W 50.roku mego kapłaństwa czuję się człowiekiem spełnionym. Z Księdzem Doktorem Andrzejem Jedynakiem, który obchodzi Złoty Jubileusz Kapłaństwa

Poniżej przedruk wywiadu  Teresy Ćwikły z ks.dr.Andrzejem Jedynakiem. Wywiad ten ukazał się w „Echu Beskidu” , lipiec 2021, półroczniku Oddziału PTTK „Beskid” w Nowym Sączu.

 

W 50.roku mego kapłaństwa czuję się człowiekiem spełnionym. Z Księdzem Doktorem Andrzejem Jedynakiem, który obchodzi Złoty Jubileusz Kapłaństwa

 

Kapłan z powołania, Przewodnik z zamiłowania, Ksiądz Kapelan Przewodników od Sącza aż po Rabkę z naturalnej konsekwencji dwóch powyższych. Powołanie kapłańskie to, jak pisał Jan Paweł II, wielki ,Dar i Tajemnica”, zapytam więc o to drugie, o zamiłowanie do turystyki, bo bez tego chyba nie byłoby przewodnictwa?
Ja myślę. że zainteresowania geografia i historia przyniosłem na ten świat z tamtej strony. Musze jednak dodać. że w tych zainteresowaniach dopomogli mi nauczyciele. Jednym z nich by kierownik szkoły w szkole podstawowej. Przychodząc na lekcję podręcznik wraz dziennikiem kładł na kraju stołu i opowiadał o wojnie, o Węgrzech, gdzie był w czasie wojny. On to, Władyslaw Boksa, zapalił we mnie ciekawość świata. Później było wojsko. Służyłem w Brzegu przez dwa lata. Organizowano nam liczne rajdy i wycieczki, zwłaszcza po Dolnym Śląsku. I to właśnie w wojsku zapisałem się do PTTK. Uważałem bowiem, że legitymacja PTTK-owska będzie dla mnie przepustką do zwiedzania i odkrywania terenów dotąd mi nieznanych.

Wymieniać będę dalej… Patriota, Historyk, Autor kilku obszernych publikacji o tematyce kościelno-historyczno-regionalnej, uhonorowany m. in.: Srebrnym Krzyżem Zasługi – przyznany przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polski, dwoma odznaczeniami ministerialnymi, Złotym Jabłkiem Sądeckim oraz Orderem św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Które z wymienionych ceni sobie Ksiądz szczególnie?
Wszystkie odznaczenia bardzo sobie cenię, chociaż nie dbam o ich pozyskiwanie, bowiem jeszcze w seminarium kładziono nacisk na pracę, a nie odznaczenia. Akcentowano nam, że najwyższe odznaczenie czeka nas dopiero tam, po drugiej stronie. Ale pragnę zauważyć, że każde oznaczenie świadczy o tym, że są tacy ludzie, którzy zauważyli także moją osobę i moje osiągniecia. Z doświadczenia wiem też, że nie zawsze ten najbardziej zasłużony otrzymuje nagrody, pochwały, medale i odwrotnie. Największa nagroda dla mnie jest uśmiech, dobre słowo i pamięć.

I Ksiądz, i ja pochodzimy z gminy Dębno – Ksiądz z Porąbki Uszewskiej, ja z Sufczyna. Niewiele jest osób w naszym Kole, które pochodzą z naszych okolic -oprócz nas, ostatnio dołączyli jeszcze Tomek z Jaworska i Łukasz ze Szczepanowa. I o ile w dzisiejszym świecie dostęp do informacji jest wszechobecny i często jest tak, że to informacja nas znajduje, a nie my ja, to jak to było 48 lat temu? Jak Ksiądz dotarł do tej, dotyczącej kursu przewodnickiego w PTTK Beskid w Nowym Sączu? O Internecie przecież nikomu się nie śniło.

W 1972 r. w Nowym Sączu idąc bodaj ulicą Długosza czy Nawojowską, zauważyłem na słupie ogłoszenie pisane przez kalkę na maszynie o mającym się odbyć kursie przewodnickim. Z tego faktu ucieszyłem się bardzo, ale nie wiedziałem czy otrzymam zgodę mojego Proboszcza na dwukrotnie opuszczanie parafii w ciągu tygodnia, a przede wszystkim na tak zwane szkoleniówki czyli wyjazdy dwudniowe, w tym w niedziele. Tu muszę wyrazić wdzięczność mojemu, już nieżyjącemu,  proboszczowi ks. Mieczysławowi Raczkowskiemu, który mnie popart i chętnie wyraził zgodę. Niech Bóg da mu za to niebo. Po jakimś czasie nastąpiło u mnie załamanie i zwątpienie. Czy zdam, bowiem wtedy nie było przewodników, map. Nie znałem Beskidów, bo przecież 50 lat temu nie jeździło się tak jak dzisiaj. Nigdy wcześniej nie byłem w Rabce, Bielsku Białej, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ani nawet w Limanowej. Powiedziałem Proboszczowi, że rezygnuję, bo nie czuje się na siłach, by podejść do egzaminu. On na to w ostrych słowach zareagował, że w żaden sposób zrezygnować mi nie wolno. Trzeba wytrwać do końca tym bardziej, że byli tacy księża, którzy mu brali za złe, że mi pozwolił zapisać się na ten kurs. I zdałem. Na sześćdziesiąt kilka osób zapisanych na kurs, do egzaminu dopuszczono bodaj 32. Nie wszyscy zdali. Ja byłem jednym ze szczęśliwców. Na liście wśród 32 nazwisk na terenowego i 12 na beskidzkiego było moje nazwisko. Wiadomo, że kiedyś egzaminy wyglądały zupełnie inaczej. Wchodziliśmy piątkami jak na maturze. Ktoś powiedział wtedy: „gdyby oni wiedzieli, że on jest księdzem, na pewno by go do egzaminu nie dopuścili albo ulali”.

Przewodnictwo w tamtych czasach. Czy mógłby Ksiądz zdradzić Czytelnikom i oczywiście mi jak to było? Czy wiązało się to z ryzykiem, jakim i dlaczego? (Tak, Drodzy – zwłaszcza młodzi – Czytelnicy słowo „ryzyko” używam tutaj świadomie…).
Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Egzaminowali mnie instruktorzy znani z niezbyt wielkiej miłości do Kościoła. I tu muszę podkreślić ogromną życzliwość, z jaką spotkałem się wówczas w PTTK-u. We wdzięcznej pamięci noszę osobę Witolda Tokarskiego zwanego Ojcem, Irenę Styczyńską, Władzię Głuc, Ligezów, Marców. Oni tworzyli tę atmosferę, która mnie przyciągała, atmosferę, dzięki której w PTTK-u czułem się jak w prawdziwej rodzinie. Po latach dowiedziałem się, że w dokumentacji osobistej nie miałem, bo nie złożyłem, opinii zakładu pracy. Dziś wiem, że potajemnie załatwiono mi takie zaświadczenie w jakimś tam kamieniołomie.

Albo inny przykład. W sobotę w kolejowym kościele była spowiedź przed I komunią św. Proboszcz powiedział, że trzeba tam koniecznie jechać. Powiedziałem, że chętnie pojadę, ale później udam się do krakowskich Oleandrów, gdzie cała nasza turystyczna ekipa miała nocleg. Jeden z instruktorów zaczął nas liczyć. Wciąż mu brakowało jednego. Wreszcie Ewa, żona naszego kolegi  krzyknęła. „Nie ma księdza!”. Ten natychmiast zareagował: „Jakiego księdza?” Ojciec Tokarski szybko odparł „U nas każdy z nas ma jakiś przydomek. Jego nazwali księdzem”. Ów instruktor, a był to Stefan Rypuszyński, przyjął do wiadomości. Ciekawy był też fakt odkrywania mnie przez samych kursantów, a był to proces trwający kilka miesięcy.

 
Utkwiły mi w pamięci słowa, które Ksiądz wypowiedział na kazaniu, podczas Mszy Świętej na Przehybie, która poprzedziła blachowanie nowych przewodników. Nie przytoczę ich dosłownie, ale sens ich był mniej więcej taki, że sądeccy Przewodnicy są jedną z niewielu społeczności, w których gronie tak chętnie przebywasz. Pomyślałam, że ja też mam szczęście być częścią tej społeczności „W czerwonych kubraczkach”. Jak to z tymi naszymi Przewodnikami jest?
W naszym PTTK przybywających do biura nie traktuje się jako petentów, ale członków rodziny. To się nie zmieniło od lat. Dziś rolę gospodarza PTTK pełni Adaś Sobczyk, a na co dzień o tę atmosferę dba pani Dorota Pych. Ona dba o wszystkie szczegóły turystycznej dyplomacji na wszystkich imprezach turystycznych; ona stara się by wszystko grało jak najlepiej.
 
Miał Ksiądz okazję przyjrzeć się z bliska najmłodszemu narybkowi przewodników w naszym Kole. Chciałabym zatem zapytać o etos przewodnika? Czy coś się zmieniło na przestrzeni tych 48 lat, odkąd Ksiądz został Przewodnikiem? W którą stronę ewoluuje i czy w ogóle powinien ewaluować?
Przewodnik to przede wszystkim turysta. Kiedyś każdego turystę na szlaku pozdrawiano słowami: Szczęść Boże, albo Dzień dobry. To było bardzo miłe. Pod tym względem się trochę zmieniło, ale nie zmieniło się u nas. Przypomnę, że pewnie tylko u nas w styczniu jest chwalebny zwyczaj zbierania się na spotkaniu opłatkowym, a w maju na przewodnickiej jajecznicy. Każda para przewodnicka wstępująca na nową drogę życia, w darze
otrzymuje koc, by im zawsze ciepło było.

Najbardziej jednak za serce ściska zwyczaj związany z uroczystością Wszystkich Świętych. W każdy pierwszy wtorek po Wszystkich Świętych gromadzimy się w sądeckiej farze, by podczas odmawiania różańca wspominać tych, którzy byli wśród nas a dziś już prowadzą wycieczki po niebieskich szlakach. Później jest Msza Św. z udziałem kapłanów zaangażowanych w turystyce. A jeszcze bardziej wzrusza mnie tradycja roznoszenia zniczy. My przewodnicy spotykamy się w przeddzień Wszystkich Świętych i zapalamy światełko pamięci na wszystkich grobach naszych kolegów. Znicze te są jednocześnie przypomnieniem o mających się odbyć wypominkach i Mszy Sw.
Nie muszę dodawać, że na każdy pogrzeb nie tylko przewodnika, ale każdego pracownika instytucji turystycznych, udaje się delegacja PTTK wraz ze sztandarem oddziałowym lub przewodnickim, a prezes PTTK Oddziału Beskid czyli Adam Sobczyk wygłasza  okolicznościowe – stosowne przemówienie. Chwała mu za to! Na uroczystościach pogrzebowych oczywiście nie może zabraknąć kapelana oddziału.
Chciałbym aby ten piękny zwyczaj podtrzymali ci, którzy ostatnio zostali włączeni w poczet turystycznych przewodników w Nowym Sączu.
 
Które miejsce, a wiadomo, że kapłański los prowadził Księdza po różnych stronach naszej diecezji (i niekoniecznie była to Sądecczyzna), posiada największy potencjał turystyczny?
Dziś się zmieniło prawie wszystko. Kiedyś każdy przewodnik musiał oprowadzić przynajmniej 5 wycieczek lub podjąć trud prowadzenia obozu. Ja najlepiej czułem się na trasie do Zakopanego i w Dolinie Popradu. Później były wycieczki szkolne. W towarzystwie dzieci czułem się wspaniale. Chciałem za wzorem mych starszych kolegów pokazać im jak najwięcej. Nie tak dawno spotkałem moją dawną uczennicę, a dziś panią doktor.
która mi wyznała, że lubiła ze mną jeździć, a było to przeszło 40 lat temu, bo pokazywałem im to czego inni nie znali albo pokazać nie chcieli. Dostawałem także pisemne podziękowania od różnych ludzi, którzy brali udział w pielgrzymkach.
 
Jaki są Księdza ulubione miejsce w Polsce i poza Polska, jako cele wycieczek a może pielgrzymek? Który wyjazd szczególnie utknął Księdzu w sercu i w pamięci?
Dzięki PTTK – owi a właściwie dzięki Wieśkowi Piprkowi, Celinie Jabłońskiej, Irenie Szajner, Marcom zwiedziłem prawie całą Europę. Chwała im za to. Były to wyjazdy z namiotami i własną kuchnią. To były niezapomniane chwile, do których wciąż z przyjemnością wracamy. Od wielu lat moja działalność turystyczna rzeczywiście związana jest z pielgrzymkami Na włoskich szlakach byłem chyba kilkadziesiąt razy. Tam się czuje najlepiej. W Medugorje byłem 32 razy. Za każdym razem jadą inni ludzie. Dzisiaj najczęściej do Medugorje udaje się z ludźmi z Roztocza, z Zamościa, Lublina, Szczebrzeszyna i Krasnobrodu. Z tymi ludźmi najlepiej nawiązuje się mi kontakt.
 
Gdzie Ksiądz ostatnio bywał w świecie?
Ostatnio byłem w Medugorje i na Dolnym Śląsku. W tym roku pierwszy raz byłem w Legnicy, gdzie dokonał się cud eucharystyczny i w Prudniku, gdzie w 1954 roku internowany był Kardynał Stefan Wyszyński. Parę lat temu byłem w Etiopii, czyli w Abisynii. Ogromne wrażenie na mnie zrobiły ruiny pałacu królowej Saby, tej która udała się do króla Salomona. by posłuchać jego mądrości. Tam też, a było to w Aksum. znajdują się domniemane tablice Dekalogu. Również z tego miasta wyruszył, jako jedyny czarny król z pokłonem do Betlejem.
 
Czym jest dla Księdza podróżowanie?
Podróżowanie dla mnie to jest moje życie. to jest moja radość i przyjemność, to coś co nadaje sens życia.
 
Wspomnienia i przeszłość są ważne, stanowią bowiem o naszym tu i teraz. Ale spójrzmy też w przyszłość. Jakie są Księdza podróżnicze marzenia (a marzenia jak wiadomo wcale nie muszą się przejmować sytuacją epidemiologiczna)? Zawsze o to pytam…
Moim marzeniem jest jechać do Chin i do Indii. To są marzenia. Mam nadzieję że i one się spełnią – wcześniej lub później.
 
Czy chciałby Ksiądz podzielić się z Czytelnikami jeszcze czymś dla Księdza ważnym?
Przyznać muszę, że turystyka w moim życiu to nie wszystko. W czasie mego kapłaństwa obroniłem na KUL-u najpierw pracę magisterską, a później doktorat. Jakby w konsekwencji mych zainteresowań naukowych wydałem kilkanaście książek lub książeczek. Pierwsza z nich to „Parafia wśród lasów”, czyli krótka historia wsi i parafii w Chotowej. Najwięcej cieszę się z wydania 4-tomowej historii mojej rodzinnej wsi i parafii – Porabki
Uszewskiej. Ostatnio wydałem obszerna pozycje: „Martyrologia duchowieństwa diecezji tarnowskiej w czasie okupacji niemieckiej”. Ale i to nie wszystko. 
Zanim przyszedłem do Gromnika byłem proboszczem we wspomnianej Chotowej koło Dębicy, która wówczas liczyła 525 osób. Tam wybudowałem kościół, kaplicę cmentarną, ogrodziłem teren kościelny i cmentarz. Tam też zaangażowałem się w prace społeczne. Byłem przewodniczącym komitetów budowy wodociągów, gazyfikacji i telefonizacji wsi oraz przewodniczącym komitetu budowy szkoły. Wszystkie posiedzenia komitetów
odbywały się zawsze na plebanii. Ponadto doprowadziłem do budowy dwóch mostów, regulacji rzeki (Chotowianki), a na plebanii urządziłem kurs gotowania i pieczenia. bo nigdzie we wsi nie było ku temu warunków.
W 50 roku mego kapłaństwa czuje się człowiekiem spełnionym. Co w tym czasie mogłem zrobić to robiłem – oczywiście na miarę mych możliwości.
Myślę, że podsumowaniem mych społecznych poczynań jest statuetka Budowniczy Gminy Gromnik, jaką otrzymałem od Małopolskiego Stowarzyszenia Sołtysów w 2012 roku.
 
Księże Andrzeju  dziękuje za rozmowę, za piękne wspomnienia i za możliwość spotkania się w Gromniku na pysznej kawie. Życzę Księdzu wielu kolejnych ciekawych wycieczek, wielu wzruszeń na pielgrzymich szlakach, spotkań w gronie Przewodników i całej rodziny PTTK-owskiej. Niech spełniają się Księdza marzenia, zwłaszcza to wspomniane o Dalekim Wschodzie…
Do zobaczenia znów.
 
Szczęść Boże!
 
 
 

Proboszcz ks.Michał Kulig rozpoczął oficjalnie swoją posługę w Parafii pw. Najświętszej Marii Panny Świętogórskiej w Gostyniu

Poniżej przedruk artykuł z portalu www.gostynska.pl , opublikowanego 8.08.2021,  Autor: Agnieszka Andrzejewska, zdjęcia z portalu 

„Wzajemna życzliwość” mottem nowego proboszcza?

Dziś, podczas mszy świętej o godzinie 12 ksiądz proboszcz Michał Kulig rozpoczął oficjalnie swoją posługę w Parafii pw. Najświętszej Marii Panny Świętogórskiej w Gostyniu.

Uroczysty charakter miała msza odprawiona w Bazylice Świętogórskiej w tą niedzielę.

Ksiądz kanonik Grzegorz Robaczyk, proboszcz parafii farnej w Gostyniu i dziekan dekanatu gostyńskiego, oficjalnie odczytał dekret nominacyjny arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego z dnia 1 sierpnia 2021. Następnie w  wygłoszonym kazaniu ks. Robert Klemes COr nawiązał do odczytanego fragmentu Pisma Św. ale i swojej niedawnej niegroźnej kolizji drogowej:

– Bądźmy nawzajem dla siebie dobrzy i miłosierni. (…) Potrzebny nam w dzisiejszym świecie, w tej trudnej rzeczywistości taki amortyzator, który nazywa się życzliwość.(…) Jeśli chcemy życzliwości, najpierw ją dawajmy innym.

Życzył młodemu proboszczowi tej życzliwości dla jak i od parafian.

Nowy proboszcz publicznie złożył wyznanie wiary, a obecni wysłuchali go w modlitewnym milczeniu. Po zakończonej mszy przedstawiciele parafian świętogórskich wygłosili krótkie powitanie i przekazali nowemu proboszczowi kwiaty:

– Życzymy Ci przede wszystkim świętości w tym trudnym dla kościoła katolickiego czasie, gdy wiele osób przeżywa kryzys swojej wiary – 

– Mam świadomość odpowiedzialności zadania, jakie zostało mi powierzone – podkreślił ks. proboszcz Michał Kulig w swoim wystąpieniu.

Następnie podziękował swoim współbraciom, siostrom służebniczkom,  wszystkim zgromadzonym, a także (za pośrednictwem kamer) swoim rodzicom i siostrze:

„Kochani, kocham was, przytulam Was mocno i bardzo was proszę o wsparcie. Julia nie płacz,  bo pomimo, że jestem proboszczem, to będę przyjeżdżał do Tymbarku”.

Wśród obecnych w Bazylice osób był także wójt gminy Piaski, Wiesław Glapka oraz, jako że nowy proboszcz nadal pełni obowiązki kapelana powiatowej straży pożarnej – komendant gostyńskiej PSP Tomasz Banaszak i prezes związku OSP powiatu gostyńskiego Andrzej Małecki.

 

Artykuł oraz galeria zdjęć  jest TUTAJ 

 

W weekend odbyły się kolejne Spacery Historyczne w Powiecie Limanowskim

W minioną sobotę i niedzielę odbyły się kolejne dwa spacery z cyklu dwunastu „Spacerów Historycznych w Powiecie Limanowskim”. W sobotę 7 sierpnia w Kasince Małej miał miejsce spacer pod tytułem: „Lubogoszcz, Kasinka i architekt Jan Sas – Zubrzycki”, zaś w niedzielę 8 sierpnia w Niedźwiedziu miał miejsce spacer pod tytułem: „Lubomirscy, Władysław Orkan i żywioł ognia”.

Sobota 7 sierpnia – Kasinka Mała

W sobotnie popołudnie w Kasince Małej odbył się spacer historyczny pod tytułem: „Lubogoszcz, Kasinka i architekt Jan Sas – Zubrzycki”. Spacer rozpoczął się przed kościołem pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, gdzie prowadzący spacer Karol Wojtas omówił najstarsze dzieje Kasinki Małej. Następnie wszyscy uczestnicy weszli do wnętrza świątyni. Tu prowadzący omówił najpierw historię początków miejscowej parafii oraz historię budowy kościoła, który został wzniesiony w latach 1911 – 1913. Potem opowiedział o postaci architekta Jana Sas Zubrzyckiego, który zaprojektował świątynię w Kasince Małej. Uczestnicy mogli zobaczyć zdjęcia kościołów zaprojektowanych przez tego wybitnego architekta na terenie dawnej Galicji między innymi w Krakowie i Tarnowie. Prowadzący zwrócił także uwagę, że w powiecie limanowskim mamy w trzech miejscowościach dzieła – świątynie zaprojektowane przez trzech wybitnych polskich architektów wybudowane ponad 100 lat temu. Są to na zachodzie powiatu w Kasince Małej kościół projektu Jana Sas Zubrzyckiego, w centrum powiatu w Limanowej bazylika projektu Zdzisława Mączeńskiego oraz na wschodzie powiatu w Przyszowej kościół projektu Teodora Talowskiego. Wszystkie te dzieła zostały zbudowane na początku XX wieku i warto utworzyć „szlak” lub „ścieżkę” prowadzącą w powiecie przez te miejsca i opowiadające także o tych architektach. Później omówiona została szczegółowo architektura świątyni w Kasince oraz wyposażenie wnętrza. Po zwiedzeniu wnętrza kościoła i oglądnięciu wyposażenia wszyscy wyszli na pole, aby obejrzeć budowlę z zewnątrz. Kolejnym punktem był cmentarz parafialny na którym uczestnicy spaceru oglądali stare nagrobki oraz przy grobie ofiar „Strajku Chłopskiego” dowiedzieli się o szczegółach tych tragicznych wydarzeń jakie rozegrały się w sierpniu 1937 roku w Kasince Małej. W tym miejscu spacer zakończył się.

Warto dodać, że miejscowe Koło Gospodyń „Paradne Gosposie” przygotowało dla uczestników spaceru słodki poczęstunek.

Niedziela 8 sierpnia – Niedźwiedź

W niedzielne popołudnie 8 sierpnia w Niedźwiedziu rozpoczął się spacer historyczny pod tytułem: „Lubomirscy, Władysław Orkan i żywioł ognia”. Spacer rozpoczął się przed kościołem pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Różańca Świętego, gdzie prowadzący przedstawił najstarsze dzieje Niedźwiedzia oraz okolicznych miejscowości wchodzących obecnie w skład Gminy Niedźwiedź. Potem omówiona została historia rodu Lubomirskich, którzy od końca XVI wieku byli właścicielami Niedźwiedzia i okolicznych wsi. Następnie prowadzący przedstawił krótko historię budowy nowego kościoła,  która nastąpiła po pożarze zabytkowego kościoła w 1992 roku. Potem wszyscy weszli do wnętrza kościoła, gdzie prowadzący opowiedział między innymi o historii różańca oraz dziejach kultu Matki Boskiej Różańcowej. Następnie wszyscy przeszli wspólnie na teren dawnego folwarku plebańskiego tu opowieść o historii Niedźwiedzia oraz zabudowań folwarcznych uzupełniła pani Anna Stożek – badaczka lokalnej przeszłości i autorka publikacji na temat kapliczek w gminie Niedźwiedź. Uczestnicy zobaczyli budynek starej plebanii oraz wysłuchali wspomnień uczestników spaceru mieszkańców Niedźwiedzia. Były to wspomnienia zarówno dotyczące pożaru kościoła w czerwcu 1992 roku jak i trąby powietrznej, która przeszła przez miejscowość w 1997 roku. Potem wszyscy przeszli na teren, gdzie stał drewniany kościół pod wezwaniem świętego Sebastiana. Tu o historii tej świątyni opowiedział Karol Wojtas, a jego wypowiedź uzupełnili pani Anna Stożek oraz pasjonujący się miejscową historią młody Antek z Podobina. W tym miejscu uczestnicy spaceru dowiedzieli się także szczegółów o niektórych elementach wyposażenia drewnianego kościoła, które spłonęły w 1992 roku, a były cennymi zabytkami. W trakcie dyskusji na temat tragicznego pożaru zaczął padać deszcz i część uczestników udała się do domu lub samochodów, ale grupa kilku osób mimo opadów deszczu przeszła pod pomnik Władysława Orkana w centrum miejscowości. Tu po krótkim omówieniu postaci Władysława Orkana i historii pomnika spacer zakończył się.

„Spacery Historyczne w Powiecie Limanowskim” organizowane są przez Lokalną Organizację Turystyczną Powiatu Limanowskiego w ramach projektu „Spotkania z historią w Powiecie Limanowskim”. Projekt realizowany jest przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

Karol Wojtas

zdjęcia: Monika Antosz i Karol Wojtas

“MATKA” (6) – ks.Władysław Pachowicz , Pielgrzymki na Kalwarię

Pielgrzymki na Kalwarię

Moja Mama na tę Kalwarię chodziła bardzo często. Opowiadała mi kiedyś, w jakich okolicznościach wybrała się tam po raz pierwszy. Miała wtedy około dziesięciu lat. Zbliżało się święto Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny. Przez Zawadkę gościńcem, leżącym poniżej domu rodzinnego mojej Mamy, ciągnęły ze śpiewem kompanie na Kalwarię z okolic Starego i Nowego Sącza. Ponieważ matka mojej Mamy wybierała się też na Kalwarię, Mama zapragnęła iść razem z nią, ale ojciec nie pozwolił, tłumacząc, że jeszcze żniwa nie skończone i że nie ma kto za nią paść owiec. Babka wczas rano poszła do Szczyrzyca, gdzie w kościele Ojców Cystersów zbierali się uczestnicy pielgrzymki z Tymbarku i skąd po Mszy św. w procesji ze śpiewem szli na Kalwarię. Moja Mama z płaczem wygnała w pole owce. Po pewnym czasie ojcu żal mu się Jej zrobiło, przyszedł, zastąpił przy owcach, dał parę centów na drogę i powiedział: „Idź”. Porwała naprędce z domu jakieś okrycie na siebie, od sąsiadki dostała jeszcze suchego sera i uszczęśliwiona
jak na skrzydłach pobiegła do Szczyrzyca, gdzie zastała jeszcze swoją matkę i kompanię tymbarska, szykująca się już do drogi. Odtąd bardzo często chodziła na Kalwarię, w okresie międzywojennym co roku, albo na Wielki Piątek, albo na Matkę Bożą Zielną lub Anielską. Tam, na Kalwarii w trzydniowej, pełnej trudu ale i rozmodlenia wędrówce po „dróżkach”, czerpała pokrzepienie i siłę do pracy jaka Ja czekała w domu oraz pogodę ducha, jaka się zawsze odznaczała. Jestem głeboko przekonany, że tam przed cudownym obrazem Matki Bożej wyprosiła mi laskę powołania kapłańskiego.
Dzięki Niej utrwalił się w naszym domu zwyczaj, że co roku ktoś z nas brał udział w tej pielgrzymce na Kalwarię. Nierzadko szło i dwoje z domu, a przeżycia z tej pielgrzymki były potem tematem długich opowiadań, gdyż Mama lubiła opowiadać i czyniła to z wielkim talentem.
Szkoda, że nie było jeszcze wtedy środków, by nagrać te i inne opowiadania mojej Mamy. Jako student byłem na Kalwarii dwa razy: raz na Matkę Bożą Zielna, z ciotką Katarzyną, a drugi raz z Mamą. Wrażenia z tej pielgrzymki utkwiły mi w pamięci na całe życie i rozbudziły we mnie nabożeństwo do Matki Bożej. Mama moja odznaczała się wielkim nabożeństwem do Matki Najświętszej. Swoje nabożeństwo do Matki Najśw. zawdzięczam także mojej Mamie. Pobudką do tego nabożeństwa było uzdrowienie z ciężkiej choroby, jakiego doznałem w dzieciństwie za przyczyna Matki Najświętszej.

OBRAZ MATKI BOŻEJ KALWARYJSKIEJ
(zdjęcie z czerwca br.)

 

od redakcji:

więcej o Obrazie Matki Bożej Kalwaryjskiej TUTAJ 

 

 

 

Rodzinnie na górze Łopień

Serdecznie zapraszamy Państwa na wakacyjne rodzinne wyjście na Górę Łopień 14 sierpnia 2021 roku. Wyjście z rynku o godz. 13.00, na trasie marszu  gra terenowa z mapą „Znajdź Skarb” , a o godz. 15.00 w miejscu planowanej budowy schronu turystycznego spotkanie turystyczne z zawodami  łuczniczymi oraz konkursami wiedzy o Tymbarku i Bitwie Warszawskiej.

Wszystkich mieszkańców Gminy Tymbark zapraszają: Wójt Gminy Tymbark Paweł Ptaszek, druhowie strażacy z jednostki OSP Tymbark i tymbarski Strzelec.

Patronat honorowy nad imprezą sprawuje Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.

Informacja: UG Tymbark

 

„Razem możemy zdziałać wiele!” – piękne tradycyjne bukiety wykonane przez Panie z KGW Tymbark będą w niedzielę czekać na darczyńców!

Kolejny raz Panie z KGW Tymbark prowadzą akcję mającą na celu niesienie pomocy chorym. Były np. wykonywane i rozprowadzane  stroiki  świąteczne.  Tym razem, już po raz drugi, Panie będą wykonywać tradycyjne bukiety z  kwiatów i ziół, które następnie będą rozprowadzane przy tymbarskim kościele  przed każdą Mszą św. w niedzielę, w Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Całkowity dochód ze sprzedaży bukietów przeznaczony  będzie na rehabilitację Kasi Nowak oraz Panią Halinę Kulig. Datki za bukiety dobrowolne od 10 złotych do ….. zł 😍.

Panie planują zrobić 500 bukietów (rok temu było och 300 i zabrakło).

„Razem możemy zdziałać wiele!” – apelują Panie z KGW Tymbark na swojej stronie FB.

IWS

poniżej linki do zbiórek internetowych:

https://www.siepomaga.pl/halina-kulig

https://licytuje-pomagam.pl/zbiorki/pomagam/Pomoc-Kasi

A tak było rok temu:

zdjęcia: IWS