We wtorek (9 listopada) o godz.12, w Bibliotece Publicznej Gminy Tymbark, Pani Maria Kulpa – córka Autorki książki Antoniny Kulpa – przedstawi publikację „Echa Jodłowej Góry”.
Wstęp wolny! Organizatorzy zapraszają!
Poniżej fragment książki:
Lata mijały szybko. Ina, w siódmej już klasie, niedługo rozpocznie dalszą naukę w mieście, pozna inny świat i innych ludzi. Na razie, posługując w wolnych chwilach przy siostrze w sklepie, coraz bardziej poznaje dorosłych mieszkańców Jodłowej.
W 1935 roku dla Iny i mieszkańców Jodłowej miało miejsce niecodzienne wydarzenie. Ćwiczenia wojskowe, manewry. Zaroiło się od wojskowych żołnierzy w rynku, a także w sklepie taty, gdzie St. wprost nie nadążała z donoszeniem butelek piwa z piwnicy dla gości. Usadowiona w kącie za ladą przysłuchiwała się Ina rozmowom.
Poprosił też o piwo podhalański żołnierz w zielonej szerokiej pelerynie, brunet w kapeluszu z piórkiem. Z oczami żołnierza spotkały się oczy St. i serce jej zabiło w rytmie: „To on”. Brunet kończył już służbę wojskową i będąc w cywilu, zbyt często odwiedzał sklep masarski, w którym zatrudniona była St. Zaniepokojony tym tata, po zasięgnięciu opinii o brunecie z L. (miasteczka powiatowego, skąd brunet pochodził), odradzał córce swojej angażowania się w tę znajomość, bowiem pochodzący z licznej, biednej rodziny nie zapewni jej i przyszłej rodzinie dostatniego życia. A tata miał już upatrzonego na męża dla St. kogoś ze swojej branży, bogatego kupca.
Na nic się zdały tatowe dorady i propozycje. Dla St. nie było przeszkód majątkowych. Wyjdzie za mąż za bruneta, skoro on tego chce! Po oświadczynach umiłowanego, po ustaleniu daty ślubu tata zwrócił się do Iny: „Dobrze, że już kończysz siódmą klasę, bo na miejsce za St. w sklepie będziesz ty!” To był dla Iny szok! Nigdy nie widziała siebie za ladą sklepową. Nawet tego nie lubiła! Co jej z tego? Jaki to sens sterczeć w sklepie, obsługiwać kupujących towar i liczyć pieniądze? Mimo tłumaczeń mamy była niepocieszona.
W imię zasady „zastaw się, a postaw się” tata nie zawiódł. Był zdania, że jakie przyjęcie weselne, takie później życie. Stoły w nowym domu uginały się od jadła i napitku. Wypiekiem ciast zajmowała się Żydówka Jankielowa ze sklepu spożywczego po drugiej stronie gościńca. Kuchnią – kucharka dziedziczki. Pan młody zaprosił swojaków ponad setkę. Pewnie chciał się pochwalić swoją wybranką. Na poboczach rynku zaroiło się od konnych furmanek ustrojonych wstążkami. Przywiózł też pan młody zespól żydowskich muzykantów Zyskinda. Co to był za ślub! Młodzi w ślubnym orszaku koło kościoła, a na zakręcie od nowego domu wciąż pary weselne.
Wesele i po weselu. Należało się zastanowić, co dalej.
O jakimkolwiek prowadzeniu sklepu w Jodłowej czy miasteczku, skąd pochodził wybraniec St. nie było mowy. Tu i tam nadmiar sklepikarzy. Zdecydowali się młodzi na otwarcie sklepu spożywczego w odleglej o 36 km wiosce, gdzie takiego sklepu jeszcze nie było…