„Symbole, relatywizm, tolerancja” – pisze Marek Golonka

Do napisania tych kilku słów i podzielnia się nimi z Państwem skłonił mnie artykuł Pana Jana Platy, pod tytułem „Krótka historia tęczowej tolerancji” W artykule opisane zostały wydarzenia, które ostatnio są wyjątkowo medialne i raczej nie przynoszą chluby uczestnikom tych wydarzeń. Oczywiście już po tym wstępie, podejrzewam, że będę zakwalifikowany, jako homofob, ksenofob itp. Śmiem jednak twierdzić, że zarówno ostatnie wydarzenia jak i te ewentualne określenia wynikają z braku wiedzy lub wyjątkowej uległości niektórych osób na manipulację, a że jest to świadoma manipulacja, co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości, bo jak „spontaniczne” manifestacje mogą być zorganizowane, ale może po kolei.

 Różni ludzie, którzy ostatnio zaistnieli w mediach posługują się, a to tęczą, a to błyskawicą. Zarówno jeden jak i drugi symbol od dawien dawna był znany i pozytywnie kojarzony, co ludzi niezorientowanych wprowadza w błąd, dlatego nazwałem to manipulacją. Pierwszy z tych symboli – „tęcza”, nie będę mówił na temat fizyko-chemicznych czy optycznych uwarunkowań powstania tęczy, a o jej historycznym znaczeniu. Tęcza, jako piękne zjawisko atmosferyczne było od zarania dziejów kojarzona (w naszej cywilizacji), jako znak pokoju, jedności i przymierza z Bogiem. Jednak trzeba wiedzieć, że zarówno ta testamentowa tęcza, jak i ta atmosferyczna ma 7 kolorów (słownie – siedem). Ktoś powie, a jakie to ma znaczenie, a ma i to zasadnicze, może łatwiej to będzie zrozumieć na podstawie przykładu. Nasza flaga państwowa ma dwa kolory: biały i czerwony, jeżeli ujmiemy jeden kolor czy dalej to będzie flaga Polski, co do tego nikt chyba nie będzie miał wątpliwości.  

„A Zasiadający był podobny z wyglądu do jaspisu i do krwawnika, a tęcza dokoła tronu – podobna z wyglądu do szmaragdu”. Ap 4, 3 (BT), „Ja, Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi”. Rdz 9, 9.10 (BT).

 „..Tradycja żydowska twierdzi, że siedem kolorów tęczy symbolizuje siedem zasad owego przymierza; 1. Zakaz jedzenia części żyjącego zwierzęcia, 2. Zakaz złorzeczenia Bogu, 3. Zakaz kradzieży, 4. Zakaz bałwochwalstwa, 5. Zakaz niemoralnych stosunków seksualnych, 6. Zakaz mordowania, 7. Nakaz ustanowienia sądów dla egzekwowania sześciu poprzednich praw.”

Śmiem twierdzić, że w tym przypadku ktoś kiedyś dopuścił się manipulacji nazywając sześciokolorowe płótno, tęczową flagą, flaga być może, ale dlaczego tęczowa, jak to nic wspólnego z tęczą po prostu nie ma, poza może … pobieżnym skojarzeniem, i prawdopodobnie o takie pozytywne skojarzenie chodziło. Podobna sytuacja jest z lansowaną ostatnio błyskawicą, którą to przyozdabiają niektóre panie i panowie „stylowe” maseczki, ale jakby tego było mało to są one malowane wprost na buziach i innych częściach ciała dumnych z tego uczestników rożnych, tzw. ”protestów” (do tego też się odniosę). Gdyby ktoś powiedział, że błyskawica może mieć podobne skojarzenie jak swastyka – wywołałoby to „gromy z jasnego nieba” i oskarżenia o nacjonalizm, szowinizm i zapewne faszyzm. Zacznijmy od: „Swastyka – jeden z najbardziej archaicznych symboli solarnych, krzyż o ramionach załamanych pod katem prostym (mogą być prawo i lewoskrętne. Swastyka od czasów cywilizacji Indusu (III tysiąclecie p.n.e.) jest uważana za pomyślny święty znak, malowany lub rzeźbiony na ścianach świątyń, progach domostw…..Do 1939 roku swastyka była popularnym motywem zdobniczym górali podhalańskich” (Encyklopedia Religi PWN, tom 9 str. 162). Przyznacie Państwo, że gdyby teraz ktoś wyszedł z namalowaną swastyką na buzi, czole czy w innym miejscu lub chodził z transparentem, na którym by była swastyka to byłby po prostu idiotą i prawdopodobnie mógłby się jeszcze narazić na sądowy proces.

 Jak ma się rzecz z błyskawicą? „Błyskawica i piorun to znak gniewu, oburzenia, ale również siły i szybkości działania. […] Wiązanie go z symboliką faszystowską jest zaś albo świadomą manipulacją, obliczoną na niewiedzę odbiorców, albo przejawem głębokiej ignorancji” – piszą naukowcy z UW, odpowiadając na insynuacje, że błyskawica z logo Strajku Kobiet to symbol SS.”  Taki wpis możecie Państwo znaleźć na jednym z ogólnopolskim portali. Czy ci naukowcy mają rację można sprawdzić w książce „Elita Hitlera” – autor – Chris McNab. Ale to nie wszystko, co związane jest z tym symbolem: „Błyskawica – złamane „S” – w grupach satanistycznych oznacza niszczyciela i przedstawia moc szatana. Symbol używany przez nazistowskie oddziały (SS) oraz przez niektóre zespoły satanistyczne. Symbole strzał- błyskawic maja przypominać szatana spadającego z nieba jak błyskawica (por. Łk 10,18)”.Anton La Vey (ur.1930), który wprowadzał w latach sześćdziesiątych kult szatana w Stanach Zjednoczonych, w 1968 roku w Biblii Szatana zawarł wskazówki, jak mają zachowywać  się sataniści. Obok podania przepisów, które można nazwać anty dekalogiem, zwraca on uwagę na trzy zasadnicze metody propagowania satanizmu: 1) słowo, jako nośnik informacji; 2) pobłażliwość polegająca na świadomym niwelowaniu granicy pomiędzy dobrem a złem, prawdą i fałszem; 3) muzyka – jako nośnik emocji, a nawet odurzenia.” – („Ilustrowany leksykon symboli”, autor Andrzej Zwoliński, str. 31) . Oczywiście znajdą się tacy, jak cytowani wcześniej naukowcy, co to będą twierdzić, że każde porównanie „tej” błyskawicy z pojawiającymi się wcześniej w historii nie miało i nie ma nic z nimi wspólnego, bo długości inne, kolor nie ten i coś tam jeszcze nie takie.

 Szanowni Państwo, swastyka bez względu na kolor, wielkość zawsze swastyką będzie, podobnie jest z błyskawicą, są to symbole i zawsze takimi będą, ze skojarzeniami jest podobnie.

 A teraz trochę o tzw. „Strajku kobiet”. Pisze „tzw. Strajku kobiet”. Jak tu się wyzbyć ironii skoro w reprezentacji „tych strajkujących kobiet” zasiada – podstarzały „komuch”, co to w latach swojej świetności donosił, na kogo się dało, przedstawicielką tych kobiet jest też naukowiec (podobno z tytułem profesora), co prawda w spódnicy, który to niedawno w wypowiedzi publicznej stwierdził, że „w związkach homoseksualnych rodzi się więcej dzieci niż w tradycyjnych rodzinach”. Jakby tego było mało to są tam podobno osoby, co to się doliczyły 56 ( słownie: pięćdziesięciu sześciu) płci.

 „Naszym celem nie było informowanie, ale napuszczanie, rozpalanie, nakłanianie. Założony przez nas organ miał w pewnym sensie działać jak bicz, który obudził opieszałych i śpiących z otępienia i skłoni ich do działania” cytat ten brzmi prawie jak zawołanie organizatorek tego „spontanicznego protestu”, a kto jest jego autorem można sprawdzić w książce „Psychologia zła” – autor – Joel E.Dimsale – str.10.

Pretekstem do tzw. „strajku kobiet” był werdykt  TK o niekonstytucyjności zapisu ustawy dopuszczającej aborcję. Gdyby ktoś z tych protestujących pokusił się sprawdzić, czym jest Trybunał Konstytucyjny, jakie są jego kompetencje i dlaczego taki werdykt w tej sprawie zapadł toby mu nawet do głowy nie przyszło, że może to być powodem do jakichkolwiek protestów. Wymagałoby to oczywiście pewnego wysiłku, ponieważ należałoby też przeczytać Konstytucję RP. Paradoksem jest też to, że w tych protestach biorą udział politycy, którzy jeszcze nie tak dawno chodzili w koszulkach z napisem „KONSTYTUCJA” i daliby się za nią (wtedy) pewno pokroić. Jest to kolejny dowód na manipulację, nie mówiąc o hipokryzji, niektórych polityków sięgającej szczytów przysłowiowych Himalajów.

 Jeżeli kobiety, które zawsze były wrażliwsze, delikatniejsze i kulturalniejsze od nas chłopów (niestety) utożsamiają się  z liderką tego tzw. „strajku kobiet” – fragment tekstu, który ukazał się na portalu „Do Rzeczy” – „Liderka Strajku Kobieta Marta Lempart w skandaliczny sposób potraktowała dziennikarkę TVP Info. „Wyp….ć!” – powiedziała wyrzucając ją z konferencji prasowej. Do sytuacji tej doszło podczas czwartkowej konferencji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Marta Lempart zwracając się do dziennikarki TVP i operatora tej stacji, powiedziała: „Wyp….ć! Ja już powiedziałam na poprzedniej konferencji, że macie sp….ć, nie rozumiem, dlaczego tu ciągle przychodzicie” to ten nasz świat zszedł już niestety całkiem na psy, a niektóre kobiety zatraciły to, co w nich było najpiękniejsze.

Większość ludzi zastanawia się jak do tego wszystkiego doszło, być może odpowiedź znajdziemy w niżej przytoczonych fragmentach pochodzących z książek opisujących problem: „Z obrony skrajnej mniejszości zrodził się atak na olbrzymią większość. Z tolerancji dla odmienności – gloryfikacja dewiacji i wszelkich zaburzeń. Z badań nad wpływem kultury na zachowanie człowieka – koncepcja inżynierii biologicznej. Z nowoczesnego wychowania – seksualizacja dzieci i to już od przedszkola.  Ze swobody światopoglądowej –obowiązkowa ateizacja. Kompletna swawola przedstawiana jest jako prawdziwa wolność.  Tak oto na naszych oczach rodzi się dyktatura ideologii gender. Nowi ideolodzy pragną zawładnąć już nie tylko umysłami, ale i ciałami młodych. Nie uznają żadnych hamulców moralnych, bo sami ich nie mają. Panoszą się w mediach i w parlamencie. Domagają się przyzwolenia oraz wsparcia finansowego dla eksperymentów biologicznych na człowieku i manipulują płcią. Zarówno zabijanie nienarodzonych dzieci, jak i eutanazja znajdują wśród genderystów zagorzałych obrońców. Atakują każdego, kto ośmieli się im sprzeciwić, wiedzą o tym dobrze również autorzy tej książki, która przedstawia rodowód, idee, zasady funkcjonowania i cele gender. Ktokolwiek chce powiedzieć „tak” lub „nie” temu zjawisku lub wdać się w dyskusję na jego temat, powinien wcześniej zapoznać się z „Dyktaturą gender”. Nie jest to niestety miła opowiastka – nie może być taka, jeśli o nowej ideologii ma mówić prawdę.” – fragment książki  „Dyktatura gender”  wydanej w  pod redakcją Leszka Sosnowskiego przez wydawnictwo „Biały kruk” w 2014 roku.

Genderyzm nie jest to też nauka, jak starają się nam wmówić różni specjaliści z Bożej łaski. Albo też inaczej. Jeśli genderyzm jest nauką to w takim samym stopniu jak wcześniej był nią marksizm i leninizm. Starsi czytelnicy pamiętają zapewne czasy, kiedy to każdy szanujący się socjalistyczny uniwersytet miał właściwą katedrę, gdzie uczono – naukowo i obiektywnie – o konieczności walki klas, o przyszłym zwycięstwie systemu komunistycznego, o bezwarunkowej klęsce światowego kapitalizmu pozornej zachodniej demokracji oraz o świetlanej przyszłości ludzkości pod skrzydłami Związku Radzieckiego. Iluż to profesorów, docentów i doktorów zbudowało na tej pseudonauce swe kariery…” fragment wstępu do broszury pod tytułem „Gender – kontrrewolucja” wydanej w 2014 r.  przez wydawnictwo M.

W XX wieku ludzie przeżyli (ci, co przeżyli) najwięcej ideologicznych doświadczeń w postaci: bolszewizmu, trockizmu, nazizmu, komunizmu, maoizmu i różnych odmian krajowych socjalizmów. Każda z tych wersji jedynej słusznej koncepcji zorganizowanego społeczeństwa miała być doskonała, a ludziom miało się żyć jak w przysłowiowej bajce. Na czele każdej z tych ideologii stał jakiś teoretyk, który potrafił zarazić do swojej idei grupę ludzi. Ci albo dla indywidualnych korzyści lub czasem z przekonania organizowali się „w dół”.  Zawsze kładziono „właściwy” nacisk na kształtowanie młodych umysłów i nigdy nie byli to „kosmici” były to dzieci i młodzież z dobrych domów, a zaczadzone umysły we wczesnym stadium rozwoju są najpewniejszą podporą dla różnej maści ideologów.

Trzeba mieć nadzieje, że normalność, rozsądek i właściwa ocena rzeczywistości zwycięży, a ludzie będą mogli, w przywiązaniu do tradycji przekazywanej przez pokolenia, realizować swoje zwykłe ludzkie marzenia.

Marek Golonka