SPOTKANIA Z HISTORIĄ – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

 O S P  TYMBARK
część druga

 
Żarty się skończyły. Jak nigdy wcześniej, to wyrażenie jest dzisiaj jak najbardziej na miejscu. Dotyczy to również tej fotografii, którą mamy sposobność jeszcze raz zobaczyć. Nasi ojcowie, dziadkowie, sąsiedzi, znajomi. Strażacy ochotnicy sprzed lat. Niektórzy już dawno odeszli na wieczną wartę. Tylko nieliczni spośród tej drużyny z fotografii szczęśliwie są jeszcze z nami. Pozwolę sobie przypomnieć z nazwiska tych panów, którzy tworzyli naszą strażacką historię. Sztandar trzyma pan Jan Wątroba, po jego lewej pan Jan Natonek. Po prawo pan Kazimierz Urbański, dalej w górnym rzędzie pan Edward Sobczak, pan Jan Ligas i pan Mieczysław Kapturkiewicz, który i dzisiaj może nam opowiedzieć, jak to naprawdę z tą fotografią było. Panowie Bubula Bolesław i Stanisław.  Na końcu i w środku z tyłu, dla mnie niestety NN.  U dołu panowie Smaga, pan Władysław w starym przedwojennym hełmie. Pan Jan Hładkulik i panowie Jan Urbański i Józef Urbański. Pomiędzy nimi pan Marian Smaga, który też może coś dodać, powiedzmy na temat, gdzie ta fotografia została zrobiona. Na odwrocie jest data 56 r.  i pieczątka, co ciekawe, fotografa z Zakopanego.
 
 
 
Oprócz tej fotografii, z lat pięćdziesiątych zachował się jeszcze w moich zbiorach stary strażacki kalendarz na 1952 rok. Ponury tak jak i tamte lata stalinowskiego reżimu. Komunistyczna, wszechobecna propaganda nie odpuściła nawet, narzucanym z góry, strażackim kalendarzom. ” Chronimy zdobycze Planu Sześcioletniego przed pożarami ” – stoi jak byk na tym dawnym druku. Świadectwo, dokument, szczęśliwie minionej już epoki. U dołu lekko zatarta pieczęć Straży Pożarnej w Tymbarku. 
 
 

SPOTKANIA Z HISTORIĄ – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

O S P   TYMBARK

 część pierwsza

Niezwykła sensacja, rewelacja, wręcz epokowe odkrycie. Po latach odnalazła się oryginalna fotografia druhów z OSP Tymbark. Uznana za zaginioną odeszła w zapomnienie. Nikt przez lata nawet nie wspominał, że taka fotografia została kiedyś wykonana. Gdzieś na stronach historii naszej Gminy można by i było odnaleźć jej reprodukcję, ale taką jakoś niewyraźną, trudno dopatrzyć się tam jakichś drobiazgów czy też szczegółów. Aż tu nagle, proszę tylko spojrzeć. Jest, istnieje. Niewyobrażalnie pamiątkowa fotografia. Wszyscy jak jeden mąż. Ramię w ramię. Dosłownie wierzyć się nie chce, że to możliwe. Że tak można. Drużyna OSP w Tymbarku bez odznaczeń. Bez orderów, medali, sznurów i dystynkcji. Patrzy się na to i aż ciarki przechodzą. Samo się ciśnie, żeby powiedzieć, jak to wygląda. Boże kochany, jak to wygląda … 
 
 
Jak to możliwe, jak to się stało, żeby wszyscy tak normalnie prawie w jednakowych mundurach. I jeszcze na domiar wszystkiego, większość druhów na tej fotografii jest uśmiechnięta. Chcąc to wyjaśnić musimy się cofnąć do czasu, kiedy to dziwne zdjęcie zostało wykonane. Na odwrocie jest datowanie. Był to 1956 rok. Wszyscy chcieli się wykazać, w przypadku alarmu rwali się do akcji. I tu pojawiał się problem. Podjęto go w burzliwej dyskusji na zebraniu w remizie. Wszyscy, bez wyjątku winni mieć jednakowe szanse w wyścigu do bojowego wozu, do drabiny, do sikawki. A tu co. Ci najbardziej zasłużeni byli pokrzywdzeni. Ordery i medale ciążyły. Karki sztywniały od wypinania piersi do odznaczeń. Z czasem kręgosłupy od tego całkiem zdrętwiały i stały się nieczułe. Na to zgody dłużej już być nie mogło. Podjęto uchwałę. Jednogłośnie. Wszyscy zdejmują odznaczenia. Jak powiedziano tak uczyniono.
 
 
 
Sporządzono odpowiedni protokół i pstryknięto zdjęcie dla pamięci potomnych. Wszyscy od tego momentu żyli w zgodzie i zadowoleniu. Minęły lata. Co stało się dalej ciężko powiedzieć. Co się stało z odznaczeniami i medalami. Gdzie ich teraz po latach szukać. Gdzie je można zobaczyć. Trudne pytania i jeszcze trudniejsza odpowiedź. Dobrze zatem, że zachowała się ta stara fotografia. Przynajmniej coś, choć dziwne i nie do pomyślenia. No i trzeba dodać jeszcze, że zachował się wspomniany wcześniej, pisany strażacki protokół. Całość jest dość zawiła i obszerna, tak że pozwolę sobie przytoczyć jedynie jego w skrócie ostatni punkt.
 
A brzmi on mniej więcej tak – Należy czytać tylko 1 kwietnia. Nawet w trudnych i ciężkich czasach !!!
 
Ciąg dalszy nastąpi

TYMBARK NA STAREJ FOTOGRAFII – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

OGŁOSZENIA 

 
Fotografia z 1976 roku. Ksiądz Teofil Świątek czytający ogłoszenia. Starsi z nas zapewne pamiętają że lubił je nieco przedłużać. Czytał, mówił, nawiązywał i powracał do już wcześniej omawianych kwestii. Właściwie, niejednokrotnie sprowadzało się to do wygłoszenia drugiego kazania. Ministranci tych wywodów słuchali i słuchali i jak widać, często musieli polec na stopniach ołtarza. Tak na poważnie, piękne, pamiątkowe zdjęcie naszego wspaniałego proboszcza w latach 1955 – 1987 i dziekana dekanatu Tymbark. Dzisiaj, w tym trudnym dla nas wszystkich czasie, tęskniąc za każdą chwilą w naszym Kościele, ta fotografia okazuje się być niezwykle wartościowa.

HISTORIA PIŁKI NOŻNEJ (56) – ze starych kronik Krzysztofa Wiśniowskiego

Początek sezonu piłkarskiego 1990/1991 nastąpił jeszcze w wakacje, w niedzielę 19 sierpnia 1990 roku. Meczem otwarcia było spotkanie w Tymbarku.

HARNAŚ Tymbark– BŁĘKITNI Tarnów … wynik 2:2 (1:0).

Tymbarscy kibice oglądali piękne widowisko piłkarskie, mecze z tarnowskimi drużynami zawsze stały na wysokim poziomie. Prowadzenie do 80 minuty z wynikiem 2:0 dawało olbrzymie nadzieje na 3 punkty. Niestety, nieuwaga i brak koncentracji w grze doprowadziły do wyniku 2:2 i zdobycia tylko jednego punktu.

Skład drużyny: Tadeusz Pyrc – Maciej Olesiak, Wojciech Majeran, Piotr Czyrnek, Bogdan Puchała – Ryszard Wroński, Jarosław Majeran (45 min Wojciech Zborowski), Grzegorz Dziadoń – Mieczysław Kubatek, Krzysztof Wiewiórka (60 min Mariusz Osiak), Andrzej Potoczny. Rezerwowi: Wojciech Zborowski, Mariusz Osiak, Władysław Skrzatek, Andrzej Ćwik.

Gole padały:

1:0  – 10 minuta … Piotr Czyrnek

2:0  – 70 minuta … Wojciech Zborowski

2:1  – 80 minuta rzut karny

2:2  – 85 minuta strata gola

cdn.

Foto nr 1.
Piotr Czyrnek strzelec pierwszego gola – mocny filar obrony.

Foto nr 2.
Wojciech Zborowski w akcji obronnej obok Tomek Majeran i z prawej Grzegorz Dziadoń.

Foto nr 3.
Koledzy nie tylko z boiska, Wojciech Majeran i Bogdan Puchała.

Foto nr 4.
Sytuacja na połowie przeciwnika. Krzysztof Wiewiórka oddaje strzał, obok Maciej Olesiak, w środku Ryszard Wroński.

Foto nr 5.
Krzysztof Wiewiórka – pewny punkt w ofensywie Harnasia.

Foto nr 6.
Maciek Olesiak – jeszcze niedawno debiutant, teraz pewniak w składzie.

 

HISTORIA PIŁKI NOŻNEJ (55) – ze starych kronik Krzysztofa Wiśniowskiego

Rok 1990, w działalności Harnasia, był okresem wielu zmian. Na funkcję Prezesa Klubu zostaje powołany Jacek Pyrć długoletni zawodnik Harnasia. Jeszcze w kwietniu, po 25 latach gry w Harnasiu, karierę kończy Adam Urbański,  Na emeryturę przechodzi także, po 35 letniej działalności w Harnasiu, Trener i wychowawca  młodzieży Andrzej Sipak. Drużynę juniorów, którą trenował przejmuje szkoleniowiec Krzysztof Wiśniowski.

Ostatni mecz sezonu piłkarskiego 1989/1990, to pełen dramaturgii i zwrotów akcji pojedynek z Zawadą Nowy Sącz. Tymbarscy kibice oklaskiwali piękną grę i kolejny hat-trick  Mieczysława Kubatka.

23 czerwca 1990 rok,  mecz  Harnaś Tymbark – Zawada Nowy Sącz.

Skład: Andrzej Ćwik – Piotr Czyrnek, Mariusz Osiak, Wojciech Zborowski, Tomasz Majeran (65 min M.Olesiak) – Grzegorz Dziadoń, Jarosław Majeran, Ryszard Wroński – Krzysztof Wiewiórka, Wojciech Majeran, Mieczysław Kubatek. Rezerwowi: Maciek Olesiak, Witold Filipiak.

Wynik meczu 4:3  (2:0)

1:0  – 5 min … Mieczysław Kubatek

2:0  –15 min …Krzysztof Wiewiórka

3:0  – 51 min … Mieczysław Kubatek

3;1  – 60 min … strata po strzale nogą

3;2  – 67 min … strata po rzucie karnym

3:3  – 75 min … strata po strzale nogą

4:3  – 87 min …Mieczysław Kubatek

Po zakończeniu tego sezonu Harnaś zajmuje V miejsce w tabeli.

Dodatni stosunek bramkowy 40 : 26, zdobyte punkty 32.

cdn.

Foto nr 1.
Wojciech Majeran, aktywny w tym meczu, walczy z obrońcą ZAWADY

Foto nr 2.
Mieczysław Kubatek w tym meczu dobrze sobie radził z obrońcami ZAWADY zaliczając kolejny hat-trick.

Foto nr 3.
Wojciech Majeran odważną szarżą pacyfikuje obronę ZAWADY

Foto nr 4.
Krzysztof Wiewiórka strzelec gola w 15 minucie, ogrywa obrońcę ZAWADY.

Foto nr 5.
23.06.1990 r. Mecz HARNAŚ – ZAWADA …67 minuta meczu, rzut karny dla gości. Andrzej Ćwik wyczuwa kierunek ale mimo tego piłka ląduje w siatce

Foto nr 6.
Tabela Króla Strzelców – po zakończeniu sezonu piłkarskiego 1989/1990.


Foto nr 7.
Trener Andrzej Sipak po 35 latach przechodzi na emeryturę. Drużynę juniorów przejmuje Krzysztof Wiśniowski. Na trenerskiej ławie obaj trenerzy.

Zmarł ksiądz prałat Michał Kapturkiewicz, nasz Rodak. Parafia organizuje wyjazd na pogrzeb

„Uprzejmie zawiadamiam, że dnia 24.VI.br o godz. 7:30 otrzymam w Katedrze Tarnowskiej z rąk J.E. ks. Biskupa dr Karola Pękali święcenia kapłańskie.

Dnia zaś 1 lipca o godz. 10:30 w kościele parafialnym w Tymbarku złożę Bogu Pierwszą Ofiarę Mszy świętej, na którą, jak również na uroczystość prymicyjną do domu rodzinnego zapraszam. Michał Kapturkiewicz,  Diakon”.

Ksiądz Kapturkiewicz rozpoczął posługę kapłańską w Łużnej, następnie pracował w Bochni (parafia pw.św. Mikołaja Biskupa). W 1966 roku został wikariuszem w Domiosławicach, a  w 1967 ks. Michał został najpierw mianowany administratorem, a po roku proboszczem parafii w Domosławicach, godność tą sprawując do 2001 roku. 12 kwietnia 2001 roku w Wielki Czwartek Biskup Tarnowski ks. Wiktor Skworc nadał ks. Michałowi Kapturkiewiczowi tytuł Honorowego Kanonika Kapituły Katedralnej. Od 2002 roku był rezydentem parafii Domosławice.

Irena Wilczek-Sowa 

Na podstawie artykułu Kazimierza Dudzika, publikowanego w sierpniu 2016 r. na łamach portalu www.zakliczyn.info pod tytułem „Ksiądz Michał „Domosławicki”, z Podłopienia do Domosławic”. fot. St. Kusiak

Całość artykułu linki poniżej: 

http://www.zakliczyninfo.pl/index.php/parafia-domoslawice/791-ksiadz-michal-domoslawicki-czesc-1-z-podlopienia-do-domoslawic

http://www.zakliczyninfo.pl/index.php/parafia-domoslawice/793-ksiadz-michal-domoslawicki-czesc-2-pasterz

„Ze wszystkich słodyczy najbardziej lubił śledzie” – moje wspomnienie o śp. Profesorze Bogusławie Sowie

„Ze wszystkich słodyczy najbardziej lubił śledzie” – moje wspomnienie o śp. Profesorze Bogusławie Sowie

            Nauczyciel, pasjonat, miłośnik historii, zarażający nią swoich uczniów. Tak dał się poznać i zapamiętać profesor Bogusław Sowa. Chociaż posiadał tylko stopień magistra, swoją wiedzą historyczną dorównywał niejednemu profesorowi. Dla nas, uczniów szkoły średniej, zawsze był profesorem. I nie chodziło tutaj tylko o zwrot grzecznościowy stosowany na tym poziomie edukacji. Chodziło o szacunek dla mądrości i posiadanej wiedzy.

            Profesora Sowę poznałem w pierwszej klasie szkoły średniej w 2011 r.. Uczył nas krótko –  tylko przez jeden rok edukacji w I Liceum Ogólnokształcącym w Limanowej. Później byłem jednym z wielu, uczęszczających do Profesora na dodatkowe lekcje uzupełniające. Trochę zszokował wszystkich, kiedy na pierwszej lekcji historii w liceum polecił książki „schować do szuflady”. Po czym pokazał nam o wiele cenniejsze źródło wiedzy – podręczniki akademickie. To była jego metoda pracy – byliśmy humanistami, więc Profesor wzniósł nas na humanistyczno-akademickie wyżyny historii. Pokazał nieznaną dotąd stronę historii – rozważanej przez pryzmat nie dat i faktów, ale ciągów przyczynowo-skutkowych. Zadania domowe dotyczyły zawsze tematu przyszłego, dzięki czemu mógł z nami  rozmawiać na poziomie akademickim, sprawdzając jednocześnie naszą wiedzę. Nie można było bowiem mówić o kolejnych tematach, nie znając dziejów poprzednich, z których wynikały przyszłe. Chcąc, nie chcąc, trzeba było z historią się przeprosić. Dzięki temu sposobowi nauczania, można było historię polubić. Opowieść historyczna, którą snuł Profesor, była zawsze ciekawa, przepleciona anegdotą, uśmiechem i jakoś tak sama łatwo się przyswajała. Nieodłącznym atrybutem Jego pracy była mapa – obecna na każdej lekcji i na sprawdzianach. Testem z danego działu była zawsze rozprawa maturalna – dzięki czemu uczyliśmy się pisać tę trudną formę wypowiedzi, co przygotowało nas do matury rozszerzonej z historii.

            Profesor miał olbrzymie poczucie humoru i dystans do siebie. Do uczniów zwracał per „maestro”. Do dziś pamiętam wręczaną przez niego poprawioną pracę, z oceną niedostateczną i słowa, które do mnie skierował: „maestro, przypatrz się powołaniu swojemu”. Nawet zła ocena była wtedy łatwiejsza do przyjęcia. Gdy odpytywał przy tablicy i chciał zwrócić uwagę, że pytany idzie złą drogą, używał zwrotu: „bo zacznę kląć”, poruszając wtedy w charakterystyczny dla siebie sposób wąsem, noszonym z dumą. I wówczas delikwent miał szansę zrehabilitowania swojej odpowiedzi i wrócenia na właściwe tory. Przy czym sam nigdy publicznie nie używał wulgaryzmów, mało tego, walczył z nimi w mowie uczniów. Gdy ich mowa była „zbyt kwiecista”, nakazywał wybranie sobie pokuty, związanej oczywiście z lekcją historii.

            Profesor był niezwykle pomocnym i dobrym człowiekiem. Nikomu nie odmówił w potrzebie, dlatego uczniowie do niego lgnęli. Świadczyć o tym może chociażby liczba młodych adeptów historii, którzy uczęszczali do niego na korepetycje. Może to wydawać się dziwne – korepetycje z historii, ale były bardzo potrzebne. Profesor Sowa zgłębiał bowiem na nich te tajniki historii, na które nie było czasu na zwyczajnych lekcjach, pokazując przy okazji ponownie co z czego wynikało i dlaczego. A niesfornym uczniom prywatnym pokazywał stojący za szafą w dużym pokoju jego mieszkania rapier. Dzięki pracy w szkole i tym dodatkowym spotkaniom, na które mimo zapełnionego grafiku zawsze znajdował czas, miał „na swoim sumieniu”, jak zwykł powtarzać, wielu olimpijczyków i maturzystów, z naprawdę dobrymi wynikami.

            Profesor był szczery – zawsze. Ale nigdy nikogo nie skrzywdził. Nie tylko pokazywał pewne błędy, ale dawał również metody i porady, jak je naprawiać. Kochał historię, kochał Polskę i turystykę. Tymi wartościami zarażał wszystkich wokoło. Ostatni raz spotkaliśmy się w sierpniu 2018 r., na Łopieniu, na złazie. Spytał mnie wtedy: „a kolega to kiedy mnie odwiedzi?”. Niezobowiązująco się umówiliśmy, że na pewno przyjadę, albo do mieszkania w  Tymbarku, albo „na ranczo”, jak nazywał swój dom rodzinny, położony pod lasem. Niestety, nie zdążyłem… Sierpniowe górskie spotkanie było naszym ostatnim. Pozostała tylko krótka rozmowa telefoniczna przy okazji życzeń bożonarodzeniowych. Wiadomość o Jego śmierci zwaliła mnie z nóg. Jak to, On? Z Jego planami na życie, z Jego pomysłami, z Jego werwą życiową? Nie, to nie możliwe. A jednak. Widać, Profesor miał również swoje szczególne miejsce w planie Pana Boga. Ostatnie zadane mi pytanie, kiedy Go odwiedzę, brzmi w mojej głowie za każdym razem, gdy przyjeżdżam na tymbarski cmentarz, gdy podchodzę do grobu Profesora.

            Gorliwość i zaangażowanie społeczne Profesora ukazana została podczas pogrzebu. Żegnały go, oprócz rodziny niezwykłe tłumy – uczniowie, koledzy i koleżanki nauczyciele z różnych szkół, przyjaciele historycy. Żegnał go proboszcz tymbarskiej parafii, ks. dr Jan Banach, zwracając się również per „Profesorze”. 

            Profesor Bogusław Sowa kojarzy mi się jeszcze z jedną rzeczą. Z niepowtarzalnym stylem ubioru. Kapelusz i oryginalny, niebanalny krawat, najczęściej ze słonecznikami lub postaciami z bajek. Całości dopełniała skórzana aktówka (niejednokrotnie dwie), z materiałami historycznymi.  To cechy, które zdecydowanie wyróżniały Go na ulicy.

            Płynność języka, talent aktorski, ogromna wiedza historyczna i niebanalne poczucie humoru – te cechy wskazałbym jako pierwsze, gdyby ktoś na ulicy zapytał mnie o Profesora Bogusława Sowę. A powiedzenie, które umieściłem w tytule niniejszego wspomnienia, o śledziach jako słodyczach, jest dzisiaj legendarne i krąży wśród uczniów i absolwentów Jego kursów historycznych. W całości oddaje Jego postać, nieco rubaszną, nieco sarmacką, podkreślaną noszonym z dumą wąsem. Tak go pamiętam i tak wspominam w pierwszą rocznicę śmierci.

            Na koniec chciałbym podziękować Profesorowi, za ukształtowanie mojego podejścia do historii. Dzięki Niemu zrozumiałem, że historia to jest ten kierunek, ta dyscyplina, którą chcę uprawiać. Pamiętam, jak Profesor ucieszył się, gdy powiedziałem mu, że zostałem przyjęty na studia doktoranckie z historii właśnie. Oraz że wcześniej ukończyłem archiwistykę, która również leżała w Jego kręgu zainteresowań.

Tak po prostu, tak po ludzku, Profesorze, dziękuję.

Adrian Cieślik

śp.Bogusław Sowa (archiwum rodzinne Sowów)

Nowa odsłona pomnika „Poległym i umęczonym za Polskę”

Ufundowany przez krakowski IPN orzeł został już zamontowany na tymbarskim pomniku „Poległym i umęczonym za Polskę”!

Orzeł został wręczony Wójtowi Gminy Tymbark podczas Gminnych Obchodów Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” w Tymbarku przez przedstawiciela IPN w Krakowie Pana Piotra Milczanowskiego (2.03.2020 w tymbarskiej bibliotece). 

zdjęcia: Tadeusz Rybka