Aktualności
31 sierpnia – Dzień Solidarności i Wolności
Artykuł z 2005 roku Pana Zenona Duchnika.
Czy marzenia o wolności się ziściły?
26 sierpnia 2005 roku. W Mogile, przy kościele Cystersów tłok. Cały czas nadciągają nowi ludzie. Poczty sztandarowe stoją w szeregu. Jest w tym coś wzruszającego. Szukam znajomych, tych z pierwszych spotkań przed 25 laty i tych, z którymi byłem internowany w Załężu.
Święto małopolskiej Solidarności. Właśnie tu, w Mogile, gdzie z inicjatywy NSZZ “Solidarność” 1 marca 1981 roku poświęcono krzyż i umieszczono w hali Walcowni Gorących Blach Huty im. Lenina. W latach pięćdziesiątych ub. wieku, w obrębie Mogiły powstało nowe miasto – Nowa Huta. Miało w nim nie być żadnego kościoła, ludzie, którzy tam mieli zamieszkać wabiono dobrymi zarobkami, mieszkaniami… mieli tylko zapomnieć o Bogu. Czy to się udało? Chyba nie…
Tu właśnie, 20 sierpnia 1980 roku wybuchły strajki na różnych wydziałach Kombinatu. Zakład otoczył kordon funkcjonariuszy ZOMO. W środku robotnicy formułowali postulaty strajkowe: podwyżka płac, niekaranie za strajk, ale również żądania polityczne. Czekali na wieści z Lublina, Szczecina i Gdańska – gotowi w każdej chwili wesprzeć strajkujących tam kolegów…
Dzisiaj młodzi ludzie niewiele wiedzą o tamtych czasach, a starszych często ogarnia amnezja – zapominają, że pod koniec lat siedemdziesiątych i w latach następnych XX wieku wszystko było reglamentowane (sprzedawane na przydziałowe kartki), że sprzęt AGD i meble były dostępne tylko dla “młodych małżeństw” (do lat 30), na materiały budowlane była rejonizacja, a ich otrzymanie na inwestycje lub remont graniczyło z cudem. Zapominają, że samochód i telefon na wsi był rarytasem, nie mówiąc już o drogach, których praktycznie nie było. Nie można było studiować ani uczyć się w szkołach średnich wieczorowych czy zaocznych bez skierowania. Któż dzisiaj pamięta sklepy, w których były tylko sól, zapałki i ocet, czasem musztarda, a w sklepach mięsnych “nagie haki” i salceson zwany “cwaniakiem”, bo nie dał się wywieźć za wschodnią granicę? Kto dziś opowie o tym, że wówczas kwitła turystyka handlowa do Sącza, Rabki, Nowego Targu czy Krakowa by kupić grysik dla dziecka, skarpety czy coś lepszego do ubrania lub jedzenia (w miastach były nieco większe przydziały towaru do sklepów)? Kto przypomni, że milicja i wojsko miały własne restauracje i sklepy, do których był zakaz wstępu normalnym śmiertelnikom, że górników traktowano jak nadludzi – mieli sklepy “Nur für górnik” zaopatrzone we wszystko czego dusza zapragnie, byle tylko wydobywali węgiel dla Związku Radzieckiego…
Właśnie wtedy, w 1980 roku rozpoczęły się w Polsce strajki, których już nie można było zdławić gdyż strajkujący byli gotowi na wszystko. Pamiętam, jak pracownicy czekali na rejestrację Solidarności i jaki był entuzjazm gdy ogłoszono, że można się już zrzeszać w nowych, niezależnych i samorządnych związkach zawodowych – w nich upatrywano narzędzie dla sprawiedliwości i uczciwości społecznej.
Na limanowszczyźnie zaraz po rejestracji Solidarności zaczęto tworzyć nowe struktury. 20 października w Limanowej powołano Komitet Koordynacyjny, w skład którego weszli: Janina Trzmiel-Obidowicz, Szczepan Michura, Stanisław Biedroń, Witold Straub, Tadeusz Grabiasz, Zofia Sułkowska, N. Ryś, Kazimierz Krasiński, Władysław Leśniak, Danuta Sroka, Ryszard Skowronek, Jan Postrożny, Bogdan Paprocki, Wilhelm Mrożek, Jan Jabłoński, Tadeusz Rzemieniec, Wojciech Kasprzak i Jan Brzozowski.
W skład Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego weszli: Witold Straub (KFAP) – przewodniczący (pełnił tą funkcję do końca grudnia, potem zrezygnował), Stanisław Biedroń (WUSP) – został przewodniczącym MKK, Szczepan Wichura (NPG), Janina Obidowicz-Trzmiel (ZOZ), Tadeusz Grabiasz (PKO), Jan Postrożny (STW) i Danuta Sroka (RSZiZ), od 1 stycznia 1981 r. pracę w MKK rozpoczął – piszący te słowa – Zenon Duchnik (SKR Stara Wieś).
24 października 1980 roku Sąd Wojewódzki zarejestrował NSZZ Solidarność. 3 listopada redaktorem naczelnym Gazety Krakowskiej został Maciej Szumowski i mimo, iż gazeta była organem PZPR, stała się najbardziej wiarygodnym dziennikiem nie tylko dla regionu, ale też dla zagranicy. Gdy ktoś trafił do Czechosłowacji, to Czesi i Słowacy, aby dowiedzieć się o tym, co dzieje się w Polsce, prosili o Gazetę Krakowską, tylko że na granicy państwa tak nasi jak i czechosłowaccy celnicy konfiskowali tą prasę.
15 grudnia powołano w Limanowej sekcję pracowników oświaty w składzie: Jerzy Stochel – ZSM-E, Henryk Jurowicz – LO nr 1, Marian Wójtowicz – SP nr 1, Roman Malinowski – SP w Mordarce. W zebraniu uczestniczyli też Zbigniew Sułkowski (ZSZ), Genowefa Lachor z Męciny, Michalina Słowiak – LM i Józef Skrzekut.
5 lutego, podczas wyborów do Komitetu Zakładowego Solidarność Nauczycieli w Limanowej wybrano Marka Baczyńskiego, Henryka Jurowicza, Genowefę Lachor, Krystynę Pitulę, Jerzego Stochela, Zbigniewa Sułkowskiego i Mariana Wójtowicza. Przewodniczącym został Jerzy Stochel, który funkcję tą pełnił do czerwca 1981 roku, kiedy to zrezygnował z funkcji w KZ w związku z wyborem go na I sekretarza Miejsko-Gminnego Komitetu PZPR w Limanowej. Był on chyba jedynym w kraju sekretarzem z ramienia Solidarności.
Pod koniec lutego 1981 r. powstaje Solidarność w Gminnej Spółdzielni w Tymbarku. Największym poparciem zebranych cieszył się Mieczysław Wawrzyniak, jednak funkcji przewodniczącego nie przyjął, zrzekając się jej na rzecz kolegi Adama Sołtysa.
Jedyną szkołą na terenie dzisiejszej gminy w Tymbarku, w której założono Solidarność, był Zespół Szkół Spożywczych. Zebranie założycielskie prowadził Adam Ociepka, przewodniczącą Komisji Zakładowej została Marianna Skalska, a Jan Plata zastępcą oraz delegatem do Gminnej Komisji Solidarności. W skład zarządu weszły również Maria Bernert i Maria Wcisło. Związek założyło ok. 30 osób. W zebraniu tym uczestniczyli przedstawiciele Solidarności Nauczycielskiej z Nowego Sącza, będącego wówczas siedzibą województwa, Panowie dr G. Derkowski i dr A. Reyman. Do tej organizacji przystąpiły również osoby spoza szkoły, mianowicie: państwo Żaczkowie oraz Irena Niwelińska.
Silną organizację Solidarności posiadały Podhalańskie Zakłady Przemysłu Spożywczego w Tymbarku. Przewodniczącą KZ została Anna Frankiewicz, a delegatem na Ogólnopolski Zjazd Solidarności wybrano Juliana Pawlaka.
6 marca w Limanowej, w MKK odbyło się zebranie, na którym wysunięto poważne oskarżenia przeciwko Przewodniczącemu MKK, Stanisławowi B. Został on odwołany z tej funkcji. Wybrano nowy zarząd, w skład którego weszli: Stanisław Bieda – przewodniczący, Bartłomiej Kaim – wiceprzewodniczący, Wojciech Kasprzak, Tadeusz Rzemieniec, Witold Stuber, Jerzy Stochel i Edward Król. Zrezygnowałem wówczas z pracy w MKK, tłumacząc się obowiązkami pracownika SKR i pomocą w pracach lustracyjnych Zakładu. Zostałem też delegatem – wraz z Panem Pogwizdem z Mszany Dolnej – do Komisji Krajowej Kółek Rolniczych i Zakładów Produkcji Rolnej w Polsce.
Do MKK w Limanowej zgłaszali się ciągle ludzie z terenu, informując o nieprawidłowościach i nadużyciach w różnych dziedzinach życia. Np. że:
niektórzy handlowcy towar zamiast sprzedawać legalnie w sklepie (ubrania dziecięce), wywozili je na jarmarki do Nowego Targu i Nowego Sącza;
wywozili za granicę sprzęt RTV;
pan C. zabił człowieka, a siedział za ten czyn ktoś inny;
pan S.B. pod Technikum Mechaniczno-Elektrycznym potrącił dziecko, a milicjant, który interweniował (Protazy T.), został spoliczkowany przez sprawcę i na drugi dzień musiał pana S., II sekretarza Komitetu Powiatowego, przepraszać z kwiatami (po wprowadzeniu stanu wojennego ów milicjant został zmuszony do przejścia na emeryturę).
Zgłaszano współpracę obywateli z Niemcami i znęcanie się po wojnie na ludziach. Każde zgłoszenie potwierdzane było na piśmie, na wszelki wypadek. Byli tacy, którzy rezygnowali ze zgłoszenia, gdy trzeba było zeznanie podpisać imieniem i nazwiskiem.
W listopadzie założono Solidarność w SKR Stara Wieś i od tego momentu zaczął się wielki “bój”, bowiem zaczęły “wychodzić” różne machinacje ludzi Frontu Jedności Narodowej dotyczące pasz dla zwierząt, mąki, ziemniaków itd. Na początku grudnia odbyły się wybory; było to o tyle ciekawe, że na zebranie założycielskie zaproszono przedstawiciela BGŻ i WZKR w Nowym Sączu (sprawozdania z działalności tej samej SKR, odczytane przez te organizacje były diametralnie różne) oraz sekretarza gminnego PZPR (który nie przyszedł). W skład zarządu weszli Zenon Duchnik, Celina Wronowa, Czesław Tokarczyk, Jan Winiewski. 9 stycznia 1981 r. członkowie WSZZ Solidarność z Nowego Sącza rozpoczęli strajk okupacyjny w Ratuszu, domagając się spełnienia postulatów pracowniczych, m.in. zmian personalnych we władzach wojewódzkich. W strajku wzięło udział 50 osób – byłem jedynym przedstawicielem dzisiejszego powiatu limanowskiego. 11 stycznia, po wcześniej odprawionej w ratuszu Mszy św., w której uczestniczyli również – przez otwarte okna – mieszkańcy Nowego Sącza, strajkujący zostali wieczorem wyrzuceni z ratusza przez funkcjonariuszy MO, którzy weszli do środka wyłamując drzwi z tyłu budynku. Udaliśmy się w procesji z krzyżem na czele na ulicę Zygmuntowską do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego.
17 stycznia delegacja strajkujących udała się autokarem na pierwsze rozmowy do Warszawy. Podczas tego pobytu załatwiono część wniosków, głównie z terenu Limanowej: zatwierdzono budowę nowej szkoły w Łososinie Górnej, o którą od kilkunastu lat zabiegał Społeczny Komitet Rozbudowy Szkoły, remont budynków starego szpitala (dzisiaj Dom Opieki Społecznej), budowę przekaźnika TV na II program, bo pieniądze ze społecznych zbiórek gdzieś się rozpłynęły, przydział pracownika NIK do badania niegospodarności i nadużyć w SKR w Limanowej i RSZiZ, dokończenie budowy piekarni i masarni w Limanowej (dzisiaj teren Laskopolu). Dyskutowano rozbudowę Szkoły Podstawowej w Piekiełku, ale brak było pełnomocnictw dla Solidarności i decyzje odłożono na dalszy termin. Teren dzisiejszego powiatu limanowskiego w sądeckiej delegacji na rozmowy reprezentowali Zenon Duchnik i Stanisław Rakoczy (radca prawny).
Pod koniec stycznia 1981 roku do MKZ Solidarność w Nowym Sączu zgłosili się przedstawiciele Klubu Ekologicznego, działającego przy Związku Tymbarczan, Panowie dr Józef Wilczek, Jan Mielnicki, Stanisław Pachowicz i Aleksander Kapturkiewicz. Zwrócili się oni z prośbą o podjęcie rozmów na temat likwidacji “Smolarni” pod lasem w Tymbarku (zakład ten zatruwał wodę i powietrze w Tymbarku, poza tym był wybudowany bez odpowiednich zezwoleń). W związku z tym, że delegaci sądeccy nie bardzo chcieli to wziąć pod uwagę, na moje poręczenie, w skład delegacji na rozmowy włączono Józefa Wilczka i Jana Mielnickiego.
W tym samym czasie, w Krakowskiej Fabryce Aparatów Pomiarowych w Limanowej, załoga wybrała na dyrektora, po raz pierwszy demokratycznie, Tadeusza Parchańskiego.
10 lutego odbyło się, z udziałem przedstawicieli Solidarności Wojewódzkiej i dziennikarzy tygodnika Dunajec, zebranie wiejskie w Piekiełku, dotyczące rozbudowy szkoły. Niestety, mieszkańcy wsi opowiedzieli się przeciw rozbudowie, uzależniając ją od powrotu nauki religii do szkoły. Krótkowzroczność mieszkańców spowodowała to, że do dzisiaj w Piekiełku nie zbudowano sali gimnastycznej.
Jednym z ciekawych przypadków rodzenia się Solidarności była Spółdzielnia Mieszkaniowa w Limanowej, a konkretnie Zakład Remontowo-Budowlany, gdzie dyrektorem był Zdzisław T. Gdy przyszedłem do niego na prośbę pracowników, najpierw straszył mnie milicją, partią, a potem sam zapisał się do Solidarności, by za miesiąc zrezygnować z członkostwa, bo “partia” prosiła go o to i obdarzyła zaufaniem, dając mu paszport na wszystkie kraje Europy, a nie tylko na “demoludy”.
Marzec, 1981 rok. W SKR w Starej Wsi tymczasowo na stanowisku dyrektora, z ramienia WZKR, pracował Józef Dziadoń z Tymbarku.
Maj, 1981 r. W SKR Stara Wieś zakończono lustrację NIK i milicja z wydziału Przestępstw Gospodarczych stwierdziła nadużycia i niegospodarność w 1980 roku na kwotę 8,5 mln zł przy średnim zarobku 4000 zł 125 pracowników.
Pracownik NIK, lustratorzy i milicjanci stwierdzili, iż bardzo dużo pasz, które rozprowadzał SKR trafiało nieodpłatnie do członków zarządu. Również z RSZiZ w Limanowej ziemniaki i mąka, po fikcyjnej przecenie, trafiały do tych “hodowców”. A oni otrzymywali medale za to, że na 4,5 ha gospodarstwie wyhodowali 250 tuczników w ciągu roku i odstawiali do uboju.
Na terenie Tymbarku największym osiągnięciem pierwszej Solidarności było odsłonięcie pomnika Niepodległości na tymbarskim rynku na miesiąc przed ogłoszeniem stanu wojennego. Pomnik powstał głównie staraniem Jan Ubika, reprezentującego Związek Tymbarczan. Ceremonia, poprzedzona uroczystą sumą, zgromadziła na tymbarskim rynku setki osób. Ks. proboszcz Teofil Świątek na czele procesyjnego orszaku przybył pod pomnik. Odśpiewano na rynku pieśni: Boże coś Polskę…, My chcemy Boga… Nie rzucim ziemi… (wcześniej było nie do pomyślenia, by na rynku, w miejscu publicznym, śpiewać podobne “bezeceństwa”). Ksiądz poświęcił pomnik, a zaproszeni przedstawiciele KPN, którzy niedawno opuścili socjalistyczne więzienie, na koniec swojego wystąpienia wznieśli jakże proroczy okrzyk: “Niech żyje III Rzeczpospolita”. Jak wspomina prowadzący tą uroczystość Adam O. – pomyślałem sobie: “ludzie, czy wiecie co mówicie”? – pamiętając o 1956 roku na Węgrzech czy 1968 w Czechosłowacji. Któż mógł wówczas przypuszczać, że wolność “stoi u naszych wrót” ale poprzedzona nocą stanu wojennego. Jeszcze w tym samym albo następnym dniu kierownicy tych placówek, których pracownicy brali udział w uroczystości, mieli “uświadamiające rozmowy” z przedstawicielami władz.
W czerwcu 1981 roku dyrektorem SKR w Starej Wsi zostaje Czesław Tokarczyk. Zarząd Wojewódzki Kółek i Organizacji Rolniczych nie zgodził się na zmianę statutu spółdzielni, umożliwiającą przejście elektryków i pracowników budowlanych na wynagrodzenie ryczałtowe. Przygotowywano zwolnienia grupowe pracowników. Mnie zaproponowano stanowisko kierownika Kółka Rolniczego w Łososinie Górnej, którego to stanowiska nie przyjąłem, zgodnie z ówczesnymi założeniami Solidarności, by funkcyjni Związku nie przyjmowali stanowisk nomenklaturowych. Nie miałem wyjścia i musiałem poszukać innej pracy – wyjechałem “na roboty” do Czechosłowacji, nie rezygnując jednak ze spotkań “Solidarnościowych” w Limanowej. W czeskiej Ostrawie pracowałem w wielonarodowej ekipie, budującej hutę stali. Co tydzień, w niedzielę, czeski autokar woził nas do pracy, zbierając pasażerów od Nowego Sącza po Rabę Wyżną. Pracowaliśmy 5 dni i w piątek po południu wracaliśmy do domowych pieleszy. Pracowali tam Słowacy, Bułgarzy, Grecy, a nawet Kubańczycy. Wszyscy byli bardzo ciekawi wydarzeń i przemian zachodzących w Polsce, dopominali się wręcz różnych materiałów pisanych (m.in. o tygodnik Solidarność, Gazetę Krakowską) i różnych gadżetów. Jednak zawsze zwracali się do nas pojedynczo, tak, żeby nie było świadków. Ciężko jednak było przemycić za granicę takie “niebezpieczne” materiały – wrzucaliśmy gazety do kosza w autobusie – tych “śmieci” nigdy nie kontrolowano. We wrześniu 1981 roku zwróciłem się do pana J.U. z Tymbarku o materiały “solidarnościowe”: plakaty, prasę, znaczki itp., potrzebne mi na wywóz do Czechosłowacji – jakież było moje zdziwienie, gdy na granicy poddano rewizji osobistej właśnie tylko mnie, pytając o materiały tymi samymi słowy, którymi ja zwracałem się z prośbą w Tymbarku.
13 sierpnia w Limanowej dokonano w Zarządzie Regionu Małopolska kolejnych zmian – przewodniczącym został Zbigniew Sułkowski, ponadto Stanisław Mróz, Witold Stuber, Czesław Filipiak, Anna Frankiewicz, Marian Włodarczyk, Jerzy Dudek i Tadeusz Rzemieniec, który został kierownikiem Delegatury.
W Czechosłowacji już w listopadzie i w grudniu panowała wokół nas, pracujących tam Polaków, dziwna atmosfera. Nie chciano nam sprzedawać niektórych towarów w sklepach, a po kątach szeptano, że w Polsce będą zamykać Solidarność. Nie wierzyliśmy tym pogłoskom. Jak co tydzień jechaliśmy w piątek do domu – widzieliśmy w pobliżu granicy, po obydwu jej stronach żołnierzy w dziwnych, białych mundurach. Nie odpowiadali nic na nasze pytania. W sobotę udałem się do Delegatury w Limanowej – nie zastałem tam nikogo – pojechałem wówczas do Nowego Sącza, tam dowiedziałem się, że już telefony milczą. Wróciłem do domu. O godzinie 0:30 zapukano do moich drzwi. Był to Franciszek Bolisęga z tymbarskiego posterunku MO w towarzystwie dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy. W bardzo przyjazny sposób poradził mi się ciepło ubrać, wziąć papierosy i parę groszy i – przepraszając mnie i moją żonę, że tak mu kazali – poinformował nas, że ma mnie dostarczyć na komendę MO w Limanowej… było to 13 grudnia 1981 roku – rozpoczął się stan wojenny…
cdn
Jan Zenon Duchnik
zdjęcie: RM
Stypendia dla najlepszych uczniów szkół podstawowych działających na terenie Gminy Tymbark zostały wręczone!
W Bibliotece Publicznej w Tymbarku zostały wręczone stypendia dla najlepszych uczniów szkół działających na terenie Gminy Tymbark. Jest to już szósta edycja programu samorządu Gminy Tymbark promującego osiągnięcia uczniów. Są to stypendia za indywidualne wyniki w nauce, za najlepiej zdany egzamin ośmioklasisty, za wyniki na olimpiadach tematycznych oraz za osiągnięcia artystyczne.
Stypendia otrzymali:
- Edyta Kordeczka
- Natalia Gawron
- Karolina Trzópek
- Małgorzata Wolfinger
- Emilia Śmiech
- Emilia Atlas
- Faustyna Piwowarczyk
- Anna Surdziel
- Marcelina Urbańska
- Antoni Urbański
- Bartłomiej Kurdziel
- Julia Kulig
- Szymon Surdziel,
- Wiktoria Grzegorzek
- Tomasz Frys
- Wiktoria Fiejtek
- Krzysztof Musiał
- Blanka Stach
- Amelia Wilczek
- Anna Rusnak
- Julia Duda
- Emila Atlas
- Emila Śmiech
- Zuzanna Staśko
- Leon Żmuda
- Franciszek Pyrć
- Oliwia Kulig
- Barbara Krzyżak
- Natalia Gawron
- Joanna Juszczak
- Ewelina Ślazyk.
Uroczystość rozpoczęła kierownik Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół w Tymbarku Pani Agnieszka Kądziołka. Do zebranych uczniów, rodziców, pedagogów, dyrektorów zwrócili się Wójt Gminy Tymbark Paweł Ptaszek, przybyły na uroczystość poseł RP Wiesław Janczyk oraz Pani przewodnicząca Rady Gminy Tymbark Stanisława Urbańska.
Część artystyczną zapewnili uczniowie Społecznej Publicznej Szkoły Muzycznej w Tymbarku – również laureaci stypendiów.
IWS
Szkoły Podstawowe w Podłopieniu i w Zawadce
IWS
Coraz wyższy stan wód w rzekach
Rzeka Łososina w Piekiełku, ok.8.30 , materiał nadesłany
Jana Góra, rok 1967, Kardynał Stefan Wyszyńskiego do alumnów – rezerwistów
Sługa Boży ks. Stefan kard. Wyszyński, którego beatyfikację przeżyjemy 12.09.2021 roku spotkał się na Jasnej Górze w dniach 5. i 6.11.1967 roku z alumnami – rezerwistami z całej Polski, powracającymi z wojska, którzy odbywali przymusową zasadniczą służbę wojskową w latach 1965 – 1967.
Wśród tarnowskich kleryków było trzech, którzy później jako kapłani posługiwali w naszej parafii w Tymbarku. Byli to: ks. Andrzej jedynak, nieżyjący już ks. Ferdynand Prymas i ks. rezydent Edward Nylec.
Co wtedy ks. Prymas mówił do alumnów – rezerwistów na Jasnej Górze?
Oddajmy głos ks. Stefanowi kard. Wyszyńskiemu i przypomnijmy jego ważkie słowa aktualne również dzisiaj.
POWRÓT Z KOSZAR DO BOJOWANIA DUCHEM
Do alumnów wyższych seminariów duchownych powracających z wojska
Jasna Góra, kaplica różańcowa, 5 listopada 1967
W sytuacji, w jakiej znajdujemy się w tym momencie – Wy, powracający zwycięsko z odbytej służby wojskowej, i ja patrzący w waszą przyszłość kapłańską, która się przed Wami kształtuje, odbieramy wrażenie, które najlepiej wyrażę w słowach Ewangelisty: unus militum lancea latus eius aperuit, et conlinuo exivit sanguis et aqua.
Może Was zadziwić to zestawienie. Pozwólcie, Najmilsi, że usprawiedliwię je przynajmniej w kilku rzutach myślowych. Nie jest rzeczą możliwą wypowiedzieć wszystko, co czuje serce, radujące się, że przeszliście przez ogień i wodę, że dobry Bóg wyprowadził Was na miejsce ochłody, że wracacie zwycięsko ex tribulatione magna. Każdy z Was może powiedzieć, że „zarządcą jest wiernym.” [por. 1 Kor 4,2]. Była to chyba najwspanialsza próba – próba miłości ku waszemu szczytnemu powołaniu, ku któremu idziecie.
ŻOŁNIERZE NA DRODZE CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA
Najmilsi! Bojowaniem jest życie człowieka na ziemi, a cały Kościół Chrystusowy od początku ma znamiona walki. Nazywają go Kościołem walczącym, chociaż z istoty swej jest raczej Kościołem ożywiającym i uświęcającym: Ecclesia vivifitcans et sanctificans*. Jednak i ta praca, ożywcza i uświęcająca, bez bojowania odbywać się nie może. Dlatego też każdy z powołanych jest [wezwany] do bojowania. Przypomnijcie sobie wszystko, co mówi o sobie święty Paweł Apostoł. Jakże on często szuka porównań na określenie swego posłannictwa w pojęciach wojskowych! Sam zresztą miał z nimi dużo do czynienia. Ale gdy sięgniemy, najmilsi, do życia Chrystusa, zastanawia nas, jak często Chrystus ocierał się z bliska o pewien rodzaj żołnierzy. Widzimy to w rzezi niewiniątek, widzimy wśród Jego słuchaczy oraz wśród tych, którzy doznali łaski uzdrowienia, ale nade wszystko widzimy podczas Męki Ogrójca, na dworze kapłańskim Heroda, Piłata, na drodze krzyżowej i pod krzyżem. Szczególnie wymowny jest ten widok, gdy trzeba było otworzyć Serce Boże światu i zadanie to zostało powierzone żołnierzowi. Widzimy to także w momencie doniosłym, gdy Chrystus dostarczał sprawdzianów prawdziwości swej nauki w grobie, nad którym pieczę powierzono nie komu innemu, lecz właśnie żołnierzom.
Oswojony był Chrystus z tym rodzajem. Dlatego też sam, gdy posyłał uczniów swoich na wszystek świat usposabiał ich po rycersku i oczekiwał od nich postawy bojowników Bożych, aby każdy – jak mówi Apostoł – tak walczył, izby zdobył wieniec zwycięstwa[por. 2 Tm 2,5],
A w dziejach Kościoła wszyscy niemal wykonsekrowani przez Chrystusa w Wieczerniku kapłani i biskupi mieli kontakt z 2olnierzami. Zdawałoby się patrzącym na nich oczyma ciała, że pomarli – illi autem sunt in pacem.. Zwycięzcy! Ilu żołnierzy pracowało nad tym, aby uwieńczyć koroną zwycięską uczniów Chrystusowych! lle uruchomiono mieczów, policzków, zniewag, obelg, naśmiewania i natrząsania się! Co czynili żołnierze z Chrystusem w pretorium!
PRZYGOTOWANIE W TWARDEJ SZKOLE BOJOWANIA MIECZEM DO BOJOWANIA DUCHEM
Czy nam to czegoś nie mówi? O! Mówi nam bardzo wiele! Mamy poznać świat, mamy się z nim zetknąć. Może jego styl życiowy jest narzędziem naszej chwały i przygotowania do życia kapłańskiego, do bojowania i walki znacznie trudniejszej, bo jak nas poucza Apostoł „nic mamy walki przeciwko ciału i krwi” – to jest walka na bardzo niskim poziomie – „ale przeciwko władcom i książętom ciemności” [por. Ef 6,12], To jest dopiero walka na wysokim poziomic! Trzeba mieć do niej zaprawę. Trzeba widocznie zobaczyć rzeczywistość 2ołnierską, tych, co biorą wieniec więdnący, aby nauczyć się ofiarnej walki z mocarzami tych ciemności i wziąć „niewiędnący wieniec chwały” [1 P 5,4],
W waszych młodzieńczych ideałach pielęgnujecie ducha pokojowego. Kodeks Prawa Kanonicznego poucza Was, że gotujący się do kapłaństwa muszą mieć ducha pokoju i łagodności. Dlatego całe wychowanie w seminarium duchownym jest kształtowaniem tego ducha. Macie przecież być synami Bożymi, a więc macie mieć ducha pokoju. Cała atmosfera pracy umysłowej, filozoficznej, teologicznej, kształtowanie waszej duchowości, odbywa się – rzec można – w atmosferze niemalże „jedwabnej”. To nie znaczy, że nie ma walki i zmagania się, ale jakże to wszystko łagodzi „olej wylany” – Duch Boży, szczególna, delikatna i oględna w działaniu łaska Boża, która się przez miłość dobiera do waszych serc, a także miłość i życzliwość waszych wychowawców. Zdawałoby się, Najmilsi, że to wszystko powinno by Wam wystarczyć, że innej szkoły nie potrzeba. A jednak podobało się dobremu Bogu dopuścić właśnie taką szkołę. I przeszliście przez nią. Zapewne, służba wojskowa sama w sobie jest koniecznością życiową współczesnych państw i narodów. Jest ona obowiązkiem obywatelskim, a może być służbą zaszczytna, zwłaszcza gdy wymaga gotowości pełnego wyrzeczenia
się siebie, by duszę swą dać za braci. Przecież znamy proroctwo najwyższego kapłana w Sanhedrynie: „Pożyteczną jest rzeczą, aby raczej jeden umarł, a nie cały naród zginął” [por. J 11,50].
W moralności i etyce katolickiej powołanie ofiarne żołnierza jest wysoce wysublimowane. Czytajcie, znajdziecie w tej dziedzinie kazania’ (Piotra) Skargi czy Fabiana Birkowskiego. Wszystko to jest prawdą. ale nie można zamykać oczu i na tę prawdę, że Wy byliście powołani do służby wojskowej w bardzo specjalnych warunkach, tak iż wypełniliście zadanie, od którego właściwie na mocy Porozumienia, byliście wolni. I chociaż samo przez się jest to zadanie obywatelskie, w waszym wypadku łączyło się ono z poczuciem niesprawiedliwości. W waszej służbie wojskowej – alumnów idących do ołtarza, by pracować w tym, co jest ku pokojowi – jest jakaś przedziwna tajemnica.
Może, Najmilsi, na czasy, które idą, potrzeba Wam pełnego rozeznania rzeczywistości tego świata, zetknięcia się z warunkami życia, poprzez które przechodzi większość dzieci Bożych żyjących na globie.
Może w wieku, który najczęściej posługuje się wyrazem „pokój” – jakiego jednak świat dać nie może, a w którym wszystko zmienia się na nieustanne wojny, jakich dziś toczy się na globie kilkanaście – może w tym przedziwnym wieku musicie orientować się w przeżyciach i formacjach społeczno-moralnych świata współczesnego. Będziecie wtedy lepiej rozumieć świat i owocniej służyć Kościołowi w duchu Konstytucji pastoralnej o obecności Kościoła w świecie współczesnym, w świecie takim, jakim on jest. W świecie, który wola: „pokój, pokój!”, a nie masz pokoju [por. Jr 6,14], bo światu prawdziwy pokój może dać tylko Chrystus.
Przeszedłszy przez służbę wojskowa, zetknąwszy się z blaskami i cieniami – może bardziej cieniami niż blaskami – macie pochylić się przed Barankiem zabitym, i to zabitym przez żołnierzy, i wołać do Niego w każdej Mszy: Dona nobis pacem.
Drastyczny i brutalny realizm, z którym zetknęliście się w wojsku, może Wam pokazać różnicę między bojowaniem mieczem a bojowaniem duchem, byście się nauczyli tego drugiego bojowania, do którego w zaszczytny sposób jesteście powołani. Może w waszym przyszłym życiu kapłańskim kontrast ten wystąpi w sposób drastyczny, może – jak niekiedy słyszycie – będzie się Wam wydawało, iż nie masz większej męki i cierpienia jak w powołaniu, służbie i bojowaniu kapłańskim. Może nawet nie zaznacie takiej przyjaźni, jak przez pokusę moglibyście się spodziewać w życiu i powołaniu świeckim, na przykład żołnierskim. Wszystko to może Wam stanąć przed oczyma. Dlatego trzeba dobrze rozeznawać duchy [por.1J 4,1], trzeba to wszystko widzieć, wiedzieć, rozumieć, wszystkiego osobiście i bezpośrednio dotknąć.
ZWYCIĘSKIE DOŚWIADCZENIE WIARY WASZEJ I POWOŁANIA!
W niezbadanych swych planach dobry Bóg stworzył Wam właśnie taką sposobność, która może być bolesna, ale jak każda boleść – może być i błogosławiona. Mamy już dowody, że dla alumnów, wezwanych do służby wojskowej, boleść ta stalla się błogosławiona. Bo oni nie tylko wypełnili zadanie, do którego w niesłuszny sposób zostali powołani, ale jednocześnie przeszli przez doświadczenie swej wiary.
My dobrze wiemy, nie tylko z waszych listów, ale i skądinąd, jak ciężkie były to nieraz doświadczenia! Pewnie, że na poziomie, na jakim Was kuszono, mogliście te pokusy przyjmować z wyrozumiałością dla ludzi niewierzących. Często górowaliście nad kusicielami swoim przygotowaniem i wyrobieniem intelektualnym. Zwykła to sprawa! Moi Drodzy, kusiciel zawsze jest głupszy od kuszonego. Jest to niemalże zasada, bo gdyby był mądrzejszy, to by nie kusił. Jemu się wydaje, że każdy jest na obraz i podobieństwo jego, dlatego podejmuje próbę kuszenia.
I Wy byliście kuszeni. Nie znaczy to, abyście się górnie nosili nad tymi, którzy Was kusili. Macie przecież ducha chrześcijańskiego, kapłańskiego, wszystko wyrozumiecie i wszystko przebaczycie. Sami poznaliście „brzydkość spustoszenia” serc bez wiary, bez miłości, bez wiedzy religijnej, brzydkość ludzi słabych, działających pod presją, z lęku i trwogi, wykonujących rozkazy niesłuszne, pokazujących, co to znaczy bardziej słuchać ludzi aniżeli Boga. To wszystko musieliście zobaczyć, Wy – przyszli kapłani, bo tak jak Wy, tak cała niemal młodzież polska przechodzi dzisiaj przez taką właśnie pokusę w szkole czy w wojsku. Musieliście, Najmilsi, nie tylko doświadczyć pokusy, ale i z Bożą pomocą, zwyciężyć ją, Będzie Wam to potrzebne na przyszłe wasze życie i pracę kapłańską. Gdy rozmawiałem z alumnami, którzy przed kilku laty wrócili z wojska do seminarium prymasowskiego w Gnieźnie, i starałem się im współczuć, spotkałem się z taką młodzieńczą radością i pogoda, jak gdyby w ogóle nic się nie stało. Wrócili pod wieloma względami inni – mężni, o wiele dzielniejsi! Ba, nawet kaszę pokochali! To już jest jakimś cudem w atmosferze i w stosunkach seminaryjnych. Gdy sobie lekko dworowałem, że teraz im kaszy dawać nie będziemy, czuli się zalęknieni tym zagrożeniem.
Są to rzeczy – obok tragicznych – pogodne, ale tak już jest w ludzkim życiu. I są to doświadczenia błogosławione. Wszystko jest laska, a więc i to jest laską.
Gdy dotychczas paraliście się wojaczką, żołnierką, karabinem, teraz macie wziąć w dłonie „miecz Ducha” [Ef 6,17], abyście zasmakowali w bojowaniu duchem. Jest to bardzo potrzebne, bo czasy są takie, Najmilsi, że ludzie nieumiejący wojować mieczem Ducha na pewno przegrają w życiu kapłańskim. Minęły czasy wygodnego życia w Kościele, przyszły czasy niesłychanie napiętej walki. Widzimy ją już w naszym otoczeniu.
Wczoraj o tej porze kończyliśmy w Nowym Targu rozpoczęcie Nawiedzeniu Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej na terenie archidiecezji krakowskiej. Mały odcinek, ale wszędzie tam widzieliśmy dwa światy. Pod Nowym Targiem stała gromadka górali na koniach, których zepchnięto z drogi, otoczono milicjantami i pilnowano, aby się przypadkiem nie spotkali z kardynałami, którzy jechali do Nowego Targu. Gromady ludzi pieszo musiały iść do Nowego Targu, bo akurat ! wszystkie autobusy na linii się. „zepsuły”. W samym mieście górale, gdy zniszczono im estradę, przygotowaną na uroczystości, w ciągu półtorej godziny, jak najlepsi saperzy, przygotowali nową i dzielnie jej pilnowali.
Są to drobne przykładziki, ile trzeba dziś hartu, męstwa, bohaterstwa, aby dochować wierności Bogu i Kościołowi. Rozmawiałem z młodymi kapłanami, i którzy się przy tym wszystkim ogromnie utrudzili i doznali wielu zniewag. Nie widziałem bardziej pogodnych ludzi! Trud dla imienia Chrystusowego, ucierpiana zniewaga, daje niezwykłą radość. Rozumiemy Apostołów, którzy wracali od rady miejskiej – a concilio – radując się, iż byli godnymi dla imienia Chrystusowego zniewagę ucierpieć [por. Dz 5,41],
Dzisiaj nam tego bardzo potrzeba! – to też jest charyzmat na czasy dzisiejsze – mężnych, roztropnych, ofiarnych serc kapłańskich. Współczesny świat zagubia się w miękkości bytowania materialistycznego i trzeba nowych bohaterów, aby królestwo Boże miało swych „gwałtowników” [por. Mt 11,12], Może Opatrzność Boża i Was na taką drogę przygotowuje
Na pewno nie żałujecie, Najmilsi, tego, co Was spotkało. Na pewno cenicie sobie doświadczenia, które obrócicie na najlepsze, bo miłującym Boga wszystko pomaga do dobrego [por. Rz 8,28].
UNUS MILITUM LANCEA LATUS EIUS APERUIT…
Wrócę do słów, które powiedziałem na początku: unus militum lancea latus eius aperuit. Widzieliśmy żołnierzy, którzy otworzyli bok Chrystusa na Kalwarii. I widzimy ich w dziejach Kościoła, jak często się to powtarza. Prześladowania, udręki, przeciwności, nieustanne walki są zjawiskiem towarzyszącym pochodowi Chrystusowemu, który jest Ojcem przyszłego wieku „po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Ale nie tylko żołnierze otwierają włócznią bok Chrystusa. Wy, Żołnierze Chrystusowi, i ci musicie to czynić, aby wyszła krew i woda: contimuo exivit sanguis et agua. . Natchniony pisarz używa burdon odpowiedniego wyrazu”, jak spływa krew i woda, która płynie w Kościele Bożym aż dotąd. Muszą być ludzie, którzy to czynią. To są kapłani, którzy mocą sakry kapłańskiej otrzymali władzę nad Ciałem i Krwią Chrystusa, a przez powtarzany nieustannie – continuo – akt konsekracji, przedłużają to, co miało miejsce raz na Kalwarii. Wy jesteście do tego powołani! Wy – Rycerze duchem! – macie przedłużać upływanie Krwi Chrystusowej na przestrzeni wieków. Staniecie duchem obok żołnierza, który to uczynili na Kalwarii
i będziecie w nim widzieli swojego sprzymierzeńca.
My, ludzie wicku XX, jesteśmy tak delikatni, że niekiedy wydaje nam się, iż zbędne jest rozlewanie krwi. Ale patrzcie, co robią dzisiaj lekarze. Gdy już życie zanika, gdy nie ma żadnego ratunku. aby człowieka zachować, rozlewają krew, dobrowolnie ofiarowaną i przechowywaną w „bankach krwi”, i przez transfuzję, czyli udzielenie krwi rozlanej, ratują życie. Ileż razy słyszeliście o tej operacji, którą dziś się uważa za zabieg łatwy, o transfuzji krwi. Ale pierwszej „transfuzji krwi” – swej własnej, Najświętszej Krwi – dokonał Pan nasz, Jezus Chrystus, w żyły zmęczonego i umierającego świata, w organizm chorej ludzkości. Ta wspaniała transfuzja Boskiej Krwi trwa nadal! Wy, Najmilsi, jesteście przez swoje kapłaństwo operatorami, którzy mają nieustannie Krew Chrystusową wlewać w żyły zamierającego świata. Operacja żołniersko – lekarsko – kapłańska!
Świadkiem „operacji” na Kalwarii była Maryja, do której należało przygotować ciało i krew Słowu Przedwiecznemu, aby stawszy się Człowiekiem, mogło dokonać na krzyżu zbawczej „transfuzji” w żyły zamierającego świata. Miejcie tego wspaniałego Świadka zawsze przy sobie. Oglądajcie się za Nią. Dziś w każdej operacji tego rodzaju usługuje pielęgniarka, lekarka, kobieta. Nie dziwcie się, Wy – Boży Rycerze o Tei powołanej przez Stwórcę Kobiecie, która udzieliła Chrystusowi materii ofiary i czuwała na Kalwarii, aby żadna kropla Krwi Najświętszej nie była zmarnowana, iżby Odkupienie było integralne. Wy, Boży Rycerze!
Wszystko sobie jakoś pogodnie wyjaśniliśmy, Jakże się raduje, że po zwycięskim powrocie z wyprawy bojowania mieczem do służby i bojowania duchem odczuliście potrzebę przyjścia tutaj, na Jasną Górę Zwycięstwa. Jakże się, cieszę, że stoicie przed Ta, która jest dana ad defensionem populi polonici i która z woli Stwórcy jest Niepokalanym Rycerzem Boga żywego, aby ścierała głowę węza i zawsze zwyciężała. Wszystkie herezje – jak czytamy w brewiarzu” – sama zwyciężyła! Niech będzie i dla Was zwycięskim Niepokalanym Rycerzem Boga żywego!
Raduję się, widząc Was tutaj. Dziękuje, ze chcieliście mnie słuchać i że tak licznie tu przybyliście. Raduję się tym, że w duszy waszej zrodziła się myśl, aby przyjechać na Jasną Górę Zwycięstwa. Oddajcie się ufnie i ochotnie w macierzyńską niewolę Maryi, abyście tym aktem heroicznego zawierzenia uprosili i wywalczyli wolność Kościołowi w świecie i w Ojczyźnie naszej. Z serca Wam pobłogosławię.
Sit nomen Domini…
Jasna Góra, kaplica Matki Bożej, 5 listopada 1907
W godzinie Apelu Jasnogórskiego przychodzimy do Ciebie my, dzieci Boże i Twoje dzieci, aby Ci złożyć wszystkie nasze dzienne sprawy, wszystkie radości i smutki, naszą wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi Chrystusowemu i jego pasterzom.
Pragniemy ten dzień Pański – wszystkie modlitwy, msze, nabożeństwa, głoszone słowo Boże, eucharystyczne przeżycia i naszą wierność służbie Bożej – złożyć u stóp Twoich, abyś się radowała. Wszak cały Naród – przez biskupów – oddany jest Tobie w macierzyńską niewolę za wolność Kościoła w świecie i w Ojczyźnie.
Pragniemy dzisiaj oddać Ci to, co mamy najdroższego. Oto w tej chwili przed Tobą, Matko Wieczystego Kaplana, klęczą alumni seminariów duchownych diecezjalnych i zakonnych, którzy po odbyciu służby wojskowej wracają do pracy nad książką i przygotowaniem się do kapłaństwa, któremu się poświęcają. Tobie najlepsza Matko, przez Ojca Niebieskiego oddany był Syn Boży – Słowo Przedwieczne, które w Tobie ciałem się stało i które w Tobie zostały przyozdobione w kapłaństwo. Z Ciebie wyszedł Jezus Chrystus – Wieczysty Kaplan, Źródło wszelkiego kapłaństwa.
Pragniemy, Maryjo, naśladować Twojego Syna, który Tobie był poddany i posłuszny. Pragniemy odtąd widzieć Cię nieustannie na wszystkich drogach naszego życia, zarówno w trudnej pracy naukowej i duchowej w seminarium, jak i później – w pracy dla ludu Bożego.
Oto masz nas przed sobą. Uważaj nas za dzieci Twoje, za Twoich niewolników. Nie wstydzimy się tej niewoli, bo wolimy być w Twojej niewoli aniżeli w każdej innej. Zależność od Ciebie jest dla nas zaszczytem, radością i łaską.
Patrz w nasze serca, które ju2 tyle pomocy doznały od Ciebie. Weź serca nasze w swoje najlepsze dłonie, oddaj je Synowi Twojemu na służbę Trójcy Świętej.
Dziękujemy Ci za wszystkie łaski próby, przez którą przeszliśmy. Wypraszamy u Ciebie wszystkie pociechy, radości i moce. Bo Ty jesteś Panna łaskawa i Przyczyną naszej radości.
Wraz z ludem Bożym obecnym w tej kaplicy ponawiamy nasze uwielbienia. Prosimy, aby wszyscy włączyli się w akt dziękczynienia za dochowanie wierności powołaniu przez młodzież duchowną, która wróciła ze służby wojskowej. Społem wołamy: „Pod Twoją obronę”.
Wraz z Księdzem Biskupem udzielimy błogosławieństwa obecnym tutaj alumnom, jak również i tym, którzy przebywają na służbie wojskowej, oraz wszystkim, będącym w tej chwili w kaplicy, i tym, których oni miłują w Panu.
Kazanie ks. Stefana kard. Wyszyńskiego na zakończenie spotkania z alumnami – rezerwistami opublikujemy w następnym odcinku.
JP