30 lat tymbarskiego Strzelca – fotograficzne wspomnienia (3)
z archiwum Tadeusza Rybki
z archiwum Tadeusza Rybki
PO LATACH NIEWOLI
Dzień 11 listopada 1918 roku. Data ta należy niewątpliwie do najważniejszych w naszych narodowych dziejach. W tymże to roku na nowo powstaje niepodległe państwo polskie.
Wielkość naszego państwa i jego potęga zaczęła chylić się ku upadkowi już w XVII wieku. W XVIII wieku nasze państwo ogarnęła anarchia grożąca w niepodległy byt naszego narodu (wtedy jeszcze szlacheckiego). Polska upadała z winy obcych monarchii, jak też z winy samych Polaków zadufanych w sobie.
W końcu XVIII wieku, w wyniku niekorzystnej dla nas sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej państwo polskie utraciło swoją suwerenność.
W okresie licznych i krwawych powstań narodowych (w większości w XIX wieku) Polacy zmuszeni byli stawiać na samych siebie.
Po 123 latach niewoli narodowej Polska odzyskała niepodległość, zaś na arenie międzynarodowej odbiło się to różnym echem. Niektórzy, jak Mołotow, nazywali ją „bękartem traktatu wersalskiego”, Stalin – „przepraszam za wyrażenie państwo”, Lord George „defekt historii”.
Niepodległość została wywalczona w większości własnym wysiłkiem i krwią. Polska powstała po upadku trzech ościennych mocarstw zaborczych, których dalsze plany zaborcze w I wojnie światowej zakończyły się fiaskiem. Nie została, wbrew niektórym obcym opiniom, powołana tylko przez traktat wersalski, nie została też, jak chcieli wówczas zachodni i wschodni nasi sąsiedzi, państwem marionetkowym.
Należy pamiętać, że przed nową Rzeczpospolitą stanęło bardzo wiele problemów. Należała do nich niezwykle trudna sytuacja międzynarodowa, a z nią – negatywne opinie na temat samych Polaków i ich przywódców. Następnie – trudna sytuacja gospodarcza i ekonomiczna, gdyż wszystkie główne drogi wiodły nie do Warszawy, ale przeciwnych kierunkach, do ościennych stolic. Kolejnym problemem były zniszczenia wojenne i wielonarodowościowy skład społeczeństwa, w którym aż do 1939 roku różne nacje były specjalnie podniecane przez Niemców i Związek Sowiecki do siania
niepokoju..
Mimo tych trudności państwo polskie zdobyło sobie wysoki prestiż na arenie europejskiej.
W latach 1939-45 nasz naród doznał kolejnych bolesnych doświadczeń, tak z zachodu, jak i ze wschodu i
według kolejnych totalitarnych zaborców miał zostać raz na zawsze unicestwiony. Na dodatek mocarstwa
alianckie zagrały naszym losem, byliśmy kartą przetargową w traktatach – teherańskim, jałtańskim i
poczdamskim i zostaliśmy oddani pod opiekę wschodniego „brata”.
O dniu 11. listopada możemy mówić otwarcie od niedawna, bo od 1989 roku [od red.: referat z 1993 roku]. W owym roku mogliśmy bez ogródek i szykan powiedzieć o naszej historii, religii i tradycji. Wydawało się, że wraca okres rozwoju i spokoju, tolerancji, prawa i samorządności.
Okupiona wielkimi i heroicznymi zmaganiami niepodległość wydaje się być obecnie ponownie zagrożona. Tym razem z większej winy samych Polaków, którzy w tej czy innej partii chcą, jak przed 300 laty Radziwiłłowie, dzielić postaw sukna.
W nasze życie wkradło się chamstwo, obskurantyzm, prywata, niesprawiedliwość, a nawet prawo pięści.
Patrząc na pomniki z lat I i II wojny światowej oraz późniejszego okresu walki z dyktatem totalitarnym należy pamiętać, że tylko jednością i scaleniem wspólnych sił możemy uniknąć wielu kłujących nas
problemów, uniknąć obcej dominacji; dominacji może nie w sensie czysto politycznym, ale moralnym i ekonomicznym.
Bogusław Sowa
Została przeprowadzona renowacja (oraz wykonano ozdobną ramę) obrazu Trójcy Świętej, który kiedyś był umieszczony w głównym ołtarzu – jako zasłona obrazu głównego. Ze względów konstrukcyjnych nie udało się go przywrócić na jego pierwotne miejsce. Kolorystyka obrazu, jak też styl, może świadczyć, że obraz ten został namalowany wraz z obrazami „Drogi Krzyżowej”, czyli 140 lat temu (obrazy Drogi Krzyżowej są z 1883 roku).
Obraz został zawieszony na ścianie bocznej, na przeciwko ambony.
Obraz św. Jana Pawła II ma trafić, w czasie konserwacji, do jednego z bocznych ołtarzy.
IWS
zdjęcia: IWS
„Legenda o powstaniu gór”
Było to bardzo dawno temu, kiedy w okolicy Dobrej żyli ludzie zwani wielkoludami. Władcą tych okolic był niejaki Łopień, człowiek średniego wzrostu. Żoną jego była Mogielica, dużo wyższa od niego. Łopień był bardzo dobrym gospodarzem i żył w zgodzie ze wszystkimi sąsiadami. Jednym słowem był złotego serca i nazwano go „Łopień-Złotopień”. Mogielica natomiast była bardzo niedobra: nerwowa, wybuchowa, niezgodna. Z tego też powodu nazwano ją wiedźmą.
Mieli bardzo piękną córkę i dobrą jak ojciec. Była dziewczyną zgrabną i wysoką, a swoją dobrocią zjednała sobie wszystkich w posiadłości swego ojca i poza jej granicami. Na imię miała Śnieżniczka. Wielu kawalerów spoglądało za nią, ale niedobra matka zasłaniała Śnieżniczkę mgłą przed ich wzrokiem. Pewnego razu dowiedział się o Śnieżniczce piękny, przystojny młodzian imieniem Ćwilin. Przyszedł
z dalekich stron i pokłonił się pięknie Mogielicy i Łopieniowi-Złotopieniowi prosząc o rękę ich córki. Łopieniowi od razu Ćwilin się spodobał i zgodził się na jego ślub ze Śnieżniczką. Ale matka Mogielica zapałała nienawiścią do Ćwilina i nie pomogły perswazje Łopienia ani prośby Cwilina i Śnieżniczki. Odszedł smutny kawaler, a za nim szła, odprowadzając go, smutna i zapłakana Śnieżniczka. Nie mogli jednak odejść od siebie, bo bardzo przypadli sobie do gustu i kiedy ostatni raz spojrzeli na siebie, serca ich nie wytrzymały i pękły wraz. Ich mogiłom świeżym i wysokim jak góry przypatrywali się rywale Ćwilina: Turbacz, Luboń, Jasień, Ciecień i inni.
Łopień był bardzo przygnębiony stratą córki i niedoszłego zięcia. Ciągle przesiadywał koło mogił ukochanych dzieci, a do swojej żony nie odzywał się wcale. Z biegiem czasu mogiły pokryły się mchem i krzewami, a potem wyrósł na nich las. W ten sposób powstały piękne góry, które do dziś dnia nazywają się Śnieżnica i Ćwilin.
Ludzie w Dobrej do dzisiaj śpiewają śpiewkę:
Ćwilinie, Ćwilinie, coześ tak osowioł?
Cy cie mgła przyległa, cy cie dyscyk poloł?
Dyscyk mnie nie poloł, mgła mnie nie przyległa,
Ino ta Śnieżniczka łode mnie odbiegła…
Łopień ciężko przeżył stratę ukochanych i to stało się przyczyną jego choroby. Położył się obok ich mogił i wnet zakończył swoje życie. Jego grób pokryły lasy i krzewy, a z czasem powstała na nim trzecia góra, zwana do dziś „Łopieniem”.
Mogielica została sama, nielubiana przez nikogo, zżerana przez zgryzoty i wyrzuty sumienia. Kiedy czuła, że jej koniec bliski, położyła się w pobliżu mogiły swojego męża Łopienia-Złotopienia od strony południowej. Jej grób również pokryły krzewy i lasy i powstała z niego najwyższa góra Beskidu Wyspowego – „Mogielica”.
Z tej góry wytrysły źródła, które dały początek rzece zwanej Łososinka. Podobnie jak kiedyś Mogielica, złości się i pieni i porządnie daje się we znaki okolicom, przez które przepływa.
Mogielica, kiedy jeszcze żyła, była łysa ze starości i złości. Szczyt obecnej góry Mogielicy też jest goły, a w każdą świętojańską noc zlatują się tam czarownice i wiedźmy z całych Gorców na naradę. Na skale prostej jak ściana wydrapuję pazurami znaki, żeby świadczyły o ich pobycie.
Tak wyglądało powstanie naszych pięknych gór: Śnieżnicy, Ćwilina, Łopienia i Mogielicy.
Legenda spisana przez Władysława Dudzika z Dobrej pochodzi z pracy Edwarda Wojtusiaka „Kultura ludowa z dolinie Górnej Łososiny”
fotografia: Robert Giza
18 listopada br. Strażacka Orkiestra Dęta Tymbarski Ton będzie obchodziła jubileusz 30-lecia swojej działalności. Zatem przypomnijmy sobie wcześniej historię tymbarskiej orkiestry dętej, która powstała w 1948 r. Poniżej artykuł Stanisława Wcisły pod tytułem „Orkiestra Dęta w Tymbarku”. Artykuł ten był publikowany w Głosie Tymbarku Nr 53 w 2005 roku.
Po zakończeniu działań wojennych „Owocarnia” … szybko otrząsnęła się z tragedii wojny. Nadrobiono zaistniałe na skutek okupacji i przejścia wojsk radzieckich straty. Obok wzmożonej produkcji przetwórczej zaczęło ożywać także życie w innych dziedzinach, w tym także oświacie i kulturze. Najdonioślejszym dziełem było zorganizowanie przez „Owocarnię” Spółdzielczego Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego II stopnia, które zaczęło pracować od września 1948r.
Dużą wagę przywiązywano także do działalności kulturalnej. Pracę na tym polu rozpoczął wybitny działacz, mgr Alojzy Piekarz (z wykształcenia chemik), organizując najpierw kółko recytatorskie a następnie chórek złożony z pracowników „Owocarni”. Szybko jednak okazało się, że bez akompaniamentu muzycznego występy tych zespołów wypadają dość blado.
Postanowiono więc zorganizować zespół orkiestry dętej z prawdziwego zdarzenia.
Do propozycji tej bardzo pozytywnie podeszły też władze „Owocarni”, szczególnie zaś dyrektor Tadeusz Gwarek i inż. Józef Marek, zezwalając na zakup instrumentów i zatrudnienie dyrygenta. Jako nauczyciela
muzyki i dyrygenta zatrudniono młodego i energicznego muzyka, Józefa Mordarskiego z Limanowej, ze znanej muzykalnej rodziny.
Rozpoczęło się szkolenie przyszłych orkiestrantów – nauka czytania nut i gry na różnych instrumentach. Trzeba przyznać, że zapał był ogromny. Pamiętam taki obrazek, kiedy to w sierpniu 1948 r., po raz pierwszy znalazłem się na terenie przetwórni: wszędzie trwała naprawdę uczciwa praca, a jednocześnie wykorzystywano każdą wolną chwilę na ćwiczenie gry na instrumentach, które leżały obok. Widziałem, jak w dziale elektrycznym Michał Ryś ćwiczył na klarnecie, a wtórował mu Józef Koszyk na maleńkim pikolo. W bednarni Jan Wikar wydymał policzki na swoim kornecie, zaś w hali produkcji marmolady, obserwując bacznie proces technologiczny, inny pracownik (nazwiska niestety nie zapamiętałem) grał na trąbce. To było naprawdę fantastyczne. Dużo też śpiewano w czasie pracy, zwłaszcza tam, gdzie jednocześnie pracowała większa grupka osób, np. na dziale rozlewu wina, albo przy rozlewie słodzonych soków owocowych. Pieśni różne – od pobożnych po ludowe.
W oznaczonych dniach – po pracy – odbywały się próby zespołów: muzycznego, chóralnego i recytatorskiego. Działalność zespołu chóralnego znajdowała odbicie także w poszczególnych domach w okolicy, które rozbrzmiewały ludowymi melodiami: „Sed Jasiu do Kasi”, „Tańcowoł Kuba w sieni”, czy „Hej bystra woda” i innymi.
1 października 1948 r. odbyła się oficjalna inauguracja roku szkolnego w Spółdzielczym Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego, mimo iż nauka trwała już od miesiąca. Ten dzień był również dniem pierwszego oficjalnego występu orkiestry dętej, która uświetniła pochód młodzieży i zaproszonych gości spod budynku „Skiby” (obecnie budynek GS-u obok stacji kolejowej), gdzie rozpoczęło pracę Liceum, na nabożeństwo do kościoła i z powrotem.
W trakcie trwania uroczystości orkiestra wykonała kilka utworów – nie zawsze jeszcze czysto brzmiących, a następnie zabawiała gości i młodzież biesiadujących w hali produkcji marmolady, przy „akompaniamencie” wakumów (aparatów, w których gotowano marmoladę).
Tak więc orkiestra dęta oficjalnie zaistniała w Tymbarku i z każdym dniem podnosiła swe kwalifikacje, doskonaliła się. Kiedy jednak zdawało się, że jest już całkiem dobrze nastąpił pewien zgrzyt spowodowany odgórnymi zarządzeniami. Najpierw Spółdzielnię upaństwowiono, w związku z czym zmieniły się władze zakładu, już nie tak przychylnie patrzące na dotychczasowe praktyki. Zaczęto wprowadzać nowe porządki, na skutek których dyrygent, Józef Mordarski, złożył rezygnację przenosząc się do Nowego Sącza, gdzie tamtejszy garnizon wojskowy zaoferował mu podobne stanowisko ze znacznie większą pensją. Batutę po nim przejął jego brat, Mieczysław Mordarski, który jednocześnie uczył muzyki w Liceum Pedagogicznym w Limanowej. Po kilku miesiącach i on zmuszony został do rezygnacji z prowadzenia orkiestry w Tymbarku. Mimo, iż przez pewien czas pomagał mu brat, Wiesław Mordarski, nie był w stanie pogodzić obowiązków nauczyciela w liceum z prowadzeniem orkiestry w Tymbarku według wymogów Dyrekcji zakładu.
Dyrektorzy „Owocarni” zmieniali się dość często i niezbyt przychylnie patrzyli na orkiestrę. Po odejściu braci Mordarskich zauważyć się dały już wyraźnie niekorzystne zmiany w pracy orkiestry. Przez pewien czas prowadził ją Stanisław Cabała z Nowego Sącza, jednakże stale pogarszający się stan jego zdrowia uniemożliwiał systematyczne prowadzenie zajęć. Musiał więc i on zrezygnować. Dyrygenta próbują zastąpić na przemian Józef Koszyk i Michał Ryś, a po nich Jan Atłas, jednakże mimo najlepszych chęci nie są oni w stanie utrzymać poziomu gry orkiestry tak, by mogła występować w czasie jakichś uroczystości. Brak też było bodźców ze strony władz Zakładu. Wręcz przeciwnie, nowy dyrektor, Romuald Błocki, miał ciągle jakieś pretensje pod adresem całej orkiestry, jak i jej poszczególnych członków. I tak działalność zaczęła powoli zamierać, by w 1961 r. całkowicie się zakończyć.
Przestały też, znacznie wcześniej, pracować zespoły: chóralny i recytatorski. Ich twórca i opiekun, mgr Alojzy Piekarz, ze względu na swą polityczną, AKowską przeszłość został zwolniony z pracy, podobnie jak i prowadzący chór Jan Grzywacz. I tak w wyniku stosowania zasady „indywidualnej i zespołowej świadomości socjalistycznej” przez kierownictwo Zakładów Przemysłu Owocowo-Warzywnego w Tymbarku, zajęcia kulturalne w zakładzie przestały istnieć.
Warto jednak zapamiętać nazwiska najbardziej zaangażowanych członków tej orkiestry: Michał Ryś, Józef Koszyk, Jan Wikar, Roman Kęska, Jan Atłas, Józef Sopata, Jan Przechrzta, Jan Binda, Władysław Natanek, Władysław Mrózek, Kazimierz Piętoń, Michał Florek. Zapewne wiele jeszcze nazwisk winno się znaleźć na tej liście, jednakże czas zatarł je w pamięci.
Orkiestra „Owocarni” przestała oficjalnie istnieć, ale w czasie długiej, trwającej prawie 10 lat przerwy, od czasu do czasu następowały pewne porywy i chęć ożywienia jej. I tak np. pan Władysław Odziomek, przy współpracy pana Józefa Sopaty próbowali zorganizować orkiestrę przy kościele. Jej skład został zmniejszony i czasami występowała w czasie uroczystości kościelnych, szczególnie w maju, grając melodie pieśni Maryjnych z wieży kościoła. Grali, ale, niestety mimo dużego wkładu pracy tych zapaleńców, orkiestra nie wróciła już do dawnej świetności.
Dopiero w 1971 r., na jednym z zebrań środowiskowych, ktoś podniósł sprawę konieczności ponownego zorganizowania zespołu orkiestry dętej. Wielu z zebranych przytaknęło, jednakże żaden z zakładów pracy nie chciał podjąć się trudu jej utrzymania, tłumacząc to różnymi względami. Dopiero dyrektorka Technikum i Zasadniczej Szkoły Przemysłu Spożywczego w Tymbarku, mgr Julia Steczowicz, zdecydowała się na jej zorganizowanie w podległej sobie placówce. Pisemnie zwróciła się do dyrekcji Zakładów Przemysłu Spożywczego w Tymbarku z prośbą o przekazanie szkole instrumentów po byłej orkiestrze zakładowej. Dyrektor Sznajder, wraz z Radą Zakładową, pozytywnie ustosunkowali się do prośby i po załatwieniu formalności księgowych instrumenty dotarły do Technikum.
W międzyczasie dyrekcja szkoły wystąpiła do Kuratorium Oświaty z prośbą o przyznanie etatu nauczyciela muzyki. Również ta prośba została przychylnie załatwiona i od 1 stycznia 1972 r. nowopowstała orkiestra przy Technikum i Zasadniczej Szkole Przemysłu Spożywczego rozpoczęła ćwiczenia pod kierunkiem nauczyciela Ryszarda Przechrzty. Tak więc nastąpił nowy – drugi – etap życia tymbarskiej orkiestry dętej.
Aby jak najprędzej mogła ona występować z programem na uroczystościach, w skład jej zaproszono niektórych członków byłej orkiestry zakładowej. Byli to: Jan Przechrzta, Władysław Mrózek, Józef Sopata, Jan Atłas, Władysław Natanek, Jan Wikar, Kazimierz Piętoń i Stefan Nuzia.
W tym samym czasie młodzi adepci gry na instrumentach poznawali nuty i ćwiczyli. Po kilku miesiącach intensywnej nauki brali już udział w występach orkiestry.
Wkrótce też cały zespół wyróżniał się na tle innych zespołów w regionie. Orkiestra szkolna „obsługiwała” nie tylko miejscowe uroczystości państwowe czy środowiskowe, ale występowała także poza Tymbarkiem oraz brała udział w przeglądach i konkursach orkiestr dętych na różnych szczeblach, odnosząc kolejne sukcesy. Na podkreślenie zasługuje wykonanie programu z okazji 625-lecia istnienia Tymbarku i przekazania szkole nowych obiektów szkolnych i internatu przez Kancelarię Rady Państwa (1975 r.), udział w Wojewódzkim Przeglądzie Orkiestr Dętych w Gorlicach (w dniach 27-29.03.1981 r. -otrzymała wyróżnienie) oraz program patriotyczny w czasie uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pomnika Orląt Lwowskich i poległych za wolność w czasie I i II wojny światowej.
Niestety, znów czarna chmura zawisła nad orkiestrą. Zaistnienie stanu wojennego w grudniu 1981 r. oraz następne lata nie sprzyjały pracy tego zespołu. Władze oświatowe z każdym rokiem ograniczały fundusze na jej prowadzenie, aż w 1985 r. całkowicie zaprzestały finansowania, w związku z czym zespół orkiestralny zakończył działalność.
Trzeci okres istnienia orkiestry dętej w Tymbarku datuje się od 1992 r., kiedy to działacze Ochotniczej Straży Pożarnej w Tymbarku, w osobach: prezesa Kazimierza Dziadonia, naczelnika Jana Wątroby i Stanisława Przybylskiego (obecnego prezesa), postanowili utworzyć strażacką orkiestrę dętą. Na ich prośbę do pracy organizacyjnej zabrali się panowie: Władysław Odziomek, Ryszard Przechrzta, Józef Sopata i Władysław Mrózek – byli członkowie poprzednich orkiestr. Zaczęli zbierać instrumenty oraz namawiać instrumentalistów do ponownego w niej udziału oraz werbować nowych chętnych do pracy w tym zespole. Wkrótce też rozpoczęły się próby pod kierownictwem Ryszarda Przechrzty dając początek nowego – już trzeciego okresu działalności orkiestry dętej w Tymbarku – tym razem jako orkiestry strażackiej, która przyjęła nazwę „Tymbarski Ton”.
…
Stanisław Wcisło
źródło zdjęcia: KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK