„Żyli wśród nas…- niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” – cykl artykułów Zenona Duchnika

„Żyli wśród nas… – niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocalili od zapomnienia tych co zginęli” to  cykl artykułów Zenona Duchnika publikowanych periodyku Parafii Łososina „Nasza Wspólnota” , w 2010 roku .  

Przed laty, a dokładnie w 1995 r., gdy Klub Krajoznawczy PTTK „Elita Włóczęgów” z Piekiełka organizował trzecie modlitewne spotkanie na Paproci (645 m npm.) pod hasłem ” O bezpieczne lato, czyste środowisko”, jako opiekun Koła zwróciłem się do Pani Marii G., pracownicy Ośrodka Doskonalenia Rolniczego w Nowym Sączu, abyśmy zrobili to razem z ODR-em. Liczyłem bowiem na to, że zasponsorują nagrody w konkursach.

Usłyszałem wtedy odpowiedź: Nie na Paproci, stamtąd ludzie zabijali i kradli. Ubodło mnie to, ponieważ na te tematy dużo słyszałem w domu i u Józefa Golonki, gdy nieraz siedząc w kącie „jak mysz pod miotłą” słuchałem opowiadania ludzi, którzy
przeżyli okupację. Postanowiłem jednak zbierać materiały. Przeprowadziłem mnóstwo rozmów z ludźmi żyjącymi i tymi, co już teraz odeszli na „drugi brzeg”.

Kilka lat później prowadząc wycieczkę z jednego Liceum młodzi ludzie naskoczyli na mnie „niepotrzebnie nasi dziadkowie i ojcowie upierali się przy Wolnej Polsce, – gdybyśmy byli pod Austrią, albo pod Niemcami, mielibyśmy pracę i moglibyśmy być kimś”. Kim to już nie powiedzieli. Mnie to bardzo zabolało. Uniosłem się i rzuciłem to, co dziś w rozwinięciu chcę napisać. Wzbogacony o dalsze rozmowy z rodzinami tych, którzy w bestialski sposób zostali zamordowani w obozach zagłady. Niech to wspomnienie będzie zapłatą dla moich rozmówców i ocali od zapomnienia tych co zginęli.
„Jesteśmy silni gotowi i zwarci” to hasło głoszone przez Rząd RP w 1939 r. „Francja i Anglia nas nie opuszczą w potrzebie” O jakże mylne to słowa! 1 wrzesień 1939r. – Niemcy rozpoczęli agresję na Polskę. Samoloty, czołgi, artyleria sunęły w głąb naszej Ojczyzny z północy, zachodu i od południa. W rejonie Limanowej i Łososiny Górnej byli już trzeciego września. Kto mógł to wyszedł, by zobaczyć co się dzieje. Od Sowlin sunęły auta, czołgi, motory, tumany kurzu unosiły się w powietrzu, ludzie kiwali głowami, żegnali się, ale byli i tacy którzy ich witali częstowali się zupą z ich kotła, a nawet wręczyli kwiaty, jak to zrobiła szesnastolatka córka sprzedawcy sklepu Kółka Rolniczego w Łososinie Wanda Cabała.
Rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. 
Niemcy wprowadzili kontyngenty -niewywiązanie się groziło śmiercią lub wywózką w nieznane, godzina policyjna i wiele innych nieprzewidywalnych rzeczy.
Kierownik Szkoły Stanisław Odziomek musiał uciekać – ukrywał się całą okupację w Krasnym Potockim. Jego miejsce zajął Władysław Kosiaty -sercem oddany Niemcom. Żydzi z Łososiny, tak z centrum, jak i z Wesołej, zdążyli sprzedać majątek i wyjechać w świat. Z Koszar Ajzyka z rodziną osadzono w limanowskim getcie. Syn Ajzyka ukrywał się na Pasierbcu do 1944r. w pustym budującym się domu. Jednak ktoś go  zdradził i Sołtys Pasierbca Pan K. z kolegą doprowadzili go do Limanowej. Miał przy sobie kawał chleba. W Sowlinach poprosił prowadzących, że się chce posilić – przystali na to. Jankiel jadł, jadł na koniec resztę chleba ucałował i zostawił mówiąc „Może będzie ktoś głodny to uratuje mu życie”. Dwie Ajzykówny rozstrzelano na Kirkucie jako zakładniczki, z resztą rodziny nie wiem co się stało.
Aresztowali też Żyda z Piekiełka, o jego córce wspominałem pisząc o Walentym Chudym.

Wiosną 1940 r. Niemcy utworzyli na terenie Polski obóz zagłady w okolicach Oświęcimia – Auschwitz, potem drugi podobóz
Bürkenau, gdzie przywożeni byli głównie Żydzi i ludność cygańska. Pierwszy transport kolejowy do Auschwitz odszedł z Tarnowa 14 czerwca 1940 roku (od red. poprawiono datę), było tam wielu znanych i cenionych Polaków jak Bronisław Czech – olimpijczyk.
Było też dwóch mieszkańców Piekiełka. Tadeusz Lisowski (właściwe Kapitan Tadeusz Paolone) otrzymał obozowy nr 329.
Tadeusz zaangażował się w organizowanie ruchu Oporu na terenie Auschwitz. W 1943r. do obozu dotarł kolejny transport więźniów – jednym z wielu był tymbarczanin Józef S. kolega Tadeusza, który tak się ucieszył na widok przyjaciela i krzyknął „Cześć Tadek”. Tadek nic, więc ten potrząsnął jego ramieniem: „Tadek Paolone co nie poznajesz?” Ktoś doniósł, że Lisowski to Paolone. W październiku 1943r. Paolone wraz z towarzyszami niedoli zostali rozstrzelani.
Przed śmiercią prosili, aby nie strzelać im w tył głowy z wiatrówki, lecz jak do żołnierzy z pistoletów prosto w twarz. Niemcy docenili to.
Paolone jeszcze krzyknął: „Niech żyje wolna i niepodl….” to były ostatnie słowa.

Drugim więźniem był mgr historii Władysław Duchnik. Ukończył Uniwersytet Jagielloński,  uczył w średniej szkole w Brześciu nad Bugiem. Gdy wojna się rozpoczęła przyjechał w rodzinne strony. Starał się być potrzebny, uczył i tu został aresztowany, osadzony w Nowym Sączu. Potem przewieziony do Oświęcimia – nie powrócił, zaginął. Dokumenty zaginęły podczas pożaru domu Antoniego Duchnika – jego brata.

W 1942r. Zostaje założony ZWZ AK w Łososinie Górnej. W skład oddziału weszło 28 osób, trzy drużyny: Mariana Odziomka,
Franciszka Kubatka i Stanisława Rysia. Kiedy chodziłem do szkoły często słyszałem, jak opowiadali ludzie, gdy wieczorami
się zeszli u nas w domu albo czasem przy pięknej wieczornej pogodzie u Józefa Golonki, o  zdradzie, jakiej miał się dopuścić Stanisław R.
Poszedł do swojej dziewczyny S.E. w Sowlinach i mówi: „będziemy bić Niemców, założyliśmy organizację”. Podsłuchał to strażnik Rafinerii i zgłosił na Gestapo. (Ostatni właściciel Francuz zamknął Rafinerię w 1934 r., Niemcy w czasie okupacji zrobili na terenie Rafinerii magazyn paliw, a równocześnie był tam obóz jeniecki).
Inni mówili, że Panna S.E. upoiła go miłością i sama zgłosiła na Policję. Niedawno rozmawiałem ze znajomym, który mi powiedział, że Stanisława R. Niemcy wzięli jako zakładnika, a on chcąc ratować własną skórę zdradził swoich kolegów. Nastąpiły aresztowania. Na pierwszy ogień Gestapowcy zawitali u Jana Mamaka na Zarębkach w Łososinie. Przyprowadził ich sołtys Antoni R., który zresztą nie miał innego wyboru. Weszli do domu, gdy Mamak spał. Obudzili go i skuli w kajdany. Jeden Gestapowiec  został pilnować, pozostali poszli po Górszczyka Kazimierza do Serafina i po Stanisława Golonkę. Kazimierz Górszczyk widząc, że Niemcy idą zaczął uciekać – niestety tuż przed wskoczeniem w potok został postrzelony.  Wobec tego wzięli jego ojczyma Jana Serafina. Znaleziono podwodę, którą wieźli rannego, a Mamak i Serafin skuci razem ręka do ręki byli prowadzeni. (Golonka zdążył uciec, Niemcy złapali go dopiero za miesiąc). Smutne było pożegnanie Mamaka ze swoją córką, sześcioletnią wówczas Apolonią, dziecko rzuciło się ojcu na szyję płakało. A jeden z Niemców powiedział: „Nie płacz dziecko, tatuś wróci” – „No, wróci!” – odparło dziecko. Podczas zjazdu z Zarębek Kazimierz Górszczyk dokonał żywota- Niemcy zatrzymali wóz zdjęli czapki, potem rozkuli Serafina i puścili wolno. Mamaka zabrano na Gestapo do Tarnowa.

Następnie aresztowano Franciszka Czopa z Paproci (Koszarskiej Góry). Stanisław Pachut i Andrzej Ryś zdążyli zbiec nim Niemcy przyszli. Ukrywali się oni już do końca okupacji. Raz nocowali u Jana Krajewskiego na Młynarskiej Górze, drugi raz
u Anny Duchnik w Piekiełku , innym razem u Stanisława Cichonia na Rysiówce – Podlas albo u Stanisława Rysia na Bacówce.
W kolejności Niemcy udali się do Walka Czopa pod Młynarską Górę, prowadził ich Kazimierz W. Czop widział, że Niemcy idą, ale nie spodziewał się aresztowania. Zabrali go w koszulce i spodenkach, młócił zboże na boisku w stodole cepami. Jego żona Józefa wzięła ubranie i pojechała na Gestapo. Dali jej przepustkę do Oświęcimia, tam ją aresztowano, ale po przesłuchaniu wypuszczono zatrzymując ubranie.
Aresztowano też Józefa Malca z Koszar, ale ten wykorzystał sytuację i uciekł z Gestapo z Krakowa.
Do końca wojny musiał się ukrywać. W grudniu w przeddzień świąt 1942 gestapowcy przyszli też po organistę Antoniego Walasika. Byli to Bauman (biegle mówił po polsku) , Fisch i trzeci, którego nazwiska nie zapamiętano. Fisch powiedział „Ty już nie będziesz oglądał świata”. Po tym Bauman i Fisch pojechali do Kasińskiego na Pasierbiec, a ten trzeci prowadził
Organistę. Widząc jego piękny kożuch powiedział: „Daj mi ten kożuch i uciekaj”. Byli na drodze do mleczarni. Walasik zaryzykował,  zarzucił kożuch Niemcowi na głowę, a sam przez pole pędził w stronę rzeki. Niemiec zaczął strzelać, gdy ten był daleko, zadowolony jednak z pięknego kożucha pozwolił Walasikowi uciec. Organista ukrywał się już do końca wojny poza terenem Łososiny.
cdn.

Pan Zenon Duchnik – autor artykułów. Tu w swoim domu, w utworzonym przez siebie prywatnym muzeum. Foto: Bartosz Dybała, źródło zdjęcia: Gazeta Krakowska

 

 
 
 
 
 
 
 
 

Parafia Podłopień: wspomnienie jubileuszu 25-lecia kapłaństwa ks.Wiesława Orwata

Dotychczasowy proboszcz Parafii Podłopień ks.Wiesław Orwat (który od sierpnia  przejmie nowe obowiązki jako proboszcz w Łęgu Tarnowskim) święcenia kapłańskie przyjął 12 czerwca 1988 roku.

W 25-lecie tego wydarzenia Parafia Podłopień dziękowała Bogu i ludziom za dar kapłaństwa ks.Wiesława Orwata. 

Ten jubileusz sprzed dziesięciu lat przypomina poniższy zapis filmowy.

IWS

Województwo nowosądeckie – z cyfrowych rekonstrukcji TVP

Opis filmu: Dokument z cyklu „Portret Województwa”. Nowy Sącz – portret miasta i województwa nowosądeckiego. Piękno regionu, prezentacja 5-letnich planów włodarzy województwa, które obejmują koncepcje dotyczące rozwoju turystyki, przemysłu i przetwórstwa owocowego oraz rozwoju kultury. Tymbark – nowoczesne metody w przetwórstwie, zakładanie szklarni wielkopowierzchniowych. Rozwój turystyki w regionie koncentruje się na masowej turystyce oraz rozbudowie słynnych uzdrowisk. Plany rozwoju infrastruktury turystycznej. Inwestycje związane z ochroną przyrody, tworzenie nowych parków krajobrazowych, budowa oczyszczalni ścieków i regulacja rzek. Współpraca z naukowcami z Akademii Rolniczej z Krakowa. Rozwój działalności kulturalnej, w szczególności w zakresie bibliotekarstwa.

(województwo nowosądeckie było w latach 1975–1998)

https://cyfrowa.tvp.pl/video/miasta,nowy-sacz,59943109

poniżej kadr z filmu 

Nasza historia – o wyborach w 1947, będących wynikiem Konferencji w Jałcie – symbolu zdrady aliantów wobec Polski

Kopia dokumentu sporządzonego 16.I.1947 przez Wójta Gminy Tymbark, a skierowanego do Sołtysów Gromad. Na podstawie tego typu dokumentów tworzono w Polsce „Gromadzkie Komitety Obywatelskie Wyborcze”, które między innymi działaniami, miały sprawiać wrażenie demokratycznego charakteru wyborów do Sejmu Ustawodawczego, które zostały przeprowadzone 19 stycznia 1947 r. 

Jak wiemy z historii wybory te zostały  przez komunistów sfałszowane. Do ich przeprowadzenia zobowiązali polskie władze przywódcy trzech mocarstw sojuszniczych – Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego, podczas konferencji odbytej w dniach 4–11 lutego 1945 r. w Jałcie na Krymie.  Podpisane wówczas przez Winstona Churchilla, Franklina Delano Roosevelta i Józefa Stalina porozumienie przewidywało przeprowadzenie „wolnych i nieskrępowanych wyborów w możliwie najszybszym czasie”, w których „będą miały prawo uczestniczenia i wystawiania kandydatów wszystkie partie demokratyczne i antynazistowskie”. Konferencja w Jałcie stała się symbolem zdrady aliantów wobec Polski i ich zgody na podporządkowanie Europy Środkowo-Wschodniej Józefowi Stalinowi.

Więcej o wyborach w 1947 w cytowanym niżej artykule pochodzącego z oficjalnego portalu Instytutu Pamięci Narodowej (https://polskiemiesiace.ipn.gov.pl)

Komuniści z Polskiej Partii Robotniczej w obawie o wyniki wyborów odłożyli realizację tego zobowiązania na późniejszy termin. Wspólnie z Polską Partią Socjalistyczną, Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym utworzyli koalicję wyborczą pod nazwą Blok Stronnictw Demokratycznych, z którym współpracowało także PSL „Nowe Wyzwolenie” i Stronnictwo Pracy, początkowo opozycyjne wobec komunistów. Liczbę ugrupowań opozycyjnych dopuszczonych do legalnego działania ograniczono do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Początkowe działania pepeerowców zmierzały do wprowadzenia PSL do bloku i ustalenia przed wyborami liczby mandatów przypadających poszczególnym partiom politycznym w przyszłym sejmie, co w rzeczywistości oznaczałoby zamianę wyborów w plebiscyt poparcia dla koalicji. Kierowane przez Stanisława Mikołajczyka stronnictwo odmówiło jednak przystąpienia do „zblokowanych stronnictw”. W tej sytuacji komuniści przystąpili do ostatecznej rozprawy z największą partią opozycyjną w kraju, która w dość krótkim czasie stała się ugrupowaniem ogólnonarodowym, ponadklasowym.

Sprawdzianem popularności komunistów w społeczeństwie, swoistym testem wyborczym, było referendum ludowe z 30 czerwca 1946 r. W rzeczywistości referendum, którego wyniki zostały sfałszowane przez komunistów przy aktywnym wsparciu Sowietów (na prośbę Bolesława Bieruta nad Wisłę sprowadzono płk. Arona Pałkina, szefa Samodzielnego Wydziału „D” w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego ZSRS, specjalizującego się w fałszowaniu dokumentów), odwlekało termin wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Okres ten komuniści i ich sojusznicy wykorzystali do walki z Polskim Stronnictwem Ludowym i zbrojnym podziemiem niepodległościowym. Referendum było także doskonałą okazją do przetestowania metod fałszowania wyników głosowania.

Wybory do sejmu zostały wyznaczone przez Krajową Radę Narodową, quasi-parlament Polski Ludowej, na początek 1947 r. We wrześniu 1946 r. KRN uchwaliła ordynację wyborczą, która przewidywała pięcioprzymiotnikowe głosowanie: powszechne, tajne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne. 372 posłów wybierano w 52 okręgach wyborczych, a kolejnych 72 miało pochodzić z list państwowych. Podział na 52 okręgi wyborcze naruszał zasadę równości, bowiem dyskryminował wyborców z centralnej i wschodniej Polski kosztem wyborców z tzw. ziem odzyskanych. Prawo głosu przysługiwało każdemu obywatelowi Rzeczypospolitej Polskiej, który w dniu wyborów ukończył 21 rok życia, jednak zgodnie z art. 2 ordynacji z list wyborczych można było skreślić osoby pozbawione zdolności do działań prawnych i praw publicznych, wpisane na niemiecką listę narodowościową (jeżeli nie zostały zrehabilitowane), kolaborujące z niemieckim okupantem, a także „osoby współpracujące z podziemnymi organizacjami faszystowskimi lub bandami [zbrojnym podziemiem – przyp. red.], dążącymi do obalenia demokratycznego ustroju Państwa”. Komuniści szeroko korzystali z tego artykułu, siejąc strach wśród osób uprawnionych do głosowania.

Kampania wyborcza prowadzona przez Blok Stronnictw Demokratycznych, zdominowany przez PPR, od samego początku wymierzona była w Polskie Stronnictwo Ludowe. Komuniści wykorzystując szeroko pojęty aparat represji (Urząd Bezpieczeństwa, Milicję Obywatelską, Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, „ludowe” Wojsko Polskie) terroryzowali i zastraszali swoich adwersarzy politycznych. Za publiczne pieniądze, pozostające poza jakąkolwiek społeczną kontrolą, organizowali liczne wiece i mityngi wyborcze, kolportowali prasę oraz materiały propagandowe (plakaty, ulotki, odezwy). Do szerzenia propagandy wykorzystali także wojsko. Pod koniec 1946 r. powołano do istnienia grupy ochronno-propagandowe, złożone z żołnierzy „ludowego” WP i KBW, których zadaniem miała być ochrona wieców i spotkań przedwyborczych, szerzenie wśród lokalnej społeczności propagandy oraz zastraszanie ludności, a także zmuszanie jej do jawnego i manifestacyjnego oddawania głosów na blok. Prowadząc kampanię wyborczą komuniści oskarżali peeselowców m.in. o współpracę z niemieckim okupantem czy też rozbijanie ruchu ludowego.

Skoordynowane działania wymierzone w polityków i działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz zbrojne podziemie niepodległościowe prowadziła Państwowa Komisja Bezpieczeństwa, na czele której stał minister obrony narodowej gen. Michał Rola-Żymierski; w jej skład wchodzili ponadto: minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz, komendant główny MO gen. Franciszek Jóźwiak, dowódca KBW gen. Bolesław Kieniewicz. Pod zarzutem nielegalnego posiadania broni, współpracy z niemieckim okupantem, czy też wspierania zbrojnego podziemia aresztowano w całym kraju blisko 2 tys. aktywistów i sympatyków stronnictwa (w tym ponad 150 kandydatów na posłów), wielu osobom nie postawiono jednak żadnych zarzutów (areszty prewencyjne). Ludność była zastraszana i terroryzowana przez funkcjonariuszy UB i MO oraz aktywistów PPR, którzy wspólnie z ubekami i milicjantami tworzyli tajne bojówki. Rozbijały one peeselowskie wiece, atakowały lokale stronnictwa, zastraszały działaczy ludowych, a nawet dopuszczały się ciężkich pobić i skrytobójstw. Do wyborów komuniści zamordowali ok. 150 osób. Wśród ofiar znaleźli się nie tylko szeregowi działacze i sympatycy stronnictwa, ale także członkowie kierownictwa szczebla lokalnego oraz kandydaci na posłów do Sejmu Ustawodawczego.

W wyniku różnorakich działań podjętych przez Polską Partię Robotniczą i aparat bezpieczeństwa unieważniono dziesięć okręgowych list wyborczych PSL, obejmujących 76 kandydatów na posłów. Pozbawiono praw wyborczych ok. 410 tys. osób. UB zwerbowała do tajnej współpracy znaczną część członków komisji wyborczych – ogółem 47,2% składu wszystkich komisji obwodowych i 43,3% składu komisji okręgowych, w ten sposób znacznie ułatwiając sobie proces fałszowania wyników głosowania. Na ok. 5,5 tys. komisji obwodowych komunistom udało się utworzyć 3,5 tys. komisji złożonych wyłącznie z członków PPR. PSL wprowadziło swoich mężów zaufania do 1,3 tys. komisji.

Według oficjalnych danych, podanych do publicznej wiadomości 1 lutego 1947 r., w wyborach do Sejmu Ustawodawczego Blok Stronnictw Demokratycznych uzyskał 80,1% głosów, PSL – 10,3%, SP – 4,7%, PSL „Nowe Wyzwolenie” 3,5%, pozostałe listy otrzymały poparcie 1,4% głosów. Wyniki te były następstwem fałszerstw, dokonanych przede wszystkim przez rodzimych komunistów (ponownie sprowadzony do Polski płk. Pałkin tym razem ograniczył się do nadzorowania samego procederu). Z polecenia Bolesława Bieruta i kierownictwa PPR w niektórych obwodach zamieniano urny, podrzucano do nich karty z głosami „oddanymi” na listę bloku, fałszowano protokoły głosowania. W wielu lokalach uzbrojeni funkcjonariusze UB i MO zmuszali wyborców „pod karabinami” do oddawania głosów na PPR i ich sojuszników. Władze naczelne PSL zakwestionowały oficjalne wyniki wyborów, a na ręce Generalnego Komisarza Wyborczego w Warszawie złożono wiele protestów. Z wycinkowych danych wynika, że Blok Stronnictw Demokratycznych otrzymał blisko połowę głosów, zdaniem Mikołajczyka jego partia uzyskała 60–70% głosów.

W Sejmie Ustawodawczym zasiadło 116 posłów z PPS, 114 z PPR, 109 z SL, 41 z SD, 24 z PSL, 15 z SP i 25 z pozostałych ugrupowań oraz bezpartyjnych. Sfałszowane wyniki wyborów stanowiły bardzo ważny etap na drodze budowania w Polsce systemu totalitarnego. Przyczyniły się także do przyspieszenia rozkładu PSL mikołajczykowskiego. Przede wszystkim jednak położyły kres nadziejom znacznej części społeczeństwa na zakończenie dyktatury Polskiej Partii Robotniczej, która dążyła do wprowadzenia nad Wisłą ustroju na wzór sowiecki.

dr Mariusz Żuławnik

„Dobre – bo z Tymbarku”, artykuł sprzed prawie 50 laty

Obchodzące w tym roku 40 lat swego istnienia Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku mogą być przykładem głębokich, przyjaznych związków zakładu produkcyjnego ze wsią. Związek ten przejawiał się w gospodarczej i społecznej aktywizacji terenu, w stworzeniu warsztatu pracy i rynku zbytu dla kilku tysięcy rodzin zamieszkujących ubogi region Podkarpacia. Artykuły z Tymbarku zna doskonale każda gospodyni zaopatrująca swój dom w najwyższej jakości przetwory owocowe. Zakład ma swoich wybitnych fachowców z zakresu uprawy warzyw i owoców, ich to wieloletnie wysiłki wpłynęły na wysoką jakość surowca dostarczanego przez rolników. Zakład w Tymbarku, przerabiający rocznie 25 tys. ton owoców, liczy się na gospodarczej mapie naszego województwa. W ubiegłym tygodniu Zakłady Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku otrzymały list z wyrazami uznania od I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i premiera Piotra Jaroszewicza. Odpowiedzią na list będą dodatkowe zobowiązania podjęte przez załogę.

Z  pracy prof. F. Bujaka ,,Galicja” wiadomo, że już w r. 1905 były w Limanowskiem szkółki drzewek, a nawet zatrudniono specjalnego instruktora sadownictwa. W 1927 r. został takim instruktorem inż. Józef Marek. Wspominają go ludzie dziś, że ,,umiał przemówić do nich, przekonywać, że się nie wynosił, lecz tak postępował, jakby chłopem był bez inżynierskiego dyplomu”. Ileż dróg przemierzyli: on, Jan i Józef Mackowie, inż. Jan Drożdż – dyrektor założonej w r. 1929 Górskiej Szkoły Rolniczej w Łososinie Górnej, kształcącej sadowników i inni działacze.
Doprowadzili wreszcie w r. 1935 do powstania Podhalańskiej Spółdzielni Owocowo-Warzywnej, która wkrótce zajęła się nie tylko skupem i zbytem owoców, lecz także przetwórstwem.
Zbiorowym wysiłkiem powstawała „chłopska fabryka”, wznoszona przez ludzi, dostrzegających szansę rozwoju tego regionu w sadownictwie.
Śmiało sobie poczynali, nawet Sąd Powiatowy nie chciał przez dwa lata wpisać spółdzielni do rejestru.
Przechodzę przez obszerne, widne hale fabryczne w 40 równo lat od tamtych dni. Po taśmach produkcyjnych suną butelki i puszki z przetworami: soki pitne i koncentraty, wina (w których nawet wybredni Węgrzy zagustowali), zagęszczony sok z buraków.   Automaty przesuwają je sprawnie z jednego stanowiska na drugie. Obsługują je robotnice w białych kitlach. Ich wprawne oko dostrzec musi wadę produktu czy maszyny, by na rynki krajowe i zagraniczne nie przedostał się produkt przynoszący ujmę zakładom z dwoma czupurnymi kogutkami w firmowym ,,herbie”. Jeszcze laboratorium zbada każdą partię obojętne czy trafić ma ona do Krakowa, Warszawy, Brukseli, Hamburga, Sztokholmu, Londynu, czy też nawet za Ocean do portów Ameryki Południowej. Wśród 600-osobowej załogi są jeszcze ludzie, którzy wraz z inż. Markiem kładli fundamenty pod zakłady, nawet dosłownie wraz z nim nosili kamienie na budowę: Stanisław Macko, Jan Jamróz, Wojciech Kulig, Jadwiga Kapturkiewicz, Walenty Skrzekut, Antoni Frączek i Józef Wątroba – dziś przewodniczący Rady Zakładowej. Są ci, którzy w czas okupacji potajemnie rozbudowywali ,,chłopską fabrykę”, co wspomagała polskich i radzieckich partyzantów zbiegłych jeńców i więźniów.

Jest wiele młodych kobiet, dla których tamte sprawy pozostają historią. Dniem dzisiejszym jest możliwość pracy w nowoczesnym zakładzie produkcyjnym, gdzie maszyna transportuje owoce, maszyna je myje i miażdży, przeciera i przetwarza i gdzie musi się ją doglądać, mieć bystre oko i wprawne ręce, bo znaków jakości nie przyznaje się wyrobom „dożywotnio”. Trzeba na nie co dzień zapracować.

Muszę raz jeszcze cofnąć się w przeszłość. W r. 1950 zakłady zostały upaństwowione. W trzy lata później stanowisko naczelnego dyrektora objął obecny poseł Ziemi Limanowskiej Stanisław Sznajder. Miał już wieloletnie doświadczenie w tej pracy i wiedział, że przemysłu rolno-spożywczego nie da się rozwijać w oderwaniu od rolników, lecz wraz z nimi; że następuje tu proces, który w cybernetyce nosi miano ,,sprzężenia zwrotnego”: rozwój przemysłu pobudza i nadaje kierunek aktywności produkcyjnej rolników, a to z kolei umożliwia uzyskiwanie  dobrych wyników w przemyśle.
Były tradycje tej współpracy i kontynuowano ją, mimo rozgoryczenia wielu spółdzielców po upaństwowieniu zakładów. Do całkowitego porozumienia doszło po reaktywowaniu spółdzielczości w r. 1956. Ustalono kierunki działania, podzielono zadania między państwowymi zakładami i Spółdzielnią Ogrodniczą.
– Zakład stał się główną siłą gospodarczą w powiecie pozbawionym innego przemysłu stwierdza dyrektor Sznajder. Nie jest to stwierdzenie ,,na wyrost”. Dr Robert Toporkiewicz podaje w swej pracy ,,Przemiany społeczno-gospodarcze wsi pod wpływem rozwoju sadownictwa”, iż w badaniach ankietowych przeprowadzonych wśród rolników co drugi wskazał na tymbarskie zakłady, jako instytucję mającą największe znaczenie dla rozwoju sadownictwa i rolnictwa w powiecie.
– Nawiązywaliśmy do dobrych tradycji; ale one nie wystarczały. W 1950 roku w całym powiecie istniało tylko ok. 500 ha przeważnie rozproszonych wysokopiennych, często uprawianych „piętrowo” – dole zboże czy ziemniaki, górą owoce. A my musieliśmy wraz z rolnikami budować nowoczesną bazę dla nowoczesnego przemysłu.

Sięgnęliśmy po pomoc agrotechniczną do krakowskiej Akademii Rolniczej oraz Instytutu Sadownictwa w Brzeznej i Albigowej. Później trzeba było też znaleźć argumenty  ekonomiczne, przemawiające za specjalizacją i wdrażaniem nowych kierunków koncentracją upraw, wydrzewieniem starych nasadzeń i zastąpieniem ich sadami niskopiennymi. Potrzebny był plan rejonizacji upraw, uwzględniający zarówno ekonomiczne potrzeby, jak agrotechniczne warunki.
Plan oparty na naukowych podstawach, a realizowany wspólnie z rolnikami.
– W latach sześćdziesiątych, po uzyskaniu opinii Akademii Rolniczej rozpoczęliśmy propagowanie uprawy czarnej porzeczki. Właśnie specyficzne warunki glebowo-klimatyczne tego regionu stwarzały szansę uzyskania wysokich dochodów z tej uprawy, zupełnie tu nieznanej. Dziś zajmuje ona ok. 1000 hektarów powierzchni i nie można wręcz nadążyć z zaopatrywaniem rolników w sadzonki. Przy średnim zbiorze ok. 3 tony z hektara plantatorzy uzyskiwali w ub. roku ok. 50 tys. zł dochodu.
Uzyskiwali i więcej. We wsi Krasne Lasocice wskazywano mi plantacje, gdzie plon porzeczek sięgał 10 ton, a dochód 150 tys. zł z ha.
Dobre wyniki pracy zakładów wysunęły je na pierwsze miejsce w województwie. Stały się przedsiębiorstwem wiodącym, a ich obecna nazwa brzmi: Krakowskie Zakłady Przemysłu Owocowo-Warzywnego z siedzibą w Tymbarku. Obejmują one zakłady przetwórstwa w Nowym Sączu, Tarnowie i oddział w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Dyrektor stwierdza: Takie połączenie jest korzystne, bo wtedy dopiero można mówić o zespolonym oddziaływaniu na kierunki produkcji ogrodniczej i sadowniczej; prowadzić politykę nie zamykając się w granicach powiatów, w dalszej perspektywie dojść do specjalizacji w przemyśle i rolnictwie.

Jest ona konieczna, gdyż nowoczesne maszyny i urządzenia są wydajne – więc wymagają dużych ilości surowca. Są też kosztowne, więc muszą być w pełni wykorzystane i mały, niespecjalistyczny zakład nie mógłby sobie pozwolić na ich zakup.

Rozmawiamy o planach na następne  lata, w których przewidziano budowę nowych przetwórni w Żabnie (pow. dąbrowski) i Tarnowie (wyrób koncentratów pomidorowych, przetworów z truskawek i ogórków), o dalszej rozbudowie zakładów w Nowym Sączu i modernizacji pozostałych. W r. 1980 będą one mogły przetwarzać ok. 100 tys. ton owoców i warzyw, czyli dwukrotnie więcej niż obecnie. Na inwestycje te przeznacza się 1,2 mld złotych. Same zakłady w Żabnie kosztować będą ponad 700 mln zł i zatrudnią kilkuset ludzi.
– Nie odrywamy się od źródeł w terenie. Zakłady powstaną tam, gdzie są najlepsze warunki do rozwoju określonej produkcji warzywniczej czy sadowniczej. Już dziś przygotowujemy rolników do podjęcia z nami współpracy.
Zbyt na wyroby mamy zapewniony. Moglibyśmy także zwiększyć eksport, ale przede wszystkim musimy zaspokoić potrzeby rynku wewnętrznego.

Widziałem plantacje i sady limanowskie, gdy tu najwcześniej i w przyległej Sądecczyźnie owocować zaczęła myśl o specjalizacji i tworzeniu zespołów. Teraz śnieg legł wśród drzew i krzewów. Trwa jednak okres szkoleń i narad; przygotowują się już sadownicy i plantatorzy do wiosny. Odwiedzam ich wraz z mgr Józefem Wilczkiem z tymbarskich zakładów. Jesteśmy w rejonie Jodłownika, skąd pochodzi jedna piąta owoców dostarczanych do przetwórni.
Aleksander Szczypkowski ze wsi Krasne Lasocice już przed dwoma laty założył zespół pielęgnacyjny. Trudno mu przypomnieć sobie, kiedy ,,tak poważnie wziął się za sadownictwo”. To chyba jakoś wtedy, jak umarł inżynier Marek – mówi wreszcie.
To był rok 1958. Do dziś ma 1.200 krzewów porzeczki i 450 drzew w sadzie. Razem ponad 2,5 hektara upraw owocowych. Są w powiecie więksi niż on potentaci”: Józef Toporkiewicz w Szyku z 8-hektarowego gospodarstwa przeznaczył pod  plantacje 6 ha, Jan Wnękowicz z Łukowicy ma 5 ha krzewów, Józef Papież z Wilkowiska-wychowanek gackiego Uniwersytetu  Ludowego ma 4 ha samej porzeczki.
Szczypkowski mówi nie tylko o korzyściach współpracy z zakładami: stałej pracy instruktorów, dotacjach, dostawach sadzonek, sprawnym odbiorze (z większych plantacji bezpośrednio); mówi także o trudnościach.
Stwierdza, że brak jest sprzętu do ochrony małych plantacji jagodowych, zdarzają się też, jak w ubiegłym roku – opóźnienia w dostawach niezbędnych środków chemicznych – ,,simazinu”, ,,topsinu” i ,,siarkolu”. Krytykuje złe zaopatrzenie w nawozy przez GS w Jodłowniku, gdzie jesienią kolejki stały przed pustym magazynem. Krytykuje również system ubezpieczeń, który nie chroni plantatorów przed ryzykiem przymrozków wiosennych i takich chorób roślin, wobec których chemia jest bezsilna.
Wreszcie porusza sprawę najistotniejszą: „Posadziłbym jeszcze dwa hektary porzeczek. Ale zbierać bez maszyn nie da rady. Tu w okolicy jest wielu takich jak ja…”
I oto dochodzi do swoistej umowy: mgr Wilczek zobowiązuje się w imieniu zakładów do wyposażenia plantatorów w sprzęt, który wprowadzany będzie w ciągu najbliższych lat doświadczalnie przez tymbarskie zakłady i Akademię Rolniczą. Jedyny warunek: plantacje powinny być zblokowane. Maszyna do zbioru porzeczki ma dzienną wydajność 10 ha, jest kosztowna, musi zapracować na siebie.
Szczypkowski podejmuje umowę: – Porozmawiam z innymi. Jakby to się dało zrobić, to by była ogromna ulga…
Jest w Limanowskiem już 6 zblokowanych plantacji. Czy powstanie następna? Wiem, że praca rolnika ma swą specyfikę. Istnieją jednak prawa ekonomiczne rządzące zarówno rolnictwem jak przemysłem: wysokowydajny i kosztowny sprzęt musi się opłacać. W zakładach podejmuje się specjalizację. Tu na limanowskich zboczach trzeba dostosować do nich strukturę upraw. 
                      EDWARD NASTALEK 

 

Ważne przypomnienie! W piątek w tymbarskim kościele wspólne kolędowanie z Tymbarskim Tonem!

W imieniu organizatorów ponawiam zaproszenie na piątkowy koncert kolęd w naszym tymbarskim kościele. Przygotowaliśmy specjalne śpiewniki i prezentację multimedialną z tekstami kolęd i pastorałek, po to, by zachęcić Uczestników do wspólnego śpiewania. 

Stanisław Przybylski – Prezes OSP Tymbark

 

strona tytułowa Śpiewnika

jedna ze stron przygotowanej prezentacji

strona tytułowa przygotowanej prezentacji