Nasza historia – o wyborach w 1947, będących wynikiem Konferencji w Jałcie – symbolu zdrady aliantów wobec Polski

Kopia dokumentu sporządzonego 16.I.1947 przez Wójta Gminy Tymbark, a skierowanego do Sołtysów Gromad. Na podstawie tego typu dokumentów tworzono w Polsce „Gromadzkie Komitety Obywatelskie Wyborcze”, które między innymi działaniami, miały sprawiać wrażenie demokratycznego charakteru wyborów do Sejmu Ustawodawczego, które zostały przeprowadzone 19 stycznia 1947 r. 

Jak wiemy z historii wybory te zostały  przez komunistów sfałszowane. Do ich przeprowadzenia zobowiązali polskie władze przywódcy trzech mocarstw sojuszniczych – Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego, podczas konferencji odbytej w dniach 4–11 lutego 1945 r. w Jałcie na Krymie.  Podpisane wówczas przez Winstona Churchilla, Franklina Delano Roosevelta i Józefa Stalina porozumienie przewidywało przeprowadzenie „wolnych i nieskrępowanych wyborów w możliwie najszybszym czasie”, w których „będą miały prawo uczestniczenia i wystawiania kandydatów wszystkie partie demokratyczne i antynazistowskie”. Konferencja w Jałcie stała się symbolem zdrady aliantów wobec Polski i ich zgody na podporządkowanie Europy Środkowo-Wschodniej Józefowi Stalinowi.

Więcej o wyborach w 1947 w cytowanym niżej artykule pochodzącego z oficjalnego portalu Instytutu Pamięci Narodowej (https://polskiemiesiace.ipn.gov.pl)

Komuniści z Polskiej Partii Robotniczej w obawie o wyniki wyborów odłożyli realizację tego zobowiązania na późniejszy termin. Wspólnie z Polską Partią Socjalistyczną, Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym utworzyli koalicję wyborczą pod nazwą Blok Stronnictw Demokratycznych, z którym współpracowało także PSL „Nowe Wyzwolenie” i Stronnictwo Pracy, początkowo opozycyjne wobec komunistów. Liczbę ugrupowań opozycyjnych dopuszczonych do legalnego działania ograniczono do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Początkowe działania pepeerowców zmierzały do wprowadzenia PSL do bloku i ustalenia przed wyborami liczby mandatów przypadających poszczególnym partiom politycznym w przyszłym sejmie, co w rzeczywistości oznaczałoby zamianę wyborów w plebiscyt poparcia dla koalicji. Kierowane przez Stanisława Mikołajczyka stronnictwo odmówiło jednak przystąpienia do „zblokowanych stronnictw”. W tej sytuacji komuniści przystąpili do ostatecznej rozprawy z największą partią opozycyjną w kraju, która w dość krótkim czasie stała się ugrupowaniem ogólnonarodowym, ponadklasowym.

Sprawdzianem popularności komunistów w społeczeństwie, swoistym testem wyborczym, było referendum ludowe z 30 czerwca 1946 r. W rzeczywistości referendum, którego wyniki zostały sfałszowane przez komunistów przy aktywnym wsparciu Sowietów (na prośbę Bolesława Bieruta nad Wisłę sprowadzono płk. Arona Pałkina, szefa Samodzielnego Wydziału „D” w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego ZSRS, specjalizującego się w fałszowaniu dokumentów), odwlekało termin wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Okres ten komuniści i ich sojusznicy wykorzystali do walki z Polskim Stronnictwem Ludowym i zbrojnym podziemiem niepodległościowym. Referendum było także doskonałą okazją do przetestowania metod fałszowania wyników głosowania.

Wybory do sejmu zostały wyznaczone przez Krajową Radę Narodową, quasi-parlament Polski Ludowej, na początek 1947 r. We wrześniu 1946 r. KRN uchwaliła ordynację wyborczą, która przewidywała pięcioprzymiotnikowe głosowanie: powszechne, tajne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne. 372 posłów wybierano w 52 okręgach wyborczych, a kolejnych 72 miało pochodzić z list państwowych. Podział na 52 okręgi wyborcze naruszał zasadę równości, bowiem dyskryminował wyborców z centralnej i wschodniej Polski kosztem wyborców z tzw. ziem odzyskanych. Prawo głosu przysługiwało każdemu obywatelowi Rzeczypospolitej Polskiej, który w dniu wyborów ukończył 21 rok życia, jednak zgodnie z art. 2 ordynacji z list wyborczych można było skreślić osoby pozbawione zdolności do działań prawnych i praw publicznych, wpisane na niemiecką listę narodowościową (jeżeli nie zostały zrehabilitowane), kolaborujące z niemieckim okupantem, a także „osoby współpracujące z podziemnymi organizacjami faszystowskimi lub bandami [zbrojnym podziemiem – przyp. red.], dążącymi do obalenia demokratycznego ustroju Państwa”. Komuniści szeroko korzystali z tego artykułu, siejąc strach wśród osób uprawnionych do głosowania.

Kampania wyborcza prowadzona przez Blok Stronnictw Demokratycznych, zdominowany przez PPR, od samego początku wymierzona była w Polskie Stronnictwo Ludowe. Komuniści wykorzystując szeroko pojęty aparat represji (Urząd Bezpieczeństwa, Milicję Obywatelską, Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, „ludowe” Wojsko Polskie) terroryzowali i zastraszali swoich adwersarzy politycznych. Za publiczne pieniądze, pozostające poza jakąkolwiek społeczną kontrolą, organizowali liczne wiece i mityngi wyborcze, kolportowali prasę oraz materiały propagandowe (plakaty, ulotki, odezwy). Do szerzenia propagandy wykorzystali także wojsko. Pod koniec 1946 r. powołano do istnienia grupy ochronno-propagandowe, złożone z żołnierzy „ludowego” WP i KBW, których zadaniem miała być ochrona wieców i spotkań przedwyborczych, szerzenie wśród lokalnej społeczności propagandy oraz zastraszanie ludności, a także zmuszanie jej do jawnego i manifestacyjnego oddawania głosów na blok. Prowadząc kampanię wyborczą komuniści oskarżali peeselowców m.in. o współpracę z niemieckim okupantem czy też rozbijanie ruchu ludowego.

Skoordynowane działania wymierzone w polityków i działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz zbrojne podziemie niepodległościowe prowadziła Państwowa Komisja Bezpieczeństwa, na czele której stał minister obrony narodowej gen. Michał Rola-Żymierski; w jej skład wchodzili ponadto: minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz, komendant główny MO gen. Franciszek Jóźwiak, dowódca KBW gen. Bolesław Kieniewicz. Pod zarzutem nielegalnego posiadania broni, współpracy z niemieckim okupantem, czy też wspierania zbrojnego podziemia aresztowano w całym kraju blisko 2 tys. aktywistów i sympatyków stronnictwa (w tym ponad 150 kandydatów na posłów), wielu osobom nie postawiono jednak żadnych zarzutów (areszty prewencyjne). Ludność była zastraszana i terroryzowana przez funkcjonariuszy UB i MO oraz aktywistów PPR, którzy wspólnie z ubekami i milicjantami tworzyli tajne bojówki. Rozbijały one peeselowskie wiece, atakowały lokale stronnictwa, zastraszały działaczy ludowych, a nawet dopuszczały się ciężkich pobić i skrytobójstw. Do wyborów komuniści zamordowali ok. 150 osób. Wśród ofiar znaleźli się nie tylko szeregowi działacze i sympatycy stronnictwa, ale także członkowie kierownictwa szczebla lokalnego oraz kandydaci na posłów do Sejmu Ustawodawczego.

W wyniku różnorakich działań podjętych przez Polską Partię Robotniczą i aparat bezpieczeństwa unieważniono dziesięć okręgowych list wyborczych PSL, obejmujących 76 kandydatów na posłów. Pozbawiono praw wyborczych ok. 410 tys. osób. UB zwerbowała do tajnej współpracy znaczną część członków komisji wyborczych – ogółem 47,2% składu wszystkich komisji obwodowych i 43,3% składu komisji okręgowych, w ten sposób znacznie ułatwiając sobie proces fałszowania wyników głosowania. Na ok. 5,5 tys. komisji obwodowych komunistom udało się utworzyć 3,5 tys. komisji złożonych wyłącznie z członków PPR. PSL wprowadziło swoich mężów zaufania do 1,3 tys. komisji.

Według oficjalnych danych, podanych do publicznej wiadomości 1 lutego 1947 r., w wyborach do Sejmu Ustawodawczego Blok Stronnictw Demokratycznych uzyskał 80,1% głosów, PSL – 10,3%, SP – 4,7%, PSL „Nowe Wyzwolenie” 3,5%, pozostałe listy otrzymały poparcie 1,4% głosów. Wyniki te były następstwem fałszerstw, dokonanych przede wszystkim przez rodzimych komunistów (ponownie sprowadzony do Polski płk. Pałkin tym razem ograniczył się do nadzorowania samego procederu). Z polecenia Bolesława Bieruta i kierownictwa PPR w niektórych obwodach zamieniano urny, podrzucano do nich karty z głosami „oddanymi” na listę bloku, fałszowano protokoły głosowania. W wielu lokalach uzbrojeni funkcjonariusze UB i MO zmuszali wyborców „pod karabinami” do oddawania głosów na PPR i ich sojuszników. Władze naczelne PSL zakwestionowały oficjalne wyniki wyborów, a na ręce Generalnego Komisarza Wyborczego w Warszawie złożono wiele protestów. Z wycinkowych danych wynika, że Blok Stronnictw Demokratycznych otrzymał blisko połowę głosów, zdaniem Mikołajczyka jego partia uzyskała 60–70% głosów.

W Sejmie Ustawodawczym zasiadło 116 posłów z PPS, 114 z PPR, 109 z SL, 41 z SD, 24 z PSL, 15 z SP i 25 z pozostałych ugrupowań oraz bezpartyjnych. Sfałszowane wyniki wyborów stanowiły bardzo ważny etap na drodze budowania w Polsce systemu totalitarnego. Przyczyniły się także do przyspieszenia rozkładu PSL mikołajczykowskiego. Przede wszystkim jednak położyły kres nadziejom znacznej części społeczeństwa na zakończenie dyktatury Polskiej Partii Robotniczej, która dążyła do wprowadzenia nad Wisłą ustroju na wzór sowiecki.

dr Mariusz Żuławnik

„Dobre – bo z Tymbarku”, artykuł sprzed prawie 50 laty

Obchodzące w tym roku 40 lat swego istnienia Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku mogą być przykładem głębokich, przyjaznych związków zakładu produkcyjnego ze wsią. Związek ten przejawiał się w gospodarczej i społecznej aktywizacji terenu, w stworzeniu warsztatu pracy i rynku zbytu dla kilku tysięcy rodzin zamieszkujących ubogi region Podkarpacia. Artykuły z Tymbarku zna doskonale każda gospodyni zaopatrująca swój dom w najwyższej jakości przetwory owocowe. Zakład ma swoich wybitnych fachowców z zakresu uprawy warzyw i owoców, ich to wieloletnie wysiłki wpłynęły na wysoką jakość surowca dostarczanego przez rolników. Zakład w Tymbarku, przerabiający rocznie 25 tys. ton owoców, liczy się na gospodarczej mapie naszego województwa. W ubiegłym tygodniu Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku otrzymały list z wyrazami uznania od I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i premiera Piotra Jaroszewicza. Odpowiedzią na list będą dodatkowe zobowiązania podjęte przez załogę.

Z  pracy prof. F. Bujaka ,,Galicja” wiadomo, że już w r. 1905 były w Limanowskiem szkółki drzewek, a nawet zatrudniono specjalnego instruktora sadownictwa. W 1927 r. został takim instruktorem inż. Józef Marek. Wspominają go ludzie dziś, że ,,umiał przemówić do nich, przekonywać, że się nie wynosił, lecz tak postępował, jakby chłopem był bez inżynierskiego dyplomu”. Ileż dróg przemierzyli: on, Jan i Józef Mackowie, inż. Jan Drożdż – dyrektor założonej w r. 1929 Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej, kształcącej sadowników i inni działacze.
Doprowadzili wreszcie w r. 1935 do powstania Podhalańskiej Spółdzielni Owocowo-Warzywnej, która wkrótce zajęła się nie tylko skupem i zbytem owoców, lecz także przetwórstwem.
Zbiorowym wysiłkiem powstawała „chłopska fabryka”, wznoszona przez ludzi, dostrzegających szansę rozwoju tego regionu w sadownictwie.
Śmiało sobie poczynali, nawet Sąd Powiatowy nie chciał przez dwa lata wpisać spółdzielni do rejestru.
Przechodzę przez obszerne, widne hale fabryczne w 40 równo lat od tamtych dni. Po taśmach produkcyjnych suną butelki i puszki z przetworami: soki pitne i koncentraty, wina (w których nawet wybredni Węgrzy zagustowali), zagęszczony sok z buraków.   Automaty przesuwają je sprawnie z jednego stanowiska na drugie. Obsługują je robotnice w białych kitlach. Ich wprawne oko dostrzec musi wadę produktu czy maszyny, by na rynki krajowe i zagraniczne nie przedostał się produkt przynoszący ujmę zakładom z dwoma czupurnymi kogutkami w firmowym ,,herbie”. Jeszcze laboratorium zbada każdą partię obojętne czy trafić ma ona do Krakowa, Warszawy, Brukseli, Hamburga, Sztokholmu, Londynu, czy też nawet za Ocean do portów Ameryki Południowej. Wśród 600-osobowej załogi są jeszcze ludzie, którzy wraz z inż. Markiem kładli fundamenty pod zakłady, nawet dosłownie wraz z nim nosili kamienie na budowę: Stanisław Macko, Jan Jamróz, Wojciech Kulig, Jadwiga Kapturkiewicz, Walenty Skrzekut, Antoni Frączek i Józef Wątroba – dziś przewodniczący Rady Zakładowej. Są ci, którzy w czas okupacji potajemnie rozbudowywali ,,chłopską fabrykę”, co wspomagała polskich i radzieckich partyzantów zbiegłych jeńców i więźniów.

Jest wiele młodych kobiet, dla których tamte sprawy pozostają historią. Dniem dzisiejszym jest możliwość pracy w nowoczesnym zakładzie produkcyjnym, gdzie maszyna transportuje owoce, maszyna je myje i miażdży, przeciera i przetwarza i gdzie musi się ją doglądać, mieć bystre oko i wprawne ręce, bo znaków jakości nie przyznaje się wyrobom „dożywotnio”. Trzeba na nie co dzień zapracować.

Muszę raz jeszcze cofnąć się w przeszłość. W r. 1950 zakłady zostały upaństwowione. W trzy lata później stanowisko naczelnego dyrektora objął obecny poseł Ziemi Limanowskiej Stanisław Sznajder. Miał już wieloletnie doświadczenie w tej pracy i wiedział, że przemysłu rolno-spożywczego nie da się rozwijać w oderwaniu od rolników, lecz wraz z nimi; że następuje tu proces, który w cybernetyce nosi miano ,,sprzężenia zwrotnego”: rozwój przemysłu pobudza i nadaje kierunek aktywności produkcyjnej rolników, a to z kolei umożliwia uzyskiwanie  dobrych wyników w przemyśle.
Były tradycje tej współpracy i kontynuowano ją, mimo rozgoryczenia wielu spółdzielców po upaństwowieniu zakładów. Do całkowitego porozumienia doszło po reaktywowaniu spółdzielczości w r. 1956. Ustalono kierunki działania, podzielono zadania między państwowymi zakładami i Spółdzielnią Ogrodniczą.
– Zakład stał się główną siłą gospodarczą w powiecie pozbawionym innego przemysłu stwierdza dyrektor Sznajder. Nie jest to stwierdzenie ,,na wyrost”. Dr Robert Toporkiewicz podaje w swej pracy ,,Przemiany społeczno-gospodarcze wsi pod wpływem rozwoju sadownictwa”, iż w badaniach ankietowych przeprowadzonych wśród rolników co drugi wskazał na tymbarskie zakłady, jako instytucję mającą największe znaczenie dla rozwoju sadownictwa i rolnictwa w powiecie.
– Nawiązywaliśmy do dobrych tradycji; ale one nie wystarczały. W 1950 roku w całym powiecie istniało tylko ok. 500 ha przeważnie rozproszonych wysokopiennych, często uprawianych „piętrowo” – dole zboże czy ziemniaki, górą owoce. A my musieliśmy wraz z rolnikami budować nowoczesną bazę dla nowoczesnego przemysłu.

Sięgnęliśmy po pomoc agrotechniczną do krakowskiej Akademii Rolniczej oraz Instytutu Sadownictwa w Brzeznej i Albigowej. Później trzeba było też znaleźć argumenty  ekonomiczne, przemawiające za specjalizacją i wdrażaniem nowych kierunków koncentracją upraw, wydrzewieniem starych nasadzeń i zastąpieniem ich sadami niskopiennymi. Potrzebny był plan rejonizacji upraw, uwzględniający zarówno ekonomiczne potrzeby, jak agrotechniczne warunki.
Plan oparty na naukowych podstawach, a realizowany wspólnie z rolnikami.
– W latach sześćdziesiątych, po uzyskaniu opinii Akademii Rolniczej rozpoczęliśmy propagowanie uprawy czarnej porzeczki. Właśnie specyficzne warunki glebowo-klimatyczne tego regionu stwarzały szansę uzyskania wysokich dochodów z tej uprawy, zupełnie tu nieznanej. Dziś zajmuje ona ok. 1000 hektarów powierzchni i nie można wręcz nadążyć z zaopatrywaniem rolników w sadzonki. Przy średnim zbiorze ok. 3 tony z hektara plantatorzy uzyskiwali w ub. roku ok. 50 tys. zł dochodu.
Uzyskiwali i więcej. We wsi Krasne Lasocice wskazywano mi plantacje, gdzie plon porzeczek sięgał 10 ton, a dochód 150 tys. zł z ha.
Dobre wyniki pracy zakładów wysunęły je na pierwsze miejsce w województwie. Stały się przedsiębiorstwem wiodącym, a ich obecna nazwa brzmi: Krakowskie Zakłady Przemysłu Owocowo-Warzywnego z siedzibą w Tymbarku. Obejmują one zakłady przetwórstwa w Nowym Sączu, Tarnowie i oddział w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Dyrektor stwierdza: Takie połączenie jest korzystne, bo wtedy dopiero można mówić o zespolonym oddziaływaniu na kierunki produkcji ogrodniczej i sadowniczej; prowadzić politykę nie zamykając się w granicach powiatów, w dalszej perspektywie dojść do specjalizacji w przemyśle i rolnictwie.

Jest ona konieczna, gdyż nowoczesne maszyny i urządzenia są wydajne – więc wymagają dużych ilości surowca. Są też kosztowne, więc muszą być w pełni wykorzystane i mały, niespecjalistyczny zakład nie mógłby sobie pozwolić na ich zakup.

Rozmawiamy o planach na następne  lata, w których przewidziano budowę nowych przetwórni w Żabnie (pow. dąbrowski) i Tarnowie (wyrób koncentratów pomidorowych, przetworów z truskawek i ogórków), o dalszej rozbudowie zakładów w Nowym Sączu i modernizacji pozostałych. W r. 1980 będą one mogły przetwarzać ok. 100 tys. ton owoców i warzyw, czyli dwukrotnie więcej niż obecnie. Na inwestycje te przeznacza się 1,2 mld złotych. Same zakłady w Żabnie kosztować będą ponad 700 mln zł i zatrudnią kilkuset ludzi.
– Nie odrywamy się od źródeł w terenie. Zakłady powstaną tam, gdzie są najlepsze warunki do rozwoju określonej produkcji warzywniczej czy sadowniczej. Już dziś przygotowujemy rolników do podjęcia z nami współpracy.
Zbyt na wyroby mamy zapewniony. Moglibyśmy także zwiększyć eksport, ale przede wszystkim musimy zaspokoić potrzeby rynku wewnętrznego.

Widziałem plantacje i sady limanowskie, gdy tu najwcześniej i w przyległej Sądecczyźnie owocować zaczęła myśl o specjalizacji i tworzeniu zespołów. Teraz śnieg legł wśród drzew i krzewów. Trwa jednak okres szkoleń i narad; przygotowują się już sadownicy i plantatorzy do wiosny. Odwiedzam ich wraz z mgr Józefem Wilczkiem z tymbarskich zakładów. Jesteśmy w rejonie Jodłownika, skąd pochodzi jedna piąta owoców dostarczanych do przetwórni.
Aleksander Szczypkowski ze wsi Krasne Lasocice już przed dwoma laty założył zespół pielęgnacyjny. Trudno mu przypomnieć sobie, kiedy ,,tak poważnie wziął się za sadownictwo”. To chyba jakoś wtedy, jak umarł inżynier Marek – mówi wreszcie.
To był rok 1958. Do dziś ma 1.200 krzewów porzeczki i 450 drzew w sadzie. Razem ponad 2,5 hektara upraw owocowych. Są w powiecie więksi niż on potentaci”: Józef Toporkiewicz w Szyku z 8-hektarowego gospodarstwa przeznaczył pod  plantacje 6 ha, Jan Wnękowicz z Łukowicy ma 5 ha krzewów, Józef Papież z Wilkowiska-wychowanek gackiego Uniwersytetu  Ludowego ma 4 ha samej porzeczki.
Szczypkowski mówi nie tylko o korzyściach współpracy z zakładami: stałej pracy instruktorów, dotacjach, dostawach sadzonek, sprawnym odbiorze (z większych plantacji bezpośrednio); mówi także o trudnościach.
Stwierdza, że brak jest sprzętu do ochrony małych plantacji jagodowych, zdarzają się też, jak w ubiegłym roku – opóźnienia w dostawach niezbędnych środków chemicznych – ,,simazinu”, ,,topsinu” i ,,siarkolu”. Krytykuje złe zaopatrzenie w nawozy przez GS w Jodłowniku, gdzie jesienią kolejki stały przed pustym magazynem. Krytykuje również system ubezpieczeń, który nie chroni plantatorów przed ryzykiem przymrozków wiosennych i takich chorób roślin, wobec których chemia jest bezsilna.
Wreszcie porusza sprawę najistotniejszą: „Posadziłbym jeszcze dwa hektary porzeczek. Ale zbierać bez maszyn nie da rady. Tu w okolicy jest wielu takich jak ja…”
I oto dochodzi do swoistej umowy: mgr Wilczek zobowiązuje się w imieniu zakładów do wyposażenia plantatorów w sprzęt, który wprowadzany będzie w ciągu najbliższych lat doświadczalnie przez tymbarskie zakłady i Akademię Rolniczą. Jedyny warunek: plantacje powinny być zblokowane. Maszyna do zbioru porzeczki ma dzienną wydajność 10 ha, jest kosztowna, musi zapracować na siebie.
Szczypkowski podejmuje umowę: – Porozmawiam z innymi. Jakby to się dało zrobić, to by była ogromna ulga…
Jest w Limanowskiem już 6 zblokowanych plantacji. Czy powstanie następna? Wiem, że praca rolnika ma swą specyfikę. Istnieją jednak prawa ekonomiczne rządzące zarówno rolnictwem jak przemysłem: wysokowydajny i kosztowny sprzęt musi się opłacać. W zakładach podejmuje się specjalizację. Tu na limanowskich zboczach trzeba dostosować do nich strukturę upraw. 
                      EDWARD NASTALEK 

 

Ważne przypomnienie! W piątek w tymbarskim kościele wspólne kolędowanie z Tymbarskim Tonem!

W imieniu organizatorów ponawiam zaproszenie na piątkowy koncert kolęd w naszym tymbarskim kościele. Przygotowaliśmy specjalne śpiewniki i prezentację multimedialną z tekstami kolęd i pastorałek, po to, by zachęcić Uczestników do wspólnego śpiewania. 

Stanisław Przybylski – Prezes OSP Tymbark

 

strona tytułowa Śpiewnika

jedna ze stron przygotowanej prezentacji

strona tytułowa przygotowanej prezentacji

 

 

 

 

Zalety i wady człowieka – jak je opisywał Mikołaj Rej (1507 -1569)?

Fragment książki „Mikołaj Rej z Nagłowic, życiorys ” z księgozbioru Koła im.Kazimierza Wielkiego Towarzystwa Szkoły Ludowej w Tymbarku.

Dalej mówi Rej, jako każdy człowiek powinien być sprawiedliwym, a szczególniej możny w obec podwładnych…. „Gdy pewnego mądrego
człowieka pytali, co jest potrzebniejszego królowi, moc czy sprawiedliwość? powiedział: iż gdyby była wszędzie sprawiedliwość po świecie, nigdyby mocy nie było potrzeba, boby już każdy tego zachował przy tem, co czyje jest….” A dalej znów pisze: „Bo patrz, zkąd jaki książe ma sobie miłość zjednać u poddanych, jeno z sprawiedliwości. Bo jeśli z hojności albo z dobrodziejstwa, tego się już wszystkim dostać nie może. Ale
sprawiedliwość święta, ta się leje, jako jasna woda po ziemi, a ta wszystkie zniewolić musi, iż muszą onego sprawiedliwego człowieka i sławić
i błogosławić.”
Lecz możnym nieraz źle doradzają pochlebcy, i o takich fałszywcach pisze Rej bardzo ostro, iż: ,najszkodliwsze zwierzę – pochlebca, które trzech razem kąsa jadowitem żądłem swojem, -bo kąsa pana, iż go na złe sprawy przywodzi onemi obleśnemi słowy swemi; kąsa tego, kogo obgaduje, a hydzi, samemu sobie przysługując; kąsa wreszcie nędznik sam siebie, gdyż to nań wszyscy baczą, a jego się strzegą, a palcy go sobie ztyłu ukazują; bo on jeno tego szuka, aby komu odjęto, jemu dano.” Pochlebca też łatwo do pychy doprowadzi takiego, który mu wierzy.
„A czemże się ma pysznić człowiek, ta nedzna mucha?” pyta Rej.
„A sprawiedliwość nie innego nie jest, jeno to każdemu przywłaszczyć, co czyje jest. Każdy człowiek poczciwy, najpierwej sam się nadobnie
rozmierzy wszy, a rozsądziwszy w sumieniu swojem, jeśliby co komu winien został, tedy bez srogości żadnej prawa, bez wszelkiego przymuszania, z powinności a z bojaźni bożej sam każdemu odda, co komu słusznie należy. Ależ, niestety, jakże to my rządzimy się tą sprawiedliwością? Niech się jeno ukaże żydek z misą szafranu, albo ze złotem, a druga strona znów z gołemi rękami. Już drzwi każdemu, który z pustą dłonią przyszedł, będą zamknięte, już pewno mu powiedzą poczekaj do jutra. Wiesz to Pan Bóg, jak my dziś, ludzie chrześcijańscy, tą sprawiedliwością szafujemy.”
Zazdrość też jest wadą, której wystrzegać się winien każdy człowiek, pomnąc na przykazanie: miłuj bliźniego swego, jak siebie samego.
Posłuchajmy, co pisze Rej.
A właśnie to prawie djabelski grzech jest, który bezpotrzebnie żałuje nędznemu człowiekowi tego, czem jest. Znajdziesz takiego, co, gdy się
zboże źle urodzi, u niego go niemasz, tedy łaje. Także gdy mu bydło zdycha, a u sąsiada nie wszystko, djably winuje. Ano człowiek poczciwy ma wszystko skromnie znosić, cokolwiek od Pana Boga przypadnie, a nie żałować ni w czem bliźniemu swemu, a cieszyć się obietnicami pańskiemi, iż Pan Bóg wziął, Pan Bóg dać może i wszystko nagrodzić wedle woli Swojej.”

 
 
 
 
 

 

„JAK TYMBARCANIE MASŁO DO NIEBA POWIEŹLI” – gadka opublikowana w lipcu 1938 roku w Przeglądzie Mleczarskim

Siedli se ano krzesny Michal przed swoją chałupą w niebie i fajkę pokurzują. Ale smutno in było, bo od kielku juz roków gór nie widzieli.

– Ej, Miełyz Mocny!. kie by se tak na ziem zejść! – pedzieli sami do siebie, nie za glośno, co by nikt nie slysoł. O pore od nich kroków spacerowaly młode cepry. niedowno z cyśca wypuscone, wesołe telo ze jej!.. Poniektórzy z nich grali na organkach krakowiaki i mazurki i pieknie im slo. Z góralami ale zoden by się z nich mierzyć nie mógl… zeby górole hawoj byli. A nie było ich temu, ze z Poniezusem pojechali ku cyścowi, bo ta znowuś gromada Podhalańców miała być tymi casy do nieba wprowadzona po długim prazeniu sie za ziemskie grzechy. Toz to i otucno, nijako tak jakosi było na dusy krzesnemu Michałowi.. Spomniały im sie ziemskie casy, kie to po holak za owcami se chodzowali, wiersyckom śpiewali, a one im te śpiewki odciskowały  seroko…

– Hej, zeby tak zejść, a obocyć to jesce roz, Miely Boze, – zatrubowali sie znowu, ino juz glośno. A prawie wtedy seł pobok święty Jan i usłysoł ich..

– Coz to, Michalku, coz to? spytał grzecnie bardzo, a takim głosem, jak by muzycka z Dunajca najpiekni zagrała.

– Do gór haw cnię, – rzeką krzesny.

– Niby ze tesknis?…

– Po cepersku to sie ta moze i tęskni, po naskiemu sie cni…

Uśmiechnął sie wesoło Jan święty:

– Kwardy z wos góral, krzesny! Ale cemuz to na ziem se nie zejdziecie?..

– Zebych to mógl..

– Mogę to lo wos zrobić, ino..

Krzesny mu ani skońcyć nie dali, telo sie tym uciesyli.

– O, ranyści!.. Moge zejśé!?

– Ino mi masła z Podhol i serków mocie przynieść !. Bo to sie, wicie, imieniny moje nabliżają. a tu i te góraliki nowe z cyśca przychodzą… Trza by ich przecie jakosi przyjąć godnie… Spragnione to to syćkiego długim biedowaniem..

– Ba, ale jakoz jo wom masła i serków przyniesem, kie haw nimom pieniędzy?…zatroskał sie krzesny.

– Mos tu miesek. Zapłacis kielo padnie, ino mi dobrych serków a masła przynieś!  – pogrozili  święty Jan krzesnemu, który juz sie po góralsku obroł i na ziem se seł kwardym krokiem, jaz ta w niebie dudniało.

Na Podholu w tym casie było juz po połedniu i ludziska z jarmarku z Nowego Targu śli i jechali, jak komu padło. Krzesny Michal napatrzyli sie Tatrom a potem stanęli se w mieście na placu, przed pomnikiem Orkana, co go ta w skali wyrobili, i pozierają, cy kany znajomka nie obocą. Nikogo przecie ze swojaków doźryć  nimogli. Roz w roz ino nawija im się przed ocy to taki to zaś siaki obtarganiec. Nojbardzi uzolili sie nad dziewcęsiskiem siumnem, w pietnostu rokach moze, co na geślickach gralo podhalańskie, spaniałe nucicki. Spomnieli se o miesku, co go w zanadrzu mieli i usuli przygorztek śrybla, a recysko mieli serokie jak powała.

– Naści,- rzeką. Gęślorecka ocnalo ze skóry nie wyskocyła na widok telich piniędzy, ze sie ludzie zlecieli cudować. Nojwięcej zesło sie dziadów, co na jarmark ściągnęli  i kazdy łape wyciągo, a krzesnemų zol było, toz to i suł śrebniki, ze to stuł. A luda coraz więcy sie garnie i kazdy zęby wyscyrzo, jakby krzesnego razem z tym mieskien i śrebnikami keiol zjeść.
I niewiada na cymby się to syćko skoncylo, kieby nie jeden Tymbarcon, śwarny chłopak, co sie prawie nawinał i krzesnego za rekaw ulapil.

– Cor kces? – pytaja krzesny, myśląc ze i on kce piniedzy, a nie mioł pozioru na obtargańca.

– Nie poznajecie mie to krzesny? Dy my u wos sześć roków temu bycka kopili. Pociez na bok, bo rany świecie!…
Kcący nie kcący wyśli z nim z tłumu, na zotyłki sie skryli i dopiero do mowy!

– Skądze wyšcie telo piniedzy dorwał, he? Dy tu juz po ziandarów pośli, coby wos wzieni. jako podyrzanego.. Dobrze zeście ze mną uciekli,- godo mlodziacek. A nie wiedzioł ta wcale, ze krzesny juz nie zyje i  z nieba tu przyseł. 

– Skąd mon to mom, a tobie nic do tego. Alem ci wdzieęczność winien, boby mie te urwisie ziandarom daly.. Podź na jednego!.
Młodziocek ale nie spieszył sie nikany. Jak ta stoł przý peręcy tak stoi.

– Coz to?! Podź-ze!…

– Nie pijem!

– He!?

– Nie pijem, godom wom i pieknie za dobro wole dziękuje! – 1zece.

Poźro roz krzesny, poźrą drugi,  Kie licho! …. Dyć to chłop z gęby! ..

– Chłopeś cyś nie chłop? – spytają.

– A chłop.

– I nie pijes?

– A nie.

– Tacy  jak jo nie pijaja, po coz caz tracić po próżnicy i zdrowle, a jesce i  piniądze.

– A jaki-ześ to ty jes?

– Spółdzielca.

– He?

– Spółdzielca.  Jes nos takiech cało gromada. Piniązków my wiela tela złozyli, masinki zakupili i masło takie robimy, ze hyr o nos idzie seroko!..

– Kaz to?

– W Tymbarku.

– Cie!! cie!.
 
– I zamiast biydnym jałmuzne dawać to my im zorobek i robote dajemy. Toz to i…
 
– Słuchoj – no ty. – przerwą mu krzesny, a cy wy i syrki tyz robicie?
 
– Jakozbyšcie kcieli! Robiemy!.
 
– Masinkami ? Fige musom wortać, – skrzywili sie, ale im zoroz mina zrzodła. Wyciągnął młodziok  syrek i masło z torby:
 
– Posmakujciez…
 
– A zeby cie!…- krzykną krzesny, jaz sie Tymbarcanek zląkł.
 
– Niedobre?
 
– Za to haw syćko kupuję… drą sie krzesny, ze jej i miesek przed się wyciagają.
Młodziocek zdębioł.
 
– Masło i serki wase kupujem! No! Za syćko, co haw jest !..
 
– Edy wy tu na dziesięć furek masła i serków mocie, a u nas….
 
– Na dziesięć? Telo mi wej potrza.
Zatrubował sie Tymbarcanek, ale nie na długo.
 
– Na dziesięć?  Zgoda. Ściągniemy towor z filii i bedzie… Ale kaz wom to zawieść?
 
– Do nieba! – rzeką krzesny. – Kupujem juz z dostawą, bo przecie nie poniesem som dziesięciu fur masłs a sera tele światy!…
No, i wiecle, zawieźli Tymbarcanie dziesięć fur masła i sera do samego nieba! 
 
Bo kaz by ich ta z takim masłem nie wpuścili!!..
 
 As. O.
 
źródło: Czasopisma i wydawnictwa do 1939 – zbiory, księgozbiór – ”Kolekcja Prywatna Tymbark ”
 

Paolone w pierwszym transporcie do Auschwitz

14 czerwca 2022 roku przypada 82 rocznica deportacji pierwszych Polaków do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz. Niemcy wysłali z Tarnowa do Auschwitz pierwszy masowy transport więźniów. Do obozu zagłady trafiło 728 Polaków w tym  m.in. bohaterski żołnierz pochodzący z Piekiełka , kapitan Tadeusz Paolone – Lisowski, patron Jednostki Strzeleckiej nr 2007 im. kpt. Tadeusza Paolone ZS „ Strzelec „ OSW w Tymbarku.  Trzy lata temu nadano również Jego imię Bibliotece Publicznej Gminy Tymbark. Chwała bohaterom!  

           Uchwałą Sejmu 14 czerwca obchodzimy jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady.

st.insp. ZS Robert Nowak