“Zagrzmiało będzie urodzaj” – ks.bp.Józef Zawitkowskiego o św.Janie Pawle II

Na trzech stoi koronach…
 
Gdy mówię słowo-prorok,
myślę o tym, który przepowiada
przyszłość.
Nie! Jest w tym coś z prawdy,
bo prorocy mówili o Mesjaszu,
który ma przyjść.
Prorok to ten, który mówi w
imieniu Boga,
a gdyby mówił co innego, niż
kazał Bóg,
– umrze.
 
Gdy Papieżem został
Polak,
odgrzebaliśmy
proroctwa naszych
poetów.Pośród niesnasków – Pan Bóg
uderza
w ogromny dzwon.
Dla Słowiańskiego oto Papieża
otwarty tron…
A trzebaż mocy, byśmy ten Pański
dźwignęli świat,
więc oto idzie Papież Słowiański,
ludowy brat.
To Słowacki
 
Pewnie trochę naciągany tekst
Mickiewicza,
ale niektóre strofy bardzo nam
pasują
do osoby Papieża Polaka –
Świętego:
Znałem Go… znałem
Jak urósł duszą i ciałem…
I słyszę z nieba głosy jak gromy:
To namiestnik wolności
na ziemi widomy!
On to na stawie zbuduje ogromy
Swego Kościoła.
Nad ludy i nad króle
podniesiony,
na trzech stoi koronach, a
sam bez korony.
A najmocniejszy był
Gałczyński:
Oto Królowo, schodząc w
serca głębię
błagam, słuchając, co mówił Duch
Boży:
Nowe papiestwo jak dąb się rozłoży
przy polskim dębie.
Wiem też, że natchnienie od
zewnątrz
pochodzi Duch wieje kędy chce.
O tym, że człowiek z
kamieniołomów
będzie Papieżem, i to Świętym,
wiedział tylko Duch Boży
i tak Go przygotował. 

Manewry w Beskidzie Wyspowym

Uczniowie klas pierwszych o profilu wojskowym i oddziału przygotowania wojskowego tymbarskiego Zespołu Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej już drugi dzień uczestniczą w terenowym obozie szkoleniowym. Zajęcia z zakresu taktyki zielonej, łączności, działań saperskich, survivalu, strzelectwa oraz ratownictwa medycznego na polu walki prowadzą instruktorzy z 16 batalionu powietrznodesantowego w Krakowie. Komendantem obozu jest nauczyciel PW st. sierż. mgr Robert Kłyk , a kadrę obozową stanowią nauczyciele z tymbarskiego Zespołu Szkół. Trudne warunki pogodowe nie zniechęcają młodzieży w realizacji wszystkich zaplanowanych przedsięwzięć szkoleniowych.

Robert Nowak

„W cieniu minionej chwały-wielkość i upadek miast Korony Polskiej” – dwa krótkie fragmenty książki Mariana Sopaty min. o Tymbarku

………………..
W Tymbarku niskie drewniane domy otaczały rynek i wylotowe ulice. Na środku rynku stał zbiornik z wodą, doprowadzoną grawitacyjnie ze źródła pod Rydznikiem w 1835 roku za czasów burmistrza Jana Macki. Zbiornik ocembrowany był dębowymi bierwionami i nakryty gontowym daszkiem. Inny sposób doprowadzenia wody wymyślono w Krakowie. W 1399 roku w Garbarach zbudowano tzw. ,,rurmus”, gromadzący wody Rudawy rozprowadzane następnie do miasta.
Kiedy wodociąg ten został w 1655 roku zniszczony przez Szwedów, mieszczanie musieli korzystać ze studni. Na rogatkach Tymbarku stała drewniana szubienica, po której pozostała nazwa położonego pod nią osiedla Podwisiołki i legendy. Podobno, kiedy mieszkańcy Limanowej chcieli ją pożyczyć, mieszczanie tymbarscy odmówili stanowczo, mówiąc, że z szubienicy mogą korzystać tylko oni i ich dzieci…
Na rynku stał ratusz rozebrany przez Austriaków razem z drewnianym kościółkiem pw. Narodzenia Najświętszej Panny Marii. Nowy murowany magistrat na kamiennym fundamencie przykryto w 1907 roku, o czym informuje zachowana
do dziś na jego dachu ciemniejsza zendrówka z datą 1907 [od red. książka wydana była w 2019 roku, czyli przed remontem budynku UG].
Z tyłu były drewniane szalety, do których przechodziło się z piętra drewnianym pomostem. Rynki otoczone czworobokiem domów, wyróżniają miasta od otaczających je przedmieść, takich jak Zamieście czyli część Tymbarku położona za miastem. Rynki, będące atrybutami miasteczek, z ich wyschniętymi studniami, zbiornikami przeciwpożarowymi, ze stojącymi obok nich i figurami świętych, jakie zostały jeszcze w Piwnicznej, Muszynie, Myślenicach, Ciężkowicach, Dobczycach i Czchowie.
Spotykali się na nich po sumie najstarsi mieszczanie, by wypalić fajkę z cybuchem i porozmawiać z sąsiadami.
Kobiety najczęściej spotykały się w rynku u studni, do której przychodziły z wiadrami po wodę.
Rynek był również placem, na którym odbywały się jarmarki. Podczas nich panował ruch, głośno zachęcano do kupna. Ściągały one mieszczan, ziemian i włościan. Po ich upadku miasta straciły znaczne możliwości zarobku. Przebudowy
rynków w Nowym Sączu, Limanowej, Muszynie, Tymbarku, Piwnicznej w latach 70. ub. wieku pozbawiły je dawnych funkcji i zmieniły ich zróżnicowany wygląd.

tymbarska studnia – źródło zdjęcia: Kolekcja Prywatna Tymbark

………………….
Było kilka rodzajów praw miejskich: lubeckie, średzkie, chełmińskie, magdeburskie obejmowało swą ochroną miasta i wsie, np. Jakubowice w dolinie rzeki Łososiny. Narodziły się wówczas organa przedstawicielskie nowych gmin, co zapoczątkowało istnienie samorządów terytorialnych. Dotychczasowe zwyczajowe prawo polskie, np. średzkie, nie zaspokajało bowiem nowych potrzeb, bo oparte było na niedokładnych miarach czasu i powierzchni, nie znało instytucji kredytu i spółek. Nowy porządek gospodarczy wymagał odmiennych umiejętności produkcji towarowej i prowadzenia handlu, w którym główną rolę grał pieniądz. Posiadali go przede wszystkim przybysze z Zachodu. Pierwsze nadania praw miejskich związane są z kolonizacją nowych terenów w XIII wieku. Prawo miejskie zastąpiło dawny immunitet udzielony przez władcę właścicielowi ziemi.
Prawa miejskie nadawał władca na wniosek pana feudalnego. Obejmowały one:
prawo targowe, prawo składu, prawo mili (ograniczające konkurencję w handlu i rzemiośle), pozwolenie na swobodne uprawianie rzemiosła oraz prawo sądowe i wynikające z niego „prawo miecza”. Nielicznym miastom nadano prawo wznoszenia murów. Niekiedy mieszczanie uzyskiwali przywilej zwalniający ich od płacenia ceł na obszarze całego kraju. Kazimierz Wielki powołał w 1356 roku na zamku krakowskim Sąd Wyższy Prawa Niemieckiego, rozstrzygający na miejscu
kwestie sporne miast królewskich bez odwoływania się do dalekiego Magdeburga. W 1364 r. król ufundował Akademię, która miała sprostać zapotrzebowaniu kancelarii na wykształconych prawników. Miasta, którym nadał prawa miejskie król Kazimierz, takie jak Tymbark, Kazimierz, Grybów miały w herbie inicjał jego imienia z królewską koroną. Uzyskanie praw miejskich często niewiele zmieniło, bo w dalszym ciągu małe miasta było nimi tylko z nazwy, np. mieszkańcy niektórych miast w XVII wieku musieli odrabiać pańszczyznę i jeszcze niedawno zajmowali się uprawą roli i hodowlą. Osada pozbawiona możliwości rozwoju mogła w dalszym ciągu uprawiać kurczące się łany ziemi przydzielone jeszcze przez właściciela, a główną formą działalności jej mieszkańców była uprawa ziemi.
Inne miejscowości, jak Szymbark, lokowany przed 1388 rokiem czy też Szczyrzyc, który uzyskał prawa miejskie w 1416 roku, nie zdołały wprowadzić w życie praw miejskich; nie brak wiosek, które były miastami. W 1934 r. większość z nich traciła prawa miejskie. Historia obeszła się z nimi po macoszemu, zostawiając tylko ślady ich miejskiej przeszłości: rynki, fary, ratusze, wodociągi, studnie, kamienice oraz nazwy miejsc, np. Miejski Las i Zamieście k. Tymbarku. 
 
 

„Zanim powstała „Owocarnia” – artykuł Genowefy Drożdż-Kęski

Artykuł był publikowany w Głosie Tymbarku nr 21 w 1995 roku

ZANIM POWSTAŁA „OWOCARNIA”

Rozwój sadownictwa w naszym regionie ma długą tradycję. Sady wypełniały słoneczne stoki naszych gór już przed I wojną światową.
W roku 1902 staraniem sekretarza Rady Powiatowej, Józefa Becka, założono pierwszą powiatową szkółkę drzew owocowych.
Pamiętam opowiadania starych ludzi w Jodłowniku o tym, że ksiądz warunkował udzielenie ślubu zasadzeniem przez kawalera pięciu drzewek owocowych w przyszłym gospodarstwie.
Gospodarka na naszych ziemiach była zacofana i nierentowna. Na szczęście po I wojnie światowej, po odzyskaniu niepodległości, nie brakło w naszym regionie ludzi światłych, idealistów, którzy pracowali nad podniesieniem poziomu gospodarki na ziemiach górskich. Działali oddolnie, nie sterowani nakazami odgórnymi. Ich inicjatywy wyrosły znajomości potrzeb ludu i warunków na tych ziemiach. Ludzie ci dawno już poumierali, niewielu żyjących ich pamięta.
Jeszcze przed II wojną światową znałam działalność inż. Jana Drożdża i inż. Józefa Marka, przekazanie wspomnień o Nich uważam za swą powinność.

Po starannym fachowym przygotowaniu, po wielu trudach i zmaganiach, inż. Jan Drożdż stworzył Górską Szkołę Rolniczą w Łososinie Górnej, w roku 1929. W ciągu dziesięciu lat jej działanie odegrało wielką rolę w podniesieniu gospodarki na naszych ziemiach. Istotną wartością Szkoły było przekonanie wychowanków i społeczności wiejskiej, że indywidualne gospodarstwa górskie dzięki nowoczesnym (na owe czasy) sposobom gospodarowania, mogą stać się dochodowe i mogą mieć
poważny udział w produkcji państwowej, mogą wzbogacić ludność Podkarpacia. Na temat wszechstronnej działalności w tym kierunku inż. Jana Drożdża można by tomy pisać: racjonalna hodowla bydła, owiec, spółdzielczość, mleczarstwo, serowarstwo, sadownictwo, przetwórstwo owocowe, tkactwo, prace doświadczalne.

Szczęśliwie się złożyło, że od początku istnienia Szkoły Rolniczej został w niej zatrudniony inż. Józef Marek, absolwent wydziału sadownictwa UJ.
Pracował już w powiecie dwa lata jako instruktor sadownictwa, Napotykał na niezrozumienie władz i brak funduszy na potrzeby sadownictwa, myślał o opuszczeniu powiatu limanowskiego, gdy inż. Drożdż zaproponował mu w Szkole Rolniczej
stanowisko nauczyciela ogrodnictwa, sadownictwa, Tutaj poznał inż.Marek swoją przyszłą żonę, która pracowała tu jako kierowniczka internackiej kuchni. Po ślubie zamieszkali w Szkole, potem przenieśli się z dziećmi na gospodarstwo żony do Kisielówki.
Współpraca inż. Drożdża i inż. Marka, dwóch wielkich ludzi o dużej pasji społecznej, mających wizję zagospodarowania regionu w sprzyjających dla natury i człowieka warunkach dała wspaniałe rezultaty.
Inż. Józef Marek założył w Szkole Rolniczej wzorcowy ogród warzywny, szkółkę dziczków, drzew i krzewów owocowych, również szkółki spółdzielcze, z których materiał rozprowadzano w całym regionie. Drzewka ze szkółki łososińskiej były
mrozoodporne, wyrastały z nasion drzew dzikich, systematycznie zbieranych i selekcjonowanych. Nasiona te miały popyt w kraju i za granicą. Mimo znikomych funduszy rezultaty były wspaniałe. Na terenie powiatu powstawały nowe szkółki í sady uczniowskie oraz spółdzielcze. Zakładano sady obserwacyjne. Szkoła współpracowała z SGGW w Warszawie, PINGW w Puławach oraz z prof.Goriaczkowskim ze Skierniewic (Zakłady Doświadczalne SGGW).

Praca w szkółkach drzewek i przy otrzymywaniu nasion dała zatrudnienie wielu bezrobotnym na wsi i stanowiła realny dorobek gospodarczy. To były początki zadrzewiania Ziemi Podkarpackiej drzewami i krzewami owocowymi.
Łącznie z nurtem pracy w szkółkarstwie i sadownictwie uczniowskim i spółdzielczym podjęto w Szkole Rolniczej trudne zagadnienie zbytu owoców, ich przetwórstwa (również owoców leśnych).
W roku 1936 uruchomiono suszarnię karuzelową (własność szkoły). Suszono jabłka, śliwki, gruszki, jagody i grzyby. Właściciel Przetwórni Owocowej z Kruszwicy przekazał na użytek Szkoły prasę do owoców, młynek, beczki, pompy. Przerabiano owoce, głównie borówki,  do dalszej przeróbki. Materiał do tej małej przetwórni dostarczano z całego powiatu. Dla ludności było to źródło dochodu, na uczniów działało wychowawczo. Przetwórstwem w Szkole zajmował się sympatyczny staruszek, M.Czerwiński.

Inż. Drożdż i inż. Marek byli promotorami idei uruchomienia dużej przetwórni owocowej w skali regionu. Planowano jej filie.
Przy wielkim zaangażowaniu inż. Marka w 1935 roku założono Spółdzielnię Owocarską w Tymbarku. Właściwą organizację owocarstwa poprzedziły dwa lata prób, które przeprowadziła Spółdzielnia Mleczarska w Tymbarku.
Dobry wynik okresu próbnego dał podstawę do organizacji owocarstwa na większą skalę.
W latach 1937 – 38 wybudowano pierwsze pomieszczenia na przetwórnię Owocową w Tymbarku. Plany budowy, opracowane przez inż. Coopera, przesłał dr Chrobaczek, profesor SGGW w Warszawie.
 
Mam nadzieję, że temat dalszej historii Podhalańskiej Spółdzielni Owocarskiej w Tymbarku, jej rozwoju, zasług, z uwzględnieniem zasłużonych dla niej osób, będzie z okazji 60-lecia jej powstania podjęty.
Ja na razie chciałam tylko przedstawić czasy poprzedzające powstanie Spółdzielni i sylwetki ludzi, którzy byli jej inicjatorami.
 
Cześć Ich pamięci!
 
Genowefa Kęska 
źródło zdjęć: opracowanie  „Górska  Szkoła  Rolnicza  w Łososinie Górnej-perła  limanowskiej oświaty”
 
 
 
 
 

Rodzinna wycieczka w Małe Pieniny

W minioną sobotę (6 maja), mieszkańcy gminy Tymbark aktywnie spędzali czas odkrywając malownicze tereny rezerwatów przyrody: Homole i Białej Wody. Przewodnikiem wycieczki była radna Anna Dyląg.

Doskonała pogoda, niezwykłe krajobrazy oraz piękna trasa mobilizowała wszystkich uczestników do wędrówki, zarówno dzieci jak i seniorów. Wąwóz Homole jest jedną z atrakcji Pienin, który oczaruje każdego turystę. Szlak biegnie krętą ścieżką  w scenerii zieleni,  wzdłuż górskiego potoku z licznymi kładkami, wędrując mija się wysokie górskie skały o różnych kształtach. Po dotarciu na polanę przy Kamiennych Księgach był czas na odpoczynek. Dalsza wędrówka prowadziła na polanę Bukowinki, gdzie zachwyciły wszystkich piękne panoramy z widokami na Beskid Sądecki. Podczas relaksu można było zakupić oscypki i bundz w miejscowej bacówce. Kolejnym punktem programu był spacer w rezerwacie Biała Woda. To łatwa i piękna trasa biegnąca przez skalisty wąwóz. Na zakończenie wycieczki udaliśmy się do Krościenka na firmowe lody.

Wycieczkę można zaliczyć do udanych, pogoda i  niezwykle krajobrazy sprzyjały regeneracji i aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Dziękujemy Gminnej Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych Gminy Tymbark za dofinansowanie wyjazdu.

Informacja/zdjęcia: Ewa Skrzekut