Kolej Galicyjska od Dobrej do Limanowej (17) – w zdjęciach Tadeusza Rybki

Wspomnienia o śp.księdzu prałacie Eugeniuszu Piechu – spisane przez Stanisława Wcisło (część druga)

Życie w Bochni nie było jednak łatwe dla niego. Musiał zamieszkać na stancji wraz z sześciu innymi kolegami, ale już starszymi, którym musiał nie jednokrotnie usługiwać oraz znosić ich dokuczanie. Mimo takich warunków na stancji i przy oderwaniu od życia rodzinno-domowego, dzielnie przetrwał pierwszy rok nauki otrzymując promocję do następnej klasy.

Drugi rok pobytu w Bochni był już dla niego przyjemniejszy, gdy zmienił stancję. Zamieszkał tym razem u starszego małżeństwa, emeryto­wanych nauczycieli, państwa Młynarskich. Pobyt u państwa Młynarskich miał jednakże tą ujemną stronę, że ich domek znajdował się w dość du­żym oddaleniu od szkoły. Dopiero na trzecim roku szczęście uśmiechnęło się do Eugeniusza, kiedy to zamieszkał na stancji u trzech samotnych pań, o nazwisku Struzik. Na tej stancji mieszkał już do końca pobytu w gimnazjum.

Za stancję matka musiała opłacić miesięcznie 40 zł oraz dostarczać raz w tygodniu odpowiednią ilość chleba i ziemniaków. Był to, jak na owe czasy bardzo duży wydatek i dlatego pani Anna musiała być ciąg­le w drodze że swym straganem, by zapewnić utrzymanie swych dzieci i łożyć na naukę Gieniusia. Robiła to z wielkim poświęceniem.

Gimnazjalista Gieniek z utęsknieniem oczekiwał każdego czwartku.

W tym dniu bowiem odbywał się w Bochni jarmark, na który zawsze przy- chodziła jego matka ze swym straganem. Mógł więc w tym dniu zobaczyć ja. Przy każdym spotkaniu otrzymywał od niej bułkę oraz kilka groszy, jako kieszonkowe na różne wydatki.

Raz w miesiącu Gieniek odwiedzał dom rodzinny. Do Lipnicy oddalo­nej od Bochni o 16 km musiał jednak chodzić piechotą, gdyż w tym cza­sie nie było żadnej komunikacji.

Wakacje spędzał zawsze w Lipnicy Murowanej, pomagając w pracach gospodarskich oraz na czytaniu wybranej lektury. Na wyjazdy wypoczyn­kowe, czy inne formy rekreacji, niestety, brak było funduszy. W domu także nie było odpowiedniego miejsca do wypoczynku. Mieszkanie skła­dało się tylko z jednego pokoju i kuchni. Na szczęście nieopodal mie­szkał jego przyrodni brat, Jakub Piekarczyk, który był już na własnym gospodarstwie. W jego mieszkaniu był pokoik, do którego wchodziło się bezpośrednio z korytarza. Ten właśnie pokoik udostępniał Gieniowi na okres wakacji. Tak więc miał “swój” pokój, który służył mu za sypialnię i pokój do nauki. Natomiast cały wolny czas spędzał w domu matki.

Rok 1937. Eugeniusz kończy naukę w gimnazjum i składa egzaminy ma­turalne, które zalicza z wynikami bardzo dobrymi. Po uzyskaniu matury natychmiast wyrusza do Tarnowa, gdzie w Wyższym Seminarium Duchownym składa podanie z prośba, o przyjęcie w poczet kleryków. Ku radości Eugeniusza podanie zostaje rozpatrzone pozytywnie.

Kończy się okres dziecinno-młodzieńczego Jego życia, gdyż nie ukończył  jeszcze osiemnastego roku życia, by rozpocząć nowy etap pracy nad sobą, wytyczając konkretny cel – zostać kapłanem.

Okres nauki w Seminarium również nie był łatwym okresem dla Eugeniusza Nad  krajem zbierały się już czarne chmury nacięć politycznych, które wkrótce przyniosły wybuch II wojny światowej. We wrześniu 1939 r., kiedy Niemcy rozpoczęli okupować kraj był już na trzecim roku teologii. Pragnął jak najszybciej ukończyć studia, by oddać się pracy duszpasterskiej – ku chwale Boga i dobra bliźnich – jak nieraz wspominał.

Rok 1942 rozpoczął z wielkim entuzjazmem i nadzieją, że za kilka miesięcy otrzyma upragnione święcenia kapłańskie. Gorliwie i z za­pałem przygotowywał się na ten dzień. Wreszcie nadszedł – 9 sierpnia 1992 rok. Z rąk biskupa Edwarda Komara otrzymuje upragnione święcenia. Zostaje kapłanem. Jakaż to radość przenika Jego serce. Wkrótce jednakże radość neoprezbitera zostaje przygaszona depeszą, o śmierci matki.

Nieco wcześniej, bo w lipcu tegoż roku, przeżył już jeden dramat – śmierć brata matki, a swojego ojca chrzestnego, z którym był bardzo związany uczuciowo. I jeden i drugi cios przyjął z pokorą, widząc w tym wolę Boża.

Tak więc Eugeniusz został kapłanem. Właściwie, zgodnie z wymogami kodeksu seminaryjnego, winien jeszcze rok studiować, jednakże w uzna­niu Jego wiedzy i pilności biskup przyspieszył święcenia. Zwłaszcza, że brakowało kapłanów, których spora liczba zginęła z rąk okupanta lub została osadzona w obozach i więzieniach.

Już od pierwszych dni swej kapłańskiej pracy, ksiądz Eugeniusz, dał się poznać jako gorliwy kapłan, pełen poświęcenia dla bliźnich. Pracę wikariusza rozpoczął najpierw w Okocimiu, skąd po dwu miesiącach został przeniesiony do miejscowości Zabawa, a wkrótce znów do miejscowości Pleśna. 12 kwietnia 1943 r. został wikariuszem w Zagórzycach, gdzie pracował do roku 1947, pełniąc obowiązki duszpasterskie również w Nockowej.

W Zagórzycach dał się poznać nie tylko jako prawdziwy duszpasterz, który “życie swoje odda za owce swoje”, ale również jako prawdziwy Polak – patriota. Tutaj rozpoczyna się Jego nowy etap życia – etap bardzo ciężki. Pełen szykan ze strony władz okupacyjnych i stałej groźby skazania na obóz, czy utratę życia.

Okres okupacji dla księdza Eugeniusza składał się z dwóch etapów. Pierwszy – to lata nauki w seminarium, które mimo przeróżnych niedogodnie i stałego strachu przeszły jeszcze jakoś szczęśliwie. Znacznie cięższy był etap drugi, kiedy był już kapłanem pracującym wśród powierzonych mu parafian.

Po raz pierwszy społeczeństwo Zagórzyc poznało Jego cywilną odwagę, graniczącą z bohaterstwem, kiedy poszedł do władz okupacyjnych z proś­bą o zwolnienie dwu 16-letnich dziewczynek, które zostały zatrzymane do prac na posterunku miejscowej żandarmerii. Wiedział bowiem, że cze­ka je tam upokorzenie i deprawacja. Nie mogąc uzyskać ich zwolnienia poprosił tylko, aby zezwolili im pójść do kościoła na nabożeństwo. Na tę prośbę komendant żandarmerii wyraził zgodę, ale pod warunkiem, że zaręczy za nie swą głową, wypełniając specjalne pisemne zobowiązanie. Uczynił to chętnie, wiedząc doskonale, że wyjście dziewcząt do kościo­ła to tylko pretekst do ucieczki. Kiedy dziewczęta nie wróciły w okreś­lonym czasie patrol żandarmerii przybył po Niego na plebanię. Ostrzeżony o nadchodzących żandarmach “udał się do lasu na grzyby”. Po kilku godzinach wrócił na plebanię, a następnie udał się na posterunek, gdzie zameldował się u komendanta .Jak go przyjął, co przeżył w tym czasie i co wycierpiał, to wiedział jedynie On sam. Nikomu bowiem nie poskar­żył się ani słowem, dziękował jedynie Bogu za umożliwienie ucieczki dziewcząt oraz za ocalenie własnego życia.

W tym też czasie związał się z partyzantami Armii Krajowej . Złożywszy przysięgę przyjął pseudonim “Szymon”, na cześć lipnickiego patrona. Przydzielony został do Placówki Sędziszów II, pełniąc w niej funkcję kapelana do końca okupacji.

Aby nie być gołosłownym podaję fragmenty z książki Antoniego Stańko pt.”Gdzie Karpat progi” – Armia Krajowa w powiecie dębickim (wydanie II.Inst.Wyd.Pax,W-wa 1 990, w I wydaniu brak poniższych fragmentów):

[Czytaj więcej…]

Wiosenne sukcesy uczniów Szkoły Muzycznej w Tymbarku

W Ogólnopolskim Konkursie Zespołów Kameralnych Szkół Muzycznych I i II Stopnia –  IV WIOSENNE SPOTKANIA KAMERALNE „MUZYKOWANIE W TRZCIANIE”, które odbyło się  10-12 marca 2017 r. w Trzcianie, obok  55 zespołów z Polski,  wziął udział zespół ze Szkoły Muzycznej w Tymbarku. Było to TRIO AKORDEONOWE w składzie: Paweł Pajdzik, Maciej Uchacz, Wojciech Bubula, które otrzymało II nagrodę. Zespół  został  przygotowany  przez nauczyciela pana Pawła Janczego.

Uczniowie Szkoły wzięli również udział w V Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym ,,Mały Pianista”, który odbył się 16-17 marca 2017 w Myślenicach. Na Konkurs zgłosiło się 119  uczniów, w rożnych kategorii  wiekowych. Uczennica Szkoły Julia Kuchta, klasy fortepianu pani Joanny Miszke,  otrzymała wyróżnienie.

Gratulujemy uczniom, nauczycielom i rodzicom tak wspaniałych dzieci i osiągnięć – mówi Dyrektor Szkoły pani Halina Waszkiewicz-Rosiek.

poniższe zdjęcia pochodzą z koncertu w Szkole Muzycznej 11.03.2017 r.

Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Tymbarski dwór w czasie okupacji hitlerowskiej

Wprawdzie w artykule “Tymbarski dwór i jego właściciele” wspomniałem nieco o okresie okupacji, uważam jednak, że powinno się uwypuklić i podać więcej szczegółów, by rola dworu, a właściwie jego mieszkańców ukazana została bardziej wyraziście. Zwłaszcza jeżeli chodzi o patriotyzm jakim wykazali się aż do oddania własnego życia na ołtarzu Ojczyzny.

Patriotyzm w rodzinie Myszkowskich i Tur­skich zawsze stał na pierwszym miejscu, bez względu na straty, jakie ponoszono z tego tytułu. Zawsze z dumą opowiadano o przod­kach, którzy walczyli w obronie i dla dobra Ojczyzny. Przykładem tego jest choćby Stani­sław Turski – powstaniec z 1963 roku (pisaliśmy o nim w artykule o rodzinie Turskich skoligaconej z Myszkowskimi w nr 25 „Almana­chu”). Wróćmy jednak do czasów okupacji.

Po klęsce wrześniowej 1939 roku w tymbarskim  dworze zamieszkało sporo osób z tych rodów. Posiadali oni swe dobra ziemskie przeważnie na kresach wschodnich, skąd mu­sieli uciekać, by uniknąć zsyłki na Sybir czy Zakaukazie. Z najbliższej rodziny Zofii Tul­skiej wymienić tu należy jej brata – Ludwika Myszkowskiego, który posiadał majątek w Stubnie, rodzinę drugiego brata – Jerzego posiadającego majątek w Łuczycach k/Sokala. (Jerzy jako oficer WP brał udział w kampanii wrześniowej. Dostał się do niewoli radzieckiej i został zamordowany w Katyniu). Rodzinę Stefana Myszkowskiego (kuzyna Zofii Tul­skiej) oraz rodzinę Tadeusza Turskiego (brata męża Zofii Turskiej). Uważano, że Tymbark leżący z dala od głównych szlaków komunikacyjnych będzie bezpiecznym miejscem, Brano pod uwagę również i to, że Zofia Turska posiadająca obywatelstwo szwajcarskie nie będzie narażona na represje ze strony niemieckiego okupanta.

Tak więc dwór wypełnił się członkami ro­du Myszkowskich i Turskich, którzy od pier­wszych niemal dni okupacji podjęli działalność związaną z Ruchem Oporu, mającym na celu przyspieszenie wyzwolenia Ojczyzny, o czym wspomniano już w poprzednim artyku­le. Przyjrzyjmy się jej bardziej szczegółowo.

Po klęsce wrześniowej przez tymbarski dwór przewija się szereg osób wojskowych, zwłaszcza oficerów, którzy proszą o doraźną pomoc w drodze do polskiej armii powstającej na obczyźnie. Między innymi pojawili się tu: mjr Wacław Szyćko (ps. „Wiktor”) i por. Jan Cieślak (ps. „Maciej”). To na ich ręce, w dniu 11 grudnia 1939 roku zaprzysiężeni zostali: Zofia Turska wraz z całą swoją rodziną oraz Marian Prὄkl – administrator dworski. 1 tak właśnie rozpoczął oficjalnie swą działalność Ruch Oporu w Tymbarku.

Uczestnictwo w nim tymbarskiego dworu najlepiej przedstawia J. Bieniek w swym arty­kule zamieszczonym w “Roczniku Sądeckim” (t. 12/1971): …Poza setkami bezimiennych zaopatrzeniowców limanowskiej wsi, wymienić należy szczególnie ofiarnych ziemian tutejszych, a więc dwory i dworki Żuk-Skarszewskich z Przyszowej, Romerów z Jodlownika-Lipia i Turskiej z Tymbarku oraz Spółdzielnię Owocarską, a właściwie jej kierownika technicz­nego inżyniera Józefa Marka (ps. „Lanca”).

Żuk-Skarszewszy aprowizowali głównie okoliczne oddziały partyzanckie; Romerowie Sztab Obwodu i II batalion; Turska z Markiem – sztab Inspektoratu i dowództwo 1 PSP-AK, a poza tym każdego, kto się pod rękę nawinął.

Dwór Turskiej oraz stojące w jej dyspozycji gajówki i leśniczówki stanowiły coś w rodzaju “zajazdów”, w  których setki osób z konspiracyjno-partyzanckiego szlaku znajdowało cenną pomoc o każdej porze dnia i nocy. Zarówno właścicielka z córką Danutą, jak i zarządca majątku – Marian Prὄkl z personelem admini­stracyjnym, czynili wszystko, aby w każdej po­trzebie, jaka w ‘ podziemnym kręgu zaistniała, wyjść naprzeciw we wszelki możliwy czy konie­czny w danej sytuacji sposób.

Specjalnie cenną okolicznością było w tym wypadku obywatelstwo szwajcarskie Turskiej, które chroniło ją przed ingerencją gestapo, a zarazem stwarzało możliwości otrzymywania ze Szwajcarii cennych przesyłek, głównie le­karstw przekazywanych w całości na potrzeby podziemia.

  1. Bieniek pisze, że obywatelstwo szwaj­carskie chroniło ją przed ingerencją gestapo. Niestety, niezupełnie, gdyż przez całą okupac­ję dwór był inwigilowany bezpośrednio przez gestapo, lub przez konfidentów. Najlepszym tego dowodem było aresztowanie wiosną 1941 roku brata Zofii Turskiej – Ludwika Myszkowskiego i wywiezienie go do Oświęci­mia, gdzie zginął. Aresztowanie groziło także bratankowi Karola Turskiego, Przemysławo­wi. Ten jednakże, po aresztowaniu Ludwika, zdążył usunąć się z Tymbarku i wyjechał do Szwajcarii, skąd nadal pomagał, szczególnie wysyłając paczki z lekami.

Wielu członków rodziny Zofii Turskiej, którzy w okresie okupacji mieszkali we dwo­rze, dało dowód swego patriotyzmu. Szcze­gólnie godne pamięci są następujące osoby:

  • Danuta Turska – córka Zofii, która mimo poważnej, nieuleczalnej choroby, przez całą wojnę pracowała na rzecz mchu oporu, prowa­dząc skrzynkę kontaktową Inspektoratu „Ni­wa” oraz działając w służbie sanitarnej.
  • Ludwik Myszkowski – brat Zofii, współ­twórca placówek Związku Walki Zbrojnej w Tymbarku i okolicznych miejscowościach. Za działalność tę został aresztowany przez gestapo i zginął w Oświęcimiu.
  • Maria Myszkowska – żona Ludwika – mi­mo aresztowania męża nadal aktywnie praco­wała w służbie sanitarnej. Często konno objeż­dżała okolice, niosąc pomoc rannym i chorym partyzantom, a także cywilom. Po otrzymaniu oficjalnego zawiadomienia o śmierci męża za­łamała się. Zostawiwszy swoje dzieci pod opieką bratowej (Z.Turskiej), wstąpiła do kla­sztoru Sacre Coeur w Polskiej Wsi koło Gniez­na, gdzie poświęciła się pracy wychowawczej w gimnazjum żeńskim, prowadzonym przez zakonnice. Pozostała tam do końca życia.

Maria Myszkowska – żona Stefana – wraz z Danutą Turską prowadziła pocztę podziemną (jeden z oddziałów) Inspektoratu „Niwa”, zaś od 1944 roku również szpitalik partyzancki na Zęzowie, w budynku Antoniego Pachowicza.

  • Julia Myszkowska – żona Jerzego – pro­wadziła partyzancki magazyn żywnościowy i odzieżowy, aptekę, a także bibliotekę na uży­tek tajnych kompletów nauczania.
  • Emilia Myszkowska – córka Jerzego – zwana pospolicie „Lilką”, pracowała w łącz­ności i sanitariacie. Od początku 1944 roku była zastępcą komendantki referatu Wojsko­wej Służby Kobiet przy inspektoracie “Niwa”.

Wojciech Myszkowski – syn Jerzego, po ukończeniu podchorążówki aktywnie działał w placówce “Trzos” pod pseudonimem “Pu­chacz”, biorąc udział w wielu jej akcjach bojo­wych.

  • Andrzej Myszkowski – syn Stefana, pseu­donim “Tatar” – podobnie jak Wojciech po ukończeniu Szkoły Podchorążych, działał w “Trzosie”.
  • Marian Prὄkl – nie należał wprawdzie do rodziny właścicielki dworu, jednakże jako administrator jej majątku traktowany był jak najbliższy członek rodziny. To on, upoważ­niony przez Zofię Turską, brał udział we wszystkich poczynaniach dworu. Pod jego opieką był magazyn broni.

Odnośnie działalności Zofii Turskiej warto jeszcze przypomnieć fragment opracowania J. Bieńka zatytułowany „Placówka Tymbark (“Tymoteusz”, “Trawa”, “Trzos”)”: “…Mia­nowana przez władze podziemia komendantka specjalnej organizacji mającej na celu zaopa­trzenie sił bojowych walczącej Polski, działa­jącej pod kryptonimem “Uprawa”, a później “Tarcza ” – postawiła Zofia Turska limanowski oddział “Uprawy” na pierwszym miejscu w Okręgu.

Na tym jednakże nie kończy się działalność Turskiej i jej rodziny na rzecz walki o pols­kość. Należy tu podkreślić ich oddziaływanie na rozwój kultury i oświaty miejscowego śro­dowiska, przepojonej elementami patriotycz­nymi. Z dworu wychodziły plany tworzenia tajnych kompletów nauczania, tutaj organizo­wano pomoc dla prowadzących je oraz wspo­magano materialnie, udostępniano pomoce naukowe, a szczególnie książki z bogatej, jak na owe czasy, biblioteki dworskiej. Tu odby­wały się również egzaminy maturalne, które były dużym przeżyciem nie tylko dla zdających, lecz także dla wszystkich mieszkańców dworu. Warto tu wspomnieć taki epizod zwią­zany z maturą.

W sali jadalnej maturzyści piszą wypraco­wanie z języka polskiego. Komisji Egzamina­cyjnej przewodniczy dr Sebastian Flizak z Mszany Dolnej. W pewnym momencie po­wiadomiono panią Turską, że na teren dworu wjechał samochód z kilkoma niemieckimi ofi­cerami. Wśród części zebranych nastąpiła kon­sternacja, a nawet przerażenie. Pani Turska poprosiła wszystkich o zachowanie spokoju. Wydawszy kilka poleceń, wyszła na ganek, gdzie przywitała “gości”. Z uśmiechem na us­tach zaprosiła ich do salonu. W międzyczasie gromadka zdającej młodzieży bocznym kory­tarzykiem przemknęła do pomieszczenia mieszczącego się na strychu budynku gospo­darczego, by tam kontynuować pisanie wypra­cowania. W jadalni zaś przygotowano posiłek dla panów oficerów, na który zaproszono rów­nież dr Flizaka (z wykształcenia germanistę). Po chwili całe towarzystwo prowadziło oży­wioną dyskusję, zaś maturzyści kończyli swe prace, Wszystko zakończyło się pomyślnie, a przecież… Tylko dzięki stoickiemu spokojowi pani Turskiej można było tak ryzykować.

Dwór stanowił także azyl dla ludzi nauki i kultury, którzy pod własnymi lub fikcyjnymi nazwiskami zatrudniani byli jako guwernerzy, gajowi, ogrodnicy itp, dzięki czemu mogli stosunkowo swobodnie poruszać się w terenie. Wystarczy wspomnieć choćby takie nazwiska jak profesorowie: Goriaczkowski, Chroba- czek, Mehring i wielu innych.

Duży wpływ miał również dwór na pod­trzymywanie tradycji ludowych. Do ich pro­gramu wplatano sporo motywów patriotycz­nych, które wykorzystywane były z różnych okazji, na przykład dożynek, jasełek, imienin kogoś z dworu. Na program składały się pieś­ni, recytacje, tańce, a ich doborem zajmowali się najczęściej nauczyciele tajnych kompletów, wśród których pod tym względem przodowała Bronisława Szewczykówna.

Wypada jeszcze wspomnieć opiekę dworu nad biednymi, zwłaszcza dziećmi i więźniami, których dożywiano, ubierano oraz leczono. Pani Turska przez cały okres okupacji była przewodniczącą miejscowego oddziału Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), dzięki której można było dotrzeć nawet do więzień.

Trudno w tak krótkim artykule omówić wszystkie zasługi dworu na rzecz środowiska nie tylko w trudnych latach okupacji niemiec­kiej. Do dziś ludzie, zwłaszcza starsi, z wdzięcznością wspominają różne przysługi czy dobrodziejstwa, jakich doznali w tym ok­resie. Nade wszystko zaś możemy dzisiaj śmia­ło powiedzieć, że dwór w okresie okupacji dawał najlepszą lekcję patriotyzmu i miłości bliźniego. Jego mieszkańcy stawiali wszystko na jednej szali – od różnych niebezpieczeństw po cierpienia do przelania własnej krwi dla dobra Ojczyzny. Czynili wszystko, co uważali za słuszne, by pomóc biednym i słabym oraz przybliżyć dzień wyzwolenia Ojczyzny.

Stanisław Wcisło

Artykuł ten był publikowany w Almanachu Ziemi Limanowskiej, nr 26, jesień 2006