ich nie rozstrzelali. Kazali im na Przylaskach zatrzymać niemieckie samochody. Zginęli na miejscu pochowani skromnie, na miejscu straceń Żydów.
Pytam „Czy mógłbym to wziąć, kupić?” Michalina odpowiedziała „Ludwik mi to przynosił i mówił, „gdyby mi się coś stało, a wojna się skończy, to zanieś te papiery władzom to dostaniesz rentę, ale wie jak było. Ja musiałam uciekać, bo ci co kradli to mścili się. Teraz to szkoda, bo wyrośli nowi ludzie, może są lepsi, ty pewno byś to opisywał”. Więc mimo, iż zebrałem dużo materiału, nie wszystko można, niech to zostanie potomnym.
Alfred bił, nie żałował. Gdy złodzieje się wynieśli Kubatkowa obolała wstała, ale chusta jej nogi uratowała. Mąż jednak odszedł, została sama z dwoma córkami: wówczas 8-letnią Janiną (która opowiadając mi to łzy jej z oczu leciały) i jej 4-letnią siostrą.
Albert właściwie Józef Z. z Sowlin, kiedy przyszli po niego Niemcy, to po prostu im uciekł. Jednego uderzył w twarz tak silnie, że się przewrócił. Drugi zdrętwiał, zaczął strzelać i postrzelił przez przypadek Bulandę. Ten stracił rękę, a Albert uciekł. Po wojnie prowadził m.in. pogrzeby, ale musiał wypić wcześniej ćwiartkę wódki. Głos miał donośny. Kiedy przechodzili koło
jakiegoś domu, ludzie patrzyli, przez okno śpiewał: „a dusze z czyśćca przez okno wyglądają” , robiąc wymowny gest.
Zenon Duchnik