PERU
Amazonia jest fascynująca. Zachwyca przyrodą, wytworami lokalnej kultury, swoistą wodną komunikacją. Zachwyca też zaangażowanie polskich misjonarzy, którzy tu pracują. Niektórzy są tutaj już długo, jak choćby pani Dominika Szkatuła, która mieszka tu od 24 lat. To ona właśnie jest mi przewodnikiem, a zarazem towarzyszem podróży. Zna poszczególne misje jak własną kieszeń. Równie dogłębnie zna też lokalne problemy. I pewnie dlatego z wielkim sercem wspiera tych, którzy bronią amazońskiej puszczy przed rabunkową wycinką. Dlaczego? Może cechuje ją ,,franciszkański” stosunek do stworzonego świata? Zapewne też. Ale Dominika widzi przede wszystkim bolesne konsekwencje rabunkowej gospodarki, których w pierwszej kolejności doświadczają rdzenni mieszkańcy tego regionu – Indianie.
Prace związane z eksploatacją niszczą bowiem naturalne środowisko Indian. Znikają tereny łowieckie, woda zanieczyszczona przez paliwa i smary nie dostarcza już zdrowych ryb i powoduje choroby skóry oraz przewodu pokarmowego, trudno o ciszę i spokój. Nic więc dziwnego, że Indianie decydują się na trudny krok. Opuszczają tropikalny las i osiedlają się na przedmieściach miast, np. Iquitos.
Ale niestety nie potrafią się tam odnaleźć – są wykorzystywani do niemal darmowej pracy, szybko wpadają w świat używek, pojawia się prostytucja, konflikty z prawem. Powoli zapominają o swoich zwyczajach, zaniedbują praktykowanie tradycji. Ich
życie religijne pozostawia wiele do życzenia. Cała ta sytuacja to wielkie misyjne wyzwanie dla Dominiki i pozostałych misjonarzy tu posługujących: bronić, uczyć, wychowywać, chronić kulturę, tożsamość, godność, nieść chrześcijańską nadzieję…
Podczas odwiedzin misjonarzy pracujących peruwiańskiej Amazonii nie mogło zabraknąć wizyty u księdza Marka Brulińskiego w Iquitos. Pracuje tutaj od kilku lat, wcześniej posługiwał na południu kraju. Opowiadając o swojej posłudze, o jej cieniach i blaskach, proponuje mi także, abym popołudniu pomógł mu w spowiedzi w ramach przygotowania do I Komunii św. Po obowiązkowej sjeście idziemy więc do kościoła. Dzieci, ale i kilkunastoosobowa grupa nastolatków, już czekają. Oczywiście obecność nowego księdza wzbudziła zainteresowanie i wywołała sporo szeptów. Nie zważając na nie, siadam w dostawianym konfesjonale na tyle kościoła i zaczynam spowiadać. Dzieciaki są dobrze przygotowane, wydaje się – patrząc na ich twarze – że rozumieją moje wskazówki i naukę. W pewnym momencie podchodzi do mnie dziewczyna, którą
zauważyłem już wcześniej, bo wyróżnia się i wzrostem, i wiekiem – ma ,,na oko” jakieś 12-13 lat. Pięknie się spowiada i widać, że spowiedź jest dla niej ogromnym przeżyciem, nie tylko emocjonalnym. Z uwagą wsłuchuje się w moje słowa, a z jej twarzy
można wyczytać, że nie chciałaby stracić żadnego słowa z mojej nauki. Kiedy uniosłem dłoń w geście rozgrzeszenia, z jej oczu popłynęły obficie wielkie łzy. „To ze szczęścia, tak bardzo się cieszę, bardzo czekałam na ten dzień…”.
ARGENTYNA
Były spotkania z misjonarzami na północy, w centrum, na południu Argentyny. Była też modlitwa w ich intencji w narodowym sanktuarium maryjnym w Lujan, odwiedziny u ojca Jerzego Twaroga OFM, rektora Polskiej Misji Katolickiej
w tym kraju, przesympatyczne rozmowy z polskimi emigrantami – odwiedziliśmy m.in. parę przygotowującą się do jubileuszu 70-lecia małżeństwa!
Przypominam sobie także, jak bardzo się zdziwiłem, kiedy w parafii księdza Krzysztofa Mońki zobaczyłem przed kościołem tłum ludzi i wysiadającą z pięknego samochodu młodziutką dziewczynę w sukni panny młodej. Co prawda podróżując po
Ameryce Południowej, brałem już udział ceremoniach zaślubin stosunkowo młodych osób, ale ta była wyjątkowo młoda, z twarzyczką dziecka. Po chwili jednak wszystko się wyjaśnia.
„To tak zwana piętnastka” – tłumaczy ksiądz Krzysztof. W jego regionie (później się okaże, że nie tylko tutaj), dziewczynka, która kończy piętnaście lat, ma prawo przeżyć wyjątkową uroczystość. Jest Msza św., ogromne przyjęcie, życzenia, przepiękna suknia ,,ślubna”, prezenty. Ponoć ta impreza nierzadko jest przeżywana huczniej, niż same zaślubiny. Słuchając tych wyjaśnień, myślę najpierw o naszych, polskich ,,osiemnastkach”, a za moment o tym, że tutejsza ,,piętnastka” w pewnym sensie jest zrozumiała. Znając trudną sytuację latynoskiej rodziny i małżeństwa, nietrwałość związków, bolesny
fakt niewierności, przemoc w rodzinie itp., być może lepiej, ,uczcić” piętnaste urodziny niż początek życia małżeńskiego.
Praca ewangelizacyjna w Argentynie ma różne oblicza. Inne są bowiem wyzwania czekające na misjonarzy w Patagonii, inne dla tych, którzy posługują w tropiku, czy na przedmieściach Buenos Aires. Wszyscy jednak potrzebują silnego, duchowego zaplecza. Mają je choćby w domu sióstr zmartwychwstanek, w stolicy, w Buenos Aires. Siostry prowadzą przedszkole, do którego trafia m.in. wiele dziewczynek zagrożonych moralnie. Zdarza się, że ich starsze rodzeństwo – wspomina z bólem
jedna z sióstr – jest zmuszane, by pomagać rodzicom ,,pracując” na ulicy.
Rozmawiamy jeszcze chwilę. Siostry gotują posiłek, a ja dotrzymuję towarzystwa starszej z nich. Ma bogate doświadczenie, jest tu bowiem od blisko trzydziestu lat. Trochę ubolewa, że jest mało przydatna, bo wiek, bo zdrowie. Trzy razy w tygodniu jedzie na dializę nerek. ,Jak tak leżę pod tymi aparatami, to bez przerwy odmawiam różaniec. Tyle mogę…”.
zdjęcia z cytowanej książki