Maruś – inż. Józef Marek (część II)

Inż. Józef Marek jako fachowiec od sadownictwa

Jak już wspomnieliśmy w 1926 r. Józef Marek ukończył studia wyższe z tytułem inżyniera ogrodnictwa, specjalizującego się w sadownictwie. Nie podjął jeszcze decyzji co i gdzie będzie robił, jako wykształcony fachowiec. Kręcił się po Krakowie, nie zrywając kontaktu z uczelnią, kiedy do Krakowa przyjechał Antoni Górszczyk – kierownik szkoły podstawowej w Pisarzowej, a jednocześnie członek Rady Powiatowej w Limanowej. Jako przedstawiciel tejże Rady Powiatowej został wydelegowany do Krakowa, by na Uniwersytecie Jagiellońskim przeprowadzić wywiad odnośnie możliwości zatrudnienia odpowiedniego absolwenta tejże Uczelni- z Wydziału Rolnictwa i Ogrodnictwa, na stanowisko powiatowego instruktora sadownictwa w Limanowej. Rada Powiatowa bowiem, na jednym z swych obrad, doszła do wniosku, że należy zatrudnić jakąś odpowiedzialną i dobrze do tego przygotowaną osobę na stanowisko instruktora sadownictwa, gdyż w tej dziedzinie widzą możliwość rozwoju tutejszych wsi, które w tym czasie były bardzo zaniedbane i biedne. Uznano wiec, że przez rozwój sadownictwa można będzie poprawić byt mieszkańców limanowszczyzny, a przez to podnieść i wizerunek powiatu. Należało więc tylko wyszukać odpowiedniego fachowca, który odpowiednio pokieruje pracami na tym odcinku. Ponieważ Antoni Górszczyk był najlepiej zorientowanym, gdzie można zasięgnąć odpowiedniej informacji, proszono go, aby podjął się tej misji. No i pan Górszczyk udał się do Krakowa, na Uniwersytet Jagielloński, gdzie w dziekanacie Wydziału Rolnego przyjął go profesor Brzeziński. Pan Górszczyk przedstawił mu prośbę Rady Powiatowej, prosząc o pomoc w wyszukaniu odpowiedniego absolwenta tej specjalizacji. Profesor spokojnie wysłuchał jego prośby a następnie ,z lekkim uśmieszkiem na ustach – odpowiedział: „Jest tu taki rzetelny, młody inżynier, który jada, jak ma co jeść, śpi, jak ma czas spać, a zawsze coś robi. Nazywa się Marek. Gdyby chciał iść, mielibyście z niego wielką pociechę. Dużo mógłby zrobić”. Wkrótce nastąpiło spotkanie Antoniego Górszczyka z Józefem Markiem, który po stosunkowo krótkiej, lecz konkretnej rozmowie, propozycję przyjął. Jest rok 1927. Inżynier Józef Marek rozpoczyna swą pracę, jako instruktor sadownictwa, od dokładnego zapoznania się z terenem. W tym celu wędruje po wszystkich pięknych, ale jakże biednych i zaniedbanych wioskach powiatu limanowskiego. Znał wprawdzie życie wiejskie i jego ubóstwo, gdyż sam pochodził z biednej chłopskiej rodziny, lecz takiej biedy nigdy jeszcze nie widział. Rzeczywistość – jak sam opowiadał – po prostu przestraszyła go i załamała. Postanowił więc przenieść się do innego powiatu.

Na szczęście wcześniej zapoznał się z inż. Janem Drożdżem –dyrektorem Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej i ze znanym pisarzem Władysławem Orkanem, którego poznał w Porębie Wielkiej – a z którymi szybko zaprzyjaźnił się – o czym często wspominał. „To oni skłonili mnie, bym pozostał w Limanowej’. Podkreślił to również i w swym przemówieniu, na uroczystości rozpoczęcia nauki w nowej, przez niego właśnie wymarzonej i utworzonej szkole, o nazwie „Spółdzielcze Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego w Tymbarku (1.10.1948 r.):…”Za czasów młodości siadali my często z Orkanem na przyzbie i godali o biydzie chłopów podhalańskich, o ich nyndzy gospodarczej i ubogiej kulturze. Marzyli my wtedy o poprawie ich doli, o podniesieniu oświaty, o zakładaniu sadów, fabryk, szkół…” – Inż. Marek mówił gwarą tutejszego środowiska. Gwarę, którą tutaj poznał, bardzo polubił i stosował ją, jako język „codzienny”. Potrafił jednakże także pięknie mówić językiem literackim, kiedy zaszła taka konieczność. W 1928 r. dyrektor Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej, inż. Drożdż zaproponował Markowi etat nauczyciela ogrodnictwa w tejże szkole.

Marek propozycje tą przyjmuje, nie rezygnując jednak ze stanowiska instruktora sadownictwa. Pełnienie tych dwóch funkcji daje mu bowiem możliwość szybszego realizowania swych planów poprawy doli podhalańskiego chłopa. W szkole uczy młodzież i zachęca do zakładania własnych maleńkich szkółek drzew owocowych, aby później młode drzewka sadzić na gruntach własnych i sąsiadów. To wszystko co mówił było bardzo ciekawe i zachęcające. Najlepiej jednak uczy przykład własny. I to właśnie inż. Marek zaczął realizować.

W 1929 r. sprowadził się do Łososiny, aby być bliżej szkoły rolniczej. Tu właśnie, w Łososinie poznał pannę Szwabównę – córkę właściciela majątku w niedalekiej Kisielówce, z którą zawarł związek małżeński. Żona wniosła, w ramach posagu, kilka hektarów uprawnej roli, na których wkrótce założył pokazową szkółkę drzewek owocowych, by założyć z tych drzewek wzorcowy sad, który będzie zachęcał innych do zakładania takich na swoich gruntach.- co mu się bardzo udało i stanowiło przykład intensyfikacji gospodarki rolnej w górach. „Sława” jego szkółki i sadu szybko rozeszła się nie tylko po powiecie limanowskim, ale znacznie dalej. Dotarła nawet do SGGW w Warszawie, którą zainteresowali się tamtejsi profesorowie – sadownicy, zwłaszcza profesor Goriaczkowski, który kilkakrotnie złożył Markowi wizytę na Kisielówce. Podobną szkółkę założył Marek w Łososinie, na gruncie Górskiej Szkoły Rolniczej, która stała się podstawą niemal samodzielnej placówki techniczno- naukowej tamtejszej szkoły. Tak więc uczył Marek młodzież w szkole, zaś w terenie uczy starszych, jak należy drzewka pielęgnować, aby wydały odpowiednie plony. Wprawdzie jego praca nie od razu przyniosła pozytywne wyniki. Starzy gazdowie bowiem nieufnie patrzyli na młodego inżyniera, który nagle wprowadza tyle zmian w ich tradycyjnym systemie gospodarowania. Powoli jednak przekonują się, że Marek ma rację. Zaznaczyć tu również należy, że w realizacji tych zadań, w dużej mierze pomagał mu dyrektor Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej, który również był wielkim entuzjastą i działaczem na niwie krzewienia oświaty i kultury wśród miejscowej ludności.

Stanisław Wcisło

cdn.

W Tymbarku powstaje ścieżka historyczna

Przypadająca w tym roku 70 rocznica zakończenia działań wojennych na frontach II wojny światowej jest okazją do utrwalenia pamięci w wymiarze regionalnym o działalności konspiracyjnej żołnierzy Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej oraz Batalionów Chłopskich oraz udziału lokalnej społeczności w zmaganiach z niemieckim okupantem w latach 1939-1945.

Okazją do utrwalenia pamięci o wydarzeniach sprzed lat, będzie powstająca ścieżka historyczna w Tymbarku.   Trasa licząca blisko 16 kilometrów, obejmuje miejsca związane z działalnością konspiracyjną, odtworzone na podstawie relacji świadków oraz materiałów archiwalnych oraz prywatnych kolekcji zdjęć. Głównym celem ścieżki jest edukacja młodzieży oraz utrwalanie pamięci o wydarzeniach z lat 1939-1945. Ścieżka powstaje przy współpracy Gminy Tymbark, Tymbark-MWS Sp. z o.o.S.K.A oraz Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych – 1. Pułk Strzelców Podhalańskich AK.

Przemysław Bukowiec koncentracja

Fotografia ze zbioru rodziny Krzewickich. Żołnierze placówki AK „Trzos” Tymbark w lipcu 1944r. w czasie koncentracji na Mogielicy.

 

 

 

10 lat temu – Światowe Dni Młodzieży w Kolonii

Światowe Dni Młodzieży 2005 to ogólnoświatowy zjazd młodzieży katolickiej,  w 2005 roku ( 16-21 sierpnia) odbyły się one w Kolonii (Niemcy).  Mottem Dni Młodzieży był biblijny cytat „Przybyliśmy oddać Mu pokłon”.

W tym  święcie młodzieży wzięły udział również młode tymbarczanki. Swoimi wspomnieniami podzieliły się na łamach jednego ( jak się później okazało przedostatniego numeru ( Nr 55) kwartalnika „Głos Tymbarku”.

Poniżej treść artykułu:

Wspomnienia z pielgrzymki do Kolonii na Światowe Dni Młodzieży
Światowe Dni Młodzieży w Kolonii zaplanowane były jeszcze przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Po śmierci „naszego” Papieża udział w nim zapowiedział jego następca Benedykt XVI.

Do Kolonii wybrałam się ze swoją przyjaciółką wraz z pięćdziesięcioosobową grupą młodzieży z Limanowej, pod opieką ks. Jerzego Janeczka. Wyjazd poprzedziły całoroczne przygotowania: katechezy, modlitwy i czuwania organizowane dla chcących wyjechać do Koloni przez katechetów z Limanowej. Wszystkie grupy z całego świata (około 200 państw) miały zapewnioną opiekę jednej z tamtejszych diecezji (w naszym przypadku była to diecezja Fulda). Każdy z nas otrzymał granatowo-niebieski plecak z symbolami światowych spotkań oraz różne materiały związane z Dniami. Nasza grupa mieszkała w Kassel. Byliśmy przyjmowani przez rodziny katolickie, ale też i przez protestanckie. Wszędzie witano nas bardzo serdecznie. Zwiedzaliśmy kościoły, świątynie różnych wyznań. W jednym z kościołów wspólnie odmówiliśmy modlitwę znaną ze spotkań w Taize (przez cały czas obecny był duch brata Rogera).

Wybór tymbarskiego rynku jako najpiękniejszego w Małopolsce należy do nas!

Portal malopolskie.naszemiasto.pl po raz kolejny zorganizował internetowy plebiscyt, w wyniku którego jeden z małopolskich rynków otrzyma tytuł „Najpiękniejszego Rynku w Małopolsce”.  Weźmy udział w głosowaniu i wybierzmy Rynek  w Tymbarku!  Głosowanie trwa do 7 września do 11:59:59. Z jednego komputera można oddać 5 głosów na dobę. Głosować można także za pośrednictwem aplikacji Facebooka (1 kliknięcie to 5 punktów plebiscycie na daną kandydaturę).

IWS

                                               GŁOSUJ  TUTAJ                                                                           

zdjęcie: RMRynek TYMBARK

„Maruś – inż. Józef Marek”

Niniejszym rozpoczynamy publikację  pracy  Pana Stanisława Wcisły pod tytułem 

                                              „Maruś – inż. Józef Marek”.

Dzisiaj  Część I –  „Wstęp” oraz  „Rys biograficzny dzieciństwa i młodości inż. Marka”

 

Motto: „I tak chodził Marek po tymbarskiej ziemi, 
Gdzie gaworzył sobie z gazdami wszystkimi,
Zaś gdzie tylko w polu noga jego stała, 
Wkrótce jabłoneczka nowa zakwitała” 
S.W.

Wstęp

Inżynier Józef Marek nieprzeciętny człowiek, którego pełny życiorys mógłby wypełnić wiele tomów. Tu w powiecie limanowskim kiedyś niemal każde dziecko wiedziało kim był i czym zasłużył na pamięć potomnych. Wielu jednak wyobraża sobie, że był to bohater idący przez życie zbierając pokłosie swej pracy przy dźwiękach fanfar i bębnów głoszących Jego dzieła. Niewielu natomiast pamięta ile, w swym, stosunkowo krótkim życiu, wycierpiał i jakich doznawał upokorzeń za swe poczynania dla dobra społeczeństwa. Trudno to wszystko zebrać w tak krótkim opowiadaniu, by jasno przedstawić go czytelnikom, zwłaszcza młodym, którzy powinni poznać tą sylwetką i naśladować ją w swoim życiu. Spójrzmy więc chociaż skrótowo na wybrany odcinek jego życia, kiedy żył i działał szczególnie na terenie Tymbarku. Aby to lepiej zrozumieć poznajmy, chociaż w dużym skrócie, jego biografię

Rys biograficzny dzieciństwa i młodości inż. Marka

Inż. Józef Marek urodził się 17 marca 1900 r. w Budzowie, nieopodal Kalwarii, w bardzo biednej rodzinie. Jego ojciec był gajowym w lasach należących do arcyksięcia Reinera. Zmarł bardzo wcześnie, mając zaledwie 33 lata. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci było zapalenie płuc. Pośrednią natomiast – przepracowanie i niedożywienie skutkiem wielkiej biedy, jaka wówczas panowała w tych okolicach. Pozostawił żonę wraz z trójką dzieci – Ludwikiem, Józefem i Karolem. Z powodu braku środków do życia w Budzowie, matka z dziećmi przeniosła się do rodzinnej wsi Skawinki – wioski leżącej między Kalwarią Zebrzydowską a Lanckoroną. Tam zamieszkali w zniszczonej chacie, mając do uprawy zaledwie dwie morgi ziemi, z uprawy której musieli się wyżywić . Przeżywali tu wielką biedę, jednakże p. Marek była kobietą z uporem i samozaparciem. Godnie wychowywała swoje dzieci, wpajając im w serca wiarę, uczciwość i patriotyzm, które u Marka pozostały do końca życia. Szkołę podstawową ukończył Marek w Lanckoronie, odległej od Skawinek o 4 km. Kierownikiem tej szkoły był pan Józef Lorenz – z zamiłowania sadownik i pszczelarz, który niewątpliwie zaszczepił w sercu młodego Józia zamiłowanie do tych dziedzin życia, a który później obrał sobie zawód sadownika. Po 4 latach pilnej nauki w Lanckoronie Józef zaczął uczęszczać do gimnazjum w Wadowicach. Na okres nauki zamieszkał w wiosce Klecza, u swojego wuja Pękali, skąd do Wadowic – 6 km – dojeżdżał pociągiem. Warunki życia u wuja nie były lekkie, jednakże Józef znosił je cierpliwie, zwracając główną uwagę na naukę. W 1916 r. Józef, już jako uczeń 7 klasy gimnazjalnej – przerywa naukę, tuż przed końcem roku szkolnego, by zaciągnąć się do Legionów. Służył w II Brygadzie, w 2 pułku artylerii. Po rozwiązaniu Legionów został internowany i wywieziony do Marmarosz Sziget na Węgrzech, a następnie wcielony do armii austriackiej. Po upadku Austrii wrócił do rodzinnego domu, by, po krótkim wypoczynku, znów brać udział w walkach o Lwów, w oddziałach armii Hallera. Po rozwiązaniu tej armii wrócił w rodzinne strony, by kontynuować dalszą naukę. Egzamin maturalny zdał w 1920 r. i rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, na Wydziale Rolnictwa i Ogrodnictwa. Studia te ukończył w 1926 r., a następnie rozpoczął pracę zawodową jako instruktor sadownictwa w powiecie limanowskim. I tak wreszcie stanął „na własnych nogach” – chociaż nie od razu. W każdym razie dotychczasowe jego przeżycia były naprawdę ciężkie i trudne .

Dzięki jednak matce, której – jak niejednokrotnie wspominał – „przeżył wszystko i stał się samodzielnym człowiekiem”. To ona była dla niego wzorem samozaparcia i działania dla dobra innych.

Dzięki ”pracy przede wszystkim matki. Jednej z tych rzadkich kobiet-matek, które ofiarną miłość dla dzieci łączą z jakimś szerokim widzeniem świata, w którym ofiarna miłość jest koniecznym elementem istnienia, bez niej bowiem nie byłoby ani tej podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina, ani narodu, ani ludzkości.” – jak pisze Józef Macko w swej książce „Góry zakwitną sadami” – poświęconej autobiografii Józefa Marka.

ODKRYJ BESKID WYSPOWY 2015 – informacja od organizatorów

ŁOPIEŃ- 16 sierpnia 2015 roku

Gospodarze spotkania: Gmina Dobra i Gmina Tymbark

Forum Gmin Beskidu Wyspowego, Województwo Małopolskie, FRR Rabka,  Małopolska Izba Turystyki,  COTIG PTTK

Patronat medialny: Dziennik Polski, telewizja internetowa TV28, Gorce24.pl, Wrota Małopolski

powitanie: Benedykt Węgrzyn- Wójt Gminy Dobra, Paweł Ptaszek, Wójt Gminy Tymbark

W spotkaniu uczestniczyli: poseł Wiesław Janczyk, starosta limanowski Jan Puchała, Czesław Kawalec, radny RP Limanowskiego, radni RG Dobra i  RG Tymbark

Msza św.- ks. dr Tadeusz Piwowarski- Proboszcz Parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Jurkowie, ojciec salwatorianin Jakub Trzupek z Campeche w Meksyku z udziałem kleryka Żeni Żukowskiego z BrasłStowarzyszenie „Błękitawa na Białorusi

Wyniki konkursów:

NAJMŁODSZY: Fabian Murzyn, /6 m-cy/ Pogorzany

NAJSTARSZY: Roman Duda /85 lat/ Podłopień

UCZESTNIK Z NAJDALSZEGO ZAKĄTKA

POLSKI: Katarzyna Jaworska, Gdańsk

ŚWIATA: ojciec Jakub Trzupek, Campeche na Półwyspie Jukatan w Meksyku /14 tys. km/

W spotkaniu uczestniczyli także turyści z Anglii, Austrii i Białorusi

Konkurs wiedzy o Beskidzie Wyspowym i gminach- gospodarzach spotkania:

I m. Bartosz Puto, Kasina Wielka, II m. Mirosław Pasoń, Żeleżnikowa Wielka, III m. Teresa

Palacz, Limanowa

NAJMILSZA: Małgorzata Giza, Tymbark, NAJMILSZY: Krzysztof Michałek, Dobra

Konkurs w kategorii „rzut pantoflem teściowej”: I m. Anna Surdziel, Podłopień, II m. Tadeusz Gronkiewicz, Rabka, III m. Mateusz Michalski, Chorągwica

Pomoc w organizacji spotkania: Ryszard Sarysz- Sołtys Wsi Chyszówki, OSP Dobra, OSP Tymbark, Stowarzyszenie „Błękitni” z Gruszowca, Czesław Czernek z Zamieścia

Turyści wędrowali pod opieką przewodnika Mirosława Sipaka.

 

Witojcie młoji łostomili, witojcie

Jak wiycie, młoji łostomili, f sobote beło Matki Boskij Ziylnej, i jako zwycoj nakazuje ftedy śfioci sie, no właśnie co sie śfioci.
Przyglondłem sie co nieco,prowdziwym starym gaździnom i tys tym młodym, tym co tys kciały by być prymnymi gaździnami jeno ze majom jeno łogrodek pszy chałupie, jesce jak go majom.
Młoji łostomili, a moze Wy łostomiłe, młode GAŹDZINE nie fprowodzejcie na litość nowyk zwycajow, pomimo ze momy dwudziesty piyrsy wiek, NIE ŚFIOCI SIE ZIOŁ, ZBOZO, KFIOTKOF, JABŁEK  F KOSYCKAK,  jesce ros napisem nie f KOSYCKAK. Pamiytejcie ze kłozdo gaździno wiedziała co do cego mo być, kłosycek to suzył do niesionio śfioconki f Wielkom Sobote, i to beła śfioto zec, a na zakońcenie łoktawy Bozygo Ciała robiuły wionki, a na MATKE BOSKOM ZIELNOM robiuły „ŁOGROBKI” cyli bukiety, ale nie f kosyckak, i niesły go prymnie na norocku.

ciesy cłeka ze na powrot coros wiyncy widzi sie ze młodzi kcom podtrzymać selakom tradycyjo, ale mierzi jak prubuje sie jom unowoceśniać,….jese kapke a moze bedo fkładać jakie grajdołki coby beło muzyke słychać,niy, tak być ni moze, niy.

To telo f temacie

gazda