Listopad – rok 1914

Poniższy tekst stanowi fragment wspomnień autorstwa gen. F. Sławoj-Składkowskiego, pt. „Gdzie widziałem Komendanta nim Polskę wywalczył”, wyd. XI, 1938 r. (Zachowano oryginalną pisownię). Tekst ten był publikowany w GT nr 6 (1998 r.)

RANNY KOMENDANT NASZEGO BATALIONU-OBYWATEL SŁAW

Już dwa tygodnie bijemy się na Podkarpaciu z Moskalami, którzy dzięki nieudolności Austriaków, zajęli całą Małopolskę aż po Kraków. My trzymamy się przeciw przeważającym siłom Rosjan w okolicy miasteczka Limanowa. Niedużo Polskiej ziemi zostało już za nami: blisko Tatry, a za nimi już nie Polska, ale Węgry.
Obywatel Komendant postanowił, że tego ostatniego skrawka ziemi Polskiej już nie opuścimy, nawet gdyby Austriacy wycofali się z niego. Zostaniemy tutaj, choćbyśmy zamknąć się mieli w górach za Nowym Targiem i Zakopanem, choćby, przyszło nam zginąć z głodu, chłodu i kuli wroga a tego serdecznego górskiego kraju nie oddamy, chyba razem z życiem.

Tymczasem Moskale prą naprzód wielką masą piechoty i kawalerii z armatami i karabinami maszynowymi, których my nie mamy. Jest nas mało, brak nam butów i ciepłego ubrania, a tu już koniec listopada, mróz w nocy dobry bierze i śniegi spadły już obfite. Ale wiemy za to, że bijemy się pod Komendantem Piłsudskim za kraj, którego ludność tak bardzo nam sprzyja. W każdym osiedlu góralskim znajdujemy serca ludzi, dzielących się z nami wszystkim, co mają. Chleba ludność ma już niewiele, ale dostajemy za to na posiłek gorącego mleka. Młodzi górale chodzą na zwiady od wsi do wsi i donoszą nam, gdzie są Moskale, gdzie się na noc zatrzymują i jakie mają siły.
Późnym wieczorem dnia 25 listopada 1914 roku nasz Piąty Batalion stanął na kwaterach we wsi Stopnica Królewska (Słopnice Królewskie). Rozbierać się nie było wolno ze względu na bliskość Moskali, żołnierze suszyli więc przemoczone obuwie przy ogniu na kominie nie zdejmując butów z nóg. Potem, po wczesnej wieczerzy, kładli się gęsto na słomę, w płaszczach i rynsztunku, z karabinami przy boku.
Komendantem batalionu był wtedy młody, ale doświadczony już i waleczny żołnierz-obywatel porucznik Sław.
Kwatera nasza była w małym domku obok cmentarza, obwiedzionego murem kamiennym, prawie całkowicie zasypanym śniegiem. Noc przeszła spokojnie, dopiero o świcie Moskale uderzyli na nasze placówki, ubezpieczające wieś. Nasze kompanie szybko zajęły wyznaczone im wzgórza za wsią i wschodzące słońce zimowe oświetliło już bitwę w pełni rozwoju. Żołnierze okopywali się w śniegu, gdyż trudno było „ugryźć” łopatką zmarzłą, kamienistą ziemię. Do południa szło nam jeszcze nieźle. Trzymaliśmy się na wzgórzach za wsią, mimo przewagi Moskali, którzy koniecznie chcieli zepchnąć nasz batalion w kierunku wsi Jurków, gdzie były główne siły i Sztab Brygady. Batalionowy Sław, adiutant batalionu, ja i ordynansi bojowi i kompanij staliśmy za kamiennym murem cmentarza, obok chaty, w której spędziliśmy noc. Mieliśmy już kilku rannych, których odesłałem po opatrzeniu, gdy tuż popołudniu Moskale wprowadzili do bitwy karabiny maszynowe i armaty. My, niestety, mogliśmy odpowiadać na ich ostry ogień jedynie z naszych karabinów. Coraz gęściej szły kulki moskiewskie. Pociski artylerii padały na szczęście za nami. 
Obywatel Sław, by lepiej widzieć przez lornetkę ruchy Moskali, wyszedł na ośnieżone wzgórze, leżące obok chaty. W tej chwili został ranny w lewą nogą w okolicy stawu kolanowego. Pobladł, zachwiał się, ale z naszą pomocą dokuśtykał do
chaty. Szybko rozciąłem spodnie, opatrzyłem ranę od kuli karabinowej, krwawiącą z lekka i, ze względu na bliskość stawu kolanowego, nałożyłem szynę z tektury, którą wziąłem z jakiegoś obrazu.
W izbie panował już zmrok, gdy kończyłem opatrunek rannego obywatela Sława. Chciał dowodzić dalej bitwą, wyszedł nawet z nami przed chatę, ale osunął się na nasze ramiona i podstawione nosze. Słońce już zachodziło. Z prawego naszego skrzydła zaczął niepokojąco trajkotać rosyjski karabin maszynowy. Za chwilę nadbiegł łącznik z prawoskrzydłowej Kompanii z meldunkiem, że Moskale obchodzą nasze prawe skrzydło drogą od miasteczka Tymbarka. Obywatel Sław leżąc na noszach nakazał odwrót. Łącznicy pobiegli do kompanij. Już też zapadający zmrok osłaniał nasze ruchy odwrotowe. Żołnierze grupkami ściągali z pozycyj na drogę do Jurkowa omawiając żywo wielką przewagę sił moskiewskich.
Mimo zmroku karabin maszynowy moskiewski nie przestawał ostrzeliwać naszych oddziałów. Nadszedł komendant kompanii, obywatel Wir, i Sław polecił mu osłaniać odwrót. Już kolej na nas wycofać się ze wsi. Trzeba przejść przez pole obstrzału moskiewskiego karabinu maszynowego, który bije jak opętany. Chwytamy nosze z rannym obywatelem Sławem i zaczynamy biec po zmarzniętym gruncie wąskiej, kamienistej drogi górskiej. Byle tylko dobiec do najbliższych chałup wsi, potem już łatwo się schować.
Przy pierwszej chałupie leży wielka kupa nawozu. Tu jeden z sanitariuszy poślizguje się i pada z noszami. Chwytam drążki noszy i wpadamy za zburzoną chałupę mając koło głów roje dokuczliwych moskiewskich kulek. Tu odpoczywamy chwilę, spoceni serdecznie mimo chłodnego wieczoru. Obok nas zbierają się powoli kompanie batalionu. Żołnierze są pomęczeni całodzienną bitwą o głodzie, ale humor mają dobry. Już i strzelanina zaczyna cichnąć. Moskale spostrzegli nasz odwrót, ale nie gonią nas. Widocznie oni też mają duże straty, albo boją się w nocy iść za nami. Kompanie maszerują wąską, kamienistą drogą górską. Z początku żołnierze niosą obywatela Sława na zmianę, później jednak, gdy grunt staje się bardziej kamienisty, sadzamy rannego na konia, gdyż niosący żołnierze przewracają się co chwila, co sprawia rannemu ból niepotrzebny. Tak dochodzimy do wsi Jurkowa. Chcę towarzyszyć obywatelowi Sławowi do punktu opatrunkowego doktora Roupperta, ale ranny mój przełożony każe iść do Obywatela Komendanta, zameldować o przebiegu bitwy i konieczności wycofania się.

Po krótkich poszukiwaniach znalazłem kwaterę Sztabu Brygady. Zastałem Obywatela Komendanta w ciemnej chacie, gdyż brakło nafty i świec. Ogień na kominie oświetlał od  czasu do czasu postać Komendanta, siedzącego w swetrze przy stole. Zameldowałem, jak umiałem, przebieg bitwy, ilość naszych rannych i obejście nas przez Moskali od miasteczka Tymbarka. Nawet zapomniałem nazwy miasteczka, ale Obywatel Komendant mi ją podpowiedział. Szczegółowo opowiedziałem, na rozkaz Komendanta, o okolicznościach  zranienia obywatela Sława i niepokojącym stanie jego rany z powodu bliskości stawu kolanowego, po czym wyszedłem, by szukać we wsi rannego.

Zastałem go w jednym z sąsiednich domów, leżącego na łóżku, ogrzanego już gorącą kawą. Ranny nie myślało swojej ranie, lecz niepokoił się, czy dostatecznie umotywowałem przed Obywatelem Komendantem konieczność naszego odwrotu. Uspokajałem obywatela Sława, jak mogłem, ale widać było, że niemożność wytłumaczenia się przed Obywatelem Komendantem boli go więcej niż rana nogi.
Doktór Rouppert kazał zajechać saniami, by odwieźć rannego Sława do szpitala polowego, gdy otworzyły się drzwi i wszedł Obywatel Komendant w swoim kożuszku, otoczony chmurą groźnej mgły, idącej z dworu do chaty. Wielka radość odbiła się na twarzy rannego batalionowego Sława, chciał usiąść na łóżku, by godnie przywitać Komendanta, ale Obywatel Komendant siadając mówi:
-Leżcie, chłopcze, no jak się czujecie?
– Obywatelu Komendancie, melduję, że musieliśmy się wycofać, gdyż Moskale dużą siłą obchodzili nas od Tymbarka –
zawołał gorączkowo ranny szukając wzrokiem oczu Komendanta.
-Dobrze, dobrze, nie myślcie o tym -odpowiedział Komendant uspokajając rannego i aprobując jego zarządzenie..
Fala radości napłynęła wraz z rumieńcem znów na bladą twarz rannego.
Już weszli sanitariusze z noszami, by wynieść rannego do sań.
Obywatel Komendant podniósł się i pocałował batalionowego w czoło mówiąc:
-Wracajcie, Sław, prędko!
Ranny aż zamknął oczy pod ojcowskim pocałunkiem Komendanta. Sanitariusze okryli Sława kocami i nieśli do sań.
Na dworze księżyc świecił jasno oświetlając mroźne, ośnieżone wzgórza i chaty. Gdzieś z dala padały strzały naszych
placówek. Komendant odchodził wolno do Sztabu rzuciwszy ostatnie pożegnanie odjeżdżającemu saniami obywatelowi Sławowi.

KOMENDANT LEGIONÓW POLSKICH – ZAKOPANE 1914

Fotografia z KOLECKJI PRYWATNEJ TYMBARK