HISTORIA Tenisa  Ziemnego w Tymbarku (1) – ze starego albumu Krzysztofa Wiśniowskiego

Witam wszystkich serdecznie, a szczególnie Czytelników poprzedniego historycznego cyklu o początkach i dziejach Tymbarskiej Piłki Nożnej i równocześnie zachęcam do zapoznania się z kolejnym tematem sportowej aktywności – Historią Tenisa Ziemnego w Tymbarku.

Tenis Ziemny – elegancki i elitarny

To jeden z najpopularniejszych sportów indywidualnych na świecie. Uprawiają go i kibicują mu miliony ludzi na każdym kontynencie. Jak z większością dyscyplin sportowych nie udało się ustalić, skąd Tenis Ziemny pochodzi i kiedy powstał. Wytrawni badacze historii twierdzą że jego początki sięgają czasów antycznych świadczą o tym Egipskie rysunki (z przed 1500 lat p.n.e.).

W Starożytnym Rzymie uprawiano „trigon” grę polegającą na odbijaniu piłek, ciężkimi kijami, równolegle gra zwana „sphairistike” pojawia się z Grecji. W wieku VII i VIII we Francji chrześcijańscy mnisi w klasztorach, w czasie wolnym od modlitwy grywali w tenisa (odbijając piłkę ręką). W Anglii entuzjastami tej gry byli Król Henryk VII, a po nim Henryk VIII, który to rozkazał budowę kortów w całym królestwie.

Współczesny Tenis Ziemny to oczywiście Anglia XIX wiek. 1850 rok Charles Goodyear odkrył proces wytwarzania gumy, którą zaczęto używać do m. in. produkcji piłki tenisowej. Był to początek tenisa ziemnego w znanej dziś formie. W 1874 roku major Walter Clopton Wingfield wydał pierwszy zbiór przepisów gry. Rok póżniej Henry Cavendish Jones po wielu konsultacjach zmodernizował je i zastosował podczas pierwszego historycznego turnieju na WIMBLEDONIE w 1877 roku.

Temat tenisa ziemnego w Tymbarku, biorąc pod uwagę jeszcze niewielką popularność tej dyscypliny w Polsce, pojawił się nieoczekiwanie wcześnie. Dawny Dwór Tymbarski  został wybudowany na początku XX wieku przez Zygmunta Myszkowskiego. W 1912 roku od strony wschodniej dobudowano neogotycką Oranżerię a od strony północnej kort tenisowy o nawierzchni betonowej. Zapewne właściciele dworu, Państwo Myszkowscy i Turscy w pogodne dni zażywali gry w tenisa, niestety żadne przekazy pisane ani ustne na ten temat się nie zachowały.

Osobiście pamiętam ten betonowy kort na którym młodzież dawnej „Szkoły Winiarskiej” grywała w kometkę lub piłkę, a wieczorami urządzała spotkania towarzyskie przy ognisku. Tam też odbywały się pierwsze, nieśmiałe i pojedyncze próby naśladowania gry w tenisa ziemnego. Na początku lat 70-tych na terenach tymbarskiego Dworu Turskich powstały budynki obecnego ZS im KEN, a na miejscu kortu tenisowego zbudowano Internat Szkolny.

 cdn

1. Tenis za czasów Króla Anglii Henryka VII – wiek XVI

Kort zaprojektowany przez majora Wingfielda w roku 1874

 Wimbledon – rok 1907 – kobiety dopuszczono do gry w turnieju od 1884 r.

  1. Tymbark – Dwór Turskich , lata 60-te. Od strony północnej znajdował się kort tenisowy – obecnie w tym miejscu stoi Internat ZS im KEN

„Feretron św. Antoniego z tymbarskiej fary – jest, a jakby go, nie było” – artykuł Roberta Kowalskiego

Feretron św. Antoniego z tymbarskiej fary – jest, a jakby go, nie było

W ostatnim czasie mieszkańcy i parafianie mogą obserwować trwające prace konserwatorsko-restauratorskie, jakie prowadzone są w tymbarskiej farze. Odnawiany jest m.in. piękny, drewniany polichromowany, neobarokowy ołtarz główny z obrazem Narodzenia N.P. Marii, namalowany w 1891 r. przez Ferdynanda Oleksińskiego i stojącymi w niszach figurami św. Kingi i Salomei.
Wyposażenie parafialnej świątyni jest niezwykle interesujące. Obok ołtarza głównego, ołtarzy bocznych, wielu obrazów i rzeźb, znajdują się także dwa, niezwykle cenne obiekty. Są one najstarszymi, przechowywanymi w kościele zabytkami tj.: wykonana w kształcie kielicha kamienna chrzcielnica z 1541 r. oraz średniej wielkości, o średnicy 98 cm, spiżowy dzwon z 1536 r. Oba obiekty pochodzą najpewniej jeszcze z pierwszej, drewnianej świątyni.
Wyposażenie kościoła przez wieki zmieniało się, część z niego uległa zniszczeniu i nie dotrwała do naszych czasów. W jego miejsce kolatorzy, dobrodzieje kościoła i parafianie fundowali nowe, czasem bardziej okazałe, inne, troszkę mniej, nie zawsze też będące szczytowym osiągnięciem sztuki sakralnej.
W tymbarskim kościele, mamy jednak do czynienia z czymś szalenie ciekawym. Oto, bowiem powinien w nim znajdować obiekt kultu religijnego, którego w istocie, najpewniej nigdy w nim nie było. Na jego ślad tj. precyzyjnie ujmując, drewniany feretron z rzeźbą św. Antoniego, natrafiono w jednej z kilkunastu gablotek muzealnych, jakie stoją w Bibliotece Publicznej w Tymbarku. Można byłby zadać w tym miejscu pytanie, co ma ze wspólnego: gablotka muzealna i biblioteka, z feretronem oraz kościołem?
Otóż, wspólnym mianownikiem są dwa oryginalne listy, przechowywane w zbiorach biblioteki, adresowane do ks. Józefa Szewczyka (1881-1935), proboszcza tymbarskiej parafii. Ich autorem jest Wojciech Samek (1861-1921), znany rzeźbiarz i kamieniarz z Bochni. W zachowanej korespondencji możemy oto przeczytać, iż wczesną jesienią 1917 r. ks. Proboszcz wystąpił z zapytaniem do właściciela warsztatu rzemieślniczego w Bochni, o możliwość wykonania rzeźby i feretronu św. Antoniego.
Artysta zgodził się zrealizować w krótkim czasie takie zlecenie, oczekiwał jednak, aby ksiądz przesłał konkretne zamówienie na jego ręce. Tak też w istocie się stało, bowiem w marcu 1918 r., dotarło do Tymbarku pismo, z którego wynika, że zamówienie zostało zrealizowane i na ten dzień tj. 12 marca „oczekuje” ono na stacji kolejowej w Bochni na transport do Tymbarku.
Tutaj w zasadzie sprawa winna się zakończyć, gdyż można by domniemywać, iż po pewnych drobnych trudnościach, ów św. Antoni dotarł do parafii i służył przez wiele lat wiernym. Jednak nic bardziej mylnego. Tutaj zaczyna się problem, gdyż zarówno w kościele jak i na parafii, próżno szukać feretronu z liczącą 115 cm wysokości rzeźbą św. Antoniego.
Pytane na tę okoliczność najstarsze parafianki, nie przypominają sobie, aby takowy feretron z drewnianą rzeźbą w ogóle kiedykolwiek w kościele się pojawił. Cóż, zatem stało się z tą figurą? Czy dotarła ona do Tymbarku? Póki, co tajemnica pozostaje niewyjaśniona.
W tym miejscu, warto jeszcze wspomnieć, iż w Tymbarku, a konkretnie na miejscowym cmentarzu, znajduje się inna praca autorstwa Wojciecha Samka. Jest to mianowicie nagrobek kamienny posadowiony na mogile śp. Michał Bubuli, jego żony Katarzyny i córki Marii. Cała trójka zmarła w krótkich odstępach czasu pomiędzy 1898-99 rokiem. Można, więc stwierdzi, iż zlecenie, jakie zostało złożone przez Proboszcza w warsztacie Wojciecha Samka, nie było jedyne, a artysta, najpewniej przynajmniej raz w Tymbarku się pojawił.
Reasumując, takich i innych ciekawych zagadek w dziejach Tymbarku jest wiele. Jak jednak pokazuje historia, wcześniej czy później zostają one rozwiązane. Miejmy nadzieję, że tak będzie również w tym przypadku.
* * *
Bochnia, dnia 7 września 1917 r.
Przewielebny Ksiądz Józef Szewczyk Proboszcz w Tymbarku. Na cenne pismo z dnia 7 b.m. [września] donoszę uprzejmie, ze wykonam feretron ze statułą Św. Antoniego Statuła Św. Antoniego 115 cm wysoka z drzewa artystycznie rzeźbiona, ślicznie polichromowana na stosownej podstawie do noszenia, także gustownie polichromowanej 2 drążki cena Kor. 700. Feretron ten można cały na ołtarzu stawiać, ewentualnie odśrubowawszy postument, samą statułę stawiać. Upraszam o łaskawe zlecenie, a postaram się o piękne wykonanie w możliwie krótkim czasie. Z wysokim szacunkiem Wojciech Samek rzeźbiarz.
* * *
Bochnia, dnia 12 marca 1918 r.
Przewielebny Ksiądz Józef Szewczyk w Tymbarku. Donoszę niniejszym uprzejmie, że feretron Św. Antoniego już posłan magazynie na kolei, ale ruch towarowy wstrzymany a nie wiem, kiedy otwarty zostanie. Muszę właśnie pojechać do Dyrekcji prosić o potwierdzenie frachtu. Jak tylko mi potwierdzą fracht zaraz ładunek odejdzie do Tymbarku. Cenę musiałem podnieść, bo poprzednio podana z powodu ogromnego podniesienia się w płacy mych czeladzi, okazała się niewystarczająca, obecnie kor 800 opakowanie K 60 Razem 860 Koron.

Robert Kowalski

Rzeźba św. Antoniego Padewskiego w Nowym Targu 

Ks. Józefa Szewczyka (1881-1935)

Wojciech Samek (1861-1921)

List Wojciecha Samka do ks. Józefa Szewczyka z 7 września 1917 r.

Reklama Gazeta Kościelna, nr 48 z dn. 29 listopada 1907 r., s. 12

Wnętrze kościoła parafialnego w Tymbarku

3 lutego 1949 roku zmarł w Tymbarku Ludwik Pieguszewski

O Ludwiku Pieguszewskim napisał w swojej książce
„Apteki i aptekarze południowej Małopolski do 1951” Maciej Bilek. Poniżej fragment książki.
 
 
Ludwik Pieguszewski urodził się 24 sierpnia 1879 roku  w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Jego ojciec – Wincenty Pieguszewski, kupiec (ur. 31 marca 1842 roku), jako szeregowy żołnierz, walczył w powstaniu styczniowym i korzystał w okresie międzywojennym z dożywotniej, wypłacanej corocznie renty dla weteranów. Rodzice Ludwika mieszkali w Krakowie przy ulicy Włóczków 2.
Ludwik Pieguszewski gimnazjum ukończył w Nowym Sączu. W dniu 21 września 1907 roku zdał egzamin tyrocynalny przed komisją egzaminacyjną Gremium Aptekarzy Małopolski Zachodniej i wstąpił na studia farmaceutyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ukończył je 8 lipca 1909 roku, otrzymując tytuł magistra farmacji. Oprócz wielkiego umiłowania zawodu zdradzał nieprzeciętne zdolności plastyczne. Pięknie malował tuszem i węglem, wykonywał także akwarele. … Ponadto wiadomo, że magister Pieguszewski utrzymywał w młodości intensywne kontakty z krakowskimi malarzami i aktorami. W przyszłości miało to wydać swoje owoce. Uzdolnienia plastyczne posiadał także brat Ludwika, o nieznanym imieniu.
W czasie I wojny światowej Ludwik Pieguszewski brał udział w walkach Legionów Polskich. Po wojnie należał do Związku Oficerów Rezerwy Rzeczpospolitej Polskiej. W 1921 został zatwierdzony w korpusie służby zdrowia Wojska Polskiego, jako kapitan aptekarz.  W Legionach walczył także trzeci brat Ludwika – Stanisław Pieguszewski, odznaczony Medalem Niepodległości w roku 1933.
Ludwik Pieguszewski poślubił Zuzannę z domu Kilbert (oryginalna pisownia nazwiska – Kühlbert, ur. 13 lipca 1888). Zuzanna pochodziła z asymilowanej rodziny żydowskiej. Podobnie jak mąż posiadała uzdolnienia plastyczne. Słynęła z bardzo udanych reprodukcji obrazów olejnych Wojciecha Kossaka.
Państwo Pieguszewscy mieszkali w Krakowie i tu przyszły na świat dzieci – Danuta (ur. 24 lutego 1919) oraz Bolesław (ur. 23 września 1921).
Z dniem 20 czerwca 1922 roku magister Pieguszewski objął zarząd i kierownictwo apteki w Mszanie Dolnej, należącej do Pauliny Fijałkowskiej.  ,,Kalendarze Farmaceutyczne”, jako zarządcę apteki w Mszanie, podają jednak Pieguszewskiego dopiero od rocznika 1924.
Równocześnie, w latach 1921-1923, Pieguszewski był właścicielem ,,Małopolskiej Fabryki Farmaceutycznej Mra Ludwika Pieguszewskiego i Ski”, mieszczącej się przy ulicy Kazimierza Wielkiego 98 w Krakowie. Współwłaścicielem fabryki był Henryk Kilbert, zapewne krewny żony Pieguszewskiego. Reklamy produkowanych przez fabrykę ,,Kapsułek żelatynowych” i preparatu ,,Antirhena” ukazywały się w każdym kolejnym numerze ,,Kroniki Farmaceutycznej” w latach 1921-1923. … Możemy przypuszczać, że w roku 1923, kiedy to ukazały się ostatnie reklamy ,,Antirheny”, fabryka, podobnie jak i wiele innych podobnych przedsiębiorstw, zbankrutowała w wyniku hiperinflacji.
 
W roku 1926 rozpoczął się dla Ludwika Pieguszewskiego nowy rozdział w życiu – zakupił aptekę w nieodległym od Mszany Dolnej Tymbarku. Według wspomnień najstarszych mieszkańców Tymbarku magister Pieguszewski przyjechał do ich miejscowości z całym wyposażeniem domu i apteki. Początkowo
apteka w Tymbarku mieściła się w budynku siedziby magistratu; posiadała potężną salę ekspedycyjną. Charakterystycznym elementem jej wyposażenia była waga osobowa. Natomiast państwo Pieguszewscy zamieszkali w pobliżu rynku w domu Józefa Wątroby.
Zuzanna Pieguszewska, niezadowolona z warunków panujących w prowincjonalnym miasteczku, często wyjeżdżała do Krakowa. W Krakowie spędzała także wakacje i święta. Jako anegdotę powtarza się w Tymbarku, że na salonik zaadaptowała niewielką stajenkę! Ludwik zaś wygospodarował dla potrzeb swego syna Bolesława małą siłownię. Pieguszewscy bardzo troszczyli się o rozwój swych dzieci, dzięki temu Danuta i Bolesław, mimo że uczyli się w małej prowincjonalnej szkole powszechnej, władali biegle językami obcymi. Ojciec dbał także o wychowanie dzieci w duchu głęboko pojętego humanizmu.
W rezultacie rodzeństwo Pieguszewskich zawsze odstępowało swoje śniadanie biednym wiejskim dzieciom.
Ludwik Pieguszewski okazał się wspaniałym aptekarzem. Jego apteka przez większą część roku stanowiła jedyną placówkę służby zdrowia w okolicy, gdyż lekarz ordynował tu tylko okresowo. Pieguszewski był człowiekiem surowym i natychmiast zyskał sobie wielki respekt wśród mieszkańców Tymbarku. Potrafił jednak równocześnie, w czasie spacerów, rozdawać dzieciom wyrabiane przez siebie cukierki, a potrzebującym leki wydawać za darmo. W każdej chwili gotów był służyć poradą i lekami, niezależnie od tego, czy były to święta czy też noc. Uczył jak zapobiegać chorobom zakaźnym i jak leczyć wybrane schorzenia.
Państwo Bronisława i Jan Wątrobowie zapamiętali aptekarza jako człowieka wielkiej mądrości, znakomitego fachowca, słynącego z wyrobu mieszanek ziołowych. W pamięci państwa Wątrobów pozostał także obraz magistra Pieguszewskiego wędrującego po okolicznych łąkach jeszcze przed świtem z wielką płachtą pełną ziół. O godzinie 9 był już w aptece i zaczynał codzienną pracę, a dodać należy, że pracował sam.
Do apteki bardzo często przybiegały dzieci prosząc magistra o ratunek nawet w najbardziej błahych sprawach, jak choćby przy skaleczeniach. Liczyły przy okazji na drobne prezenty – cukierki i inne słodycze.
O wiedzy i wykształceniu magistra Ludwika Pieguszewskiego świadczyć mogą także zachowane w zbiorach pani Anny Pieguszewskiej książki i czasopisma. Są to zakupione już po ukończeniu studiów m.in.: ,,Praktische übungen in der Messanalyse” z roku 1910, ,,Chem. Technisches Recept-Taschenbuch”, podręcznik do chemii organicznej L. Brunera i St. Tołłoczki z roku 1919, podręcznik Z. Zawałkiewicza
,,Chemia Farmaceutyczna” z roku 1915. Niewątpliwym unikatem w aptecznej biblioteczce magistra Pieguszewskiego było dzieło ,,Lehrbuch der Pharmacologie” z roku 1862. Po magistrze Pieguszewskim zachowała się ,,Ogólna taksa aptekarska” z roku 1938 z licznymi dopiskami i uwagami do cen leków. Tymbarski aptekarz prenumerował także czasopisma fachowe: ,,Farmację Współczesną” oraz ,,Farmację. Dwumiesięcznik”.

Magister Pieguszewski bardzo silnie zaangażował się w życie tymbarskiej społeczności. Dzięki swemu zapałowi, wielkiemu respektowi i szacunkowi, jaki wypracował sobie jako aptekarz, założył iż wielkim powodzeniem prowadził pierwszą instytucję kulturalną w miasteczku – amatorski zespół teatralny, działający przy Ochotniczej Straży Pożarnej. Pieguszewski był opiekunem zespołu i reżyserem spektakli. Pomagała mu często córka – Danuta. Początkowo korzystano z porad znajomego magistra Pieguszewskiego – aktora Teatru Starego w Krakowie. Członkami zespołu byli w większości strażacy-ohotnicy oraz ich rodziny. Zespół wystawiał co roku jasełka. Pamiątką po tych przedstawieniach były znalezione przez panią Annę Pieguszewską w kilkadziesiąt lat po wojnie tekturowe skrzydła aniołów. Jednym z członków zespołu kierowanego przez Ludwika Pieguszewskiego był pan Jan Wątroba. Wspominał on w rozmowie z autorem niniejszej książki, że w zespole aptekarz utrzymywał żelazną dyscyplinę. Spotkania, próby i przedstawienia odbywały się w domu parafialnym.
Zdarzały się także i wyjazdy z przedstawieniami do pobliskich wiosek – Łososiny i Dobrej. Pan Jan Wątroba wspomina, że grywał m.in. w sztukach ,,Damy i huzary” oraz ,,Żyd w beczce”. Początkowo kostiumy i rekwizyty dla zespołu teatralnego w Tymbarku magister Pieguszewski wypożyczał dzięki dawnym, krakowskim znajomościom z Teatru Starego.
Ludwik Pieguszewski zorganizował w Tymbarku także Klub Młodzieży Studiującej – który zrzeszał młodych mieszkańców tej miejscowości, studiujących i uczących się poza miejscem zamieszkania. Zebrania Klubu odbywały się w domu aptekarza. Ponadto Ludwik Pieguszewski działał w limanowskim
,,Strzelcu”, był radnym Tymbarku, założycielem Koła Miłośników Tymbarku (w roku 1936) oraz organizatorem konkursów palm wielkanocnych i imprez dożynkowych. Pan Jan Wątroba wspomina, że nie było w Tymbarku inicjatywy, której magister Pieguszewski nie byłby pomysłodawcą lub w którą natychmiast by się nie zaangażował.
W życie kulturalne Tymbarku włączyła się z czasem także Zuzanna Pieguszewska. Była inicjatorką założenia i weszła w skład zarządu tymbarskiego Koła Towarzystwa Szkoły Ludowej. Zorganizowała także i prowadziła czytelnię, oddając do jej dyspozycji własną bibliotekę.
Zaangażowanie społeczne i doskonałe spełnianie posługi aptekarza przez Ludwika, szybko postawiły rodzinę Pieguszewskich na szczycie drabiny społecznej w Tymbarku. Pozostawali w bliskich kontaktach z arystokratycznymi rodzinami Myszkowskich i Turskich (właścicieli majątków ziemskich i pałacu w Tymbarku), nauczycielami oraz księżmi – Andrzejem Bogaczem i Józefem Szewczykiem.
W roku 1929 udało się Ludwikowi Pieguszewskiemu uzyskać koncesję na prowadzenie filii apteki w Tymbarku w miejscowości Dobra. Apteka ta czynna była dwa razy w tygodniu, magister Pieguszewski docierał zaś do niej na piechotę.
Magister Ludwik Pieguszewski zdobył sobie w Tymbarku zasłużoną, bardzo wysoką pozycję społeczną i materialną. Dzięki temu mógł pomyśleć o zapewnieniu swej rodzinie wygodnego domu i zarazem o nowym lokalu dla tymbarskiej apteki. Projekt ten całkowicie pochłonął aptekarza. Postanowił on, że będzie to reprezentacyjna siedziba w wielkim stylu, całkowicie różniąca się od wszystkich innych domów w Tymbarku. W zachowanym w zbiorach pani Anny Pieguszewskiej zeszycie zatytułowanym ,,Nasz domek”, magister Pieguszewski zapisywał wszystkie wydatki i koszty poniesione na budowę
nowoczesnej willi. Znalazła ona miejsce przy drodze prowadzącej od tymbarskiego rynku w stronę
Limanowej, na stromej skarpie z pięknym widokiem na otaczające Tymbark góry. Głównym wykonawcą ,,Naszego domku” był majster ciesielski Jan Bulanda z Limanowej.
Pierwsze prace rozpoczęto na początku maja 1930 roku. Rozmach planowanego budynku niósł za sobą jednak ogromne koszty i magister Pieguszewski bardzo szybko wpadł w długi, które zaciągnął m.in. u znajomego lekarza – doktora Cwojdzińskiego z Mszany Dolnej i w Kasie Stefczyka. Terminy spłat kolejnych pożyczek nakładały się na dostawy materiałów budowlanych… Mimo to ,,Nasz domek” powstawał wedle najnowszych reguł sztuki budowlanej i wyposażony został w najnowocześniejsze sprzęty, jak choćby w futryny okienne z Mszany Dolnej. Ludwik Pieguszewski wykorzystał przy budowie domu swoje dawno już zapomniane zdolności plastyczne: zaprojektował piękne witraże, zdobiące hol wejściowy oraz kraty okienne. Ich zdjęcia znajdzie czytelnik na końcu książki. Całkowity koszt budowy i wyposażenia komfortowego domu wyniósł prawie 70000 złotych, co na ówczesne czasy było kwotą wręcz zawrotną. Ostatnie prace zakończono pod koniec 1932 roku. Tak powstał najpiękniejszy do dziś dom w Tymbarku! Długi zaciągnięte na jego budowę sprawiły, że magister Pieguszewski był wiecznie zatroskany, a spłacał je aż do pierwszych lat okupacji.
W ,,Naszym domku” znalazła swe miejsce od października 1931 roku także apteka i mieściła się tam już po upaństwowieniu, aż do początku lat osiemdziesiątych. Nad drzwiami prowadzącymi do jej wnętrza widniał napis Ludwik Pieguszewski. Apteka. Izbę ekspedycyjną apteki ozdabiał obraz Matki Boskiej, do którego w czasie okupacji strzelali żołnierze niemieccy.
W podziemiach umieszczono magazyny leków. Przez cały okres budowy ,,Naszego domku” w pracy w aptece pomagała Ludwikowi Pieguszewskiemu Helena Kilbert, młodsza siostra jego żony Zuzanny. Urodziła się 22 października 1901 roku. Do gimnazjum uczęszczała w Jarosławiu i tam też przez długie lata mieszkała. Nie była absolwentką studiów farmaceutycznych, posiadała jednak kwalifikacje do pracy w aptekach i drogeriach. Ukończyła prawdopodobnie prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Posiadała fenomenalne zdolności językowe, biegle władała językiem francuskim i udzielała w tym języku lekcji. Płynnie mówiła w języku esperanto i prowadziła przez całe życie bogatą korespondencję z innymi esperantystami.
W drugiej połowie lat trzydziestych Helena Kilbert prowadziła w pobliskiej Limanowej drogerię. Okres wojny przeżyła ukrywając się. Po zakończeniu okupacji przez długie lata pracowała w aptekach w Andrychowie. Zmarła 18 lutego 1992 roku, pochowana jest w Tymbarku, w grobowcu rodzinnym Pieguszewskich.
W czerwcu 1939 syn magistra Pieguszewskiego – Bolesław, ukończył w Nowym Sączu gimnazjum i postanowił studiować medycynę. Danuta Pieguszewska pracowała w aptece ojca jako siła fachowa i przygotowywała się do wstąpienia na studia farmaceutyczne. W lecie 1939, kiedy wojna z hitlerowskimi
Niemcami stawała się nieunikniona, magister Pieguszewski dał wyraz swemu patriotyzmowi dokonując wpłaty na Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej w kwocie 100 złotych. Z kolei na rzecz Funduszu Obrony Narodowej przekazał jedną monetę złotą, 200 g monet niklowych i ok. 30 kg złomu mosiężnego.
Tragiczny kres spokojnemu i ustabilizowanemu życiu rodziny Pieguszewskich położyła II wojna światowa i wkroczenie na teren Polski wojsk niemieckich. Zuzanna, jako Żydówka, została bardzo szybko aresztowana na skutek donosu jednego z mieszkańców Tymbarku. Żołnierze niemieccy prowadzili ją aż do Limanowej, za nimi zaś podążał zrozpaczony magister Pieguszewski.
Danuta i Ludwik musieli ukryć się w okolicznych lasach, gdzie zaangażowali się w działalność ruchu oporu. Zuzannę Pieguszewską, wkrótce po osadzeniu w więzieniu w Limanowej, przewieziono do getta w Nowym Sączu. Tutaj, ze względu na przyjęty w przeszłości chrzest, została odrzucona przez społeczność żydowską. Jedyną pociechą w tych tragicznych warunkach były częste wizyty załamanego męża. Pobyt w Nowym Sączu zakończył się dla Zuzanny Pieguszewskiej wywiezieniem do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie została stracona.
Godnym najwyższej uwagi i szacunku jest udział rodziny Pieguszewskich w ruchu oporu. Swoje wspomnienia dotyczące rodziny Pieguszewskich zatytułowane ,,Przykład postawy jednej rodziny” opublikował w książce ,,Wspomnienia farmaceutów” Władysław Wietrzny, dowódca Placówki Terenowej Armii Krajowej ,,Trzos”.
Przytaczam je w całości: Pragnę podzielić się wiadomością o zapomnianym już, skromnym bohaterze ruchu oporu, kpt. mgr. farmacji Ludwiku Pieguszewskim, zmarłym niedługo po odzyskaniu niepodległości. Kpt. Pieguszewski (ps. ,,Dąb”) posiadał własną aptekę w Tymbarku pow. Limanowa (woj. krakowskie). Od pierwszych dni okupacji niemieckiej włączył się do pracy konspiracyjnej w ramach ZWZ. Początkowo współpracował ze mną przy przerzutach ludzi uciekających przed represjami okupanta przez Słowację na Węgry, udzielając im pomocy materialnej oraz niezbędnych na drogę lekarstw. W aptece Pieguszewskiego każdy zgłaszający się Polak, czy to wysiedlony z Poznania, czy miejscowy, otrzymywał pomoc na wypadek choroby. Jako wieloletni doświadczony farmaceuta o ujmującym sposobie bycia potrafił skutecznie leczyć chorych ludzi podziemia, często z narażeniem własnego i swojej rodziny życia. Jako doświadczony oficer rezerwy służył nam zawsze cennymi radami i informacjami o ruchach żandarmerii i gestapo i o zamierzonych przez okupanta aresztowaniach i obławach. Mimo podeszłego wieku przychodził ,,na kontakty”, przynosząc zawsze lekarstwa i środki opatrunkowe. Z chwilą powstania na Podhalu w 1944 r. 1 PSP AK kpt. Pieguszewski bezinteresownie dostarczał do oddziałów leśnych całe zestawy leków niezbędnych do leczenia schorzeń i ran postrzałowych oraz środków opatrunkowych i znieczulających.
Będąc sam zaawansowany w latach i przeżywając tragedię rodzinną (żonę zamordowali mu Niemcy) zezwolił, aby jedyny jego syn Bolesław ukończył w konspiracji szkołę podchorążych oraz by czynnie włączył się do walki z okupantem. Młody podchorąży Pieguszewski (ps. ,,Han”) walczył w 1944 r. w mojej
kompanii, wykazując niejednokrotnie bohaterstwo, nieustępliwość wobec nieprzyjaciela i zdyscyplinowanie. We współżyciu z żołnierzami był nadzwyczaj koleżeński. Brał udział w likwidacji posterunku policji granatowej i żandarmerii w Tymbarku, a ponadto w wielu walkach na szosie podkarpackiej Kraków-Limanowa-Nowy Sącz, w czasie których likwidowano przejeżdżające samochody SS i Wehrmachtu. Córka mgr. Pieguszewskiego, Danuta (ps. ,,Olcha”), obecnie mgr farmacji, również pełniła funkcję łączniczki w mojej kompanii. Po przeszkoleniu na kursie sanitarnym i zdaniu egzaminu pod Mogielicą w 1944 r. została przydzielona jako sanitariuszka do mojego oddziału. Walczyła i udzielała pomocy rannym żołnierzom. Pani Danuta, dziś Głąbińska, mieszka obecnie w Tymbarku i prowadzi aptekę społeczną, niegdyś własność jej ojca.
Sądzę, że parę tych na gorąco spisanych zdań nie wyczerpuje w pełni działalności tej rodziny farmaceutycznej. Niemniej jednak stanowi przyczynek do wykazania społeczeństwu poświęcenia i bohaterstwa ludzi skromnych i już dzisiaj częściowo zapomnianych.
Dzięki rozmowom przeprowadzonym przez autora niniejszej książki udało się zdobyć wiele cennych informacji, stanowiących uzupełnienie powyższego wspomnienia. Magister Ludwik Pieguszewski, po wywiezieniu żony do Oświęcimia, zdecydował się poświęcić całkowicie działalności w ruchu oporu.
W ,,Naszym domku”, w pomieszczeniach na parterze, odbywały się spotkania kierownictwa placówki terenowej Armii Krajowej, jednocześnie piętro wyżej znajdowały się kwatery żołnierzy niemieckich! W Tymbarku było także kilka innych miejsc, gdzie spotykało się dowództwo AK: budynki znanej po dziś dzień Podhalańskiej Spółdzielni Owocarsko-Warzywniczej, w dworze Turskich, w budynku tartaku.
Z apteki Pieguszewskiego pochodziły leki dostarczane dla punktów aptecznych w Dobrej i Jodłowniku, skąd trafiały do partyzantów. Ludwik prowadził konspiracyjne kursy sanitarne i ratownictwa medycznego dla partyzantów na Mogielicy. Był często wzywany do rannych żołnierzy Armii Krajowej, którym udzielał pierwszej pomocy. Magister Ludwik Pieguszewski umiejętnie wykorzystywał paczki, otrzymywane przez rodzinę Turskich od krewnych ze Szwajcarii. Znajdowały się tam czyste substancje lecznicze, które tymbarski aptekarz używał do przygotowywania gotowych postaci leku.
Bolesław Pieguszewski ukończył w czasie wojny kurs dezynfektorów organizowany przez dziadka autora niniejszej książki, doc. dra Mieczysława Bileka w krakowskiej filii Państwowego Zakładu Higieny. Przez pierwsze lata okupacji (1941-1943) umożliwiło mu to legalne zatrudnienie jako dezynfektora w powiecie limanowskim. Po ukryciu się w lasach w roku 1943, Bolesław w nocy przekradał się z lasu do domu, gdzie od ojca dostawał leki i jedzenie dla siebie i swych towarzyszy, stacjonujących w masywie Mogielicy. Pewnego razu, w czasie zimowego zrzutu broni przez samoloty alianckie, biegnąc do skrzyni potknął się i uległ ciężkiej kontuzji. Według informacji pana Stanisława Wcisło, Bolesław Pieguszewski był kolejno: żołnierzem Oddziału dyw. Kedyw pod dowództwem kapitana ,,Lecha” (marzec 1942-kwiecień 1943), w okresie od kwietnia do lipca 1943 uczęszczał na konspiracyjny kurs podchorążych rezerwy, zaś od stycznia 1944 do stycznia 1945 był dowódcą 3 plutonu 5 kompanii I Batalionu AK.
Danuta Pieguszewska w szeregach Armii Krajowej pracowała nie tylko jako sanitariuszka (po ukończeniu tajnego kursu w roku 1944), ale też i jako łączniczka, przenosząca w odległe miejsca broń, żywność, amunicję i leki z apteki  swego ojca. Kolportowała także prasę podziemną. W roku 1944 poza sprawowaniem funkcji sanitariuszki walczyła z bronią w ręku kolejno w plutonie bojowym placówki ,,Trzos”, w 1 PPP AK i w 5 kompanii 1 PPP AK.
Zakończenie okupacji niemieckiej nie cofnęło tragedii, jakie dotknęły rodzinę Pieguszewskich. Bolesław, zanim rozpoczął studia medyczne, poszukiwany był przez Urząd Bezpieczeństwa; Danucie udało się wstąpić na studia farmaceutyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Ludwika Pieguszewskiego, mającego w 1945 roku 66 lat, przeżycia okupacyjne bardzo zmieniły: stał się zamknięty w sobie, zabrakło przedwojennej otwartości. Zespół teatralny nadal istniał, prowadziła go jednak dorywczo Danuta Pieguszewska. …
Magister Ludwik Pieguszewski zmarł 3 lutego 1949 roku na zapalenie płuc. O jego śmierci doniosła ,,Farmacja Polska”: W dn. 3 lutego br. zmarł mgr Ludwik Pieguszewski, przeżywszy 70 lat. Zmarły był właścicielem apteki w Tymbarku (woj. krakowskie). W zawodzie pracował 45 lat. Cześć jego pamięci! Pochowany został w grobowcu rodzinnym w Tymbarku. Społeczność tymbarska uhonorowała postać magistra Ludwika Pieguszewskiego nadając jego imię jednej z ulic.
W aptece w Tymbarku, jeszcze przed śmiercią magistra Ludwika Pieguszewskiego, pracować zaczęła jego córka – Danuta Pieguszewska, która studia farmaceutyczne ukończyła w roku 1948.  …
 
Poniżej fotografia z archiwum KOLEKCJI PRYWATNEJ TYMBARK opublikowana w Spotkaniach z historią Nr XIII. 

Pod fotografią znajduje się następujący  opis:

Fotografia wykonana została w Tymbarku przy okazji jakiegoś uroczystego wydarzenia. Świadczą o tym odświętne stroje pań – moda z epoki, korale, broszki, apaszki – panowie w garniturach. Na honorowym miejscu w pierwszym rzędzie siedzi dziedziczka Zofia Turska. Pani dziedziczka – tak się mówiło i tak było przyjęte. Obok po jej lewej ręce nauczycielka Bronisława Szewczyk. Mężczyzna siedzący centralnie to starosta limanowski Ludwik Malkowski – a więc wydarzenie było ważne. Po prawej stronie starosty jego żona, a dalej Zuzanna Pieguszewska, Helena Kilbert, powyżej stoi nauczycielka pani Filipiak. W środkowym rzędzie nad starostą pan w ciemnym garniturze to magister Ludwik Pieguszewski – aptekarz. Magister – wystarczyło powiedzieć tylko to jedno słowo i wszyscy wiedzieli w Tymbarku o kogo chodzi.   

 

„Spółdzielność w Tymbarku” – z przedwojennej historii Tymbarku

Artykuł Stanisława Wcisło (1930-2022), opublikowany w 2002 roku GT nr 44-45

SPÓŁDZIELCZOŚĆ W TYMBARKU 

Spółdzielczość to – według uproszczonej definicji – ruch społeczno-gospodarczy, powstały w połowie XIX wieku, jako forma samopomocy i samoobrony uboższych warstw społeczeństwa. Uformował się on w naszych stronach bardzo wcześnie – już pod koniec XIX wieku. Za jego początek na tym terenie uznać należy zorganizowanie, przez ks. Szymona Kumorka w 1896 roku, Kółka Rolniczego. Działalność tego Kółka nie trwała długo, gdyż ludzie nie byli jeszcze dostatecznie wyrobieni społecznie, by należycie pracować zespołowo. Każdy z członków Kółka pragnął natychmiast czerpać korzyści dla siebie, co powodowało niesnaski i kłótnie, które doprowadziły do upadku Kółka.

Dopiero w roku 1905, również dzięki proboszczowi Kumorkowi, zorganizowany został nowy typ spółdzielni pod nazwą Kasa Raiffeisena, która nieco później znana była powszechnie jako Kasa Stefczyka (od nazwiska polskiego działacza spółdzielczego Franciszka Stefczyka, który w roku 1890, na wzór Kasy Raiffeisena, zorganizował na ziemiach polskich wiejską spółdzielnię oszczędnościowo-pożyczkową).

Hasło naczelne Kasy Stefczyka brzmiało: ,,Miejscowy pieniądz na miejscowe potrzeby”.

Ten rodzaj spółdzielczości szybko został zaakceptowany przez tymbarskie społeczeństwo, które widząc pozytywne skutki takiej formy gospodarowania zaczęło przekonywać się do roli spółdzielczości w ogóle.

Należy tu podkreślić duży wpływ miejscowych księży, którzy w rozwój tymbarskiej spółdzielczości włożyli wiele wysiłku.
Szczególne uznanie należy się w tym względzie proboszczom Szymonowi Kumorkowi i Józefowi Szewczykowi.
Współzałożycielem, a zarazem pierwszym kierownikiem Kasy Raiffeisena w Tymbarku był Jan Kapturkiewicz.

Zaczęły również powstawać i pracować Kółka Rolnicze, ale dopiero 11. latach od czasu powstania i upadku pierwszego Kółka w Tymbarku.
 
O ich powstaniu i pracy mamy świadectwo w Kronice Parafialnej (T.II.s.38- 39 – wpis ks. J.Szewczyka): ,,… Dlatego prosili mnie najpierw mieszkańcy Podłopienia, abym im założył ,,Kółko Rolnicze” i sklep. Uległem prośbom, bo uważałem sobie to za ,,opus misericordiae et caritatis”. Założyłem więc ,,Kółko Rolnicze” i sklep dla Jasnej Podłopienia d. 3 czerwca 1917 r. z tą myślą, że będę je prowadził przez czas najcięższy. Założyłem nie w Tymbarku tylko w Podłopieniu dlatego, że po doświadczeniu zrobionym przez księdza Kumorka bałem się terenu tymbarskiego. (…)
Mimo strat, nędznego lokalu, sklep szedł dobrze i oddawał wielkie usługi ludności. Widząc to mieszkańcy innych gmin prosili mnie, aby im założyć kółka i sklepy. Założyłem więc w Zamieściu, prowadził ks. Piotr Kołacz, a w Tymbarku wskrzesiłem dawniejsze Kółko Rolnicze w r. 1918. W 1919 r. połączyliśmy sklepy tych kółek (trzech) w jeden pod nr 6 w pobliżu kościoła, naprzeciw wyjścia z plebanii na gościniec idący przez Tymbark.”
Te pierwsze próby spółdzielczości, mimo licznych trudności wynikających z braku przeszkolonych pracowników, odpowiednich lokali, środków transportu itp., przekonały jednak społeczeństwo, że dzięki spółdzielczości łatwiej jest żyć i gospodarować.
Ruch spółdzielczy na Ziemi Tymbarskiej zaczyna nabierać tempa, efektem czego w r. 1927 powstaje Spółdzielnia Mleczarska, oparta na twardych, prawdziwych zasadach spółdzielczości. 
 
Jej twórcami byli: ks. Józef Szewczyk, Franciszek Bubula, Jan Macko i Karol Turski (mąż właścicielki dóbr tymbarskich). Statutowym zakresem działania tej spółdzielni był skup mleka od miejscowych dostawców i jego przerób. Na prezesa Spółdzielni Mleczarskiej wybrany został Jan Macko, który jednocześnie pełnił rolę kierownika zakładu mleczarskiego. (Funkcję tę pełnił do dnia 21 marca 1945 r., tj. do czasu aresztowania przez NKWD za działalność konspiracyjną w AK).
 
Przewodniczącym Rady Nadzorczej tej spółdzielni został Karol Turski, zaś zastępcą – Franciszek Bubula z Piekiełka.
Praca mleczarni oparta była na normach szwajcarskich. Również budynki tej spółdzielni powstały w oparciu o wzory szwajcarskie. Spółdzielnia Mleczarska w Tymbarku stała się modelowym ośrodkiem ruchu spółdzielczego, z działalności którego czerpano wzorce dla wielu innych spółdzielni tego typu.
 
W roku 1935 powstaje w Tymbarku nowa spółdzielnia, która w dużym stopniu wpłynęła na rozwój tej miejscowości i regionu. To Podhalańska Spółdzielnia Owocarska, zwana popularnie ,,Owocarnią”. Z jej powstaniem związane są takie postacie, jak: inż. Józef Marek, Jan Macko, Franciszek Bubula, mgr Józef Kulpa, dr Józef Macko.
,,Owocarnia” rozpoczęła swą działalność w oparciu o Spółdzielnię Mleczarską, która stanowiła dla niej ,,poligon doświadczalny”. Pierwsze próby skupu i przechowywania owoców przeprowadzono właśnie w magazynach mleczarni, a na podstawie ich wyników opracowano program działania ,,Owocarni” w zakresie sadownictwa, szkółkarstwa, przechowywania oraz przetwarzania owoców i warzyw, a także obrotu tymi surowcami. Poprzez swoją działalność ,,Owocarnia” wywarła ogromny wpływ na życie nie tylko społeczeństwa tymbarskiego, ale jej oddziaływanie sięgało znacznie dalej, obejmując swym zasięgiem znaczny rejon podhalańskiej ziemi. Wpłynęła na podniesienie kultury ogrodniczo-sadowniczej, zatrudnienie bezrobotnych, nowe budownictwo, a także na oświatę i kulturę.
 
W roku 1936 powstaje Spółdzielnia Rolniczo-Spożywcza, przekształcona nieco później w Spółdzielnię Rolniczo-Handlową ,,Skiba” (poprzedniczka Gminnej Spółdzielni ,,Samopomoc Chłopska”). Z powstaniem tej spółdzielni związane są nazwiska takich działaczy jak: Władysław Skrzeszewski, mgr Józef Kulpa, Franciszek i Anna Sojkowie, Józef Hładkulik, Andrzej Kasprzyk, Franciszek Ociepka, Jan Surdziel, Michał Kapturkiewicz, Piotr Natanek, Józef Sowa i Józef Danowski (Drab). Również i ta spółdzielnia miała duży wpływ na rozwój Tymbarku i okolic.
 
Dzięki wymienionym spółdzielniom i ich aktywnemu działaniu Tymbark staje się znany nie tylko na terenie Polski Południowej, ale w całym kraju. Mówiono o Tymbarku, że jest to drugi Lisków (znana z ruchu spółdzielczego wieś niedaleko Poznania).
Niestety, wybuch drugiej wojny światowej zahamował rozwój ruchu spółdzielczego, choć nie zniweczył go całkowicie. Doszło do tego dopiero po jej zakończeniu. Wprawdzie zaraz po opuszczeniu tych terenów przez okupanta ruch spółdzielczy natychmiast rozpoczął swą działalność i to z jeszcze większą energią. Powstały nowe spółdzielnie, jak: Spółdzielnia Zdrowia, Spółdzielnia Wyrobu Materiałów Budowlanych, Spółdzielnia Obrotu Zwierzętami Rzeźnymi, a także Spółdzielcze Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego II stopnia. Niedługo jednak funkcjonowały one w nowym ustroju. Stopniowo zostały upaństwowione lub przyporządkowane centralnym ośrodkom w Warszawie. Aktywni działacze spółdzielczości zostali odsunięci od pełnienia kierowniczych funkcji, a nawet aresztowani, jak w przypadku Jana Macki.
21 marca 1945 roku został zatrzymany na terenie mleczarni, a następnie wywieziony na Zakaukazie. Z zesłania tego powrócił dopiero 16 listopada 1947 roku.

Inż. Józef Marek został również usunięty – nie tylko z funkcji prezesa zarządu ,,Owocarni”, ale po wielu przykrych doznaniach i upokorzeniach ze strony władz politycznych, w dniu 5 listopada 1949 r., po uprzednim pozbawieniu go wszelkich wpływów na Spółdzielnię, zwrócono mu jego udziały w tejże Spółdzielni. Mgr Józef Kulpa musiał uciekać z domu i przez szereg miesięcy tułać się po obcych stronach, gdyż groziło mu aresztowanie i prawdopodobnie również zesłanie za działalność AKowską.

Podobnie było z innymi działaczami spółdzielczymi, którzy za swą aktywną i bezinteresowną działalność społeczną oraz za swój patriotyzm cierpieli w więzieniach lub ukrywali się przez dłuższy czas.
 
Taki epilog miała działalność spółdzielcza w Tymbarku: rodziła się i rozwijała w radosnych uniesieniach, a na skutek zmiany ustroju politycznego zakończyła swą działalność przez upaństwowienie zakładów spółdzielczych, upokorzenie jej twórców i działaczy.
Efekty ich pracy jednak pozostały. To dzięki tym ludziom zmieniło się życie tutejszego społeczeństwa i to pod każdym względem – począwszy od warunków bytowych, do podniesienia poziomu oświaty i kultury w pełnym tego słowa znaczeniu.
 
Może warto byłoby więc i dziś – zamiast narzekać na postępujące ubożenie ludności wiejskiej – wrócić do idei prawdziwej spółdzielczości?
 
Stanisław Wcisło
Tymbark, rok 2001

fotografia wykonana przed budynkiem Spółdzielni Mleczarskiej w Tymbarku, fotografia z archiwum KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

 
 

Wspomnienie związane ze śp. ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zalewskim

Od pięciu lat trwa zorganizowana przez OSP Piekiełko  strażacka pomoc dla Fundacji Brata Alberta, polegająca na corocznej zbiórce rzeczy potrzebnych w działalności Fundacji.  Do Piekiełka po zebrane dary przyjeżdżał sekretarz Zarządu Fundacji Pan Grzegorz Popadiak. Tak się złożyło, że w listopadzie 2021 roku to strażacy OSP Piekiełko wraz ze strażakami OSP Szyk (którzy również włączyli się do akcji), zawieźli dary bezpośrednio do Radwanowic, do siedziby Fundacji  Brata Albertą oraz miejsca, gdzie też znajduje się dom stałego pobytu dla osób objętych pomocą Fundacji. Tam zostali przyjęci przez ks.Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego, zmarłego 10.01.2024 roku kapłana, Prezesa Fundacji im.Brata Alberta, który wraz z podopiecznymi też mieszkał  w Radwanowicach . 

Ka. Tadeusz Isakowicz-Zalewski był działaczem opozycji antykomunistycznej, kapelanem podziemnej „Solidarności”, opiekunem niepełnosprawnych – prezesem Fundacji im. Brata Alberta, historykiem  Kościoła, zwolennikiem lustracji duchownych, publicystą, rzecznikiem upamiętnienia ofiar i potępienia sprawców ludobójstwa dokonanego na Wołyniu, Kresach,  przez ukraińskich nacjonalistów. 

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski był kapłanem obrządku ormiańskiego, tak jak nasz rodak śp. ksiądz prałat Kazimierz Filipiak (1910-1992), który m.in. pełnił funkcję  wikariusza generalnego ds. obrządku ormiańskiego w Polsce. 

17-18.stycznia 2024r. trwają w kościele pw. Św.Brata Alberta w Radwanowicach uroczystości pogrzebowe  zasłużonego Kapłana. 

Z pobytu  w Radwanowicach OSP Piekiełko  i OSP Szyk pozostały pamiątkowe fotografie.

źródło: Archiwum OSP Piekiełko 

Dla przypomnienia artykuły o życiu i działalności ks. prałata Kazimierza Filipiaka

Dzisiaj mija 25.rocznica pogrzebu ks.Kazimierza Filipiaka – naszego rodaka, kapłana obrządku ormiańskiego

 

Święta godowe – zwyczaje

 
Święta godowe
 
Świętami Godowymi nazywano okres od Wigilii Bożego Narodzenia do Trzech Króli (od 24 grudnia do 6 stycznia). Święta te mają swoją genezę zapewne jeszcze w średniowieczu, o czym świadczy stara nazwa ,,gody”, co w wielu językach słowiańskich oznacza rok. Okres ten, w którym stykają się dwa lata tj. stary i nowy rok nazywano godami.  W przeszłości święta te miały charakter agrarno – zaduszkowy, o czym do dziś zdaje się świadczyć spotykane do chwili obecnej wnoszenie snopa wigilijnego lub obsypywanie się owsem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. W innych wsiach zwyczaj ten był praktykowany w Nowy Rok. Obsypywanie owsem interpretowano jako pamiątkę kamieniowania św. Szczepana, natomiast w Nowy Rok jako formę życzeń urodzajów i obfitości w nadchodzącym roku.
 
U Zagórzan i w północnych Gorcach, zwanych  też pasmem rabczańsko-lubomierskim (od miejscowości Lubomierz), tak przebiegała wigilia do Bożego Narodzenia, zwana tutaj ,,wilia” lub ,,wiliją”. Wieczorem przygotowywano stół, na którym miano spożywać wieczerzę.  Na stół kładziono grubą warstwę siana, po czym nakrywano go białym obrusem.
Na rogu stołu kładziono chleb własnego wypieku. Wieczerzę rozpoczynano wspólną modlitwą. Następnie wszyscy zasiadali według starszeństwa. 
Centralną postacią był zawsze ojciec-gospodarz, który rozdawał opłatki. Opłatek pozostawiano również przy pustym miejscu, które symbolizowało zmarłą osobę z tej rodziny. W czasie łamania się opłatkiem składano sobie życzenia. Wieczerza „wilijna” była postna (nie używano nawet nabiału). Posiłek zaczynał się od Wodzinki lub barszczu śliwkowego z ziemniakami, grzybami (woda grzybowa), brukwią (inaczej: karpielami). Dalszą część wigilijnego menu stanowiły ziemniaki z przysmażana marchwią i grochem, potem też były ziemniaki, tym razem z kapustą i ziemniakami. Napojem był kompot z suszonych śliwek, jabłek i gruszek. Ryby na stole pojawiały się rzadko i zazwyczaj u tych gospodarzy, których syn lub córka byli pracownikami w majątkach dworskich.
Dodać tutaj należy, iż ceniono takiego gospodarza, który na czas świąt darował wyrobnikom (nie mylić z pracownikami) czas wolny, w którym mogli oni przebywać z własną rodziną. Na Święta Godowe otrzymywali oni bochenek żytniego chleba wraz z kawałkiem tłustej słoniny. W gospodarstwach plebańskich i ziemiańskich otrzymywali garniec wódki lub piwa.
Po wieczerzy resztki podawanych potraw wlewano do cebrzyków i karmiono nimi bydło, aby cały rok było zdrowe. Następnie synowie i córki zawieszali ,,podłaźniczki”, które zawieszano u powały (sufitu) nad stołem. Z opłatków wycinano różnokolorowe kółka, kulę ziemską i gwiazdy. Czasami do podłaźniczki zawieszano jabłka. W czasie sporządzania podłaźniczki starsi wspólnie śpiewali kolędy i pastorałki.
Podłaźnik spełniał również inną magiczną rolę, zapewniał urodzaj i szczęście, a jabłka zrywane przez dziewczyny miały wróżyć zamążpójście.
Na przełomie XIX /XX wieku zwyczaj wiązania podłaźniczek został zastąpiony przez choinkę.
 
Kolejny zwyczaj mocno kultywowany do lat 60-tych XX wieku to „Podłazy”. Istniał bowiem zwyczaj, że rodzice mający córkę ,,na wydaniu” zapraszali do swojego domu upatrzonego dla swej córki kawalera na ,,podłazy”.
Potem wszyscy wspólnie udawali się na mszę zwaną pasterską (Pasterka), która odbywał się o północy.
 
Ale bywało też i tak, że kawaler, któremu dziewczyna przypadła do serca, wbrew woli swych rodziców, aby zapoznać się z jej rodzicami przychodził na ,,Podłazy”. Ów  ,,podłaźnik” przynosił wódkę, wszystkich obsypywał owsem, rodzice częstowali ciastem. Przyjęcie trwało do rana. Na koniec dziewczyna przypinała temu kawalerowi kolorową, jedwabną wstążkę, którą nosił do święta ,,Trzech Króli”. Dzięki tej wstążce było wiadomo, gdzie w najbliższym czasie będzie wesele.
 
Osobnym świętem rodzinnym było święto św. Szczepana. Był to dzień tradycyjnych odwiedzin krewnych, sąsiadów i znajomych oraz składania sobie życzeń. Należy wyjaśnić, że w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia odwiedziny nie były wskazane.
 
Odwiedziny rozpoczynano następującym brzmieniem:
,,Na szczęście, na zdrowie
Na to Boże Narodzenia…”
 
Po tym wstępie recytowano dalsze życzenia:
,,Żeby się wam darzyły
Gąski czubate, kury siodłate
Konie z białymi nogami
Krowy z dużymi rogami
Żebyście orali czterema pługami
A nie czterema to trzyma
A nie trzema to dwoma
A jak nie dwoma to jednym
Byle czym godnym – daj Boże.”
 
Następnie przystępowano do ucztowania, podawano słoninę, kiełbasę, polewkę z podrobów, a przepijano wódką.
 
Bardzo ważnym oraz różnorodnym elementem związanym z okresem bożonarodzeniowym były szopki kukiełkowe, później żywe.
Jak podają źródła pierwsza szopka była dziełem św. Franciszka, który miał ją po raz pierwszy zainscenizować prawdopodobnie w 1243 r., w okresie Bożego Narodzenia. 
Widowisko to zbudziło duże zainteresowania wśród zgromadzonych wówczas ludzi i w ciągu następnych dziesięcioleci rozpowszechniło się w całej Europie. W początku XIV wieku jasełka te rozpowszechnili franciszkanie w całej Polsce. Trudno dzisiaj  określić jak wyglądały wówczas pierwsze szopki, wiadomo jedynie, że w XVI wieku były one nieruchome.   
W XVII i XVIII wieku szopka składała się ze stajenki, postaci personifikującą Świętą Rodzinę, Trzech Króli oraz pasterzy. Zakon reformatów i franciszkanów zaczął wprowadzać do jasełek, na wzór francuskich teatrzyków ludowych, lalki ruchome. Dawano im głos braci zakonnych. Zaczęto wprowadzać postacie ludowe, np. Żydzi, Cyganie, żołnierze, wędrowni kupcy, dziady, kaczmarki, Herod, śmierć i diabeł. W celu rozmieszania publiczności i uatrakcyjnienia spektaklu wprowadzono nowe sceny świeckie takie jak: bijących się chłopów, handlarzy zachwalających swoje towary, tańczące pary, przybycie i śmierć Heroda
i inne. Te widowiska były początkowo prezentowane w kościołach, jednak w drugiej połowie XVII w. z uwagi na niecenzuralność słów i humorystyczność scen zakazywano prezentowania figurek ruchomych, można było jedynie używać figurek nieruchomych.
Od tego czasu, kiedy szopka znalazła się poza kościołem i trafiła na ulice miast i do wsi, rozpoczął się jej rozwój. Wzbogacała się jej forma architektoniczna, zaczęła zwiększać się ilość figurek, a teksty były pełne wesołych wstawek o charakterze świeckim, zmieniając się stopniowo w teatrzyk kukiełkowy obnoszony po domach.
W poszczególnych wioskach nabierała lokalnego kolorytu. Architektura szopki była wzorowana na schematach stosowanych na wsiach, zarówno w budownictwie świeckim, jak i sakralnym. Postacie to też personifikujące osoby popularne w danej okolicy, chociaż nie zawsze akceptowane i lubiane. Ten zwyczaj w wielu miejscach dotarł do początków XX wieku. Jej upadek został spowodowany zmianami kulturalnymi, społecznymi i obyczajowymi wsi. Dodać należy, że obchód szopki zaczynano o zmierzchu a kończono późną nocą. W latach dwudziestych ubiegłego wieku zaczęła swój triumf ,żywa szopka” zwana w niektórych miejscowościach (Rabka, Jurków) Herodami, jakkolwiek szopki kukiełkowe były pokazywane w styczniu, to ta wyłącznie w okresie godów. Tego okresu starano się przestrzegać.
Żywa szopka stanowiła przedstawienie o charakterze jasełek, w których udział brała duża grupa osób ubranych w odpowiednie kostiumy. Był i król herod, marszałek, trzej królowie, żołnierze Heroda, anioł, śmierć, diabeł, Żyd i dziad. Głównym tematem tych jasełek to losy króla Heroda, jego zbrodnia i kara, jaka go spotkała. Owe widowisko  posiadało zbliżoną kompozycję, jednak teksty znacznie się różniły.
 
Uczestnicy zwani  kolędnikami przychodzili pod dom i śpiewali kilka kolęd, a następnie prosili gospodarza o wpuszczeni go do domu:
,,Przyszliśmy do was po kolędzie,
Niech wam za przykro nie będzie,
A czy będzie czy nie będzie
Tośmy przyszli po kolędzie.”
 
W rejonie limanowskim i szczyrzyckim jeszcze na koniec dodawali:
,,Bo Pan Jezus gdy się narodził
To sam po kolędzie chodził”.
Następnie przybysze pytali:
,,Wiecie gospodarzu pocimy do was przyszli?”
 
A gdy Gospodarz zapytał ,,Po coście przyszli?” kolędnicy odpowiadali:
,,Abyście nam dali świńskiego ciała
Aby się Wasza dusz do nieba dostała.”
 
Wówczas kolędnicy przebrani w maski rozpoczynali spektakl. Teksty zespołów szopkarskich, chociaż różne, nawiązywały do aktualnych wydarzeń w swojej okolicy.
Inną powszechną, a może i najciekawszą formą przedstawienia, którą przedstawiali kolędnicy to turoń, dziad i gwiazda. W skład orszaku przebierańców wchodzili: turoń (w okolicach Rabki i Lachów Szczyrzyckich turonia nazywano ,,bykiem” lub ,,byczkiem”),  Cygan, Żyd, dziad, muzykanci oraz chłopak niosący gwiazdę. Oni także życzyli gospodarzowi pomyślności, robili to za pomocą pewnych zabiegów magicznych.
Aktorami spektaklu – widowiska, podobnie jak w poprzednio omówionych obrzędach byli młodzi mężczyźni, zdarzali się też w wieku starszym. Role aktorów grających turonie, dziada i Żyda były trudne, wymagały dużego doświadczenia, dlatego wykonywane było przez średnie lub starsze pokolenie. Po wejściu do domu gospodarza dziad przy pomocy Żyda wprowadzał opornego i figlarnego turonia. Następnie zwracał się do muzykantów:
,,Zagrajcie turoniowi
bo turońka głowa boli,
a czy boli, czy nie boli
Zagrajście ta turoniowi.”
 
Turoń w tym czasie tańczył, przy muzyce skrzypiec, kłapiąc w takt melodii pyskiem i dzwonił zawieszonym na szyi dzwonkiem. Nieco późnij rozpoczyna gonitwę biega po całej izbie, dziewczęta i kobiety stara się bóść rogami, wykonywał różne ruchy, straszył dzieci, wyskakiwał na ławy i stół.
W tym czasie dziad starał się poskromić, okładając kijem.
Przedstawienie kończyło się chóralnym odśpiewaniem kolęd. 
 
AS
 
Literatura:
1.Edward Wojtusiak, Kultura ludowa w dolinie górnej Łososiny, Wierchy, Dobra-Kraków 2011, 
2.Jan Cepielik, Boże Narodzenie w Rabce i w okolicy powiatu myślenickiego, w: Lud, t. X, Kraków 1904,
3.Jan Bujak, Zarys kultury ludowej okolic Rabki, Wydawnictwo Muzeum im. Władysława Orkana, Rabka
1961,
4.Jan Bujak, Ludowe obrzędy doroczne w okolicach Rabki, Rabka 1972,
5.Maier, Zachować i odnowić wiarę, w: Kronika chrześcijaństwa, Warszawa – Londyn 1998
6.Zabytki architektury polskiej, Warszawa, 1998, 
7. Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Wrocław 1970, 
8. Marek Gładysz, Chłopski kalendarz ideograficzny, w: Zeszyty Naukowe UJ, Prace etnograficzne,
Kraków.

tradycyjny turoń kolędniczy oraz gwiazda  – występ zespołu kolędniczego z Podłopienia podczas „Tymbarskiej wigilii 2023”

 
 
 
 
 

Okruchy historii – okres 1916-1935, ks.proboszcz Józef Szewczyk, spotkanie opłatkowe

Na fotografii ksiądz Józef Szewczyk -proboszcz parafii Tymbark w latach 1916 – 1935 – podczas opłatkowego spotkania z młodzieżą z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej w Tymbarku – oryginalna fotografia oczywiście przed 1935. 

W pracy z młodzieżą księdzu Szewczykowi pomagała jego siostra Bronisława Szewczykówna. Spotkania opłatkowe najczęściej organizowane były, i są, w okresie tzw,godów, czyli od Świąt Bożego Narodzenia do Uroczystości Objawienia Pańskiego (Trzech Króli).

Z archiwum KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK.

 

„Żyła dla innych” – o Bronisławie Szewczykównej pisał Stanisław Wcisło

Idąc z Rynku w kierunku kościoła wchodzimy na ulicę Bronisławy Szewczykówny. Okazuje się, że młodsze pokolenia naszej miejscowości albo w ogóle nie wiedzą, albo wiedzą bardzo mało o bohaterce tej uliczki. Warto więc przypomnieć i przybliżyć nieco osobę, której nazwisko uwiecznione zostało w nazwie ulicy, jako hołd i podziękowanie za pracę, jaką włożyła w wychowanie i nauczanie wielu roczników młodzieży tymbarskiej.
Bronisława Szewczykówna urodziła się 1 września 1887 roku w Szczyrzycu, jako córka Julianny i Jana Szewczyka – oficjalisty rolnego majątku 00 Cystersów. W Szczyrzycu też ukończyła szkołę podstawową prowadzoną przez Cystersów.
Szkoła ta – jak na ówczesne czasy- stała na wysokim poziomie. Ukończyło ją szereg wybitnych osobistości, z których wystarczy wymienić takie nazwiska jak: Franciszek Szmaciarz (Smreczyński) – literat tworzący pod pseudonimem Władysław Orkan, dr Sebastian Flizak z Mszany Dolnej – znany pedagog, ludoznawca, wieloletni prezes Oddziału Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, dr Władysław Gębik – znany działacz kultury na Śląsku oraz Warmii i Mazurach, wieloletni dyrektor polskiego gimnazjum w Kwidzynie.
Dalszą naukę Bronisława Szewczykówna kontynuuje w Bochni, a następnie – w Seminarium Nauczycielskim w Krakowie, gdzie w roku 1910 otrzymuje patent na nauczycielkę szkół ludowych. Następnie kończy Wyższy Kurs Nauczycielski we Lwowie, a po nim – dwuletnie Studium Wszechnicy Polskiej w Warszawie, pod kierunkiem dr Radlińskiej, znanego pedagoga.

Karierę nauczycielską rozpoczyna w Okulicach i Łapanowie. W latach 1909-1919 uczy w Gorlicach, z których przenosi się do Tymbarku, by, poza pracą nauczycielską, opiekować się chorowitym bratem, który od 1916 roku był w Tymbarku proboszczem.
W 1924 zostaje przeniesiona do Szopienic k/Katowic. Tamtejszy klimat nie odpowiada jednak jej zdrowiu. Zostaje więc w 1926 roku przeniesiona do Skrzydlnej, gdzie do roku 1930 pełni obowiązki kierowniczki szkoły. Jednocześnie nadal pogłębia swą wiedzę ucząc się w Studium Pracy Społecznej. Już wówczas znana była z pracowitości i zaangażowania w pracę społeczną w środowisku. Świadczy o tym choćby opinia, jaką wydana została przez Wydział Rady Powiatowej w Limanowej w czasie starania się przez nią o przyjęcie na w/w Studium.

Oto odpis tej opinii:
„…L.dz.3232/28/S, Limanowa 23.06.1928. Zaświadczenie.

Poświadczam, że P.Br.Szewczykówna Kierowniczka 3-klasowej Szkoły Powszechnej w Skrzydlnej od czasu swego pobytu w tutejszym powiecie rozwinęła bardzo energiczną akcję na polu podniesienia oświatowego, kulturalnego i gospodarczego ludu wiejskiego. Dała przede wszystkim przykład jak należy pracować prowadząc własnej gminie kurs gospodarczy dla dziewcząt, Koło Młodzieży, któremu przewodniczy, teatr ludowy, bibliotekę ludową im. Żeromskiego; biorąc wybitny udział w zorganizowaniu dobrej wiejskiej kapeli, a zwłaszcza w założeniu spółdzielni mleczarskiej, przyczyniającej się do znacznego podniesienia dobrobytu całej okolicy. Odznacza się głębokim ujęciem problemów społecznych, okazuje wielkie zrozumienie i odczucie potrzeb życia wiejskiego oraz niezwykłą umiejętność w przeprowadzaniu zamierzeń na trudnym z natury terenie oraz w użyciu skutecznych sposobów dla osiągnięcia celów swej pracy.

Powyższe poświadczenie wydaje się celem załączenia go do podania na studium pracy społecznej.
Komisarz Rządowy (Marossnyi).”

Już sama treść tego zaświadczenia dobitnie charakteryzuje postać Pani Bronisławy, a przecież był to dopiero początek jej pracy zawodowej.

W roku 1930 wraca do Tymbarku, gdyż stan zdrowia księdza Józefa Szewczyka pozostawia wiele do życzenia i wymaga on stałej opieki.
Pani Szewczykówna łączy więc pracę nauczycielską z opieką nad bratem. Nadal każdą wolną chwilę poświęca młodzieży, a także starszym, włączając się w organizowanie życia kulturalnego. Szczególnymi sukcesami mógł się pochwalić prowadzony przez nią chór kościelny. To dzięki jej pracy w czasie nabożeństw śpiewał „cały kościół” i to na głosy. Osobny rozdział w jej życiu to okres okupacji. Jako prawdziwa Polka nie mogła pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Wszędzie, gdzie było to możliwe, manifestowała swą przynależność do narodu polskiego.
Uczyła młodzież języka polskiego, historii narodu polskiego i innych przedmiotów na tajnych kompletach we własnym domu, narażając się na represje ze strony okupanta.
Znając doskonale język niemiecki (przez dłuższy okres przebywała w Grazu) pisała ludziom podania i prośby odnośnie wszelkich spraw, zwłaszcza o uwolnienie z obozów, aresztów czy przymusowych prac na terenie Rzeszy.

Po wyzwoleniu ze wzmożoną werwą pracuje nad kształceniem młodzieży,  by jak najszybciej odrobić stracony w okresie okupacji czas. Niestety, jej zapał i „zbytni” patriotyzm nie spodobały się władzom nowego ustroju i w 1950 roku zostaje przeniesiona w stan spoczynku.

Nie zaprzestaje jednak pracy. W 1951 ponownie zaczyna uczyć jako nauczycielka kontraktowa języka polskiego, muzyki i zajęć świetlicowych w Zasadniczej Szkole Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tymbarku, gdzie uczy do roku 1959, tj. do czasu definitywnego odejścia na emeryturę z powodu mocno nadwyrężonego zdrowia.
Również i w tej szkole daje się poznać jako doskonały pedagog i wychowawca młodzieży oraz organizator życia kulturalnego. Prowadząc chór oraz zespół recytatorski urządza liczne imprezy kulturalne na terenie Tymbarku oraz wyjeżdża z młodzieżą na imprezy międzyszkolne do różnych miejscowości w kraju (Kraków, Legnica, Sandomierz, Warszawa i inne), zdobywając dla szkoły dyplomy wyróżnienia i nagrody za zajmowanie najlepszych miejsc oraz specjalne dyplomy uznania za umiejętność kulturalnego zachowania się młodzieży, gdyż różnice w zachowaniu się młodzieży z Zasadniczej Szkoły Przetwórczej w Tymbarku, a młodzieży z innych szkół były wyraźnie widoczne podczas takich spotkań. Dzięki wrodzonym cechom, jakie posiadała Pani Szewczykówna, a także dzięki obowiązkowości i pracowitości była osobą powszechnie szanowaną i lubiana – tak przez nauczycieli współpracujących, jak i przez młodzież oraz szerokie warstwy miejscowego społeczeństwa. Była wprawdzie wymagającą, z czego młodzież zdawała sobie sprawę, jednakże była sprawiedliwą i nie skrzywdziła nikogo.
Potrafiła wytknąć błędy i niedociągnięcia, ale jednocześnie starała się usprawiedliwić je oraz wskazać możliwości ich naprawy, czy drogę postępowania pozwalającego na unikanie ich w przyszłości.
Z natury była osobą spokojną, opanowaną i pogodną, starającą się nawet w tragicznych momentach wyławiać zawsze choćby najmniejszy pierwiastek optymistyczny, który powodował uśmiech i rozluźnienie. Lubiła żarty, ale tylko takie, które nie powodowały ośmieszenia, poniżenia czy lekceważenia innych. Często, by wywołać śmiech lub rozładować drażliwą sytuację, sama starała się być powodem żartów. I taką pozostała do ostatniego dnia życia, tj. do dnia 24 kwietnia 1968 roku, kiedy to zmarła w limanowskim szpitalu – właśnie w trakcie opowiadania jakiegoś żartu.

Jej pogrzeb był wspaniałą manifestacją tutejszego społeczeństwa, przede wszystkim – jej byłych wychowanków, uświetnioną dużym gronem księży, z biskupem Bednarczykiem na czele.

Charakteryzując sylwetkę Bronistawy Szewczykówny nie sposób oprzeć się refleksji, że cała jej działalność wynikała nie z pobudek inspirowanych przez różnego rodzaju metody poleceniowo- nakazowe, a raczej była tworem jej osobowości, ukształtowanej przez głęboko zakodowane zasady etyki katolickiej, ze szczególnym uwzględnieniem miłości bliźniego.
To co czyniła było zawsze jasne, rozsądne i pożyteczne, nie było nigdy obliczone na efekt w sensie pochwał i wyróżnień. Pochwałą dla niej i nagrodą było własne zadowolenie z dobrze spełnionego obowiązku wobec Boga, Ojczyzny i społeczeństwa.
Do końca życia Bronisława Szewczykówna pozostała osobą wolną, a mimo tego nigdy nie czuła się osamotniona. Na każdym kroku spotykała się z życzliwością tych, których wychowywała, uczyła kochać i szanować bliźnich.

Niechaj jej postać będzie dla nas wszystkich, a szczególnie dla młodych, wzorem, jak żyć i pracować.
Cześć Jej pamięci !
 
Stanisław Wcisło
 
Artykuł Stanisława Wcisło opublikowany w 1995 roku w Głosie Tymbarku nr 22
 
Uzupełnienie artykułu przez KOLEKCJĘ PRYWATNĄ TYMBARK:
Bronisława Szewczykówna w żałobie po śmierci brata księdza Józefa Szewczyka – po jej prawej ręce Zofia Turska ostatnia dziedziczka majątku Tymbark – oryginalna fotografia z drugiej połowy lat 30. XX wieku ( fragment ) – Tymbark na starej fotografii – zbiory własne
 

Bronisławy Szewczykówny wpis do pamiętnika uczennicy z czasów niemieckiej okupacji. Tymbark – własne zbiory archiwaliów