Relikwie świętych Zeli i Ludwika Martin
W kościele parafialnym w Tymbarku od soboty można modlić się przy relikwiach świętych Zeli i Ludwika Martin – rodziców św. Tereski z Lisieux.
Znajdują się one na ołtarzu Matki Bożej Częstochowskiej, będą w parafii przez tydzień.
zdjęcia: IWS
Bliżej o świętych Zeli i Ludwika Martin – materiał z portalu http://rodzinydiecezjipelplinskiej.pl/
Nadzwyczajna codzienność
Maciej Jaworski OCD
Odkrywanie powołania
Ludwik i Zelia jako młodzi ludzie i zwyczajni chrześcijanie przeżywają, każdy na swój sposób, trudny proces szczerej konfrontacji osobistych pragnień z wolą Bożą. Odkrywają własne pragnienia i chcą je realizować. Nic bardziej zwyczajnego. A jednak… Nie pragnienie jest wykładnią w odkryciu powołania, ale wolna odpowiedź w pragnieniu na wolę Bożą.
Młodzieniec uwielbiający podróże i poznawanie nieznanego odkrywa klasztor, chyba najpiękniej położony w Europie, gdzie pragnie wstąpić i oddać życie Bogu. Klasztor Kanoników św. Augustyna na przełęczy św. Bernarda: na południe widok słynnej włoskiej doliny Aosty, po stronie szwajcarskiej równie znany kanton Yalais, natomiast strona francuska to najwyższe partie Alp. Wydawałoby się może, że to tylko romantyczne zauroczenie miłośnika przyrody i przygód – ale chyba jednak coś więcej. Po rozmowie wstępnej z przeorem owego klasztoru młodzieniec dowiaduje się, że jego poziom znajomości łaciny nie wystarcza do rozpoczęcia formacji. Po powrocie do domu w północnej Francji Ludwik angażuje się z całego serca w realizację pragnienia. Opłaca drogie, jak na jego warunki finansowe, korepetycje z łaciny. Ślady faktur zachowały się w dokumentacji archiwalnej; były to znaczące sumy. Realizację swego pragnienia przypłaca nawet zdrowiem. Przeciwności naturalne, w których Ludwik odkrywa wolę Bożą, kierują go inną drogą. Angażuje się więc w doskonalenie swojej profesji i staje się ekspertem w swoim zegarmistrzowskim fachu. Śladem pragnienia życia w samotności i ukryciu będzie później tzw. pawilon (dziś nazwalibyśmy go domkiem działkowym), gdzie Ludwik jako ojciec wielodzietnej rodziny lubi się od czasu do czasu ukryć i modlić w samotności.
Również młodziutka Zelia odkrywa pragnienie pójścia za głosem powołania zakonnego. Odpowiedzią jest tajemnicza odmowa ze strony przełożonej bez podania argumentów. Z pewnością nie chodziło o posag, bo na to rodzina była już przygotowana. Po prostu usłyszała, że „nie jest to droga dla niej”. Pokornie przyjmuje to w duchu wiary. Nie buntuje się, ale ze wszystkich sił angażuje w doskonalenie umiejętności zawodowych i staje się mistrzynią haftu. Marzy o licznym potomstwie i czeka. Nie wpada w pułapkę presji czasu i zamążpójścia „na siłę”. Zwyczajnie czeka, by w pewnym momencie, w wieku 27 lat, wyraźnie z łaski Bożej, nadzwyczajnie znaleźć. Idąc przez most w kierunku centrum miasta Alençon – widzi i słyszy. Widzi mężczyznę, a słyszy głos natchnienia Bożego: ,Jo jest ten mężczyzna”. Zwyczajnie czeka, by nadzwyczajnie znaleźć, zakochana i wierna aż do śmierci mężczyźnie spotkanemu na moście.
To, co zwyczajne w tej historii, to tęsknota młodych ludzi, aby iść za głosem swoich pragnień. Podejmują nawet w tym kierunku konkretne decyzje. To natomiast, co nadzwyczajne, to fakt, że jednak poddają się woli Bożej, która nie idzie po naturalnej linii ich pragnień. Realizowanie powołania to bowiem nie tyle realizowanie swoich pragnień, ile pójście za odkrytą w wolności wolą Bożą.
Czułość małżeńska
Po latach małżeństwa Zelia w listach do przyjaciółek zachwyca się swoim mężem. Przeżyli wspólnie 22 lata. W jednym z listów pisze tak: „Jestem wciąż z Ludwikiem bardzo szczęśliwa, on mi osładza całe życie. Mój mąż jest świętym człowiekiem, życzę takiego wszystkim kobietom”.
Autentyczna wzajemna miłość, która rozpaliła ich serca, bazowała na szczerej przyjaźni i wierze. Widzimy u młodych małżonków przedziwną tajemnicę. Przez dziewięć miesięcy od ślubu nie podejmują małżeńskiego współżycia, co dzisiaj wydaje się nam dziwactwem, dla nich natomiast było etapem budowania małżeńskiej przyjaźni. Spróbujmy w tym, co dziś wydaje się tak niezrozumiałe, zobaczyć ich szczerą próbę dorastania do cielesności i płodności. Czyż nie jest symboliczny ten okres dziewięciu miesięcy czystości, który stał się doświadczeniem nader płodnym w przyszłości? Ale zastanawiająca jest też ich otwartość i zaufanie do mądrości Kościoła. Pozostawiają swe osobiste przekonania i po raz kolejny otwierają się na wolę Bożą. I jakież to owocne otwarcie…
Gdy w ubiegłym roku w przeddzień beatyfikacji państwa Martin odprawiałem Eucharystię w kościele w Alençon, gdzie proboszczem byt kapłan, który kiedyś pomógł młodym małżonkom dojrzewać do miłości fizycznej i płodności, wraz z pielgrzymami zadawaliśmy sobie właśnie te pytania: o miejsce czystości w życiu małżeńskim, ale także o konieczność kierownictwa duchowego. Modliliśmy się przed figurą Matki Bożej Zwycięskiej – gdzie Ludwik błagał o zdrowie dla Zelii – o mądrych kapłanów, którzy będą chcieli pomagać młodym małżonkom mądrze przeżywać miłość.
To właśnie w ich ulubionej świątyni Ewangelia dnia mówiła nam o posłaniu w świat uczniów „po dwóch”. Po raz pierwszy zobaczyłem wtedy nowe światło płynące z tej Ewangelii: być posłanym po dwóch, parami, to przecież również powołanie małżeńskie. Czuły związek małżonków Martin to wspólna misja, a nie indywidualizm na spółkę.
Wspólne interesy
Wspólnota małżeńska to również praca i pieniądze. W domu Martin widzimy z jednej strony ich odrębność, a z drugiej – wspólnotę interesu. Każde z nich prowadziło swój interes, ale nie miało to nic wspólnego z odrębnością majątkową. Pracowali w takich dziedzinach, w jakich byli mistrzami. Ludwik – w zegarmistrzostwie i jubilerstwie; Zelia – w koronkarstwie. Gdy jednak Zelia z powodów zdrowotnych i przemęczenia prowadzeniem domu z gromadką dzieci nie daje już rady, Ludwik rezygnuje z części swojej kariery jubilerskiej i podtrzymuje żonę w biznesie koronkarskim. Pracowitość i rzetelność były znakiem firmowym domu Martin. Nigdy też nie zalegali z wypłatami dla pracowników swoich firm i wynagradzali ich godziwie. Żelazną zasadą było również respektowanie dnia świętego. Choć konkurencja nie spała i Ludwik wiele tracił, nie otworzył nigdy swego sklepu w niedzielę; paradoksalnie, dorobili się niemałej fortuny.
W dniu ich beatyfikacji Kościół czytał Ewangelię o tym, jak Jezus mówił uczniom, aby to, co Cezara, oddawali Cezarowi, a to, co boskie – Bogu. Wspólne życie rodziny Martin było żywym komentarzem do tej Ewangelii.
Wizja globalna, miłość lokalna Rodzina Martin to rodzina z horyzontami przekraczającymi małe miasteczko Alençon. Ojciec podróżuje. Znajomi i krewni w Paryżu. Nawet interesy koronkarskie dzięki paryskim znajomościom udaje się prowadzić w wielkiej stolicy ówczesnego świata. Rodzinne wakacyjne wyjazdy, pielgrzymki krajowe i zagraniczne. A jednak nie są to kosmopolici, bo z drugiej strony są zakorzenieni w swoim miasteczku, w gronie przyjaciół, w lokalnym życiu.
Angażują się nie tylko w pomoc misjom, czyli Kościołowi uniwersalnemu, szczególnie w Afryce i Azji (przekazywanie znacznych sum na te cele, jak i prenumerata misyjnych czasopism), lecz są też otwarci na biedę w sąsiedztwie. Po Mszy świętej porannej o 5.30 niejednokrotnie przyprowadzali do domu żebraków, by ich nakarmić, umyć i ubrać. Nie wystarczał im grosik rzucony na odczepne ubogiemu pod kościołem. Pewnego razu – wspomina jedna z córek – gdy jeden z żebraków wychodził z domu najedzony i przyodziany, tato Ludwik poprosił dziewczynki, by przed tym człowiekiem uklękły, i wszyscy poprosili o błogosławieństwo. Nie potrafię sobie wyobrazić, kto był tym gestem bardziej zaszokowany. Błogosławiący żebrak czy dziewczynki z dobrego domu??? To nie tylko zwykła filantropia, ale głęboka miłość ubogiego. W żebraku dostrzec obraz Chrystusa – to po prostu Ewangelia.
Państwo Martin nie wpadli w pułapkę kochania wszystkich na świecie i zarazem nikogo konkretnie. Oni ogarniali świat globalnie, ale kochali lokalnie.
Otwartość na życie
Łatwo uciec w abstrakcyjną ideę kochania wszystkich dzieci na świecie, będąc jednocześnie sterylnym z wyboru, by nie brudzić sobie rąk czy nie psuć młodości. Wyrazem wolności Zelii i Ludwika Martin od tej iluzji ogólnej, abstrakcyjnej miłości było ich otwarcie na życie. To też wyraz hojności. Ich hojność, znana i uznana, nie przejawiała się tylko w dawaniu, ale i w przyjmowaniu, w szczególności w przyjmowaniu życia. Przyjąć dziewięcioro dzieci – to brzmi dzisiaj wyraziście. Może w ich epoce nie było to aż tak szczególne jak dziś, ale jednak nie powinniśmy spłycać tego faktu, patrząc na niego z perspektywy domniemanej wyższości kulturowej naszych czasów.
Dla rodziców Martin przyjęcie kolejnego poczętego życia było nie tylko obowiązkiem dobrze ukształtowanego chrześcijańskiego sumienia, ale autentyczną radością, choć z obecnym w niej widocznym lękiem. Realizm tej głębokiej radości widzimy w lęku o życie, zdrowie i przyszłość poczętego dziecka. Kolejne dziecko to kolejne rodzące się pragnienie rodzicielskie i związane z nim marzenia. Dziś nazwalibyśmy to aspiracjami rodziców. U państwa Martin dostrzegam jednak wyraźnie pragnienia, nie aspiracje, a to zdecydowanie nie to samo. Najbardziej znanym ich życzeniem jest urodzenie chłopca, by mógł zostać kapłanem-misjonarzem. Ta głęboka tęsknota ukazuje głębię rodzicielskich serc. Rodzice chcą uczestniczyć w misji zbawiania świata. Czegóż głębszego można pragnąć? To nie to samo, co aspiracje, by syn został wziętym prawnikiem, a rodzice spełnili się ambicjonalnie. Marzyli o misjonarzu, a doczekali się Patronki Misji. Cóż za hojność!
I znowu zwyczajność rodzinnych wydarzeń przeżywana nadzwyczajnie ukazuje nam kierunek, w którym należy szukać świętości. Nie w ucieczce od codzienności i zwyczajności, ale w jej pogłębianiu. Życzę owocnych poszukiwań.
Beatyfikacja i kanonizacja
26 marca 1994 papież Jan Paweł II uznał heroiczność cnót sług bożych Zelii i Ludwika Martinów. 19 października 2008 w Bazylice świętej Teresy w Lisieux, ich wspólnejbeatyfikacji dokonał legat papieski, kardynał Jose Saraiva Martins.
18 marca 2015 papież Franciszek wydał dekret w sprawie cudu za wstawiennictwem bł. Marii Zelii Martin i jej męża Ludwika Martina. Cudem tym, jak poinformowała Stolica Apostolska, jest zatwierdzone przez lekarzy i teologów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych i niewytłumaczalne z punktu widzenia medycznego, uzdrowienia dziecka z Hiszpanii. 27 czerwca 2015 w Watykanie odbył się konsystorz nadzwyczajny na którym papież Franciszek wyznaczył 18 października 2015 jako dzień w którym Maria Zelia Martin i jej mąż oraz dwoje innych błogosławionych zostaną ogłoszonymi świętymi Kościoła katolickiego. Tego dnia, podczas trwającego synodu biskupów na temat rodziny, papież Franciszek dokonał kanonizacji bł. Marii Zelii Martin i jej męża Ludwika oraz bł. Wincentego Grossiego i bł. Marii od Niepokalanego Poczęcia
Źródło: http://pawelloo71.bloog.pl/id,351793168,title,Swieci-malzonkowie-Rodzice-Malej-Tereski,index.html?smoybbtticaid=615dc0