Aktualności
Schron, schronisko czy „Chatka Złotopień”?
Dzisiaj w bibliotece w Tymbarku odbyło się spotkanie zorganizowane przez Małopolską Organizację Turystyczną oraz Gminę Tymbark. MOT reprezentował jej prezes Grzegorz Biedroń, Gminę Tymbark Wójt Paweł Ptaszek. Celem spotkania była dyskusja nad projektem realizowanym przez MOT polegającym na opracowaniu koncepcji i zaprojektowaniu schronów turystycznych. Pierwszy tego typu obiekt ma powstać w Gminie Tymbark, w miejscu, gdzie kilka lat temu zostały wycięte chore drzewa.
Projekt ten polega na zbudowaniu (a tak dokładnie złożeniu większej lub mniejszej ilości modułów) mini-budynków , których wyłącznym celem jest zabezpieczenie miejsc noclegowych, w przestrzeniach, gdzie są bardzo ładne widoki. Miejsce te nie mają przyciągać ludzi piknikujących w dużych grupach. Mają służyć turystyce indywidulnej oraz rodzinnej. Jest on stosunkowo nieduży, ok 23 m kw., o max wysokości ok.5 m, miejsc noclegowych, w tym najmniejszym wariancie, dla sześciu dorosłych osób (plus podłoga).
Spotkanie było w dwóch częściach. Podczas pierwszej przedstawiciele Małopolskiej Organizacji Turystycznej przedstawili główne założenia programu, diagnozę budowy schronów turystycznych i miejsc biwakowych na terenie woj. małopolskiego oraz omówili bliżej projekt schronu na Łopieniu. Druga część to burzliwa dyskusja w pomieszczeniu biblioteki. Organizatorzy zaprosili do rozmowy przy poczęstunku przygotowanym przez KGW Tymbark.
Główne kontrowersje budziło nazewnictwo. Większość osób skrytykowała użycie słowa „schron”, który nie łączy się z turystyką , lecz bardziej z wojskowością. Padały inne propozycje np. „Chatka Złotopień”. Drugi podnoszony temat to, czy tego typu budynki w ogóle są potrzebne? Czy będą chętni tam nocować, czy tylko przyjdą, aby zrobić fotkę i iść dalej, tam gdzie można zapalić ognisko, miło spędzić czas. Czy w ogóle jest sens takiej małej architektury, czy powinno pomyśleć o schronisku dla większej ilości osób? Niepokój zbudza architektura budynku. Kontrowersje pojawiły się już w dyskusjach nad projektem w mediach społecznościowych, gdyż wyłamuje się ona ze schematów chaty góralskiej. Czy tak powinno być, czy nowatorskie rozwiązania się sprawdzą, czy zostaną z czasem zaakceptowane, czy będą zawsze traktowane jako szpecące?
Spotkanie to nie miało na celu podjęcia ostatecznej decyzji, lecz wymianę poglądów. Zastrzeżenia, pytania, obawy, sugestie zostały przez przedstawiciela MOT spisane i zostaną one przedstawione w formie raportu roboczego.
IWS
IWS
Krzysztof Toporkiewicz podpisał z Jagiellonią kontrakt na następne trzy lata!
„Nowa umowa Toporkiewicza” – czytamy na oficjalnej stronie Klubu Jagiellonii Białystok.
Pochodzący z Podłopienia zawodnik przedłużył umowę z Jagiellonią, a kontrakt będzie obowiązywać na następne trzy lata!
Klub informuje dalej: „Młody napastnik w zakończonym sezonie 2020/21 reprezentował „Żółto-Czerwone” barwy w PKO BP Ekstraklasie, III lidze, a także CLJ. „Topor” zaliczył występ w Szczecinie w meczu 6. kolejki piłkarskiej elity. Ponadto zagrał w ośmiu potyczkach drużyny rezerw i strzelił w nich dwa gole. Toporkiewicz był także najskuteczniejszym zawodnikiem Jagi w rozgrywkach CLJ U-18, dla której zdobył 16 bramek.
Toporkiewicz debiut w Ekstraklasie zaliczył w grudniu 2019 roku, kiedy wszedł na boisku w spotkaniu przeciwko Lechii Gdańsk. W kwietniu skończył 19 lat. Na świat przyszedł w Limanowej, natomiast do Jagi trafił przed rozpoczęciem sezonu 2019/20 z SMS-u Łódź.
Krzysztof Toporkiewicz rozpoczął przygotowania do sezonu z pierwszą drużyną Jagiellonii, z którą uda się na zgrupowanie do Kępy.”
Zdjęcie ze oficjalnej strony klubu: www.jagiellonia.pl
Młodzież na skałkach
W podkrakowskich Kobylanach zakończył się obóz uczniów klas wojskowych tymbarskiego Zespołu Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej.
Po przybyciu na miejsce i rozbiciu obozu rozpoczęły się planowe kilkudniowe zajęcia, które prowadzili instruktorzy z 16 batalionu powietrznodesantowego. Uczniowie podzieleni byli na grupy szkoleniowe gdzie uczestniczyli w zajęciach ze wspinaczki linowej, taktyki w różnym terenie, działań saperskich, łączności i chemicznych – mówi ppłk. rez. SG Dariusz Gizicki, nauczyciel PW w Zespole Szkół. Na obozie nie mogło zabraknąć marszy kondycyjnych, zajęć ze strzelectwa sportowego oraz survivalu – dodaje st. chor. ZS Stanisław Opach jeden z opiekunów młodzieży, szef szkolenia wojskowego w Jednostce Strzeleckiej nr 2007 im. kpt. Tadeusza Paolone ZS „ Strzelec „ OSW w Tymbarku.
Robert Nowak
„Syn kowala” oraz „Kuźnia Dudzika”, Wacław Dudzik
SYN KOWALA
Klepał ojciec i syn klepał
I na lepsze czasy czekał.
A żelazo i młot twardy
Hartowały żywot hardy.
Ojciec umarł, syn pozostał
I po ojcu młotek dostał.
Całe życie młotkiem klepał,
Sędziwych się lat doczekał.
A że klepał należycie,
Zmieniło się jego życie.
Niezbyt bogatym się stawał,
Lecz biednego nie udawał.
Coraz nowsze rzeczy tworzył,
Całą siłę rąk w to włożył.
Lecz na swoje stare lata
Miał szacunek: to zapłata.
Do nauki nie miał głowy,
Ale świetnie kuł podkowy.
Przeżył w zdrowiu długie lata,
A wspomnienie: to zapłata.
Dawniej był młody, wesoły,
I przez całe życie zdrowy.
Dzięki Bożej Opatrzności,
Dzięki jej wielkiej hojności.
Pióro pisze, głowa myśli
I zawsze coś tam wymyśli.
Niech więc pisze syn kowala,
Jeśli zdrowie mu pozwala.
Francja, 2011
KUŹNIA DUDZIKA
Była kuźnia u Dudzika,
W Tymbarku, na Pasternikach.
Robił wozy, kuł podkowy,
To był kowal, mistrz fachowy.
Robił pługi, klepał blaszki,
Ciężka praca nie igraszki.
A żelazo w ogniu grzane,
Na kowadle formowane.
Głos kowadła, udar młota:
Były dźwięki i robota.
Po wiosce się rozlegało,
Kiedy w kuźni się klepało.
Jeszcze dzisiaj się wspomina,
Że z tego żyła rodzina.
Czasy jednak się zmieniły,
Pracy w kuźni pozbawiły.
Umarł kowal, kuźnia była,
Tylko przechodniów straszyła.
Chociaż cicha, nie stukała,
Kowala tu wciąż czekała.
W końcu kuźnię rozebrali,
A drewnem z niej rozpalali.
Z kuźni teraz ani śladu,
Wszystko wróciło do ładu.
Zapomnieli też kowala,
Ten co znał, to pochwala.
Przyszło nowe pokolenie,
I przejęło jego mienie.
Zaczęło się nowe życie,
Coś nowego tu ujrzycie.
Tymbark, 2008
wiersze i rysunek kuźni z książki „Pamiętniki, Kroniki, Wiersze” Wacława Dudzika
„MATKA” (2) – ks.Władysław Pachowicz. Dzisiaj w Dniu Ojca rozdział pt. „Mój ojciec”
Mój ojciec
Ojciec mój prócz pracy na roli zajmował się także polowaniem. Był leśniczym w lasach należących do Myszkowskich, właścicieli dworu w Tymbarku. Zajmował się także majsterkowaniem. Wyrabiał zamki drewniane do drzwi. On także zbudował kierat drewniany do młócenia zboża, który jako dziecko oglądałem i podziwiałem. Z opowiadań o moim ojcu, jakie często słyszałem w domu rodzinnym, jedno szczególnie zdarzenie utkwiło mi w pamięci. Ojciec mój obok pracy na roli zajmował się także dowożeniem końmi towarów z Tymbarku do Krakowa. Co drugi poniedziałek odbywały się w Tymbarku wielkie jarmarki. Przyjeżdżali na nie kupcy z Krakowa „piaszczanami” zwani. Zakupywali nierogaciznę, a najęci furmani odwozili ją końmi do Krakowa. Do takich furmanów należał również mój ojciec. Zdarzyło się jednego razu, że mój ojciec mając pełny wóz ciężko naładowany nierogacizna, zjeżdżał gościńcem z bystrej góry w dół w stronę Gdowa. Nagle ku swemu przerażeniu zobaczył na środku gościńca bawiące się małe dziecko. Nie mógł zatrzymać wozu, pędzącego szybko w dół, ani ominąć dziecka, beztrosko bawiącego się na środku drogi. Był zupełnie bezradny. Tymczasem gdy pędzące z góry konie zbliżyły się do tego dziecka, jeden z nich w biegu chwycił je zębami i odrzucił na bok. Gdy wreszcie ciężki wóz zjechał na dół, ojciec zatrzymał konie i poszedł zobaczyć, co się z tym dzieckiem stało. Ku swojej wielkiej radości znalazł je w rowie obok gościńca bez żadnych obrażeń i bawiące się dalej spokojnie. Uradowany ojciec widział w tym zdarzeniu wyraźny znak opieki Anioła Stróża nad dzieckiem. Gdy wrócił do wozu ucałował tego konia, a gdy zajechał do Gdowa kupił mu bochenek chleba i karmił go tym chlebem w nagrodę za to, że uratował życie małemu dziecku.
Ojciec mój zmarł młodo, zaziębiwszy się na polowaniu, w trzydziestym czwartym roku życia, dnia 4 maja 1914 r. Została Matka z dwojgiem małych dzieci, z babką Anna Pachowicz, zmarłą 29.IV.1916 roku i dwiema niezamężnymi ciotkami Katarzyną i Magdaleną Pachowicz, które wspominam zawsze z wielką wdzięcznością za ich pełną poświęcenia prace w domu i na roli w trudnym okresie mojego dzieciństwa i moich lat szkolnych. Na barki mojej Matki spadł ciężar kierowania całym gospodarstwem, wymagającym męskiej ręki. Nie załamała się jednak w tym trudnym położeniu, pogłębionym jeszcze ciężkimi warunkami, jakie sprowadziła pierwsza wojna światowa. Nie myślała o powtórnym zamążpójściu, choć zapewne znalazłaby kandydata na męża, ale z całym poświęceniem oddała się wychowaniu dzieci i prowadzeniu gospodarstwa, by zdobyć środki potrzebne do utrzymania rodziny. Wykazała tu nie tylko niezwykłą pracowitość, ale i wielką zaradność a równocześnie gotowość do spieszenia z pomocą tym, których widziała w potrzebie. Bóg tylko jeden wie, ile trudu i wyrzeczeń kosztowało Ją wykształcenie mnie i doprowadzenie do kapłaństwa.
cdn.
W pracowni Jakuba Puchala w Żmiącej
W powrotnej drodze z gościnnego Gromnika, odwiedziliśmy, z Zenkiem Duchnikiem, artystę ludowego Jakuba Puchalę, w jego pracowni w Żmiącej. Pan Jakub Puchala to twórca rzeźb (wykonywanych w różnorodnych gatunkach drewna, na zasadzie jednego klocka) o tematyce religijnej, ale też i ludowej, świeckiej. Na przykład jego rzeźbę „Chrystus Ukrzyżowany”, wiszący na krzyżu, można zobaczyć na cmentarzu przy kościele w Żmiącej. Artysta bardzo chętnie i ciekawie opowiadał nam o swojej działalności, pokazując m.in. prace, które były już przygotowane na następną wystawę (których ma za sobą bardzo wiele). Informacje o artyście można też czerpać ze strony FB „Jakub Puchal” .
IWS