Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Tymbarski dwór w czasie okupacji hitlerowskiej

Wprawdzie w artykule „Tymbarski dwór i jego właściciele” wspomniałem nieco o okresie okupacji, uważam jednak, że powinno się uwypuklić i podać więcej szczegółów, by rola dworu, a właściwie jego mieszkańców ukazana została bardziej wyraziście. Zwłaszcza jeżeli chodzi o patriotyzm jakim wykazali się aż do oddania własnego życia na ołtarzu Ojczyzny.

Patriotyzm w rodzinie Myszkowskich i Tur­skich zawsze stał na pierwszym miejscu, bez względu na straty, jakie ponoszono z tego tytułu. Zawsze z dumą opowiadano o przod­kach, którzy walczyli w obronie i dla dobra Ojczyzny. Przykładem tego jest choćby Stani­sław Turski – powstaniec z 1963 roku (pisaliśmy o nim w artykule o rodzinie Turskich skoligaconej z Myszkowskimi w nr 25 „Almana­chu”). Wróćmy jednak do czasów okupacji.

Po klęsce wrześniowej 1939 roku w tymbarskim  dworze zamieszkało sporo osób z tych rodów. Posiadali oni swe dobra ziemskie przeważnie na kresach wschodnich, skąd mu­sieli uciekać, by uniknąć zsyłki na Sybir czy Zakaukazie. Z najbliższej rodziny Zofii Tul­skiej wymienić tu należy jej brata – Ludwika Myszkowskiego, który posiadał majątek w Stubnie, rodzinę drugiego brata – Jerzego posiadającego majątek w Łuczycach k/Sokala. (Jerzy jako oficer WP brał udział w kampanii wrześniowej. Dostał się do niewoli radzieckiej i został zamordowany w Katyniu). Rodzinę Stefana Myszkowskiego (kuzyna Zofii Tul­skiej) oraz rodzinę Tadeusza Turskiego (brata męża Zofii Turskiej). Uważano, że Tymbark leżący z dala od głównych szlaków komunikacyjnych będzie bezpiecznym miejscem, Brano pod uwagę również i to, że Zofia Turska posiadająca obywatelstwo szwajcarskie nie będzie narażona na represje ze strony niemieckiego okupanta.

Tak więc dwór wypełnił się członkami ro­du Myszkowskich i Turskich, którzy od pier­wszych niemal dni okupacji podjęli działalność związaną z Ruchem Oporu, mającym na celu przyspieszenie wyzwolenia Ojczyzny, o czym wspomniano już w poprzednim artyku­le. Przyjrzyjmy się jej bardziej szczegółowo.

Po klęsce wrześniowej przez tymbarski dwór przewija się szereg osób wojskowych, zwłaszcza oficerów, którzy proszą o doraźną pomoc w drodze do polskiej armii powstającej na obczyźnie. Między innymi pojawili się tu: mjr Wacław Szyćko (ps. „Wiktor”) i por. Jan Cieślak (ps. „Maciej”). To na ich ręce, w dniu 11 grudnia 1939 roku zaprzysiężeni zostali: Zofia Turska wraz z całą swoją rodziną oraz Marian Prὄkl – administrator dworski. 1 tak właśnie rozpoczął oficjalnie swą działalność Ruch Oporu w Tymbarku.

Uczestnictwo w nim tymbarskiego dworu najlepiej przedstawia J. Bieniek w swym arty­kule zamieszczonym w “Roczniku Sądeckim” (t. 12/1971): …Poza setkami bezimiennych zaopatrzeniowców limanowskiej wsi, wymienić należy szczególnie ofiarnych ziemian tutejszych, a więc dwory i dworki Żuk-Skarszewskich z Przyszowej, Romerów z Jodlownika-Lipia i Turskiej z Tymbarku oraz Spółdzielnię Owocarską, a właściwie jej kierownika technicz­nego inżyniera Józefa Marka (ps. „Lanca”).

Żuk-Skarszewszy aprowizowali głównie okoliczne oddziały partyzanckie; Romerowie Sztab Obwodu i II batalion; Turska z Markiem – sztab Inspektoratu i dowództwo 1 PSP-AK, a poza tym każdego, kto się pod rękę nawinął.

Dwór Turskiej oraz stojące w jej dyspozycji gajówki i leśniczówki stanowiły coś w rodzaju “zajazdów”, w  których setki osób z konspiracyjno-partyzanckiego szlaku znajdowało cenną pomoc o każdej porze dnia i nocy. Zarówno właścicielka z córką Danutą, jak i zarządca majątku – Marian Prὄkl z personelem admini­stracyjnym, czynili wszystko, aby w każdej po­trzebie, jaka w ’ podziemnym kręgu zaistniała, wyjść naprzeciw we wszelki możliwy czy konie­czny w danej sytuacji sposób.

Specjalnie cenną okolicznością było w tym wypadku obywatelstwo szwajcarskie Turskiej, które chroniło ją przed ingerencją gestapo, a zarazem stwarzało możliwości otrzymywania ze Szwajcarii cennych przesyłek, głównie le­karstw przekazywanych w całości na potrzeby podziemia.

  1. Bieniek pisze, że obywatelstwo szwaj­carskie chroniło ją przed ingerencją gestapo. Niestety, niezupełnie, gdyż przez całą okupac­ję dwór był inwigilowany bezpośrednio przez gestapo, lub przez konfidentów. Najlepszym tego dowodem było aresztowanie wiosną 1941 roku brata Zofii Turskiej – Ludwika Myszkowskiego i wywiezienie go do Oświęci­mia, gdzie zginął. Aresztowanie groziło także bratankowi Karola Turskiego, Przemysławo­wi. Ten jednakże, po aresztowaniu Ludwika, zdążył usunąć się z Tymbarku i wyjechał do Szwajcarii, skąd nadal pomagał, szczególnie wysyłając paczki z lekami.

Wielu członków rodziny Zofii Turskiej, którzy w okresie okupacji mieszkali we dwo­rze, dało dowód swego patriotyzmu. Szcze­gólnie godne pamięci są następujące osoby:

  • Danuta Turska – córka Zofii, która mimo poważnej, nieuleczalnej choroby, przez całą wojnę pracowała na rzecz mchu oporu, prowa­dząc skrzynkę kontaktową Inspektoratu „Ni­wa” oraz działając w służbie sanitarnej.
  • Ludwik Myszkowski – brat Zofii, współ­twórca placówek Związku Walki Zbrojnej w Tymbarku i okolicznych miejscowościach. Za działalność tę został aresztowany przez gestapo i zginął w Oświęcimiu.
  • Maria Myszkowska – żona Ludwika – mi­mo aresztowania męża nadal aktywnie praco­wała w służbie sanitarnej. Często konno objeż­dżała okolice, niosąc pomoc rannym i chorym partyzantom, a także cywilom. Po otrzymaniu oficjalnego zawiadomienia o śmierci męża za­łamała się. Zostawiwszy swoje dzieci pod opieką bratowej (Z.Turskiej), wstąpiła do kla­sztoru Sacre Coeur w Polskiej Wsi koło Gniez­na, gdzie poświęciła się pracy wychowawczej w gimnazjum żeńskim, prowadzonym przez zakonnice. Pozostała tam do końca życia.

Maria Myszkowska – żona Stefana – wraz z Danutą Turską prowadziła pocztę podziemną (jeden z oddziałów) Inspektoratu „Niwa”, zaś od 1944 roku również szpitalik partyzancki na Zęzowie, w budynku Antoniego Pachowicza.

  • Julia Myszkowska – żona Jerzego – pro­wadziła partyzancki magazyn żywnościowy i odzieżowy, aptekę, a także bibliotekę na uży­tek tajnych kompletów nauczania.
  • Emilia Myszkowska – córka Jerzego – zwana pospolicie „Lilką”, pracowała w łącz­ności i sanitariacie. Od początku 1944 roku była zastępcą komendantki referatu Wojsko­wej Służby Kobiet przy inspektoracie “Niwa”.

Wojciech Myszkowski – syn Jerzego, po ukończeniu podchorążówki aktywnie działał w placówce “Trzos” pod pseudonimem “Pu­chacz”, biorąc udział w wielu jej akcjach bojo­wych.

  • Andrzej Myszkowski – syn Stefana, pseu­donim “Tatar” – podobnie jak Wojciech po ukończeniu Szkoły Podchorążych, działał w “Trzosie”.
  • Marian Prὄkl – nie należał wprawdzie do rodziny właścicielki dworu, jednakże jako administrator jej majątku traktowany był jak najbliższy członek rodziny. To on, upoważ­niony przez Zofię Turską, brał udział we wszystkich poczynaniach dworu. Pod jego opieką był magazyn broni.

Odnośnie działalności Zofii Turskiej warto jeszcze przypomnieć fragment opracowania J. Bieńka zatytułowany „Placówka Tymbark (“Tymoteusz”, “Trawa”, “Trzos”)”: “…Mia­nowana przez władze podziemia komendantka specjalnej organizacji mającej na celu zaopa­trzenie sił bojowych walczącej Polski, działa­jącej pod kryptonimem “Uprawa”, a później “Tarcza ” – postawiła Zofia Turska limanowski oddział “Uprawy” na pierwszym miejscu w Okręgu.

Na tym jednakże nie kończy się działalność Turskiej i jej rodziny na rzecz walki o pols­kość. Należy tu podkreślić ich oddziaływanie na rozwój kultury i oświaty miejscowego śro­dowiska, przepojonej elementami patriotycz­nymi. Z dworu wychodziły plany tworzenia tajnych kompletów nauczania, tutaj organizo­wano pomoc dla prowadzących je oraz wspo­magano materialnie, udostępniano pomoce naukowe, a szczególnie książki z bogatej, jak na owe czasy, biblioteki dworskiej. Tu odby­wały się również egzaminy maturalne, które były dużym przeżyciem nie tylko dla zdających, lecz także dla wszystkich mieszkańców dworu. Warto tu wspomnieć taki epizod zwią­zany z maturą.

W sali jadalnej maturzyści piszą wypraco­wanie z języka polskiego. Komisji Egzamina­cyjnej przewodniczy dr Sebastian Flizak z Mszany Dolnej. W pewnym momencie po­wiadomiono panią Turską, że na teren dworu wjechał samochód z kilkoma niemieckimi ofi­cerami. Wśród części zebranych nastąpiła kon­sternacja, a nawet przerażenie. Pani Turska poprosiła wszystkich o zachowanie spokoju. Wydawszy kilka poleceń, wyszła na ganek, gdzie przywitała “gości”. Z uśmiechem na us­tach zaprosiła ich do salonu. W międzyczasie gromadka zdającej młodzieży bocznym kory­tarzykiem przemknęła do pomieszczenia mieszczącego się na strychu budynku gospo­darczego, by tam kontynuować pisanie wypra­cowania. W jadalni zaś przygotowano posiłek dla panów oficerów, na który zaproszono rów­nież dr Flizaka (z wykształcenia germanistę). Po chwili całe towarzystwo prowadziło oży­wioną dyskusję, zaś maturzyści kończyli swe prace, Wszystko zakończyło się pomyślnie, a przecież… Tylko dzięki stoickiemu spokojowi pani Turskiej można było tak ryzykować.

Dwór stanowił także azyl dla ludzi nauki i kultury, którzy pod własnymi lub fikcyjnymi nazwiskami zatrudniani byli jako guwernerzy, gajowi, ogrodnicy itp, dzięki czemu mogli stosunkowo swobodnie poruszać się w terenie. Wystarczy wspomnieć choćby takie nazwiska jak profesorowie: Goriaczkowski, Chroba- czek, Mehring i wielu innych.

Duży wpływ miał również dwór na pod­trzymywanie tradycji ludowych. Do ich pro­gramu wplatano sporo motywów patriotycz­nych, które wykorzystywane były z różnych okazji, na przykład dożynek, jasełek, imienin kogoś z dworu. Na program składały się pieś­ni, recytacje, tańce, a ich doborem zajmowali się najczęściej nauczyciele tajnych kompletów, wśród których pod tym względem przodowała Bronisława Szewczykówna.

Wypada jeszcze wspomnieć opiekę dworu nad biednymi, zwłaszcza dziećmi i więźniami, których dożywiano, ubierano oraz leczono. Pani Turska przez cały okres okupacji była przewodniczącą miejscowego oddziału Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), dzięki której można było dotrzeć nawet do więzień.

Trudno w tak krótkim artykule omówić wszystkie zasługi dworu na rzecz środowiska nie tylko w trudnych latach okupacji niemiec­kiej. Do dziś ludzie, zwłaszcza starsi, z wdzięcznością wspominają różne przysługi czy dobrodziejstwa, jakich doznali w tym ok­resie. Nade wszystko zaś możemy dzisiaj śmia­ło powiedzieć, że dwór w okresie okupacji dawał najlepszą lekcję patriotyzmu i miłości bliźniego. Jego mieszkańcy stawiali wszystko na jednej szali – od różnych niebezpieczeństw po cierpienia do przelania własnej krwi dla dobra Ojczyzny. Czynili wszystko, co uważali za słuszne, by pomóc biednym i słabym oraz przybliżyć dzień wyzwolenia Ojczyzny.

Stanisław Wcisło

Artykuł ten był publikowany w Almanachu Ziemi Limanowskiej, nr 26, jesień 2006

Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Ród Turskich związany z tymbarskim dworem

Pisząc o tymbarskim dworze, jego historii oraz właścicielach nie można zapomnieć o rodzie Turskich. W Tymbarku nazwisko to pojawiło się dopiero w roku 1924, kiedy córka Józefa Myszkowskiego – Zofia sprowadziła się do Tymbarku, wraz ze swym mężem Karolem Turskim, by na życzenie swego schorowanego ojca objąć w posiadanie tutejszy dwór. Tak więc Karol, jako mąż Zofii, stał się tymbarskim obywatelem, który pozytywnie wpisał się w historię tej miejscowości

Poza Karolem i Zofią istniały jeszcze inne koligacje między tymi rodami. Trzeba przyz­nać, że Turscy mają ciekawą, związaną nie tylko z Tymbarkiem – historię, z którą warto się zapoznać. Mówiąc o tej rodzinie wspominamy najczęściej gałąź związaną z Myszkowskimi z Tymbarku. Zacząć jednak należy od Stanisława Turskiego.

Wywodził się on ze znanej szlachty kresowej pochodzenia ormiańskiego. W 1863 roku, w randze pułkownika, brał udział w walkach powstania styczniowego pod dowództwem generała Langiewicza. Po upadku powstania, kiedy jego uczestnikom groziła śmierć przez rozstrzelanie lub zsyłka na Sybir, grupa powstańców, wraz z generałem Langiewiczem przeszła na teren Galicji, będącej pod zaborem austriackim. Tam na pewien czas zostali in­ternowani. Po zwolnieniu wielu z nich musiało opuścić te tereny i udać się na emigrację. Pułkownik Turski, podobnie jak generał Langiewicz, wybrał Szwajcarię i zamieszkał w Zurychu, gdzie założył rodzinę, której rząd szwajcarski przyznał obywatelstwo. Dzięki temu mogli oni utrzymywać kontakt z krajem, odwiedzając swe rodzinne strony na Kresach Wschodnich. Tam też urodził się ich syn Karol.

Związek małżeński zawarł Stanisław Turski w Zurychu z Polką, panną Teklą Ginawską. Z małżeństwa tego urodziło się pięcioro dzieci: trzy córki i dwóch synów. Niestety, zbyt mało mamy wiadomości o ich późniejszych losach. Podajemy jednak ich imiona i to, co wiemy na ich temat.

Rodzice Karola Turskiego: Stanisław Turski i Tekla z Ginawskich Turska

Stanisława wróciła do Polski i posiadała mająteczek ziemski w Hruszowicach na Kresach Wschodnich. O Wandzie wiemy tylko tyle, że była piękną kobietą i część swego życia spędziła we Francji. Mana – urodzona w 1879 roku – pod koniec swego życia przyjechała do Tymbarku i zamieszkała we dworze. Zmarła w 1926 roku i została pochowana na tymbarskim cmentarzu w grobowcu Turskich. Karol – urodził się 10 listopada 1876 roku w miejscowości Barysz, w parafii Tartaków, w powiecie sokalskim. Kształcił się jednak w Zurychu, Studia wyższe ukończył jako specjalista w zakresie leśnictwa i ekonomiki rolnej, po czym przyjechał do Polski, rozpoczynając pracę zawodową w majątkach Myszkowskich na Kresach Wschodnich. Tam też poznał pan­nę Zofię Myszkowską, córkę Józefa z Tymbarku, z którą w 1912 roku zawarł związek małżeński.

W roku 1924, na prośbę ojca Zofii, państwo Turscy sprowadzili się do Tymbarku, gdzie Zofia odziedziczyła majątek.

Karol, mimo iż nie był właścicielem tych dóbr, kierował na ich terenie wieloma pracami, zwłaszcza dotyczącymi produkcji leśnej. Dzięki niemu lasy należące do tymbarskiego majątku stały się wzorem dla wielu innych posiadaczy lasów. Dwór Turskich zasłynął

również z hodowli bydła, szczególnie rasy czerwonej polskiej, nad której udoskonaleniem Karol współpracował z popularyzującym tę rasę dworem Romerów w Jodłowniku.

Sporo czasu poświęcał również pracy społecznej na rzecz tutejszego środowiska. Do jego głównych zasług zaliczyć należy utworzenie w Tymbarku Spółdzielni Mleczarskiej na wzór szwajcarski; był w niej prezesem Rady Nadzorczej, a jednocześnie prowadził dokumentację wraz z księgowością. Dzięki niemu wybudowano też nowy budynek do produkcji mleczarskiej także oparty na wzorach szwajcarskich. Dodać należy, że budynek ten posta­wiono na parceli przekazanej nieodpłatnie przez tymbarski dwór, a ściślej przez panią Zofię Turską.

Niestety, Karol Turski niezbyt długo działał w Tymbarku, gdyż niecałe pięć lat po osiedleniu się tutaj, w dniu 28 lipca 1929 roku zmarł nagle w Splicie w Jugosławii. W “Księdze Zmarłych” parafii tymbarskiej na stronie 38 jest notatka następującej treści: “Zmarł na apopleksję serca, w/g zaświadczenia Żupskiego Urzędu w Split-poświadczonego przez pro­boszcza Katedry Katolickiej w Split z d. 12.08. 1929 roku, wpisany do XX księgi zmarłych w Split na str.ll, nr 50.” Jego zwłoki sprowadzono do Tymbarku 13 marca 1930 roku i pochowano na tutejszym cmentarzu parafialnym w rodzinnym grobowcu.

Tadeusz – urodzony w 1875 roku w Zurychu, wrócił do Polski i zamieszkał we Lwowie. Ożenił się z Anną Myszkowską, stryjeczną siostrą Zofii Turskiej. Mieli troje dzieci: Marię, Stanisława i Przemysława – wszystkie urodzone we Lwowie. Wszystkie też wykazały się dużym patriotyzmem, warto więc i im poświęcić nieco miejsca.

Maria – urodzona w roku 1910 ukończyła sławne gimnazjum sióstr Niepokalanek w Jaz- łowcu, a następnie studiowała ogrodnictwo, jednakże wybuch II wojny światowej pokrzy­żował jej plany życiowe. Przed zajęciem Lwowa przez wojska radzieckie udało się jej z ro­dzicami dotrzeć do Warszawy, skąd w roku 1942 jako obywatele szwajcarscy udali się do Zurychu. Tam natychmiast zaczęła działać na rzecz pokoju. Początkowo pracowała w kanty­nie dla internowanych, a następnie wyjechała do Normandii, aby w Lisieux organizować do Szwajcarii transporty dzieci, które szczególnie ucierpiały na skutek działań wojennych.

Po zakończeniu wojny wróciła do Szwajcarii, gdzie poznała dr Janusza Rakowskiego, byłego dyrektora gabinetu wicepremiera i ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego, który znalazł się tu jako internowany wraz z 2 Dywizją Strzelców Pieszych.

Dr Rakowski w Szwajcarii był znanym działaczem społecznym. Pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Kombatantów Polskich w Szwajcarii, zaś w 1946 roku powołał do życia Związek Organizacji Polskich w Szwajcarii. Pisał liczne artykuły o tematyce historycznej oraz wydał książkę pt. “Z piórem w mundurze” (1985).

Po pewnym czasie pani Maria Turska i Janusz Rakowski zawarli związek małżeński. Od tego czasu wspólnie pracowali w środowisku polonijnym w Szwajcarii aż do jej śmierci, która nastąpiła 20 czerwca 1998 roku.

Stanisław – Starszy syn Tadeusza Turskiego ukończył Politechnikę Lwowską. Interesował się lotnictwem. Po kampanii wrześniowej przedostał się do Francji, a następnie do Anglii, gdzie ukończył kurs pilotażu i rozpoczął loty bojowe na bombowcach typu Wellington. W roku 1942, zestrzelony nad Belgią, zginął wraz z całą załogą samolotu. Pochowany został na cmentarzu wojskowym w miejscowości Lourain – niedaleko Brukseli.

Przemysław Piotr – najmłodszy z rodzeństwa, urodził się w roku 1919 we Lwowie, gdzie spędził lata dzieciństwa i wczesnej młodości. Kiedy Lwów został zajęty przez władze radzieckie i rozpoczęło się masowe aresztowanie Polaków oraz wywózka na Sybir czy Zakau­kazie, Przemysław uciekł przez granicę i po licznych niebezpiecznych przygodach dotarł do Krakowa, a stamtąd do Tymbarku, by znaleźć schronienie u swej ciotki – Zofii Turskiej. Tu rozpoczął nowy etap życia. Uzupełnił średnie wykształcenie, zdając egzamin maturalny przed Komisją Tajnej Organizacji Nauczycielskiej w Nowym Sączu. W Tymbarku zaangażował się w pracę ruchu podziemnego. Niespodziewanie jednak nastąpiła “wsypa” i rozpoczęło się aresztowanie członków ruchu oporu. Podejrzenia Niemców padły także na mieszkańców dworu. Już wcześniej aresztowano jego stryja, Ludwika Myszkowskiego, który został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zginął.

Po tym wydarzeniu Przemysław zaczął się ukrywać, a końcu maja 1942 roku, dzięki szwajcarskiemu paszportowi, o który wystarał się jego ojciec, zdecydował się na wyjazd do Zurychu. Dopiero po siedmiu tygodniach, z których sześć spędził w więzieniu niemieckim w Feldkirch, podejrzany o udział w zamachu na Heydricha, szefa nazistów czeskich, dotarł do celu dzięki interwencji ambasady szwajcarskiej w Berlinie.

Karol Turski 10.11.1876 – 28.07.1929

Był przesłuchiwany przez pracowników Biura Informacji Wojskowej Armii Szwajcarskiej w Bemie odnośnie sytuacji polityczno-społecznej w Polsce. Opowiadał o prześladowaniach Żydów, o gettach w Warszawie i Krakowie, które widział osobiście oraz o aresztowaniach i zsyłkach do obozów koncentracyjnych, szczególnie zaś do Oświęcimia, gdzie przebywał jego stryj Ludwik. Przesłuchujący go Szwajcarzy, podobnie jak i Anglicy, poddawali w wątpliwość te opowiadania i nie dawali wiary, że Niemcy byli takimi okrutnikami.

Wkrótce po przyjeździe do Szwajcarii, jako obywatel tego kraju, został przydzielony do służby w Sztabie Głównym Andermatt. Ze względu na znajomość języków słowiańskich pracował w sekcji prasowej i radiowej do końca wojny. Po jej zakończeniu studiował ekonomię polityczną na Uniwersytecie w Zurychu. Ukończył ją w 1948 roku z tytułem doktora.

Stałą pracę zawodową rozpoczął w Genewie, gdzie poznał pannę Barbarę Josse ze Lwowa. Po zawarciu związku małżeńskiego założyli dom, który wkrótce stał się prawdziwą oazą polskości. U państwa Turskich zatrzymywali się Polacy z różnych powodów trafiający do Szwajcarii, a szczególnie do Genewy. W ostatnich latach XX wieku często gościli tam znani politycy i ludzie kultury, zwłaszcza spod znaku “Solidarności” jak Lech Wałęsa, Andrzej Stelmachowski, Bronisław Geremek, Gustaw Holoubek, Magdalena Zawadzka i wielu, wielu innych. Przez szereg lat pan Przemysław pełnił także funkcję wiceprzewo­dniczącego Stowarzyszenia Polaków w Genewie.

Należy jeszcze przypomnieć, że cała rodzina Turskich – tak w Zurychu, jak i Genewie, w okresie okupacji słała paczki do Polski, a szczególnie do Tymbarku. Znajdowały się w nich przede wszystkim cenne lekarstwa i środki opatrunkowe, przeznaczone dla partyzantów i osób biednych.

Tak przedstawia się saga rodu Myszkowskich i Turskich, związanych z tymbarskim dworem, który stał się symbolem patriotyzmu i działalności społecznej dla dobra środowiska, w pełnym tego słowa znaczeniu.

Stanisław Wcisło

Artykuł był publikowany w „Almanachu Ziemi Limanowskiej”, nr 25 lato 2006

Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Tymbarski dwór i jego właściciele

(część trzecia)

Zofia, córka Józefa Myszkowskiego, wyszła za mąż za Karola Turskiego i zamieszkała w swoim mająteczku w powiecie ropczyckim. Kiedy jednak Józef poważnie zachorował i nie mógł już osobiście prowadzić spraw gospodarskich, na jego życzenie Zofia wraz z rodziną (mężem i dworna córkami) sprowadziła się do Tymbarku, Miało to miejsce w 1924 r. – Zofia przejęła gospodarkę dworu  tymbarskiego aż do końca jego istnienia, tj. do marca 1945 r. Okres ten można podzielić na dwa etapy: od czasu objęcia dóbr tymbarskich do wybuchu II wojny światowej oraz okupacji niemieckiej, szczególnie ważny dla tutejszego społeczeństwa ze względu na wkład dworu w walkę z okupantem oraz pomoc, jaką niósł najuboższym.

Etap pierwszy w prowadzeniu gospodarki i działalności społecznej dworu niewiele się różnił od czasów zarządzania nim przez Józefa Myszkowskiego. Oczkiem w głowie tej rodziny zawsze była gospodarka leśna, którą postawili w swym majątku na bardzo wysokim poziomie i dlatego drewno z ich lasów, z uwagi na swą jakość, znajdowało wielu nabywców. Jakość drewna możemy podziwiać jeszcze i dzisiaj w czasie rozbiórek czy remontów wykonanych z niego budowli.

Drugim specjalnym działem produkcji była hodowla bydła czerwonego rasy polskiej, które również znajdowało wielu nabywców.

Upraw roślinnych było stosunkowo niewiele, a nastawione były głównie na produkcję na użytek własny oraz produkcję pasz dla bydła. Gospodarka stała na wysokim poziomie, dorównując wielu specjalistycznym gospodarstwom zagranicznym, zwłaszcza szwajcars­kim, na których się wzorowano. Wszystko prowadzone było „z ołówkiem w ręku”. Do­kumentacja była bardzo szczegółowa, o czym można się było przekonać studiując księgi buchalteryjne i różne inne dokumenty.

O tym, że z dworu szedł postęp, a jego właścicielom zależało na podnoszeniu kultury tymbarskiego środowiska oraz poprawie bytu jego mieszkańców świadczy wiele faktów. Wystarczy np. zajrzeć do Kroniki Parafialnej, by to potwierdzić. W t. II na stronie 68 widnieje zapis: „W lutym 1927 r. założyłem Spół­dzielnię Mleczarską … W organizowaniu rachunkowości zajął się p. dziedzic Karol Turski, który też mleczarnię otoczył opieką a mnie przez to odciążył.” I dalej na str. 73 (1927r.): „W tym roku wybudowaliśmy budynek mleczarni na gruncie, który podarowała pani kolatorka i dziedziczka w  Zamieściu (Górach), p. Zofia Turska. (…) Wybudowanie tego budynku jest wyłączną zasługą p. Karola Turskiego, prezesa Rady Nadzorczej Spółdzielni Mleczarskiej.” Dodać należy, że jak na owe czasy budynek mleczarni był bardzo nowoczesny (wybudowany na wzór szwajcarski).

Pod datą 25 lipca 1937 r. w cytowanej kronice wpisano: „Po południu w tym dniu ks. biskup poświęcił wybudowany Dom Parafial­ny… Dom ten powstał z inicjatywy śp. ks. proboszcza Szewczyka Józefa, dzięki ofiarności wielkiej miejscowej dziedziczki i kolatorki p.Zofii Turskiej oraz wydatnej pomocy parafian.” Pomoc i współpracę dworu ze społeczeństwem widzimy na każdym niemal kroku. Kiedy organizowano Podhalańską Spółdzielnię Owocarską w Tymbarku, zwaną krótko „Owocarnią”, również zaznaczył się w tym dziele niemały udział Turskiej. By to docenić organizatorzy i członkowie tej Spółdzielni uhonorowali ją – jak zapisano na str. 11 Kroniki ZPOW w Tymbarku: „Przewodniczącą pierwszego zarządu Spółdzielni była właścicielka dóbr w Tymbarku Zofia Turska”.

Życie tymbarskiej dziedziczki nie było jednak usłane różami. Wręcz odwrotnie, co jakiś czas potężny grom spadał z jasnego nieba, by ją zmiażdżyć, odwrócić uwagę od spraw społecznych. Ona jednak pracowała nadal.

Jednym z cięższych ciosów życiowych, jakich doświadczyła, była śmierć męża w 1929 roku, a więc zaledwie pięć lat po objęciu Tymbarku. O tym nieszczęściu dowiadujemy się również z Kroniki Parafialnej, gdzie w t.II na str.78 jest zapis: „d.28 lipca br. Umarł w Split  (Spalato) w Jugosławii Karol Turski, mąż tutejszej kolatorki i właścicielki dóbr Tymbark Słopnice … w 53 roku życia. Pojechał tam na kurację sam. Od lutego br. cierpiał na serce i zawroty głowy z powodu sklerozy. (…) Śp. Karol Turski umarł nagle, gdy kupował bilet na okręt wycieczkowy.

W roku 1936 spotyka panią Turską drugi bardzo bolesny cios – tragiczna śmierć jej star­szej córki, Janiny.

Państwo Turscy, którzy zawarli związek małżeński w 1912 roku mieli tylko dwie córki: Janinę, urodzoną w 1913 i Danutę, urodzona w 1916 roku (od dziecka cierpiała na bardzo silną egzemę).

W roku 1936 Janina Bzowska – tak nazywała się po mężu Franciszku – w końcowym okresie ciąży uległa tragicznemu wypadkowi. Według relacji Bronisławy Filipiak – bliskiej współpracownicy pani Turskicj – nieszczęsnego dnia Janina przygotowywała rzeczy dla wyjeżdżającego męża. Wśród tych, które znosiła z piętra na parter, znajdował się także pistolet. Kobieta w pewnym momencie potknęła się, co spowodowało że pistolet wypalił, zaś kula trafiła ją w brzuch i utkwiła w ciele dziecka. Matki, niestety, nie dało się uratować. Na szczęście jednak, przybyły wkrótce lekarz K.Cwojdziński, stosując cesarskie cięcie, wydobył nieprzytomne, ale żyjące dziecko, któremu na chrzcie św. nadano imię Barbara. Kula do dziś tkwi w okolicy kręgosłupa córki tragicznie zmarłej Janiny.

Lata II wojny światowej to dla dworu nowy okres – czas walki o przetrwanie, o polskość i niepodległość Ojczyzny. Mieszkańcy dworu wykazali prawdziwy patriotyzm angażując się aktywnie w działalność Ruchu Oporu.

Oficjalny Ruch Oporu na terenie Tymbarku zaczyna się właśnie w dworze, kiedy 11 grudnia 1939 r. przybywa tam major Szyćko ps. „Wiktor” z Janem Cieślakiem, ps. „Maciej” i organizuje pierwszą komórkę Związku Wal­ki Zbrojnej. Jako pierwsi zaprzysiężeni zostali: Zofia Turska i jej córka Danuta oraz Marian Prókl, zarządca dóbr tymbarskich.

Aby dokładnie opisać działalność dworu w czasie okupacji i jej znaczenie, trzeba byłoby temu zagadnieniu poświęcić osobne opracowanie. Najbardziej ogólnie scharakteryzował ją Józef Bieniek w „Roczniku Sądeckim” (t. 12, 1971): „Dwór Turskiej oraz stojące w jej dyspozycji gajówki i leśniczówki stanowiły coś w rodzaju „zajazdów”, w których  setki osób z konspiracyjno-partyzanckiego szlaku znajdo­wało pomoc o każdej porze dnia i nocy. Zarówno właścicielka z córką Danutą jak i rządca majątku, Marian Prókl z personelem administracyjnym, czynili wszystko, aby w każdej potrzebie, jaka w podziemnym kręgu zaistniała, wyjść naprzeciw we wszelki możliwy czy konieczny w danej sytuacji sposób.

W dworze znajdowało schronienie wiele osób, którym groziła wywózka do Rzeszy lub ściganych przez gestapo. Dla przykładu – w książce Z.Nałkowskiej  Dzienniki czasu wojny (Czytelnik, Warszawa 1972) na str.433 jest notatka: „Feliks Kuczkowski(1884-1970), syn Antoniego i Tekli, literat, filozof, dziennikarz. (…) Okupację spędził początkowo w Milanów­ku, w latach  1942-1945 jako guwernator we dworze w Tymbarku pod Limanową, polecony przez geografa prof. Tadeusza Radlińskiego.

Do zasług Zofii Turskiej trzeba jeszcze dodać zorganizowanie na terenie gminy Tymbark oddziału Rady Głównej Opiekuńczej, której przez cały okres okupacji przewodniczyła. Dwór tymbarski był jednym z ważniejszych dostawców żywności, odzieży i leków dla więźniów, biednych rodzin, a szczególnie dzieci. Był także w czasie okupacji ważnym ośrodkiem krzewienia oświaty i kultury. Inspirował życie kulturalne środowiska, pomagał w tworzeniu tajnych kompletów nauczania, wspierał ich nauczycieli oraz udostępniał swój bogaty księgozbiór.

W styczniu 1945 nastąpiło wyzwolenie Tymbarku spod okupacji niemieckiej. Wielka radość – lecz nie trwała zbyt długo. W marcu tegoż roku dwór tymbarski uległ likwidacji. Likwidacji, jak się później okazało, bezpodstawnej, gdyż posiadał tylko niecałe 40 ha użytków rolnych. Resztę majątku stanowiły lasy. Ale to nie miało wówczas znaczenia. „Urzędnicy” dokonujący likwidacji zachowywali się gorzej niż niemiecki okupant. Mimo zimnej, wietrznej i deszczowej pogody kazano wszystkim mieszkańcom dworu po prostu wy­nieść się, bez dania im czasu na spakowanie czy znalezienie kwatery. Skutek był tragiczny – cztery osoby z rodziny Zofii Turskiej uległy zaczadzeniu w domu p. Pieguszewskiego, aptekarza, który ich gościnnie przyjął na noc. Pani Turskiej feralnego dnia nie było w dworze, została „zdjęta” z ulicy i osadzona w areszcie Urzędu Bezpieczeństwa w Limanowej. Wydostała się z niego dzięki akcji członków AK, którzy zorganizowali odbicie swojego uwięzionego dowódcy, Władysława Wietrznego.

Po ucieczce z aresztu przez pewien czas ukrywała się u leśniczego lasów dworskich, pana Stanisława Lisowskiego w Słopnicach. Później na niedługo zatrzymała się u znajomych w okolicy Mszany Dolnej, aż wreszcie po różnych perypetiach p. Zofia Turska wraz z córką Danutą osiadły na stale we Wroc­ławiu, gdzie też dokończyły swego pracowitego żywota, pełnego poświęcenia dla innych.

Zofia Turska zmarła 17 grudnia 1975 r. zaś jej córka Danuta 13 stycznia 1992 r. Obie zostały pochowane na Cmentarzu Grabiszyńs­kim we Wrocławiu. Spoczywały tam do roku 2005, kiedy to z inicjatywy i dzięki zabiegom jedynej wnuczki, pani Barbary Zych i jej męża, profesora Politechniki Warszawskiej udało się załatwić sprawę ekshumacji. Trumna z prochami Zofii Turskiej i jej córki Danuty w dniu 1 kwietnia przewieziona została do Tymbarku, gdzie spoczęła w rodzinnym grobowcu na cmentarzu parafialnym.

1 tak po 60 latach od chwili, kiedy to obie panie musiały opuścić Ziemię Tymbarską, znów wróciły w swe ukochane strony, by połą­czyć się z resztą rodziny, niestety już w gro­bowcu. Spoczywają w nim bowiem prochy Karola Turskiego – męża Zofii Turskiej, sio­stry Karola, Janiny Bzowskiej – córki Karola i Zofii oraz Danuty – drugiej córki pp. Turskich.

I jeszcze – zagadka – w grobowcu tym znajdują się także dwie trumny ze zwłokami, któ­rych tożsamości nikt nie jest pewny. Prawdopodobnie są to prochy pań, które w marcu 1945 roku zaczadziły się w aptece. Nisze z trumnami są zamurowane i lekko otynkowane. Na czole górnej niszy ktoś wyrył palcem literę P, na dolnej natomiast literę M. Być może nie było na tyle miejsca w krypcie kaplicy Myszkowskich, by wszystkie cztery zmarłe pa­nie tam pochować, mimo iż na tablicy informującej w kaplicy podane są cztery nazwiska. 6 sierpnia 2005 roku w kościele parafialnym w Tymbarku odprawiona została msza św. za zmarłych rodziny Myszkowskich i Turskich związanych z Tymbarkiem. W uroczystości tej uczestniczyli członkowie tych rodów oraz liczna grupa mieszkańców Tymbarku i okolicznych miejscowości, by uczcić pamięć osób, które tak wiele dobrego zrobiły dla tutejszego środowiska.   (Artykuł był publikowany w „Almanachu Ziemi Limanowskie” Nr 24, wiosna 2006)

Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Tymbarski dwór i jego właściciele

(część druga)

 Ród Myszkowskich znany był w Polsce i na Litwie, a pieczętował się herbem Jastrzę­biec pochodzącym z 1319 r. (opisany jest on m.in. w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN, Warszawa 1965, t.5, s.237, rys. herbu obok tytułu), którym posługiwało się też wiele innych rodów, m.in. Baranowscy, Konopniccy, Lutomirscy, Modrzewscy, Rytwiańscy, Wydżgowie, Zborowscy, Żegoccy. W herba­rzu K.Niesieckiego wymienionych jest aż 349 rodzin pieczętujących się herbem Jastrzębiec.                                                                                                            

Myszkowscy byli rodem bardzo zamożnym, posiadającym olbrzymie majątki w różnych częściach kraju. Piastowali także wysokie godności w służbie królewskiej i kościelnej. Dla przykładu – Mikołaj z Myszkowic piastował godność kanclerza, zaś jego syn Piotr był biskupem płockim i krakowskim. Znany był protektor pisarzy i uczonych, był opiekunem i przyjacielem wybitnego poety doby humanizmu – Klemena Janickiego. Więcej wiadomości o tym rodzie, szczególnie jego części zamieszkującej tereny Małopolski, znaleźć można w książce „Rodem z Ziemi Sądeckiej” Stanisława Sitkowskiego (Gliwice, 2003). Herbu Jastrzębiec używali również Mysz­kowscy z Tymbarku, co jest zaznaczone na niektórych tablicach nagrobnych znajdujących się w rodzinnej kaplicy-grobowcu na byłym cmentarzu w Tymbarku. Tarcza herbowa z jastrzębiem trzymającym podkowę oraz na­pisem „Grobowiec Rodziny Myszkowskich” znajdowała się na tablicy z czarnego granitu nad drzwiami kaplicy z zewnątrz, niestety w 1945 r. została ona zniszczona przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa z Limanowej.

Wróćmy jednak do Ludwika Myszkows­kiego, właściciela dóbr tymbarskich. Mamy o nim skąpe wiadomości, gdyż większość dokumentów uległa zniszczeniu w czasie likwidacji dworu. Wiemy, że urodził się w 1831 r. jako najmłodszy syn Józefa Myszkowskiego i Salomei z Chociatowskich. Następne wiadomości o nim pochodzą dopiero z roku 1857, kiedy to ukończył studia prawnicze z tytułem doktora prawa ogólnego na Uniwersytecie Ja­giellońskim. Prowadzona przez niego kance­laria adwokacka w Jarosławiu miała ponoć wielu klientów, co wpłynęło na jego zamożność, dzięki której mógł w roku 1868 kupić od Tytusa Sławikowskiego dobra ziemskie Tymbarku i Słopnic. Jednak osobiście nie zajmował się nimi. Plenipotentem majątku ustanowił starszego o rok brata Jana. Sam w Tymbarku chyba rzadko bywał, gdyż nie był prawie znany tutejszemu społeczeństwu. Powszechnie uważano, że dziedzicem jest Jan Myszkowski.

Z danych, jakie udało się zebrać wynika, że w Tymbarku zamieszkała cała rodzina Lud­wika – rodzice i rodzeństwo. Przyjrzyjmy się im bliżej. Rodzice to: Józef Myszkowski – (1779-1869) oraz Salomea z Chociatowskich (1789-1877). Dzieci: Józef (1818-1878); Franciszka (1820-1890); Karol (1823-1880); Jan(1830-1902); Ludwik(1831-1891). Wszy­scy oni, z wyjątkiem Karola, spoczywają w krypcie kaplicy-grobowca Myszkowskich w Tymbarku. Karol, z niewyjaśnionych dotąd powodów, pochowany został na cmentarzu w Łososinie Górnej.

Jak wynika z dostępnych danych, poza Ja­nem, który ożeniony był z Walerią Borkowską, reszta rodzeństwa żyła w stanie wolnym. Tak więc Ludwik Myszkowski, nie posiadając własnego dziecka, wszystkie swe dobra sce­dował przed śmiercią na bratanka Józefa, syna Jana. Potwierdzeniem tego faktu jest wpis w Kronice Parafialnej Tymbarku (t.II, s.35) o treści: „Za mych czasów właścicielem Tym­barku i dworu był p. Józef Myszkowski. Stryj jego, p.Ludwik Myszkowski, adwokat z Jaros­ławia, kupił Tymbark, Stubno pod Przemyś­lem, Kobylnicę w Jaworskim powiecie, Łuczyce w Sokolskim i wszystkie te majątki zapisał Józe­fowi, który się później ożenił z Jadwigą z Marszałkowiczów, ze Stronia koło Przyszowej.”

Ludwik Myszkowski zmarł nagle 10 października 1891 r. w wieku 60 lat. Nie wiemy gdzie zmarł, natomiast pochowany został w krypcie rodzinnego grobowca w Tymbarku.

Jako właściciel dóbr ziemskich Tymbarku raczej nie wyróżniał się i nie wpłynął bezpośrednio na rozwój tutejszego środowiska. Podobnie i jego brat Jan, który tu gospodarzył w zastępstwie Ludwika. Był to jednak dopiero początek działalności tej rodziny w Tymbarku, która przejęła te posiadłości bardzo zaniedbane. Najpierw należało więc uporządkować wszystkie zaniedbania powstałe za poprzednich właścicieli, uregulować sprawy prawne, wyremontować budynki mieszkalne i gospodarcze oraz wprowadzać nowe plany gospodarcze i inwestycyjne, jak budowa stawów, dróg dojazdowych, zaś później tartaku itd.

Od początku pobytu w Tymbarku Mysz­kowscy oparli swe gospodarstwo na dwóch gałęziach produkcji: hodowli bydła i – przede wszystkim – gospodarce leśnej.

Jan Myszkowski nie unikał jednak pracy społecznej. W różnych pismach archiwum kościelnego są wzmianki, że był ofiarnym kolato­rem, dbającym o kościół i plebanię. Pełnił funkcję przewodniczącego Rady Parafialnej (Ko­mitetu), był członkiem Zarządu Szkoły Ludo­wej, w związku z czym brał udział w różnego rodzaju spotkaniach środowiskowych oraz uczestniczył, jako członek komisji, w „popi­sach” (egzaminach) uczniów miejscowej Szkoły Ludowej. Zaopatrywał też szkołę, jak i plebanię i organistówkę w drewno opałowe ze swych lasów.

Po śmierci Ludwika Myszkowskiego prawowitym właścicielem dóbr ziemskich Tym­barku został jego bratanek Józef. Był synem Jana Myszkowskiego i Waleni z Borkowskich, którzy za życia Ludwika byli gospodarzami jego włości w Tymbarku. Mieli czworo dzieci: Zofię, Feliksa, Józefa i Stanisława. Zofia wyszła za Jana Sitowskiego, właściciela dóbr ziemskich w Mordarce koło Limanowej. Fe­liks został rządcą majątku księcia Sanguszki w Gumniskach koło Tarnowa. Stanisław pro­wadził majątek w Hruszowicach koło Prze­myśla, zaś Józef otrzymał po zmarłym stryju wszystkie jego dobra ziemskie, w tym Tym­bark, który był jego domem.

Józef był człowiekiem wykształconym. Studiował w Szwajcarii, Austrii, Niemczech i Włoszech. Ukończył studia z zakresu leśnictwa, a praktykę leśną odbył w Saksonii i Szwaj­carii. Po ukończeniu studiów powrócił do Tymbarku, gdzie ustabilizował swe życie że­niąc się z Jadwigą Marszałkowicz, córką zie­mianina ze Stronia. Mieli troje dzieci: Lud­wika, Zofię i Jerzego.

Charakterystykę tej rodziny możemy poznać czytając kronikę parafialną: „Z dworem żyłem w przyjaźni, bo państwo Myszkowscy byli to ludzie rozumni, pracowici i prości w szlachetnym tego słowa znaczeniu. Obydwoje od­dani przede wszystkim swoim obowiązkom. Dzieci wychowywali mądrze: skromnie i reli­gijnie. Pilnowała tego p. Myszkowska, matrona o silnej woli, która nie znała kompromisów sumienia z tym, co się sumieniu sprzeciwiało, nie ustępowała ze swych szlachetnych zasad. Miała przy tem b. dobre serce. Obowiązki matki i żony spełniała z zaparciem siebie. Zawsze była jakąś pracą zajęta.”

I dalej: „Był to człowiek (Józef) poważny, cały oddany swym obowiązkom. Ukończył Forstakademie w Tarancie, w Saksonii odbył praktykę leśną (…) J Służba była do niego przywiązana bo na wszystkim się znał i tak prowadził gospodarstwo i rolne i leśne, że szło dobrze i podczas, gdy inni obszarnicy obciążeni podatkami albo służbę  redukowali, albo nie mieli czym wypłacać, tu  służba regularnie była wypłacana.”  I tak było w rzeczywistości. Józef Myszkowski gospodarstwo swe ukierunkował na dwie specjalności: gospodarka leśna, która stała na pierwszym miejscu oraz hodowla bydła, zwłaszcza krów rasy polskiej czerwonej. Ziemie orne  wykorzystywane były na uprawy stanowiące pasze dla bydła. Całość gospodarki stała na wysokim poziomie, wzorowana na najnow­szych metodach agrotechnicznych, jakie stosowane były w innych krajach, zwłaszcza w Niemczech i Szwajcarii, dokąd często wyjeżdżał, I by podpatrzyć organizacje prac i metody sto­sowane w najlepszych gospodarstwach tych krajów, a potem przenieść do siebie. Dlatego  drewno z jego lasów miało wielu nabywców, kłody wysyłano do Gdańska, gdzie były chętnie kupowane do produkcji statków, szczególnie na maszty. Założył też tartak przy dworze, gdzie produkowano szeroki asortyment desek, kantówek, łat i innych wyrobów. Również w zakresie hodowli bydła miał Józef  Myszkowski duże osiągnięcia, współpracując z Romerami z Jodłownika, zasłużonymi hodo­wcami krów rasy czerwonej polskiej. Jego stado do znane było nie tylko w kraju. Wiele sztuk  z hodowli wyeksportowano, zwłaszcza do An­glii. Stale też unowocześniał Józef swoje gospodarstwo. Obok dworu założył stawy rybne, udoskonalił budynki gospodarcze, a na początku XX w. zabrał się do budowy nowego budynku mieszkalnego, zwanego Nowym Dwor­kiem.

Nowy Dworek zlokalizowany został w odległości ok. 200 m od starego dworu, w kierunku północnym, tuż pod górą Zęzów, wśród starych drzew, przeważnie dębów. Budowany był w kilku etapach. Najpierw (prawdopodobnie w 1907 r.) wybudowano budynek partero­wy z kilkoma pokoikami letnimi na poddaszu.

W 1912 r. dobudowano I piętro i przedłużono budynek w kierunku wschodnim, łącząc go za pomocą wiaty z nowym budynkiem gospo­darczym. W budynku tym mieściły się miesz­kania dla służby, kuchnia, pralnia, stajnie dla koni przeznaczonych pod siodło i do bryczek, a także garaż. Na piętrze znajdowało się mieszkanie dla głównej gospodyni – powiernicy dworu,  jaką była Bronisława Filipiak, traktowana przez Myszkowskich niemal jak członek rodziny.

Tak budynek gospodarczy, jak i mieszkalny miały doskonałe podpiwniczenia, których pomieszczenia utrzymywały przez cały rok niemal jednakową temperaturę. Po zakończeniu I wojny światowej (1918) w Dworku dobudowano drugie piętro i zwiększono ilość pomieszczeń na pierwszym piętrze. Wybudowano też obok specjalną lodownię, w której w trocinach przechowywano duże bloki lodu.

Poza pracami związanymi bezpośrednio z prowadzeniem gospodarki sporo czasu poświęcał Józef Myszkowski tutejszemu społeczeństwu, jako kolator kościoła, czy członek Zarządu Rady Szkoły Ludowej. Ponadto współpracował z Towarzystwem Szkoły Lu­dowej, Stowarzyszeniem Hodowców Bydła Czerwonego Polskiego oraz z Krakowskim Towarzystwem Rolniczym.

Ciągle dokształcał się kupując i czytając książki z różnych dziedzin, głównie jednak związanych z rolnictwem i leśnictwem. Jedno z. pomieszczeń w Nowym Dworku zostało specjalnie przystosowane na bibliotekę. Jego ściany ze wszystkich stron, z wyjątkiem drzwi i okien, wypełniały regały od podłogi po sam sufit. Według niektórych informatorów była to w tym czasie jedna z największych prywatnych bibliotek w okolicy.

Na omówienie zasługuje też ogród, który stanowił integralną część dworu. Podzielony był na ogród ozdobny (park) otaczający Nowy Dworek oraz użytkowy. Ten z kolei miał dwie części: sad oraz warzywnik.  W ogrodzie królowała wspaniała, jak na tamte czasy, oranżeria, wybudowana w 1912 roku z cegły, w stylu neogotyckim. Część wschodnia, wyższa, to właściwa oranżeria przeznaczona do zimowego przechowywania roślin ciepłolubnych, takich jak juki, agawy, palmy, draceny, oleandry itp., które w okresie letnim umieszczane były na terenie parku oraz tarasie Dworku. Część zachodnia, znacznie niższa, to mnożarka, służąca do wysiewów i rozmnażania roślin uprawianych w gruncie. Całość ogrzewana była opalanymi drewnem piecami. Umieszczone one były w przedsionku, a od nich prowadziły kanały ogrzewcze do poszczególnych części oranżerii. Nad przedsionkiem znajdował się pokoik dla dyżurującego pracownika, zaś pod schodami do niego – studzienka. Nie tylko ułatwiała ona podlewanie roślin, ale w okresie letnim, na skutek parowania wody, wpływała na tworzenie się w pomieszczeniach specyficznego mikroklimatu, korzystnego dla roślin.

W sadzie posadzone były najnowsze odmiany drzew owocowych, zwłaszcza jabłoni, grusz, śliw, wiśni, brzoskwiń, których owoce dojrzewały w różnym czasie, co wydłużało okres ich bezpośredniego spożywania. Podobnie było i z drzewami owocowymi. W części warzywnej, poza warzywami pospolitymi uprawiane były także te mało znane, zwłaszcza w tym rejonie, jak pomidory, melony, kawony, oberżyny, szparagi i inne.

Również w części ozdobnej ogrodu rosło wiele rzadkich okazów drzew i krzewów ozdobnych, np. perukowce, magnolie, liliowiec, katalpa, różaneczniki, płaczący wiąz, ozdobna winorośl i inne pnącza.

W parku urządzone było boisko do siatkówki oraz kort tenisowy, z których korzystali nie tylko mieszkańcy dworu, ale i wielu młodych ludzi z miejscowego środowiska.

Głównym architektem tak Dworku, jak i pozostałych obiektów z nim związanych był sam właściciel, Józef Myszkowski, dzielnie wspomagany przez żonę Jadwigę.

Jadwiga Myszkowska zmarła 21 października 1921 r. w szpitalu w Krakowie po operacji na wyrostek. Ciało sprowadzono do Tymbarku i pochowano w rodzinnym grobowcu. Natomiast Józef Myszkowski zmarł cztery lata później, w dniu 16 grudnia 1925 roku. W Kronice Parafialnej jest wpis dotyczący jego śmierci i pogrzebu. Między innymi czytamy: „… umarł tutejszy dziedzic i kolator Józef Mysz­kowski, pogrzeb odbył się 19 grudnia przy udziale 11 księży. (…) Był to człowiek poważny, cały oddany swym obowiązkom”.  Udział w pogrzebie aż 11 księży świadczy, iż był znany i ceniony nie tylko w Tymbarku, ale znacznie szerzej – nie zawsze taka ilość księży brała udział w pogrzebie nawet proboszcza parafii, a co dopiero osobny świeckiej.

Po śmierci Józefa Myszkowskiego praw­nym właścicielem jego majątku została córka Zofia. Ale o tym w następnym numerze “Al­manachu”.*

*druga część artykułu była publikowana w „Almanachu Ziemi Limanowskiej” , nr 22/23 jesień/zima 2005, zaś pierwsza w numerze 19 tegoż.

Zdjęcie pochodzi z artykułu publikowanego w Almanachu.

Z cyklu „Historia tymbarskiego dworu”

Tymbarski dwór i jego właściciele

Tymbark założony został przez króla Kazi­mierza Wielkiego aktem lokacyjnym z 1353 roku. Jako miasto królewskie był jednostką dzierżawy królewskiej, zwanej tenutą, użytkowanej za pieniądze lub usługi na rzecz króla.

Taki stan prawny istniał do czasów pierwszego rozbioru Polski, czyli do roku 1772, kiedy to Tymbark znalazł się w zaborze austriackim. Austria wszystkie dobra królewskie przejęła na rzecz skarbu państwa. Dobra ziemskie były nadal dzierżawione, jednak na zupełnie innych warunkach, na tzw. kamerach (Finanskammer). Na takich też zasadach dzierżawione były dobra Tymbarku. Ponieważ ten rodzaj dzierżawy sprawiał kłopot władzom cesarskim, zaczęto królewskie majątki ziemskie sprzedawać osobom prywatnym. Tak więc, jak podaje P.Kaleciak w „Materiałach Etno­graficznych z powiatu limanowskiego” (Zeszyt 3, PTL, Wrocław 1968, s.17) „…Przyszła również kolej na dobra po byłym starostwie tymbarskim. Sprzedano je w 1830 roku (na licytacji 17 listopada 1830 r. – przyp. autora) bogatemu baronowi Antoniemu Migdalskiemu za 30.860 reńskich (guldenów). Od tego czasu Tymbark, Zamieście, Zawadka i Jasna Podłopień zrównały się w położeniu z Kisielówką i Piekiełkiem, gdyż stały się własnością prywatnych panów, jaką tamte wsie były od początku.”

Mamy więc wyjaśnienie, jak to się stało, że własność królewska stała się własnością prywatną. Znamy też nazwiska wszystkich właścicieli dóbr ziemskich Tymbarku. Byli to: Antoni Migdalski, Wiktor Sławikowski, Henryk Sławikowski, Tytus Sławikowski, Ludwik Myszkowski, Józef Myszkowski i Zofia z Myszkowskich Turska.

Dwór, obok kościoła, zawsze wywierał duży wpływ na kształtowanie i rozwój środowiska, w jakim się znajdował. Podobnie było i w Tymbarku. Pierwszy właściciel jakim był prawnie bogaty baron Antoni Migdalski, o którym niewiele wiemy, gdyż zachowane dokumenty prawie o nim nie wspominają, niczym szczególnym się nic wyróżnił, nowym nabytkiem, jaki stanowiły dobra ziemskie, nie interesował się, a wkrótce pozbył się ich na rzecz Wiktora Słowikowskiego.

Wiktor Sławikowski był profesorem nauk medycznych Uniwersytetu Lwowskiego. Specjalizował się w dziedzinie chorób oczu i słynął szeroko jako doskonały okulista, do którego tłumnie zjeżdżali pacjenci, również zagraniczni. Był bogaty, we Lwowie miał wspaniałą kamienicę. Nowy nabytek specjalnie go chyba nie cieszył, gdyż natychmiast puścił te dobra w dzierżawę Żydom. Po pewnym czasie podzielił je między synów – Tytusa i Henryka: Tytus otrzymał Słopnice Królewskie i Szlacheckie, Henryk natomiast Tymbark z Podłopieniem, Zamieściem, Zawadką.

Henryk Sławikowski był kawalerem, a słynął jako wielki dziwak. Żył tak rozrzutnie, że wkrótce groziło mu bankructwo. By uratować co się jeszcze dało, dobra ziemskie Tymbarku przepisane zostały tytułem dobrowolnego zrzeczenia na rzecz brata Tytusa. Fakt ten odnotowany został w Kronice Parafialnej (T.l, s. 13): „W tym roku Dobra, Tymbark i Słopnice przeszły z Henryka Słowikowskiego na Tytusa Słowikowskiego prawem Cessyi, lecz niedługo i Tytus Sławikowski Dobra te posia­dał bo roku 1868 sprzedał je, za cenę 36.000 florenów Panu Ludwikowi Myszkowskiemu adwokatowi z Jarosławia.”

Odnośnie braci Sławikowskich ciekawą wzmiankę znajdujemy w książce “Z pamiętnika Antoniego Józefa Nogi Marsa ” wypracował i do druku przygotował Teofil Wiadomski (wydrukowano w MCMV roku – w Drukarni J.K.Jakubowskiego WWY w Nowym Sączu). W niej na stronach 46-51 pisze autor o braciach  Sławikowski i perypetiach, z jakich musiał ich wyciągać:

„Jednymi z najbogatszych obywateli w okolicy byli dwaj bracia Sławiko­wscy, Tytus i Henryk, synowie profesora Uniwersytetu Lwowskiego, okulisty. Posiadali oni miasto Tymbark, z przyległościami; Słopni­ce Królewskie i Szlacheckie, a wreszcie dobrze reprezentującą się kamienicę we Lwowie i spo­ro gotówki. Młodszy Z nich, Tytus ożenił się z córką Bzowskiego – dzierżawcy dóbr Opactwa Cystersów w Szczyrzycu. Do niego należały Słopnice król. i szlach. Henryk zaś objął w posiadanie Tymbark z przyległościami. Obaj bracia byli nad wyraz lekkomyślni. Zwłaszcza Henryk, kawaler, znany w okolicy dziwak. Nie zajmował się sprawami swego majątku, żył bez rachunku, a nawet upijał się, co w końcu stało się u niego nałogiem. Gospodarstwo więc upa­dało z roku na rok, dochody zmniejszały się ustawicznie, podczas gdy wydatki na lekkomyślne życie rosły, pochłaniając powoli całą fortunę.

Sprzedawał więc drzewo żydom, potem las, brał bez rachunku różne towary u różnych kupców, rozumie się na kredyt, a nie obeszło się takie bez długów wekslowych. Słowem doprowadził w niedługim czasie do tego, że przeróżni wierzyciele (żydzi z Tarnowa) zahipotekowali się na Tymbarku na sumę 10.000 złr, a o 16.000 złr rozpoczęli proces, nadto okoliczni Żydzi zasekwestrowali cały ruchomy jego majątek.

Ponieważ brat jego Tytus, właściciel Słop­nic, solidarnie odpowiadał z bratem za jego długi, przeto zwrócił się do mnie z prośbą o radę i ratunek. Rozpatrzywszy sprawę, zażądałem, aby Henryk odstąpił wszystkie prawa posiadania na rzecz brata swego Tytusa, który będzie go utrzymywał przy sobie, wypłacając mu 50 złr na drobne potrzeby, gdyby jednak Henryk nie przystał na te warunki, wówczas brat będzie płacił mu 1500 złr rocznie, ratami miesięcznymi z góry.

Załatwiwszy tę sprawę, udałem się do Tarnowa, gdzie przy pomocy adwokata Stojałowskiego zaspokoiliśmy pretensje Żydów w ten sposób, że miasto 26.000 złr zobowiązaliśmy się wypłacić ratami 8.000 złr. Aby pretensje te i inne zaspokoić, sprzedał Tytus Słowikowski Słopnice szlach, za sumę 22.000 złr. Wypłacił więc wszystkie długi i w Tarnowie i u nowosądeckich żydów, zdawało się więc, że wszystkie kłopoty pomyślnie zakończone zostały.

Tymczasem zgłosił się do Słowikowskiego pewien żyd z nowymi pretensjami. Oto przedłożył różne weksle Henryka Sławikowskiego na sumę 7.000 złr, którą on u byłego arendarza szablonu sowlińskiego, różnymi czasy wypożyczył. Arendarz ów umarł, a on jako opiekun małoletnich spadkobierców zmarłego preten­sye te zgłasza. Znów wezwany zostałem do narady i pomocy. Przeglądnąłem pilnie owe weksle i natychmiast spostrzegłem na niektórych fałszywe podpisy, zapytałem więc Henryka, co może mi o tych długach powiedzieć. Z tego com usłyszał, przyszedłem do przekonania, że pretensye te w większej części są fikcyjne, że długi nie przekraczają 1.500 złr. Rozmówiłem się przeto z owym żydkiem, proponując zgodę. Gdy jednak żyd ostawał uporczywie przy całej swej pretensyi, udałem się do nowosądeckiego rabina, oddając te sprawę pod jego sąd.

Rabin wyznaczył termin, na który stawiłem się wraz Z całą paczką różnych żydków. Odbyła się bardzo ciekawa dla mnie scena. W sali, do której wprowadzony zostałem, zastałem sie­dzącego przy stole rabina, a po bokach jego, tuż przy ścianie, stało 12 żydów, którzy raz wraz służyli rabinowi to wodą, to ręcznikiem, to przynosili księgi etc. etc. Ujrzałem też niedaleko stołu mego przeciwnika. Zapytany o sprawę, która sprowadziła mnie tutaj, wyjaśniłem w krótkości całą rzecz z wekslami Henryka Sławikowskiego.

Na to zwraca się arendarz i szepce rabino­wi po żydowsku słów parę. Rabin jednak, wskazuje na trzech z otaczających go izraelitów i pyta ich o coś po żydowsku, a otrzymawszy takąż odpowiedź, uderza ręką w stół wołając: „Kompromis”. Mój przeciwnik odpowiedzi na okrzyk rabina, znowu przemawia tajemniczo do niego. Ten wskazuje tym razem na sześciu ze swej rady i pyta ich o coś po żydowsku, a otrzymawszy odpowiedź, powtarza już donośniejszym głosem swój okrzyk. Zaciekawiony tajemniczą dla mnie sceną, spoglądam na mego arendarza, który z oznaką niezadowolenia znów szepce coś cicho do rabina.

Wtem rabin zrywa się i śpiewnym głosem zakrzyczał: „Kompromis”, a okrzyk ten powtórzyła śpiewem cała jego rada przyboczna. Wówczas żydek mój rzuca się na ziemię, tłucząc głową o podłogę – Wszystko to było dla mnie dziwnym, teraz przeczułem, Że jakaś wielka ka­ra spadła na arendarza.

Żal mi go było, powstałem zatem z krzesła i wstawiłem się za nim, prosząc o przebaczenie mu winy. Wówczas rabin zapytał się o coś otaczających go żydków, po których odpowiedzi rozkazał arendarzowi, aby powstał, trzem zaś ze swego otoczenia polecił sprawę według mojej woli załatwić.” (W cytatach zachowano pisownię oryginału)

W roku 1868 Tytus Sławikowski sprzedał dobra tymbarskie Ludwikowi Myszkowskie­mu – adwokatowi Myszkowskich utrzymał go aż do marca 1945 roku, to jest do momentu jego likwidacji przez władze PRL.

Stanisław Wcisło

Od redakcji: powyższy artykuł ukazał się w numerze 19, zima 2004-2005. „Almanachu Ziemi Limanowskiej”, zdjęcie litografii pochodzi z tegoż artykułu

 

„Awanturą o Basię” rozpoczynamy cykl pt. „Historia tymbarskiego dworu” autorstwa Pana Stanisława Wcisły

Awantura o Basię

Kto z nas, będąc w wieku szkolnym, nie czytał książki Kornela Makuszyńskiego pt. „Awantura o Basię”. Większość chyba czytała ją z wypiekami na twarzy, śledząc  losy osieroconej małej Basi, której dobrzy ludzie starają się pomóc. Fakt, że nie znają oni dobrze zaistniałej sytuacji powoduje szereg komplikacji, a te z kolei „awantury” o małą Basię.
Wszystkie te problemy zawsze jednak kończą się dobrze, na co duży wpływ ma sama Basia, a raczej jej pogodny charakter i wesołe usposobienie do życia. Finałem wszystkich przygód i „awantur” jest odnalezienie zaginionego ojca i ustabilizowanie życia – w miłej atmosferze – tak Basi jak i jej ojca. Odzyskanie szczęścia przez wszystkich uczestników „Awantury o Basię”.
„Awantura o Basię to naprawdę ciekawa opowieść i warto przeczytać ją po raz drugi, będąc już nawet w wieku mocno dojrzałym.
Czy jednak wielu czytelników zastanawiało się, co zainspirowało autora, by napisać tak ciekawą powieść? Wiadomo bowiem, że każdy autor do swej twórczości jest inspirowany przez jakąś osobę, czy zdarzenie, z jakim zetknął się w życiu. Podobnie było i w trakcie podjęcia decyzji napisania opowiadania o losach i perypetiach małej Basi, które Kornel Makuszyński opisał w swej książce „Awantura o Basię”.
Kim była naprawdę Basia, którą Makuszyński wybrał na bohaterkę tego opowiadania? Warto uchylić nieco rąbka tajemnicy i przedstawić ją , jako postać prawdziwą „z krwi i kości” oraz ukazać jej prawdziwe życie, bowiem Basia Bzowska to postać autentyczna, która żyje do dnia dzisiejszego. Przez szereg lat broniła się przed jej ujawnieniem. Pragnęła pozostać nie odkrytą. Od czego jednak są wścibscy i dociekliwi , którzy węsząc i tropiąc potrafią ujawnić nie jedną tajemnicę. Tak i w tym przypadku. Powoli, śledząc krok za krokiem, doszli do właściwej osoby, która jednakże długo broniła się ujawnieniem tego. Stąd powstała nowa „awantura o Basię”, by ta wyraziła zgodę na jej ujawnienie. Po dość długim czasie „pertraktacji” pani Barbara skapitulowała i dla świętego spokoju wyraziła zgodę, pisząc na kartce z życzeniami świątecznymi, w post scriptum: „Ten Pan od Makuszyńskiego jeśli chce to niech pisze o mnie, choć mnie o tym nic nie wiadomo.”
Serdecznie dziękujemy za zezwolenie, dzięki któremu możemy nieco wkroczyć w prywatne, lecz prawdziwe życie Basi z „Awantury”.
Wprawdzie nie mamy konkretnych dowodów, które niezbicie wskazywały na tożsamość pani Barbary, jednakże , według wszelkich znaków „na ziemi” , główną bohaterką „Awatury o Basię” jest obecna pani dr Barbara Zych, żona profesora Politechniki Warszawskiej, p. Włodzimierza Zycha.
Obecna pani Barbara Zych urodziła się w Tymbarku, jako wnuczka pani Zofii Turskiej – dziedziczki dóbr ziemskich w Tymbarku(postać znana i wielokroć wymieniana w „Almanachu Ziemi Limanowskiej”). Jej mama, a córka pani Turskiej, Janina, w roku 1935 wyszła zamąż za Franciszka Bzowskiego, syna dziedzica majątku ziemskiego w Drogini, który przyjaźnił się z Kornelem Makuszyńskim.
Franciszek Bzowski ukończył Uniwersytet Jagielloński jako inżynier rolnik i do czasu ożenku gospodarzył w ojcowskim majątku. Po ślubie zamieszkał w Tymbarku, w dworku pani Turskiej . W kwietniu 1936 r. miał zamiar wyjechać na nieco dłuższy okres czasu do Szwajcarii. W związku z wyjazdem żona – pani Janina Bzowska, będąca już w końcowym okresie ciąży – przygotowywała mu wyprawę. Przygotowując bieliznę, znosiła ją z piętra na parter, gdzie miała być zapakowana do kufra. I wtedy właśnie nastąpiła tragedia. Wśród naręcza bielizny znajdował się także pistolet – nabity, jak się później okazało. Idąc po schodach, w pewnej chwili pani Janina potknęła się. Wykonując gwałtowne ruchy, by nie upaść, spowodowała wystrzał z pistoletu, zaś kula trafiła ją w brzuch, co spowodowało duży upływ krwi. Sprowadzony natychmiast lekarz, dr Kazimierz Cwojdziński, stwierdziwszy sytuację zajął się najpierw dzieckiem, które wyjął z łona matki, stosując cesarskie cięcie. Matkę natomiast samochodem odwieziono do szpitala w Krakowie. Niestety, na skutek powikłań i dużego upływu krwi, pani Janina zmarła 3 maja. Pochowana została w rodzinnym grobowcu na cmentarzu w Tymbarku. Dziecko natomiast, które urodziło się nieprzytomne, ale dawało oznaki życia, dzięki usilnym staraniom lekarza i pomocy pani Turskiej, ożyło i rozpoczęło normalne rozwój. Później okazało się , że w ciele Basi – bo pod takim imieniem została ochrzczona, utkwiła śmiercionośna kula, która zatrzymała się w splocie nerwowym tuż obok kręgosłupa. Kula ta tkwi tam do dzisiejszego dnia, co potwierdziła pani Barbara.
Wiadomości o dzieciństwie pani Basi, niestety, niewiele wiemy. Wiadomo tylko, że była dzieckiem radosnego usposobienia i była ulubienicą wszystkich, a o którą ze szczególną troską troszczyła się babcia – czyli pani Turska.. W tym okresie, prawdopodobnie, zetknął się z nią pan Makuszyński i zauroczony jej urodą, rezolutnością i wesołym usposobieniem obrał ją, jako bohaterkę swej opowieści w książce pt. „Awantura o Basię”. Że zaś mała Basia Bzowska, córka tragicznie zmarłej Janiny , była taką w rzeczywistości, wspominały o tym p.Bronisława Filipiak – pracownica dworu, zwana prawą ręką p. Zofii Turskiej oraz p.Bronisława Szewczykówna – nauczycielka, która bywała częstym gościem we dworze.
Można to zresztą zauważyć samemu, jeśli dobrze przyjrzymy się jej fotografiom z tego okresu.
To tyle odnośnie dzieciństwa Basi Bzowskiej. Skoro jednak już weszliśmy do tego ogrodu – za zgodą właścicielki -spójrzmy także, chociaż skrótowo, na dalsze lata panny Bzowskiej, a zarazem pani Barbary Zych.
Wychowywana była pod troskliwą opieką swej babci – pani Zofii Turskiej, dla której Basia była „oczkiem w głowie”. Tak było do końca okupacji, a raczej do czasu likwidacji dworu i wyrzucenia jego mieszkańców po prostu na bruk. Dzięki swej serdecznej koleżance, jaką była Teresa Steczowicz, Basia nie przeżyła bezpośrednio tragedii rodzinnej, jaka wydarzyła się w dniu likwidacji dworu (pisano o tym w „Almanachu” nr 24…), gdyż Teresa w tym dniu właśnie zaprosiła ją do swego domu.
Jako dziecko Basia była bardzo rezolutna i miała wesołe usposobienie. Dzięki tym zaletom była ulubienicą wszystkich mieszkańców dworu. Prawdopodobnie w tym okresie Kornel Makuszyński zetknął się z nią i uroczony jej urodą, rezolutnością i wesołym usposobieniem obrał ją, jako bohaterkę swej opowieści pt. „Awantura o Basię”. Że zaś Basia taką była w rzeczywistości wspominała o tym często p. Bronisława Filipiak (pracownica dworu, zwana „prawą ręką” p. Zofii Turskiej) oraz p. Bronisława Szewczykówna – nauczycielka, która była częstym gościem we dworze. Widać to zresztą i na fotografiach, z okresu jej dzieciństwa, jakie udało nam się zdobyć.
A teraz – skoro już uzyskaliśmy zezwolenie –poświęćmy nieco uwagi późniejszym wydarzeniom z życia pani Basi.
Po ustabilizowaniu się spraw związanych z likwidacją dworu przez władze PRL, Zofia Turska, wraz z córką Danutą i Basią zamieszkały we Wrocławiu, gdzie, jak pisze sama p. Barbara (w trzeciej osobie): „Wychowaniem wnuczki zajęła się z troską najlepszej matki.
Barbara, mieszkając z ciotką Danutą Turską, ukończyła Wyższą Szkołę Rolniczą we Wrocławiu, a potem zgodnie z tradycją rodzinną, wyjechała na dalsze studia do Zurychu (Szwajcaria), gdzie na renomowanej uczelni Eidgenossische Technische Hochschule uzyskała w roku 1964( jako pierwsza kobieta na tej uczelni – przypis mój) tytuł doktora nauk rolniczych. Ale nie mogła już, niestety, spożytkować swojej wiedzy w ukochanym Tymbarku, jako jedna jego prawna spadkobierczyni.
W okresie studiów w Zurychu poznała Włodzimierza Zycha robiącego doktorat z dziedziny fizyki na tamtejszym uniwersytecie.
Barbara i Włodzimierz pobrali się w 1965 r. w Warszawie, gdzie zamieszkali i mieszkają do dziś.
Barbara pracowała początkowo w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, następnie w Centralnej Bibliotece Rolniczej. Mąż, Włodzimierz, jest profesorem fizyki na Politechnice Warszawskiej.
W roku 1967 urodził im się syn Piotr Antoni, który ukończył geografię na Uniwersytecie Warszawskim. Pasją jego życia są podróże po całym świecie i chodzenie po górach.”
Tyle o sobie podaje p. Barbara. Natomiast w „Miesięczniku Politechniki Warszawskiej (Nr 02 (110) z lutego 2007 r.) znajduje się artykuł Joanny Kosmalskiej, pt. „Historia pewnego marzenia”, poświęcony prof. W. Zychowi – mężowi p. Barbary – w którym na specjalne podkreślenia zasługują takie zdania: „Zafascynowany zagadnieniami fizyki jądrowej, współtworzący pierwsze placówki naukowe tą dziedziną się zajmujące, pierwszy Polak, który pracował naukowo w CERN-nie. Sądzić należy, że również pierwszy, który przemierzył tysiące kilometrów, aby oglądać budowle gotyckie.”… „Jest autorem skryptu „Podstawy fizyki” i współautorem książki „Wybrane zagadnienia fizyki”, był opiekunem wielu magistrantów i promotorem wielu prac doktorskich.(…) Był inicjatorem wprowadzenia do programów nauczania nowych przedmiotów, jak np. ”Komputerowe metody analizy danych.”…”Był współtwórcą utworzonego w roku 1975 Wydziału Fizyki Technicznej i Matematyki Stosowanej. To w jego gabinecie – jak pisze prof. Pluta w laudacji – toczyły się gorące dyskusje nad programami nauczania i profilem przyszłego absolwenta.” Zaś między tymi zdaniami jeszcze zdania mówiące o jego prywatnym życiu. ”Wolne od pracy i badań chwile spędzał na zwiedzaniu Europy. Najpierw sam, potem z narzeczoną, obecnie żoną, Barbarą, która podobnie jak on robiła doktorat na Politechnice w Zurychu, na Wydziale Rolnym…. Odbyli wtedy, i później wiele wycieczek Jedna z nich, licząca ponad 5 tyś. kilometrów – od Włoch, poprzez Francję, Niemcy, na krajach Beneluksu kończąc – szlakiem budowli gotyckich. Inną podobną – szlakiem budowli romańskich.”
Zamiłowanie do podróżowania odziedziczył po rodzicach ich jedyny syn, Piotr, który obecnie jest geografem Że zaś dziedziczenie jest cechą, z której można wiele wnioskować, widzimy to i w następnym pokoleniu, jakim jest córka p. Piotra, Zosia. Jak widać na fotografii, jest ona bardzo podobna do swej babci, czyli pani Barbary. Ma też wiele podobnych cech – np. pogoda ducha, duża żywotność o zadziwiające często słuchaczy trafne uwagi i wypowiedzi. Cechy te tak bardzo przypominają bohaterkę z książki „Awantura o Basię” K. Makuszyńskiego, co stanowi jeszcze jeden powód, by stwierdzić, że była nią pani Barbara Zych, pod swym dziecięcym nazwiskiem Basia Bzowska.

Stanisław Wcisło 

Spotkanie z historią – Kolekcja Prywatna Tymbark

SPOTKANIE  XII

część druga

TYMBARK – STACJA KOLEJOWA

Profesor Leopold Węgrzynowicz ( 1881 – 1960 ) wybitny etnograf i krajoznawca, gorący patriota, nauczyciel i wychowawca. Przyjaciel i współpracownik Mieczysława Orłowicza. Od roku 1920 twórca, redaktor i główny animator pisma krajoznawczego ” Orli Lot „. Po odzyskaniu niepodległości w latach dwudziestolecia międzywojennego z wielką pasją, a co najważniejsze z wielkim profesjonalizmem przyczynił się do rozpropagowania turystyki krajoznawczej, szczególnie wśród młodzieży. Ta bezpośrednia forma obcowania, poznania i odkrywania piękna przyrody, tradycji, różnorodności kulturowej naszej ukochanej Ojczyzny to bezcenna spuścizna, którą pozostawił  dla nas, dla przyszłych pokoleń ten wielki człowiek.  Po pracowitym życiu spoczął na cmentarzu naszej sąsiedniej miejscowości – umiłowanej Dobrej. Obecnie Profesor Leopold Węgrzynowicz to patron szkoły w Dobrej. I tu należy się wielki ukłon dla naszych sąsiadów  za tak godne uhonorowanie swojego rodaka.

Profesor Leopold Węgrzynowicz – 1937

Czytając tekst naszego dzisiejszego spotkania zapytać można gdzie zapodział się wątek z poprzedniej pierwszej części. Powróćmy zatem do prezentowanych wcześniej dawnych pocztowych kart. Pocztówka ” Tymbark – Wnętrze kościoła ” – nakład Kółka Rolniczego w Dobrej (przedstawiana już w naszych spotkaniach – patrz SPOTKANIE IV ) – pocztówka „Tymbark – Dworzec kolejowy ” – nakład Kółka Rolniczego Jasna – Podłopień – wydane około roku 1920, obydwie z pocztowego obiegu. Na odwrocie korespondencja, słowa, które po tylu latach nadal czarują swoim urokiem, którym niepodobna się oprzeć – ten sam charakter pisma –  „…Najdroższy … tak mi brak Ciebie … że aż się rozchorowałam … ktoś miał co dzień pisać a On Ją zbywa bo Kurpie czekają … Pa! Przykrzy mi się okrutnie Twoja Lo … ” Przepiękne przyzwoite dawne czasy. Miłość, uczucia, tęsknota …. Kim była tajemnicza ” Lo ” pozostawmy ewentualnym biografom. Adresatem tych starych „tymbarskich” pocztówek był nie kto inny tylko Profesor Leopold Węgrzynowicz. Na jednej karcie wyraźnie odbity datownik z roku 1922 i stempel pocztowy z Dobrej. Oglądając te dawne pocztowe karty nasuwa się nieodparcie myśl, że nawet w takiej formie Pan Profesor pozostawił nam po sobie coś przeuroczego i pewnie życzyłby sobie  żebyśmy i my również kiedyś otrzymywali w takiej lub innej formie tak pełne uczuć wiadomości …

Pocztówki Pana Profesora

Dobra na starej pocztówce

Cudowne dawne lata, a wydaje się jakby to było wczoraj. Dawne marzenia o wielkim świecie, o podróżach w dalsze lub bliższe miejsca spełniało się wsiadając do kolejowego wagonu. I czy trwało to bardzo długo czy też tylko parę dni, wiecie Państwo kiedy były największe emocje w tych podróżach? Kiedy serce zaczynało coraz szybciej bić ?  Wtedy, gdy pociąg już ruszał ze stacji kolejowej w Dobrej, za chwilę słychać było charakterystyczny stukot kół na wysokim kolejowym wiadukcie, pociąg szybko toczył się w dół – jeszcze tylko parę minut i z dala było już widać jakże bliskie miejsca. Kiedy już wysiadło się z pociągu na stacji kolejowej w Tymbarku to już było wiadomo – jesteśmy w domu.

Koperta z dworu w Jodłowniku

Skoro dzięki dawnym pocztówkom zawędrowaliśmy w naszym spotkaniu do ościennej Dobrej to już będąc co prawda w niedalekiej, ale jednak podróży, zaglądnijmy do również sąsiadującego z nami Jodłownika. Odwiedźmy wspominany już kiedyś dawny dwór Romerów, a w nim kancelarię pana dziedzica. Na biurku pośród innych papierów i dokumentów leży zwykła niebieska koperta. Patrząc na zamieszczone powyżej zdjęcia i kojarząc do tego tytuł naszego spotkania „Tymbark – stacja kolejowa” przyznają Państwo, że przygoda z historią naszej Małej Ojczyzny i jej okolic doprawdy jest pasjonująca. Kilka starych pocztówek, fotografie, dawny przewodnik, album o minionych  czasach i opowieść o historii można by snuć bez końca.

Powitanie

 …. od strony Dobrej coraz wyraźniej słychać na torach stukot kół. Gwizd parowej lokomotywy brzmi dzisiaj jakoś wyjątkowo radośnie. Zza zakrętu wyłania się pociąg i powoli wjeżdża na stację kolejową w Tymbarku. Basia ze szczęścia aż podskakuje. Z okna wagonu macha już do niej równie uradowany ukochany Tata …

Objaśnienia:

1) Oryginalna fotografia Leopolda Węgrzynowicza została wykonana podczas jednej z wypraw krajoznawczych z grupą młodzieży. Na rewersie opis „Do Telechan” oraz datowanie rok 1937. Miejscowość Telechany – Kanał Ogińskiego – Pińszczyzna – Polesie – Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej ( obecnie Białoruś ) to tereny których dotyczy to niezwykle cenne zdjęcie.

2) Na jednej z kart pocztowych z korespondencją do Leopolda Węgrzynowicza widoczne są nazwy miejscowości Szymanów, Teresin – pocztówka jest datowana na rok 1922 – od roku 1927 w Teresinie rozpoczyna się historia Niepokalanowa – wielkiego dzieła skromnego franciszkanina obecnie już Świętego Maksymiliana Marii Kolbego. Te niezwykle wartościowe pocztowe karty zostały zakupione do zbioru na aukcji antykwarycznej.

3) „Dobra – Kościół” – wydanie ok. 1900 – 1905 – to jedna z najstarszych pocztówek przedstawiających obiekt zabytkowy Ziemi Limanowskiej objętych obecnie szczególną opieką konserwatorską i promocją w ramach projektu Szlak Architektury Drewnianej .

4) Wizyta w dworze w Jodłowniku potwierdza jak cenne i korzystne znaczenie dla naszej miejscowości i okolic miało istnienie stacji kolejowej w Tymbarku.

Materiały:

1) Leopold Węgrzynowicz – fotografie do 1939 archiwum – „Kolekcja Prywatna Tymbark”,

2) Pocztówki – Tymbark – Dobra – zbiór pocztówek historycznych do 1939 – „Kolekcja Prywatna Tymbark”,

3) ” Ziemianie” – Wydawnictwo Znak Kraków 1998 – księgozbiór – „Kolekcja Prywatna Tymbark”.

SPOTKANIE XII 

Przedstawione materiały mogą służyć wyłącznie celom poznawczym i edukacyjnym – chronione są prawem autorskim. Kopiowanie i rozpowszechnianie do celów komercyjnych jest niedopuszczalne. Kojarzenie zdarzeń i nazwisk do osób współcześnie żyjących jest nieuzasadnione.

 SPOTKANIA Z HISTORIĄ – KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

Szanowni Czytelnicy portalu Tymbark.in „Kolekcja Prywatna Tymbark” zaprasza do pasjonującej przygody z historią i do następnego spotkania!

Spotkania z historią – Spotkanie XII

SPOTKANIE XII

(część pierwsza)

TYMBARK – STACJA KOLEJOWA

 Tymbark – Stacja Kolejowa na starej pocztówce

Wreszcie jest, ten tak długo oczekiwany,wyśniony,wymarzony dzień. Basia od samego rana co rusz prosi – Mamo chodźmy,no chodźmy,może pociąg przyjedzie wcześniej. – Drogie dziecko wiesz że kolej jest bardzo punktualna – Tatuś jeszcze czeka na przesiadkę w Chabówce. – Parę dni wcześniej przyszła depesza. Tata Basi po kilku latach spędzonych w „Ameryce” właśnie dzisiaj przyjeżdża do domu. – Z rynku w Tymbarku do stacji kolejowej nie jest daleko.Dziewczynka biegnie przodem. Na drewnianym moście słychać odgłos jej szybkich kroków.Jeszcze tylko zakręt i droga prowadzi prosto do dworca .. ”  … Tak. Dokładnie do dworca. Bo trzeba przypomnieć że pierwszy pierwotny budynek dworca na stacji kolejowej w Tymbarku był bardzo okazały. Powstał w latach 1882 – 1883 i był częścią infrastruktury uruchomionej w roku 1884  c.k.Galicyjskiej Kolei Transwersalnej a dokładniej jej części – linii 104 Chabówka – Nowy Sącz. Aby opowiedzieć historię najpiękniejszej linii kolejowej w Małopolsce należy cofnąć się do drugiej połowy XIX wieku. Wówczas przez teren Galicji należącej do Austro-Węgier przebiegała tylko jedna linia kolejowa Wiedeń – Kraków – Lwów. Niestety miała ona strategicznie fatalne położenie. Podczas wojny z Prusami w roku 1866 wystarczyło, że zostaje zniszczony jeden most, a powoduje to całkowite odcięcie dostaw do Galicji od zasadniczej części Austro-Węgier. Po tych wydarzeniach zaistniała potrzeba zaprojektowania nowych kolejowych połączeń. Powstaje koncepcja budowy Galicyjskiej Kolei Transwersalnej. Przyczyną podjęcia takich działań są nie tylko względy militarne ale także chęć unowocześnienia i zagospodarowania bądź co bądź „zacofanej Galicji” (w Tymbarku słuszność tej koncepcji przez szybkie połączenie ze „światem” jest odczuwalnie widoczna od lat 30-tych XX wieku). W 1882 roku zostaje wydane pozwolenie na budowę linii kolejowej z Czadcy ( ob. Słowacja ) do Husiatynia ( ob. Ukraina ). W dwa lata zostaje wybudowane 577 km nowych linii kolejowych co przy ówczesnych możliwościach technicznych oraz potrzebie wybudowania wielu mostów, wiaduktów, nasypów, stacji i  pozostałej niezbędnej infrastruktury kolejowej było niezwykłym przedsięwzięciem nie tylko jak na tamte czasy. 16 grudnia 1884 linia zostaje otwarta. W początkowym okresie na trasie Chabówka – Nowy Sącz kursowały dwie pary pociągów dziennie ( składy były łączone – wagony pasażerskie wraz z towarowymi ). Czas pokonania 77 km tego odcinka wynosił około 4 godzin. Uruchomienie połączenia kolejowego było od momentu powstania dosłownie  „otwarciem okna na świat”  dla naszej miejscowości i okolic. Historia pokazała jaki był to skok cywilizacyjny mający wpływ na gospodarczy i komunikacyjny postęp.

Tymbark – Dworzec Kolejowy 1884 – 1945

Prezentowana powyżej pocztówka ” Tymbark – Dworzec Kolejowy ” to ogromna rzadkość w tak dobrym stanie zachowania. Nakład Kółka Rolniczego Jasna – Podłopień – wydana ok. roku 1920. Niezwykła bezcenna wartość ikonograficzna tej dawnej historycznej karty pocztowej – obraz nieistniejącego budynku dworca kolejowego w Tymbarku wysadzonego przez wycofującego się przed frontem okupanta w styczniu 1945 roku. Do naszych czasów zachował się budynek dworcowego zaplecza w którym znajdowały się stacyjne sanitariaty i pomieszczenia gospodarcze. Według położenia tego niewielkiego budynku możemy dzisiaj dokładnie określić pierwotne usytuowanie dworca kolejowego w Tymbarku. Widok dawnego dworca w Tymbarku od strony torów, peronu przedstawia widoczne obok pocztówki zdjęcie. Jest to fotografia autorstwa Klementyny Zubrzyckiej – Bączkowskiej z ok. 1915 roku. Oryginał tej fotografii znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Historii Fotografii im. Walerego Rzewuskiego w Krakowie. Przedstawiony poniżej materiał zdjęciowy pokrótce przybliża niezwykłą osobę Klementyny Zubrzyckiej oraz wydawnictwo MHF w Krakowie – „Światło – czułe świadectwo. Skarb z Limanowej”.

Klementyna Zubrzycka – Bączkowska 1887 – 1968

Wraz z powstaniem połączeń kolejowych od przełomu XIX i XX wieku następuje powszechna dostępność i jak na tamte czasy możliwość szybkiego podróżowania, a co za tym idzie rozwój turystyki. Do podróży i poznania niejednokrotnie dziewiczych miejsc niezbędne były i są przewodniki. Najwybitniejszym autorem dawnych ówczesnych, a co najważniejsze polskich przewodników był Mieczysław Orłowicz. Wydawnictwa jego autorstwa to klasyka z pionierskich historycznych opracowań przewodnickich. ” Ilustrowany Przewodnik po Galicyi ” ( pisownia org. ) został ukończony i był gotowy do druku w roku 1914 jednak wskutek wybuchu wojny i dziejowych zawirowań ukazał się dopiero w roku 1919. W roku 1926 został wydany „Ilustrowany Przewodnik Kolejowy ” także autorstwa M. Orłowicza, który w swojej treści omawia  min. naszą linię kolejową Chabówka – Nowy Sącz. Poniżej możemy zobaczyć oryginalny kompletny egzemplarz tego wydawnictwa wraz z mapą  kolejowych połączeń.

M. Orłowicz – Przewodnik po Galicyi

M. Orłowicz – Przewodnik Kolejowy 1926

Prezentowana w dzisiejszym spotkaniu pocztówka „Tymbark – Dworzec Kolejowy” zajmuje w zbiorach pocztówek historycznych mojej kolekcji wyjątkowe miejsce. Od momentu pozyskania zachwyca wartością jaką całościowo posiada ten egzemplarz. Dla wyjaśnienia w kolekcjonerstwie wycena materialna danego waloru jest i być powinna sprawą raczej nie najważniejszą. Wyjątkowa jest bezcenna wspomniana już wartość ikonograficzna tej dawnej karty ale także treść korespondencji na odwrocie. Datowanie wg pocztowego kasownika to rok 1922 a adresatem jest ——– c.d.n. ——-  Koniec części pierwszej

OBJAŚNIENIA: 1) W poprzednich spotkaniach były już prezentowane przypomniane również w dzisiejszym dawne pocztówki z motywem stacji kolejowej w Tymbarku, ciekawostką są te pocztówki obrazkowe, na których widać praktycznie ujęcia z tych samych miejsc ale wydane w odstępie mniej więcej dziesięciu lat ( ok. 1925 – 1935 ).

2) ” Tymbark – Dworzec Kolejowy” – pocztówka z bardzo poprawnie podaną nazwą głównego motywu, który przedstawia, co niejednokrotnie było dawniej często mylone ze stacją kolejową. To jest właśnie budynek dworca, który owszem znajdował się na stacji kolejowej, ale był tylko jednym z elementów jej zabudowy. Wg. terminologii kolejowej stacja (nie mylić z przystankiem) to min. właśnie dworzec, perony, torowiska itd. cała pozostała infrastruktura. Proszę zwrócić uwagę na widoczny na tej pocztówce konny zaprzęg i  przypomnieć sobie nasze pierwsze spotkanie. Konny zaprzęg obok budynku magistratu na rynku w Tymbarku. Czyż to przypadkiem nie ten sam wozak pocztowy ?

3) Przedstawiona dzisiaj fotografia dawnego budynku dworca kolejowego w Tymbarku to wtórnik z przedwojennego oryginału. Dokładnej daty wykonania ze względu na brak opisu ustalić się nie da – MHF podaje ok.roku 1915 – możemy jednak pokusić się o ustalenie pory roku i dnia. Resztki liści na drzewach to z pewnością jesień. Promienie rzucające cień drzew na ścianę dworcowego budynku to zachód chylącego się ku wieczorowi słońca.

4) Mieczysław Orłowicz ( 1881 – 1959 ) pionier i propagator szeroko pojętej turystyki, autor około stu turystycznych przewodników. Prezentowany oryginalny kompletny egzemplarz „Przewodnika Kolejowego” jego autorstwa z roku 1926 wraz z załączoną do wydawnictwa mapą  w zachowanej kartonowej autentycznej  oprawie to rzadkość – używane w podróżach przewodniki były na ogół wtórnie oprawiane w twarde, co prawda praktyczne ale już nieoryginalne okładki.

 MATERIAŁY: 1) Pocztówki do roku 1939 – zbiór pocztówek historycznych – „Kolekcja Prywatna Tymbark „

2) „Dworzec Kolejowy Tymbark ” fotografia kolekcjonerska – archiwum, zbiory – ” Kolekcja Prywatna Tymbark „

3) ” Światło – czułe świadectwo.Skarb z Limanowej ” – publikacja Muzeum Historii Fotografii w Krakowie będąca elementem projektu pod nazwą ” Klucz do magazynu” poświęconego zbiorom własnym fotografii MHF – Kraków 2013 – księgozbiór – „Kolekcja Prywatna Tymbark „

4) „Ilustrowany Przewodnik po Galicyi ” M. Orłowicz – reprint – Krosno 2005 – księgozbiór – „Kolekcja Prywatna Tymbark „

5) „Ilustrowany Przewodnik Kolejowy – Polska – część południowo-zachodnia” M. Orłowicz – Warszawa 1926 – księgozbiór – „Kolekcja Prywatna Tymbark”.

50) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

 SPOTKANIE XII – część pierwsza

 Przedstawione materiały mogą służyć wyłącznie celom poznawczym i edukacyjnym – chronione są prawem autorskim. Kopiowanie i rozpowszechnianie do celów komercyjnych jest niedopuszczalne. Kojarzenie zdarzeń i nazwisk do osób współcześnie żyjących jest nieuzasadnione.

Szanowni Czytelnicy Tymbark.in „Kolekcja Prywatna Tymbark” zaprasza do pasjonującej przygody z historią i do następnego spotkania !

Spotkania z historią – Kolekcja Prywatna Tymbark

SPOTKANIE XI 

 KALENDARZE 

(część druga)

Kalendarzyki kieszonkowe – niewielkich rozmiarów, niepozorne – te dawne historyczne wydawnictwa są niezmiernie wartościowe. W dzisiejszym spotkaniu przedstawię tylko kilka  ze zbioru. Oryginały z czasów historycznych wydarzeń, wręcz dokumenty tamtych lat – bezcenne polskie patriotyki.

Legionista Polski 1915

Kalendarzyk „Legionista Polski ” na rok 1915 to jedno z pierwszych wydawnictw dotyczących legionowych bojów 1914 roku. W kalendarium, począwszy od sierpnia do grudnia, odnotowane są już historyczne wydarzenia dotyczące Legionów Polskich.

Kalendarzyk Obrońców Lwowa 1919

Kalendarzyk Obrońców Lwowa ” na rok 1919 – w treści opis wydarzeń listopada 1918 ,  Lwowskie Orlęta – niewymiernej wartości historyczny skarb z naszej kresowej stolicy.

Kalendarzyk 1917

„Kalendarzyk ilustrowany na rok 1917 ” – kolekcjonerski rarytas. Założona w XIX wieku przez Jakuba Pugeta introligatornia ( funkcjonująca do roku 1939 pod różnymi nazwami wielopokoleniowa firma rodzinna ) w latach 1912 – 1925 drukowała upamiętniające historyczne wydarzenia z dziejów Polski luksusowe kieszonkowe kalendarzyki. O renomie tej firmy świadczy powierzenie jej oprawy Konstytucji marcowej z roku 1921. Jak piękne były to wydawnictwa pokazuje nam materiał zdjęciowy. Widoczny na okładce zrywający kajdany orzeł to introligatorski wycisk. Poniżej proszę zobaczyć oprawę dzieła Syrokomli z roku 1880 autorstwa Pugeta. Ten bibliofilski biały kruk jakże zachwyca swoim wysokim edytorskim i artystycznym poziomem. Na oprawie dokładnie widoczny suchy tłok introligatora.

Puget – introligator

W zbiorze dawnych okolicznościowych kalendarzyków z lat 20-tych XX wieku znajdziemy równie interesujące pozycje. ” Kalendarzyk krakowski 1920 ” to urocza miniaturka z epoki. Proszę spojrzeć na wymiary w odniesieniu do zwykłej zapałki. W kalendarzyku na rok 1924 znaczki z okresu poprzedzającego tzw. reformę Grabskiego i ustanowienia złotego naszą walutą.

Historyczne kalendarzyki kieszonkowe

Uzupełnieniem naszego spotkania niech będzie oryginalna karta pocztowa z roku 1917 ” Pieśń Strzelców”. Na przedstawianym powyżej kalendarzyku na rok 1917 orzeł zrywa zaborcze kajdany. Proszę spojrzeć na pocztówkę – ten sam orzeł prowadzi do boju polskiego żołnierza. Na odwrocie korespondencja braci Michałowskich. Adresatem jest ułan Pierwszego Pułku Ułanów Wojska Polskiego. Najważniejszym słowem na tej karcie jest Matka. Matka Ojczyzna.

56) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

57) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

60) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

59) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

Pieśń Strzelców

 Objaśnienia:

1) Kalendarzyki firmy Puget są wielką rzadkością na rynku antykwarycznym. W dzisiejszym spotkaniu pokazany jest ten na rok 1917 – ma dokładnie sto lat, pięknie zachowany egzemplarz. Widoczny na zdjęciach kalendarzyk na rok 1918  tzw. ” kościuszkowski ” będzie bardziej szczegółowo pokazany w naszych przyszłych spotkaniach.

2) ” Urodzony Jan Dęboróg ”   – szlachecka gawęda Syrokomli ( Ludwika Kondratowicza  ) z rycinami Andriollego to pierwsze ilustrowane wydanie tego dzieła z 1880 roku – w oprawie Pugeta wyjątkowy unikat

3) Wszystkie przedstawiane w tym spotkaniu walory to oryginalne kolekcjonerskie i patriotyczne pamiątki o bezcennej wartości historycznej.

Materiały:

1) Zbiór historycznych, patriotycznych i okolicznościowych kalendarzyków 1914 – 1939 – ” Kolekcja Prywatna Tymbark „,

2) ” Urodzony Jan Dęboróg „- zbiory bibliofilskie – księgozbiór – ” Kolekcja Prywatna Tymbark ”

3) Karta pocztowa ” Pieśń Strzelców ” 1917 – zbiór pocztówek historycznych 1900 – 1939 – ” Kolekcja Prywatna Tymbark ”

61) KOLEKCJA PRYWATNA TYMBARK

  SPOTKANIE XI  (część druga)

Przedstawione materiały mogą służyć wyłącznie celom poznawczych i edukacyjnych – chronione są prawem autorskim. Kopiowanie i rozpowszechnianie do celów komercyjnych jest niedopuszczalne. Kojarzenie zdarzeń i nazwisk do osób współcześnie żyjących jest nieuzasadnione.

  Szanowni Czytelnicy Tymbark.in ” Kolekcja Prywatna Tymbark ” zaprasza do pasjonującej przygody z historią i do następnego spotkania !

Spotkania z historią – Kolekcja Prywatna Tymbark

SPOTKANIE XI

„KALENDARZE”

 ( Część pierwsza )

Minął kolejny rok. Na ścianie jest już nowy kalendarz na 2017 rok, a w nim to co w kalendarzu najistotniejsze – dni, tygodnie, miesiące – te co przed nami. Tradycyjnie od Ochotniczej Straży Pożarnej w Tymbarku. Roznoszony przez dzielnych Druhów po naszych domach z dobrym słowem i życzeniami pomyślności. I oby mijał nam w zdrowiu, zgodzie i spokoju.
Tematem naszych spotkań jest historia. Cofnijmy się zatem w czasie, spójrzmy na dni, lata, na to co przeminęło właśnie przez pryzmat kalendarzy. Zapraszam do zbioru, kolekcji historycznych kalendarzy sprzed wieku a nawet więcej lat. Do czasów zaborów, niewoli i zwątpienia. Do czasów walki, bólu, krwi i śmierci. Do czasów nadziei, wiary i zwycięstwa.
 Kalendarz 1914
Kalendarz na rok 1914 tygodnika ” Świat ” nosi znamienny, proroczy,  tytuł – ” Nasz Rok 1914 „. Dokładnie tak. To był rok kiedy wszystko się rozpoczęło, rok powstania Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego, rok początku drogi do niepodległości naszej Ojczyzny. Okładka jest trochę podniszczona, ale widać jeszcze charakterystyczne secesyjne zdobienia. Na tylnej stronie oprawy reklama, znak graficzny zakładu fotograficznego Mariana Fuksa. I zdanie ” …. zdjęcia poza obrębem zakładu „. Jak rzetelna była ta oferta można było przekonać się już w sierpniu roku 1914 – marsz kadrówki, wkroczenie do Kielc – pozostałe z tych czasów pocztówki i fotografie wykonał między innymi właśnie Marian Fuks.
6-kolekcja-prywatna-tymbark
 Kalendarze Legionów Polskich
Prezentowane poniżej książkowe kalendarze na rok 1915 – 1916 – 1917 drukowane były w latach 1914 – 1916 . Oryginały z okresu tworzenia się legionowych oddziałów i ich późniejszych bojów. Na  kartach kalendaria, kroniki toczonych walk, wspomnienia poległych, dokumentalne i literackie opisy, fotografie, wzruszająca tworzona przez naocznych świadków i uczestników w większości tragicznych wydarzeń poezja. Proszę przeglądając dołączony materiał dokładnie wczytać się w treść. Na stronach pierwszego „legionowego” kalendarza na rok 1915 w „Kronice wojennej Legionów” opisującej działania z końca listopada 1914 roku znajdziemy krótkie, ale jakże piękne zdanie. „Tymbark był wolny”.

Kalendarz 1915

28-kolekcja-prywatna-tymbark Kalendarze Legionów Polskich

 Kalendarz 1916

44-kolekcja-prywatna-tymbark
 Kalendarze Legionów Polskich

Kalendarz 1917

Z dwudziestolecia międzywojennego zachowały się równie wartościowe książkowe kalendarze. Choć w większości zawierają już nieaktualne informacje, są interesującymi artefaktami z epoki, która przeminęła. Pierwszy tom popularnej serii groszowej to właśnie kalendarz na 1925 rok. W tej części naszego  spotkania zobaczmy również bardzo ciekawy ” Kalendarz Przyjaciół Związku Strzeleckiego” na rok 1936.
 Kalendarz 1925
 Kalendarz 1936 
Objaśnienia:
1) Przedstawione oryginalne, kompletne, historyczne legionowe kalendarze są wielką rzadkością – dostępne na ogół w wersjach cyfrowych instytucji muzealnych. Wydane w Wiedniu, Krakowie i Lwowie . Bezcenny dokument z lat 1914 – 1918 . W tej części spotkania prezentowane są kalendarze książkowe – w drugiej kolekcja  kieszonkowych kalendarzyków historycznych, patriotycznych i okolicznościowych z lat 1914 – 1939.
2) Wspomniany w materiale legionowy epizod z roku 1914 dotyczący Tymbarku jest w pełni udokumentowany w późniejszych wydawnictwach i historycznych opracowaniach.
3) Otrzymany od OSP  Tymbark kalendarz na rok 2017 celowo wykorzystałem do przedstawienia okresu jakiego dotyczy tematyka naszych spotkań. Świadomość lat jakie minęły, cały wiek – 1917 – 2017 –  i to że dzisiaj możemy obcować z historycznymi walorami z tamtych czasów nadaje sens gromadzenia i tworzenia powiedzmy nawet skromnych zbiorów kolekcjonerskich.
Materiały: 1) Kalendarze Legionów Polskich 1915 – 1916 – 1917 – biblioteka Legionów, Józef Piłsudski – księgozbiór – ” Kolekcja Prywatna Tymbark „.
2) Kalendarz 1914 – Kalendarz 1925 – Kalendarz 1936 – księgozbiór – ” Kolekcja Prywatna Tymbark ” 3) Kalendarz 2017 OSP Tymbark – regionalia – ” Kolekcja Prywatna Tymbark „
99-kolekcja-prywatna-tymbark
 SPOTKANIE XI
Przedstawione materiały mogą służyć wyłącznie celom poznawczym i edukacyjnym – chronione są prawem autorskim. Kopiowanie i rozpowszechnianie do celów komercyjnych jest niedopuszczalne. Kojarzenie zdarzeń i nazwisk do osób współcześnie żyjących jest nieuzasadnione.
 Szanowni Czytelnicy Tymbark.in ” Kolekcja Prywatna Tymbark ” zaprasza do pasjonującej przygody z historią i do następnego spotkania !