Wojsko – miłość – wojna
Po mianowaniu, już jako oficer, Tadeusz Paulone przeniesiony został do Cieszyna, gdzie otrzymał przydział służbowy w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich. W jednostce tej wykazał się wieloma zaletami, zwłaszcza karnością i dokładnością w wykonywaniu poleceń przełożonych, a także umiejętnością dowodzenia żołnierzami oraz przyjacielskim stosunkiem do wszystkich – tak przełożonych, jak i podwładnych. Był lubiany i szanowany, liczono się z jego uwagami. Nic więc dziwnego, że szybko awansował na stopień porucznika. Służąc w Cieszynie, w roku 1936 poznał Romę Sygnarską, córkę nauczycieli mieszkających pod Dębicą, która uczęszczała do gimnazjum w Cieszynie. Wkrótce uczucia ich przekształciły się w miłość głęboką i wzajemną. Dowiadujemy się o tym z listu pani Romy, jaki napisała do matki Tadeusza we wrześniu 1946 r., a więc 3 lata później po jego tragicznym rozstrzelaniu w obozie oświęcimskim. List ten jest obszerny i bardzo uczuciowy, dzięki czemu mamy możność poznania wielu epizodów z życia Tadeusza. Przytoczę jego fragmenty tematycznie związane z aktualnymi danymi o Tadeuszu.
Pierwszy z nich opisuje poznanie i znajomość z Tadeuszem do czasu wybuchu wojny:
„Chodziłam wówczas do ósmej klasy gimnazjalnej w Cieszynie, gdy w lutym 1936 roku poznałam Pani syna. Nie mogłam go nie pokochać – Miał coś czarującego w obejściu (…) a poza tym był człowiekiem nadzwyczaj uczciwym, bardzo dobrym i uczynnym, o prawym charakterze … Był ceniony w wojsku przez swych przełożonych (…) przepowiadano mu świetną karierę. Dość na tym, że nie widziałam poza nim świata. Nie wiem dlaczego pokochał mnie i on, ale pewnie wiedział, że jestem mu oddana i bardzo go kocham, bo było przecież mnóstwo kobiet ładniejszych i bardziej wartościowych ode mnie, które chętnie nazwałyby go „swym”. Niestety, ja jestem biedna, a aby wyjść za mąż za wojskowego, który nie był kapitanem, trzeba było złożyć parę ładnych tysięcy w ministerstwie. Tak więc czekaliśmy: ja koło Dębicy, u moich rodziców, on w Cieszynie. Od czasu do czasu przyjeżdżał do mnie, a gdy ja miałam więcej wolnego czasu niż on, to z kolei ja jeździłam do Cieszyna. Opowiadał mi często o swych rodzicach w Argentynie (…) Opowiadał też o swym dziadku Włochu i o swej babci, która mieszka w Piekiełku. Babci posyłał co miesiąc pieniądze (…) Ale nie doczekałam się na ślub. Wybuchła wojna”.
To tyle, jeśli chodzi o ciekawy i pełen serca fragmentu listu p. Romy. Piękna to miłość i warta opisu – szkoda tylko, że nie doszło do szczęśliwego finału, jak to bywa w romansach lub bajkach. Widmo wojny było natomiast realne. W połowie 1939 roku nastąpiły nominacje oficerskie. Jan Homa, wujek Tadeusza – na stopień majora, zaś Tadeusz – na stopień kapitana. Radość wielka, gdyż teraz – jako kapitan – mógłby zawrzeć związek małżeński z ukochaną Romą. Radość jednak przedwczesna. 1 września Tadeusz, jako dowódca zwiadu konnego 4PSP w Cieszynie, wyrusza na front. Nie znane są szczegóły jego udziału w kampanii wrześniowej. Przeżył ją jednak zdrowo, bez odniesienia ran i uniknął niewoli. Natomiast jego wujek, Jan Homa, poległ na polu walki.
O dalszych losach Tadeusza dowiadujemy się nieco więcej, również dzięki kolejnemu urywkowi listu pani Romy: „10 września 1939 roku przyszedł do nas Tadzio zarośnięty (…) z dwoma kolegami w pełnym uzbrojeniu. (Niemcy byli tu już od trzech dni). Dom nasz stoi tuż przy szosie i baliśmy się Niemców. Przebraliśmy ich tylkow cywilne ubrania i tego samego wieczoru wywiozłam ich do znajomego leśniczego. Tam odpoczęli dwa dni i już w cywilu, ale z bronią w ręku (co groziło śmiercią), poszli za wojskiem, aby dołączyć do oddziałów. (To, że byli sami, to dlatego, że była jednodniowa bitwa, w której brali udział i zostali rozbici, zdołali uciec, a nie dostali się do niewoli.)”.
Z tych zdań wynika, że oddział Tadeusza został rozbity, a jemu i jego kolegom udało się umknąć i uniknąć niewoli. Po odpoczynku udali się w kierunku frontu, by kontynuować walkę. To im się jednak nie udało i wkrótce, jak pisze dalej pani Roma w swym liście: „Dokładnie po tygodniu wrócił do nas Tadzio. Rosjanie wkroczyli i nie było sensu iść dalej. Siedział u nas trzy tygodnie.”
Te trzy tygodnie to okres przygotowania do dalszego życia. Wraz z panną Romą snuli plany na przyszłość. Ponieważ w szkole, w której uczyli rodzice Romy, kwaterowało wojsko, zaś Tadeusz nie miał żadnych cywilnych dokumentów, pobyt w tej miejscowości stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Postanowiono więc, że wróci do Tymbarku, gdzie w sposobnym czasie zawrą związek małżeński. W Tymbarku, ze względów bezpieczeństwa, nie zamieszkał u cioci, której dom znajdował się tuż przy szosie relacji Mszana Dolna – Limanowa – Nowy Sącz i wjeździe do Tymbarku od strony południowej, lecz w tzw. „Starym Dworze”, u Mariana Prökla – administratora miejscowych dóbr ziemskich Zofii Turskiej. Wcześniej jeszcze, z tych samych powodów, przez krótki czas ukrywał się na terenie Rabki, w willi inż. Antoniego Grochowolskiego. Mieszkając tam nawiązał kontakt z majorem Franciszkiem Galicą, szefem tworzącego się na tamtejszym terenie Ruchu Oporu.
Stanisław Wcisło
cdn.