…czyli wspomnienia byłych i obecnych nauczycieli oraz uczniów
Bogusław Sowa. Pierwsze lata mojej nauki w tymbarskiej szkole podstawowej rozpocząłem w starej szkole – jak ją później nazywano (budynek gimnazjum). Po przeprowadzeniu do „tysiąclatki” wybudowanej w ramach programu W.Gomułki „tysiąc szkół na tysiąclecie” mieliśmy całkowicie inne warunki. Zamiast pieców kaflowych – centralne ogrzewanie, zamiast podłogi drewnianej w wysokich i ciemnych na ogół klasach – płytki PCV i jasne klasy. Inna zmiana to elektryczny dzwonek szkolny. Dużo by mówić o tamtych czasach, ale w skrócie kilka słów o kilku pierwszych latach. Szkoła nosiła imię Oskara Langego – ówczesnego ekonomisty PRL. W przeciwieństwie do nauki w starej szkole, w której uczyliśmy się w jednej klasie , tutaj lekcje odbywały się w klasopracowniach, w których uczyli nauczyciele poszczególnych przedmiotów. I tak w na pierwszym piętrze pierwszą salą była klasopracownia geograficzna, którą opiekowała się Pani Anna Skawińska, Niewiele było nowych map, większość przeniesiono ze starej klasy. Kolejną klasopracownią była języka rosyjskiego, gdzie prym wiodła Pani mgr Maria Skawińska oraz kierownik Szkoły (wówczas nie było stanowiska dyrektora) Pan Kazimierz Abratowski, który był też nauczycielem wychowania muzycznego. Następnie była klasa matematyczna – linijki, ekierki, kątomierze, wzory algebraiczne i arytmetyczne. Opiekunem był Pan Józef Kuchta. W tejże sali Pani mgr Maria Czernek oraz Pani mgr Krystyna Wilczek uczyły historii. Dlatego też wypełniona pomocami dydaktycznymi, wykonanymi przez uczniów, a były to daty poszczególnych wydarzeń historycznych.
Z tej sali zazwyczaj przechodziło się do sali języka polskiego, która była obok. I ostatnia sala na piętrze to gabinet biologii prowadzony przez Panią Teresę Bulik. W tej sali było dużo gablot, a w nich różne eksponaty np. koralowiec. Pani Bulik opiekowała się roślinami i rybkami w akwarium. Nie można ominąć klasopracowni fizyczno-chemicznej znajdującej się na parterze. W niej też znajdowały się gabloty, m.in. z przedmiotami używanymi do doświadczeń lekcyjnych.
Szkoła żyła licznymi zajęciami pozalekcyjnymi. Ja osobiście brałem udział SKS-się, prowadzonym przez Pana Leszka Lacha, w kółku teatralnym, które prowadziła Maria Filipak i Grażyna Lenar. Na tych zajęciach przygotowywaliśmy się do szkolnych i powiatowych konkursów recytatorskich.
Działo też harcerstwo, było kółko fotograficzne.
Po latach okazało się, że powróciłem do tej szkoły, ale już jako nauczyciel. Uczyłem historii, wiedzy o społeczeństwie oraz języka polskiego w latach 1986 – 2001.
Irena Wilczek-Sowa: Lata nauki w szkole podstawowej to miły okres życia. Miało się „problemy” typu jak to dobrze tym, co mają daleko do szkoły, bo mogą sobie długo wracać do domu rozmawiając i wspólnie spędzając czas, a ja mieszkając blisko do szkoły, musiałam zaraz wracać być w domu. Innym moim „problemem” był fakt, że moja Mama Krystyna Wilczek pracowała w tej szkole jako nauczycielka. Mama była bardzo wymagająca, więc nie wchodziło w rachubę, że będę się niewłaściwie zachowywać czy też nie będę przygotowana do zajęć. W domu Mamę głównie widziałam jak całymi godzinami, wieczorami, poprawiała stosy zeszytów, gdyż uczyła języka polskiego. Bardzo trudny był również czas pisania świadectw. Mama pisała je bardzo starannie, piórem wiecznym, które było wyłącznie używane do tego celu. Bardzo się denerwowała, aby nie popełnić błędu, gdyż miała wyliczoną ilość czystych egzemplarzy świadectw.
Jako dziecko nie miałam do końca świadomości, jak była oceniana Mama przez ówczesnych uczniów, ale po latach, kiedy się rozmawiam z nimi to zawsze słyszę słowa uznania dla Jej pracy, wyrazy sympatii oraz wiele miłych wspomnień.
W tejże szkole uczył się Bogusław Sowa, obecnie mój mąż. Z tamtego okresu pamiętam go jak śpiewał na różnych akademiach. Szczególnie zapamiętałam dwa utwory: piosenkę Anny German „Człowieczy los” oraz Zdzisławy Sośnickiej „Dom, który mam”.