„Matka” (3), ks. Władysław Pachowicz
Gimnazjum w Nowym Sączu
Po ukończeniu czterech klas Szkoły Męskiej – Ludowej w Tymbarku w roku 1924 zostałem przyjęty do I Gimnazjum Klasycznego im. Jana Długosza w Nowym Sączu. Skierowała mnie tam moja Matka, widząc moje zamiłowanie do książki. Pierwszy rok nauki w gimnazjum w warunkach nowych i trudnych dla mnie, do których nie umiałem się jeszcze dostosować, nie był pomyślny. Nie otrzymałem promocji do klasy drugiej.
Nie zraziło to jednak mojej Matki i nie zniechęciło mnie do dalszej nauki. Podjąłem naukę już z dobrym wynikiem, choć warunki, w jakich się uczyłem, były ciężkie i trudne. Przez pięć pierwszych lat nauki gimnazjalnej mieszkałem na różnych stancjach. Z wdzięcznością wspominam jednego ze starszych kolegów gimnazjalnych, z którym przez trzy lata mieszkałem na stancji u pani Merklingerowej na rogu Rynku i ul. Lwowskiej w Nowym Sączu. Był starszym ode mnie o jakieś cztery lata, opiekował się mną jak młodszym bratem i dzielił się ze mną nawet kawałkiem suchego chleba. Zdarzało się czasem, że ten chleb spleśniał, nie wyrzucaliśmy go jednak, ale odgrzewaliśmy go w gorącym piecu, by pozbyć się tej pleśni i uczynić go zdatnym do zaspokojenia głodu.
Tym niezapomnianym kolega i opiekunem moim był Józef Wiercioch, zdolny polonista, pochodzący ze Szczawnicy. Po zdaniu egzaminu dojrzałości w roku 1929 wstąpił do Seminarium Duchownego w Tarnowie, ale po dwóch latach zmarł na gruźlicę. Cztery ostatnie lata spędziłem w bursie im. Tadeusza Kościuszki, kierowanej przez ks. dr. Jędrzeja Cierniaka. Na stancjach bywało nieraz głodno. Na śniadanie dostawałem samą kawę, chleb trzeba było mieć swój. Gdy go zabrakło, szło się do szkoły o samej kawie. Mama przysyłała mi chleb przez studentów, dojeżdżających codziennie koleją z Tymbarku do gimnazjum. Często był to kołacz z „łopaty”, jakże wtedy wyczekiwany i smaczny. Sama też mnie odwiedzała albo furmanką z sąsiadką, której syn również uczęszczał do gimnazjum i mieszkał razem ze mną na stancji, albo przychodziła pieszo. Była to dla mnie wielka radość, gdy Mama mnie odwiedzała, przywoziła chleb i zostawiła parę zaoszczędzonych groszy na konieczne wydatki szkolne. Do domu bowiem rodzinnego rzadko mogłem przyjechać w ciągu roku szkolnego. Zwyczajnie tylko na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Zawsze też wracałem z domu dobrze obładowany nie tylko książkami ale i żywnością na dłuższy okres czasu. Gdy w klasie V-tej dzięki poparciu ks. Józefa Szewczyka, proboszcza w Tymbarku przyjęty zostałem do bursy, warunki mojej nauki znacznie się poprawiły. Bursa prowadzona przez ks. dr. Jędrzeja Cierniaka słynęła z surowej dyscypliny, ale przez to stwarzała dobre warunki do nauki. Kuchnia prowadzona przez zakonnice zaspakajała apetyty wciąż prawie głodnych studentów. Najtrudniejszą wtedy dla mnie sprawą było opłacenie stancji czy bursy oraz tzw.”czesnego” w gimnazjum. Za stancję płaciło się przeważnie piętnaście złotych miesięcznie, czesne wynosiło sto dziesięć złotych rocznie. Były to wydatki, które w okresie międzywojennm przekraczały nieraz możliwości finansowe mojej Matki. Gospodarstwo oprócz niewielkiej hodowli nie przynosiło dochodu. W latach trzydziestych po założeniu spółdzielni mleczarskiej w Tymbarku dzięki staraniom ks. Józefa Szewczyka, proboszcza miejscowego i inż. Józefa Marka, zasłużonego działacza społecznego, Matka moja miała niewielki, ale stały dochód z mleka, noszonego codziennie do tej mleczarni. Nic dziwnego, że gdy po świętach trzeba było wracać do gimnazjum z pieniędzmi za stancję i na czesne, bardzo rzadko znalazła się w domu wystarczająca suma. Wtedy moja Matka wysyłała ciotkę Magdalenę do sąsiadów, najczęściej do tych, którzy mieszkali w Rupniowie, z prośbą o pożyczenie potrzebnych pieniędzy. Tej pomocy nie odmawiali oni nigdy i dzięki niej mogłem się uczyć dalej i ukończyć szczęśliwie ośmioklasowe gimnazjum. W ostatnim roku nauki w klasie ósmej było mi już lżej, gdyż ks. dr Cierniak dał mi korepetycję, która wystarczała na pokrycie kosztów utrzymania w bursie.
O historii Gimnazjum, do którego m.in. uczęszczał ks. Władysław Pachowicz można przeczytać poniżej:
200 lat I Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza. Z życia uczniowskiego w XIX wieku