Historia Obrazu Matki Bożej Łaskawej ze Stanisławowa w 85 rocznicę koronacji


Warning: Undefined array key "meta_data" in /home/tymbark/www/wp-content/plugins/nextgen-gallery/src/DataTypes/LegacyImage.php on line 323

Obraz Matki Bożej Łaskawej ze Stanisławowa znajduje się w Gdańsku-Oliwie, w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w kościele św.Piotra i Pawła. W rocznicę koronacji obrazu, w niedzielę przed Wniebowstąpieniem, obchodzone są uroczystości odpustowe. W tym roku dzisiaj, w niedzielę 22 maja 22 r., uroczystości połączone są z 85 rocznicą koronacji obrazu.

Historia obrazu jest nierozerwalnie związana z księdzem Kazimierzem Filipiakiem.

Ksiądz Kazimierz Filipiak, ksiądz obrządku ormiańskiego (1910 – 1992) pochodził z Tymbarku.  Jak wiemy ze „Spotkań z historią” KOLEKCJI PRYWATNEJ TYMBARK:  „Duszpasterz polskich Ormian. Wielki czciciel Maryi. Dla Niej poświęcił swoje życie, wiele lat tułaczki i upokorzeń. Zawsze z Maryją, tak jak i na widocznej poniżej fotografii z końca lat pięćdziesiątych, razem z rodakami z Tymbarku. Ksiądz, na którego prymicyjnym obrazku jest Matka Boska. Bolesna, cierpiąca, płacząca.”

ks.Kazimierz Filipiak z rodakami z Tymbarku (lata 50-te)
KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

Na stronie Sanktuarium czytamy: 

„Kościół św. Piotra i Pawła jest miejscem szczególnego kultu NMP- sanktuarium, w którym łączą się w modlitwie katolicy i Ormianie przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej ze Stanisławowa.

Cudowny Wizerunek MB Łaskawej, koronowany 30.V.1937 r., został przewieziony do Gdańska z kościoła ormiańskiego w Stanisławowie, po zakończeniu II wojny światowej. Miłość Ks. Kazimierza Filipiaka do Matki Bożej, który „nie wypuszczając z rąk umiłowanego wizerunku” tułał się przez wiele lat, ścigany przez władze komunistyczne, doprowadziła obraz do Gdańska, aby pozostał z nami do dzisiaj. Matka nasza swoje miejsce znalazła aż nad morzem, w kościele pod wezwaniem św. Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku.

Obraz Matki Bożej jest wierną kopią wizerunku Jasnogórskiego, lecz bez blizn na twarzy Bogarodzicy i pochodzi prawdopodobnie ze szkoły polskiej wieku XVII.

Namalowany jest temperą na płótnie, rozpięty na sosnowej desce. W kronikach kościoła ormiańskiego odnotowano, że został namalowany na życzenie pisarza gminy ormiańskiej w Stanisławowie, który potem modląc się przed tym obrazem, został wyleczony ze ślepoty. Wkrótce inni ludzie zaczęli doświadczać niezwykłych łask i w powszechnej opinii tych stron, stanisławowski wizerunek dorównywał jasnogórskiemu. Czciciele Matki Bożej Łaskawej mówili: „Jeżeli nie możesz odbyć pielgrzymki do Częstochowy i tam upaść na twarz przed Jasnogórską Panienką, udaj się do Niej w Stanisławowie, a nie zawiedziesz się w swojej nadziei”. Niewyczerpana w swej dobroci śpieszyła Matka Boża Łaskawa z pomocą tym, którzy zwracali się do Niej z ufnością.

Przed obrazem dokonało się wiele cudów, między innymi, uzdrowienia z choroby oczu oraz febry. Do 1883 r. zanotowano 738 cudów potwierdzonych przez abp. Mikołaja Isakowicza. Modlitwy przed obrazem i Msze św. odprawiane na prośby wiernych wyprosiły zwycięstwo oręża polskiego w czasie inwazji bolszewickiej w 1918 r. Liczba uzdrowień powiększała się o kolejne setki Matczynej interwencji w sprawach trudnych, czy wręcz niemożliwych, co potwierdzały liczne wota i listy wpływające do sanktuarium.

Jej wizerunek to tzw. „obraz płaczący”. Płacz Matki Bożej obserwowano wielokrotnie, zwykle zapowiadał upadek obyczajów w naszej ojczyźnie, zwłaszcza w czasach saskich. Jak pisał Ks. Konstanty Żukiewicz: „Łzy Matki Bożej były przestrogą, wołały o opamiętanie przed zbliżającymi się rozbiorami i te nieszczęściem wróżebne łzy, po wiekowej niewoli wypłakały nam ojczyznę wolną”.

18.V.1996 r. miały miejsce obchody 60-lecia koronacji obrazu. W tym dniu wpłynęły listy z błogosławieństwem od Ojca św. Jana Pawła II i Kardynała Józefa Glempa. Przybyli licznie Stanisławowianie, członkowie wspólnoty ormiańskiej z różnych miast polskich oraz wierni z Gdańska i okolicy. Uroczystości przewodniczył ks. Arcybiskup Tadeusz Gocłowski, który dokonał poświęcenia Cudownego Obrazu po przeprowadzonej gruntownej konserwacji. Odnowione zostały również naczynia liturgiczne, srebrna sukienka oraz relikwiarz z tuwalnią Łez Matki Bożej. W procesji, która ruszyła do ołtarza polowego obraz nieśli najpierw Stanisławowianie, następnie przedstawiciele wspólnot ormiańskich i parafian. Modlitwę powszechną odmówiono w języku polskim, ormiańskim i ukraińskim. Jako dary ofiarne złożono m.in. ormiańskie kadzidło i ziemię z cmentarza stanisławowskiego.

Dzisiaj Ormianie gdańscy spotykają się w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej kilka razy w roku, a przede wszystkim w związku z odpustem w rocznicę koronacji obrazu, obchodzonym w niedzielę przed świętem Zesłania Ducha Świętego oraz w uroczystość Trzech Króli, czyli Objawienia Pańskiego, które według tradycji ormiańskiej wiąże się z poświeceniem wody i odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych, pamiątką chrztu Armenii.

Na pamiątkę cudu Płaczącego Obrazu w dniu 21 sierpnia każdego roku udziela szczególnych łask przez błogosławieństwo relikwiarzem z tuwalnią Łez Matki Bożej.”

W 2007 roku w 70 rocznicę koronacji wizerunku Matki Bożej Łaskawej ze Stanisławowa została wydana książeczka „Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w kościele św.Piotra i Pawła”, w której przedstawiono historię Obrazu. 

Poniżej treść opracowania udostępnionego poprzez stronę internetową Sanktuarium (strony są dobrze ułożone, błąd jest w druku numeracji). 

IWS

Zdjęcie 1 z 24

Wspólna historia

O historycznych związkach Polski i Ukrainy, o przesuwających się granicach na przestrzeni wieków, o relacjach między Polakami i Ukraińcami,  mówimy sporo od czasu napaści Rosji na Ukrainę, w lutym 2022. 

W tym duchu publikuję przedruk artykułu, jaki ukazał się Głosie Tymbarku nr 32 z 1997 roku. Artykuł pod tytułem „Wspomnienia tamtych dni….”,  podpisany „wspomnienia spisała Maja”.

Wspomnienia tamtych dni… 

Pamiętajcie o ogrodach,

przecież stamtąd wyszliście

Rohatyn to miasto położone w dzisiejszej Zachodniej Ukrainie. Przed II wojną światową było miastem powiatowym w województwie Stanisławowskim na Podolu. Stanisławów, niegdyś polski, po wojnie jako Iwanofrankowsk wchodził w skład ZSRR. Okolice Stanisławowa, Rohatyna, Halicza, Buczaczu po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, zamieszkiwane były przez ludność czterech narodowości: Polaków, Ukraińców, Żydów i Czechów. Posiadłości te należały kiedyś do rodziny Czartoryskich, których dwór znajdował się w Sieniawie.

Rok 1930 -Józef Pozusiński kupił od księżnej Marii Ludwiki Joanny Józefy Czartoryskiej ok. 23 arów ziemi w Rohatynie, gdzie na obrzeżu miasta rozpoczął budowę domu. W tym samym roku przyszła na świat Władysława, czwarte dziecko Józefa i Józefy Pozusińskich. Mała Władysława często przesiadywała w zakładzie szewskim swojego ojca i przysłuchiwała się rozmowom o polityce, życiu codziennym prostych ludzi. Tam właśnie dowiedziała się o wybuchu Il wojny światowej, o wkroczeniu Niemiec hitlerowskich do Polski i wkrótce – o napaści ZSRR na wschodnie tereny Polski. Strach i głód zapanował od momentu wkroczenia wojsk Armii czerwonej do Rohatyna. W krótkim czasie znikły ze sklepowych pólek wszystkie artykuły żywnościowe.
Za chlebem stało się w kolejce całą noc. Represje, jakie stosowali Rosjanie, spowodowały, że państwo Pozusińscy opuścili miasto i udali się do krewnych na wieś. Nie wiedzieli jednak, że  w tej miejscowości zgromadzona była artyleria przeciwlotnicza Armii Czerwonej. Gdy rozpoczęły się naloty niemieckie, pani Władysława, wówczas 11-letnia dziewczynka, bawiąca się właśnie z trzyletnim chłopcem na okolicznych polach, znalazła się nagle w samym środku frontu. Pamięta, że bardzo bała się o życie chłopca, przytuliła go do siebie, i pośród wybuchów bomb i strzałów, zaczęła uciekać. Szczęśliwie wróciła do domu, ale wspomnienie ucieczki i obraz żołnierza sowieckiego, zmiażdżonego przez gąsienice czołgu, pozostały w Jej pamięci do dziś.

Rok 1941 – Niemcy zaatakowały ZSRR. Sowieci przed ich wkroczeniem deportowali w głąb ZSRR wszystkich urzędników, policjantów, kolejarzy i inteligencję polską. Pozusińscy wrócili do Rohatyna i zamieszkali przy ulicy, która sąsiadowała z gettem żydowskim. Łapanki, krzyki i strzały słychać było prawie codziennie. Po drugiej stronie ulicy znajdowały się dwa szpitale żydowskie, które często odwiedzały „patrole” niemieckie. Pani Władysława widziała przez okno, jak do bardzo chorych i rannych Żydów strzelano z karabinów maszynowych. Nagie ciała, jak mięso
w rzeźni, zwlekano i wrzucano na drewniane wozy. Później prowadzono grupę Żydów ustawionych w czwórki w głąb pobliskiego lasu. W lesie, do wykopanych wcześniej dołów wrzucano przywiezione zwłoki i potem zabijano pozostałych.
Czasami zdarzało się, że, pośród trupów były jeszcze osoby ranne i półprzytomne. Nie miały jednak szans na przeżycie, gdyż Niemcy zalewali doły wapnem i zasypywali je.

W domu Pozusińiskich pracowała Żydówka – Zofia Węglorz- jako opiekunka do dzieci. Zdradzili ją przed Niemcami żydowski akcent i została rozstrzelana.
Niemcy w mordowaniu posługiwali się Ukraińcami.

Jeszcze przed wojną Ukraina walczyła z Polską i ZSRR o niepodległość. Pomoc starała się uzyskać od III Rzeszy i na jej usługi bardzo chętnie przeszły dwa ugrupowania nacjonalistyczne: Melnykowców i Banderowców. Powstała później Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) bezlitośnie mordowała cudzoziemców, szczególnie Polaków. Metody, jakie stosowała, wywoływały strach i przerażenie.

Sąsiad Pozusińskich – Kuśnierz, obawiał się o bezpieczeństwo swojej rodziny. Wysłał żonę z trójką dzieci do znajomych na wieś. Tam jednak dopadła ich UPA. Oskarżyli najstarszego, 16-letniego syna Kuśnierza, o zniszczenie pomnika patriotów ukraińskich. Wyprowadzili go z domu, przywiązali do słupa i „darli pasy” (skalpowali mu skórę z rąk, nóg. pleców). Chłopiec wił się z bólu i co chwila tracił przytomność. Tamci, na oczach matki, oblewali go wodą i dalej torturowali. Na koniec połamali mu ręce i podpalili. Całą rodzinę wymordowali, oprócz małej córki Kuśnierza, która – kurczowo ściskając święty obrazek, schowała się pod łózko i tak zdołała się uratować.

Z tamtych tragicznych dni pani Władysława pamięta jeszcze małego chłopca żydowskiego. Widziała jak malec prosił o coś żołnierza niemieckiego, tamten kazał mu jednak odejść. Po paru krokach dosięgły go kule z pistoletu Niemca- widziała jak chłopak upadł – zapamiętała rzucające się w konwulsjach, konające ciało.

Rok 1944 – Niemcy zaczęli się wycofywać, w pogoni za nimi nacierała Armia Czerwona. Sowieci zmuszali Polaków do wstępowania w jej szeregi, zmuszali również do przyjmowania obywatelstwa radzieckiego. Głód, represje i obawa przed śmiercią spowodowały, że Polacy masowo uciekali na zachód, do Polski. Pan Pozusiński także postanowił wyjechać. W styczniu 1944 roku wraz z
dwiema córkami, w bydlęcych wagonach, wyruszył z Rohatyna na zachód. Gdzie będzie ich przyszły dom? – sam nie wiedział. Podróż trwała bardzo długo. Gdy dotarli do Krynicy, w miejscowym urzędzie oznajmiono im, że nie ma tu miejsca i wysłano do Nowego Sącza. Tu także poinformowano ich, że nie mogą się zatrzymać. Nieznajomy kolejarz zaproponował im udać się do Mszany Dolnej, gdzie znajdował się dwór potrzebujący rak do pracy. W czasie podróży z Nowego Sącza do Mszany nieznajomy mężczyzna opowiadał im o Tymbarku, gdzie znajdował się zakład owocarski i mleczarnia. Jest to miejscowość „mlekiem i miodem płynąca” -pomyślał Pozusiński. Było 6 lutego 1944 roku, niedziela, w miejscowym kościele odprawiana była właśnie suma, gdy Pozusiński wraz z córkami wysiadł na stacji w Tymbarku.
Mieścina położona w Beskidzie Wyspowym wydala się im cudownym miejscem do zamieszkania. Mimo życzliwego przyjęcia ich przez rodzinę pana Władysława Smagi, długo nie mogli zaakceptować ich miejscowi. Wyzywano ich od Ukraińców, morderców, wyśmiewano się z języka. Pani Władysława zawsze czuła się Polką, nawet wtedy, gdy w 1948 roku otrzymała dowód osobisty z wpisem: „…urodzona w Rohatynie w ZSRR…” Wiele lat nie chciała się z tym pogodzić, przecież urodziła się w Polsce. Tam bardziej czuło się Polskę, walczyło się o Nią i bardziej się Ją kochało.

wspomnienia spisała Maja

Rohatyn, kościół (fotografia pochodzi z cytowanego artykułu)

 

Historia Rohatynia , źródło: Wikipedia 

Pierwsza wzmianka o tej miejscowości pochodzi z 15 maja 1390 z dokumentu papieża Bonifacego IX wystawionego biskupowi przemyskiemu Erykowi z Winsen. W 1415 otrzymał prawa miejskie od króla Władysława Jagiełły. W 1440 wzmianka o pierwszym kościele katolickim. W 1509 splądrowane przez hospodara mołdawskiego Bohdana, a wdowa po dziedzicu, Barbara z Pileckich, uprowadzona wraz z synami Rafałem i Piotrem[. W 1520 najechany przez Tatarów, którzy porwali Aleksandrę Lisowską (Roksolanę), późniejszą żonę Sulejmana Wspaniałego i matkę sułtana Selima II. W 1535 król Zygmunt Stary przekazał miasto w zarząd dożywotni królowej Bonie. W 1538 wybudowano w mieście późnogotycki kościół. W 1539 król wydał przywilej nakazujący wybudować w mieście fortyfikacje, ratusz i sukiennice. Od 1558 do 1562 roku proboszczem był tu Marcin Kromer. W 1614 Mikołaj Wysocki z Kwoczan ufundował w mieście kościół i klasztor zakonu dominikanów. W 1625 w Rohatynie na pewien czas schronił się przed zarazą Symeon z Zamościa. W 1648 zajęty przez powstańców kozackich Bohdana Chmielnickiego. W 1666 ponownie konsekrowano kościół farny. W II poł. XVIII w. starostwo rohatyńskie posiadał kasztelan Józef Bielski (Bilski). Podczas I rozbioru Polski w 1772 roku Rohatyn został włączony do Austrii. W 1775 roku miasto jako odszkodowanie otrzymała księżna Zofia Lubomirska. Niedługo później wybudowano w mieście pałac. W 1852 roku w pobliżu miasta wybudowano linię kolejową Halicz-Tarnopol. W 1914 roku podczas I wojny światowej w pobliżu miasta prowadzono ciężkie walki pozycyjne pomiędzy wojskami rosyjskimi i austriackimi.

W II Rzeczypospolitej stolica powiatu w województwie stanisławowskim. W sierpniu 1920 r. po ciężkich walkach z Rosjanami w pobliżu wsi Dytiatyn (Bitwa pod Dytiatynem) miasto zajął 37 Łęczycki Pułk Piechoty. W 1927 został wybity medal upamiętniający o treści Królewskie miasto Rohatyn, zaprojektowany przez Rudolfa Mękickiego.

W 1930 roku miasto liczyło 8 tys. mieszkańców. Przed 1939 wśród mieszkańców byli mennonici.

Podczas wojny obronnej 1939 roku, w dniu 17 września do Rohatyna wkroczyły wojska sowieckie. W czasie II wojny światowej we wrześniu 1939 dokonano tu egzekucji na polskich jeńcach. W lecie 1941 roku miasto zajęły wojska niemieckie, które w 1942 roku wymordowały tu około 3,5 tys. okolicznych Żydów. W okolicznych wsiach Potok, Zalipie, Czercze, Puków, Wierzbiłowice w latach 1941–1943 Ukraińska Powstańcza Armia dokonała licznych mordów na ludności polskiej. W 1945 roku ludność polską wysiedlono, a miasto włączono do ZSRR.

O dworskiej oranżerii, ale też o Augustynie Matuszyku, pisał Stanisław Wcisło

Artykuł z 2006 roku, Głos Tymbarku Nr 56

Na okładce 55 numeru „Głosu Tymbarku” zamieszczona jest fotografia z podpisem: „Tak wygląda obecnie chyba najoryginalniejsza budowla – była dworska oranżeria”. Przedstawia tylną część tejże budowli. Widać zmurszały mur i załamania dachu, który niewątpliwie szybko runie. Przykry to widok, nie ma jednak możliwości, by ją ocalić. Aby mimo to coś po niej pozostało w naszej pamięci podajemy jej opis oraz historię. 
Oranżeria, w znaczeniu ogrodniczym, to pomarańczarnia, czyli specjalny budynek do hodowli i przetrzymywania w okresach klimatycznie niekorzystnych roślin ciepłolubnych, jak pomarańcze, cytryny, palmy, juki, agawy, laury itp. Tym też celom strużyła ta na terenie dworskiego ogrodu, obok Nowego Dworku. Wybudowana została w 1912 r. z cegły, w stylu neogotyckim. Jej zewnętrzne wymiary to: długość 15 m, szerokość 5 m, wysokość frontowa właściwej oranżerii 5 m, zaś tylna 3 m.

Budynek ten podzielony jest na trzy części: 1/ właściwa oranżeria, 2/mnożarka oraz 3/korytarzyk.

Pomieszczenie oranżerii wyposażone było w zbudowany z cegły kanał ciepłowniczy, przebiegający dookoła po wewnętrznej stronie. Ściana przednia, lekko skośna ku tyłowi, od wysokości 1 m nad
ziemią wykonana była ze szkła. Pod tą ścianą na całej jej długości znajdował się drewniany parapet, na którym umieszczane były doniczki z roślinami niższego wzrostu. W głębi, na glinianej posadzce ustawiane były rośliny wysokie, jak np. palmy, draceny, laury, mirty krzewiaste, cytryny i inne, z których część w okresie letnim wysadzana była na terenie parku dworskiego oraz na tarasie dworku.
Dużą ozdobą oranżerii były orchidee (storczyki), których kolekcja zawieszona była w doniczkach na odpowiedniej wysokości. Podobno kolekcja ta wzbudzała zazdrość u wielu osób, które zwiedzały
oranżerię, bowiem uprawa storczyków jest dość trudna, zaś kwiaty tych roślin mają przecudne kształty i fascynują swoim pięknem.
Druga część budynku, mnożarka, służyła do wysiewu i rozmnażania roślin w celu przyspieszenia ich wegetacji, względnie opóźnienia. Poza rozsadami uprawiano w niej takie warzywa jak: rzodkiewkę, sałatę, szczypiorek, ogórki oraz pomidory (które w tamtym czasie nie były jeszcze znane w uprawie na naszym terenie).
Oprócz warzyw produkowano tu i rozmnażano rośliny ozdobne w doniczkach, które zdobiły  pomieszczenia dworskie, lub wysadzane były do gruntu na terenie parku dworskiego. Pomieszczenie to zbudowane było na planie kwadratu o boku 5 m. Ściana przednia miała wysokości zaledwie 1,30 m – tylna natomiast 3 m. Od ściany przedniej do tylnej prowadził daszek całkowicie oszklony. Również w tym pomieszczeniu wokół ścian, na wysokości 40 cm od posadzki, wymurowany był kanał grzejny. Nad nim oraz przez środek mnożarki biegły drewniane parapety z ziemią, w której uprawiane były rośliny bezpośrednio lub w doniczkach. Pod parapetami znajdowały się schowki na doniczki oraz inne materiały potrzebne do uprawy roślin. Były również i różne ziemie ogrodowe: kompostowe – lekkie i ciężkie, piasek, żwirek, glina itd.
Trzecią część stanowił korytarzyk między oranżerią a mnożarką, o szerokości 3 m i długości 5 m. Tu znajdowały się paleniska połączone z kanałami grzewczymi obu części. Opał stanowiło
drewno z losów dworskich, najczęściej bukowe, rzadziej jodłowe lub z innych drzew. Nad korytarzykiem mieścił się pokoik, o wymiarach 2×3 m, przeznaczony dla obsługi oranżerii.
Dojście do niego stanowiły drewniane schodki, pod którymi ukryte było źródełko. Nie tylko ułatwiało ono dostarczanie wody do podlewania roślin, ale także w okresie letnim, na skutek parowania
wytwarzało specyficzny mikroklimat, wpływający bardzo korzystnie na rozwój roślin. Zaznaczyć należy, że budynek ten, pełniący funkcję szklarni, po likwidacji dworu i przejęciu go przez Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego przez szereg lat służył szkole jako pracownia dydaktyczna. Dzięki dobremu specjaliście, jakim był Augustyn Matuszyk, wielu uczniów wyniosło z tych zajęć doskonałe przygotowanie do  prowadzenia upraw ogrodowych, zwłaszcza z zakresu warzywnictwa i kwiaciarstwa.
Ze szkolenia zawodowego, prowadzonego przez A. Matuszyka korzystało również wiele osób starszych, które chętnie tu przychodziły, aby zapoznać się z uprawami niektórych warzyw, dotychczas mało lub w ogóle nieznanych na terenie Tymbarku oraz kwiatów, zwłaszcza balkonowych.

Dzisiaj pozostały tylko wspomnienia o tamtych latach, czasami przywoływane przez osoby już starsze wiekiem.

Stanisław Wcisło 

pozostałości po dworskiej oranżerii – stan maj 2022

zdjęcia: IWS

Strzelanie mundurowych

   Na strzelnicy kulowej w Limanowej młodzież klas mundurowych tymbarskiego Zespołu Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej uczestniczyła w zajęciach szkoleniowych z zakresu strzelectwa sportowego. Strzelectwo jest dość niebezpiecznym sportem, a  więc dobrze jest uczyć się tego zajęcia pod okiem kogoś doświadczonego. Tą osobą jest nauczyciel PW, instruktor strzelectwa sportowego ppłk. SG Dariusz Gizicki z Zespołu Szkół w Tymbarku.

     Strzelectwo wymaga mnóstwa cierpliwości i samozaparcia. Nie są to cechy, które przypisane są każdemu człowiekowi. Strzelec musi pokazać nie tylko, że ma wyśmienite oko i pewną rękę, ale też że doskonale umie obchodzić się z bronią. Tych wszystkich atrybutów uczymy się w szkole i na strzelnicy –  podkreśla ppłk. SG Dariusz Gizicki.

Robert Nowak

„Pożegnanie i kondolencje śp.Michała Dębskiego” – przypomnienie w piątą rocznicę śmierci

Przyjm Michała na spotkanie,
Dobry Jezu, a nasz Panie,
Wprowadzając do światłości,
Do niebiańskiej szczęśliwości.

Niech się cieszy z Tobą, Panie,
Czekając na zmartwychwstanie.
Żegnamy Cię tu, na ziemi,
Obcuj teraz między swymi.

Smutkiem i żalem objęci,
Zachowamy Cię w pamięci.
Wspominać będziemy Ciebie,
I modlić się w Twej potrzebie.

Teraz pamięć jest o Tobie,
Łączymy się dziś w żałobie.
Niech Cię Bóg w niebie ugości,
Przyjm wyrazy życzliwości!

Łączymy się z całą rodziną,
Wyrażając współczucie

Wacław, Janina, Fryderyk
Dudzikowie

Argentewil,  21.V.2017 

(kondolencje opublikowane w tomie „Słowo Daję” Wacława Dudzika, rok 2017)